sobota, 31 stycznia 2015

Piwa

,,Demony wodne, żeńskie, nocami wychodzące na brzeg; pilnują skarbów; okrutne; nękające przechodniów i torturujące ich; w postaci pięknych dziewcząt o zielonej barwie, tańczą w kręgach, zraszają rośliny'' – A. Szyjewski ,,Religia Słowian''.



Na ziemiach późniejszego Aplanu leżała wieś, której nazwa poszła w niepamięć. Jej mieszkańcy niechętnie pracowali, za to do pochłaniania olbrzymich ilości samogonu, nie trzeba było ich zachęcać. Różnili się bardzo od innych chłopów ery jedenastej i późniejszych. Mało który znał Ageja i Enków, a ziemi przed pracą nikt w owym siole nie całował, ale pluto na nią i bito kijem kiedy rodziła. Nikt nie słyszał tam o ślubie czy pokładzinach, ale każdy zaspokajał swą żądzę, ilekroć i z kim zapragnął niczym Goplana III, bądź Kościej. Jeśli niewiasta urodziła dziecię, oddawała je temu, kto był jej miły, a on brał je do siebie i urządzał pijatykę, tak jak nad rzeką Nilus przed objęciem tronu przez Teosta. Kmiecie z owej biednej, zabitej deskami wsi lubili obżarstwo, które mieli za czyn pobożny, zaś trzeźwość czy wstrzemięźliwość w spożywaniu pokarmów za bezbożność uważali. Zamiast Ageja i Enków czcili Čorty: Opiłę – Lureya i Objadłę – Fugasa, Kanię, Paskudę Zalotnika, miłośnice Rykara – Lochę i Marę, złe południce niosące pożogę w oczach i na dłoniach, wodniki Topleca – nałożnika Goplany III i Utopca Utopiciela – zbója z bandy Vodni, kierowanej przez późniejszego króla i potwora Trojana, wreszcie Niedźwiednika, który odwiedzając wszystkie sioła świata ze swoim Niedźwiedziem, przysparzał ludziom zdrowia i bogactw. Ich wiara zabraniała ratować tonących, aby ,,nie osłabiać wody'' (w erze jedenastej wielu ludzi tak wierzyło; kiedy w Śnieżelicy, młodziutka jeszcze Tatra uratowała topiące się dziecię, lud stolicy Montanii patrzał na nią jak na wariatkę). Ciemni i zapijaczeni chłopi o głowach pokrytych kołtunami, na cześć swych bożków składali ofiary ze zwierząt i tych ludzi, którzy czymś odróżniali się od tłumu, zwłaszcza przybyszów. Raz na ołtarzu Mary złożyli głowę wołwcha Jaśmina z Asundu. Pod nóż szli ułomni na ciele i umyśle, szczególnie długowieczni, schwytane w lesie czy nad wodą rusałki i tak dalej. Poronionym dzieciom przypisywano wielką moc magiczną – potencjał nie – przeżytego życia, przeto chętnie zakopywali je pod progiem, by mieć dusze porońców na swe usługi. Ludzie ci nie byli dobrzy dla zwierząt. Psy zabijali niczym w kraju Sinea, a z ich tłuszczu robili ,,smalec babuni'' , jak to nazywali; rzekomo cudowny lek. Wierzyli, że zabicie dwunastu żmij odpuszcza wszystkie grzechy, mordując je mieli ponoć wołać: ,,Żmija! Żmija! Mokoszo, Dziewanno, podajcie mi kija''! Muchy były dla nich ,,pszczołami cara Rykara'', a ich dręczenie uchodziło za cnotę. Kto rozdeptał pająka mógł według nich liczyć na sto dni odpustu. ,,Od bydląt różnili się jeno chodzeniem na dwóch nogach'' – mawiali o nich nieliczni sąsiedzi.

