sobota, 28 listopada 2015

Książę Kruk




,,Działo się to w czasach kiedy nie znano jeszcze Pana naszego, Jezusa Chrystusa, a ludzie wierzyli w czary i najdziwniejsze gusła. Przykładowo w słowiańskiej ziemicy zwanej Zamoya pasterze na łożu śmierci przekazywali przez podanie ręki swym następcom 'złego', to jest demona pomagającego w pomnażaniu majętności. Gdzieś indziej, również na sklawińskiej ziemi w ponurym zamku na szczycie góry mieszkała niby w klasztorze, sekta złych i przewrotnych czarowników, co sami siebie nazywali – Szkielcy. Z wielką pilnością gromadzili kości; tak ludzkie jak i zwierzęce, aby budować z nich stosy pogrzebowe (bustuaria). Wierzyli bowiem, że jeno ten, kto spłonie na stosie kościanym, otrzyma odpuszczenie grzechów i wieczną szczęśliwość. Założycielem Szkielców był czarownik Kostka, który jak prawią w pieśniach, osiągnął nieśmiertelność zamykając się na wiele godzin wewnątrz zaczarowanego jaja. A oto inna opowieść z mrocznych czasów pogańskich o księciu w kruka zamienionym i jego kochającej siostrze'' - ,,Codex vimrothensis''




W pierwszych wiekach dwunastego eonu, bohaterski kniaź Horodlak, którego imię oznacza ,,Zdobywcę Grodów'', ocalił od zguby księżniczkę Złotkę wydaną na żer dla Koziołka – wodnego Čorta, co miał postać kozła z rybim ogonem. Horodlak poślubił pannę o włosach jak złote runo i założył na krywickiej ziemi gród stołeczny Horodłem zwany. Spłodził jako swego następcę, kniazia Oldrzycha (Olderica) ruszającego do boju w srebrnym szłomie zdobionym czarnym porożem jelenim. Oldrzychowe dzieci zaś to książę Wašek wraz z siostrą Polisjeną.
Choć pochodził z bohaterskiego rodu, nie wdał się w ojca, ani w dziada. Przeciwnie. Następca złotego stolca horodelskiego miast zaprawiać się do odegrania roli obrońcy i sędziego swego ludu, całe dnie pędził na błogim lenistwie, ucztach i sprośnych zabawach. Jego ojciec Oldrzych z wielką stanowczością zmuszał go do wypełniania obowiązków właściwych dla stanu następcy tronu, oraz egzekwował odeń szacunek dla wychowawców. Jednak gdy kniaź zginął na polowaniu, zahaczywszy czarnym porożem swego hełmu o dębowe gałęzie, Wašek przestał słuchać kogokolwiek. W kąt poszły język starokrasny, dzieła uczonych mężów, rycerskie ćwiczenia i inne nauki ku rozwojowi duszy, umysłu i ciała potrzebne, za to rozhulało się pijaństwo, gra w kości i ,,zrywanie wianków, aby nie więdły'', jak okresliłby to Popiel II Gnuśny. Jak podaje ,,Codex vimrothenis'' , Oldrzychowy syn: ,,Jadł, aby wymiotować i wymiotował, aby dalej jeść''. Jego siostra Polisjena i matka, knezinka Jelemira, przez Greków zwana Teofano, z przerażeniem patrzyły na to, że następca tronu, choć ciało miał potężne jak olbrzym, w środku zachował serce karła. ,,Co z niego wyrośnie''? - pytały się siebie nawzajem, bojąc się odpowiedzi. Wreszcie, któregoś dnia, kiedy na zewnątrz pośród zimna i słoty, błąkała się Zła Godzina w postaci obleśnej staruchy, księżna Jelemira widząc jak jej syn leżał na tygrysiej skórze obejmując nagą niewolnicę i dłubiąc w nosie, zawołała z goryczą: ,,Obyś się zamienił w kruka''! Doszło to do uszu Złej Godziny, córki Niedoli i w tej samej chwili książę Wašek z człowieka stał się krukiem, który kracząc żałośnie wyleciał przez okno. Jego matka widząc co uczyniła, padła na podłogę i długo ją trzeba było cucić. Omal zmysłów nie postradała z boleści. Książę zaś w kruczej postaci błąkał się po świecie, przeganiany tak przez ludzi, jak i przez inne kruki.

