środa, 29 grudnia 2021

Kalimantian

 

,,K jest bardzo wielką i bardzo rzadką rybą, której widok budzi strach i przerażenie. Zależnie od szerokości geograficznej ludzie nazywają ja kolomber, kahlourbha, kalonga, kahu, chelung – gra. Co ciekawe nie znają tej oryginalnej ryby przyrodnicy. Niektórzy twierdzą nawet, że nie istnieje...’’ - Dino Buzzati ,,K’’.


 



Bharatiena była córką Waszti, córki Waraszi, córki Asmuri, córki Apsar – Hurisy, córki Santi, córki Santiny, córki Sonii, córki Glorii, córki Petissy, córki Ganakamudry, córki Hurem – pašti z krainy Banu. Poślubiła wodnika Gangosa, księcia rzeki, która otrzymała jego imię, syna Gangi, córki Bramatusa, syna Porosa, syna Bomy, syna Mumbina, syna Kalaczergi, syna Trisulosa, walczącego złotym trójzębem, syna Pirpaka, syna Himabanita. Z łona królowej Bharatieny, na której cześć jedna z krain Wyraju otrzymała nazwę Bharacji, wyszło sześć królewien i dwóch królewiczów.




Dżawa, smukła i pełna dostojeństwa, została w kołysce obdarzona przez Swarożyca – Agniego mocą rozpalania i gaszenia ognia samym unoszeniem lub zamykaniem powiek. Mogła też bez żadnej szkody iść boso po lawie wylewającej się z ognistych gór w jakie obfitowała wyspa nazwana jej imieniem. Z upodobaniem polowała, przemierzając z orszakiem jakszasów, kinerów i gandarwów nieprzebyte puszcze Wyraju. Wybornie strzelała z łuku i walczyła oszczepem oraz kindżałem, a przy całej swej zwiewnej urodzie, była też silna jak pantera. W czasie jednej ze swych łowieckich wypraw pokonała w zapasach dzika wyrywając mu żuchwę. Pełna dumy nadała sobie na pamiątkę tego wyczynu imię Świnka. Jednak jej macierz, królowa Bharatiena miast podziwu wyraziła żal z powodu śmierci wspaniałego zwierzęcia, któremu nikt już nie mógł przywrócić życia. Powiadano w Królestwie Javasu, że od tej pory królowa Dżawa zaniechała łowów. Kiedy umarła w wieku 950 lat, z jej popiołów złożonych do ozdobnej urny, wyrosły aromatyczne przyprawy: pieprz, imbir, goździki, cynamon i gałka muszkatowa.




Sumatra (Smatra) żyła w przyjaźni ze słoniami i tygrysami oraz wypasała nosorożce zamieszkujące wyrajską wyspę nazwaną jej imieniem. Mlekiem ze swych pełnych wdzięku piersi karmiła osierocone tygrysiątka i młode dzikich kotów, zwanych cigau. Kiedy nawilżała żwir swoją śliną lub łzami, ten zamieniał się w grudki złota bądź turkusy czy też inne drogie kamienie, co wielce bawiło królewnę.



Iriana miała hebanową cerę i sięgające pasa, czarne pukle. Nosiła ozdoby z morskich muszli, leśnych kwiatów i bajecznie kolorowych ptasich piór. Najchętniej podróżowała złotym lub srebrnym rydwanem zaprzężonym w parę kazuarów, bądź też dosiadając babirussy imieniem Alisa. Rajskie ptaki, które nazywała beznogimi sylfami z Kazuarii i ogromne motyle służyły jej za posłańców.



Królewny Sumbawa i Flores, najmłodsze z całego rodzeństwa, były liczącymi sobie każda po pięć latek, radosnymi i wrażliwymi dziewczynkami. Spędzały dnie bawiąc się w ogrodzie, a ich zainteresowania krążyły wokół motyli, kwiatów, muszli i jaszczurek. Na ich cześć dwie małe wyspy na Oceanie Wyrajskim otrzymały nazwy Sumbawa i Flores.




Malaya po zjedzeniu ryżowego kołacza obficie doprawionego miodem i korzeniami, otrzymała zdolność latania bez skrzydeł. Z wielkim oddaniem troszczyła się o rasę orangpendeków przypominających dwunożne orangutany, poruszające się w pozycji wyprostowanej, które leczyła i rozsądzała ich spory. Chon Bam, jedenasty lama wyrajskiego ludu Tcho – Tcho napisał w ,,Księdze nefrytowego smoka’’, że Malaya była matką nocnego plemienia niewiast z Vietmy mających zamiast rąk skrzydła nietoperzy.




Królewicz Celebes (Sulawesi) od najmłodszych lat kochał słonie. Uzbrojony w miecz z ości wielkiej ryby Rohity, bronił je przed smokami pragnącymi dla ochłody pić ich krew. Z tego to powodu nazywano go Obrońcą Słoni. Gdy wyrósł z lat dziecięcych, pożegnał macierz i ojca, po czym rzucił się w ciepłe fale Oceanu Wyrajskiego. Dopłynął do wyspy nazwanej później jego imieniem. Osiadł na niej i poślubił rusałkę imieniem Anoa, pasterkę bawołów, z którą miał synów i córki.

