poniedziałek, 21 grudnia 2015

Niedźwiedzie Uszko

,, […] wędrówka Colonny w podziemie jest elementem pozwalającym upatrywać zracjonalizowanego bohatera bajki T 301. Bajkowy heros nosi imiona Niedźwiedzia Juszka lub Niedźwiedzie Uszko od porośniętego ucha […] zdradzające jego zwierzęce pochodzenie. Bohater […] pochodzi z tego samego prastarego mitu co sumeryjski Gilgamesz lub grecki Herakles, o wyprawie bohatera w zaświaty, jego powrocie i czynach przywracających naturalny porządek świata. Nic też dziwnego, że jest to ulubiony bohater polskich bajek, a na Łotwie, pod imieniem Laczplesis (Niedźwiedzie Uszko) jest nawet kimś w rodzaju bohatera narodowego'' – M. Derwich, M. Cetwiński ,,Herby, legendy, dawne mity''




Karty ,,Codex vimrothensis'' i wielu innych starych ksiąg, przechowują krocie opowieści o ludziach wychowanych przez zwierzęta, którzy stali się bohaterami. Czytamy w nich o Romulusie i Remusie – wykarmionych przez wilczycę bliźniętach, z których jedno założyło Rzym (Tytus Liwiusz tego nie podaje, ale Romulus za zabicie brata został ukarany zamianą w wilka), Giży ze Śląża; zabójcy olbrzymów, którego ojcem był lew, Janie Niedźwiedziu z Francji; synu niedźwiedzia i uprowadzonej przezeń niewiasty, wykarmionym przez sukę Cyrusie, przez Słowian zwanym Kirusem, afrykańskich herosach – Nubim mającym za towarzysza lamparta, Mngvim – zawdzięczającym swą siłę i odwagę wykarmieniu przez potwornego dzikiego kota mngvę, Tar – Azanie i jego żonie Joannie z możnego, atlanckiego rodu Sevenów – białych władców puszczańskich zwierząt, żyjących wśród bharackich wilków Movgile i jego żonie Mesaule, ich odpowiednikach Mowille, broniącym Słowian przed najazdem Suetów, Gotów i Wandalów wraz z żoną Misią z Puszczy Skierniewita, afrykańskich wojowniczkach Senie, Sanie, Sunie, czarnoskórej Sumambi, bharackiej Kitari i Sundali z Dżawy, Kiełcie z Tinis (Tyńca); celtosłowiańskiej łowczyni głów, której tak jak Rucie towarzyszył niedźwiedź, żyjącym wśród jaguarów Xothlu z puszcz między ziemią Azteków a Jukatanem, Sumbalu z Sumatry; wykarmionym przez tygrysicę, Ragnarze z Bergolstad; królewskim synu, którego od głodowej śmierci ocaliła swym mlekiem krowa tura, czy w końcu o schwytanym w Polsce podczas polowania kudłatym człowieku, wychowanku niedźwiedzicy, którego Jan Chryzostom Pasek oglądał na dworze Jana Kazimierza.




Jednak wśród Słowian i Bałtów najwięcej pieśni i kronikarskich zapisków zaskarbił sobie wychowany przez niedźwiedzie Laczplesis (Lačplesis), z ziem w erze trzynastej zwanych królestwem Latyki, przez Słowian zwany Niedźwiedzią Juszką. Był poddanym czarownika Musulusa (Masiulisa) - ,,tyrana Bałtów'' znanego z listów Aleksandra Wielkiego do Arystotelesa. Kiedy się rodził w dworcu konata Latvusa, gwiazdy na niebie ułożyły się tworząc wyobrażenie srebrnego niedźwiedzia na znak, że oto przychodzi na świat bohater, zaś ziemia pojękiwała z bólu razem z jego matką Vanesą. Musulus biegły w odczytywaniu wieszczych znaków, co zjednywało mu szacunek głupców uwiedzionych przez demony magii, najechał Latvusową posiadłość, spalił ją i wymordował jej mieszkańców, okrutnie dręcząc ich przed śmiercią. Nie zdołał jednak dopaść dziecka; przyszłego junaka. Oto jego starsza siostra, określana w dainach i bylinach słowiańskim imieniem Lasota (Silvia) z narażeniem życia wyniosła brata z płonącego dworca i nie mając czasu się ubrać; bosa i w cieniej koszuli zbiegłą z nim do zasypanego styczniowym śniegiem lasu. Zgubiła drogę. Księżyc rzucał srebrny blask poprzez ośnieżone gałęzie, Musulus nabijał na hak konata, jego żonę i wszystkich domowników, zaś dzielna, lecz nie umiejąca żyć w puszczy dziewczyna marła jednocześnie z głodu, zimna, oraz strachu. Wyczerpana tułaczką zasnęła wśród wciąż powiększających się zasp, aż stała się tak zimna jak one. Jej serce przestało bić, a gdy po jakimś czasie znów zaczęło, Lasoto przestała już być istotą ludzką, a została przyjęta do grona leśnych rusałek. Tymczasem maleńki księżyc (konaci to byli książęta Bałtów, a syn księcia to księżyc), kwilący na śniegu został odnaleziony przez bardzo grubą i dobroduszną z wyglądu, lecz potrafiącą rozrywać strzygi, wąpierze i Čorty niedźwiedzicę, którą wybudziły z zimowego snu słowa leśnych duszków, posłańców Boruty i Dziewannny. Zwierzę, które na imię miało Lidłana, zabrało chłopca do gawry, ogrzało swym gęstym futrem i napoiło mlekiem. Odtąd syn księdza ziemicy zwanej przed potopem Letygoła, wychowywał się razem z młodymi niedźwiedzicy, która nadał mu imię Laczplesis. Pijąc mleko swej przybranej matki, chłopiec zyskał niedźwiedzią siłę, odwagę i wytrzymałość. Razem ze swymi przybranymi braćmi – Urem, Urosem, Urusem, Arvotem, Hulą i Obrem, od zaprzyjaźnionego krasnoludka Priškosa pobierał nauki mowy starokrasnej i pisma tinezyjskiego, rachunków, gwiazdoznawstwa, przez Greków zwanego astronomią, a być może tez zasad dobrego wychowania obowiązujących wśród ludzi; rasy, z której pochodzili rodzice Laczplesisa. Wyrósł on na męża niezwykle wysokiego i silnego, wyższego niż najroślejsi, barbarzyńscy wojowie z górzystego Cymru; ojczyzny wielu bohaterów, a zdolnego dusić lwy, obalać dęby, skręcać głowy turom i żubrom, czy żonglować głazami. Włosy miał długie i brązowe; wielką siłę mieszczące, uszy zaś spiczaste i kosmate. Jego jedynym strojem była przepaska ze skóry jeleniej, oraz liczne ozdoby z kłów i pazurów ubitych bestii i potworów. Za oręż służyła mu maczuga, Szakłakiem zwana, ciężka jak trzy tury, krzemieniem nabijana, której żadna inna ręka unieść nie mogła prócz Laczplesisowej. Okrywały go blizny liczne i skaryfikacje. Miał również malowidło złotego koła na tle niebieskim wśród złotych gwiazd, z wpisanym w to koło szprychowe srebrnym półksiężycem – wykłute przez wodniki na cześć Swaroga i Chorsa na prawym przedramieniu. W erze trzynastej podobne malowidło nosił na plecach Żyd Abraham Weisman, znany w Polsce jako Pan Kleks.
Laczplesis otrzymał swą siłę od Mat' Syrai Ziemli, po której chodził, a obalony na jej łono powstawał jeszcze silniejszy. Był jak niedźwiedź co nie boi się niczego prócz czarodziejstwa przeklętego. Zawsze bronił słabych i poniżonych, wdów i sierot, a walczył przeciw tyranowi Musulusowi, co w końcu kosztowało go śmierć bohaterską. Obce mu były podstępy i intrygi. Na jeden posiłek pożerał cztery dziki zapieczone w glinie, a popijał je trzema beczkami piwa. Straszny w boju niczym lodowy oścień Mar – Zanny, zawsze darował życie każdemu wrogowi, co go o litość prosił. Lękały się go strzygi, wąpierze, kikimory, Čorty i inni słudzy czarnoksiężnika Masiulisa, zaś oglądały się za nim rusałki, leśne niewiasty, panny wodne, czarownice, oraz mieszkanki siół i grodów. Laczplesis, ten walczący jak berserk dusiciel ogrów i trolli, choć dziki, nigdy nie skrzywdził w żaden sposób niewiasty ni dziecka, a że ducha był prawego, złe czary Musulusa nie mogły mu szkodzić. Niektórzy bajali, że umiał zamieniać się w niedźwiedzia.


