sobota, 29 listopada 2014

Mistrzowie prawdziwi i fałszywi - pamięci Jana Pawła II

,,Historia z Micheaszem stawia bardzo ważne pytanie: Kto to jest prorok? A zarazem daje odpowiedź: Nie potrzeba czterystu proroków. Wystarczy jeden byle prawdziwy. Czy są tacy dzisiaj? Fałszywi – z pewnością. Dla korzyści, dla ambicji, czasem po prostu z potrzeby obiecywania, potępiania... Są także prawdziwi. Tacy, którzy trzymają się Bożej prawdy i rozumieją obowiązek jej głoszenia. Są nimi nie tylko kapłani, ale także rodzice, przyjaciele, przełożeni''... - ks. Antoni Paciorek ,,Biblia dla każdego i na każdy dzień''.



Cechą wspólną wszystkich czasów są ci, których słusznie, bądź niesłusznie uważa się za mistrzów, nauczycieli, przewodników, wieszczów, mężów opatrznościowych. Są tacy co nie uznają żadnych mistrzów poza sobą, inni starannie ich dobierają wedle kryterium prawdy, jeszcze inni bezmyślnie akceptują wszystkich jakich im się podsunie. Traktat ten opracowany na podstawie wielu źródeł opowiada o mężach i niewiastach różnych ras rozumnych, żyjących w eonach od czwartego do trzynastego.



Era czwarta. Sporysz Harcerz z sioła Wag leżącego nad rzeką o tej samej nazwie, był Zajęczaninem, czyli człowiekiem o głowie zająca. Istoty jemu podobne zrodziła Dziewanna Šumina Mati na początku czwartego eonu. Sporysz, którego imię oznaczało ,,ten, który przysparza'', miał wiele dzieci: córeczkę Brzóskę, synów Drzewko Owocowe [!], Radziwiłłę, Marchwiosza, Królicze Uszko, Szyszkojagodę i Cis. Pewnego razu wieś spaliły strzygi, on zaś założył nowy zakon rycerski, obok istniejących już wcześniej stuha i Jeźdźców Leśnych. Zakon otrzymał nazwę Varkyderów (Varkyderat), co w mowie starokrasnej oznaczało: ,,Dzieci Wojny''. Varkyderat nie został ustanowiony dla zemsty, ale dla obrony Zajęczan i innych stworzeń i do wskazywania im kryjówek. Varkyderowie mieli poznawać świat i go chronić, siłę stosować jeno w ostateczności. Ich godłem była srebrna lilia – znak czystości na zielonym polu. Członków zakonu miały obowiązywać uczciwość, uczynność, życzliwość, zwłaszcza dla ojców i matek, braci i sióstr. Nie wolno im było kraść ni kłamać, kląć, ani pić sycery, zaś ich drogowskazem miały być wola Enków i własne sumienia. Sporysz Harcerz wprowadził dwa stopnie wtajemniczenia: młodsi członkowie zakonu nosili nazwę ,,Zuchów'', zaś starsi zostawali właściwymi Varkyderami (dodać należy, że do zakonu tego wstępowało wiele dzieci i młodzieży; tak chłopców jak i dziewcząt). Sporysz wraz z drużyną zabrał się do pracy, a czasy były niespokojne. Inne dzieci Boruty i Leśnej Matki; Żbiczanie – ludzie z głowami żbików zostały zwiedzone przez Čorta Mieczywłada; demona wojny i całymi hordami napadały na Zajęczan, mordowały ich i zjadały. Tymczasem nowy zakon rycerski rozrastał się i w jego szeregi wstępowało wielu dorosłych. W obronie przed Żbiczanami i straszydłami, Varkyderat wzniósł twierdzę Opołonek, którego mury spajano żółtkami jajek. W zamku tym schroniły się krocie Zajęczan i innych istot prześladowanych przez Żbiczan, a ci latami go oblegali. Wreszcie mieszkańcy Opołonka wymarli z głodu, a oczom króla Żbiczan, Mrukvy I i jego żony Lisyvki ukazała się pierwsza Biała Dama ze słowami: ,,Odrzućcie miecz krwawy, których służyliście Mieczywładowi i jego samego oraz spróbujcie naprawić to coście zniszczyli''. Cały Varkyderat zginął w mękach na zamku Opołonek , lecz myśl Sporysza Harcerza przetrwała i żyje aż po dziś dzień.


Era szósta. Pewien Żbiczanin spacerując po lesie uratował kunie dziecko przed brunatnym smokiem Reltihem, tym samym, który w jedenastym eonie palił Nist i którego pożarł czerwony smok Nilats. Zwierzątko skoczyło Żbiczaninowi na pierś, a ten wzywając imienia Dziewanny – Pani Zwierząt wyjął miecz w obronie piszczącego malca. Relitih był jeszcze stosunkowo mały jak na smoka, a jego skóra nie zdążyła porządnie stwardnieć, toteż zawrócił. Żbiczanin wiedząc, że małe przesiąkło jego zapachem i nie zostanie już przyjęte przez macierz, zabrał je do domu, gdzie nadał zwierzątku imię Tumak. Kunie dziecię rosło i piękniało, było bardzo mądre i przywiązane do swego pana. Co więcej zwierzątko nauczyło się języka starokrasnego. Raz nasz Żbiczanin wydał dla swych przyjaciół ucztę, na której Tumak miał wygłosić mowę o miłości. Tak brzmiał jej fragment wg ,,Gesta hybridorum'':

,,Nie bójcie się miłości Agejistis co wymaga, bo najpierw napełnia serce balsamem, potem piołunem, by potem znów napełnić jeszcze świetniejszym balsamem. Bójcie się raczej 'miłości', która nie wymaga, a tylko daje, bo takowa zostawia pustkę i ból. Strach jest zły. Wiem, że Licho zwiodło Żbika i Lestię [prarodziców Żbiczan – przyp. TK] strachem. Wmówiło im, że Zajęczanie zamkną ich w klatkach, a potem zabiją i zjedzą. Wasi prarodzice najpierw unikali Zajęczan, a potem upolowali jednego gdy się zabłąkał w lesie, a potem go zjedli. Potem wybuchła wielka wojna między obu rasami, aż jedna zniszczyła drugą. Innym razem myszka tak się bała, że poszła do Mokoszy i jęła prosić: 'Mateńko, boję się kota. Zamień mnie w niego'. Mokosza spełniła prośbę. Lecz kot bał się psa. Zamieniony został więc w psa, który bał się lubarta czyli pantery. Z kolei pantera lękała się mantrykony. Mokosza zamieniła wreszcie panterę w myszkę. Rzekła do niej: 'Bałaś się jako kot, pies, lubart, bo zawsze miałaś serce myszy; małe i lękliwe'. Taka jest prawda. Miłość – uczciwa, troskliwa, ufająca, pełna nadziei, cierpliwa i łaskawa, jest ciężką pracą powiązaną z afektami, lecz nie będącą afektem. Niszczy samotność, otwiera na innych. Skuteczniejsza od wszystkich zajęć, każde uszlachetnia, chuć jest dla niej, lecz nie ona dla chuci. Bez niej odwaga staje się zuchwalstwem, a rozwaga tchórzostwem...''



Era dziewiąta. Za królowej rusałek i wodników Mordvy żyły trzy rusałki; siostry Baba (Vava), Vidma i Ciota, córy najady Niehny i wodnika Gryma z Wosowa. Zajmowały się majeniem chramów (umaić znaczyło przyozdobić kwiatami) i organizowaniem misteriów o stworzeniu świata. Jako jedyne czciły Bierzmo Kosmosu i Dwa Drzewa o Wspólnej Koronie Rosnące na Odwróconym Półksiężycu. Zaprowadziło to je do oddawania czci Rykarowi, a ten zadowolony z ich głupoty i łatwowierności, przemieszanych z próżnością i brakiem szacunku dla mądrzejszych od siebie, wysłał ku nim Duka Złego z maścią w puzderku z trupiej kości. Gdy rusałki natarły się nią, stały się pierwszymi w dziejach czarownicami, które na ich cześć zwano też babami, wiedźmami, lub ciotami. Ich krew z modrej stała się pomarańczowa, na palcach wyrosły krogulcze szpony, w oczach stanęły dwa koziołki, a skóra z trupio zimnej jak skóra Helli, stała się gorąca jak kiełbasa z ogniska. Mocą Čortów umiały nie tylko latać na miotłach, łopatach, ożogach i innych przedmiotach czy zwierzętach, rzucać uroki oczami, sprowadzać grad, zamieniać wodę lub mleko w krew, wywoływać duchy, wróżyć z wosku i przechodzenia konia przez włócznie, czy sprowadzać zadymkę, zadawać kołtuny i powodować opuchliznę w palcu. Te i inne czarownice potrafiły sporządzać myszy z liści, drobne monety, zwane obolami, groszami lub monkami z ciasta (moneta taka zawsze wracała do właściciela i co jakiś czas wystawiała czarne różki), usypiać makiem, otwierać serce gałązką osiny, czego nauczyły się od wieżtyc, a nawet sprawiać by mleko leciało krowie z kopyt i ogona. Wokół Baby, Vidmy i Cioty gromadziły się liczne uczennice z rusałek, południc, Wił, leśnych niewiast... Pierwszy sabat odbył się na Łysej Górze, a działy się na nim rzeczy dziwne i straszne; wódka, nasienie i krew żywcem pożeranych zwierząt i dwóch zabłąkanych oread, lały się strumieniami. Doszło do tego, że pijane czarownice poczęły zabijać się nawzajem. Gdy Baba, Vidma i Ciota poniosły śmierć od uderzenia złotego sierpa pijanej nocnicy, ich dusze Čorty zawlekły na miejsce wiecznej kaźni. Wiedźmy otaczały ich pamięć czcią, a portrety trzech sióstr znajdowały się w chacie Baby Jagi z Roxu.

Czarownicą była też królowa rusałek i wodników Malkieš Lysarayata, której imię oznaczało ,,Perłę Łysicy''. Spod jej pióra wyszły: ,,Amulety i talizmany'', ,,Horoskop'', ,,Księga tajemna Łysej Góry'', ,,O sztuce znachorskiej'' i ,,Sennik''. Zaniedbywała swe obowiązki królowej, za to chodziła boso po ogniu i rozrzedzała leki, tak, że często nic z nich nie zostawało, aby jak mówiła zwiększyć moc leczenia (!) i wytworzyć pole energii wokół chorej istoty. Próbowała też leczyć nakłuwając igłami ,,w celu przywrócenia równowagi między pierwiastkami żonem i żoną''. Wywoływała krocie duchów jak Nastazję, Europę, Uralisława, olbrzyma Berendeja i smoka Sowynycza (te dwa ostatnie nie chcąc wrócić w zaświaty sprawiły jej wiele utrapień, a inne duchy ukamienowały jej męża, czarownika Wacława Amosowa). W swoim zamku utrzymywała chram lichitek – wyznawczyń Licha, aż do czasu gdy wykryła szczątki rusałczych dzieci i żywe dziewczynki trzymane w klatkach (wówczas skazała lichitki na śmierć, a ich ohydny chram zamknęła). Nie uznawała Ageja ni Enków, miała całą komnatę wypełnioną amuletami i talizmanami i nauczyła swych poddanych nosić je. Oddawała część boską ciałom niebieskim i sporządziła pierwszy horoskop, oraz istotom z ,,gwiazd błądzących'' (planet) i sama od nich doznawała kultu, wynalazła tarota i jako pierwsza zaczęła zaglądać do kryształowej kuli (wcześniej czarownice używały w tym celu wody). Wróżyła z koźlich kości ogryzionych przez wilki, z wosku, butów, lotu ptaków, zwierzęcych trzewi, chodu konia przez rozłożone włócznie. Poraziła strachem przed czarnymi kotami, rozsypywaniem soli i tłuczeniem lustra, wierzyła, że uzdrawia samym dotykiem, wreszcie kazała sobie oddawać cześć boską. Oburzyło to rusałki, wodniki i krocie innych stworzeń. Królowa nawet wśród innych czarownic miała wrogów, bo raz jej czarna pantera, na której latała, podczas sabatu zjadła jedną z nich imieniem Titela. Na czele buntu stanął wodnik Volch Alabasta, który ostatecznie poślubił królową – czarownicę i został królem. Ona zaś szczerze powróciła do Ageja i Enków, a cały swój poprzedni, zabobonny tryb życia porzuciła. Jeszcze długo potem Grecy czcili ją pod imieniem Hekate.



Era dziesiąta. Już po dokonaniu Sprośności pod dębem Baublis przez Novalsa i Aivalsę z potomkami, rasa ludzka napełniła cały świat. Na czele ciemnoskórych tułaczy, którzy osiedli w kraju na cześć królowej rusałek Bharatieny nazywanym Bharacją, szedł siwowłosy starzec Par – Ušan. Choć nie był królem, ani księciem, Bharatyjczycy zawsze wymieniali go na początku każdej listy swych władców, a to za sprawą jego wielkiej dobroci, mądrości i szacunku jakim był otoczony. Par – Ušan wybudował stołeczny gród Mohenedżo Daro. Jego pobratymcy brali żony i mężów z rusałek i wodników mieszkających w rzekach Induinus, Gangos i w Rzece Brahmy, żyli w zgodzie z całymi rzeszami dzikich zwierząt od słoni i małp po smoki, tygrysy, jednorożce, bazyliszki, lwy, niedźwiedzie, czarne lewarty, wilki i ptaka Garudę. Nade wszystko pierwsi Bharatyjczycy żyli w przykładnej zgodzie i braterskiej miłości; ci co byli bogaci i potężni opiekowali się ubogimi i słabymi, nie znano pojęcia mezaliansu, a prawo równe było dla wszystkich. Par – Ušan kilka dni przed śmiercią wygłosił następującą mowę:

,,Dzieci, pamiętajcie, że nie jest ważne co i ile się ma, ale jaki się z tego robi użytek. Jesteście różni, lecz przed Agejem równi, bo jego sąd będzie sprawiedliwy. Jesteście przezeń kochani za to, że jesteście. Niedługo mnie nie stanie, a wiem, że nadejdzie czas, gdy Rykar na was uderzy. Wy nie przestaniecie być dziećmi jednego ojca, lecz w Mohenedżo Daro nadejdzie czas, gdy pamięć o tym będzie uważana za zbrodnię, poleje się krew ludzi i zwierząt, a dzieciom zmarłych ojców zabierze się matki. Miej serce i patrz w serce, lecz zachowaj z niego tylko to co jest od Ageja – ocali was miłość''.

Po jego śmierci Bharatyjczycy wybrali na swego pierwszego króla Upana. Czwartym królem Bharacji był Varna, a piątym – Kastian. Za ich panowania zaczęło się spełniać smutne proroctwo Par – Ušana. Varna podzielił swych poddanych na grupy majątkowe, zaś Kastian wydzielił z nich zamknięte kasty, na których szczycie stali kapłani, niżej wojownicy, jeszcze niżej ,,niedotykalni''; pariasi żyjący w skrajnej nędzy, których sam dotyk miał jakoby czynić nieczystym. Kapłani uczyli o wędrówce dusz – im ktoś żył lepiej, tym w wyższej kaście rodził się w następnym wcieleniu. Varna i Kastian wprowadzili ponadto ofiary ze zwierząt i z ludzi, zwyczaj palenia wdów na stosach mężów, a w chramach utrzymywali zamtuzy. Owe reformy przetrwały aż do ery trzynastej.



Jü i jego siostra Nü – wa, założyciele sławnego królestwa Sinea byli dziećmi człowieka i syreny Xix, stąd Nü – wa od pasa w dół była wężem. Przypisywano jej stworzenie człowieka w czasie trzepania błota. Jü nauczył Sineańczyków rolnictwa i hodowli, budowy domów, wprowadził muszelki kauri jako płacidło, zaś Enkowie dali mu alfabet narysowany na skorupie wodnego żółwia. Po śmierci rodzeństwa wybrano pierwszego króla. Państwo Sinea istniało jeszcze w erze trzynastej.

,,Postukiwał dziadyga o ziem kulą drewnianą
Miał ci nogę obciętą, aż po samo kolano
[…]
Nad brzegiem strumienia stanął tyłem do lasu
Stał i patrzał tym białkiem, co w nim pełno czerwieni
[…]
Wychynęła z głębiny rusałczana dziewczyca
Obryzgała mu ślepie, aż przymarszczył pół lica
[…]
Wytrzeszczyła nań oczy – szmaragdowe płoszydła
I objęła za nogi – pokuśnica obrzydła''

- W wierszu tym Bolesław Leśmian, opierając się na ,,Perłowym latopisie'' napisanym przez nadwornego kronikarza króla Błystka (Likostina), Kosy Oppmana, przez Polaków zwanego ,,Koszałkiem Opałkiem'', opisał przygodę starego człowieka żyjącego w siole nad rzeką Prosaną. Nie znamy jego prawdziwego imienia – wszystkie źródła nazywają go Dziadygą. W jego wsi zapanował głód, toteż synowie Dziadygi chcieli go zabić, a być może nawet zjeść, bo po przewinie Novalsa i Aivalsy ludzie stali się zdolni do każdej zbrodni. Zamknęli go w komórce i byliby zabili na drugi dzień, gdyby starcowi nie ukazał się Zbożowy Duszek, syn Mokoszy i Świętowita. Miał postać niemowlęcia o złotych puklach i barwnych skrzydełkach - ptasich a może motylich. Pouczył on Dziadygę jak przechowywać zboże, aby nie wykiełkowano, a także żeby nadawało się na przyszły zasiew. Starzec powiedział o tym synom, a ci widząc jego mądrość, oszczędzili mu życie, aż umarł ze starości. Opowieść tą przytaczano zawsze gdy chciano nauczyć młodych, by szanowali starszych.
Po grzechu pod dębem Baublis działo się coraz gorzej. Ludzie skłóceni ze sobą rozpoczęli zawzięty i bezlitosny bój, podjudzani dźwiękiem złotej surmy Čorta Ferdka Trębacza, aż zima sroższa ponad wyobrażenia nie zmusiła do przerwania wojny. Jednak nie wszystkie krainy pokryły śnieg i lód. Do dusznej i parnej Bharacji przybyli zbiegowie z Europy. Tam też w ich rodzinie przyszedł na świat heros Ruman Daku. Był wysoki, jasnowłosy i niezwykle silny, tak, że potrafił bawoła arni zatrzymać w biegu, wyrwać dąb, czy przerzucić rydwan z zaprzęgiem nad dachem dworca. W szesnastej wiośnie życia zdobył sławę po uwolnieniu grodu Madary od bazyliszka. Wędrował po Bharacji, wyspie Seylan, górach Imalain, gdzie odbył lot na Garudzie, był w Afryce, którą całą opłynął na korabiu zdobytym na piratach – Kynokefalach, wreszcie przemierzał drogi i bezdroża Międzyraju, wysp Cypr i Dilmun. W czasie jednej z wypraw stanął na czele zbójców z kraju Al – Baktar, zamieszkanego przez ludzi z głowami kudłatych wielbłądów, których zdołał zmusić do zaprzestania grabieży, choć nie stało się to od razu. Jak przystało na witezia bronił słabych i bezbronnych; niewiast i dzieci, a walczył ze sługami Rykara. Ukoronowaniem jego życia było założenie królestwa nad rzeką Nilus. Pod jego panowaniem przyszedł na świat wielki Teost, którego narodziny uznano za początek jedenastego eonu.