*



Wołwchowie prawili, że kiedy Agej stwarza człowiecze dusze, rozmieszcza je w ptasich gniazdach na gałęziach Wielkiego Dębu. Gdy chce tchnąc je w ciała poczynających się dzieci, wzywa bociany, by niewidzialne włożyły duszę w ciało. Bocian to ptak stworzony przez Jarowita, ptak co ongiś był człowiekiem, broniący przed pożarem, złymi chmurami niosącymi zatratę plonów i wyrzucaniem piskląt ostrzegający przed głodem. Zimą, kiedy bociany przebywały w Tassilii i Bharacji, ich zadanie przejmowała Czarna Chmara. Było to namalowane pędzlem Dziewanny wielkie stado kruków, wron, gawronów, kawek i srok (czarno – białych ptaków, które budując gniazda dawały znak chłopom, z której strony poprawić strzechę). W Bohemii, kiedy zimą rodziło się dziecię, mawiano: ,,Wrona zapukała im do okna''.
Pewnej srogiej zimy, w zapijaczonej wsi na aplańskiej ziemi urodziła się dziewczynka. ,,Zakręt mać nad zakrętami''! - wykrzyknął ojciec i zabrał się do żłopania wódki, od której rozum staje się krótki (słowo ,,zakręt'' równie często wychodziło z ust Kościeja). Rodzice dziewczynki pili na umór, a potem bili się między sobą, bądź okładali pięściami swą córkę. W osadzie owej wiele rodzin pozwoliło, by pijaństwo zabiło w nich miłość, a kto nie żłopał samogonu, mógł zostać złożony w ofierze Čortom. Dzieci od wczesnych lat uczyły się pić od rodziców i tak koło się zamykało. Mieszkające w domostwach i w obejściu istoty przyjazne ludziom; bożęta, dziwożonki, stopany, chlewniki, węże domowe, gady domowe; wybranym przez Ageja zapowiadające śmierć dawaniem złotych koron, a nawet wierne ludziom, a tu zabijane – jaskółki, trzymały się od tej wsi z daleka, bo wisiał nad nią cień smoka Rykara. Ciałko dziewczynki pokrywały sińce i rany, a niektóre dzieci miały jeszcze gorzej. Raz inni pijani rodzice uśmiercili dziecię, bo wzięli je za Čorta, ale dość już tych okropności! Ci co spłodzili naszą bohaterkę, mówili sąsiadom pytającym się o jej rany, że się przewróciła. Myszy, ćmy i pająki płakały nad ludzkim dzieckiem, lecz nie umiały mu pomóc. Wreszcie gdy dziecię umierało w kołysce, a ojciec i macierz urządzali pijatykę, pewnej księżycowej 



nocy, król ciem Dušman – Duszyca p burych skrzydłach, poleciał nad jezioro do zaprzyjaźnionej rusałki Ałbosty, zaślubionej wodnikowi Ničowi Myłkowi, aby prosić ją o pomoc. Wodnicę ogarnęły żal i gniew na ludzi, co katują własne dzieci; dar Ageja i czystej Mokoszy. Jeszcze tej samej nocy razem ze swą siostrą Mintą i przyjaciółką Wilicą wyszła na brzeg, a ćmi król zaprowadził je pod chatę. Ałbosta weszła przez uchylone okno, wzięła śpiące niemowlę z przewróconej kołyski i na jego miejsce włożyła dużą lalkę. Następnie najady zniknęły jak mgła; rodzice zajęci hulanką i awanturą nic nie usłyszeli, a poza tym rusałki poruszały się lekko i bezszelestnie jak koty. Na dnie pięknego, rybnego jeziora, wodnik Nič Myłek; wielki prowadier ryb, ucieszył się gdy jego oblubienica przyniosła mu ludzkie dziecię. Rusałki, poddane księżnej Rusouki, swą zimną, niebieską krwią uleczyły rany dziewczynki, a ona sama stała się nimfą. Dziewczę otrzymało imię Piwa (Piva), co w toropieckiej mowie znaczy Uratowana. Przybrani rodzice otoczyli ją miłością; wymagającą, ale czułą, a jej rówieśniczki – przyjaźnią. Tymczasem ludzcy rodzice Piwy, gdy na jej miejscu znaleźli lalkę, nie zmartwili się, jeno schowali ją w beczce. Piwa rosła i piękniała, wzrastała też w dobroci i mądrości. Parę razy zwyciężyła w konkursie krasy w czasie święta Rusaliów, a niejeden wodnik, czy leśny mąż oglądał się za nią. W księżycowe noce, razem z rówieśniczkami tańczyła w kręgach, które potem porastały muchomory, bądź słuchała pieśni o wielkich królowych ery dziewiątej. Nauczyła się, jak na rusałkę przystało, szyć z porannych i wieczornych mgieł wielkie płachty dla Płanetników, w których ci mogliby przenosić deszcze, grady i śniegi. Synowie Rimilusa i Anilii płacili za to rusałkom ozdobami ze srebra i platyny. Była szczęśliwa.