*




Bojan Welesowe Wnuczę, siwobrody starzec biegły w grze na złotej lirze i zmienianiu postaci, znawca tysięcy starych pieśni i legend, protoplasta plemienia Dziadoszan, porównywany z Merlinem i Osjanem, odbył wiele wędrówek po rozlicznych krainach Słowian i innych ludów, dzieląc się z nimi swą mądrością. Jak podaje ,,Codex vimrothensis'' spotkał nawet Mojżesza, od którego przyjął Zakon. Tego dnia, wieszczy Bojan, przed siedemdziesięciu laty wygnany z ojczystego Roxu z powodu oszczerstwa, jakie rzucił na niego dworak Muchomornik, gościł w Analapii na zamku Sokoła – księcia grodu Słubży nad Gopłem. Wydobył dźwięk ze strun liry i skupiwszy na sobie uwagę wszystkich ucztujących w zimową noc, kiedy trawione ogniem drwa trzaskały w palenisku, rozpoczął pieśń o pełnej chwały bohaterskich czynów erze dwunastej, która skończyła się wraz z założeniem królestw Analapii, Slawii, Bohemii i Roxu.





- Sław liro moja złota, Laczplesisa chrobre czyny! - zaczął Bojan, a książę Sokół słuchając go, zapomniał na chwilę i o urodnych nimfach – bogunkach, tańczących w blasku Księżyca nad brzegiem Gopła i o zaczarowanej łani, którą zamyślał upolować. - Laczplesis był jak niedźwiedź; dziki i silny, o sercu mężnym, choć prostym. Zawsze stawał po stronie bitych i poniżonych; walczył z Musulusem, odkąd tylko dowiedział się o jego okrucieństwach. Blady strach padł na strzygi i gobliny, a nadzieja wypełniła serca udręczonych ludzi. Czarnoksiężnik z największym tylko trudem pochwycił herosa, c siłę miał trzynastu niedźwiedzi i godło Słońca – Księżyca przez wodnika Chołobka na ramieniu wykłute. Masiulis tracąc w boju trzydzieści sotni strzyg, wąpierzy, Čortów i ludzi zaprzedanych złu, osaczył Laczplesisa Niedźwiedzie Uszko i zaklęciami go omotał. Wtrącił go do ciemnicy, a sam poszedł na ucztę i aby obmyślać dlań męki. Jednak ten co za przybraną matkę miał niedźwiedzicę, uciekł z lochu z pomocą żywiącej go i pojącej rusałki Jeleny Mikusławnej. Razem z nią opuścił bałtyckie ziemice. Zamieniony w niedźwiedzia niósł tę co zdobyła dlań klucze od kajdan na swym grzbiecie, po drodze ubiwszy tyle wilkołaków, że te co przeżyły, kuliły ogony ze strachu na sam dźwięk jego imienia. Wiedział, że sam nie obali lutego czarownika. Zmierzał ku Sklawinii; ziemicy rodzącej bohaterów, aby tam zebrać drużynę i na jej czele powróciwszy zrzucić z tronu Musulusa. W trakcie ucieczki, gdy zbliżał się do rubieży słowiańskiej, rusałka, którą miłował i którą poprzysiągł chronić, spadła z jego grzbietu i umarła w męczarniach trafiona zatrutą strzałą Čorta – łucznika. Laczplesis dorwał go jednym skokiem i rozszarpał, po czym przybrawszy człowieczą postać, wyciągnął przed siebie ramię mocarne i choć Agej zabronił przeklinać, on głosem pełnym gniewu, przeklął Musulusa – śpiewając o tym, Bojan dyskretnie uronił łzę, bo i sam był wygnańcem cierpiącym niewinnie. Ongiś, za dni swojej młodości, szedł z lirą w wojsku króla Igora (Iriya) na Burus, by opiewać jego czyny i widział śmierć Rusowego syna w Truso od strzały posłanej w gardło. Kiedy po śmierci Igora, na tron wstąpił jego brat Kij, założyciel grodu Dendropolis, zaś jego siostra, królewna Łybiedź zgasła mimo wytężonych wysiłków najlepszych wraczy i znachorów, jeden z dworzan oskarżył fałszywie Bojana o otrucie jej. Pieśniarz został skazany na wygnanie i zamieszkał w Analapii. - Laczplesis – kontynuował Bojan – błąkał się po ziemiach słowiańskich. Zaszedł w okolice grodu Ornawy (Ornamentum), który później pochłonęła ziemia, tak jak grody Czud i Romanów. Otaczające Ornawę, nazywaną też w pieśniach: Zdobieniem, puszcze upodobało sobie plemię Świecników, a byli to leśni ludzie; półnadzy i dzicy. Każdy z ich palców co mieli u rąk świecił innym kolorem. Palce te mieniły się i pulsowały, służąc Świecnikom do tego, by gwoli zabawy wodzić zabłąkanych wędrowców po leśnych ostępach. Złośliwe to były istoty. Zęby piłowały sobie, aby nadać im kształt spiczasty i cieszyły się mogąc zbierać czaszki tych, co nie odnaleźli drogi wyjścia z lasu – pieśń wieszczego Bojana zaczarowała zamek księcia Sokoła, nazywany przez jeden z rękopisów ,,kniaziem Ad'i'', przenosząc wszystkich co jej słuchali w krainę poezji. - Również Laczplesis, notabene mąż wychowany w puszczy i świadom jej niebezpieczeństw; tych przyrodzonych jak i nadprzyrodzonych, przez trzy godziny dał się zwodzić Świecnikom, chichoczącym z niego, aż w końcu poszedł po rozum do głowy i miast patrzeć na palce migoczące jak iskierki, kierując się wedle gwiazd, a zwłaszcza Najjaśniejszej Wieczernicy, z wolna opuścił las. Najzuchwalsze ze Świecników, nie chcąc pogodzić się z utratą możliwości pożarcia ciała bohatera upieczonego w popiele, napadły go uzbrojone we włócznie o zatrutych grotach. Było ich siedmiu, młodych i głodnych i wszyscy przypłacili to życiem. Laczplesis, który toczył już zwycięskie boje ze znacznie silniejszymi przeciwnikami niż oni, w strugach ulewy wkroczył do Ornawy, której karczmy słynęły na niemal wszystkich ziemicach na północ od Montanii.