Era jedenasta. Teost Car – Słońce był wcielonym Swarogiem, który opuścił łono Słonecznicy Kory, żony garncarza Zdenka, nie naruszając jej dziewictwa. Gdy się rodził wody rzeki Nilus oraz wody w studniach na krótko stały się winem, zaś zwierzęta mówiły ludzkim głosem. Krocie zwierząt przybyły do glinianej chaty i słomianym dachu, by oddać mu cześć. Krasnoludek Kosa Oppman tak opisuje jego życie w ,,Perłowym latopisie'':

,, [Kora, Zdenko i Teost] Żyli prosto i zwyczajnie bez żadnych bogactw. Po osiągnięciu dojrzałości Teost sprawił, że z nieba spadły ogromne, żelazne kleszcze. Wylądowały miękko na brzegu nikogo nie krzywdząc.- To dar Enków! - rzekł Teost i nauczył ludzi przekuwać owe kleszcze na potrzebne narzędzia. W erze dziesiątej nie znano bowiem żelaza, lecz narzędzia i broń robiono z kamienia, kości lub z czarnego, wulkanicznego szkła, zwanego 'obsydianem'. [Było to po śmierci Rumana Daku, który nie zostawił potomka]. Więc dziękując mu za dokonany cud, obrał go królem. Jednak ani on, ani jego rodzice nie chcieli żyć w luksusie odcinającym od poddanych. Teost mieszkał w glinianej chacie ze słomianym dachem, a utrzymywał się z lepienia garnków i pasterstwa. Sprawiedliwie sądził poddanych, wprowadzał nowe instytucje i obyczaje, uzdrawiał, zapobiegał wojnom, nauczał o dobru i złu. Wynalazł koło, kalendarz, zegar słoneczny, koło garncarskie, , oswajał bawoły, antylopy i gazele, oraz konie, wprowadził wiele nowych upraw zbóż i jarzyn, pierwszy podzielił dobę na 24 godziny, tydzień na 7 dni, odnalazł wiele książek z ery ósmej i dziewiątej, oraz wymyślił własne pismo. Rozkazał spisywać dzieje i wysyłał ekspedycje w odległe strony świata, nad Kongo, Visanę, Gangos, by można było rysować dokładne mapy. Jego żeglarze zbadali Ultima Thule, Bergamuty, Górę Magnettyczną, Morze Suche, byli nawet na Najdalszym Zachodnim Kresie Świata – w Sonor. Badał lecznicze zioła i je opisywał, posiadał też dużą wiedzę o zwierzynie. W jego czasach dzieci uczyły się przeważnie w domu, a nieliczne szkoły prowadziły chramy. Zniósł kult Čortów i ofiary z ludzi; za jego rządów broń i zbroja były bezużyteczne. Po zjedzeniu żołędzi z Baublisu znikło małżeństwo. Ludzie obcowali cieleśnie z kim, gdzie, kiedy i jak chcieli, a matki jeśli pozostawiały dziecko przy życiu, czyniły ojcem tego mężczyznę, który był im najmilszy. Teost przywrócił naturalne prawo małżeństwa między jednym mężczyzną i jedną kobietą, trwające aż do śmierci jednego z małżonków. Potomni wierzyli, że karał cudzołożników śmiercią, w szczególności kobiety, które miał palić w piecu. W rzeczywistości było to oszczerstwo czarownika Amosowa – Teost nikogo nie karał śmiercią. Ponadto na drodze stopniowych reform zniósł niewolnictwo. Od czasu wojny, Sobakowie – plemię wodników z rzeki Nilus opiekujących się krokodylami – zabijali ludzi i karmili ich ciałami krokodyle. Teost zawarł z nimi przymierze i odtąd ani wodniki, ani ich podopieczni nie zabijali ludzi nad rzeką Nilus''.

Uczony Kosa opisał również śmierć Cara Słońce.

,,Łzy Kory ciekły na wypaloną ziemię, ściekając do rzeki Nilus gdzie miast wody płynęła krew. Wdowa po Zdenku była już w poważnym wieku – jej twarz pokryły zmarszczki, a włosy siwizna. Była sama – wokół panowała taka ciemność, że niemal można było dotknąć mroku, w którym szalały nocnice; Kora z trudem dostrzegała Księżyc. Prawie nie było zwierząt prócz hien i szakali; spaleniu uległa trawa i drzewa. Domy stały się teraz pełnymi trupów ruinami. Na świecie nie ocalała ni jedna książka. Przepadło gdzieś żelazo. W ramionach Kory spoczywało bezgłowe, nagie ciało Teosta. Bronił go pies Agip. Był duży i czarny, miał ogon lewarta, lecz co najdziwniejsze – miał sześć łap! Podobno zionął ogniem. W każdym bądź razie knajacy Amosowa zasiekli Agipa szablami z ości buruskich ryb. Czerwony Wiaczesław [Amosow] przybył z wielką armią zbójów. Teost nie chcąc rozlewu krwi wydał się w jego ręce, lecz zły czarownik rzucił klątwę na jego państwo. Wybuchł wielki pożar, woda zamieniła się w krew, ziemia się trzęsła, ludzie kładli się obok zwierząt i umierali z nimi. Nagiego Teosta wsadzono na pozbawione liści drzewo, ciągnąc go na linie, a na koniec Amosow wstając z tronu z ludzkich czaszek uciął głowę Teosta i przy akompaniamencie przerażającego śmiechu przeniósł się wśród oparów dymu i siarki na wyspy Nawi Čortów. Korę trzymali zbóje i przeszkadzali podejść do syna. Teraz było już po wszystkim. Kora szukała czegoś by zbudować stos pogrzebowy, lecz nie znalazła. 'Teost zasługuje na coś lepszego, lecz teraz mogę go jedynie zakopać w ziemi' – matka przysypała syna warstwą piasku i popiołu. Nic nie jadła i nie piła przez kilka dni, aż zasłabła. Od płaczu nad śmiercią Teosta straciła wzrok. Dni mijały, aż ostatniego Kora odzyskała wzrok. Ujrzała zieleń, błękit nieba i wody. Podszedł do niej jakiś mąż złocisty w koronie z ognia.
- Jestem Swarogiem, który jako człowiek nosił imię Teost – oznajmił Korze. - Do nikogo nie mam żalu. Uczynię cię jytnas matko, tak jak Zdenka – wziął Korę za rękę. - Chodź, poznasz moją żonę Juratę i syna Swarożyca – następnie przenieśli się na koronę Wielkiego Dębu gdzie ogień uwieńczył skronie Kory […]''

Żyjący w XVII stuleciu ksiądz Aleksander Solewicz, spowiednik i przyjaciel pana Innowojciecha Błyszczyńskiego, czytając ,,Codex vimrothensis'', ,,Gołębią Księgę'' i inne dzieła z zakresu mitologii Słowian sporządzał na marginesach liczne notatki komentujące tekst z chrześcijańskiego punktu widzenia. Ostatnio zebrano jego przemyślenia w jednej książce zatytułowanej ,,Glosariusz''. Oto co można w niej przeczytać o Teoście:

,,Ostatnimi czasy Filozofowie ze szkoły Komapratystów dostrzegając niejakie podobieństwo między naszym Panem, Jezusem Chrystusem a egipskim Ozyrysem, babilońskim Tamuzem, greckim Adonisem, szwedzkim Balderem, czy słowiańskimi Teostem i Jaryłą, śmią wysuwać wniosek, że jakoby nasz Pan miał być tak samo nieprawdziwy jako owe bożki, również umierające i zmartwychwstające. Owi Libertyni nie mają racji, bo to co było dobrego i prawdziwego w kulcie bałwochwalczym, w który ludzie popadli w wyniku grzechu naszych prarodziców, było przygotowaniem do Ewangelii. Już pan święty Paweł Apostoł w 'Liście do Rzymian' pisał, że ci poganie co wpadli w grzechy sodomskie i inne, nie mogli się tłumaczyć nieznajomością Chrystusa, bo Boskie prawo jest zapisane również w naturze. Ponadto człowiek jako pochodzący od Boga dąży doń w każdym pragnieniu, choć często o tym nie wie. W mitach są zawarte ludzkie marzenia, a poganie opowiadający o zmartwychwstających bożkach, choć tego nie wiedzieli, marzyli o tym, co może dać wyłącznie Chrystus. Niech Bóg nam dopomoże w dokonaniu właściwego porównania między Jezusem a słowiańskim bożkiem Teostem.
Po pierwsze, nasz Pan, Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem, który aby odkupić nasze winy stał się prawdziwym Człowiekiem. Tymczasem Teost wcielony Swaróg nie był bogiem, lecz stworzeniem boga Ageja, który powstał z płomienia gorejącego w sercu boga Niepodzielnego. Swaróg należał do Enków – istot przypominających ni to bogów, ni to anioły. Sama nazwa 'Enk, Enkowie' pochodzi od słowa 'enkił' – anioł w języku krasnoludków. Jest to nie do pogodzenia z doktryną chrześcijańską. Ponadto Swaróg, oblubieniec pani mórz i oceanów Juraty i ojciec opiekuna kowali Swarożyca przed wcieleniem zajmował się rozpalaniem Słońca na niebie. Tymczasem Małżonką Chrystusa nie jest niewiasta, lecz nasza święta Matka Kościół.
Zarówno Maryja, Matka Jezusa, jak też Kora Pokrowa – macierz Teosta, poczęły i urodziły będąc dziewicami do końca życia. Jednak nasza Pani, Maryja jest istotą ludzką, od innych ludzi różniącą się całkowitą wolnością od grzechu. Tymczasem Kora była Heljadą – po polsku: Słonecznicą, córą Swaroga i Juraty, a więc również Enką – aniołem o cechach bogini.
Wśród wielu podobieństw można wymienić garncarza Zdenka, odpowiednik św. Józefa Cieśli, pana wiatrów Pochwista, który zwiastował podobnie jak pan św. Gabriel Archanioł, Kwietną – przypominającą panią św. Marię Magdalenę i Niegodzijasza – wypisz wymaluj niczym Judasza. Niektóre szczegóły mitu o Teoście przypominają wierzenia polskich chłopów związane z Bożym Narodzeniem – oto wody zamieniają się w wino, a zwierzęta mówią ludzkim głosem.
Jezus i Teost różnią się również w działalności. Podczas gdy pogański Car – Słońce dokonywał odkryć i wynalazków, stał na czele państwa nad rzeką Nilus i wysyłał wyprawy badawcze niczym książę portugalski Henryk Żeglarz, nasz Pan nie chciał być królem 'z tego świata', nie pisał ksiąg, nie badał tego co stworzone, nie oswajał dzikich zwierząt. On i Teost żyli ubogo z pracy rąk. Choć Jezus nie był fizykiem, ani naturalistą dokonał czegoś znacznie cenniejszego – podczas gdy odkrycia uczonych po jakimś czasie są zastępowane lepszymi, Jego dzieło Miłości będzie trwać aż do Jego powtórnego Przyjścia, kiedy to Kościół Walczący i Cierpiący stanie się Kościołem Triumfującym. Studiując mit o Teoście spisany przez pana na Wymroczu i Błyszczydłach zacząłem sobie zadawać pytanie, dlaczego nasz Pan nie chciał być 'królem z tego świata'? Na pewno dlatego stał się ubogim i wybrał to co słabe, aby zawstydzić bogatych i mocnych. Ponadto myślę, że w każdym królestwie, aby mogło się utrzymać, potrzebny jest przymus – przykładowo podatki nie są przyjemne, ale potrzebne do funkcjonowania państwa. Gdyby Jezus nosił koronę złotą i siedział na tronie złotym musiałby stosować przymus, a On szanując ludzką wolność chciał każdemu dać wolny wybór czy pójść za Nim czy nie. […].
Chrystus po to umarł na krzyżu, aby karę przeznaczoną dla rodu ludzkiego wziąć na siebie. Podobnie śmierć Teosta na dębie miała 'obmyć świat'. Jezus zginął z powodu naszego tchórzostwa i podłości, podobnie Teost, o którego zabicie zły wiedźmin Amosow założył się ze smokiem piekieł. Mit o Carze Słońce tłumaczy zwyczaj Celtów, aby chować zmarłych bez uprzedniego spalenia ich. Kora i Kwietna nie miały jak spalić jego zwłok, więc przysypały je piaskiem i popiołem. […] Kończąc wyznaję, że Jezus jest Bogiem prawdziwym, a Teost owocem imaginacji naszych przodków, ewentualnie prawdziwym człowiekiem, który obrósł mitem, jak byłby to skłonny uznać Euhemeros''.

Kiedy Kościej był dopiero królem Altamiry, żył wracz Zbigniew syn Balaja, zwany ,,Lodowym Znachorem''. Zawdzięczał to Złotej Babie, od której otrzymał jaskinię pełną leczniczego lodu, którym mógł wyleczyć z każdej choroby. Zbigniew mieszkający w Montanii Wschodniej, cudownym lodem, nie topniejącym nawet latem, leczył trąd, dżumę, koklusz, postrzał, paraliż, pijaństwo, otyłość, bóle głowy i zębów, krwotoki, bezpłodność, białą dżumę rusałek i wodników, wściekliznę, pomorszczyznę i wszelkie inne choroby ludzi, zwierząt i pozostałych istot. Pofrafił nawet uleczyć z obłędu i wskrzeszać zmarłych, jedynie na głupotę dar Złotej Baby nie działał. Lodowy Znachor żadnej chorej istocie nie odmawiał pomocy; leczył zawianych przez powietrzne Čorty, odejmował siłę szkodzenia z urocznych oczu, dla strapionych miał czas i wyrozumiałość, a ludzie i inne stworzenia błogosławiły go. Sługa Złotej Baby był solą w oku Mar – Zanny i jej córy Zarazy, bo cudownym lodem niweczył ich knowania. Mimo ostrzeżeń mistrzyni wraczy, upadłe Enki zabiły go przybywając doń pod postacią męża Witolda z Crinix o zranionej siekierą stopie wraz z koniem. Mar – Zanna wbiła mu lodowy oścień w plecy, gdy odwrócił się by pójść po wiadro lodu, a potem zaklęciem pogrążyła jaskinię pod ziemią, a ta zniknęła jakby jej nigdy nie było. Wydarzyło się to w Górach Biesów i Čadów zwanych Biesogórami, a obecnie Bieszczdami. Może Czytelnik będąc tam odnajdzie jaskinię pełną lodu – cudownego leku? Złota Baba tak opowiadała Mokoszy o Zbigniewie Lodowym Znachorze:

,,Miałam takiego człowieka, który bardzo mnie kochał i któremu dałam całą jaskinię lodu, aby mógł leczyć. Jak nim leczył, mijały wszystkie choroby, aż Mar – Zanna bojąc się, że uczynimy ją niepotrzebną, zabiła tego znachora i usunęła z twego łona jaskinię, w której leczył. Teraz mieszka on razem w Nawi razem z Welesem''.


Jednym z najsłynniejszych władców jedenastego eonu był król Zachodu, Kościej I Nieśmiertelny. Przypominał ludzki szkielet obciągnięty pożółkłą skórą, jego oczodoły były puste , ana głowie miał ledwo trzy włoski. Według ,,Perłowego latopisu'' Kosy Oppmana należał do Lemurów, tych samych istot co miały pogrzebać Fausta. Z kolei ,,Codex vimrothensis'' widzi w nim człowieka, który tak bał się śmierci, że wypił pochodzący od Čortów magiczny napój znajdujący się w pucharze z trupiej czaszki, który uczynił go nieśmiertelnym, a jednocześnie podobnym do kościotrupa. Na drodze podbojów stworzył imperium rozpościerające się od Ultima Thule po Visanę i od Svalbardu po jezioro Czad. Nie licząc ofiar jego zaborczych wojen; wdów, sierot, kalek, zabitych, zaginionych, spalonych siół i grodów, rozgrabionych majątków i zgwałconych dziewcząt i niewiast, popełnił całą masę innych zbrodni, którym Słabosz Zaziorov poświęcił dzieło ,,Księga zbrodni Kościeja'', zwane też ,,Krwawym latopisem''. Oddając głos Oppmanowi:

,, […] na kresach swego imperium Ultima Thule, Nürt, Bliski Zachód między Lebaną a Viraną, Azja Mniejsza, wyspy śródziemnomorskie, Kraj Stepów, Puana i afrykańska Tassilia) kazał czcić siebie jako boga i przyjmował ofiary z dzieci od poczęcia do osiemnastu lat, a także przymusowo pozbawiał dziewczęta dziewictwa i okaleczał je, nazywając dobro 'złem', a zło 'dobrem'. Zamierzał bowiem zniszczyć te prowincje za wszelką cenę. […]. Rozpatrując aspekt drugiej wyprawy aplańskiej Kościeja nie sposób nie wspomnieć o licznych zbrodniach; pogromach, wysiedleniach i innych, które przekraczały miarę nawet ówczesnej epoki. Starą jego zbrodnią było tworzenie obozów, gdzie więźniowie (wszystkich ras, płci i wieków) byli przeznaczeni do wymordowania. Obozy takie znajdowały się na Ultima Thule i na Cilly, w czasie omawianej wojny także nad Gopłem. Ze skór ofiar robiono drobiazgi galanteryjne, z włosów sienniki, z tłuszczu zmieszanego z popiołem – mydło. Jeden ze sług Kościeja, chciał zobaczyć jak wygląda zabijanie więźniów, a ujrzawszy to, przez tydzień nie mógł dojść do siebie. Inny, którego stracono z rozkazu Lecha III, widział natrętny obraz ula. Kiedy ludom Zachodu pokazywano obozy Kościeja, ci płakali... […] zamknął moją żonę w klatce [słowa Lecha III] ciągnie zyski z handlu niewolnikami, kolekcjonuje niewiasty jak stada bydła, składa ofiary z ludzi i zwierząt, czci demony, krzewi rozpustę, upija się gorzałką, gra w piłkę dziećmi wydartymi z brzuchów matek, […]''.

Kościej głowami jeńców i prawdziwych, bądź domniemanych przeciwników brukował ulice, nagradzał dzieci za donoszenie na rodziców, nawet jego najbliżsi dworacy nie byli pewni dnia ani godziny, czego przykład stanowił ponury los zamienionego w potwora człowieka Wija z Orlandu. Nie tylko masowo wbijał na pale, rozrywał końmi, obdzierał ze skóry, zakopywał żywcem, topił w worku, palił na stosie lub w chlebowym piecu, truł cykutą, rtęcią czy krwią hydry; nie tylko kazał bić kijami aż do oddzielenia się kości od mięśni, ale nawet sam zabawiał się w kata. Na polowaniach zabijał krocie zwierząt, które potem składał na zdobionych potwornymi rzeźbami ołtarzach Rykara, króla Čortieńska. Największą przyjemność krwawemu imperatorowi sprawiało wypijanie całych beczek piwa i przyglądanie się nieporadnym ruchom niedźwiedzia w wykutymi oczami (choć Kościej nie miał oczu, widział tak, jakby je miał). Ci co myślą, że wszyscy mistrzowie, odbierający szacunek od możnych i ubogich, uczeni i artyści, dzięki swej oświacie stojący na czele ludów, w czambuł potępili tyrana i stanęli w obronie uciskanych plemion, z przykrością to stwierdzam, ale się grubo mylą! W czasie gdy grabione prowincje przymierały głodem, a ich mieszkańcy drżeli przed najściem tajnej policji, na zamku w stołecznym Presnau, władca i zdrajca Zachodu urządzał wystawne obiady czwartkowe, na które tłumnie przybywali filozofowie, poeci, uczeni, rzeźbiarze, malarze, kapłani Čortów, a nawet Ageja i Enków. Kościej, choć ordynarny jak ostatni cham, odbierał od kulturalnego towarzystwa krocie pochlebstw, za które sowiecie wynagradzał, zaś za każdą, najmniejszą nawet formę sprzeciwu karał zesłaniem do kopani soli lub gwiezdników (do tej ostatniej zesłał tapira z Sonoru dającego występy w Dyskotece Pana Dżeka Piętro Niżej). Artyści i uczeni krzewiący kult Kościeja i Rykara mieszkali w pałacach, otoczeni zastępami najpiękniejszych niewolnic, a złota, srebra, pereł, kamieni i papierowej monety (viridis vesponiust) mieli jak lodu. Z poetów, tyran gościł Subodicia z Valkanicy – autora hymnu do Rykara, z malarzy, Pikicę Kapcana z Altamiry, co malował Čorty, triumfy Kościeja, oraz jego nałożnice, Rembisława z Aplanu, na którego obrazie Čart deptał Jarowita, z rzeźbiarzy – Upyrdka z Oylandu, który jako pierwszy sporządzał rzeźby z trupów, z architektów Šperkę z Teutmanii; projektanta Kolumny Człowieka, wreszcie z filozofów: Śpievtana z Aplanu, głoszącego: ,,Čortieńsk to inni''. Każdy kto się z nimi nie zgadzał był publicznie piętnowany żelazem i słowem: ,,głupiogłów''. Przeciwko Kościejowi zawsze byli: poeta Gerbert z Aplanu, filozof Gieper, kapłan Welesa – wuj Lecha III o paru innych, za co spotykały ich liczne szykany.


