sobota, 31 stycznia 2015

Piwa

,,Demony wodne, żeńskie, nocami wychodzące na brzeg; pilnują skarbów; okrutne; nękające przechodniów i torturujące ich; w postaci pięknych dziewcząt o zielonej barwie, tańczą w kręgach, zraszają rośliny'' – A. Szyjewski ,,Religia Słowian''.



Na ziemiach późniejszego Aplanu leżała wieś, której nazwa poszła w niepamięć. Jej mieszkańcy niechętnie pracowali, za to do pochłaniania olbrzymich ilości samogonu, nie trzeba było ich zachęcać. Różnili się bardzo od innych chłopów ery jedenastej i późniejszych. Mało który znał Ageja i Enków, a ziemi przed pracą nikt w owym siole nie całował, ale pluto na nią i bito kijem kiedy rodziła. Nikt nie słyszał tam o ślubie czy pokładzinach, ale każdy zaspokajał swą żądzę, ilekroć i z kim zapragnął niczym Goplana III, bądź Kościej. Jeśli niewiasta urodziła dziecię, oddawała je temu, kto był jej miły, a on brał je do siebie i urządzał pijatykę, tak jak nad rzeką Nilus przed objęciem tronu przez Teosta. Kmiecie z owej biednej, zabitej deskami wsi lubili obżarstwo, które mieli za czyn pobożny, zaś trzeźwość czy wstrzemięźliwość w spożywaniu pokarmów za bezbożność uważali. Zamiast Ageja i Enków czcili Čorty: Opiłę – Lureya i Objadłę – Fugasa, Kanię, Paskudę Zalotnika, miłośnice Rykara – Lochę i Marę, złe południce niosące pożogę w oczach i na dłoniach, wodniki Topleca – nałożnika Goplany III i Utopca Utopiciela – zbója z bandy Vodni, kierowanej przez późniejszego króla i potwora Trojana, wreszcie Niedźwiednika, który odwiedzając wszystkie sioła świata ze swoim Niedźwiedziem, przysparzał ludziom zdrowia i bogactw. Ich wiara zabraniała ratować tonących, aby ,,nie osłabiać wody'' (w erze jedenastej wielu ludzi tak wierzyło; kiedy w Śnieżelicy, młodziutka jeszcze Tatra uratowała topiące się dziecię, lud stolicy Montanii patrzał na nią jak na wariatkę). Ciemni i zapijaczeni chłopi o głowach pokrytych kołtunami, na cześć swych bożków składali ofiary ze zwierząt i tych ludzi, którzy czymś odróżniali się od tłumu, zwłaszcza przybyszów. Raz na ołtarzu Mary złożyli głowę wołwcha Jaśmina z Asundu. Pod nóż szli ułomni na ciele i umyśle, szczególnie długowieczni, schwytane w lesie czy nad wodą rusałki i tak dalej. Poronionym dzieciom przypisywano wielką moc magiczną – potencjał nie – przeżytego życia, przeto chętnie zakopywali je pod progiem, by mieć dusze porońców na swe usługi. Ludzie ci nie byli dobrzy dla zwierząt. Psy zabijali niczym w kraju Sinea, a z ich tłuszczu robili ,,smalec babuni'' , jak to nazywali; rzekomo cudowny lek. Wierzyli, że zabicie dwunastu żmij odpuszcza wszystkie grzechy, mordując je mieli ponoć wołać: ,,Żmija! Żmija! Mokoszo, Dziewanno, podajcie mi kija''! Muchy były dla nich ,,pszczołami cara Rykara'', a ich dręczenie uchodziło za cnotę. Kto rozdeptał pająka mógł według nich liczyć na sto dni odpustu. ,,Od bydląt różnili się jeno chodzeniem na dwóch nogach'' – mawiali o nich nieliczni sąsiedzi.