*

,, […] córka, która poszła do toalety, była bardzo podniecona. Cała rodzona zbiegła się na jej wołanie.
- Co się stało? - spytał Tata. - Dlaczego się nie załatwiasz?- Tatusiu – wybuchnęła Córka – w ubi... toalecie jest taki pan z głową foki, ma na sobie tylko majtki i siedzi na ki... sedesie. Wszyscy udali się do łazienki i spostrzegli, że Córka mówi prawdę'' – zbiór opowiadań ,,Dom''; opowiadanie ,,Potop''



Oxland (Kraj Oxiów) był krainą leżącą nad Morzem Srebrnym, w sąsiedztwie Latyki i Roxu. Od niepamiętnych czasów zasiedlały ją, zrodzone w erze czwartej przez Juratę, rasy Oxiów (Aesthiów) na północy, w tym na wyspie Saremie, oraz Wydrzan na południu. Oxiowie, których pierwsza para nosiła imiona Estynisław i Czuda mieli postać ludzi z głowami fok – szarych, ale także pospolitych, obrączkowanych, zwanych nerpami, a nawet grenlandzkich, których dziś próżno szukać w Bałtyku. Kiedy chcieli potrafili również zamieniać się w foki, tak jak czyniła to tajemnicza rasa, zwana Selkami z Ultima Thule. Oxiowie budowali lepianki na plażach, gdzie suszyli swoje sieci rybackie i naprawiali czółna. Ich jedyny pokarm stanowiły ryby, zaś ów rybacki lud zasiedziały nad Zatoką Balat, Morzem Ancylusa, Joldów i Srebrnym w swoich żołądkach mieścił gastrolity, czyli kamienie pomagające trawić. Oxiowie odbywali podróże morskie w celach handlowych – do Svamii, Nürtu, Nowego Grodu Północy, Velehradu – Sedinum, Wolina, Hadeby, a nawet do Brytanii, Kaledonii, Irlandii i na Ultima Thule, lecz nigdy nie prowadzili wojen zaborczych.
Wydrzanie, których pierwsza para nosiła imiona Łurot i Juratka mieli postać ludzi z głowami wydr. Kiedy chcieli, potrafili również zamieniać się w wydry. Budowali chatki z mułu i wikliny nad rzekami i jeziorami. Żywili się rybami, żabami, rakami, ślimakami, dżdżownicami, wężami, nawet tak dużymi jak trusie, jaszczurkami, traszkami, gryzoniami, takimi jak myszy, szczury i karczowniki, kaczkami, ich jajami i pisklętami. Dobrze pływali, tak jak Oxiowie i tak jak oni używali rybackich sieci i łodzi. Podczas gdy Oxiowie mieli jeden gród warowny na wyspie Saremie, podobną metropolią Wydrzan była Fiszhuza leżąca w głębi lądu. Ów lud, choć odważny, nie napadał swoich sąsiadów, za to wielu Wydrzan walczyło za pieniądze w drużynach władców innych ras, w tym ludzi. W erze czwartej, podczas Pierwszej Zimy Śnieżnej, wyróżniającej się niezwykle srogim mrozem i obfitymi opadami śniegu, Wydrzanie jak też ich sąsiedzi z północy, pomagali głodującym Zajęczanom.

,,Oxiowie i Wydrzanie świetnie znosili zimę pod troskliwą opieką Juraty. Swobodnie łowili ryby w morzach, jak i w jeziorach i rzekach, a po pracy lepili bałwany, jeździli na sankach i nartach, oraz na łyżwach. Samemu mając nadmiar, chętnie i w sposób zorganizowany dzielili się z głodującymi Zajęczanami, dzięki czemu ocalili wielu z nich od śmierci z głodu. Wydrzanin Budrys ze Świtezi zaprowadził pewien ród Zajęczan nad jezioro Mamir gdzie fale wyrzuciły szczupaka wielkości pięciu żubrów i suma wielkiego jak wieloryb płetwal błękitny […]'' - ,,Gesta hybridorum''

Na początku ery siódmej, Rysza syn Uralisława, drugi król Lynxów planował najazd na Oxland, skuszony przez Licho wizją sławy wojennej i czekających na złupienie bogactw Fiszhuzy i Saremy. Od realizacji tego planu został odwiedziony przez Juratę, a wkrótce potem musiał toczyć wojnę obronną z potworem Czudą – Judą. W erze ósmej, oxyjska królowa Balbina (Valvina) z Saremy wzięła udział w pierwszej olimpiadzie zorganizowanej przez Nyrię II Azora; króla Neurów, zaś jej odlegli potomkowie odpierali najazdy królów Jiwóna, Starego Frëca i Rena Puszczyna na Oxland. Pod koniec ery dziesiątej, podczas katastrofalenej Wielkiej Zimy jak i przed jej rozpoczęciem, tak Oxiowie jak i Wydrzanie zmuszeni byli odpierać ataki rozszalałych hord pierwszych ludzi, synów Novalsa i Aivalsy, którzy utracili niewinność po zjedzeniu żołędzi z dębu Baublis, wbrew zakazowi swego stwórcy, Jarowita. W III wieku ery jedenastej żyło dwóch Oxiów; Kellu Symur i jego syn Kellu Simi – Abö, współcześnie królowej Tatrze. Liczne były ich przygody. Bawili u Juraty w jej podwodnym pałacu. Spełniając jej prośbę, razem z Anatolijem Rdzeniejewem pomogli Lynxowi Przeroślowi opuścić ogarniętą wojenną pożogą krainę Burus i dostać się do Nistu, stolicy Aplanu. Po śmierci ojca, Kellu Simi – Abö wyruszył na wyprawę do Azji razem z królem Lechem III, oraz królewiczem Rutym z Orlandu. Razem z nimi był w Białopolsce, Ułan – Raptor, Sinea, gdzie do trójki wędrowców dołączyła rusałka Ruta wraz z wodnym niedźwiedziem Arvotem Baldasem, Iibetain, Imalain, w Bharacji i na Seylanie. Na tej ostatniej wyspie, Kellu Simi – Abö broniąc apsary – nimfy z rzeki Gangos przed morskim satyrem, został zabrany przez potężną falę i to jego królowa mórz i oceanów Jurata wysłała w erze trzynastej do pewnego domu w Szczecinie, aby ostrzegł jego mieszkańców przed mającym zatopić ich Rdzeniejewem. W erach dwunastej i trzynastej Oxiowie i Wydrzanie odpierali ataki Słowian (Rusiczów), Waregów, Svamów, spokrewnionych z nimi Jemów, olbrzymów Vanapaganów, Liteńczyków i Latykijczyków. Wymarli niedługo po upadku imperium rzymskiego, a na ich miejsce napłynęli ludzie z plemienia Czudów. Obecnie, na ziemiach dawnego Oxlandu leży Estonia.
W czasie, gdy Laczplesis szukał przygód wśród Słowian, nigdy nie syty władzy Musulus, władający na ziemiach późniejszej Liteny i Latyki, którejś nocy zjawił się w małej kapliczce na porośniętej lasem wyspie u ujścia rzeki Nemany do Morza Srebrnego. Czarnoksiężnik przez Czesława Miłosza nazywany Masiulisem stanął w blasku grubych, ozdobnych świec z trupiego łoju przed siedzącym na ołtarzu kryształowym bałwanem wyłowionym przed laty z rzeki Aluty w Dacji. Tyran Bałtów otworzył usta, pełne cuchnących, pożółkłych zębów i w zaginionym języku Tokenów – znającego magię prastarego ludu, który zamieszkiwał Sinea przed przybyciem Sineańczyków, począł wzywać pod swe sztandary inne stare i groźne plemię. Przyzywał Vanapagany – olbrzymy ze Svamii.