,, - Auuuuuuuuu !!! Głowaa – aaa, mmm – nieeeeee bo – liiiii !!! - wrzeszczał na drewnianym podwyższeniu jakiś muzyk, akompaniując sobie na kościanym grzebieniu. Tatra i Wiłkokuk byli w drewnianym, monumentalnym hangarze, usytuowanym kilka metrów pod ziemią, gdzie weszli przez drzwi jakiejś obskurnej chatki. W hangarze pełno było stołów z narkotyzującymi napojami i zaprawionymi truciznami pokarmami, wokół których siedzieli ludzie, zwierzęta, wampiry, wodniki, rusałki, żmijowie, krasnoludki, Płanetnicy i wszelkie inne stworzenia. Światło, na schody prowadzące do góry rzucał żyrandol zasilany świecami z trupiego łoju, a przy oknach występowali, uważani wówczas za nowoczesnych artyści.
- To miejsce to Dyskoteka Pana Dżeka Piętro Niżej, na górze gospodaruje jego brat, Pan Dżek Piętro Wyżej – tłumaczył Wiłkokuk – organizują takie hucpy, bo daje im to środki do życia.- To głupia muzyka – mówiła Tatra, do której uszu wdzierały się piosenki ,,Muuuuu'', ,,Kukuryku na patyku, język lata jak łopata'', ,,Rrr, rr, hau, hau'', 'Chrum, chrum' i wiele innych, wykonywanych przez takiej światowej sławy artystów jak krowy, koguty, psy i świnie. […][Wiłkokuk] zanurzył pysk w misce napoju z orzeszków cola, źródlanej wody, mięty i miodu. Na drewnianej estradzie stały dzieci ubrane w skóry lampartów i mówiły takie rzeczy, że aż uszy puchły!- Słoń ma osiem ciosów – twierdził jakiś chłopiec, a wśród ludzi i zwierząt rozległy się salwy homeryckiego śmiechu. […] Przyjechał z Sonoru tapir anta, który […] stał na tylnych łapach, na głowie miał rogi ulepione z masła, a jego występ polegał na rzucaniu w roześmianą widownię masłem i krzyczeniu 'Bestie'. […] [tapir] wrzasnął wielkim głosem:- Idź świnio! Kradzieje, kradzieje, wy kradzieje! […] Rózgi w górę! Wasze matki to fujarki! Wszystkie smoki wyginęły z winy waszych lędźwi! […]
- Prawdę mówiąc, Pan Dżek Piętro Wyżej ma lepszych artystów – mówił opiekun Tatry – dla jego gości śpiewają wieloryby, zwane humbakami. […]'' - K. Oppman ,,Perłowy latopis''.

Pan Dżek Piętro Niżej i Pan Dżek Piętro Wyżej pochodzili z Britainy. Pierwszy z nich był mężem średniego wzrostu o brzuchu wzdętym od piwa, brązowej czuprynie, krótkiej brodzie i bokobrodach, oraz o świńskich, niebieskich oczkach. Ubrany był w kamizelkę barwy chabrów, kaszmirowe pludry, buty z czarnej, smoczej skóry, białą koszulę i zielony kapelusz z piórem łabędzia. Jego brat był za to wysoki i chudy, a jego strój nie odznaczał się barwnością. Osiedlili się w Presnaulandzie, parę mil za stołecznym grodem imperium Kościeja i tam założyli rodzaj gospody, którą nazwali ,,Dyskoteką'' (Diskoteka). Pan Dżek Piętro Wyżej gromadził morskie muszle, z których wydobywało się słodkie pienie syren, morskich rusałek i wielorybów. Do Dyskoteki zjeżdżali artyści i goście z całego Carstwa Zachodu, lecz pokazywana w niej sztuka nie niosła żadnych wartości, a także – niestety za wiedzą i zgodą oby braci – rozprowadzano w niej opium z Sinea, čorcie ziele, słodkie ziele z Sindu i konopie z Bharacji, co sprawiedliwie potępił kapłan Otuš z Pomerlandu Okidentalnego. Dyskoteka w żaden sposób nie szkodziła panowaniu Kościeja, ten jednak, podejrzliwy jak wszyscy tyran, wysyłał do niej agentów tajnej policji. Ich ofiarą padł tapir z Sonoru za żart: ,,Mówi szkielet do szkieletu, chcę być grubszy, zjem kotleta'', w którym dopatrzono się aluzji do wyglądu Kościeja. Tapir został bez sądu zesłany do kopalni gwiezdników, gdzie za odmowę pracy zabił go dozorca, Lynx Uszak (Gliša). Niedługo potem z nieznanego obecnie powodu obaj bracia położyli głowy pod topór, a Dyskotekę zburzono i zasypano ziemią. Pierwsze od tego czasu dyskoteki powstały dopiero w obecnej erze.

,,Kościej i Czerwony Człowiek zakładali manufaktury śmierci, lecz nawet w tym królestwie strachu i upodlenia znaleźli się ci co się uświęcili'' – św. Lejek; misjonarz Analapii przybyły wraz z biskupem Jordanem.


Na jednej z wysp u wybrzeży Dalekiego Zachodu Kościej założył obóz, gdzie więźniów wieszano na hakach, a ich ciała pożerał wielki jak krowa brytan Buc (Vus), chodzący na tylnych łapach i niczym Enkowie i jytnas noszący koronę z ognia. Do zabijania więźniów zatrudniano sługi Rykara; ludzi i straszydła. Do najskuteczniejszych oprawców należał pewien martwiec, czyli krasnowąpierz imieniem Minas, zwany Felczerem. Przypominał wąpierza, lecz jego skóra była czerwona, a na głowie nosił pióropusz z dziesięciu piór kruka. Pił krew i pożerał serca wyrywane z żywych ofiar, a najchętniej pastwił się nad dziećmi. Kazał zszyć bliźnięta plecami, rzucał uroki na brzemienne niewiasty, by badać jak czary wpływają na ich dzieci, na nowonarodzone dzieci kazał topić. Raz do obozu przywieziono babę wodną Babulę (Vavula). Zajmowała się odbieraniem porodów. Minas pod groźbą śmierci nakazywał topić niemowlęta, lecz Babula, aż za dobrze wiedząc na co się naraża odmówiła słowami: ,,Nie możemy zabijać dzieci''. Martwiec wpadł w szał; ryczał i machał rękami, lecz nie zdołał przeszkodzić Babuli w ratowaniu dzieci. Wodna baba odbierała porody aż do klęski Kościeja na lodach jeziora Mamir, kiedy to jego imperium rozpadło się. Buc i Minas opuścili wyspę, lecz pochwycono ich; ścięto im głowy, przebito serca osinowymi kołami i spalono na stosie gnoju. Babulę często pytano skąd wzięła odwagę do przeciwstawienia się okrutnym sługom Kościeja, ona zaś odpowiadała, że to Agej dodał jej mocy.


Królowej Tatrze poświęcono ,,Dzieje królów Slawii'', ,,Żywot Tatry'', ,,Słowo o Tatrze'', liczne ustępy w ,,Codex vimrothensis'', w ,,Perłowym latopisie'' K. Oppmana, w dramacie liturgicznym ,,Mokosza'' arcykapłana Wędzimira z Nesty, obszerne hasło w encyklopedii ,,Obraz świata'' Wisisława i fragment baśni Marii Konopnickiej. Jako o ,,bogini gór'' pisał o niej Aleksander Wielki w liście do Arystotelesa, wspomina o niej Ksiądz Jan w liście do króla Analapii Ziemowita, ,,Codex vlistidianus'', ,,Księgi zbójeckie'' o dziejach zbójników w Montanii, ,,Żywot Smętka'' i ,,Żywot Ruty''. Tatra Wielka pochodząca z sioła Torenia, zwanego Nowym Głogowem poślubiwszy Lecha III została królową Aplanu i wielką księżną ojczystej Montanii. Po śmierci, Agej uczynił ją jytnas gór i rzek, a jej siedziba mieściła się u stóp góry Gerlach. Odbierała cześć od górali, flisaków, rybaków, wędrujących po górach, niewolników, królów i państwa Slavi, które w trzynastym eonie założył Słowak (Slavius); młodszy brat Lecha, Czecha i Rusa. Otaczały ją miłość i szacunek, jednak w dwunastym eonie znalazł się pewien chlewnik (krasnoludek opiekujący się świniami) imieniem Świniczyn z sioła Prosvietnika, napisał rozprawę, w której dowodził, że jakoby Tatra nie była godna kultu. Oto co napisał o jytnas gór:

,,Jest rzeczą ogólnie znaną jak wielkim poważaniem cieszy się pamięć królowej Tatrt z Montanii. Po potopie, kończącym jedenasty eon, Słowianie złożyli w sanktuarium w odbudowanym Toreniu szkielet niewiasty i wierzą, że są to szczątki Tatry. Tymczasem owa rzekoma jytnas była niewiastą złą i przewrotną, czego będę próbował dowieść. Liczę się z tym, że moje słowa niejednego zranią, ale gdyby nie różnorodność poglądów, nie byłoby postępu. Zanim została królową od czternastej wiosny życia do osiemnastej przebywała w Presnau na dworze Kościeja; wyznawcy Rykara przelewającego całe morze niewinnej krwi. Jego zbrodnie nie były jej tajne, a mimo to spełniała jego rozkazy, a wśród nich spaliła gród Kalsk i próbowała złowić raka Estinusa – zwierzę starożytne i nietykalne. Ukąszona przez króla wąpierzy Erydana jeszcze gorliwiej służyła Kościejowi, wielu ludzi zamieniając w wąpierze. Jurata wysłała Anatolija Rdzeniejewa aby zabił szkodnicę lecz ocaliła ją Mokosza zdejmując z niej czar Erydana. W osiemnastej wiośnie życia Tatra uciekła od Kościeja i po wielu przygodach – w kopalni gwiezdników i na dworze króla Księżyca, Ixovodrava, dostała się do Aplanu, gdzie jej piękno podbiło serce zgorzkniałego króla Lecha III. Jej apologeci twierdzą, że przybyła aby ostrzec przed najazdem Kościeja […]. W trakcie obrony Aplanu, w przeciwieństwie do rusałki Ruty, unikała walki, co zresztą można jej wybaczyć, jako, że była niewiastą. Po zwycięskiej bitwie na lodach jeziora Mamir w Burus, poślubiła Lecha III, a ten na swoim weselu koronował ją na królową. Po uwolnieniu Kościeja przez książęta Wieńczesława i Kylnema z Małego Młyna, wojna wybuchła na nowo, a Tatra ze swoim mężem poszła na poniewierkę. Szczęśliwie dla nich, Kościej zrezygnował z podbojów i zawarto pokój. Jednak jako zdradliwy i nieobliczalny planował wspólne uderzenie na Aplan razem z królem Orlandu, Wieńczesławem II Czerwono – Czarnym. Filozof Evoliusz z Apapu i czcigodne bractwo Lubiglea [Głupie Głowy] wzywali króla do zbrojnej rozprawy z Kościejem, lecz Tatra, z sympatii dla niego, odwodziła męża od koniecznej wojny, aż ten zadurzony w niej, zamiast ruszyć z całą armią, wyzwał króla Zachodu na pojedynek. Kościej zaś nasłał na niego niedźwiedzie z jeziora (obronili go Ruta, Arvot Baldas i biały niedźwiedź Gotard Urmeier), a następnie wraz z królem Orlandu uderzył na Aplan. Choć powiadają o niej, że była matką szóstki dzieci, zwlekała latami z ich rodzeniem z przyczyn najzupełniej urojonych. Nie była dobrą matką, ani żoną – w czasie gdy ukrywała się w Jaskini Hien, dla jakiegoś widzimisię porzuciła Lecha III, synów; Mieczysława, Burusa i Przerośla – Żyrwaka oraz córki Anej Tabienę, Anej Mari i Anej Afarakę, aby nad Morzem Joldów spotkać się z Kościejem - najwidoczniej kochankiem. Jednak Lecha III przybył tam i jego gniew pozbawił Kościeja nieśmiertelności. Na tym nie skończyły się bezeceństwa owej kobiety. Gdy Lech III razem z królewiczem Rutym z Orlandu i Oxem Kellu Simi Abö'em wyruszył w głąb Azji, by ochronić całą Europę przed możliwością najazdu tygrysów, Tatrze została powierzona opieka nad Aplanem. Wykorzystała to na wycieczkę do Ojcowa i mordowała lud montański – na jednego z ich wodzów, Merdę nasłała mordercę oraz spustoszyła Crinix w poszukiwaniu czarodziejskiej ciupagi […]. Mimo, że wiele mówiła o swej miłości dla niewolników nie zrobiła nic konkretnego, aby ulżyć ich doli. Rozważywszy owe wszystkie argumenty wnoszę do arcykapłanów i kapłanów, wołwchów, żerców i kudesników by niegodnej Tatrze zabrali tytuł jytnas gór i rzek''.

Kosa Oppman przystąpił do polemiki z chlewnikiem:

