wtorek, 1 sierpnia 2017

Endless August

,,Pijaństwo jest dobrowolnym obłędem’’ – Seneka

Dziś kiedy rozpoczyna się kolejny sierpień, przypada kolejna rocznica bohaterskiego powstania warszawskiego z 1944 r. kiedy to Polacy po raz kolejny w swych dziejach woleli zginąć niż żyć na kolanach. Niezależnie jak ocenić skutki powstania i to czy było nieuchronne (pojawia się tu determinizm historyczny jakże częsty w historiografii marksistowskiej), jego uczestnicy walczyli z wielkim męstwem w słusznej sprawie i już za samo to należy im się ogromny szacunek.









W zaczynającym się dziś miesiącu, Kościół katolicki, do którego należę, również wzywa Polaków do walki o wolność. Trzeba bowiem wiedzieć, że o wolność, Polak może walczyć nie tylko przeciw bolszewikom, hitlerowcom, komunie, przeciw Merkel, Sorosowi, Schulzowi, Timmermansowi, Macronowi, Tuskowi i Putinowi, ale też przeciw naszym nieszczęsnym wadom narodowym. Jedną z nich, widoczną gołym okiem jest nadużywanie alkoholu.







Niezależnie czy to się komuś podoba czy nie, jestem abstynentem. Unikam jak ognia nie tylko alkoholu, ale też papierosów, narkotyków, dopalaczy, zaś leki biorą tylko wtedy gdy lekarz każe i wcale nie jest to przyjemne. Wstręt do picia miał u mnie miejsce już w wieku przedszkolnym, kiedy to myślałem, że jak pijak umrze i zostanie pochowany to zawarty w jego ciele alkohol zatruje ziemię (bardziej racjonalne argumenty przeciw piciu znajdzie Czytelnik w dalszej części posta). Jako małe dziecko w latach 90 – tych XX wieku byłem z Babcią w odwiedzinach u wujostwa, kiedy to pijany wujek wyzywał ciocię od ,,francy'' i nawet wyrywał jej włosy z głowy, a ja byłem tym przerażony. Parę lat później, we wczesnych latach szkoły podstawowej, u tej samej cioci przez pomyłkę zamoczyłem wargi w stojącym na stole kieliszku wódki, myśląc, że to woda. Smakowało obrzydliwie i nigdy więcej nie próbowałem. W trzeciej klasie gimnazjum świadomie, dobrowolnie i nieodwracalnie postanowiłem, że nie będę pił alkoholu nawet w umiarkowanych ilościach (są niestety tacy co za ,,umiarkowaną ilość'' potrafią uznać pół litra – sic!), palił papierosów, ani brał narkotyków, nawet gdyby miały zostać zalegalizowane jak w Holandii. Obiecałem to Maryi chcąc Jej dodatkowo dobrowolnie wynagrodzić za grzechy pijaństwa (przypominam, że istnieli święci, którzy się biczowali i nosili włosiennicę, przy ich praktykach pokutnych, moja abstynencja nie jest dla mnie żadnym umartwieniem, przyznaję jednak, że przynosi korzyść duszy i ciału ;). Można powiedzieć, że dla mnie sierpień trwa cały rok (stąd tytuł posta znaczący po angielsku ,,Niekończący się sierpień''). 1 Co ciekawe pewien znajomy katolik, który z racji wyznawanej religii powinien zrozumieć i uszanować moją religijną motywację pozostania abstynentem, jakoś nie potrafił jej ani zrozumieć, ani uszanować :( (tak na marginesie uważam, że gdyby Polska naprawdę miała być katolickim państwem wyznaniowym, jak twierdzą przeciwnicy Kościoła, to w sierpniu zaprzestano by emisji reklam alkoholu). W wakacje 2003 r. napisałem dostępną na tym blogu trylogię fantasy ,,Pawlaczyca'', w której przeplatają się wątki z ,,Gwiezdnych Wojen'', ,,Chłopów'', ,,Mistrza i Małgorzaty'', ,,Biblii'', mitologii słowiańskiej i jeszcze paru innych źródeł. Umieściłem tam liczne wątki antyalkoholowe jak np. ukazanie negatywnych skutków pijaństwa (np. ,,trzeźwy inaczej'' Pan Sołtys całujący krowę, Kowal zabijający konia i biegający nago po lesie, Szewc, który zniszczył buty i pobił żonę, Drwal, który porąbał ule siekierą i zginął pożądlony przez pszczoły). W tej powieści karczmarz Żyd widząc, że chłopi z tytułowej wsi Pawlaczyca nie potrafią pić kulturalnie i umiarkowanie uznał, że lepiej, aby nie pili wcale i całkowicie dobrowolnie zrezygnował ze sprzedaży alkoholu w karczmie noszącej wdzięczną nazwę ,,Chlew Pijacki''. Z kolei Pan Sołtys dzięki modlitwom Księdza Dobrodzieja wprowadził we wsi prohibicję (tak, wiem, że w rzeczywistym świecie prohibicja w USA poniosła klęskę, ale przecież na kartach powieści fantasy można pomarzyć ;). Ponadto pisząc ,,Pawlaczycę'' umyśliłem sobie wprowadzić do polskiej literatury wesele bezalkoholowe (efekty może Czytelnik zobaczyć w poście ,,Typowe polskie wesele'' ;). Również na swoje osiemnaste urodziny w 2004 r. nie wypiłem ani kropli alkoholu, lecz nie żałuję tego. W 2005 r. byłem w szpitalu psychiatrycznym na ul. Broniewskiego w Szczecinie. Od tego czasu lekarze przepisują mi leki psychotropowe (żeby było jasne; biorę je wyłącznie dlatego, że lekarze każą i tylko w takich ilościach jakie zalecają; nie jestem lekomanem i nie muszę chyba mówić, że swoich pomysłów literackich nie zawdzięczam lekom, ani innym używkom, a jedynie bujnej wyobraźni i licznym lekturom). Owe leki są kolejnym argumentem, aby nie pić alkoholu, ponieważ ich połączenie mogłoby być dla mnie zabójcze. W szpitalu przebywał ze mną pewien alkoholik, człowiek głęboko nieszczęśliwy. Czy to takie dziwne, że nie chcę podzielić jego losu? Kiedy w latach 2005 – 2010 studiowałem historię na Uniwersytecie Szczecińskim również nie piłem alkoholu ani nie brałem narkotyków, na przekór krzywdzącym stereotypom mówiącym, że każdy student to wiecznie imprezujący pijak i narkoman. W 2007 r. byłem z Mamą na sylwestrze bezalkoholowym w Szczecinie i brak napojów wyskokowych nikomu nie przeszkodził w dobrej zabawie. Przyznaję, że denerwują mnie liczni pijacy, wbrew zakazom wlewający w siebie piwo lub wódkę w komunikacji miejskiej i na dodatek zostawiający po sobie puste butelki i puszki na siedzeniach (,,Kiepscy tu byli'' – komentuję to żartobliwie). Na studiach próbowałem im zwracać uwagę, traktując to jako swój obywatelski obowiązek, lecz z marnym skutkiem. Ok. 2010 r. mój przyjaciel, który jest fajny, lecz niestety nie grzeszy asertywnością, dał się namówić koledze na pół butelki rumu, co zarówno z powodu ilości trunku, jak i brania przez niego leków, skończyło się utratą przytomności i wizytą w szpitalu. Irytuje mnie też to, że nieraz musiałem się gęsto tłumaczyć różnym osobom ze swojej abstynencji, a nawet pytano mnie czy się nie wstydzę mówić w autobusie, że nie piję (sic!), jakby to wstrzemięźliwość, a nie nieumiarkowanie była powodem do wstydu :(.