- Przez Światogora; cara Obrów – wołał Musulus – zaklinam was, potężny ludu Mroźnej Północy! Zapraszam was, zza zimowego morza kamłając1; przybywając Vanapagany waleczne, wyrwanymi z ziemi dębami wojujące. Obiecuję wam Oxland o łagodnym klimacie – krainę pełną potulnych zwierząt, które będziecie mogli zabijać i zjadać. To obiecuję wam ja, Masiulis! - szamani vanapagańscy, bijąc dłońmi w bębny usłyszeli zew czarnoksiężnika. Powiedzieli o swym widzeniu wodzom plemiennym, ci zaś rozesłali wici do wszystkich swych wojów.
Rozpoczęła się wyprawa, o której po wieki wieków śpiewać będą runoje. Vanapagany przeszły przez Morze Srebrne, które najniższemu z nich sięgało do pasa. Z marszu zdobyły Saremę, rozbijając maczugami warowny gród królewski i pożerając na surowo jego mieszkańców, ponabijanych na włócznię. Podobny los spotkał wysepkę Naleśnik. Olbrzymy, które w zamyśle czarownika miały posłużyć mu w przyszłości do nałożenia jarzma Burusom i Słowianom, szły naprzód i naprzód jak powódź, jak pożoga. Z ich błękitnych oczu sypały się mroźne iskry, oddech zaś był lodowatym orkanem, niosącym śnieżycę i skuwającym wody grubą warstwą lodu. Musulus podkręcał sumiaste wąsy i pił najstarszą małmazję, widząc rozpacz Oxiów i Wydrzan, przekonanych, że oto nadszedł koniec świata. Zaatakowani zdołali ubić czterech Vanapaganów, jednocześnie wysyłając posłów do kraju Waregów, Burus i Sklawinii, wzywając pomocy wszystkich junaków, witezi, wikingów, zmiejoborów i berserków. Oxlandczycy nie mieli nic do obiecania jako nagrodę, za to mieli wszystko do utracenia.
- Z olbrzymami nie ma żartów, a ich zachłanność jest tak wielka, jak ich ciała – mówili Oxiowie na wiecu w Nowym Grodzie Północy – nie poprzestaną na Oxlandzie, ale nie omieszkają wyciągnąć łap i po wasze ziemie.
- Baczcie na to – zabrała głos córka jednego z Oxiów, nosząca starożytne imię Balbina,- że wasi wielcy przodkowie; kniaź Gostomysł, Sławien, Sadko i Vaska Busłajew nigdy nie zostawiali cierpiących bez pomocy.
- Phi! Vaska to był pijak i nierób, wcale nie jesteśmy z niego dumni – skwitował to jeden z rajców.
Wiec, wielce burzliwy, toczył się do białego świtu. Uchwalono, że Nowy Gród Północy wyśle na odsiecz Oxlandowi pułk witezi, co też uczyniono. Przeciw Vanapaganom stanęli tacy herosi jak Głorzemb, Orzeł, wojowniczka Cudosława z zatopionego lądu Vinety, czy wychowany przez niedźwiedzie, nadludzko silny Laczplesis, zwany Niedźwiedzim Uszkiem. Zadali oni ogromne straty svamskim olbrzymom. W szczególności przyczynił się do tego Laczplesis, rozkazujący hordzie zbrojnych w topory niedźwiedzi; mocny jak Golem, zbryzgany potokami krwi, nie znający strachu ni zmęczenia, obalał Vanapagany tak jak wichura obala stuletnie buki. Podobne szkody uczynili sojusznikom Musulusa berserkowie z Nürtu, oraz Neurowie; wilkołaki znad rzeki Ner. Strzały Cudosławy, zatrute krwią hydry kładły pokotem najroślejszych wodzów vanapagańskich. W końcu olbrzymy poprosiły o zawieszenie broni. O dalszych losach Oxlandu miało zadecydować przeciąganie liny, uplecionej przez karły z zaczarowanych ingrediencji. Po jednej stronie stanęły Vanapagany, po drugiej zaś najsilniejsi z Oxiów i Wydrzan, oraz Laczplesis, Sęp z Szarego Boru, Orzeł, Ryś, Cudogniew, Bjorn Thornson, Kudejko – konat Galindów, Lizdejko, Borejko, Cudosława, Jarogniew, Wielesław, Mudroniega, Mogtana i krocie innych bohaterów Słowian, Istów i Waregów. Obie armie wzywając ku pomocy swych bogów naprężyły muskuły. Vanapagany pewne swej siły zaczęły odnosić przewagę, z wolna szorując przeciwnikami po ziemi. Wówczas Lapczplesis, najsilniejszy z nich wszystkich, skierował swe myśli ku Mokoszy – Matce Wilgotnej Ziemi, aby raczyła użyczyć jego drużynie siły.
- Ty, którą raniły stopy Światogora – wyrzekł z wysiłkiem – tak, że wygnałaś go na Święte Wzgórza, nie oddawaj nas na żer jego potomkom! Przez Ageja; obroń Oxiów i nas!
Mokosza wysłuchała prośby Laczplesisa i innych wojów i wojowniczek; użyczyła im siły, tak, że obalili na ziemię drużynę Vanapaganów. Zgodnie z postanowieniami dogoworu, pokonani Giganci powrócili do Svamii, zaś ci z nich co nadal chcieli podbijać Oxland, zginęli od strzał i toporów. Vanapagany już nigdy więcej nie wróciły na ziemię późniejszej Czudzi, za to trwałym śladem ich okupacji pozostały liczne jeziora, wzgórza i doliny, którym dziś przypisuje się pochodzenie lodowcowe.