*



Wołwchowie prawili, że kiedy Agej stwarza człowiecze dusze, rozmieszcza je w ptasich gniazdach na gałęziach Wielkiego Dębu. Gdy chce tchnąc je w ciała poczynających się dzieci, wzywa bociany, by niewidzialne włożyły duszę w ciało. Bocian to ptak stworzony przez Jarowita, ptak co ongiś był człowiekiem, broniący przed pożarem, złymi chmurami niosącymi zatratę plonów i wyrzucaniem piskląt ostrzegający przed głodem. Zimą, kiedy bociany przebywały w Tassilii i Bharacji, ich zadanie przejmowała Czarna Chmara. Było to namalowane pędzlem Dziewanny wielkie stado kruków, wron, gawronów, kawek i srok (czarno – białych ptaków, które budując gniazda dawały znak chłopom, z której strony poprawić strzechę). W Bohemii, kiedy zimą rodziło się dziecię, mawiano: ,,Wrona zapukała im do okna''.
Pewnej srogiej zimy, w zapijaczonej wsi na aplańskiej ziemi urodziła się dziewczynka. ,,Zakręt mać nad zakrętami''! - wykrzyknął ojciec i zabrał się do żłopania wódki, od której rozum staje się krótki (słowo ,,zakręt'' równie często wychodziło z ust Kościeja). Rodzice dziewczynki pili na umór, a potem bili się między sobą, bądź okładali pięściami swą córkę. W osadzie owej wiele rodzin pozwoliło, by pijaństwo zabiło w nich miłość, a kto nie żłopał samogonu, mógł zostać złożony w ofierze Čortom. Dzieci od wczesnych lat uczyły się pić od rodziców i tak koło się zamykało. Mieszkające w domostwach i w obejściu istoty przyjazne ludziom; bożęta, dziwożonki, stopany, chlewniki, węże domowe, gady domowe; wybranym przez Ageja zapowiadające śmierć dawaniem złotych koron, a nawet wierne ludziom, a tu zabijane – jaskółki, trzymały się od tej wsi z daleka, bo wisiał nad nią cień smoka Rykara. Ciałko dziewczynki pokrywały sińce i rany, a niektóre dzieci miały jeszcze gorzej. Raz inni pijani rodzice uśmiercili dziecię, bo wzięli je za Čorta, ale dość już tych okropności! Ci co spłodzili naszą bohaterkę, mówili sąsiadom pytającym się o jej rany, że się przewróciła. Myszy, ćmy i pająki płakały nad ludzkim dzieckiem, lecz nie umiały mu pomóc. Wreszcie gdy dziecię umierało w kołysce, a ojciec i macierz urządzali pijatykę, pewnej księżycowej 



nocy, król ciem Dušman – Duszyca p burych skrzydłach, poleciał nad jezioro do zaprzyjaźnionej rusałki Ałbosty, zaślubionej wodnikowi Ničowi Myłkowi, aby prosić ją o pomoc. Wodnicę ogarnęły żal i gniew na ludzi, co katują własne dzieci; dar Ageja i czystej Mokoszy. Jeszcze tej samej nocy razem ze swą siostrą Mintą i przyjaciółką Wilicą wyszła na brzeg, a ćmi król zaprowadził je pod chatę. Ałbosta weszła przez uchylone okno, wzięła śpiące niemowlę z przewróconej kołyski i na jego miejsce włożyła dużą lalkę. Następnie najady zniknęły jak mgła; rodzice zajęci hulanką i awanturą nic nie usłyszeli, a poza tym rusałki poruszały się lekko i bezszelestnie jak koty. Na dnie pięknego, rybnego jeziora, wodnik Nič Myłek; wielki prowadier ryb, ucieszył się gdy jego oblubienica przyniosła mu ludzkie dziecię. Rusałki, poddane księżnej Rusouki, swą zimną, niebieską krwią uleczyły rany dziewczynki, a ona sama stała się nimfą. Dziewczę otrzymało imię Piwa (Piva), co w toropieckiej mowie znaczy Uratowana. Przybrani rodzice otoczyli ją miłością; wymagającą, ale czułą, a jej rówieśniczki – przyjaźnią. Tymczasem ludzcy rodzice Piwy, gdy na jej miejscu znaleźli lalkę, nie zmartwili się, jeno schowali ją w beczce. Piwa rosła i piękniała, wzrastała też w dobroci i mądrości. Parę razy zwyciężyła w konkursie krasy w czasie święta Rusaliów, a niejeden wodnik, czy leśny mąż oglądał się za nią. W księżycowe noce, razem z rówieśniczkami tańczyła w kręgach, które potem porastały muchomory, bądź słuchała pieśni o wielkich królowych ery dziewiątej. Nauczyła się, jak na rusałkę przystało, szyć z porannych i wieczornych mgieł wielkie płachty dla Płanetników, w których ci mogliby przenosić deszcze, grady i śniegi. Synowie Rimilusa i Anilii płacili za to rusałkom ozdobami ze srebra i platyny. Była szczęśliwa.