,,Sromotny łeż – oto czym są płoche słowa Świniczyna z Prosviatnika, które wyrzekł o górskiej królowej, jytnas Tatrze Wielkiej. Oto co czyni jego słowa fałszywymi; pełnymi błędów. Po pierwsze Tatra nie służyła Kościejowi z własnej woli, ani nie czerpała z tego zaszczytów, czy korzyści, była natomiast jego zakładniczką i niewolnicą (Agej dopuścił do realizacji owego pomysłu Rykara, aby ze zła niewoli Tatry wyprowadzić dobro dla wielu nieszczęśliwych). Ponadto miała poznać jego plany, by ostrzec swego króla. Tatra choć zmuszona wykonywać zlecone przez szaleńca prace – nieraz przekraczające trudnością siły niejednego męża nie zaparła się Ageja, nie złożyła przysięgi na Rykara, ani nie przyjęła jego znamienia, choć wszystko to kosztowało ją bardzo ciężkie tortury. Cierpiąc srogą niewolę miała w swym ciele dopełnić udręk Teosta na dębie Karako, wreszcie nie uczestniczyła w gnębieniu poddanych Kościeja, a nawet pomagała im na ile mogła. Kościej dawał jej takie prace, które by ją upokorzyły (oczyszczenie Kalska, oddanie się mu), lub przyprawiły o śmierć (złowienie raka Estinusa z Synar, niedźwiedzia z Jeziora Niedźwiedzi, czy walka ze skorpionem z Çatal Höyük), jednak ich wykonanie w sumie przyniosło dobro, co bynajmniej nie znaczy, że należy czynić zło, aby dobro z niego wynikło. Agej wyprowadza dobro z knowań Čortów i innych sług Gorynycza, ale biada im za to co robią! Tatra nie zamierzała spalić Kalska, gdzie doznała serdecznej gościny, lecz Górę Gnojową psującą powietrze i zdrowie, od niej jedna zapalił się drewniany gród. Na szczęście jego wszyscy mieszkańcy, obeznani z arkanami magii, uratowali się wzbijając w powietrze; czyn Tatry należy czcić i podziwiać, lecz nie naśladować, bo Twój czyn może mieć inny skutek. Złowienie syna Juraty, raka Estinusa nie było jej kaprysem, lecz rozkazem danym niewolnicy, na jego wykonanie dostała specjalne pozwolenie i błogosławieństwo Kurki – córy Jarowita i Gromorodnej. Sam Estinus dobrowolnie przyszedł do niej widząc jak własnymi włosami gasiła płomienie na ciele jednego ze Świniuli – stworów, które Erydan przymusił do wytwarzania gnojowicy, którą Tatra podpaliła. Wielki Rak posadził ją delikatnie na swoim grzbiecie i razem udali się do Presnau budząc strach Kościeja, zaprzedanego mu potwora Mięsojada i licznych ludzi. Tam Estinus zdjął Tatrę z grzbietu i powrócił do jeziora Synar w Burus. Trzeba też wiedzieć, że, że ta Tatra była zakładniczką Kościeja, aby przekazać jego plany królowi Aplanu, Lechowi III. Jedna z jej prac miała polegać na spędzeniu nocy w opuszczonej chacie w Kraju Stepów. Czyhał tam król wąpierzy Erydan, pałający gniewem za spalenie gnojowicy, którą zwykł wlewać do wielkich jezior krainy Burus, a Kościej wiedział o tym. Ujrzawszy wąpierza uciekła oknem, lecz Erydan zdążył ją ukąsić w piętę, a tym samym zamienić w wąpierzycę. Nie tajno nam, że pod tą postacią uczyniła wiele zła, ale wąpierze nie mają wolnej woli […]. Choć sprawiedliwa Jurata wydała na Tatrę – wampirzycę wyrok, miłosierna Mokosza odczarowała ją, zdobywając jej łzy. Niewola w kopalni gwiezdników była dla niej pokutą za picie krwi. Odmówiła gdy Kościej zażądał oddania się mu, za co tyran i rozpustnik, nienasycony jak śmierć, uderzył ją w twarz kańczugiem i wtrącił do lochu. Uciekła z niego z pomocą białego wilka Ovova Tęczookinsona, syna Boruty, lecz oboje zostali pochwyceniu i wtrąceni do kopalni gwiezdników. Ich dozorca, Lynx Uszak wyszedł na powierzchnię by w pobliskim siole Chlobębie stoczyć bój z czarownikiem Czarnym Ładysławem Amosowem. Pod jego nieobecność niewolnicy pod przewodem Tatry i Ruty wydostali się na wolność. Tatra wydobytym ze skały zębem Rykara uwolniła króla Płanetników Ixovodrava z trzewi ogromnej pijawki, wielkiej jak Odma, co w dziesiątej erze zabiła Pukuvera, oblubieńca Kovaty. Płanetnicy zabrali Tatrę, Rutę i pozostałych niewolników na Księżyc, gdzie obie dziewice żyły w pałacu królewskim w stołecznym Kinperokabadzie (Chorsogrodzie), a król miłował je jak własne córki. Tatra, choć mogła otoczona miłością i wszelkimi wygodami pozostać wśród Płanetników, posłuszna wezwaniu pustelnika Opplana – byłego króla Aplanu, razem z Ovovem Tęczookinsonem, udała się na Ziemię. W ojczystej Montanii zabiła w karczmie dwa bazyliszki za pomocą diamentu o dziesięciu kolcach, a następnie udawszy się do stołecznej Śnieżelicy rozpoznała przebywającego [incognito] króla Aplanu, Lecha III, którego ostrzegła o najeździe. Nie zabijała wrogów tak jak Ruta, za to w namiocie szpitalnym z wielkim oddaniem pielęgnowała rannych z obu armii, do czego przeznaczył ją wraz z innymi niewiastami sam król. Gdyby natomiast była tchórzliwa, nie zgodziłaby się zostać zakładniczką okrutnego i szalonego Kościeja. Kiedy Evoliusz i Głupie Głowy pchali jej męża do nowej wojny, powodem jej sprzeciwu była nie sympatia do Kościeja, który ją bił, głodził, więził, torturował i wysyłał na pewną śmierć, ale coś znacznie głębszego. Po pierwsze Aplan był wyczerpany poprzednią wojną i nie miał sojuszników, po drugie chciała o ile to możliwe uniknąć rzezi po obu stronach. Zdając sobie sprawę z przewrotności Kościeja chciała go usunąć, ale bez wojny. Utajnieni wojownicy mieli go porwać i uwięzić (zabić by nie mogli, bo Kościej był nieśmiertelny), a na jego miejsce Tatra chciała osadzić grafa Goworka popularnego wśród Teutmanów. Lech III nie posłuchał jej jednak i przez swą żądzę sławy sprowadził wojnę na Aplan. Nie jest też prawdą, że była złą matką i żoną. Lechowi wielokrotnie wybaczała jego winy, takie jak uwięzienie w lochu, po wcześniejszym sprowadzeniu siłą na dwór, opuszczenie w trakcie obrony stołecznego Nistu, zaniedbywanie by słuchać nauk Evoliusza... W ich stadle długo nie było dzieci, lecz powodem nie był kaprys, lecz bezpłodność, wzięta z matki Tatry; Limby, żony Giewonta, zesłanej po to by wypróbować ich miłość. Jej łono uczyniła płodnym Mokosza w Jaskini Hien. W owym czasie modląc się o pokój dostała od Enków rozkaz, by udać się do Kościeja na męki, co miało uchronić Aplan i Montanię od ostatecznego zniszczenia. Przy dzieciach miała ją zastąpić Mokosza; Najlepsza Matka, która wzięła na siebie jej postać, tak, że nawet dzieci nie mogły rozpoznać zamiany. U ujścia rzeki Moltavy, drzewny potwór Grabiuk z rozkazu Kościeja, mordował ją podobnie jak ongiś Czerwony Wiaczesław Amosow Teosta. Została uratowana przez Lecha III. […]. To co Świniczyn nazywa 'wycieczką do Ojcowa' było w rzeczywistości wyprawą podjętą na prośbę mieszkańców tej krainy w celu uwolnienia jej od potwora Vrougi z Mrocznych Błot. Królowa odbyła podróż na grzbiecie białego rysia Deneba, syna Boruty, w ciągu nocy. Przybywszy na miejsce skrępowała Vrougę złotym łańcuchem Mokoszy i pogrążyła go w bagnie, gdzie pozostał aż do potopu. Broniła swych poddanych przed królem wąpierzy Naraicarotem I Samobójcą, następcą Erydana (zdobyła i roztopiła Żelazny Zamek w Burus, a wąpierze przeniosły się do Kraju Stepów), a także przed chąsiebnikami z Jutii, Nürtu, Wolina i Velehradu, oraz przed swymi współplemieńcami – zbójnikami z Montanii. Im to odebrała gród Crinix, gdzie zdobyła czarodziejską ciupagę, zabijającą na rozkaz każdego wroga (Deneb polecił ją spalić, bo broń taka zniewalała tych co jej używali). Konieczność walki ze współplemieńcami była dla Tatry bardzo bolesna – kiedy tylko mogła oszczędzała im życie […]. Do pojedynku z Merdą nie stanęła nie z tchórzostwa, ale dlatego, że byłą zajęta przy dzieciach […], a poza tym jako niewiasta nie musiała przyjmować wyzwania. Zastąpił ją Anatolij Rdzeniejew, który uciął harnasiowi głowę. Głębokie umiłowanie niewolników i pragnienie poprawy ich losu było owym dobrem, które Agej wyprowadził ze zła jej niewoli. Już na weselu w grodzie Svantemot obdarzyła wolnością Wsiewołda i Pojatę podarowanych jej przez męża. Choć nie miała możliwości znieść niewolnictwa w całym królestwie, doprowadziła do uwolnienia wszystkich niewolników na zamku. Wypraszała u Lecha III liczne dekrety łagodzące ich dolę. Zdołała tym zrujnować wiele fortun wyrosłych na handlu ludźmi i innymi istotami rozumnymi. Nigdy jednak nie prześladowała ludzi uczciwych, choć bogatych, ani nikomu nie konfiskowała mienia; po prostu handel niewolnikami przestał już się opłacać. Jej współczucie 'mówiącym narzędziom' udzieliło się też Lechowi III, który nie dawał się przekonać handlarzom. Ponadto Tatra zakazała zabijania trędowatych i sprowadzała dla nich leki, zabroniła przysparzać eunuchów i palić wdowy na stosach pogrzebanych mężów. Ogłosiła nietykalność każdej brzemiennej niewiasty i jej dziecka, a także karała za wkładanie niemowląt do dzbanów w celu 'hodowania potworków' i za gwałcenie dzieci […]. Wreszcie nigdy nie zdradziła Lecha III, mimo że pod jego nieobecność liczni władcy przesyłali jej dary i proponowali ślub. Tatra zmarła w sześćdziesiątej wiośnie życia, otruta przez handlarzy niewolników. Ci sami niedługo potem zamordowali jej męża, zakopując go żywcem.
Kończąc potępiam tezy zawarte w pracy Świniczyna, choć samej pracy i włożonemu w nią wysiłkowi należy się szacunek''.

W Orlandzie żył niezwykły szczur, noszący imię Boj (Voj), tak jak ów książę z Roxu mający brytany Stavra i Gavra. Oto jak tego szczura opisał Kosa Oppman:

,, […] W innym grodzie Orlandu, zwanym Oska żył wielki jak człowiek szczur o niebieskim futrze i trzech głowach. Zwierz mieszkał w lesie i szukał pokarmu w ciernistych krzewach. Ciernie raniły jego skórę, a krople krwi zamieniały się w piękne kwiaty rosnące na Dalekim Zachodzie, a ich zapach podobno leczył wiele chorób dziecięcych. Jednak kapłani Ageja ostrzegali przed kwiatami czarnymi z wizerunkiem czaszki, rosnącymi w królestwie Lascoaux, bo był w nich syfilis. W Oska działał Klub Szarego Orła, którego wódz Chytreyga uważał, że szczura wyczarowało Bractwo Czcicieli Rykara, które było złą sektą głoszącą, że jakoby Agej nie był osobą i wiele innych paskudnych głupstw i bredni, aby szkodzić wiosce. Szczur jednak jak wszystkie leśne zwierzęta był dzieckiem Boruty […] i jego żony, Leśnej Matki. Do Bractwa należał jednak niejaki Stanisław, którego szczur podziwiał. Jedni uważają to za prawdę, a inni za kłamstwo, że pożerał dzieci, a szczególnie miał lubić wyjadać je z łon matek. Wrogowie szczura pod wodzą Stanisława z Apapu wyruszyli na polowanie, aby zabić zwierzę. Po ocaleniu kalszczan przed ich własną głupotą, Tatra wyruszyła do Oski, aby sprawdzić co jest prawdą i czy faktycznie trójgłowy szczur zmienia barwę na czerwoną'' - ,,Perłowy latopis''.

Po klęsce na lodach jeziora Mamir, Kościej został uwięziony w podwodnym zamku królowej Betel – Gausse. Jego imperium się rozpadło i nastał pokój, aż do momentu gdy uwolnili go książęta Wieńczesław i Kylnem z Małego Młyna. Cała trójka spotkała się na łące z krasnoludem Ixmargiem (Iżmargłem) z Dalekiego Zachodu i jego sępem Nąpksiem (Nopokosiem). Ixamrg odradził wojnę w celu odbudowy imperium, zamiast wysuwając ideę ,,marszu przez instytucję''; zatarcia granic między dobrem a złem, powolnego opanowywania rodziny za rodziną, grodu za grodem, królestwa za królestwem, aż do odbudowy złowrogiego imperium ze stolicą w Presnau. Ważną rolę miał tu odegrać sęp Nąpkś wyjadający mózgi przez nos, a tym samym ogłupiający. Działalność krasnoluda i jego sępa doprowadziły do nowej wojny, w czasie której stronnicy Kościeja i rezuni z Orlandu zdobyli Nist. Królowa Tatra stała się jeńcem. W namiocie Kościeja, Wieńczesława i Kylnema, Nąpkś kusił ją obietnicą łatwego i przyjemnego życia po pozbawieniu mózgu, lecz ona skręciła szyję sępa. Ixmarg zginął niedługo potem, zabity przez wodnego niedźwiedzia Arvota Baldasa w czasie uwalniania Tatry.
Najsłynniejszym filozofem owych czasów był Evoliusz z Apapu, na miniaturach przedstawiany jako łysy starzec o długiej, siwej brodzie, odziany w szkarłatną szatę. Przybył do Aplanu uchodząc przed tyranią swego władcy i znalazł wdzięcznego słuchacza w osobie samego Lecha III. Wedle słów ,,Perłowego latopisu'' nauczał na ulicach Nistu, że:

,, […] kultury dzielą się na wysokie i niskie i następują naprzemiennie. Kultury wysokie za priorytet uznają religię, pracę, poświęcenie, bohaterstwo, wysiłek, ducha, ideały. Z kolei zdegenerowane kultury niskie są bezideowe; cechuje je konsumpcjonizm, utylitaryzm, hedonizm, cielesność. Kultura wysoka w zwalczaniu kultury niskiej ma prawo stosować absolutnie wszystkie możliwe środki. Tenże Evoliusz, zapominający, że w kulturze wysokiej najważniejsze są właściwie pojęta miłość, miłosierdzie, litość i wyrozumiałość […]''.

Kosa Oppman opisał również jego polemikę z innym filozofem; Skibkiem Owłosionym z Montanii i z samą królową Tatrą. Skibek Owłosiony przekonywał swego oponenta, o istnieniu trzech prawd: ,,świętej prawdy'' Ageja, ,,mojej prawdy'' – stwierdzeń subiektywnych i ,,gnój prawdy'' czyli fałszu. Za ową dysputę filozof z Montanii otrzymał od królowej herb Prawda. Drugą polemikę przytaczam za ,,Perłowym latopisem'':

,, - Ta kultura, która nastała obecnie jest kulturą niską! - grzmiał Evoliusz przed tronem królewskiej pary. - Odkąd Kościej postawił na piedestale papierową monetę, złamał życie świata! On wpierw był kapłanem mordu, a teraz klęczy i każe nam klękać przed badziewiem!- A czy zwróciłeś uwagę, że zło istnieje w ludziach od czasu gdy w poprzedniej erze zgrzeszyli Novals i Aivalsa, a z nimi ludzkość? - spytała się Tatra. […].- Prawdę mówią wasze usta, pani – odparł filozof. - Otóż Jarowit stworzył na Wolinie kulturę wysoką, lecz pod wpływem Rykara przekształciła się w niską; na zawsze zhańbioną ofiarami z ludzi.- To bardzo ciekawe i w wielu miejscach się zgadzam – ciągnęła królowa – ale skoro zbrodnia jest cechą kultury niskiej, to uważam, że kultura wysoka nie ma prawa jej stosować.- 'Gwałt niech się gwałtem odciska'! - odparł z dumą filozof.- A przecież Gromorodna i Vega nie krzywdziły nikogo! - Tatra.- Bo są niewiastami, a te w kulturach wysokich są łagodne i bezbronne!- Ja zabiłam Erydana – Tatra.- Ku potwierdzeniu absolutnej, świętej i nietykalnej prawdy moich słów! - Evoliusz.- Absolutna, święta i nietykalna jest tylko prawda Ageja – zripostowała Tatra – kto ją odrzuci, ten odrzuci każdą inną prawdę.- Pani – mówił niezrażony Apapczyk. - Ty, którą Agej niósł swymi płomieniami z Puana do Kartwelii, wiedz, że dla Niego krew bohaterów jest droższa niż modlitwy kapłanów! - wówczas do rozmowy włączył się król.- Twoje słowa, mędrcze, są wspaniałe […] dla mnie też obecna kultura, w której papierowa moneta podzieliła na biednych i bogatych, zniszczyła sztukę wyrzucając z niej piękno, prawdę i dobro, wreszcie wykoślawiła afekt w stronę zaspokajania żądzy na wszystkie sposoby – zasługuje na zniszczenie. Czy można by zniszczyć ją zbrojnie?- Tak …- Trzeba zło zwyciężać dobrem, bo i w zwyrodniałym królestwie zwyrodniałego Kościeja też żyją ludzie szlachetni i niewinni jego szaleństw; nie my mamy być ich sędziami i katami – Tatra zaniepokojona o utęskniony i wreszcie uzyskany pokój wstała z tronu.- Dla mnie największym bohaterstwem zawsze będzie czyn szaleńca, który poświęci życie, aby zabić jak najwięcej bezmyślnych dzieci systemu wraz z sobą – powiedział inny filozof […]''.

Lech III poważał Evoliusza więcej niż własną żonę. Kiedy Kościej po raz kolejny najechał Aplan, filozof z Apapu został pochwycony przez wojska nowego państwa – Premanii (Presnauland i Teutmania), kat zgruchotał mu nogi, po czym po wyszukanych torturach spalił na stosie z ostu. Evoliusz, konając, do końca obrzucał obelgami Rykara, Kościeja i ich sługi.

,, […] większą, zasłużoną sławą cieszył się Chytreyga, syn Mucjusza z Klubu Szarego Orła. Człowiek ten miał kwadratową głowę, jeden ząb i jedno oko'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''.

Żyjący w Aplanie, Mucjusz, herbu Orzeł Szary, był filozofem przyrody. Zasłynął takimi słowami: ,,To łeż, że varibusy z Imalainu pochodzą od trolli z Nürtu, a Arymaspowie od Cyklopów''. Słysząc to, inni uczeni mężowie obrzucili go szyszkami i wywieźli na taczce. Jego syn Chytreyga w siedemnastej wiośnie życia pojechał na odludzie na grzbiecie czarnego konia, żyjącego w jeziorze Czarna Woda. Na odludziu nie jadł i nie pił wiele dni, a także wisiał głową w dół na dębie pamiętającym królów Niemnira i Wiła Sławicza. Postępując tak doznał wielu wizji – złośliwi powiadali, a miał wielu wrogów, że owe widzenia wzięły się od picia wódki grzybówki, czy nawet tajemniczego pejotlu z Sonoru. Pierwszego dnia przyszedł do niego potwór Zekaty Seryja (Sekatij Seriya) o kozich kopytach, kudłach niedźwiedzia, uszach gacka, rybich płetwach wyrastających z ramion, rogach byka, kłach i szponach smoka. Jego ślepia płonęły jak rubinowe gwiazdy, na miedzianym czole miał wyryty świszczeniec – znak ognia i herb brunatnego smoka Reltiha, cerę miał brunatną ( a może czarną) gęsto pokrytą czerwonymi wrzodami i pryszczami. Potwór zaryczał do Chytreygi: ,,Zjem cię''!, a medytujący Aplańczyk zlał się zimnym potem i zatrząsł się jak osika. Zekaty Seryja mówił doń: ,,Jam wszechmorderca, jam wszechgwałciciel, nic nie smakuje mi lepiej od niewinnych dzieci wyprutych z łona matek. Jam król, car i hospodar, jam arcykapłan i bóg nad bogami, twoi witezie będą mnie czcić wzniesionymi rękami''! Wtedy Chytreyga począł wołać do Ageja i Enków o pomoc, a ci wysłuchali go; z czarnego jak kir nocnego nieba spadł złoty topór. Nim to syn Mucjusza zarąbał potwora i tak skończyła się wizja pierwsza. Niedługo potem nadeszło drugie widzenie. Od zachodu, od strony grodu Presnau przyjechała na smoku kobieta w modrej sukni nosząca pas ze złotych gwiazd. Zatrzymała się przed Chytreygą i zanuciła: ,,Jam najwyższa i jedyna z bogiń, moje imię Nierządnica, Władczyni Kajdan, jam krwią dzieci opita, jam Kani i Paskudy miłośnica, co jak Goplana III w łożu mam nałożnice i nałożników, jam wierze ojców wroga''. Zabójca Zekatego Seryi porąbał złotym toporem Nierządnicę i jej smoka, spalił ich ciała i popioły rozrzucił na cztery wiatry. Dyszał jak pies, a jego ręce były całe czerwone, gdy wtem przyszło trzecie widzenie. U stóp sędziwego dębu stanął potwór libera; czarny jak pkieł, a zęby jego czerwone. W obu łapach trzymał siekiery – czerwoną i różową. Chytreyga zaczerpnął tchu jak ktoś kto rzuca się do wody i wytrącił liberze obie siekiery z łap, a następnie wybił jej czerwone zęby, co do jednego. Uczyniwszy to zaprzągł liberę do pługa i tak długo orał nią pole, aż zamieniła się w mysz Wojcieszkę. Chytreyga zziajany walką i pracą usiadł na szczycie dębu jak król na tronie, a wtedy niebo pojaśniało i przyleciał orzeł o piórach barwy popiołu, co na głowie nosił koronę z dukatowego złota. Pogromca Zekatego Seryi, Nierządnicy i libery usiadł orłu na grzbiecie, a ten zaniósł go do dworca Mucjusza, gdzie na syna czekała uczta. Od tego czasu do herbu rodowego Chytreygi został dołączony złoty topór, zaś syn Mucjusza założył Klub Szarego Orła. W czasie najazdu Kościeja i Wieńczesława II Czerwono – Czarnego na Aplan, pan Chytreyga dostał się do niewoli; miał zostać spalony na stosie z gnoju, lecz wierny, szary orzeł runął na niego i uniósł w przestworza, a żołdacy Kościeja na próżno szyli doń z łuków. Pan z jednym okiem i zębem żył jeszcze za króla Ćwieczka I; chwalił Tatrę za politykę wymierzoną w handlarzy niewolników i powiedział o Jazyku Turoniu coś takiego, że jego syn wziął go na rogi.

,,My jesteśmy głupie głowy, my jesteśmy głupie głowy,
Głupią Głową ja i ty; Kościeja parchy krwią zmyjemy,
Kultura nasza w niebo sięga,
Kościeja ginie potęga, handel będzie znów wymienny,
Drży niejeden bogacz zły,
Evoliusz na pomniku siedzi, oczy kieruje w stronę rzezi,
Bo dzisiaj w Niście wesoła nowina; wojsko idzie na Presnau,
Presnau się pali, Sybaris się wali, kołtunów na pale się wbija,
Uszak przed Przeroślem ucieka, Kościej się wścieka,
Ciała swych żon i córek zamienimy w pochodnie, by nowoczesność
Odesłać w niebyt godnie; My głupie głowy z morza krwi wyciągniem -
Pokój! Prawdę! Wolność! Miłość! Nadzieję! Życie! - głupie głowy zmienią świat.
Na lepsze!''