*

Musulus widział więcej niż zwykli śmiertelnicy, choć nie czyniło go to lepszym, ani szczęśliwszym. Kiedy zamknięty w swej pełnej magicznego śmiecia pracowni, w oparach siwego dymu, przymknął powieki i położywszy powykręcane reumatyzmem dłonie na blacie czarnego stołu, na którym leżała czaszka i stał świecznik ze świecami z trupiego łoju, ujrzał swego wroga Laczplesisa. Czarnoksiężnikowi nie były tajne jego chrobre czyny. Ten co matkę miał niedźwiedzicę, ten młody, który okazał się silniejszy niż Vanapagany, ucztował w blasku pochodni za wielkim, dębowym stołem w magnackim domu gdzieś w Burus, albo wśród Słowian.
- Najlepszą rzeczą w życiu są niewiasty – pośród gwaru i brzęku kielichów mówił witeź Orzeł, gospodarz tego dworca, gładząc złociste włosy Cudosławy.
Musulus wiedział, że zanim nastąpiła uczta, nim na okrągłym jak w Camelocie stole pojawiły się pieczone w całości dzikie, jelenie i barany, pajdy białego chleba zastępujące ziemniaki, zupy, gulasze, jarzyny, ciasta i owoce, nie mówiąc już o winach z Panonii i Kolchidy, miała miejsce narada wojenna. Laczplesis, będąc najsilniejszym i najbogatszym w odwagę od czasu śmierci Ilji Muromca, został wybrany na wodza wielkiej drużyny junaków.
- Po to Agej – Bóg Bogów dał nam siłę, abyśmy bronili słabszych – przemawiał, a jego głos był niczym ryk niedźwiedzia. - Trzeba nam zrzucić z tronu krwawego, starego parszywieńca, co trzyma z demonami i ich mocą ciemięży ludzi. Zawsze myślałem, że junak nigdy nie cofa się w walce ze złem, nawet jeśli ono go przerasta. Jeśli trzeba sam stanę w szranki i polegnę...
W sali biesiadnej Orłowego dworca rozległy się okrzyki aprobaty, w górę uniesiono miecze i złożono na nie przysięgę. Musulus wiedział, że słowiańscy, buruscy i warescy herosi pod stanicą Laczplesisa zamierzają iść nad Morze Srebrne, nad Vilię i Nemanę, aby odebrać mu władzę nad Bałtami, a z nią życie. Czarownik uśmiechnął się. Otworzył oczy. Wymruczał zaklęcie i wezwał czarnego dżina Szelę, którego niegdyś wypuścił zza Bramy Biesów, dzielącej świat ludzi od Čortieńska. Szela posłuchał. Junacy nie zdążyli przed samą wyprawą skosztować psiego mięsa, aby niczym psy być wiernymi wodzowi, sprawie i sobie nawzajem. W sali biesiadnej pojawił się gęsty obłok czarnego jak antracyt, cuchnącego i gryzącego dymu, w którym dostrzec można było świecące, czerwone ślepia.
- Azif! - syczał czarny dżin Szela.





Laczplesis pierwszy wskoczył na pełen pustych kielichów i rogów, oraz półmisków z tłustymi kośćmi stół i dobywszy miecza ciął w oczy pustynnego demona z Arabistanu. Pozostali junacy, ludzie nienawidzący i w głębi duszy bojący się magii, pochwycili swój oręż – miecze i szable, młoty, topory, włócznie, maczugi, kiścienie, korbacze i rohatyny i rzucili się na wroga, gotowi sprzedać swe życie tak drogo jak to tylko możliwe. Wojowniczki Cudosława, Mudroniega, Mogtana, co dokonując bohaterskich czynów przeszły przez cały Iran i Turan, rusałki – bliźniaczki Cudogniewa i Krasnosława, wypuściły w stronę mrocznego obłoku deszcz zatrutych hydrowym ciemieżem, płonących strzał. Obrońcy Oxlandu walczyli jak smoki; usiłowali ranić nieznającego litości wroga, mimo strachu, który ów budził. Jeden tylko Czewnia z Gostynia widząc nieuchronną klęskę, porzucił drużynę i wymknął się cichaczem, zapominając nawet zabrać broń, niczym Conn – arcykról (ard – rhi) Irlandii, który gdzieś w Afryce, mimo całego swego męstwa uciekł w popłochu z opuszczonego zamku opanowanego przez siłę nieczystą. Walka trwała. Szela nie zważając na otrzymane ciosy z wolna pochłaniał kolejnych bohaterów. Ci ginęli dumni i wyprostowani niczym królewskie dęby trawione przez pożogę. Nie było już ani Orła, Sępa w szarym płaszczu, Mudorniegi co potrafiła nie tylko zabijać, ale i leczyć, nikogo.... Ostał się jeno Laczplesis. Tak jak jego towarzysze, do ostatniej chwili nie wypuścił oręża z dłoni, ale czując ogarniający go mrok, jako jedyny zwrócił się do Enków.
- Przybądź, leśna pani, ku nam ku pomocy! - wołał, a Dziewanna Šumina Mati, żona Boruty przyjechała na białym jednorożcu.




Zasłoniła junaka swym szmaragdowym płaszczem i jednym dmuchnięciem wybawiła go z mocy potężnego nieprzyjaciela. Gdy Laczplesis się obudził, z dworca zostały się jeno osmalone ruiny. Poprzysiągł pomścić swą drużynę i płakał po raz pierwszy od dni niemowlęcych. Musulus triumfował.


*



Taką to historię Laczplesis, mąż nieskory do mówienia, jeno mrukliwy jak niedźwiedź, opowiadał przy ognisku, za słuchaczy mając spotkane na polowaniu spaśnego wieprza Krukisa i żurawia Ginetę.
- Chrum! - chrząknął Krukis. - Jestem synem kowala Mezaurasa, po którym miałem odziedziczyć kuźnię. Dobrze mi szło walenie młotem, spod którego wychodziły podkowy i inne użyteczne przedmioty, chrum! Byłbym szczęśliwy, gdyby do mojej wioski nie zajechała swym słynnym rydwanem zaprzężonym w dziki, pani Żemina Kremata, o której słusznie powiadają, że jest najpiękniejszą raganą (czarownicą) na całym okręgu Ziemi. Gdy zajechała do Żyżromia; czyli wioski gdzie przyszedłem na świat, skupiła na sobie namiętne spojrzenia wszystkich mężczyzn. Ja sam, ma się rozumieć, nie byłem żadnym wyjątkiem. Gdy pani Żemina zażywała kąpieli, spozierałem na nią ukradkiem. Na Velinasa, co to był za widok! Dałbym się przerobić na kiełbasy, gdyby to było ceną ponownego oglądania jej! Czarownica spostrzegła, że jest obserwowana. Popatrzyła na mnie surowo, po czym wypowiedziała zaklęcie: ,,śukjej''. Natychmiast zamieniłem się w świniaka, którym jak widać jestem do tej pory i jest mi z tego powodu przykro.
- Nauczyło cię to czegoś? - spytał żuraw Gineta.




On również był człowiekiem zamienionym przez zły czar w zwierzę i też miał ciekawą historię do opowiedzenia....