*


,,Kunetej podpadł swemu ojcu Borucie. Leśna Matka wzięła go w obronę, ale karę poniósł. Nie wiadomo co było powodem tej draki. Może syn obraził swą siostrę Żwerunę, a może w Rokitnicy miało miejsce jakieś święto (np. początek wiosny lub lata) i Kunetej, bolejąc nad nieobecnością Dzikofiejewa i Kłobucha, którzy wybrali Rykara, kłócił się o nich z ojcem, aż go obraził. Jakkolwiek by było, Boruta wygnał Kuneteja z lasu, by poszedł między ludzi i pracował. […]. Raz przyjmowano go dobrze, a raz źle. Pewnego razu, znużony zaszedł tam, gdzie rósł dziki chmiel i legł do snu. Obudziwszy się ujrzał dziwne rośliny z szyszeczkami – co to takiego? 'Te rośliny są dzikie' – pomyślał. Nagle coś mu przyszło do głowy. Nazrywał chmielu i jako pierwszy w dziejach, poddając go rozmaitym zabiegom, uzyskał napój. ,Nazwę go piwo, bo służy do picia' – zdecydował. Napił się, po czym z pełnym dzbanem pobiegł do lasu.
- Wybacz ojcze – mówił do Boruty – abyś się nie gniewał, uwarzyłem pyszny napój z chmielu, który nazwałem piwem.- Nawet bez tego 'piwa' jak ty to mówisz, przebaczyłbym ci – Boruta pogłaskał syna po zwierzęcym łebku i napił się. Zasmakowało mu, więc pił, aż opróżnił cały dzban, następny, jeszcze następny... Nos mu poczerwieniał, a on sam legł na podłodze i chrapał, a Kunetej przerażony złapał się za kunią głowę. Powtórzyła się historia z poprzedniej ery z Sinea, w której brał udział król, kucharz i wino ryżowe. Leśna Matka machnęła ręką i przegoniła kaca. Boruta wstał i rzekł.
- Nigdy więcej nie skosztuję tego piwska! Idź, wylej je, niech nikt nie pije tych jadów! - nieszczęsny Kunetej wziął piwo i już miał je wylać do opuszczonej borsuczej nory, gdy jakaś myśl zagościła mu w głowie. 'Może ludzie zrobią zeń dobry użytek' – poszedł do najbliższej wioski i zostawił tam cały zapas. 'O ja głupi' – biadolił potem – powinienem był wiedzieć, że skoro piwo tak działa na Enków, to cóż dopiero na ludzi'! Ludzie upijali się nim, uzależniali jak niegdyś Żbiczanie od čorciego ziela, urządzali burdy, bili żony i dzieci. Piwem zaczęto napełniać rogi, będące własnością Świętowita (w tym celu używano też miodu) i wróżono z niego'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''.