Ludzie, którzy namawiali mnie do picia często sięgali po ,,argument'', że jakoby picie alkoholu jest moim … obowiązkiem patriotycznym (!) nie chcąc wiedzieć, że prawdziwym patriotą nie jest ten kto pielęgnuje wady narodowe, ale ten kto z nimi walczy. Za PRL – u panowało przekonanie, że kto nie pije, ten donosi i taka właśnie mentalność jest jedną z wielu ran zadanych Polakom przez miniony, zbrodniczy ustrój. Oczywiście nasi rodacy pili na umór jak wujek Iwana Bezdomnego, nie tylko za komuny, ale też np. w czasach saskich. W okresie rozbiorów i okupacji byli celowo rozpijani przez zaborców i okupantów. W II RP sieć sklepów spożywczych Społem zobowiązała się ,,nie sprzedawać alkoholu i kart do gry'' (chodziło o walkę również z hazardem). To jest właśnie dobra polska tradycja, od której odeszły PRL i III RP. Jednak pijackie ekscesy zarówno niedoszłego następcy Ignacego Mościckiego, sanacyjnego polityka Bolesława Wieniawy – Długoszewskiego (po pijanemu min. udzielał równie nietrzeźwemu księdzu komunii pierogami) jak i byłego postkomunistycznego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego (parodiowanie Papieża na lotnisku w Kaliszu razem z z Markiem Siwcem, bycie nietrzeźwym na grobach pomordowanych w Katyniu, niesławna ,,choroba filipińska'') bynajmniej nie są naszym powodem do dumy. Kiedy słyszę, że powinienem pić, bo to taka polska tradycja, mam ochotę zacytować Halinę Kiepską, że to jest (za przeproszeniem) ,,srycja nie tradycja''. Mądrze pojmowany konserwatyzm nie wyklucza postępu i na pewno nie polega na zatruwaniu się w imię tradycji (dla porównania: niewolnictwo to przecież też jest bardzo stara tradycja, a wcale nie jest dobre). 2 Poza tym polska tradycja to także stroniący od alkoholu król Władysław Jagiełlo i jego następcy, oraz Stanisław Wyspiański, który na weselu w Bronowicach kiedy proponowano mu wypicie wódki ,,dla fantazji'' miał powiedzieć: ,,Fantazję mam zawsze, a do wódki głowa boli''.