Kalimantian, brat Celebesa, z całego rodzeństwa najpilniej przykładał się do nauk potrzebnych młodemu księciu. Równocześnie marzył o wielkiej miłości i wielkiej przygodzie, a jego rozmarzony wzrok kierował się ku tajemniczym lądom na Oceanie Wyrajskim.



*


- Raczcie zezwolić, czcigodna pani matko i ty, czcigodny panie ojcze, abym i ja mógł rzucić się w fale na spotkanie nieznanemu, tak jak uczynił mój brat, Celebes i odnalazł szczęście. – W dniu swoich siedemnastych urodzin, królewicz Kalimantian nagrodzony złotym medalem za wyniki w nauce, ugiął kolana przed Bharatieną i Gangosem zasiadającymi na złotych tronach.

Królowa Bharatiena podniosła z kolan i ucałowała syna.

- Razem z ojcem radzi bylibyśmy, abyś z nami został i odziedziczył tron w Mrówkowie, nie możemy jednak trzymać młodego sokoła w złotej klatce. Zechciej od nas przyjąć na drogę ten nawąz; złoty znak kras – Bharatiena nałożyła synowi kosztowny naszyjnik, dzieło mrówek – złotników.

- Dziękuję serdecznie – odrzekł Kalimantian. - Nie przyniosę wam wstydu! - obiecał wzruszony wodnik, po czym uściskał obu rodziców oraz siostry bawiące podówczas na jego uczcie urodzinowej.

- Gdziekolwiek trafisz, pozostań wierny cnotom prawego witezia, o których cię uczyłem – przestrzegał Gangos. - Pamiętasz je jeszcze?

- Tak, kochany ojcze – odrzekł Kalimantian. - Są to umiar, roztropność, sprawiedliwość i męstwo. Nie zawiodę cię, tato – na pożegnanie uściskał prawicę starszego wodnika.

Bharatiena i Gangos wraz ze swymi królewskimi orszakami, towarzyszyli Kalimantianowi w drodze na mieniący się od pereł brzeg Oceanu Wyrajskiego. Królewicz po raz ostatni pożegna rodziców, po czym, odziany jeno w przepaskę z bisioru na biodrach, dał nura w fale.

Będąc wodnikiem, nie potrzebował używać do żeglugi statku, łodzi, ani tratwy, pływał bowiem niczym ryba i tak jak ona władny był oddychać pod wodą skrzelami, które posiadał oprócz płuc. Płynął przed siebie całymi dniami, noce zaś spędzał unosząc się jako błędny ognik nazywany Światłem. Za pożywienie służyły mu algi, babki, dobijaki, krewetki, żeglarki i łodziki. Nieraz wzorem kałana – wydrozwierza, chwytał jeżowce i płynąc na plecach, rozłupywał ich kolczaste skorupy uderzeniami płaskiego kamienia. Kiedy atakowały go rekiny, morskie smoki lub węże, salwował się przed nimi ucieczką, bądź też przybierał postać Światła.




Płynąc przez Ocean Wyrajski nieraz spotykał igrające wśród koralowych raf syreny, pełne wdzięku okeanidy i oktapie; urodziwe panny miast nóg mające macki ośmiornic. Wszystkie one serdecznie witały młodego królewicza i radowały jego serce grą na złotych i srebrnych harfach oraz śpiewaniem pieśni rzadkiej piękności. Szczególnie młoda okeanida Shanti, córka morskiego wodnika Varuny, rozkochała się w przystojnym księciu Kalimantianie i zapragnęła zostać jego żoną i matką jego dzieci. Kalimantian obiecał Shanti, że kiedy odkryje nowy ląd zdatny do zamieszkania, poślubi ją i będą na nim żyć razem jako para udzielnych władców. Na świadectwo prawdziwości tych słów, ofiarował okeanidzie złoty pierścień, który ongiś królowa Bharatiena zmaterializowała z wirujących niedziałek natężeniem swej woli.

Wreszcie pięćdziesiątego dnia podróży, królewicz wyszedł z oceanu na brzeg nieznanej mu, ogromnej wyspy. Słońce hojnie błogosławiło ten ostrów swoimi promieniami, zaś w jego głębi rozciągała się nieprzebyta dżungla rozbrzmiewająca głosami ptaków i małp. Kalimantian uśmiechnął się radośnie na myśl o czekających go przygodach.