Piwa, teraz już urodna panna na wydaniu, razem z innymi rusałkami i młodą południcą Ognianą, bawiła się w chowanego wśród drzew matecznika, gdzie zwierzęta miały swe wioski i na śródleśnych, poznaczonych oczkami wodnymi polanach. Gdy stanęła na jednej z nich, szukając sobie kryjówki, ujrzała jak idzie ku niej mąż o głowie leśnej kuny, nad którą unosiła się korona z ognia, znak, że dziwna istota w przepasce biodrowej jest Enkiem. Rusałka zlękła się na jego widok, bo nigdy nie widziała tak dziwnej istoty. Już miała pierzchnąć z szybkością ściganej łani, gdy człek o głowie tumaka wyciągnął ku niej dębową gałązkę i przemówił łagodnie:
- Nie trwóż się mnie Piwo, córo Ałbosty! - rusałka zatrzymała się nadal dygocąc. - Jam Kunetej; syn króla lasów Boruty i czystej Dziewanny Šumina Mati – Piwa uspokojona już, zgięła kolana przed leśnym Enkiem.
Kunetej położył jej dłoń na puszystej główce, po czym wezwawszy imienia Ageja, tak przemówił:
- Piwo – Uratowana; ludzkie dziecię wcielone do wielkiej rodziny synów Bałkana Łobasty i córek Europy! - Piwa wiedziała już o swym prawdziwym pochodzeniu; dzieci nie należy okłamywać, bo i tak poznają prawdę. - Oto ja, nieszczęsny dawca złocistego piwa, mocą Ageja – Jedynego, przekazuję ci moc kruszenia okowów jakie na rasę ludzką nakłada Čort Koffel – Pijanica.
- Panie; nie byłam jeszcze w ludzkiej osadzie; ponoć to straszne miejsce, gdzie lud o czerwonych nosach wyrywa serca schwytanym rusałkom i wodnikom – Piwa szczerze się bała, bo nasłuchała się opowieści o okrucieństwie ludzi od pewnej baby wodnej.
- Rozumiem twój strach – rzekł poważnie Kunetej – jednak nie wszyscy ludzie mają czerwone nosy i składają ofiary Čortom. W rasie tej więcej jest rzeczy miłych Agejowi niż Rykarowi, a nawet w najgorszym jest coś dobrego. Twoi człowieczy rodziciele skrzywdzili cię, lecz Agej pragnie abyś udała się do nich i zdjęła z nich kajdany, bo pijaństwo toczy ich jak robak, a oni sami żałują, że dali się zniewolić – Piwa zrazu opierała się słowom Kuneteja, lecz jej macierz Ałbosta (Alvosta) i ojciec Nič Myłek przekonali ją, że powinna im wybaczyć i pomóc, bo ,,wybaczającemu sam Agej wybacza''. W księżycową noc zostawiła swe tańczące w korowodzie przyjaciółki i razem z poznanym synem Boruty pod postacią kuny udała się do toczonej pijaństwem osady, gdzie w walącej się chacie z dziurawym dachem, jej ludzcy rodzice spali jak susły. Rusałcze dziewczę i Enk pod postacią zwierzątka bezszelestnie weszli przez okno. Piwa położyła swe białe, podobne do eburnu dłonie i Agej przez nią przepędził ducha pijaństwa z ich serc. Za namową Kuneteja, obdarowana przezeń rusałka odwiedziła jeszcze parę innych chat, których mieszkańców niewolił nałóg, a oni sami w głębi duszy pragnęli się odeń uwolnić, bo nie byli całkiem źli. Między Piwą a Kunetejem nawiązała się przyjaźń; odtąd niemal codziennie spotykali się w lesie, bądź na polanie, a inne rusałki poczęły jej zazdrościć tak bliskiej znajomości z jednym z Enków. W ciągu swego młodego życia, wielu synów Męża i córek Mążyny wyrwała z niewoli upokarzającego pijaństwa, a Koffel usiłował jej szkodzić i odwodzić od zrywania pęt, które nakładał. Raz Čort pijaństwa rozkazał strzygom by ją rozszarpały, gdy oddaliła się od swych przybranych sióstr szukając dorodnych grzybów. Byłaby zginęła rozdarta sowimi szponami i wilczymi kłami, lecz jej wołanie usłyszał drwal Kost', którego uleczyła z pijaństwa. Podbiegł i rozgromił strzygi toporem. W pojedynkę ubił cztery z pięciu straszydeł wyhodowanych przez Rykara z chochlików. Gdy lodowy oścień Mar – Zanny przebił jej czyste serce, płakały po niej inne rusałki, wodniki, leśni ludzie, żmijowie, Płanetnicy, zwierzęta, oraz ludzie z jej rodzinnej wioski, którym pomogła rozpocząć nowe życie. Ona zaś otrzymała ognistą koronę – znak godności nie tylko Enków, ale też jytnas – istot śmiertelnych, które dzięki cnocie i pomocy Ageja zostały zrównane z Enkami. Na jej spotkanie wyszedł Kunetej; Piwa podbiegła doń i uściskali się serdecznie. Syn Boruty przybył do Nawi, gdzie urokliwe nawki piekły dla jytnas chleb ze sporyszu, a Weles sądził dusze siedząc na złotym tronie na bagnistym środku Archipelagu Umarłych, 