- Tak brzmiał hymn bractwa Lubiglea, zwanego też Głupimi Głowami, lub ,,Głupiogłowami''. Rusałka Ruta tak tłumaczyła ich nazwę królowej Tatrze:

,, […] Głupie Głowy to ludzie głupi i tak nazywa się tych co myślą, czują i kochają normalnie, a nie tak jak Kościej, który niesyty rozpusty gwałci nawet chłopców i dziewczęta. To tylko przez przekorę''.

Bractwo za swego mistrza uznało filozofa Evoliusza z Apapu i głosiło konieczność wojny z nowym państwem Presmanią, której królem był Kościej. Król Aplanu Lech III z całego serca popierał Głupie Głowy, Tatra zaś zwalczała je. Gdy Kościej i Wieńczesław najechali Aplan, członkowie bractwa zostali z ich rozkazu wymordowani.


Na dworze Lecha III w czasie poprzedzającym ostatnią wojnę z Kościejem często przebywała pani Vehera Owies, wierna uczennica pana Jendrykvy Trędowatego. Należała do rasy dzikich bab tak jak Świnka z ery dziewiątej czy królowa Prana z eonu dwunastego. Jak przystało na dziką babę była niska i pulchna, miała długie, złotawo – rude włosy, krowi ogon i wystające z ust zęby dzika. Jej język odznaczał się ciętością, a mąż – leśny dziad trząsł się przed nią ze strachu. Lubiła grać na skrzypcach i odbierać porody loch i macior. Swój przydomek zawdzięczała swemu wielkopomnemu czynowi jakim było wprowadzenie upraw owsa, zapomnianych od czasu upadku królestwa Teosta. Lech III nagrodził ją za to złotym medalem, a była to jej największa zasługa.


,,W Niście mieszkał też człowiek z głową dzika ubrany w spódniczkę z trawy. Był nim pan Jendrykva Trędowaty z sioła Trądy; kmieć, z którego ryja wychodziły pięść i błoto. Jego połajanek również słuchał Lech III. Był on przywódcą klanu Samowolców Chłopskich […]'' - K. Oppman ,,Perłowy latopis''.

Urodził się w chłopskiej chacie w siole Trądy należącym do majątku grafa Liczymira. Nazwa wsi odnosiła się do czasów króla Nissusa, założyciela Nistu, syna Wiła Sławicza, kiedy mieściła się tu kolonia dla trędowatych. Od narodzenia na jego karku srożył się łeb najpierw warchlaka, potem dzika. Już jako dziecię, Jendrykva miast pracować na polu pańskim, czy w rodzinnym gospodarstwie, wolał niebaczny na złe południce i bat karbowego opalać się, jako pierwszy w dziejach, bo przez długie ery opalonej cery nie uważano za piękną. Na folwarku Liczymira karbowy nazywany był Baton (Vaton), bo jego bat często spadał na karki chłopów i chłopek rozcinając je do krwi. Batona znano z ciężkiej ręki. Kiedy ujrzał jak liczący sobie szesnastą wiosnę życia Jendrykva o głowie dzika, miast wiązać snopy z innymi, opala się w spódniczce z trawy, założywszy nogę na nogę, zawrzał oburzeniem, cichutko zakradł się do śpiącego w zbożu i jak mu nie przyłoży! Przyszły wódz Samowolców Chłopskich zerwał się na równe nogi, z bólu zakwiczał jak dzik, a ujrzawszy ryczącego jak byk karbowego rzucił się nań z kułakami. ,,Pokorniej, świński ryju''! - warknął Baton wywijając pejczem, zaś buńczuczny kmieć kwiczał: ,,Niosę ci zemsty grom, dziczy gniew''! Wywiązała się zaciekła walka i już po chwili na oczach zdumionych chłopów, Jendrykva przełożył karbowego przez kolano, zdjął mu pludry i jego własnym batem zbił jego dół cielesno – materialny. Kmiecie śmiali się i bili brawo, ale na drugi dzień graf Liczymir kazał zakuć wyrostka w dyby, napiętnować go i wygnać z Trądów o żebraczym kiju. Wygnaniec w głębi duszy wydał wojnę wszystkim grafom, żupanom, banom i bojarom. Długo błąkał się po drogach i bezdrożach Aplanu, nieraz śpiąc pod gołym niebem i szukając grzybów i żołędzi w lasach. Wokół niego zaczęła się gromadzić drużyna, z której niebawem utworzył klan Samowolców Chłopskich. Była w nim dzika baba, pani Vehera Owies, świerczka Chojarzyna, która prawowała się z błaznem Sysakiem, zabawiającym Majan – chana o obrazę i jakiś Stanisław, który chełpliwie, a zupełnie fałszywie wywodził, że wynalazł kościane łyżwy, a który miał taką opinię jak rozpustnik Chmiel Podrywacz, z którego ciała Kunetej uwarzył piwo. Wkrótce potem do owych dzikiej baby, świerczki i człowieka dołączyło więcej uczniów pana Jendrykvy Trędowatego. Swoją drużynę założył w karczmie ,,Pod Lwem Pręgowanym'', gdzie tak przemawiał przy kuflach piwa:

,,W Niście na kuferku siedzi złodziej – mówił o zarządcy skarbu królewskiego Valgerze z Międzyraju. - My, Samowolcy Chłopscy; tarcza zasłaniająca stan chłopski Aplanu, damy temu złodziejowi takiego kopa w rzyć, że aż dotknie nosem gwiazd, a zawartość kuferka rozdamy biednym. Król nie radzi już sobie z tym Międzyrajczykiem, więc naszym obowiązkiem jest pomóc najjaśniejszemu panu w ukaraniu złodziei. Wcześniej jednak wywrzemy sprawiedliwą pomstę na panach''.

Słysząc to Samowolcy Chłopscy wiwatowali słowami: ,,Hip, hip, hura, niech pan Trędowaty wodzem będzie nam''! Zgodnie z groźbą Samowolcy Chłopscy udali się do sioła Trądy i tam podpalili dwór grafa Liczymira. Graf zginął w płomieniach razem z żoną i karbowym, zaś jego dwoje dzieci uratowano z pożaru, co pochwalił sam pan Trędowaty. Odtąd nie palił już dworców, litując się nad mieszkającymi w nich dziećmi – wszak nawet pańskie dziecko nie jest winne srogości swego ojca dziedzica i karbowego. Może z niego wyrosnąć porządny człowiek, a poza tym to wielka zmaza (miasma) przed Agejem narażać dziecię na śmierć czy czynić je sierotą. Poza tym za rozruchy, w jedenastej erze i długo potem groził pal, albo śmierć głodowa w lochu. Jednak Samowolcy Chłopscy nie próżnowali, o nie! Wędrując po całym Aplanie napadali na wozy wiozące zboże i wysypywali je na żer myszy i dzików, a pan z Trądów lżył wszystkich urzędników króla od ,,głąbów i gnojarzy''. Bardzo dziwną rzeczą był czyn grafa Kraszimira, który uczynił go sołtysem w siole Kwaszimirowo. Na uczcie w swoim dworcu z udziałem sołtysa o głowie dzika, graf zapowiedział przy wznoszeniu toastu, że zamierza się wsławić jeszcze większym wymiarem pańszczyzny niż jego ojciec. Na te słowa Jendrykva Trędowaty zerwał się z krzesła i zakwiczał:
- Jesteście, panie, największym nierobem w królestwie! - po czym na oczach jego domowników cisnął w twarz Kraszimira kością tak mocno, że pękła w drobny mak.
Graf ocierając krew z twarzy, niezwłocznie pozbawił krewkiego sołtysa urzędu, zakuł w dyby i napiętnował. Były sołtys miał pozostać uwięziony, aż kruki całkiem rozdziobią jego ciało, lecz z dybów uwolnili go jego towarzysze. Lech III, uczeń Evoliusza z Apapu i zwolennik bractwa Głupich Głów lubił pana Trędowatego, chętnie go słuchał i bronił przed panami. Nadał mu nawet tytuł żupana i posiadłość ziemską Bana Smila, gdzie hodował strusie z Tassilii. W czasie ostatniej wojny Aplanu z Kościejem, pan Trędowaty zginął broniąc przed żołdakami dziecka i wówczas stał się w pełni człowiekiem.



Podjąłem się trudnego dzieła spisania żywota największego z jytnas ery jedenastej. Centaur Wajdan Hipocentaurus pochodził z miejscowości Nihat, leżącej na szlaku handlowym do Sinea. Potrafił grać na lirze, jak i w pocie czoła zwozić drewno z lasu, ścigać się po górach z innymi Centaurami, pisać sztuki, w których grali ludzie i zwierzęta. W jego sercu płonęła miłość do Ageja i Enków; zwłaszcza Mokoszy i Dziewanny Šumina Mati, której nauczył się od ojca – swego wielkiego przyjaciela. Pewnego razu do Nihat przyleciał brunatny smok Reltih, którego imię w mowie nowoludzkiej oznaczało ,,mordercę''. Ogniem z przepastnych trzewi obrócił w popiół Puszczę Negnacką i wieś Nihat razem z krociami ich mieszkańców, w tym ojcem Wajdana. Młody Centaur przeżył pożogę i błąkał się wśród zgliszcz opłakując zagładę i wznosząc modły. Dym z pogorzeliska wciąż unosił się nad Nihatem, a Wajdan ujrzał jak z mglistych oparów wynurza się wspaniały rumak barwy mleka. Z jego głowy wyrastał długi, spiralnie skręcony róg. Jednorożec przemówił człowieczą mową:
- Pokój tobie Wajdanie, mój Heroldzie! - Centaur zmieszał się na te słowa, a biały jednorożec ciągnął. - Jam Teost, Wcielony Swaróg, jawię się tobie jako Oblubieniec Dziewic. Agej wybrał cię na swego sługę, być obwieszczał jego wyroki – duszę Wajdana rozdarł na dwoje piorun, tak jak dusze tych, których wzywają Agej i Enkowie. Jednak Mokosza – Przewodniczka Stojących u Rozdroża otuliła go swym płaszczem barwy trawy, szepnęła na ucho słowa pociechy i wlewając balsam do serca, uleczyła jego ranę. Wajdan przyklęknął przed Teostem Jednorożcem, a ów widząc jego zgodę, zrobił mu na czole karakter; wyrył w skórze święty znak ,,kras''. Jest bowiem karakter Teosta, podobnie jak istnieje karakter Čortów – nie mający nic wspólnego z tym poprzednim, a który przyjmowały czarownice, lichitki, rykarianie i Bractwo Czcicieli Rykara. Agej i Enkowie uczynili Wajdana arcykapłanem z grodu Rum, leżącego ,,między Jawą a Snem'' (,,Codex vimrothensis''). Jako najwyższy kapłan Ageja nosił koronę, biały czaprak zdobiony trzema koronami, a w dłoni dzierżył dębową, pokręconą laskę, zakończoną figurką Okrwawionego Drzewa, które ongiś zapowiedział bóg Niepodzielny. Jednak jego prawdziwą ozdobą były wielka nabożność, dobroć i pokora, mądrość, zarówno właściwa uczonym mężom jak i ta życiowa, oraz odwaga. Cnoty te czerpał od samego Ageja. Do jego obowiązków arcykapłana należało składanie ofiar z chleba, miodu i piwa z rogu, nauczanie i przyjmowanie licznych audiencji z najrozmaitszych krain od Dżawy i Kalimantianu po wielką krainę Orland i czarną Tassilię. Dla każdego miał czas, wyrozumiałość i cierpliwość; nie wzgardził ani przeskoczką, która go ucałowała, ani królem – tyranem Orlandu Wroniławem, ani matkami co zabiły swe dzieci, ani nikim innym. Niósł orędzie Teosta licznym krainom. W Bharacji oddał cześć pamięci królowej Bharatieny i Par – Ušana, zgodnie z miejscowym zwyczajem obszedł wkoło miejsca spalenia ich ciał. Odwiedzał również królestwa płacące dań czerwonemu smoku Nilatsowi. Nie wzywał do zabicia smoka ani jego namiestników, lecz głosił prawdę o miłości Ageja i wynikającej z niej godności. Prawda ta pomagała zniewolonym księstwom i królestwom powoli, lecz nieubłaganie powstać z kolan i buntować się przeciw dawaniu ludzi i zwierząt na żer smoka. Nilats, któremu poczęło burczeć w brzuchu zbiesił się i wysłał posłów do żyjących na północy Sinea, wilkołaków z plemienia Szarych Wilków – dalekich krewnych Neurów i Budynów. Jeden z nich, namówiony, udał się do Rumu i ujrzawszy arcykapłana błogosławiącego tłumy, rzucił się na niego pod postacią wilka i ciężko pogryzł. Straż miejska zabrała Szarego Wilka, założyła mu kaganiec i wtrąciła do lochu, zaś arcykapłana oddano pod opiekę wraczy. Choć rany po zębach były straszliwe, został uleczony z pomocą Złotej Baby i Mokoszy, której oddał serce. Gdy wyzdrowiał, odwiedził w lochu Szarego Wilka; przebaczył mu i odbył z nim długą rozmowę. Ponadto wyprosił dlań uwolnienie. Nilats wciąż szalał niesyty żeru. Poleciał do Aplanu napadniętego przez Kościeja, Wieńczesława i Kylnema z Małego Młyna. Pożarł tam brunatnego smoka Reltiha i sam począł palić gród. Zginął gdy Boruta wbił mu obsydianowy miecz w oko i przetrącił drakolit w głowie. W ciele smoka zapuścił korzenie ogromny, dziki barszcz, aż dobił go jeden z Jeźdźców Ognistego Pioruna. Wracając do arcykapłana, samemu doświadczywszy wojny, potępiał wszystkie wojny zaborcze, bez względu na propagandowe motywacje. Dzieło ,,Sen Ruty'' opisuje jak ostrzegał ową czerwonowłosą rusałkę przed najazdem na kraj Sinea dręczony przez króla Gugana Feng Izbara, który sadzał ludzi na garnkach ze szczurami, wznosił kopce z czaszek i zbudował wielką, glinianą głowę zionącą trupimi wyziewami. Ruta nie posłuchała i ubiła łotra, a tyranię zastąpiła anarchia. Choć usiłowała utrzymać ład w królestwie, została zabita wraz z drużyną. Wajdan z zapałem bronił dzieci; i tych jeszcze pozostających w łonach matek – potępił ich zabijanie bez względu na pretekst. Podobnie jak królowa Tatra w Aplanie i Montanii, głosił, że porońce i poterczuki nie są złe i mściwe, ale mieszkają w Nawi Jasnej, są dobre i przebaczają matkom, które je zabiły. Nie poprzestawał na tym – odwiedzał nędzarzy i trapionych przez Zarazę by upominać się o ich prawa, dał im swój pierścień arcykapłański, założył w grodzie Rum schronisko dla wydziedziczonych i wzywał bogatych i sytych do dzielenia się otrzymanymi darami. Tak jak daleko na zachód od Rumu, Tatra, publicznie potępił niewolnictwo (wykupywał dzieci i je kształcił), palenie wdów na stosach mężów, ofiary z ludzi i zwierząt, zakazał tego w swym grodzie. Głosił również szkodliwość czarów i wróżb. Jego słowa o wyznaczonej przez Ageja drodze życiowej, którą można przyjąć lub odrzucić, choć były twarde, to miał pełne prawo i obowiązek je głosić, bo sam przebył drogę, o której mówił innym. Jako ,,klęskę istoty rozumnej'' gromił każdą wojnę, lecz władcy narodów nie słuchali go, bo więcej niż Ageja i jego prawdę umiłowali krew i złoto. Jednak raz udało się Wajdanowi odwieść od wojny władców dwóch carstw za Oceanem Lodowatym Północnym. Długo trwała jego posługa, a im bliższy był zrzuceniu cielesnej powłoki, tym mniej miał wrogów. Należał do nich nauczyciel poezji, Jarosław z Velehradu, mimo wielkiej wiedzy, chory z nienawiści do kapłanów. Nazywał Wajdana - ,,władcą zbrodniczego państwa'' i chwalił Bractwo Czcicieli Rykara. Taka nienawiść to ślepota – za samo wprowadzenie pokoju między dwiema polarnymi wyspami i obronę dzieci należałyby się pochwały nawet samemu panu Trędowatemu, a cóż dopiero namiestnikowi Ageja i Enków! Arcykapłan umarł po długiej i ciężkiej chorobie, a przy jego stosie pogrzebowym zgromadziły się zastępy skłóconych dotąd królów, książąt, carów, grafów, banów, bojarów, kniaziów, chanów, hetmanów, sułtanów, emirów i radżów z ziem od Orlandu po Kazuarię i od Krainy Białych Pól po Andamany; wyspy Kynokefali. Niektórzy obiecywali, że będą lepsi, ale wielu zapomniało o naukach dobrego arcykapłana. Ostatecznie przepojoną złem erę jedenastą zakończył potop zesłany przez Juratę.
Era dwunasta. ,, […] na Szetlandach rządzi mądry i sprawiedliwy król Orfej z królową Izabelą – jest to tak dobry grajek, jakby terminował u samego Rigla […]'' - opowieść króla nadmorskich krasnoludków Niemnira Morewładowicza.


Orfej, syn Rience'a IV gościł króla wyspy Wolin, Barnima Maczugę przez Arabów zwanego ,,Madżakiem'' wraz z oblubienicą Dorosławą i córką Przybysławą, oraz króla krasnoludków Błystka (Likostina) z królewiczem Bzionkiem i dworem. Przypłynęli na korabiu ,,Dar Juraty''. W czasie rejsu przeżyli atak celtyckich piratów, przed którymi uratowali ich morscy Arabowie – stworzone przez Juratę stwory; ludzie w turbanach mający rybie ogony. Orfej i Izabela mieszkali w skromnej chacie, tak jak ich poddani (w innej wersji posiadali mały zamek Puka wybudowany na klifie), jednak przyjęli przybyszów z dalekiej Sklawinii niezwykle gościnnie. Towarzyszący władcy krasnoludków kronikarz Kosa Oppman zanotował wiele pieśni króla – lirnika. Była wśród nich opowieść o morskich przygodach Manamana z wyspy Man i o przygodach króla i królowej Szetlandów. Izabela córka Orkana pochodziła z Orkadów, w czasach Artura zwanych Orkanią. Orfej pojął ją za żonę w trzecim roku panowania, lecz nie dane im było długo cieszyć się szczęściem. Z Orkadów przypłynął Ozain, były narzeczony Izabeli. Gdy został z nią sam, nalegał by chociaż go ucałowała, bo nie pogodził się z jej stratą. Królowa wyrwała się mu i poczęła uciekać, aż nadepnęła żmiję i zmarła rażona jej jadem. Wśród wielkiej żałoby ciało młodej i pięknej władczyni ułożono w łodzi, a morskie prądy, dzieci Juraty, zaniosły ją aż za Ultima Thule, na wyspę Hy Brasil, gdzie włodarzył Morski Weles, podobny do owego Welesa, który w Nawi sądził dusze. Orfej pełen bólu po stracie żony, nie bacząc na pocieszenia ze strony dworu, zostawił Szetlandy pod zarządem zbliżającego się wielkimi krokami ku śmierci ojca i w małej łódce wypłynął na Najdalszy Zachód. Przybił do Hy Brasil, ujrzał wśród innych zmarłych, Izabelę zrywającą kwiaty w pięknym ogrodzie przystrojonym perłami i bursztynem i stanął przed trzema obliczami Morskiego Welesa. Władca Wyspy Zmarłych nie chciał kruszców, pereł czy kamieni – dani celtyckich królów, zgodził się natomiast zwrócić Orfejowi Izabelę w zamian za jego lirę i zaklętą w niej umiejętność śpiewania pieśni. Król Szetlandów zgodził się, bo miłował Izabelę bardziej niż swój talent. Morski Weles dotrzymał obietnicy i oblubieńcy popłynęli ku swym wyspom. Izabela radując się z odzyskania małżonka, prosiła go niepomna na warunek swego powrotu, aby ją ukołysał do snu, a Orfej aż sam się zdziwił, że nie tylko może śpiewać, ale jego pieśni były odtąd jeszcze piękniejsze niż kiedykolwiek.