*



,,Choć wyspy, do której dotarłem, daremno szukać na mapach, okazało się, że posiada swoich mieszkańców. Są to istoty, które nazywam Kulfonami, a które same sobie nadały nazwę Nosalisów. Wyglądem przypominają plemiona leśnych ludzi z puszcz Europy, są od nich jednak niżsi, cerę zaś mają smagłą, a głowy łyse jak kolano, zarówno w przypadku mężów jak i niewiast. Swoje lica malują bielidłem i zdobią wzorkami z czarnego tuszu. Mają spiczaste nosy, tak długie jak ten, który należał do pajaca Pinchasa Sosnowica i malują je lazurowym urzetem. Za jedyne odzienie służą im opaski ze skóry upolowanych węży i jaszczurek. Mowa Nosalisów – Kulfonów przypomina używaną przez rasę Orang Banian, o której tyle opowiadała nam Malaya. Czczą Słońce i Księżyc, zaś o samym Ageju mają bardzo mgliste pojęcie. Zakładają wioski nad brzegiem Oceanu Wyrajskiego, w dżungli i w lesie mangrowym na bagnach. Z małpią zwinnością wspinają się na drzewa, po czym z ich gałęzi skaczą do rzek i jezior. Polują i łowią ryby przy użyciu dmuchawek z zatrutymi strzałkami. Ne gardzą też owocami, korzeniami, ziołami i grzybami, oraz orzechami i miodem. Ciała swych zmarłych palą na stosach układanych na plaży. Oddzielają czaszki od reszty zwłok, czyszczą je z pomocą mrówek i pieczołowicie przechowują w chatach. Nosalisy powiedziały mi, że praojciec ich rasy nazywał się Larvatus, macierz zaś nosiła imię Graza. W zamierzchłych czasach ich przodkowie walczyli w obronie tej wyspy przeciw inwazji okrutnych karłów Tcho – Tcho, teraz zaś Nosalisom sen z powiek spędza morski wąż Ka z gatunku kolomberów, który wypełza na ląd, by pożerać ich ciała [...]’’


- pisał Kalimantian w liście do swego brata Celebesa, który niedawno poślubił rusałkę Anoę.


*


- Mój ojciec, król wodników Gangos nauczył mnie walczyć włócznią, przeto teraz się okaże czy byłem dlań pojętnym uczniem – powiedział Kalimantian na nocnym wiecu Nosalisów – Kulfonów.

- Jeśli ubijesz poczwarę, będzie to dla nas znaczyło, że Słońce i Księżyc zechciały, abyś był naszym królem – w imieniu całej starszyzny przemówił sędziwy Nosalis imieniem Yannu.




Kalimantian udał się na zalaną księżycowym blaskiem plażę. Ostrze włóczni miał sporządzone ze smoczego zęba i zatrute jadem drzewa Bohun Upas. Nosalisy opowiedziały mu, że Ka wypełza z głębi oceanu na ląd w każdą pełnię Księżyca. Tak miało być i tej nocy. Powiadano, że powodem ataków morskiego potwora była klątwa rzucona przez lamę pokonanych w walnej bitwie okrutnych Tcho – Tcho. Oczy Kalimantiana świeciły jak gwiazdy wpatrując się w okryty mrokiem ocean. Wreszcie z fal wynurzył się Ka. Wyglądał jak skrzyżowanie gargantuicznego pytona z żarłaczem. Miał głowę rekina i trójkątną płetwę na wężowym grzbiecie. Kiedy wyczuł Kalimantiana, jego smocze oczy zapłonęły jak szkarłatne płomienie. Zaatakował wodnika, lecz ten uskoczył ze zwinnością kozicy. Kalimantian ugiął nogi i zawisł w powietrzu parę stóp nad ziemię. Uważnie wypatrywał słabego punktu na ciele wroga, aż w końcu zdecydowanym ruchem wraził włócznię aż po rękojeść w skrzela, które kolomber posiadał oprócz płuc. Ka wydał z siebie straszliwy wizg. Miotał się jak ryba wyjęta z wody, a jego potężne cielsko opadając na ziemię, sprawiło, że się trzęsła. Wreszcie znieruchomiał. Wówczas Kalimantian dobył konchę i zadął w nią, ogłaszając swoje zwycięstwo. Nosalisy – Kulfony zgromadziły się na plaży z pochodniami w rękach. Ujrzały martwego kolombera i ogarnęła ich radość, tak, że zaczęli tańczyć i klaskać w dłonie.

- Zostań naszym królem! - jednogłośnie prosili Kalimantiana.

Syn Bharatieny przystał na tę propozycję i jako król zamieszkał w stawie pośród palmowego zagajnika.

- Prawa jakie wam nadaję są proste – oświadczył poddanym. - Czyńcie innym to co sami chcielibyście, aby wam czynili, a unikajcie tego, czego nie chcecie , aby wam czyniono.




Prawo to zostało wyryte na złotej tabliczce, a Nosalisy – Kulfony sławiły króla Kalimantiana za mądrość i prawość. Rok po objęciu tronu, zaprosił do siebie poznaną wcześniej okeanidę Shanti. Ku jej wielkiej radości, pojął ją za żonę i miał z nią licznych synów i córki. Wyspa zaś, na której panował, otrzymała na jego cześć nazwę Kalimantian. Dziś znana jest jako Borneo.