niedziela, 14 listopada 2021

Człowiek w dębie

 

,,Hej gęba

Na dębie

Jak zięba!’’

- Witold Gombrowicz ,,Ferdydurke’’



W czasach kiedy istnieli jeszcze jaworowi ludzie, gdzieś na ziemiach późniejszej Analapii rósł dąb prastary, pamiętający jeszcze narodziny królowej Anej I, wysoki i rozłożysty, hojnie darzący zwierzynę żołędziami. W dębie tym niczym otchłań zionęła ogromna dziupla. Miał w niej swoje legowisko Sten (Stenus), jedyny wówczas na świecie reprezentant rasy nazywanej człowiekiem w dębie. Ani on sam, ani nikt inny, nie wiedział kim byli jego macierz i ojciec. Powiadano, że zrodził się samoistnie z żołędzia pobłogosławionego złotym berłem Cara – Księżyca. Sten wzrostu był średniego, zaś skóra na nim miała barwę jasnozieloną niczym młody listek wypuszczony na wiosnę. Zamiast czupryny, głowę jego okrywała trwale zrośnięta z kośćmi czaszki nadzwyczaj duża czapeczka żołędzia, wokół której wyrastało kilka listków. Palce dłoni i stóp Stena zakończone były czarnymi pazurami ułatwiającymi wspinaczkę po drzewach, zaś słabiznę zakrywał przepaską ze skóry rysia. Pożywienie jego stanowiły wybierane z gniazd jaja, jaszczurki, owady, jagody, orzechy, miód, żywica i wszelkie nasiona, zaś wiewiórki ze srebrnymi dzwoneczkami na szyjach przynosiły mu wieści ze świata. ,,Smutku doznaje moja dusza, nie znam bowiem żadnej niewiasty podobnej mi wyglądem, któa mogłaby stać się dla mnie żoną i matką moich dzieci’’ - któregoś dnia Sten wydrapał pazurem napis tejże treści na korze dębu, w którego dziupli mieszkał. Kiedy to pisał, z jego oczu; jednego złotego, a drugiego lazurowego, ciekły łzy smutku. Dodać należy, że liczył wówczas czternastą wiosnę życia, a mimo to myślał o sobie niczym o wiekowym starcu.




Nie był jednak do końca samotny. W każdą sobotę odwiedzała go za zgodą rodziców, ośmioletnia rusałka Żanna o włosach rudych jak futerko wiewiórki. Była córką rusałki Tombaki i wodnika Kostomysła, z którymi mieszkała w niewielkim jeziorze Rozlewiu. Sten rozmawiał z nią godzinami o ptactwie i obyczajach leśnej zwierzyny, uczył gry w karty, bierki i warcaby. Żanna śpiewała dlań piosenki niezwykłej piękności, bowiem tak jak każda rusałka talent i zamiłowanie do tańca i śpiewu wyssała z mlekiem matki.




Stena odwiedzał w jego samotni również Foma Striż, syn rusałki zgwałconej przez bezkosta. Nazywano go Kuglarzem Bez Kości. Po swoim ojcu, krwiopijcy z hord smoka Rykara, odziedziczył bowiem niezwykłą giętkość całego ciała, pozwalającą mu wyginać je na wszystkie możliwe i niemożliwe strony. Władny był nawet zawiązywać swe ręce i nogi na supeł. Wędrował od uroczyska do uroczyska, za opłatą zabawiając rusałki i wiły popisami swych umiejętności gimnastycznych. Choć budził podziw wijąc się jak śluzica, serce zaś miał łagodne i szlachetne, żadna nimfa nie chciała go za męża. Wszystkie obawiały się związać na całe życie z synem bezecnego bezkosta. Foma Striż zaś smucił się z powodu swej samotności.


*


Którejś soboty wypadającej trzy dni przed Nocą Kupały, Sten pożegnał się z Żanną i Kuglarzem Bez Kości.

- Czas mi wyruszyć w świat – oznajmił – poszukać sobie żony. Najlepiej takiej, która byłaby do mnie podobna.

- Życzymy ci, abyś ją wreszcie znalazł – oznajmiła poważnie mała Żanna podnosząc do koralowych usteczek kieliszek wypełniony rosą miodową. Był to słodki i orzeźwiający napój, którego sekret wytwarzania przez laty Zosim – Enk w postaci pszczoły, powierzył leśnej rusałce Jadze Miodowej, która upiekła pierwsze w dziejach pierniki.

- Za przyszłą oblubienicę – wzniósł toast Foma Striż.




Kiedy przyjaciele osuszyli dzban rosy miodowej, Sten wyruszył w drogę. Żegnając się z nim, Żanna wręczyła mu wykonaną przez siebie bransoletkę z piórek sikory modrej.

- To prezent jaki będziesz mógł dać swojej oblubienicy, gdy ją w końcu znajdziesz – uśmiechnęła się mała rusałka.

Sten podziękował dzieweczce, a wtedy Foma Striż wręczył mu gruby kostur z wyrytymi na nim imionami Boruty Wilczego Pasterza i Dziewanny Šumina Mati, zakończony krótkim, srebrnym ostrzem.

- To na wilki i wilkołaki, gdyby jakieś napastowały cię w drodze – Sten przyjął i ten podarunek, po czym uściskał Kuglarza Bez Kości.