*


,,Kunetej podpadł swemu ojcu Borucie. Leśna Matka wzięła go w obronę, ale karę poniósł. Nie wiadomo co było powodem tej draki. Może syn obraził swą siostrę Żwerunę, a może w Rokitnicy miało miejsce jakieś święto (np. początek wiosny lub lata) i Kunetej, bolejąc nad nieobecnością Dzikofiejewa i Kłobucha, którzy wybrali Rykara, kłócił się o nich z ojcem, aż go obraził. Jakkolwiek by było, Boruta wygnał Kuneteja z lasu, by poszedł między ludzi i pracował. […]. Raz przyjmowano go dobrze, a raz źle. Pewnego razu, znużony zaszedł tam, gdzie rósł dziki chmiel i legł do snu. Obudziwszy się ujrzał dziwne rośliny z szyszeczkami – co to takiego? 'Te rośliny są dzikie' – pomyślał. Nagle coś mu przyszło do głowy. Nazrywał chmielu i jako pierwszy w dziejach, poddając go rozmaitym zabiegom, uzyskał napój. ,Nazwę go piwo, bo służy do picia' – zdecydował. Napił się, po czym z pełnym dzbanem pobiegł do lasu.
- Wybacz ojcze – mówił do Boruty – abyś się nie gniewał, uwarzyłem pyszny napój z chmielu, który nazwałem piwem.- Nawet bez tego 'piwa' jak ty to mówisz, przebaczyłbym ci – Boruta pogłaskał syna po zwierzęcym łebku i napił się. Zasmakowało mu, więc pił, aż opróżnił cały dzban, następny, jeszcze następny... Nos mu poczerwieniał, a on sam legł na podłodze i chrapał, a Kunetej przerażony złapał się za kunią głowę. Powtórzyła się historia z poprzedniej ery z Sinea, w której brał udział król, kucharz i wino ryżowe. Leśna Matka machnęła ręką i przegoniła kaca. Boruta wstał i rzekł.
- Nigdy więcej nie skosztuję tego piwska! Idź, wylej je, niech nikt nie pije tych jadów! - nieszczęsny Kunetej wziął piwo i już miał je wylać do opuszczonej borsuczej nory, gdy jakaś myśl zagościła mu w głowie. 'Może ludzie zrobią zeń dobry użytek' – poszedł do najbliższej wioski i zostawił tam cały zapas. 'O ja głupi' – biadolił potem – powinienem był wiedzieć, że skoro piwo tak działa na Enków, to cóż dopiero na ludzi'! Ludzie upijali się nim, uzależniali jak niegdyś Żbiczanie od čorciego ziela, urządzali burdy, bili żony i dzieci. Piwem zaczęto napełniać rogi, będące własnością Świętowita (w tym celu używano też miodu) i wróżono z niego'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''.



Piwa, teraz już urodna panna na wydaniu, razem z innymi rusałkami i młodą południcą Ognianą, bawiła się w chowanego wśród drzew matecznika, gdzie zwierzęta miały swe wioski i na śródleśnych, poznaczonych oczkami wodnymi polanach. Gdy stanęła na jednej z nich, szukając sobie kryjówki, ujrzała jak idzie ku niej mąż o głowie leśnej kuny, nad którą unosiła się korona z ognia, znak, że dziwna istota w przepasce biodrowej jest Enkiem. Rusałka zlękła się na jego widok, bo nigdy nie widziała tak dziwnej istoty. Już miała pierzchnąć z szybkością ściganej łani, gdy człek o głowie tumaka wyciągnął ku niej dębową gałązkę i przemówił łagodnie:
- Nie trwóż się mnie Piwo, córo Ałbosty! - rusałka zatrzymała się nadal dygocąc. - Jam Kunetej; syn króla lasów Boruty i czystej Dziewanny Šumina Mati – Piwa uspokojona już, zgięła kolana przed leśnym Enkiem.
Kunetej położył jej dłoń na puszystej główce, po czym wezwawszy imienia Ageja, tak przemówił:
- Piwo – Uratowana; ludzkie dziecię wcielone do wielkiej rodziny synów Bałkana Łobasty i córek Europy! - Piwa wiedziała już o swym prawdziwym pochodzeniu; dzieci nie należy okłamywać, bo i tak poznają prawdę. - Oto ja, nieszczęsny dawca złocistego piwa, mocą Ageja – Jedynego, przekazuję ci moc kruszenia okowów jakie na rasę ludzką nakłada Čort Koffel – Pijanica.
- Panie; nie byłam jeszcze w ludzkiej osadzie; ponoć to straszne miejsce, gdzie lud o czerwonych nosach wyrywa serca schwytanym rusałkom i wodnikom – Piwa szczerze się bała, bo nasłuchała się opowieści o okrucieństwie ludzi od pewnej baby wodnej.
- Rozumiem twój strach – rzekł poważnie Kunetej – jednak nie wszyscy ludzie mają czerwone nosy i składają ofiary Čortom. W rasie tej więcej jest rzeczy miłych Agejowi niż Rykarowi, a nawet w najgorszym jest coś dobrego. Twoi człowieczy rodziciele skrzywdzili cię, lecz Agej pragnie abyś udała się do nich i zdjęła z nich kajdany, bo pijaństwo toczy ich jak robak, a oni sami żałują, że dali się zniewolić – Piwa zrazu opierała się słowom Kuneteja, lecz jej macierz Ałbosta (Alvosta) i ojciec Nič Myłek przekonali ją, że powinna im wybaczyć i pomóc, bo ,,wybaczającemu sam Agej wybacza''. W księżycową noc zostawiła swe tańczące w korowodzie przyjaciółki i razem z poznanym synem Boruty pod postacią kuny udała się do toczonej pijaństwem osady, gdzie w walącej się chacie z dziurawym dachem, jej ludzcy rodzice spali jak susły. Rusałcze dziewczę i Enk pod postacią zwierzątka bezszelestnie weszli przez okno. Piwa położyła swe białe, podobne do eburnu dłonie i Agej przez nią przepędził ducha pijaństwa z ich serc. Za namową Kuneteja, obdarowana przezeń rusałka odwiedziła jeszcze parę innych chat, których mieszkańców niewolił nałóg, a oni sami w głębi duszy pragnęli się odeń uwolnić, bo nie byli całkiem źli. Między Piwą a Kunetejem nawiązała się przyjaźń; odtąd niemal codziennie spotykali się w lesie, bądź na polanie, a inne rusałki poczęły jej zazdrościć tak bliskiej znajomości z jednym z Enków. W ciągu swego młodego życia, wielu synów Męża i córek Mążyny wyrwała z niewoli upokarzającego pijaństwa, a Koffel usiłował jej szkodzić i odwodzić od zrywania pęt, które nakładał. Raz Čort pijaństwa rozkazał strzygom by ją rozszarpały, gdy oddaliła się od swych przybranych sióstr szukając dorodnych grzybów. Byłaby zginęła rozdarta sowimi szponami i wilczymi kłami, lecz jej wołanie usłyszał drwal Kost', którego uleczyła z pijaństwa. Podbiegł i rozgromił strzygi toporem. W pojedynkę ubił cztery z pięciu straszydeł wyhodowanych przez Rykara z chochlików. Gdy lodowy oścień Mar – Zanny przebił jej czyste serce, płakały po niej inne rusałki, wodniki, leśni ludzie, żmijowie, Płanetnicy, zwierzęta, oraz ludzie z jej rodzinnej wioski, którym pomogła rozpocząć nowe życie. Ona zaś otrzymała ognistą koronę – znak godności nie tylko Enków, ale też jytnas – istot śmiertelnych, które dzięki cnocie i pomocy Ageja zostały zrównane z Enkami. Na jej spotkanie wyszedł Kunetej; Piwa podbiegła doń i uściskali się serdecznie. Syn Boruty przybył do Nawi, gdzie urokliwe nawki piekły dla jytnas chleb ze sporyszu, a Weles sądził dusze siedząc na złotym tronie na bagnistym środku Archipelagu Umarłych, 