*

,,Koń stanowi alter ego bohatera, narodzony np. tego samego dnia, połączony z nim więzami przyjaźni, ratuje go z najstraszliwszych opresji, mówi ludzkim głosem, udzielając mu rad. Może mieć skrzydła, może być niezwykle silny i wytrzymały, wyprzedzać wiatr w biegu; prześciga słońce w biegu, skacze aż na Księżyc. […] Koń umiera wraz ze śmiercią junaka […]'' - A. Szyjewski ,,Religia Słowian''

Było to w pierwszym wieku obecnej ery trzynastej. Król Czech (Bohemus), fundator grodu stołecznego Piropolis, gdzie czczono znaleziony wśród zgliszczy lasu kamienny puchar z wiecznie płonącym ogniem, ten co braci miał Lecha, Rusa i Słowaka, zasiadał na tronie, wsłuchując się w pieśń i grę na złotej harfie swojej najmłodszej córki – Cudosławy – Cudoniegi. Królewna, panna niezwykłej piękności, wyglądała raczej jak rusałka niż istota ludzkia, o włosach miedziano – złotych i oczach seledynowych, odziana w suknię barwy chabrów, miała upajający głos niczym syrena i mimo młodego wieku znała już sporo opowieści bajecznych. Na prośbę ojca i matki, królowej Serbii – Soraby (Zerbis) trąciła struny i poczęła snuć historię z czasów dawniejszych niż Egipt....





- W owym to czasie – z ust Cudosławy – Cudoniegi spływały słowa słodsze od miodu – w miejscu gdzie dziś stykają się rubieże królestw Bohemii i Slawi – Słowacczyzny, leżała wioska Dwugłowych, a byli to ludzie; synowie i córki Mieczysława, co jak ojciec – po dwie głowy mieli. Ich to w swojej wędrówce nawiedził junak Laczplesis, Niedźwiedzim Uszkiem zwany, tak jak niedźwiedź silny, a wraz z nim mówiące zwierzęta: wieprz Krukis, którego dziś wielce poważają kowale i żuraw Gineta. Dwugłowi tak z mowy jak i obyczaju byli Słowianami. Cudzej ziemi nie chcieli, swojej nie oddawali. Gościnni byli wobec przybyszów, co podobało się Enkom. Dwugłowi nie mieli łatwego życia. Nękał ich bowiem wróg bardziej luty niźli Awarowie – Czech zasłuchany w pieśń córki, nie zauważył, że przechylił mu się złoty kielich trzymany w dłoni, wylewając na posadzkę wino muszkatowe z 




Macedonii. - W Postojnej jaskini miały swe siedlisko dwa potwory wielkie a lute; brat i siostra, a imiona ich – Kaukus i Kauka. Z Mokoszy łona wyszły. Postać miały czarnych jak antracyt ośmiornic o ciałach pokrytych gąszczem długich, zatrutych kolców, większe zaś były niźli słonie. Kaukus i Kauka polowały na ludzi i zwierzęta; pożerały rusałki, wodniki, żmijów, Dwugłowych; nawet olbrzymy i smoki nie mogły dać im rady. Jeden tylko Laczplesis, co na cud zakrawa i cudem jest w naszych oczach, ubił kolczaste kraki. Ziemia matka siły jego zdziesięciokrotniła, a Dziewanna Šumina Mati użyczyła łuk ze strzałami (inny rękopis wspomina tu o Dziwicy). Laczplesis z małpią zręcznością omijał chcące go schwytać macki i przeskakiwał z kolca na kolec, jakby to były gałęzie. Potwory wielce nań zagniewane paskudziły pola i lasy potokami cuchnącego inkaustu ze swych trzewi. Gineta unosił się nad ich głowami zrzucając kamienie, Krukis zaś będąc tylko świnią nic nie mógł zrobić, jeno prosił Swarożyca – mistrza wszystkich kowali, aby ów dopomógł jego przyjaciołom. Kaukus i Kauka chcąc pochwycić i pożreć Laczplesisa wpadały na siebie i zgniatały się nawzajem, junak zaś posyłał strzały królowej lasów w ich wielkie, żółte ślepia, aż uśmiercił oba potwory. Dwugłowi chcieli je spalić, aby swym gniciem nie psuły powietrza, lecz Mokosza przemieniła zwłoki bliźniąt w niezliczone rzesze domowych skrzatów, co mieszkają w domostwach 





Bałtów służąc ludziom, a nazywają się kauki... - od czarującej pieśni nikt ze słuchaczy nie mógł się oderwać nawet na chwilę. Królewna opowiadała jak wdzięczni Dwugłowi pokazali Laczplesisowi miejsce, w którym był zakopany na wzgórzu koń naturalnej wielkości, odlany ze złota lub srebra, lecz kopyta miał żelazne. Laczplesis wykopał konia i zarzucił go sobie na ramię. Zaniósł go do chramu Złotej Baby w Laskach, albo jak podaje inna wersja: do Kąciny Świętojurskiej na terenach późniejszej Slawi, gdzie żercy – znachorzy leczyli chore dzieci. Oni to specjalnym zaklęciem ożywili srebrnego konia, który jednak nawet żywy wciąż miał ciało z kruszcu. Laczplesis nadał mu imię Śrybrzok. Rumak ów znał ludzką mowę tak jak Homel Ilji Muromca, czytał w myślach jak wąpierze, nie potrzebował paszy ni wody, był szybszy od wiatru i Słońca, przewidywał przyszłość, a do tego był wierny jak pies. Żercy – znachorzy ze świątyni w Laskach zdjęli ponadto zaklęcia z Krukisa i Ginety nadając im na powrót ludzką postać. Drużyna wciąż szukając wróżdy na Musulusie, ruszyła na południe, poza granice Sklawinii.


*




W ziemicy zwanej przez Solimów – Jawan, Sarmatów – Els, jej mieszkańców – Hellada, zaś przez Rzymian – Graecia, żyła sobie rusałka Kyane, po słowiańsku – Chabernica. Wielkiej była urody – wysoka i smukła, o cerze jasnej, włosach długich i złocistych, oczach barwy kwiatów, od których pochodziło jej nadane przez Słowian imię. Jak wszystkie najady uwielbiała tańczyć, śpiewać, klaskać w dłonie, układać zagadki i stroić się. Nosiła suknie szyte czarodziejską sztuką z białych i puszystych obłoków, piany morskiej, niebiańskiego błękitu, czy naszywanego złotymi, migoczącymi gwiazdkami granatu nocy. Kochała ozdoby. Jej ciało zdobiły sznury pereł z Propontydy, korale, opale z kolonii Mu na Zielonym Kontynencie, turkusy, lapis – lazuli z Baktrii, kość słoniowa zrodzona przez białopolską ziemię, srebro z Mitanni, złoto z Nubii i Nürtu, czy wreszcie oprawione w srebro bursztyny nad Morza Srebrnego, nazywanego Amfitrionalnym. Kyane umiłowała te wszystkie błyskotki więcej niż inne, rozmiłowane w pięknie nimfy, aż poczęła z ich powodu tracić rozum. Któregoś dnia, zrywając złociste kwiaty ujrzała na łące śpiącą czarownicę. Była to bardzo urodziwa istota, odziana w białą sukienkę, wiecznie młoda i pełna wdzięku – co nie znaczy, że dobra. Czarownice słynęły z nieziemskiej krasy – od tej reguły niewiele było wyjątków, takich jak Baba Jaga. Konfraterka Kirke i Medei, którą ujrzała Kyane, na czas odpoczynku zawiesiła na wyczarowanym przez siebie krzaczku wszystkie swe klejnoty. Wśród nich boleśnie kłuł w oczy srebrny medalion z dużym, świecącym w ciemnościach ametystem. Ta, która zdaniem poetów, bawiąc na Sycylii miała być damą dworu królewny Prozerpiny, nie mogła się opanować. Zdjęła z krzaka medalion, pospiesznie włożyła go na szyję, po czym ulotniła się szybko jak myśl. Jednak magia istnieje i działa, a nawet jakby tak nie było, kradzież i tak będzie ukarana. Piękna rusałka z przerażeniem spostrzegła, że zamieniła się w wielkiego jak góra, jasnoniebieskiego, skrzydlatego smoka, który teraz leżał przed ogniskiem jak kot przed kominkiem i opowiadał swą smutną historię Laczplesisowi, Krukisowi i Ginecie.