*

O knezince Polisjenie powiadał lud hordelski, iż powinna urodzić się mężczyzną, przewyższała bowiem dzielnością swego gnuśnego brata. Młoda, piękna i wysmukła, o cerze jasnej, a włosach długich a puszystych i lśniących niby miedź i złoto, przypominała bardziej nimfę niż ludzką niewiastę, a w ćwiczeniach wojennych nie miała sobie równych, jakby całe życie spędziła w królestwie Amazonek. Władała ponadto kilkoma językami w mowie i piśmie, oraz umiała grać na lirze, harfie, lutni i cytrze. Podczas gdy Wašek w swek gnuśności nigdy nie wychylał nosa poza wały Horodła, jego siostra chętnie podróżowała, będąc na ziemi egipskiej, libijskiej, u czarnoskórego ludu Etiopów, w zasobnym w skarby Ofirze, Grecji, Persji, Elamie, Baktrii, Sogdianie, a nawet razem z menadami Dionizosa podbijała Bharację. Bawiąc w ziemy Medów i Persów po trzykroć strzelając z łuku z jeleniego poroża wyrzezanego, strzałami o posrebrzanych grotach, uśmierciła potwora Abraxasa. Miał on postać potwornego smoka, łuską granatową pokrytego, o głowie koguciej i wężach miast tylnych łap. Zwierz ów demoniczny przybył z najciemniejszych otchłani piekielnych za sprawą czarowników i kapłanów z plemienia Magów, które pełniło u Medów podobną rolę co lewici w Izraelu, czy bramini w Bharacji. Owi to Magowie przewodzący ludom Arii – Iranu dzięki swej tajemnej wiedzy, latami stwarzali coraz to nowe zaklęcia, tak, że mogli zabijać słowem na odległość, mocą kamienia filozoficznego obracać ołów w złoto, rzucać i odczyniać uroki i Čorty wiedzą co jeszcze! W swych staraniach doszli w końcu do momentu, gdy ich zdolnym, lecz pełnym pychy umysłom objawiło się Zakazane Zaklęcie. Magowie postanowili je wypróbować, bo jak mawiał założyciel ich zakonu niejaki Barbatus Theophilus: ,,Bez eksperymentu nie ma postępu''. Wypowiedzieli je, a wówczas z piekieł wyszedł diabelski zwierz Abraxas i począł ogniem pustoszyć ziemie Medów, aż trzema strzałami ubiła go Polisjena.