w otoczeniu orszaku nimf zwanych zielonkami. Miały postać smukłych i wysokich niewiast o jasnozielonej skórze i długich, puszystych, rudych włosach (kupałki wyglądały podobnie, lecz ich kosy były czarne). Strój zielonek stanowiły białe tuniki ściągnięte szarymi paskami; nosiły też złote ozdoby. Ich oczy miały barwę szafiru, a mocą Kuneteja, jego służebnice mogły bez żadnej szkody nosić ogień na głowach. Jedna z nich, w imieniu wszystkich podeszła do Piwy, ucałowała jej kolano i rzekła:
- Jestem Ilza – przedstawiła się zielonka. - Naszą rasę wydało łono Mokoszy; tak jak rusałki i wodniki. Moje siostry i ja wędrujemy po świecie razem z Kunetejem, co dał tobie moc leczenia pijaństwa i niesiemy radość smutnym, by poznali jak Agej jest dobry.
- To nieprawda – zabrała głos inna zielonka, imieniem Tylża (Tilsa) – że Stwórca Enków; Potęg Świata jest wrogiem radości jak usiłuje wmówić Wróg.
- Tak naprawdę i śmiech i łzy są jednakowo potrzebne do pełni życia, bo w bólu szczęście – rzekła zielonka Kaczajka z Anatynówki.
Piwa zaprzyjaźniła się z zielonym orszakiem Kuneteja, a nimfy o skórze barwy liści, traktowały ją jak siostrę. Razem z nimi i Panem Piwa o Głowie Kuny przemierzała lasy i bory, grody i sioła, a spotkanym ludziom zdejmowała pęta pijaństwa. Pewnego razu gdy orszak Kuneteja zatrzymał się na popas w cieniu dąbrowy, gdzieś nad Gopłem, nieoczekiwanie po promieniu złotego Słońca – ,,wielkiej, złotej tarczy Swaroga'', jak nazywał je w pieśni żmij będący przyjacielem cara Ira, zszedł jak po schodach mąż w koronie z płomieni. Cały orszak wstał i oddał mu cześć, bo był nim sam Teost Car Słońce; wcielony Swaróg, co na początku jedenastej ery królował nad ludźmi nad rzeką Nilus. W ręku trzymał berło z pałki wodnej, nosił długie czarne włosy, krasną szatę i drewnianą koronę pod tą ognistą. Dawca żelaza, pisma i małżeńskiego zakonu, tak przemówił:
- Nakłon ucha, Orszaku Kuneteja! Wielki Agej wysyła was do krainy Bachtan w Międzyraju, bo tam jesteście potrzebni – następnie Teost ukazał wizję Kunetejowej drużynie.