- Nikt z nas nie potrafi zdejmować klątw – rozłożył bezradnie ręce pan Gineta, który wsławił się jako protoplasta rodu Józefa Piłsudskiego – Gienatowicza i wynalazca tańcu żurawia.
- Może ja pomogę – ozwał się nagle, milczący do tej pory srebrny koń Laczplesisa. - Tu nie trzeba magii, jeno uczciwości. Idź na łąkę, gdzie ukradłaś medalion, zdejmij go i powiedz głośno, że przepraszasz i że się go wyrzekasz. Powinno pomóc. My zaś będziemy prosić Ageja i Enków, abyś znów mogła wszystkich wokół cieszyć swym pięknem.




- Czy Agej tom ktoś taki jak Uranos? - spytała zaciekawiona Kyane.
- To ktoś dużo większy – odparł koń Śrybrzok i zamilkł jakby się zaciął.
Smoczyca posłuchała jego rady. Nim się spostrzegła, znów była śliczną najadą. Chciała podziękować cudownemu rumakowi, lecz drużyna Niedźwiedziego Uszka zmierzała już w stronę wielkiego portu Koryntu, na którego tronie zasiadał król Syzyf.


*

Niejeden pijak w korynckiej gospodzie ,,Pod Pylajmonem'' rad był wielce mogąc pić z Laczplesisem – sławnym bohaterem z krain północnych, co opróżniał jednym haustem duże beczki wina i jego towarzyszami. Na niskim, dębowym stole królowały pieczone kalmary i ośmiornice, stosy czarnych i zielonych oliwek, koście winogron, pajdy chleba służące za talerze, kozi ser i orzechy laskowe. Śrybrzok, cudowny rumak Laczplesisa przebywał w stajni wraz z pozostałymi końmi, lecz nie tknął wody ni owsa. Przeczuwał niejasno coś niedobrego. W karczmie, przy dźwiękach granej przez kapelę satyrów muzyki, tancerki skakały przez obręcz najeżoną do wewnątrz sztyletami, a nikt z gości nie żałował sobie wina. Laczplesis pił za dziesięciu, Krukis i Gineta usnęli już po piątym kielichu. Wino było aromatyczne, słodkie i bardzo mocne; władne powalić niedźwiedzia a nawet Niedźwiedzią Juszkę. Wśród migotania pochodni i uderzania w tamburyn, Laczplesis usnął niby niemowlę, a jego koń rżał długo i żałośnie...
Gdy bohaterowie otworzyli zaspane oczy, czekała ich nader przykra niespodzianka. Oślepiło ich Słońce, usłyszeli krzyk mew i poczuli uderzenia bizunem po plecach. Spostrzegli, że są skuci łańcuchami na galerze płynącej po Morzu Wielkim, czyli Śródziemnym. Krukis i Gineta popadli w rozpacz, lecz chrobry Laczplesis; rogata dusza, nie zginał karku przed oprawcami i tchórzami. Napiął muskuły i z głośnym trzaskiem zerwał z siebie kajdany. Rzucił w morze nadzorcę z pejczem, uwolnił przyjaciół, po czym idąc jak burza, dławił przerażonych nadzorców i rozrywał łańcuchy jak nici. Nim Słońce, kryjąc się w morzu pogrążyło w mroku olbrzymiego, brązowego bałwana Swaroga na wyspie Hrodos, wszyscy niewolnicy zostali uwolnieni, a ich radość przeplatała się z niepomiernym zdumieniem na widok srebrnego konia o żelaznych kopytach biegnącego po falach jak Fraisy Grant2.
 Karczmarz chciał bowiem sprzedać Śrybrzoka za ciężkie pieniądze czarownikom, lecz cudowny rumak uciekł ze stajni.
- Co on jeszcze potrafi? - dumał Krukis z Ginetą.
Musulus w zamku nad Nemaną leżał w pierzynie, nakryty skórą złotego lamparta i zajadał kołduny w rosole. Zewsząd otaczały go zwierciadła ukazujące rzeczy, których żądał widzieć. Czarownik ujrzał w nich swego wroga Laczplesisa; teraz wodza wielkiej drużyny Greków i Słowian, których wybawił od losu niewolników. Liczną armię zgromadził Niedźwiedzie Uszko pod sztandarem sinym ze szkarłatnym niedźwiedziem i trzema złotymi gwiazdami. Szedł na północ, ku ziemi ojców, potężny i niepokonany jak piorun, który Jarowit – Perkunas spuścił z nieba, by dodać mocy jego orężu. Drużyna idąc niestrudzenie ku Morzu Srebrnemu, tępiła smoki, wapierze, strzygi i inne potwory, rozbójników i zaprzedanych złu magów, a jej zastępy wciąż się powiększały o nowych junaków. W Puszczy Dziewańskiej, Gineta otrzymał łuk i kołczan ze strzałami od Leśnej Matki, zaś jej mąż Boruta – Vujči Pastir ofiarował Krukisowi maczugę ciężką jak dzik.
Muslus począł się bać, bo wszystkie jego posążki Čortów, szklane kule, trupie czaszki, kotły, magiczne księgi i karty; spisane i namalowane na skórze dziewic, kryształy i inne jakże odrażające akcesoria, słysząc huk Jarowitowego pioruna, zajęły się ogniem i rozpadły w pył. Udręczone ziemie Liteny i Latyki z nadzieją spozierać poczęły w stronę południa, skąd dochodziły wieści o zbliżającym się wyzwolicielu. Laczplesis i jego komilitoni stali się legendą ku pokrzepieniu serc, w wielkiej konspiracji opowiadaną, aż któregoś dnia rzeczywistość i legenda zwarły się w śmiertelnym boju. Oddajmy głos wajdelotom...