Używane przez krasnoludki imię ,,Kosa'' pochodziło od przymiotnika ,,kosyj'' – krzywy; Bolesław Krzywousty po starokrasnemu nazywał się ,,Vo'slavus ov Kosostomos''. Słowiańskim odpowiednikiem imienia Kosa był Lestek (Leszek). Nosili je, nadworny kronikarz króla Likostina, zwanego Błystkiem, Kosa Oppman w baśni Marii Konopnickiej nazywany ,,Koszałkiem Opałkiem'', a także wielki znawca zwierząt, roślin i kamieni Kosa Owinniczew. Miast szukać wiosny, brać wyprawę przeciwko lisowi za najazd Tatarów biorących w jasyr wszystkie kokosze i dawać się oszukiwać lisowi Sadełko, Kosa Oppman sporządził obszerną i cenną kronikę rodu ludzkiego obejmującą czasy od stworzenia przez Jarowita na wyspie Wolin Novalsa i Aivlasy, aż do śmierci w górach Atlas (Światogorskich) Ilji Muromca i Aloszy Syna Wołwcha wraz z żonami z plemienia Amazonek. Zatytułował ją ,,Perłowy latopis'' i podzielił na trzy części odpowiadające erze dziesiątej – Wiekowi Złotemu, jedenastej – Wiekowi Żelaznemu i dwunastej – Czasom Bohaterskim. Pisał swe wielkopomne dzieło aż do śmierci. Był wielkim przyjacielem Aredvi Milovanej, którą chłop Skrobek przygarnął za córkę, a którą Polacy nazywają ,,sierotką Marysią''. Kronikarz towarzyszył jej w drodze do Montanii, do stóp królowej Tatry, gdzie dziewczę zaniosło błaganie o ożywienie jej gęsi wyduszonych przez lisa Sadełko. Aredvi Milovanę i sędziwego już skrzata prowadził wysłany przez Tatrę orzeł, a towarzyszył im pies dziewczynki, Misiek (Ursiś). Podczas wędrówki, królowa Tatra objawiała w snach koleje swego żywota, a Kosa Oppman je spisywał. Prośba sierotki została wysłuchana – mocą Ageja, Gorska Majka ożywiła gąski, bo Aredvi Milovana prosiła o to nie z kaprysu lecz z miłości. Śmierć wielkiego kronikarza opisuje jego uczeń, Wurcel z Helwecji, a także ,,Codex vimrothensis'':

,,Pan Kosa Oppman liczył sobie dziewięćsetny rok życia. Jego włosy i broda już dawno zbielały jak mleko, pogorszyły się wzrok i słuch, wątłe ciało było obolałe. Jednak czuł się szczęśliwy. Wszystkie zgryzoty poprzednich lat oddaliły się i wyblakły, a ich miejsce zajęła niezmącona nadzieja. Do nikogo już nie miał żalu, pojednał się z wszystkimi, którzy go otaczali. Pan Kosa drżącą ręką napisał: 'Do dziś w górach Atlas, niby trzy pomniki, stoją kamienie w kształcie dwóch mężów i niewiasty'. Słowami tymi zakończył rozdział o przygodach Ilji Muromca w księdze trzeciej 'Perłowego latopisu'. […]. Był to jednocześnie koniec kroniki. Nazajutrz kronikarz siedział na łące w przytulnym fotelu, a towarzyszyli mu Podziomek i przyrodnik Kosa Owinniczew. Kwiaty pachniały upajająco, hałasowały owady, śpiewały ptaki, porykiwały krowy i beczały owce. Oppman przymknął oczy, a Mar – Zanna zatopiła lodowy oścień w jego sercu. Podobno jego ostatnie słowa brzmiały: 'Więcej prawdy'. Rychło potem opłakiwano go, a król Błystek Likostin w dowód uznania włożył mu w zimne dłonie swą najpiękniejszą perłę, prezent od króla nadmorskich krasnoludków Niemnira Morewładowicza. Osobiście układał też stos pogrzebowy. Gdy zapłonął ogień, na uroczystość przybył chłop Skrobek z synami. Aredvi Milovana była daleko.... Na pogrzebie czytano ustępy z 'Perłowego latopisu' […]''.



W siole Tysmance (Tismanka) żył rataj Kakuś. Choć ciężko pracował od świtu do zmierzchu, wciąż był biedny i nie mógł nakarmić żony ni licznych dzieci. Ongiś słyszał, że czasem na wieś zawita duch zwany ,,jaroszkiem''. Przybiera postaci grzebiących ptaków lub zajęcy, a choć niezmiernie trudno go pochwycić, to złapany jaroszek służy temu kto go pojmał za trzy spodki mleka, przysparzając obfitych zbiorów i wszelkiego dostatku. Chłop, przymierający głodem myślał o jaroszku dniem i nocą, lecz na próżno usiłował go złapać! Żona i dzieci chcąc mu pomóc, zanosiły modły do Mokoszy – Matki Roślin i Wilgotnej Ziemi oraz do polnych Enków: Zbożowego Duszka, Zbożka, Życienia, Żytniej Matki i Pszenicznej Matki. Łowy na jaroszka trwały z roku na rok, a sąsiedzi Kakusia wyśmiewali go i kreślili kółka na czole. Raz kapryśny syn Doli – Niedoli ukazał się chłopu jako bażant – barwny, grzebiący ptak, wówczas nie żyjący w Sklawinii, ale w Kolchidzie. Kakuś – wytrzeszczając oczy tak za nim gonił, że wpadł do stawu i gdyby nie pomoc jego właściciela, po utopieniu stałby się wodnikiem. ,,Chłop żywemu nie popuści'' i również Kakuś był uparty jak osioł. Przewrotny zajc pod postacią rannego zajączka wywiódł go do lasu, skąd został wyprowadzony przez Borutę, jednak chłop nie rezygnował. Codziennie ścigał jaroszka przybierającego coraz to nową postać, aż go dopadł i schował pod kapotę. Po krótkiej walce, jaroszek porzucił postać kuropatwy i wziął na siebie wygląd chłopca o złotych kędziorach, odzianego w białą sukienkę. Chłop dziękując Mokoszy za wysłuchane błagania, zaniósł zdobycz do domu, a duszek służył mu za trzy spodki mleka. Zgodnie z przykazaniem Matki Wilgotnej Ziemi, jego rodzina dzieliła się darami jaroszka z wszystkimi uboższymi od niej, inaczej mogłaby utracić to co wytrwały kmieć z takim trudem zyskał. Opowieść ta, której nie należy rozumieć dosłownie, zanotowana przez pana Innowojciecha Błyszczyńskiego mówi o pragnieniu szczęścia i o tym, że nikt nie może być z góry skazany na jego brak. Podobna tematyka występuje w historii Kosy Owinniczewa ze zbioru ,,Codex vimrothensis'',

,,Imię Kosa było wśród krasnoludków tak popularne jak Jasiek czy Wojtek u Polaków. Nosił je […] Kosa Owinniczew, autor dziewiętnastotomowej pracy o zwierzętach i stworach – 'Animalistyka'. Jak mówił król krasnoludków z ery jedenastej, Galbus I (Alabala): 'Wśród moich poddanych są: krasnoludki leśne, polne, nadmorskie, górskie, stepowe i prawdziwa elita nasza – bożęta, które służą ludziom'. Nasz Kosa urodził się nad rzeką Diviną w gumnie [stodole] we wsi Obory. Nie był żadnym z wyżej wymienionych – należał do plemienia owinników. Były to skrzaty zbożowe żyjące w stodołach i strzegące zbiorów. […]. Z łona matki Domoszki wyszedł bez prawej ręki i lewej nogi. W owych czasach wielu ludzi porzucało takie dzieci, z krasnoludkami nie było lepiej. Jednak Jarociech i Domoszka zdecydowali się wychować swe chore dziecko. Kosa używał niewygodnych protez kończyn do chodzenia. Nie miał wielu przyjaciół, byli tacy co uważali jego chorobę za karę Enków za jakiś rzekomy grzech matki. Często mu dokuczano, a jego zdrowy brat nie miał odwagi go bronić, choć wiedział, że było to złe. Co więcej nawet nie mógł się zdobyć na powiedzenie czegokolwiek , gdy raz ujrzał brata płaczącego. Kiedyś widział jak wielu chłopców zakładało mu ogromny kosz z rybami na głowę. Dopiero trzy lata przed śmiercią wyrosły mu nowe kończyny za sprawą panaceum. Było nim ocalone w arce Dobromira ziele ruty, które powstało z martwego ciała rusałki o tym imieniu. Był współczesny K. Oppmanowi i królowi Likostinowi. Uczył się w krasnoludkowej szkółce ,,W Wypróchniałym Pniu'' u magistra Siwczuka. Stał się jednym z bohaterów szkolnej draki z zaginionymi w kałuży butami (wyłowionymi przez kaczkę), za to uczył się miernie i raz musiał powtarzać klasę. Później zaczął się uczyć tak sumiennie, że aż zadziwił samych Likostina i Oppmana. Dostał się nawet na dwór króla, gdzie zdobył przyjaźń nieco starszego od siebie kronikarza. Liskostin dał mu złotą i srebrną protezę ręki i nogi, oraz przydomek 'Owinniczew' (na cześć owinników).
Jego pasją były zwierzęta, które opisywał i wytrwale badał w dziele 'Animalistyka'. Sprostował wiele fałszywych opinii, przeprowadzał też jako pionier obserwacje w terenie.
Zmarł w sędziwym wieku 800 lat jako ojciec trzypokoleniowej rodziny w dobrym stanie zdrowia. Krasnoludki zaliczają go do swoich jytnas''.

Oprócz ,,Animalistyki'' Kosa Owinniczew napisał też ,,Lapidariusz'' – dzieło o kamieniach i poświęcone roślinom ,,Herbarium''. Następcą Kosy Oppmana na stanowisku kronikarza króla Błystka został młody Wurcel z Helwecji (Vurcel Gelvetikus). Na swojej czapce kazał wyhaftować ostatnie słowa poprzednika (,,Więcej prawdy'') i postępował według nich. Przeżył Błystka i wielu jego następców, dożył nawet powstania, rozkwitu i upadku pierwszego imperium sarmackiego. Swoją ,,Kronikę'' obejmującą czasy od śmierci Ilji Muromca pisał aż do śmierci.
Burus (staroludzkie: ,,Dar'') to leżąca na południowym wybrzeżu Morza Srebrnego kraina nieprzebytych puszcz i ogromnych jezior takich jak Mamir czy Synar. Stolicą tej słabo zaludnionej, żyjącej z rolnictwa, pasterstwa, łowów, zbieractwa i rybołówstwa krainy był port Truso. Najsłynniejszymi synami Burus byli Utu Syman, zwany Simanisem i żyjący w trzynastym eonie wajdelota Romowe z rasy leśnych ludzi, głoszący potrzebę zjednoczenia wszystkich skłóconych plemion. Opowiemy o tym pierwszym. Imię ,,Utu Syman'' znaczyło po burusku ,,Syn Puchacza''. Jego ojcem był czarnoksiężnik Kiravatas, a matką mieszkanka jednej z wielu wiosek zagubionych wśród puszczy. Długo zabiegał o rękę Ileny z Ustav, należącej do krewnych konata, lecz ona odmawiała. Na nic błamy futer gronostajów, na nic srebrnomorskie bursztyny, korale z Morza Rajskiego czy inne dary. Nie mogły jej skusić ani cienkie tkaniny z ziemi Flandrów, płaszcze z Fryzji, złote i srebrne ozdoby, balsamy, suknie barwione purpurą, stroje z bisioru, czy wreszcie rzadkie zwierzęta. Pewnej nocy przez okno jej domu wpadł młody puchacz, którego prawe skrzydło z niewiadomej przyczyny było złamane. Ilena, córa Tuxasa lubiła zwierzęta i litowała się nad ich cierpieniem. Zaopiekowała się puchaczem; karmiła go i doglądała; poprosiła ojca by opatrzył jego skrzydło, a ów się zgodził, bo dla mieszkańców Burus zwierzęta były braćmi. Skrzydło powoli się zrastało; Ilena przywiązała się do ptaka, gdy tymczasem nadszedł dzień by go wypuścić. Wielkie było jej zdumienie, gdy postawiła puchacza na oknie, a on począł rosnąć i zrzucać pióra. Już nie było puchacza – przed Ileną i jej ojcem stał mag Kiravatas. Czerwienił się i nie śmiał już po raz setny prosić o rękę kuzynki konata. Nie musiał. Coś w sercu pięknej Ileny, za którą oglądali się młodzieńcy, stajało. Niedługo potem, kapłan Irdosz, dziadek wybranki serca Kiravatasa udzielił im ślubu. Owocem ich miłości był Simanis. Jak przystało na syna ciota (czarownika) celował we wszystkich naukach. Nie tylko znał zwyczaje i właściwości wszystkich zwierząt i roślin Burus, nie tylko potrafił wymienić i opisać wszystkie żyjące w jego krainie rasy rozumne czy opowiadać z pamięci długie i zawiłe historie o Enkach. Jako pierwszy w swej krainie poznał pismo tinezyjskie, które przyniósł z Domu Enków biały orzeł Tinez Dwugłowy, a ponieważ szczerze kochał swój lud (i inne rodziny ludzkie też) zaczął rozpowszechniać pismo, wędrując po całym Burus, a nawet wynalazł własne, przez badaczy zwane simanijskim. Nie poprzestał na tym. Z całym poświęceniem troszczył się o lud portu Truso dotknięty czarną śmiercią, leczył trędowatych; legendy mówią o nim, że nawet umarłych stawiał na nogi. Pracował niczym Alan, syn Jovana nad machiną latającą, co ie udało się, za to z powodzeniem, na długie wieki przed Aleksandrem Wielkim zbudował szklaną banię do podróży podmorskich. Jednak kiedy konaci prosili go o to by swym kunsztem doskonalił istniejącą już broń, lub zbroję, lub wynajdywał nowe jej rodzaje, zawsze odmawiał nie bacząc na wysokość nagrody czy srogość kary. Konaci Jerxasas, Tiras, Kuras, Firkis, Sasinas, Sambas i Vlamas Morski cenili w nim mędrca, wieszcza Ageja i Enków, a nawet czarnoksiężnika, bo przewyższał ich wszystkich wiedzą, więc poważali go jako doradcę, nauczyciela swych dzieci, lekarza, czy pomoc w zażegnywaniu sporów. Przyjaźnił się z Władywojem Błyszczyńskim – panem na Wymroczu i Błyszczydłach, oraz kupcami z Nowego Grodu Północy – Sadkiem i Łubą Zinowiewem. Zasłynął podróżami na dno Morza Srebrnego i do Nürtu z panem Błyszczyńskim i Sadkiem oraz na leżące na Dalekim Zachodzie wyspy Pijację i Żarłocję, gdzie czczono Čorty Opiłę i Objadłę. W jego pogrzebie brali udział wszyscy konaci Burus i wielu ich poddanych, których ongiś wyleczył, pocieszył czy udzielił rady.

,,Jadąc pomnij, że postrachem ziemi Daków nazwać należy dwa straszydła: króla wąpierzy Tybalda, syna Żuławisława i koszmarnego wodnika Kościeja II Rakokształtnego....'' -

- król pierwszego imperium sarmackiego Azarmarot ostrzegał swego sługę, junaka Jarosława; Słowianina wychowanego przez Scytów. Kościej II przypominał trochę człowieka, a trochę raka. Miał dużą, łysą głowę, jedno ucho zaokrąglone, a drugie spiczaste, wielkie, zielone oczy świecące jak latarnie i ogromne, czerwone kleszcze raka. Nosił mały, srebrny diadem, czarny trykot i zieloną pelerynę, nie używał natomiast butów. We wszystkim pragnął być podobny do swego imiennika, Kościeja I Nieśmiertelnego. Knuł przeciwko królom sarmackim; służyli mu rozbójnicy i potwory. Chwytał ludzi i obracał w niewolników, aby potem ich sprzedawać z wielkim zyskiem. Zakładał obozy, w których mordował niechętnych jego uzurpacji; niewiasty chwytał u wód i kolekcjonował jak stada bydła. Ze swymi nałożnicami spłodził krocie córek. Tylko dwie z nich; Nastazja i Morena miast myśleć o strojach, klejnotach i zabawach usiłowały pomagać ofiarom swego ojca. Nastazja ostatecznie uciekła z młodzieńcem, którego Kościej II podstępnie wykradł jej ojcu, wymuszając na nim przysięgę oddania tego, czego się nie spodziewa. Morena została. Podobnie jak tyrański król Zachodu sprzed potopu, otaczał się filozofami, malarzami, rzeźbiarzami i poetami, mającymi tuszować, bądź usprawiedliwiać jego zbrodnie. Na jego dworze stale przebywali filozof Zarad Mdły z żoną Ximeną z Viridieva, oddający cześć czerwonemu smoku Ninelowi, malarz Srok, który nie chciał pomóc innemu malarzowi uciec z krainy Daków, rzeźbiarz Eurylipides z prowincji Els, wreszcie poeta Milorad Miloradović z Vindistanu. Jarosław przez Scytów i Persów zwany ,,Rustamem'' stanął do boju z Kościejem II w czasie wyprawy po żar – ptaka. W pojedynku pokonał potwornego wodnika, lecz na prośbę jego córki Moreny, którą pokochał, oszczędził życie tyranowi i zabrał go na dwór króla Sarmacji, aby złożył mu hołd. Niestety przewrotny Kościej II usiłował zabić króla, lecz sam zginął z ręki Uzbeka Samarkandera. Na jego zupełnie płaskim grobie wyrosło ogromne zielsko podobne do dzikiego barszczu. ,,Ponieważ wyrosło na grobie ciemiężyciela, nazwano je ciemiężycą'' – K. Owinniczew ,,Herbarium''. Zielsko to nie tylko parzyło mocniej od pokrzywy, ale także chwytało swymi korzeniami krasnoludki i małe zwierzątka, aby je zjadać. Czciły je baboki (nie mylić z podobnymi do świstaków bobakami i psotnymi vovakami) oraz mochy. Były to upadłe skrzaty (baboki – męskie, mochy – żeńskie) – czarne, włochate, z różkami, kopytkami i capimi brodami; straszące dzieci (baboki – chłopców, mochy – dziewczynki). Ich król Bobo (Vovo) pierwszy wprowadził kult Ciemiężycy i ofiary z myszy. Z nasion tego ponurego zielska wyrosła murava – trawa pijąca krew, która ściął książę Trawuni Bolesław, zwany Kosiarzem. Nawiasem mówiąc pamięć o królu Bobie przetrwała w polskiej kołysance:

,,Dodo, moje dodo
Ścigało mnie bobo
Ręce nogi miało
Ukochać mnie chciało
Sadziło się na lipie
Wytrzeszczało ślipie''.