Bachtan (Vactanus) leżał w pobliżu Morza Śródziemnego, czyli Rajskiego. Rosła tam bujna roślinność, płynęły rzeki pełne najad i pełno było jezior – siedziby wodników, a samą, żyzną krainę nazywano Rajem Zwierząt, bo były w niej dobre polowania na lwy, gazele, wilki, niedźwiedzie, dziki, pantery, a nawet słonie. Jednak ostatnimi czasy, na tron Bachtanu wdarł się tyran, co łupił i mordował poddanych, aż sam marnie zginął. Potem jego pretorianie poczęli walczyć ze sobą o opuszczony tron, a wśród udręczonego ludu rozeszła się wieść o zbliżającym się powrocie prawowitego króla z wygnania. Król bachtanu powrócił, a słudzy uzurpatora rozpierzchli się na cztery wiatry. Lud krainy był jednak wyczerpany okrucieństwem tyrana i jego popleczników; nie miał siły się cieszyć. Kunetej wraz z zielonkami, Piwą i mandatem Teosta udał się do Bachtanu, a gdzie stanął jego orszak, tam pękały łańcuchy i obroże niewolników, powracała nadzieja. Wody stawały się winem, jak ongiś wody Nilusa gdy rodził się Teost, wrogowie stawali się przyjaciółmi, ruiny i zgliszcza zazieleniały się chmielem, spalone pola wydały bujne plony, rany się goiły, zmarli ożywali, zaginieni odnajdywali się; cały Bachtan ogarnęło wielkie święto ludzi, zwierząt i innych istot. Ku niebu niosły się pieśni sławiące Ageja i Enków, przepełnione radością.

*

W Bachtanie, gdzieś na syryjskiej ziemi, mieszkał pewien chłop o imieniu Kokatryks (Cocatrix). Za rządów tyrana Divesa i walk między jego następcami, stracił całą rodzinę, lecz wraz z powrotem prawowitego króla Aertelkany i przybyciem orszaku Kuneteja, również do jego chaty zagościła powszechna, wyzwalająca radość. Kokatryks odnalazł w piwnicy niezrabowaną jeszcze beczkę wina. Wyciągnął szpunt i dając upust zadowoleniu począł pić rubinowy napój. Pił cały dzień, aż opróżnił całą, pokaźną beczkę. Nie umarł od tego, lecz zasnął. Zwalił się jak ścięte drzewo na zimne, zakurzone klepisko i chrapał aż chata się trzęsła. Gdy się wreszcie obudził, cierpiąc na straszliwego kaca, w Sinea leczonego korzeniem kudzu, orszak Kuneteja zdążył już opuścić Bachtan. Kokatryks czuł się jakoś dziwnie. Opuścił piwnicę i spojrzał do małego, ściennego zwierciadła. Wielkie było jego zdumienie i przerażenie, gdy miast znajomej twarzy ujrzał koguta o skrzydłach nietoperza i ogonie węża. ,,Co najlepszego to wińsko ze mną uczyniło''? - chciał wykrzyknąć, lecz z jego gardzieli wydobyło się straszliwe pianie, od którego i tak już pęknięte lustro rozleciało się w drobny mak. Kokatryks zamieniony w potwora wybiegł z chaty, a ludzie, których mijał, przelękli się go i chcieli ubić. Rozeszła się bowiem wieść, że to kuroliszek zabijający wzrokiem. Nieszczęsna ofiara własnego braku umiaru błąkała się wśród dębowych i cedrowych lasów, po polach, ruinach i owocowych gajach. Nie bez odrazy, Kokatryks polował na owady, myszy, dżdżownice, jaszczurki, węże... Plądrował gniazda kuropatw i przepiórek, łykał śnięte ryby i spadłe z drzew owoce. Nowy jadłospis począł mu odpowiadać, bo powoli nabierał nawyków zwierzęcia. Nie przestał jednak pragnąć powrotu do bycia człowiekiem; ze łzami prosił Ageja o zniweczenie złego czaru. Wreszcie, któregoś dnia, wychodząc ze swej kryjówki w zaroślach, ujrzał schodzące po promieniu Słońca kilkuletnie pacholę w białej koszulce. Na główce dziecięcia płonęła korona z ognia. Kokatryks rozdziawił dziób, bom ujrzał oto swego ukochanego siostrzeńca Ussura, który niedawno zginął w pożarze.
- Powiedz mi – poprosił Kokatryks – czyś jest zjawą, czy żywą istotą? A może tyś jest Boże Sedleško, co przychodzi mnie ostrzec?
- To ja, Ussur, wujku. Teraz jestem jytnas i mieszkam w Nawi Jasnej z innymi dziećmi.
- Jak dobrze cię widzieć – westchnął Kokatryks. - Pewnie wiesz, że nasz wygnany król wrócił do stołecznego Gani – Valvatu?
- Wujaszku kochany – mówiło dziecko – wielem wycierpiał nim mnie pan Weles wpuścił na Wyspy Błogosławione. Kazał mi przejść taką szeroką rzekę, w której miast wody był ogień, a potem musiałem, lecz chciałem iść po moście ze strzał. Bardzo mnie bolało, lecz na szczęście pani Mokosza cały czas trzymała mnie za rękę. Zostałem temu poddany bo zabrakło mi doskonałości, lecz teraz mam to za sobą – dziecię wróciło do Nawi Jasnej, a jego zaczarowany wuj serdecznie się rozpłakał, myśląc sobie: ,,Jeśli niewinne pacholę tyle musi wycierpieć, by postawić stopę na Wyspach Błogosławionych, to cóż dopiero ja, taki stary pijak''! - błagał Ageja o wybaczenie pijaństwa i płakał, aż wypłakał z siebie całą beczkę łez. Wyczerpany zasnął, a gdy się obudził, wielka była jego radość, gdy spostrzegł, że znów jest człowiekiem. Uszczęśliwiony wrócił do swej wioski i opowiedział o swej przygodzie.