w otoczeniu orszaku nimf zwanych zielonkami. Miały postać smukłych i wysokich niewiast o jasnozielonej skórze i długich, puszystych, rudych włosach (kupałki wyglądały podobnie, lecz ich kosy były czarne). Strój zielonek stanowiły białe tuniki ściągnięte szarymi paskami; nosiły też złote ozdoby. Ich oczy miały barwę szafiru, a mocą Kuneteja, jego służebnice mogły bez żadnej szkody nosić ogień na głowach. Jedna z nich, w imieniu wszystkich podeszła do Piwy, ucałowała jej kolano i rzekła:
- Jestem Ilza – przedstawiła się zielonka. - Naszą rasę wydało łono Mokoszy; tak jak rusałki i wodniki. Moje siostry i ja wędrujemy po świecie razem z Kunetejem, co dał tobie moc leczenia pijaństwa i niesiemy radość smutnym, by poznali jak Agej jest dobry.
- To nieprawda – zabrała głos inna zielonka, imieniem Tylża (Tilsa) – że Stwórca Enków; Potęg Świata jest wrogiem radości jak usiłuje wmówić Wróg.
- Tak naprawdę i śmiech i łzy są jednakowo potrzebne do pełni życia, bo w bólu szczęście – rzekła zielonka Kaczajka z Anatynówki.
Piwa zaprzyjaźniła się z zielonym orszakiem Kuneteja, a nimfy o skórze barwy liści, traktowały ją jak siostrę. Razem z nimi i Panem Piwa o Głowie Kuny przemierzała lasy i bory, grody i sioła, a spotkanym ludziom zdejmowała pęta pijaństwa. Pewnego razu gdy orszak Kuneteja zatrzymał się na popas w cieniu dąbrowy, gdzieś nad Gopłem, nieoczekiwanie po promieniu złotego Słońca – ,,wielkiej, złotej tarczy Swaroga'', jak nazywał je w pieśni żmij będący przyjacielem cara Ira, zszedł jak po schodach mąż w koronie z płomieni. Cały orszak wstał i oddał mu cześć, bo był nim sam Teost Car Słońce; wcielony Swaróg, co na początku jedenastej ery królował nad ludźmi nad rzeką Nilus. W ręku trzymał berło z pałki wodnej, nosił długie czarne włosy, krasną szatę i drewnianą koronę pod tą ognistą. Dawca żelaza, pisma i małżeńskiego zakonu, tak przemówił:
- Nakłon ucha, Orszaku Kuneteja! Wielki Agej wysyła was do krainy Bachtan w Międzyraju, bo tam jesteście potrzebni – następnie Teost ukazał wizję Kunetejowej drużynie.




Bachtan (Vactanus) leżał w pobliżu Morza Śródziemnego, czyli Rajskiego. Rosła tam bujna roślinność, płynęły rzeki pełne najad i pełno było jezior – siedziby wodników, a samą, żyzną krainę nazywano Rajem Zwierząt, bo były w niej dobre polowania na lwy, gazele, wilki, niedźwiedzie, dziki, pantery, a nawet słonie. Jednak ostatnimi czasy, na tron Bachtanu wdarł się tyran, co łupił i mordował poddanych, aż sam marnie zginął. Potem jego pretorianie poczęli walczyć ze sobą o opuszczony tron, a wśród udręczonego ludu rozeszła się wieść o zbliżającym się powrocie prawowitego króla z wygnania. Król bachtanu powrócił, a słudzy uzurpatora rozpierzchli się na cztery wiatry. Lud krainy był jednak wyczerpany okrucieństwem tyrana i jego popleczników; nie miał siły się cieszyć. Kunetej wraz z zielonkami, Piwą i mandatem Teosta udał się do Bachtanu, a gdzie stanął jego orszak, tam pękały łańcuchy i obroże niewolników, powracała nadzieja. Wody stawały się winem, jak ongiś wody Nilusa gdy rodził się Teost, wrogowie stawali się przyjaciółmi, ruiny i zgliszcza zazieleniały się chmielem, spalone pola wydały bujne plony, rany się goiły, zmarli ożywali, zaginieni odnajdywali się; cały Bachtan ogarnęło wielkie święto ludzi, zwierząt i innych istot. Ku niebu niosły się pieśni sławiące Ageja i Enków, przepełnione radością.