[Ostatni król pierwszego imperium sarmackiego] Atamras był próżny i okrutny, a za radą złego doradcy, którym był wąż gniewosz plamisty nakazał wszystkim ludom imperium, by porzuciły swe języki, inne niż język sarmacki, oraz żeby czciły tych samych bogów co Sarmaci. W nieskończoność podnosił daniny – pragnął by jego poddani żyli w nędzy. Myślał bowiem, że tylko to zabezpieczy przed upadkiem'' - ,,Codex vimtrothensis''.

Okrucieństwa Atamrasa usiłowały powstrzymać jego dwie ukochane córki – Oziena i Kazia. Imię doradcy sarmackiego króla nie jest nam znane. Są tacy, co mówią, że brzmiało: ,,Dmoch'', inni z zapałem temu zaprzeczają, twierdząc, że nazywał się tak doradca jednego z królów Analapii – mąż światły i kochający swój lud, my zaś nie będziemy się tu spierać ani z jednymi, ani z drugimi.
Chiron Hipocentaurus, o którym pamięć przetrwała wieki, przechowana w skarbcu mitologii greckiej, był przyjacielem i doradcą greckiego króla Jeszy, pochodzącego znad Visany. Był już stary, a jego długa broda posiwiała, gdy Jesza, jego brat Nija Niewidek i trójgłowy pies Rusmil ocalili go przed żołdakami króla Atamrasa, chcącymi go zabić za samo bycie Centaurem. Od tego czasu, Chiron nie odstępował przyszłego króla, wspomagając go swą mądrością. Tymczasem Jeszę kusił Čort Paskuda, przybrawszy postać krasawicy Sunevy Atratsy; Pani na Jeleniu. Zapowiadał, że zaprowadzi króla do krainy Gracji, pełnej najcudniejszych dziewic i wszelkich rozkoszy, a w rzeczywistości chciał go wydać w ręce królowej Amazonek, Selencji I, chcącej pomścić przegraną bitwę w Babim Jarze. Dla tych zwodniczych obietnic, król porzucił swą małżonkę Górzycę i córkę Światłosławę i począł błąkać się po całej Grecji płodząc takich herosów jak Hermesa, Dionizosa, Perseusza (Żmijowłada) i Heraklesa (Górzychwała). Górzyca i Chiron szczerze martwili się o Jeszę, który opuścił zamek na szczycie Olimpu potajemnie i nie dawał znaku życia. Dobry, mądry Centaur spotkał swego przyjaciela i Panią na Jeleniu – upominał go i błagał o powrót, lecz mówił tak, jakby rzucał grochem o ścianę. Jesza wyjął sztylet i pchnął Chirona w to miejsce gdzie ludzka część ciała stykała się z końską. Chciał go tylko lekko zranić, ale zranił ciężko. Stary Centaur powlókł się w drogę powrotną, a łzy kapiące po jego pooranych zmarszczkami policzkach były wielkie jak ziarna grochu. Nazajutrz zmarł, a jego mimowolny zabójca, przypadkiem czy raczej zrządzeniem Ageja, zabłąkał się w miejsce jego pochówku, pożałował, że usłuchał Paskudy i pełen żalu padł w proch przed Górzycą i Światłosławą. Te zaś przebaczyły mu.
Era trzynasta. Cennym źródłem wiedzy o początkach świata jest ,,Szafirowy latopis''. O jego autorze, latarniku Szczecu Wyrwibadylu tak jest napisane w ,,Codex vimrothensis'':

,, […] za panowania Aleksandra, syna Lestka I – króla Analapii. Prowincja Pomori szczyciła się portami morskimi Canum i Larus [Mewa, Mewogród]. Oprócz Wolina, Sedinum i Rugii były to analapijskie 'okna na świat'. […] Nasz latarnik nazywał się Szczec albo Szczota i mieszkał w Canum. Liczył sobie trzydzieści wiosen i miał długą brodę. Mieszkał na plaży, samotny w wysokiej, białej wieży. U jej podnóża miał sad i poletko ziemi. Nie przyjmował dostawanej od księcia zapomogi w postaci żywności – gdy miał czas i pewność, że zdąży zapalić ogień, wymieniał swoje owoce i zboże na rynku miejskim. Rzadko jednak był widziany w mieście. Nie miał też w nim bliższej rodziny. Jego pasją (zwłaszcza zimową) było pisanie opasłej kroniki, którą zatytułował 'Szafirowy latopis'. Nazwę wziął zarówno od koloru morza, jak też i okładki.
Jego ulubioną bohaterką była Jurata. Raz pisał o niej opowiadanie, w którym padły słowa: 'Musisz otworzyć się na ludzi'. Szczocie wycisnęły one łzy z oczu, bo nie miał nikogo i nikogo nie pragnął. '…. aby nie zasklepiać się w swoim egoizmie' brzmiał dalszy ciąg. Skończył ten fragment i upłynęło kilka kolejnych dni, podobnych do siebie. Szczota tworzył wspaniałe dzieło, o dziejach świata, o Enkach, Płanetnikach, Čortach, morskich potworach. W jego książce roiło się od wielorybów i kraków, lecz nie miał przyjaciela.
Była noc, gdy opuścił latarnię (czuwając, czy jakiś statek nie rozbije się u brzegu), by słuchać fal. Wnet jego oczom ukazał się dziwny widok.
Kobieta w różowej sukni i biało – czerwonej koronie uciekała konno przed ryczącym kłębem ognia. Już, już miała się wymknąć, gdy jej rumak potknął się i królewna (?) upadła w piasek. Ścigającym ją kłębem ognia był latawiec o imieniu Żmej Ludojad. Tchórzliwy z natury latarnik, tym razem z okrzykiem 'Zostaw ją'! pobiegł i wyrwawszy z piasku młodą sosenkę ukłuł nią latawca, a ten cofnął się. Wtem tajemnicza kobieta wstała i pochwyciwszy straszydło kazała mu wracać do Čortlandu – Čortieńska. Następnie stanęła przed zmieszanym latarnikiem.- Jestem Marica, a ciebie jak macierz nazwała? - spytała przyjaźnie.- Szczec, albo Szczota.- Od dzisiaj będziesz się nazywał Szczec Wyrwibadyl na pamiątkę tego co zrobiłeś w mojej obronie – jej niebieskie oczy zajaśniały jak gwiazdy, a cała postać jak Księżyc. - Jestem […] Wieszczycą Losu, co mówi ludziom i Enkom o świętej woli Ageja. Ten blask jest na świadectwo, że nie kłamię. Nas, Wieszczyce Losu stworzył w erze pierwszej Agej z ciała Niepodzielnego, tak jak Enków i upiory. My jesteśmy niższe i służebne tym obu 'rasom'. Coś nie napisałeś o nas w swoim foliale? - spytała filuternie.- Nadrobię – obiecał Szczec Wyrwibadyl […]. Kury w zagrodzie kowala z Canum już piały, lecz rozmowa trwała.
- 'Musisz otworzyć się na ludzi, aby nie zasklepiać się w swoim egoizmie...' Tak napisałeś w 'Szafirowym latopisie' w jednym z opowiadań o Juracie – Wyrwibadylowi aż szczęka opadła. Jeśli chcesz, możesz zostać rybakiem, lub ratajem, ta praca jest lepsza dla ciebie, choć ta jest przecież tak szlachetna. Wybieraj! Możesz mieć żonę w Canum, albo tu pozostać, a ja ciebie kocham i z tobą założę rodzinę, jeśli da ci to szczęście. Czy chcesz ślubu ze mną?- Chcę tu zostać, by pomagać żeglarzom, a jeśli mnie kochasz, bądź moją żoną – odparł wzruszony latarnik. Po roku istota zwyczajna i nadprzyrodzona pobrały się i miały synów i córki. Z tej okazji całe Canum przyszło na wesele, na którym była sama Jurata. Latarnik zaś opisał swą przygodę z Wieszczycą Losu i jej słowa złotym inkaustem na pergaminie.
Ich miłość z każdym dniem coraz bardziej rosła, aż pewnego dnia Marica zrezygnowała z nieśmiertelności i została zwykłą kobietą, by umrzeć w starości wraz ze Szczecem Wyrwibadylem.
Wreszcie to nastąpiło – księga zaś została przekazana królowi Analapii podówczas bawiącemu w Canum, by jej treść była wszystkim dostępna. Zaś ośmioro dzieci rozjechało się po całej Analapii i świecie, gdzie dokonało wielu czynów – walcząc z potworami, wznosząc miasta i pisząc księgi....''





Nieraz ten, kto jest bohaterem dla jednego ludu , dla innego może być wrogiem, lub zdrajcą; tak jak Koriolan. W ,,Codex vimrothensis'' można o nim przeczytać:

,,W dawnym języku krasnoludków [….] kraj Kori nosił też nazwę Koriolanii (Coriolaniya). Zawdzięczał ją Rzymianinowi, Gnejuszowi Marcjuszowi Koriolanowi, który wygnany za zdradę, chciał sprowadzić na miasto najazd Wolsków, aż wreszcie słuch o nim zaginął. Opuścił Italię […] i Europę. Latami tułał się u wybrzeży Afryki i Azji, aż dopłynął na półwysep od strony lądu graniczący z Białopolską i Sinea. Na miejscu zabił wielkiego jak tur, rogatego wilka, masowo pożerającego Korijczyków i ich stada. W nagrodę ci pozwolili by otoczony wielkim szacunkiem dokonał w ich kraju reszty swych dni''.


,, […] Postrachem ziemi Piktów i Szkotów jest bezlitosna wiedźma Czarrna Annis, o czarnych włosach, odziana w kir. Mieszka w jaskini, przed którą piętrzą się kości pożartych przez nią ludzi i zwierząt''

- opowieść króla nadmorskich krasnoludków Niemnira Morewładowicza. Czarna Annis była siostrą Baby Jagi, która żyła na ziemiach Roxu jeszcze w czasach królowej Wandy. Jedni opowiadali, że piktyjska czarownica była piękna i wiecznie młoda, dzięki eliksirowi młodości, który uwarzyła z krwi siedmiu młodych dziewic, inni opisywali ją jako niewiarygodnie starą i brzydką. Z jej ust miały się wydobywać trupie wyziewy niczym z paszcz wąpierzy. Przez długie wieki nikt nie potrafił jej pokonać; nawet król Orfej nie odważył się wejść do jej groty. Dopiero rzymski wódz Agrykola (Agricola) głosząc wszem i wobec, że przybywa uwolnić krainę Piktów i Szkotów od krwiożerczej wiedźmy, wszedł z grupką legionistów do zionącej odorem gnijącego mięsa jaskini i stanął oko w oko z Czarną Annis. Czynił to przed nim Aleksander Wielki, który zabijał potwory w podbijanych krajach, takie jak bazyliszka czy Lilith, aby ich mieszkańców przekonać do nowej władzy. Grotą, nosząca nazwę Jatka, wstrząsnął ryk, podobny do ryku lwa, czy trąbienia słonia, a po upływie trzech godzin, Agrykola wyszedł wraz z trzema ocalałymi legionistami z dziesięciu, trzymając na mieczu głowę Czarnej Annis. Godzinami można by opisywać jak wielka była radość Piktów i Szkotów, gotowych czcić rzymskiego wodza niczym boga. Ten zaś rzekł:
- Nie chcę od was czci boskiej; po to was ocaliłem abyście po wieki wieków bili czołem przed tronem cezarów! - na to nie zgodzili się Celtowie, bo chcieli żyć wolni. Doszło to bitwy między nimi a Rzymianami, a choć Agrykola odniósł zwycięstwo, nie zdołał nałożyć jarzma bitnym góralom. Nie udało się to też innym wodzom. Ostatecznie cesarz Hadrian wybudował wał oddzielający rzymską Brytanię od nieujarzmionych plemion z północy.


Bożena Wieszczka, tak jak Marica należała do Wieszczyc Losu. Malarze miniatur przedstawiali ją jako młodą dziewicę, smukłą i delikatną, której długa i jedwabista kosa mieniła się barwą rudą, a jedno oko było czarne, a drugie ciemnozielone. Nosiła złoty kolczyk w nosie i złote żołędzie w uszach, naszyjnik z pereł z Propontydy, olśniewająco białą suknię oraz szkarłatny płaszcz i pas. Agej powierzył jej opiekę nad Analapią, do której przybyła z Domu Enków w dniu śmierci Leszka II Płodnego, ostatniego króla z dynastii dalmackiej wywodzącej się od Lecha. Towarzyszyła Analapom przez całe bezkrólewie, kiedy to na Rox i Analapię najechał olbrzym Obrzyn – tyran, którego niewolnikami byli Awarowie. Wówczas to wąż Gorynycz przybrał postać straszliwego smoka z Vovel, któremu król Obrzyn składał ofiary z ludzi i zwierząt. Potwora uśmiercił szewc Skuba, za radą przybysza z Imperium Romanum, Kraka, podrzucając smokowi barana wypchanego siarką, smołą i innymi palącymi składnikami. Po śmierci smoka z Vovel wybuchło powstanie Ludu Roxany i Analapów przeciwko Awarom, a Obrzyn został zabity przez Bohemian, poddanych króla Kroka II. Królem wyzwolonej Analapii został Rzymianin, Marcus Filipus Grakchus, przez Polaków zwany Krakiem, lub Krakusem. Przez ten cały czas, Bożena Wieszczka głosiła umęczonemu ludowi potęgę i miłość Ageja i coraz bliższe ocalenie, cieszyła strapionych i z innymi niewiastami opatrywała rannych w boju z Awarami. Została poślubiona Lechowi II; synowi i następcy Kraka. Jego brat Juliusz, noszący to imię na cześć Juliusza Cezara, zazdroszcząc bratu tronu, zabił jego i królową na polowaniu (Bożena Wieszczka ostrzegała Lecha II, lecz ten w prostocie serca nie wierzył, aby brat mógł knuć spisek na jego życie). Po opuszczeniu swej cielesnej powłoki, Wieszczyca Losu powróciła do Ageja, zaś jej urodzone w agonii wśród kniei dziecię przygarnął i z miłością wychował chłop Lutek. Uratowanym dzieckiem był późniejszy król Analapii, Wilk I Prawodawca, który wstąpił na tron po męczeńskiej śmierci królowej Wandy Dziewiczej.


,,Niewiele prócz tego, że byli, wiemy o pogańskich kapłanach naszych ziem. Czy nosili długie szaty druidów? Rozczochrane brody derwiszów? Biel rzymskich celebransów? […]'' - Ludwik Stomma.

Miniatury zdobiące ,,Codex vimrothensis'' przedstawiają wołwchów i innych słowiańskich kapłanów jako mężów o długich włosach, brodach i wąsach, noszących powłóczyste, białe szaty i nieraz też zarzucone na plecy skóry wilków, tak jak kapłani egipscy nosili skóry pantercze. Oznaką władzy arcykapłańskiej miał być pierścień z połówkami szafiru i szmaragdu (pierwszy taki miał dostać pierwszy kapłan Vilach od Mokoszy), oraz noszony na piersi drogi kamień z wyrytym imieniem Ageja, lub świętym znakiem ,,kras''. Ci kapłani, którzy nie zakładali skór wilczych, nosili na głowach wieńce z dębowych gałązek. Pizamar (Bezmiar) był arcykapłanem Ageja z Nesty, żyjącym w czasach Kraka i Wandy. On to koronował Wandę na królową Analapii, wiernie jej służył i doradzał. Był wielkim przyjacielem królowej, dbał by nikt nie zmuszał jej do porzucenia ślubów dziewictwa, które w młodości złożyła razem ze swą przyjaciółką Libuszą. Co więcej Wanda była nawet przez pewien czas kapłanką w Neście, aż wiec po wygnaniu Juliusza Bratobójcy, nie wybrał jej na królową. Gdy Pizamar zmarł, opłakiwała go cała Analapia; kmiecie przerywali prace gospodarskie, rzemieślnicy pracę w warsztatach, witezie ćwiczenia wojskowe i wszyscy pogrążali się w żałobie. Pizamar nie tylko rzetelnie składał ofiary z kołaczy, piwa i miodu, przewodził modłom, czy nauczał, ale też unikając bogactw, wspierał wdowy i sieroty, budował drogi, wykupywał jeńców i niewolników, wznosił szkoły i szpitale; gromadził księgi poetów i uczonych mężów. ,,Odznaczał się prawością i mógłby zostać wyznawcą prawdziwego Boga, gdyby ktoś wskazał mu doń drogę'' - ,,Codex vimrothensis''. Po reformie religijnej Cztana III, Pizamar został uznany za najstarszego z bogów; nie mającego początku ni końca, podobnego kosmicznemu Oceanowi czy greckiemu Chaosowi. Z niego mieli się wyłonić bogowie i boginie.
Jego następcą na stolcu arcykapłańskim został młodszy odeń Wisław o czarnej brodzie, którego serce paliła namiętność do królowej Wandy, przypominającej swą pięknością rusałki. Nie mogąc zaspokoić swego pożądania począł ją skrycie nienawidzić. Gdy wróciła z misji dyplomatycznej w sprawie ziem Ludu Ledy z Roxu, nowy arcykapłan oskarżył ją o złamanie ślubów dziewictwa z towarzyszącym jej junakiem Oposem ze Svamii. Wcześniej sam kazał mu przyłączyć się do jadącej do Dendropolis królowej, kłamiąc, że sama tak chciała. Zgodnie ze starym zwyczajem rozkazał zakopać młodą królową w Świętej Ziemi – gdyby przeżyła, okazałaby się niewinna. Wanda przeżyła i Wisław gęsto się tłumaczył z jej niesłusznego oskarżenia. W czasie wizyty w stolicy Imperium Romanum, królowa przyjęła chrzest i po powrocie do Analapii zaczęła szerzyć nową wiarę. Wisław wykorzystał to by ją zniszczyć – nasłał na nią zbójców, a ci wrazili w jej delikatne ciało sztylety i martwą wrzucili do Visany. Jednak Analapowie; tak prości jak i możni, uwielbiali Wandę, nawet jeśli miałaby porzucić kult Ageja i Enków dla Cierniogłowego Crostosa, zaś w pełnym pychy arcykapłanie widzieli zdziercę, rozpustnika i okrutnika. Ciało królowej wyłowiono z Visany i z czcią spalono, sypiąc kurhan zwany Kopcem Wandy, który stoi po dziś dzień. Wisława obalił i powiesił wychowany w siole Bronki, Wilk, syn Lecha II i Bożeny Wieszczki, który koronował się na króla.
Za panowania Bogdala, syna Olszana, arcykapłanem był Żyrdłak. Gdy król przyjął chrzest, lubiący zaszczyty arcykapłan przestał już być jego doradcą i nie mógł odprawiać pogańskich nabożeństw w zamkowej kapliczce. Nie stracił życia ani majątku, niemniej nienawidził wiary Chrystusowej i młodego króla, który uzdrowiony przez misjonarzy, dołączył Analapię do tych krain, gdzie dzwony wzywają na nabożeństwo. Gdy car Czerwony Człowiek, ten który nałożył jarzmo całej Azji, zajął jeszcze Rox i uderzył na Analapię, Żyrdłak wzniecił bunt w celu obalenia króla i wygnania chrześcijan. Nie omieszkał nawet poprzeć nacierających zza Lebany Sasów, co przysporzyło mu wrogów wśród własnych szeregów. Zdołał pochwycić przybywającego do Nesty króla Bogdala. Kazał go obnażyć i stracić wśród męczarni, lecz wówczas do Nesty wkroczyli Roxowie króla Żyżława. Uwolnili Bogdala, a Żyrdłaka zasiekli mieczami.
W czasie wojny z Czerownym Człowiekiem innym buntownikiem był samozwańczy arcykapłan z Posany, Zieleń, który na chrzcie otrzymał imię Roman. Głosił równość i tożsamość Boga Ojca i Ageja, Jezusa i Teosta, Maryi i Mokoszy, lecz wzywał do wierności chrześcijańskiemu królowi, nie uznającemu jego nauk. Jego zwolennicy walczyli zarówno z wojami króla broniącymi kościołów i klasztorów, z wojskami Żyrdłaka, Sasami, okupującym Śląż buntownikiem Velavem z Roxu, a niektórzy nawet z Czerwonym Człowiekiem (tych dwóch ostatnich również popierał Żyrdłak). ,,W jego nauce nie było prawdy, jeno prawda przemieszana z fantazjami poetów. Nie jest obojętnym jakim imieniem nazywamy Boga'' – ks. Aleksander Solewicz. Roman Zieleń został zabity przez Roxów w czasie ich wkroczenia do Posany.