- Będzie nam ciebie brakowało – rzekła ze smutkiem Żanna.

- Nie frasujcie się o mnie. Jeszcze zatańczycie na moim weselu – pocieszał ją Człowiek w Dębie, choć nie mówił tego wcale z lekkim sercem.

Rusałka i syn bezkosta odprowadzili przyjaciela aż do kamiennego bałwana Świętowita ustawionego wysiłkiem olbrzymów na rozstajnych drogach. Dalej Sten wyruszył sam przed siebie. Gdy zapadła noc, wyciągnął ręce ku migotliwym gwiazdom i zawołał do nich.

- O przewodniczki łodzi, pokażcie mi drogę wśród cieni! - Gwiazdy litościwie słały mu promienie złotego i srebrnego światła, aby nie zabłądził w mrocznym lesie.


*



Sten leżał wyciągnięty na sofie z pucharem rosy miodowej w dłoni wewnątrz jasno oświetlonej chaty zagubionej wśród ciemnych kniei. Za oknem świecił Księżyc, gwiazdy i świetliki pląsały wśród mroku, a sowy pohukiwały. Do piersi Stena tuliła się nadobna nimfa w kusym, czerwonym jak posoka gieźle. Miała perłową cerę, oczy szmaragdowe jak mury grodu Oz i jedwabiste włosy barwy płomieni. Nosiła mnóstwo ozdób ze złota, pereł i oprawionych w srebro turkusów. Powiedziała, że nazywa się Zina i jest córką Henny i Adamanta. Sten cieszył się na myśl, że pozyskał miłość tej urodziwej istoty.




- Wiele wiorst musiałem przemierzyć, idąc z zachodu na wschód, nim zaszedłem w twe progi, pani – opowiadał Człowiek w Dębie. - Przemierzając lasy spotkałem wołaka, który miał na imię Wyjec i okrutnie rugał jakąś rusałkę, która sam nie wiem co w nim widziała. Natknąłem się na satyra tak opitego winem zaprawionym durmanami niczym wąpierz krwią, że nie potrafił utrzymać się na swych koźlich nogach. Spotkałem driadę Dorkę z mandatu Dziewanny wypasającą stada dzików, która powiedziała mi, że szczęście jest bliżej niż myślę… Ciekawe co to znaczy. Przeprawiłem się przez zdradliwe mokradła na grzbiecie żółwia, którego skorupa była cała ze złota. Żółw chciał mi wręczyć szablę do obrony przez kikimorami, lecz podziękowałem mu i odmówiłem mówiąc, że do obrony wystarczy mi kostur podarowany przez przyjaciela. Nim tu przyszedłem, ubiłem nim niejedną strzygę i wilkołaka Sanjara Szalonego o czarnym futrze i sześciu rękach. Ech… Wszystkich moich przygód nie dałoby się spisać nawet w opasłym tomie! - Zina Adamantówna zdawała się uważnie słuchać, co sprawiało Stenowi ogromną przyjemność, a następnie przeciągnęła się jak kotka.

- Co dzień będę cię darzyła taką rozkoszą, że zapomnisz o całym świecie… - obiecywała.

Człowieka w Dębie z błogiego zamyślenia wyrwał natarczywy pisk burej myszy. Odwrócił się w kierunku skąd dobiegał dźwięk i ujrzał walające się w kurzu pod sofą czaszki wodników, leśnych mężów, satyrów, żmijów, a nawet koziogłowych čartów. Potem zauważył w oczach Ziny drapieżne iskierki. Namiętna kochanka wystawiła długi, rozdwojony jak u węża język zakończony dwoma kolcami jadowymi. Najwyraźniej miała zamiar ugodzić nimi Stena, aby i jego czerep dołączył do grona zimnych czaszek.

- Ratuj mnie Anahito, Pani Złotego Łańcucha! Zwodnica mnie zwiodła i pożreć zamierza! - Zawołał Sten.

Wyrwał się z objęć zwodnicy i robiąc gwiazdę, doskoczył do swego kostura stojącego w kącie. Wymierzył cios srebrnym ostrzem w usta Ziny, odcinając jej jadowity język. Zwodnica z jękiem upadła na podłogę i wykrwawiła się. Sten postanowił opuścić jej chatę, na odchodnym wydając ją na pastwę płomieni.



*

- Takie właśnie były moje przygody – podsumował Sten zdając po powrocie relację Żannie i Fomie Striżowi. - Żadna ze spotkanych rusałek czy wił mnie nie chciała. Może ożenek nie jest mi przeznaczony? - zakończył smutno.

- A może szukałeś daleko, tego co jest blisko? - zasugerowała Żanna i wówczas Sten zrozumiał, że to ją najbardziej miłował.




Rusałka i Człowiek w Dębie zaczekali cierpliwie, aż oboje osiągną wiek sprawny do małżeństwa, bowiem jak w erze jedenastej uczył Teost Car – Słońce ,,prawdziwa miłość potrafi czekać’’. Potem pobrali się i wyprawili wesele, zaś Foma Striż był drużbą na ślubie Stena. Gdy narodziło się ich pierwsze dzieciątko, również Kuglarz Bez Kości znalazł sobie wreszcie żonę. Była nią rusałka Gwinona, druhna Żanny. To jednak już całkiem inna historia.