*

W Bachtanie, gdzieś na syryjskiej ziemi, mieszkał pewien chłop o imieniu Kokatryks (Cocatrix). Za rządów tyrana Divesa i walk między jego następcami, stracił całą rodzinę, lecz wraz z powrotem prawowitego króla Aertelkany i przybyciem orszaku Kuneteja, również do jego chaty zagościła powszechna, wyzwalająca radość. Kokatryks odnalazł w piwnicy niezrabowaną jeszcze beczkę wina. Wyciągnął szpunt i dając upust zadowoleniu począł pić rubinowy napój. Pił cały dzień, aż opróżnił całą, pokaźną beczkę. Nie umarł od tego, lecz zasnął. Zwalił się jak ścięte drzewo na zimne, zakurzone klepisko i chrapał aż chata się trzęsła. Gdy się wreszcie obudził, cierpiąc na straszliwego kaca, w Sinea leczonego korzeniem kudzu, orszak Kuneteja zdążył już opuścić Bachtan. Kokatryks czuł się jakoś dziwnie. Opuścił piwnicę i spojrzał do małego, ściennego zwierciadła. Wielkie było jego zdumienie i przerażenie, gdy miast znajomej twarzy ujrzał koguta o skrzydłach nietoperza i ogonie węża. ,,Co najlepszego to wińsko ze mną uczyniło''? - chciał wykrzyknąć, lecz z jego gardzieli wydobyło się straszliwe pianie, od którego i tak już pęknięte lustro rozleciało się w drobny mak. Kokatryks zamieniony w potwora wybiegł z chaty, a ludzie, których mijał, przelękli się go i chcieli ubić. Rozeszła się bowiem wieść, że to kuroliszek zabijający wzrokiem. Nieszczęsna ofiara własnego braku umiaru błąkała się wśród dębowych i cedrowych lasów, po polach, ruinach i owocowych gajach. Nie bez odrazy, Kokatryks polował na owady, myszy, dżdżownice, jaszczurki, węże... Plądrował gniazda kuropatw i przepiórek, łykał śnięte ryby i spadłe z drzew owoce. Nowy jadłospis począł mu odpowiadać, bo powoli nabierał nawyków zwierzęcia. Nie przestał jednak pragnąć powrotu do bycia człowiekiem; ze łzami prosił Ageja o zniweczenie złego czaru. Wreszcie, któregoś dnia, wychodząc ze swej kryjówki w zaroślach, ujrzał schodzące po promieniu Słońca kilkuletnie pacholę w białej koszulce. Na główce dziecięcia płonęła korona z ognia. Kokatryks rozdziawił dziób, bom ujrzał oto swego ukochanego siostrzeńca Ussura, który niedawno zginął w pożarze.
- Powiedz mi – poprosił Kokatryks – czyś jest zjawą, czy żywą istotą? A może tyś jest Boże Sedleško, co przychodzi mnie ostrzec?
- To ja, Ussur, wujku. Teraz jestem jytnas i mieszkam w Nawi Jasnej z innymi dziećmi.
- Jak dobrze cię widzieć – westchnął Kokatryks. - Pewnie wiesz, że nasz wygnany król wrócił do stołecznego Gani – Valvatu?
- Wujaszku kochany – mówiło dziecko – wielem wycierpiał nim mnie pan Weles wpuścił na Wyspy Błogosławione. Kazał mi przejść taką szeroką rzekę, w której miast wody był ogień, a potem musiałem, lecz chciałem iść po moście ze strzał. Bardzo mnie bolało, lecz na szczęście pani Mokosza cały czas trzymała mnie za rękę. Zostałem temu poddany bo zabrakło mi doskonałości, lecz teraz mam to za sobą – dziecię wróciło do Nawi Jasnej, a jego zaczarowany wuj serdecznie się rozpłakał, myśląc sobie: ,,Jeśli niewinne pacholę tyle musi wycierpieć, by postawić stopę na Wyspach Błogosławionych, to cóż dopiero ja, taki stary pijak''! - błagał Ageja o wybaczenie pijaństwa i płakał, aż wypłakał z siebie całą beczkę łez. Wyczerpany zasnął, a gdy się obudził, wielka była jego radość, gdy spostrzegł, że znów jest człowiekiem. Uszczęśliwiony wrócił do swej wioski i opowiedział o swej przygodzie.




*


Po śmierci Piwy, wielu mieszkańców jej rodzinnej wsi znów wpadło w sidła Koffelowe. Ludziom trzeźwym znów poczęto wyrywać serca na ołtarzach, aż wieś zapaliła się od Jarowitowego pioruna i ogień ją pochłonął. Ci co zdołali schronić się w puszczy ostatecznie porzucili pijaństwo.