Druid Olma z Brytanii nienawidził Rzymian, jak wielu innych druidów. Podburzali oni lud Wyspy i w świętych gajach, gdzie każde drzewo było czerwone od krwi, sprawowali zakazane obrzędy. Mężowie ci osiągnęli biegłość nie tylko w znajomości mitów i rytuałów, ale też znali tajemnice zwierząt, roślin, kamieni, ciał niebieskich, liczb, demonów, krain i ich dziejów. Olmę z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, nienawiść zżerała coraz bardziej, aż wyhodował zaczarowane psy. Były wielkie i mlecznobiałe, ich oczy jarzyły się jak rubiny, a uszy miały kolor krwi i mleka. Druid przez swoich wysłanników sprzedawał psy Olmy Rzymianom do polowań. Ich nabywcy ginęli rozszarpani na pierwszym polowaniu, a czarodziejskie psy wracały do swego pana, by mógł je znów sprzedawać. Ostatnim, który je kupił był młody utracjusz Faust Ikar, który w Analapii udał się na łowy wraz z Sowim z Liteny. Rzymianin zginął rozszarpany, lecz białe psy pozabijał Sowi i jego żona – rusałka Marycha z Burus. Minęły lata i wojsko namiestnika schwytało Olmę. Został pod strażą zawieziony do Rzymu, gdzie rzucono go na lwom. ,,Olma był zbrodniarzem i nic go nie usprawiedliwia, a jeszcze większymi łajdakami byli ci co doprowadzili Brytów do takiego upodlenia'' - ,,Codex vimrothensis''.


O współczesnym mu konfratrze i krajanie, Śpiewaku opowiedział nieznany nam wajdelota w ,,Pieśni o Sowim'':

,, […] - Olma widział cię w czarodziejskim zwierciadle i ma ci za złe, żeś wystrzelała z łuku jego Białe Psy, synów Morowej Suki – mówił do Marychy druid Śpiewak goszczący całą drużynę.- Olma to szaleniec, który chce wymordować Rzymian – zabrał głos Sowi. - Ongiś mówił mi o nim Faust Ikar w Grodzie Korabia.- Ja sam żałuję tych Białych Psów – ozwał się Śpiewak. - Musicie wiedzieć, że chociaż jestem druidem, nie składam ofiar ze zwierząt. Moi przełożeni mają nawet o to pretensję do mnie, mówiąc, że bogowie będą się gniewać, ale ja nie wierzę w bogów. Zwierzę jest osobą i trzeba je szanować, nie wolno obrażać psa, ani małpy. Nie obrażajcie małp, małpy są bardzo mądre – nikt nawet nie myślał by je obrazić. - Mięso to morderstwo; jestem jedyny w Brytanii, który tak uważa. Czasem życie zwierzęcia jest więcej warte niż życie człowieka, jeśli ten jest stary, nieuleczalnie chory. Wolno zabić nienarodzone dziecko, lub dziecko niechciane, tak robią w Cipangu, ryba ma większe prawo żyć niż takie dziecko. To jest mądrość – słuchający myśleli, że śnią. Nawet zbójcy, którym Sowi sprzedał żonę w Grodzie Korabia nie wyznawali myśli tak godnych Čorta, a nie człowieka. Marycha pilnowała się, by nie uderzyć druida w twarz, tak by mu spadł wieniec z jemioły.- Jeśli nie będziemy ratować życia, to przecież przeżyjemy – mówił Śpiewak – najwyżej będziemy zatomizowani....- A może to byłoby gorzej, niż byśmy wyginęli – rzekła Marycha. - Głosząc miłość do zwierząt, robicie to panie w taki sposób, że budzicie wstręt do wszelkiego życia.- Bądźcie wdzięczni maci, że chciała was rodzić – na odchodnym rzekł Giża. 'Baltain' opuścił Brytanię i popłynął na zachód i północ […]. Rzymianie tępili druidów za ich opór wobec władzy cesarza, tudzież za krwawe ofiary z ludzi. Gdy załoga 'Baltaina' już widziała wyskakujące z morza krabby, w Brytanii pochwycono Śpiewaka. Umarł w rzymskim więzieniu i nie zdążył wyrzec się obłędu, który nazywał 'umiłowaniem mądrości'.''

Dodać należy, że stawiał opór misjonarzom niosącym Światło Wiary Chrystusa Brytom.
Siwobrody Zagros z Tmu – Tarakanu wygnany z rodzinnego grodu za bluźnierstwa, udał się do Analapii. Tam król Bogdal, nie zdając sobie sprawy z jego przewrotności, uczynił go wychowawcą i nauczycielem swego syna Artura, który w kronikach zapisał się jako Artur Apostata. Wychowawca królewicza stworzył tmutarakanizm – odłam prastarego kultu karalucha z Tmu – Tarakanu. Artur Apostata słuchając Zagrosa ogłosił się za życia świętym (,,švantas''), a krótko potem bogiem. Porzucił krzyż z Rzymu, by nosić miast niego na szyi złotego karalucha. W ofierze bożkom Ogniowi, Smokowi i Karaluchowi składał ofiary z ludzi i zwierząt, aż biskup Nesty, po bezowocnych napomnieniach wyciągnął przeciw królowi bałwochwalcy miecz klątwy. Tymczasem Zagros podburzał swego wychowanka do prześladowania chrześcijan. Z rąk siepaczy zginęli Tytus – biskup Nesty, Bożywoj Błyszczyńśki – pan na Wymroczu i Błyszczydłach, jego małżonka – Anej z Lasu, nawrócona czarownica Danika z Vompierska i liczne rzesze ukrzyżowanych i pomordowanych na najrozmaitsze sposoby. Oprócz chrześcijan król prześladował też wyznawców Ageja i Enków. Po śmierci Artura Apostaty (podobno otrutego, co mogło przytrafić się też Bogdalowi), Zagros z Tmu – Tarakanu objął rządy w imieniu małoletniego królewicza Cztana III. Po śmierci okrutnego starucha, nowy król zniósł tmutarakanizm, nie spodobały mu się jednak ani chrześcijaństwo, ani kult Ageja i Enków. Stworzył więc własny zakon, o którym pisali książki Brückner, Gieysztor i Szyjewski.




Chazarowie (Kasara) wywodzili swój początek od zaginionego pokolenia Izraela – ich praojcem był Ruben, a ich kraina leżała w sąsiedztwie Roxu. Podobnie jak słowiańscy Gebalimowie wyznawali Zakon Mojżesza i rabinów. Najwybitniejszym władcą tego ludu był lud Chors Żydowin, syn Baniego V Jozuna, współczesny władającemu w Analapii Abrahamowi Prochownikowi. W dzieciństwie, młody Chors śnił, że szedł nocą przez puszczę. W blasku Księżyca ujrzał przewrócony świerk i zatrzymał się. Zobaczył dziwne istoty, które śpiewając przesypywały złoto i srebro. Stwory te przypominały ludzi o głowach lelków kozodojów. Miały po jednym oku i po jednej nodze, zakończonej końskim kopytem. Chłopiec oniemiał na ich widok, gdy wtem cudaki przerwały śpiew.
- Słowianie mówią na nas Didki – Łełeki – rzekł jeden z nich. - Usiądź do nas – chłopiec przysiadł się. - Nasza Matka Ziemia rodzi mnóstwo kruszców; nie potrzebujemy ich nawet w połowie tyle co mamy. Wiem, że wy ludzie umiłowaliście nad życie złoto, srebro i inne skarby.
- Jeśli chcesz chłopcze – ozwał się inny jednooki i jednonogi stwór, możemy ci je dać.
- Musisz tylko złożyć nam pokłon – rzekł trzeci z Didków – Łełeków. - Pomyśl ile dobrego byś uczynił tymi skarbami.
- Kłaniam się tylko przed Bogiem – odmówił mały Chors, a Didki – Łełeki wraz ze swoimi srebrem i złotem z sykiem znikły. Chłopiec, przestraszony począł biec, by opuścić puszczę pełną złych duchów, aż obudził się i zlany zimnym potem ujrzał przy łożu swego ojca. Opowiedział mu cały sen, a król Chazarów pochwalił syna.
- Mówiły mi, że ich kruszcami mógłbym poratować wielu ubogich! - mówił ojcu.
- Będziesz mógł to robić i bez złota tych, jak to mówisz, Didków. Wiedz jednak, że żadne skarby nie są tyle warte, by dla nich oddawać duszę – mówił Bani V Jozun, syn Eliasa III. Tak Żydzi jak i Łacinnicy, Grecy i Saraceni zwali Chorsa Żydowina ,,Salomonem Północy''. Jakżeby inaczej? Król Chazarów znał oprócz mowy ojczystej i hebrajskiej, łacinę, grekę, języki arabski, perski, słowiański, koptyjski, amharski i chaldejski – mowę potomków Kalduna Spaśnego. Ze znawstwem rozprawiał o filozofach od Talesa z Miletu do Boecjusza, o Torze i Talmudzie, roślinach, zwierzętach i kamieniach, odległych krainach takich jak Hiszpania, Nürt, Abisynia czy Bharacja, a także o dziejach chazarskich, żydowskich, greckich i rzymskich. Pisał wiersze, hymny i przysłowia, oraz listy do Księdza Jana, królów Bharacji, króla Bohemii Jodlana, króla Analapii Abrahama Prochownika, cesarza Ludwika Pobożnego, przez Słowian zwanego Ludkiem, a nawet do Papieża. Na jego rozkaz żmijowie wznieśli ogromne wały mające chronić królestwo przed atakami Ludu Roxany i Purpurowej Ordy. Umocnienia te otrzymały nazwę Żmijowych Wałów. W nagrodę, po zakończonej pracy, król urządził wielką ucztę na cześć żmijów. Zasłynął przysłowiem: ,,Kto Żydem gardzi, tym Pan Bóg jeszcze bardziej''. Nie tylko handlował z chrześcijanami, ale ich kupcom pozwalał wznosić w swym królestwie kościoły i cerkwie. Niektórzy powiadali, że przyjął chrzest na łożu śmierci. Postawa ta przyczyniła mu wrogów – rabbi Elifas z Pieńska niemal stale głosił w synagodze przeciw królowi pozwalającemu wznosić przybytki chrześcijańskie obok synagog i karzącego ogłuszać zwierzęta przed wykrwawieniem, o co mieli pretensję również Saraceni. Pamięć o ,,Salomonie Północy'' przetrwała w pewnym utworze, w którym miał prowadzić dysputę z Grekiem Swarogiem. Niektórzy Słowianie czcili go jako wcielonego boga Księżyca – Chorsa.


Heila Bławatek córka Chabrzycy była czarownicą żyjącą w Wielkiej Moravie, w czasie gdy w Analapii panowali Popielidzi. Spod jej pióra wyszło dzieło ,,Słowarz Mądrości Bożej'', zaczynające się inwokacją do Zydy Belmijskiej Odnalezionej. Zawierało hasła o wędrówce dusz, o organizowaniu misteriów na cześć rogatego Mikołaja (Nikołaja) w czerwonych szatach, o takiej samej wartości wszystkich wiar i inne treści podobne do tych, jakie przed potopem głosiło Bractwo Czcicieli Rykara. Od jakiegoś czasu często śniła o paleniu książek – z których jedne płonęły, a inne unosiły się nad płomieniami bez najmniejszej szkody. Sen ten nie dawał Heili spokoju, aż nie mogąc znaleźć wytłumaczeniu od innych czarownic, udała się od pustelnicy Lišavy z Zibača, którą ubodzy i możni wielce cenili dla surowości życia jakie prowadziła, dobroci i mądrości. Sam Bóg przemawiał przez usta pustelnicy z Wielkiej Moravy. Czarownica z Protkova opowiedziała jej swój sen, a Lišava po długich modłach i postach odrzekła jej.
- Twój sen, siostro, oznacza, że nie wszystko co nazywamy prawdą jest nią w istocie. Ogień przedstawia żar Bożej prawdy, w którym płonie fałsz.
- A kaz to je, prawda? - spytała Heila Bławatek.
- Prawda jest gdzie indziej, tam gdzie jej nie szukasz; jest w Ranach Tego, co zginął by ciebie ocalić od stosu niegasnącego – niedługo po tej rozmowie, autorka ,,Słowarza...'' porzuciła czary i misteria Mikołaja, aby przyjąć chrzest. Po śmierci jej dusza spotkała się z Lišavą w Raju.



Biskup misyjny Jordan z Lubogrodu z polecenia Papieża przybył do Analapii i ochrzcił jej ostatniego króla, Mieszka syna Siemomysła, wraz z drużyną, a było to na Wyspie Ledy, bądź w Ratyzbonie. Chrzcząc powtarzał słowa św. Remigiusza wypowiedziane do Klodwika, króla Franków: ,,Nagnij hardy kark i słuchaj: Pal to co czciłeś, czcij to co paliłeś''. Biskup był surowy, lecz dobry. Głosząc Ewangelię Analapom przeżył wiele przygód, o których pisał Badzimierz, hrabia Kremenarosu w ,,Żywocie Jordana Winda''. Czytamy w owej księdze, jak biskup został w lesie napadnięty przez bandę Żbika z Boru. Przed śmiercią uratowali go, pogańscy jeszcze, leśni ludzie, o których napisał w liście do Papieża. Hrabia Badzimierz zamieścił ten list w żywocie. Czytamy w nim: ,,Gdyby leśni ludzie znali Chrystusa, żaden lud nie czciłby Go tak gorąco jak oni''. Jordan z ludu Windów spisał ułożony przez Mieszka hymn ku czci Matki Bożej, który znamy pod tytułem ,,Bogurodzica''. Uczestniczył również w uczcie, na której potomek Piasta zmienił nazwę Analapia na Polska (Palana, Polonia). Wśród przodków biskupa był junak Wind – zabójca potwora Korutana.
Na zakończenie niniejszego traktatu, chciałbym jeszcze przedstawić rozważania Kosy Oppmana ,,Kto może być mistrzem''? znalezione w rękopisie ,,Perłowego latopisu''.


,,Słowo 'mistrz' (majstir) oznacza nauczyciela (vilviras, učviciel). Zakres tego słowa jest bardzo szeroki – pierwszymi mistrzami są rodzice uczący mówić, kochać i pracować, mogą to być też nauczyciele szkolni (vilvirasen), majstrowie uczący rzemiosła, kapłani, uczeni mężowie, władcy, sędziowie, wracze i znachorzy, w których chorzy pokładają nadzieję, czasem nawet czarownice, guślarze, owczarze, poeci.... Mistrzami nazywamy tych, których słowo wiele dla nas znaczy – tych wedle których słów i czynów kształtujemy swe życie [w czasach Oppmana słowem 'mistrzowie' nazywano autorytety – przyp. TK]. Między nimi istnieje hierarchia – o co innego pytamy wracza, a o co innego rzemieślnika, jednych poważamy bardziej, innych mniej, a jeszcze innych odrzucamy. Nie wszyscy spełnili i spełniają pokładane w nich nadzieje – wśród ojców są pijacy, wśród królów – tyrani, wśród sędziów – przekupni, a wielu mężów – zdawałoby się światłych – w jedenastej erze zachwalało krwawe rządy Kościeja. W związku z tym niektórzy zadają pytanie, czy warto pokładać nadzieję w jakichkolwiek mistrzach, skoro tak wielu z nich zawodzi? Odpowiem, że mimo wszystko warto, bo istota rozumna potrzebuje wierzyć, a w pojedynkę nie da się dojść do Prawdy, co oczywiście nie zwalnia od myślenia. Pytam więc co ma cechować prawdziwego mistrza? Po pierwsze umiłowanie prawdy. Trzeba ją głosić i dążyć do niej ze wszystkich sił, a z czasem dotrze się do niej, choćby okrężną drogą. Prawdę należy miłować bardziej niż życie, a swych pobratymców więcej niż prawdę. Choć często symfoniczna, jest jedna, nie wszystko jest 'moją prawdą' jak chcą niektórzy. Istnieje też 'święta prawda' i 'gnój prawda' [nawiązanie do filozofii Skibka Owłosionego z Montanii]. Mistrz powinien być uczciwy; od siebie wymagać tego co od innych. Nie jest dobrym nauczycielem ten, kto co innego myśli, co innego mówi, a jeszcze co innego czyni, lub bacząc na wygodę, zmienia zdanie jak gadzina skórę. Wolno jednak zmieniać stanowisko z umiłowania prawdy. Każde kłamstwo trzeba odwołać, a jeśli się powiedziało nieprawdę z niewiedzy, nie należy wstydzić się sprostowania. Ponadto mistrz, aby był w pełni wiarygodny musi żyć cnotliwie i przyzwoicie. Jak mówił poeta Gerbert z Aplanu: 'Nawet zbój kochający macierz, nie jest jeszcze całkiem zły, za to ten kto swą macierz obraża i zasmuca, choćby był pierwszym grafem w państwie, jest jeno podłym stworzeniem'. Przyznaję, że jest łatwiej głosić cnotę , niż wedle niej żyć. Jak ostatnio mówił mi zaskroniec z Selenetova, pan Mikica Jadomović: 'Trudniej dzień dobrze przeżyć niż napisać księgę'. Ważne jest aby mistrz nie gardził mniej uczonymi lub mniej zamożnymi od siebie. Obowiązują go takie same zasady jak pozostałe istoty rozumne; jeśli nie odważy się nakarmić głodnego będzie tak samo winien jego śmierci, niezależnie co potem będzie robił. Zważmy, że poeta Vukodław z Valkanicy bronił królestwa przed najazdem Sępian i całe życie był z tego dumny […]. Jeśli mistrz chwali już władców, to niech nie idzie za modą jak owca za baranem, lecz niech kieruje się prawdą; tak w chwaleniu jak w ganieniu. Przykładowo bardzo głupio robią ci, co imię Hejdaża Opilca wykłuwają na swych ciałach, lub noszą naszyjniki z jego imieniem – przecież to Čort upadlającego pijaństwa! Ongiś poeta Jodox z Lascoaux przebywał na dworze Kościeja wśród pochwał i dostatku. Jednak kiedy dotarła doń wieść o okrucieństwach króla – przestał go chwalić […]. Wreszcie tego, kto chce nauczać innych, powinien cechować zdrowy rozsądek. Jak powiada mędrzec Vlarko Orełka z Głomacji: 'Ludzie uczeni w swej pysze często popełniają gorsze głupstwa od ludzi prostych'. Prawdziwym mistrzem jest ten, kto prowadzi do Ageja''.