*


Po śmierci Piwy, wielu mieszkańców jej rodzinnej wsi znów wpadło w sidła Koffelowe. Ludziom trzeźwym znów poczęto wyrywać serca na ołtarzach, aż wieś zapaliła się od Jarowitowego pioruna i ogień ją pochłonął. Ci co zdołali schronić się w puszczy ostatecznie porzucili pijaństwo. 

piątek, 30 stycznia 2015

Zodiac

,,I nadszedł Wodnik. A przybywszy wziął Ryby za pysk i zaprowadził porządek w stawie'' – Konrad T. Lewandowski


Jak podaje ,,Bursztynowa Księga'', w erze runwirskiej potomkowie dzisiejszych astrologów i zabobonnych ludzi wierzących w astrologię, pochodzący z różnych narodów i kontynentów, założą nowe królestwo na zachodzie Kontynentu Czeczeńskiego, graniczące z Cesarstwem Ojrańskim i Królestwem Tharot. Stolicą Zodiacu będzie Astropolis. Na tronie zasiądzie wywodząca się ze współczesnej Francji dynastia Notre Dame, założona przez króla – astrologa Nostradamusa I. Jego następcy to: Yekub d'Corso, Kobos, Nostradamus II, Yuggoth Grzybiarz, królowa Tatooina i wielu innych władców będących wasalami cesarza ojrańskiego. Panującymi religią i ideologią będą astrolatria i astrologia – kult Uranosa i jego żony Nut – bóstw nieba, Sana i Surjany – pary bóstw solarnych, Moona i Moony – pary bóstw lunarnych, oraz 13 deifikowanych Znaków Zodiaku. Całe królestwo będzie zarządzane według wskazówek astrologów, co będzie prowadziło do wielu absurdalnych sytuacji. Funkcję waluty będzie spełniać złota moneta – astron (1 astron = 100 bizarcji). Największym osiągnięciem artystycznym Zodiacu będzie stojący w stolicy posąg nagiego Nostradamusa, osiągający wymiary współczesnej Statuy Wolności.
Nostradamus I podzieli swych poddanych na 13 kast ściśle podporządkowanych 13 Znakom Zodiaku. Przynależności kastowej nie można będzie zmieniać do końca życia (Zodiacanie będą wierzyć w reinkarnację), zaś małżeństwa pomiędzy poszczególnymi kastami będą surowo zakazane. Każda kasta dostanie bowiem osobną przeznaczoną tylko dla siebie dzielnicę, a każdy mieszkaniec Zodiacu wkrótce po urodzeniu dostanie tatuaż wyobrażający jego znak Zodiaku. Oto ich krótkie charakterystyki:





Wodnik – stolicą prowincji ludzi spod tego znaku będzie wielki i piękny, morski port Aquarium. Ludzie z kasty Wodnika będą się zajmować rybołówstwem, handlem i wielorybnictwem. Prawo będzie pozwalać im na zjadanie ryb, mięsa fok, morskich żółwi, wielorybów, kawioru, owoców morza, jaj mew i glonów, oraz soli, ale nie będą mogli jeść produktów pochodzących z lądu takich jak chleb, ziemniaki, owoce, wieprzowina, wołowina etc. Wolno im za to będzie uprawiać kanibalizm. Swojemu znaku Zodiaku będą składać ofiary z utopionych ludzi i zwierząt.




Ryby – ich stolicą będzie Ichtiopolis, zaś drugim ważnym miastem – port Sharka. Będzie to kasta rybaków, składających ofiary poprzez rzucanie ludzi i zwierząt na pożarcie świętym piraniom. Wolno im się będzie żywić wyłącznie rybami i kawiorem.





Baran – ich stolicą będzie Aries – Durnovo. Będzie to kasta pasterzy i wojowników, noszących hełmy zdobione baranimi rogami. Będą składać ofiary z ludzi poprzez rozbijanie ich głów maczugami, a także poprzez rytualną samokastrację. Ponadto otrzymają zakaz uczenia się pisania i czytania, aby na cześć swego znaku Zodiaku byli analfabetami ,,głupimi jak barany''.





Byk – ich stolicą będzie Tauropolis. Będzie to kasta pasterzy i wojowników, noszących hełmy zdobione byczymi rogami. Będą składać ofiary z ludzi przywiązanych do rozjuszonych byków, oraz poprzez rytualną samokastrację.





Bliźnięta – ich stolicą będzie Gemina. Każda rodzina spod tego znaku będzie musiała mieć dwoje bliźniąt. Jedynaki i dzieci nadliczbowe będą zabijane i zjadane.





Rak – ich stolicą będzie Canceralia. Będzie to kasta rybaków, mogących się odżywiać wyłącznie owocami morza. Będą składać ofiary z ludzi gotowanych żywcem jak raki i zjadanych przez swych pobratymców.





