wtorek, 11 czerwca 2019

,,Wojna skrzydlatych''


,, […] Słynny astronom sir John Herschel zaobserwował na Księżycu […] małpowatych ludzi ze skrzydłami [...]’’ - Nick Arnold ,,Monstrrrualna erudycja. Kosmos, gwiazdy i zakichani kosmici’’






O amerykańskim pisarzu science fiction i fantasy pochodzenia duńskiego, Poulu Andersonie (1926 – 2001) dowiedziałem się po raz pierwszy w 2006 r. czytając ,,Rękopis znaleziony w smoczej jaskini’’ Andrzeja Sapkowskiego. Powieść Andersona ,,Trzy serca i trzy lwy’’ została przez Sapkowskiego umieszczona w opracowanym przezeń kanonie fantasy. 







 W 2012 r. przeczytałem inną książkę Andersona – kupioną od ulicznego sprzedawcy powieść science fiction ,,Wojna skrzydlatych’’ (tytuł oryginału: ,,War of the Wing Men’’ - wydanie skrócone bez zgody Autora z 1958 r. i ,,The Man Who Counts’’ z 1979 r.).
Akcja powieści rozgrywa się w XXV wieku na odległej planecie Diomedes posiadającej dwa księżyce i małe, czerwone słońce, na której panował klimat chłodny i wilgotny.







Głównym bohaterem jest Nicholas van Rijn – kupiec Ligi Polezotechnicznej (wzorowanej na Hanzie), katolik, obdarzony dużym sprytem, dobry strateg i organizator, a do tego człowiek oczytany.

,,Nicholas van Rijn jest postacią barwną tak w przenośni, jak dosłownie: nosi strój francuskich muszkieterów, dba o swój żołądek, a także o wygody. Jak się okazuje, potrafi jednak w razie potrzeby poradzić sobie i bez tego wszystkiego. W żadnej jednak sytuacji nie życzy sobie zbytnio panować nad językiem. Miota przekleństwa i obelgi, jeżeli coś lub ktoś staje na jego drodze’’ - od tłumacza.

Kupiec posiadał dom w Dżakarcie, gdzie mieszkał z ulubionymi kotami syjamskimi; jak sam wyznał ,,jedynymi stworzeniami, które kochały go dla niego samego, a nie dla jego pieniędzy’’.
Razem z van Rijnem w podróż na Diomedesa udał się młody chłopak Eryk Wace z Trytona i księżna Sandra Tamarin z Hermesa. Wace kochał Sandrę, lecz ta ostatecznie wybrała Nicholasa.







Tytułowi ,,skrzydlaci’’ to rdzenni mieszkańcy Diomedesa – rasa inteligentnych, lecz nie znających metalurgii istot wzrostu ludzkiego obdarzonych błoniastymi skrzydłami, długimi ogonami, mięsistymi grzebieniami biegnącymi wzdłuż głowy, kłami i nogami ptaków drapieżnych. Pokrywała je brązowa sierść. Przypuszczam, że ich pierwowzorem mogły być skrzydlate istoty rzekomo zamieszkujące Księżyc z prasowego fake newsa z XIX wieku (odsyłam do posta: ,,Fauna księżycowa’’). Diomedańczycy dzielili się na dwie skłócone nacje: Lannachów i Drakhonów, które różniły się obyczajami seksualnymi. Lannachowie w przeciwieństwie do Drakhonów nie mieli okresu rui. Owi kosmici czcili Gwiazdę Przewodnią i dwa księżyce. Byli mięsożerni. Potrafili budować tratwy. Była to rasa dumna i wojownicza a zarazem zdolna do szlachetnych uczuć (pięknym przykładem jest tu miłość i odwaga Rodonis, która wyprosiła u drakhońskiego wodza Teonaxa uwolnienie swego męża Delpa niesłusznie oskarżonego o otrucie admirała Syranaxa). Diomedańczykom szkodził (wywoływał silną alergię) pokarm Ziemian. Również Ziemianie nie mogli jeść diomedańskich pokarmów również z powodu alergii.
Powieść opowiada jak statek Ziemian rozbił się na Diomedesie z powodu podłożonej bomby. Głodujący Drakhonowie napadli na Lannachów, gdy ci odmówili im dostępu do łowisk. Ziemianie stanęli po stronie Lannachów. Van Rijn uzbroił ich, nauczył walczyć na lądzie i ostatecznie przyczynił się do zawarcia pokoju między nimi a Drakhonami.
W powieści dostrzegam aluzje do Zimnej Wojny, kiedy to USA i ZSRR też byli gotowi się pozabijać zapominając, że należą do tego samego gatunku. Książka jest aktualna również dzisiaj.