Minęło dwa i pół roku od tego zdarzenia, a Persowie dowodzeni przez kagana Budar – bałgi, mającego konnicę, łuczników i słonie przybyli pod Horodło, aby wypełniając zobowiązania lenne, pomóc knezince w odpieraniu oblężenia Kałki, syna Alciusa, króla Kimerów. Nad posiłkami perskimi unosił się orzeł Bugaj – ptak (Bugaj – ptica), którego okrzyk budził lęk w sercach węży i smoków. W rozdzierających stalową blachę szponach, ptak Bugaj mający swe gniazdo w górach Pamir, niósł oburęczny miecz obosieczny Promieniem Jutrzni nazywany. Miecz ten miał swe miejsce na ołtarzu w chramie Aradvi – Sura – Aredvi – Anahity, czyli Mokoszy i w jednej z wersji legendy to właśnie owym mieczem knezinka Polisjena ubiła Abraxasa. Jej zbroja ze złotych łusek lśniła oślepiająco w promieniach Słońca, tak, że zdawało się, że to Swaróg zstąpił na ziemię, by walczyć po stronie Słowian. Jej srebrzysta szabla tańczyła niby błyskawica i co rusz piła krew. Kałka, król Kimerów, który ongiś podbił góry Promet i nazwał je na swą cześć Kaukazem, jechał do boju wydającym odgłosy grzmotu rydwanem, który ciągnęły perskie mantykory, a może tylko tygrysy. W jego armii walczyły słonie o zatrutych ciosach i nosorożce, a także łucznicy, konnica, Beduini na wielbłądach a widziano nawet przerażające blaskiem i dymem petardy sporządzone przez wziętych do niewoli inżynierów z Sinea. Bitwa o Horodło trwałą dzień, noc i drugi dzień. Polisjena wybiła strzałami z łuku mantykory ciągnące rydwan króla, a jego samego raniła sztyletem i pozbawiła ucha. Kimerowie utracili niemal wszystkie słonie, którym perscy i słowiańscy łucznicy posyłali strzały do oczu, a te, które nie zginęły od strzał, w wielkiej panice jęły uciekać tratując własne szeregi. Najezdnicy w wielkiej niesławie wycofali się do Azji, zaś król Kałka, którego ranę uleczył pewien uczony Sineańczyk, nie dozwolił by w kimeryjskich kronikach pojawiła się najmniejsza choćby wzmianka o przegranej bitwie. Dlatego też po dziś dzień, mało kto wie o tamtych zdarzeniach.


*

Mimo tak wspaniałego zwycięstwa, o którym Krywicze śpiewali pieśni jeszcze za czasów kniazia Włodzimierza, serce Polisjeny cierpiało z tęsknoty za bratem. Nie wiedziała gdzie go szukać, ani co zrobić by zdjąć zeń zły czar. Byłaby po kres swych dni zamartwiała się losem brata, gdyby nie pewien sen. We śnie tym ukazała jej się Dziewanna Šumina Mati, której z wielkim nabożeństwem oddawali cześć wszyscy mieszkańcy Horodła, jako tej co karmi, odziewa, użycza drewna i chrustu na opał, udziela schronienia w czas napadu i broni przed gniewem swego męża Boruty. Słowianie czcili ją pod wieloma imionami – jako Panią Zwierząt, Jeziorną, oraz Panią Ptaków. Knezinka ujrzała ją we śnie jako tę ostatnią. Leśna Matka jawiła jej się jako niewiasta w białe szaty odziana, wśród drzew i kwitnących kwiatów stojąca, a zewsząd otaczały ją ptaki – wróble, sikory, bociany, jastrzębie, orły, sowy, sępy, żurawie, kaczki, łyski, dzięcioły, kowaliki, kruki, rudziki, drozdy, dzierzby, gęsi, łabędzie, dropie i inne. Nie dziwota, że wszelkie ptactwo czciło ją i garnęło się do niej – wszak ongiś w trzecim eonie zostały przez nią namalowane. Namalowała je farbami na płótnie, a Agej je ożywił. Dziewanna – Pani Ptaków i Stwórczyni Motyli, Rozsiewająca Piękno Władczyni Puszcz i Borów, rzekła we śnie do Polisjeny:
- Idź do lasu, pod dąb Mombarski, tam mnie spotkasz, a ze mną twego brata.








Pani na Horodle wstała i udała się do puszczy, a tam ujrzała królową Dziewannę, taką samą jaką widziała we śnie. Wśród mnogiego ptactwa, które sławiło ją śpiewem, było też stadko kruków. Jeden z nich sfrunął na ziemię, zaś Enka wypowiedziawszy słowa zamawiania, sprawiła, że ptak począł gubić pióra i zatracać ptasie kształty, aż Polisjena ujrzała swego brata Waška, gołego jak jytnas turański. Wašek i Polisjena podziękowawszy Leśnej Matce za pomoc wrócili do grodu, gdzie czekało na nich pieczone prosię, zimne piwo i słodkie kołacze. Co dalej się działo – tego pieśń nie mówi, choć można mniemać, że następca tronu przestał być taki leniwy i nabył mądrości.