Lew – ich stolicą będzie Aslanabad, zaś drugim ważnym miastem – Simba i Mufasan. Będzie to kasta wojowników, którym będzie wolno żywić się tylko mięsem ludzi i zwierząt, praktykować poligamię i dzieciobójstwo. Ludzie z tej kasty będą składać krwawe ofiary z dzieci, dziewic i jeńców wojennych.




Panna – ich stolicą będzie Maidana. Członkowie owej kasty będą uprawiać rytualne orgie biseksualne, oraz tranwestycję. Będzie to kasta męskich i żeńskich prostytutek.





Waga – ich stolicą będzie Libroga. Będzie to kasta sędziów i prawników, oraz królów Zodiacu.





Skorpion – ich stolicą będzie Scorpea. Będzie to kasta asasynów i trucicieli, składających ofiary z otrutych ludzi i zwierząt.





Wężownik – ich stolicą będzie Nowe Ofiorymos, zaś główne miasta to: Boa, Anaconda, Python, Vipera, oraz Cobra. Będzie to kasta asasynów, trucicieli i dusicieli, uprawiająca ponadto czarną magię.





Strzelec – ich stolicą będzie Khalassnikoff. Będzie to kasta łuczników i kuszników, składająca ofiary z ludzi przeszytych strzałami.





Koziorożec – ich stolicą będzie Baphometh. Będzie to kasta pasterzy i wojowników noszących na hełmach koźle rogi, uprawiająca czarną magię. Otrzymają zakaz mycia się i golenia bród, aby na cześć swego Znaku Zodiaku śmierdzieli jak kozły.

Po 500 latach królestwo zostanie zniszczone w wyniku międzykastowej wojny domowej i najazdu Ojrańczyków i Nomadów.


czwartek, 29 stycznia 2015

Oniricon cz. 94

Śniło mi się, że:


- latem jakiś starzec siedział przy stoliku razem z dwiema siwymi czarownicami,



- w czasie II wojny światowej, w okresie Bożego Narodzenia zadzwonił do mnie Hitler i zapytał czy chcę pod choinkę żywego kota, a ja odmówiłem, później chciałem powiedzieć, że zamiast drogich prezentów wolę pokój i wolną Polskę,
- mojej Mamie nie spodobało się, że autyści i ich terapeuci zdemolowali CH ,,Kaskada'' w Szczecinie,



- caryca Katarzyna II przybrała swe imię od instrumentu zwanego katarynką,



- w erze runwirskiej będzie istniało królestwo Murzynia zamieszkane przez Murzynów, pierwszym państwem, które uzna niepodległość Murzyni będzie Polska, choć Józef Piłsudski nie będzie chciał, aby o niepodległości Polski decydowali: komuniści, masoni i Murzyni, państwo Murzynia będzie nękane najazdami łowców niewolników,



- na klatce schodowej mojego dawnego domu spotkałem pijanego Gerarda Depardieu w okularach, który o coś mnie pytał; w tym śnie miałem plecak, a w nim reklamówkę, lub dywan,
- w tygodniku ,,W sieci'' opublikowano listę tajnych współpracowników SB, do których należała min. Anita Jurczyk, UWAGA: To tylko sen, nic takiego nie zdarzyło się naprawdę,



- Katarzyna II proponowała dwóm polskim rusałkom, by przeniosły się do Rosji i zamieszkały w stawie, lecz one wolały mieszkać w Polsce,



- w poprzek Placu Grunwaldzkiego w Szczecinie wybudowano szeroką drogę dla świń, po której jeździły autobusy; bardzo mi się to nie spodobało,



- w XVI wieku jakiś polski szlachcic noszący swastyki pojechał w poselstwie do Papieża i głosił, że Polska porzuca katolicyzm, został za to skazany na śmierć, lecz jakiś chłopak wyprosił dlań darowanie życia i ów polski poseł miał zostać portugalskim zakonnikiem,



- pisałem scenariusz do filmu fantasy o słowiańskim bohaterze Kaganie, który walczył z czarami złego kosmity i dowiedział się od niego, że prawdziwego Boga czczą chrześcijanie (w Kosmosie nosi On imię Maleldil, a u Słowian - Agej), potem pomyślałem, że dawni Słowianie częściowo wiedzieli o prawdziwym Bogu,
- miałem pójść do KTA, lecz zrezygnowałem z powody grypy, zamiast tego poszedłem na chińszczyznę i jedząc ją, ordynarnie się śmiałem, moja Babcia była na mnie zła z tego powodu i powiedziała to jakiejś starej kobiecie, która wypominała mi to w tramwaju, a ja się bardzo wstydziłem,



- mój komputer się zepsuł i sypały się z niego iskry; w tym śnie leżałem wieczorem na ulicy na wprost burdelu zdobionego neonem w kształcie Hello Kitty,
- idąc ulicą niosłem niebieski balon, który miał dziury i uchodziło z niego powietrze,



- pisałem książkę ,,Odkrywanie Europy'' wzorowaną na pracy Jerzego Strzelczyka pod tym samym tytułem, ale obszerniejszą (min. chciałem w niej napisać o odkrywaniu Słowian, Awarów, Chazarów, Połowców, Prusów, Jaćwingów i Litwinów). 