*



Ten, co w erze trzynastej wyśpiewał ,,Pieśń o Sowim'', opowiadał również, na gęślach grając, jak hufce Laczplesisowe w Simajdii stanęły. Była to kraina razem z Auksztotą tworząca późniejsze królestwo Liteny, a nazwę swą brała od Simajdiona; brata Aukštana, uchodźcy z Vinety. Gineta walczył ze strzygami i wąpierzami o górę Anafiels (po słowiańsku: Onawielna gora), której nazwa oznacza Prababkę, bowiem na jej zboczach ukazywały się dusze przodków. Zaczarowana to była góra, bardzo wysoka i stara, pełna dziwów. U grocie u jej podnóża mieszkał smok Vizunas zielony, luty a wielki, co wchodzącym na górę zadawał zagadki niczym rusałka, albo sfinks, na szczycie zaś rosła jabłoń złote owoce rodząca. Gineta rozbiwszy pułk straszydeł służących Musulusowi (darowane przez Dziewannę strzały nigdy się nie kończyły, za to zawsze trafiały do celu śmierć niosąc) nakazał swym wojom czekać na swój powrót, sam zaś ruszył konno ku jaskini Vizunasa. Miał bowiem dług czekający na spłacenie. Kiedy szedł przez ziemię, eon później nazywane Analapią, wziął sobie żonę z jednego z plemion słowiańskich, a imię jej – Słupica. Zdradził ją, ona zaś z żalu, zabiła się skacząc ze skały, a wraz z nią zginęło dziecię, które nosiła w łonie. Teraz nadszedł dla Ginety czas pokuty. Gdy stanął ledwo o dwa kroki od wylotu jaskini, ujrzał w mroku złote oczy i owionął go cuchnący siarką oddech. To smok Vizunas wygramolił się ze swego lokum i bez żadnych wstępów zadał ludzkim głosem pytanie.




- Co najbardziej spędza sen z oczu człowieka?
- Dusza i sumienie – odrzekł bez chwili namysłu Gineta, a Vizunas zgodnie ze słowami przepowiedni, słysząc prawidłową odpowiedź, wyzionął ducha. Ten, co niegdyś był żurawiem, jednym ciosem miecza o nazwie Ostry Jak Sztylet rozpłatał brzuch smoka i wydobył zeń żelazne haki, z których pomocą wszedł na szczyt góry Anafiels, odbierając gratulację od cieni przodków, po czym zerwał złote jabłka. Po zejściu ze szczytu (niektórzy podają, że zjechał zeń na tarczy jak na sankach) pokroił owoc na cieniutkie złote blaszki. Jedną z nich włożył w zimne usta żony, której ciało woził ze sobą w kryształowej trumnie, ona zaś ożyła i urodziła żywe i zdrowe dziecię. Słupica przebaczyła Ginecie jego łajdaczenie się i odtąd już nic nie zakłócało ich wielkie miłości.
- Panie – rzekł doń setnik Ogon – skoro te jabłka mają tak wielką moc wskrzeszania martwych, czy nie raczyłbyś nakarmić nimi naszych poległych towarzyszy? - Gineta się zgodził.
Wojna miała się w najlepsze. Leśne Čorty przyniosły Musulusowi głowę Krukisa. Laczplesis szedł jak burza, wyzwalał wioski i grody, zabijał strzygi jak szarańczę. Musulus wciąż podwyższał nagrodę za jego głowę, lecz nikogo z jego sług nie motywowało to do walki z groźnym jak niedźwiedź mścicielem. Próbował przeciw niemu różnych złych czarów, aż w końcu skierował przeciw niemu, idącemu z drzewem w ręku na zamek czarnoksiężnika, ulewę niesionych wiatrem zatrutych sztyletów. Choć Laczplesisa okrywała płytowa zbroja, jeden z brzeszczotów zarył się głęboko w jego oku, docierając aż do mózgu. Jego drużyna wyginęła jak Obrzy, jeno Gineta się ostał. Srebrny koń został z nim spalony (podobnie uczynił car olbrzymów Światogor, aby nikt inny nie mógł zeń korzystać), dusza zaś zamieszkała w Nawi Jasnej, na dworze Welewitki – Velu Mate. Musulus odetchnął.





*



Czarownik srogi a sprośny władał Bałtami jeszcze długie tysiące lat, aż w erze trzynastej obalił go Rzymianin Palemon, pierwszy król Liteny, zwanej też Lithuania i Lietuva. Wkrótce wyodrębniło się z niego sąsiednie królestwo – Latyka (Latvia), założone przez oblubienicę Enka Rodegasta, człowieka z głową tura.


1 Wyjąc zaklęcia; określenie zaczerpnąłem z ,,Księgi tura'' Czesława Białczyńskiego
2 Bohaterka powieści ,,Biegnąca po falach'' Aleksandra Grina

Oniricon cz. 172

Śniło mi się, że:




- w komiksie ,,Wiedźmin'' Polcha i Parowskiego występował humanoidalny, zielony jaszczur Khyvar,



- zjadłem dużo smażonych na złoto uszek i słodyczy,



- mąż muzułmanin zabronił swej żonie chrześcijance modlić się w nocy i pracować,



- byłem mistrzem gry RPG, w której bohaterów w karczmie zaatakowały żywe parówki, a potem spotkali nosorożca włochatego,



- widziałem żywą parówkę pełzającą po chodniku,



- w przedsoborowej wersji ,,Litanii loretańskiej'' porównywano Maryję do bohaterek mitologii greckiej,
- poszedłem do pracy dla niepełnosprawnych, gdzie zapisałem swój sen o powieści fantasy ,,1410'', a mojemu szefowi to się nie spodobało i próbował mi niszczyć moje zapiski, a ja byłem na niego zły z tego powodu; potem razem z innymi pracownikami brałem udział w przedstawieniu teatralnym,
- widziałem w kolorze polski film ,,Pan Twardowski'' z 1936 r, na którym król Zygmunt August miał w sali tronowej pracownię alchemiczną, zaś tytułowy bohater za pomocą szabli walczył z diabłem zamienionym w wilka,



- królowa Tatra i Niebieski Chłopiec walczyli z inwazją wilków i wilkołaków,



- na przystanku autobusowym w Szczecinie zaatakował mnie skunks, przed którym nie zdążyłem uciec,



- żarłacz wielorybi (Carcharodon megalodon) był większy od płetwala błękitnego (tak naprawdę płetwal błękitny mierzy 30 m dł, zaś Carcharodon megalodon mierzył 15 m dł),
- kiedy chciałem wyjść na miasto, Pavlas ov Vidłar kazał mi zdjąć majtki i skarpety, abym upodobnił się do Cejrowskiego, potem szukałem go w kościele, lecz nie wiedziałem, w którym (nie sprecyzował czy mam go szukać w kaplicy dominikanów, czy też w pobliskim kościele),



- Marian Paździoch miał ,,parcie na szkło''; razem z Arnoldem Boczkiem, którego nazywał Józefem, grał w ping - ponga jajkiem i uparł się, aby publicznie pożegnać grupkę dzieci w teatrze, lecz prezenterka telewizyjna powiedziała mu, że może to zrobić jedynie za kulisami,



- Doda zażywa zioło duvię, dzięki któremu rosną jej pośladki (tzw. ,,buffia''),
- w szkole przeciskałem się między małymi dziećmi i bałem się, że zostanę z tego powodu niesłusznie oskarżony o pedofilię; UWAGA: To tylko sen; nie jestem pedofilem, ani nie pochwalam tego zboczenia,
- przed szkołą mały chłopiec przyciskał mnie do płotu i nalegał, abym nie pisał książki,



- po latach spotkałem Jenę ov Blackeyovą i chciałem się z nią przywitać.