Może się Czytelnik zdziwić, ale wcale nie demoluję pubów jak to ongiś czyniła Carry Nation (1846 – 1911), ani nikogo do tego nie namawiam. Abstynencja jest moim wolnym, świadomym wyborem i nikogo nie przymuszam, by szedł w moje ślady. Chciałbym jednak, aby mój wybór był szanowany. Nie piję, bo chcę być sobą, a nie Sebą ;).







Nie piję, bo alkohol szkodzi zdrowiu – ścina białka, z których zbudowany jest nasz organizm, uszkadza mózg, którego potrzebuję do pracy literackiej (o zgrozo, są ludzie, którzy nie przyjmują do wiadomości tego faktu medycznego :(, oraz mocno uzależnia fizycznie i psychicznie. Później bardzo trudno wyjść z tego nałogu. Nie piję, ponieważ bardzo się obawiam uzależnić, co nie jest mi do niczego potrzebne. Ten rodzaj strachu to nie jest tchórzostwo, ale roztropność. Ponadto alkohol nie powinien być dostępny kobietom w ciąży, ponieważ nawet jego najmniejsza ilość powoduje FAS – Alkoholowy Zespół Płodowy (każdy prawdziwy prolajfer przyzna mi rację). Pijani kierowcy powodują wypadki drogowe, zaś teraz latem bardzo aktualny jest problem licznych utonięć po spożyciu alkoholu na plaży. Tematem – rzeką jest przemoc w rodzinie pod wpływem alkoholu (przykładowo w 2007 r. we Włocławku, pijany Bogumił T. zamordował siekierą czteroletnią Anię, córkę sąsiadów, mówiąc potem, że dostrzegł w niej diabła). Innym przykładem patologii był w marcu 2017 r. konkurs picia wódki w Zabrzu, w wyniku którego zmarł 54 – latek, zaś jego kolega trafił do szpitala z powodu zatrucia alkoholowego. Alkoholizm jest demokratą – może dotknąć ludzi od marginesu społecznego po naukowe i polityczne elity (w 2012 r. biskup warszawski Piotr Jarecki został zatrzymany przez policję za prowadzenie samochodu w stanie nietrzeźwym; choć nikogo nie zabił, incydent ten bardzo zasmucił mnie jako katolika). Jednym z jego skutków bywa nędza – znam dwoje ludzi, którzy przepili własne mieszkanie (sic!).








Swojej bujnej wyobraźni nie zawdzięczam alkoholowi i będąc fantastą nie muszę wcale pić piwa/ wina/ absyntu (niepotrzebne skreślić), aby mieć ciekawe pomysły na jawie i we śnie. Zresztą bycie fantastą nie wymaga spożywania alkoholu, o czym świadczą przykłady takich twórców jak: H. P. Lovecraft, Orson Scott Card (mormon) czy Stephenie Meyer (ta ostatnia, choć jest mormonką pije coca colę ;). 3 Ktoś mógłby mi zarzucić, że skoro jestem takim przeciwnikiem alkoholu w realnym świecie to dlaczego jednym z moich ulubionych bohaterów literackich jest bimbrownik i zarazem świecki egzorcysta Jakub Wędrowycz? (odsyłam do posta: ,,Bohaterski menel, czyli rzecz o Jakubie Wędrowyczu''). Spieszę wyjaśnić, że książki Andrzeja Pilipiuka o tym bohaterze stanowią w istocie satyrę na polskie wady narodowe takie jak nadużywanie alkoholu, a ponadto należy rozróżniać świat fantasy od świata rzeczywistego. Również w przypadku kontrowersyjnego serialu ,,Świata według Kiepskich'', który kiedyś oglądałem, widzę w nim satyrę ukazującą jak NIE należy postępować, zaś w leniwym alkoholiku Ferdynandzie Kiepskim widzę raczej antybohatera niż wzorzec parenetyczny. Znam jednak kogoś kto uważa Ferdka za wzór godny naśladowania, co przyznaję, że jest dość niepokojące. Ta sama osoba twierdzi, że mężczyzna ma prawo być leniwym, ale kobieta już nie (jasne, że NIE podzielam takich poglądów).
Wracając do alkoholu, nie jest mi on potrzebny do szczęścia i proszę to uszanowa









1 Nawiązałem w ten sposób do piosenki ,,Endless Summer'' Oceany mającej promować Polskę podczas Euro 2012.
2 Myślę, że tym czym jest właściwie pojmowany konserwatyzm dobrze pokazał Neil Gaiman (autor bynajmniej nie będący konserwatystą) w powieści fantasy ,,Amerykańscy bogowie'', gdzie stare bóstwa z różnych panteonów symbolizują tradycję, zaś nowi, młodzi bogowie mediów i tym podobnych współczesnych dóbr cywilizacyjnych przedstawiają nowoczesność. Morał książki jest taki, że zarówno tradycja jak i nowoczesność są jednakowo potrzebne.
3 Mark Barber w swojej książce o legendach miejskich przytacza jedną z nich mówiącą, że to właśnie mormoni wynaleźli coca – colę, nie należy w to jednak wierzyć (religia mormonów zabrania spożywania nie tylko alkoholu, ale też coca – coli).