,,Polaków dzieje bajeczne''

,,Kiedyś […] nastąpi cudowne Królestwo Bajki […]. Na tronie, wokół którego krążyć będzie nowe słońce, zasiądzie w orszaku gnomów i nimf Fantazja, małżonka barona Münchenhausena, z nowych mórz wyłonią się Behemot i Lewiatan , smoki i feniksy odtańczą dziką sarabandę w zamkach na szczytach szklanych gór, żywe bazyliszki zastąpią maszkarony galer. Sindbad otworzy Sezam czterdziestu rozbójnikom, hipogryfy żuć będą złoty owies w kotlinach Eldorado, a boski harfiarz w najpiękniejszej ze świątyń Atlantydy zaśpiewa hymn na cześć rzeczy upragnionych a nieziszczalnych […]’’ – Waldemar Łysiak.


W styczniu 2015 r. przeczytałem książkę popularnonaukową Waldemara Łysiaka ,,Polaków dzieje bajeczne'' (z wcześniejszych prac tego Autora zaliczyłem ,,Poczet królów bałwochwalców'' i ,,Łysiak fiction''; czytałem jego felietony publikowane na łamach ,,Do Rzeczy'' i słyszałem nawet jak pan Martinus ov Simcass chwalił jego twórczość).




Prezentowana książka łączy materię historyczną, archeologiczną i legendarną. Autor szczegółowo omawia istniejącą już od XIX wieku teorię normańską (wg której Mieszko I był skandynawskim wodzem o imieniu Dago) i młodszą – morawską (Mieszko I jako syn Mojmira II; władcy Wielkich Moraw), a także tezy o ewolucyjnym, bądź gwałtownym powstaniu Państwa Polan.




Ważną część książki stanowią krótkie charakterystyki legendarnych władców Polski, od Lecha I aż do Bolesława Zapomnianego (tego ostatniego Łysiak uważa za postać historyczną). W wykazie zabrakło jedynie takich władców jak: scytyjski mędrzec Deombrotes (pisał o nim Kalimach w XV wieku), Burysław (słowiański władca znany ze skandynawskich sag) i Abraham Prochownik – polski władca z żydowskiej legendy. Spodobała mi się bogata szata graficzna, liczne fragmenty dawnej poezji, reprodukcje dawnych ilustracji, odniesienia do współczesnych powieści fantasy jak ,,Kiedy Bóg zasypia'' i ,,Słowo i miecz'', oraz liczne ciekawostki, jak chociażby:
- Rus był początkowo wnukiem Lecha, zaś sama legenda o Lechu i Czechu jest pochodzenia … czeskiego,
- polska poetka Deotyma napisała poemat o nieszczęśliwej miłości Wandy i Rytygiera i ich ślubie w zaświatach,
- żoną Kraka była Bożena Wieszczka, zaś matką Mieszka I – Górka, zaś jego siostrą – Adelajda; matka św. Stefana I Wielkiego,
- istniała obsceniczna teoria, że imię Piast wywodziło się od nazwy żeńskich genitaliów (sic!),
- według legendy Mieszko I urodził się ślepy, a odzyskanie przez niego wzroku było zapowiedzią chrztu Polski.
Jedną z atrakcji jest również … zdjęcie zeszytu Łysiaka do historii; nawiasem mówiąc jest to zeszyt bardzo ładny i naprawdę wart pokazania.




Jedyne zastrzeżenia budzi jedynie (solidnie zresztą uargumentowany) postulat …. rehabilitacji swastyki. Autor uważa, że należy ów symbol odebrać neonazistom. Zwraca słusznie uwagę, że w wielu kulturach pogańskich, a nawet u wczesnych chrześcijan (bardziej u gnostyków) był to symbol szeroko pojętego dobra, który dopiero za sprawą Hitlera zaczął kojarzyć się ze złem. Motyw swastyki był popularny w kulturze polskich górali, a nawet w symbolice polskiego wojska doby II RP. Daleko mi do rozhisteryzowanych ,,antyfaszystów'' z ,,Nigdy Więcej'', jednak jako katolik mam w tej sprawie poważne obiekcje natury religijnej, zważywszy na pogańskie i gnostyckie konotacje swastyki (myślę, że egzorcyści nie byliby zadowoleni, gdyby ów symbol wrócił do łask). 

wtorek, 27 stycznia 2015

Dzikie Łowy




,,To łowiec umarły
Mglistymi psami mgliste pędzi tury
Błyskawicowym wichrem oślepione [...]''
- Juliusz Słowacki ,,Balladyna''.



Reinkarnacja po słowiańsku




,, [...] Powszechne było też mniemanie, że dusze zmarłych przybierają postacie najczęściej ptaków: jaskółek, gołębi (białe gołębie), kruków, orłów, jastrzębi, skowronków, bocianów, wróbli, puszczyków, wron (czarna wrona była uosobieniem złośliwego ducha), a także nietoperzy, myszy, zajęcy, królików, kóz, baranów, świń, krów, koni, saren, a szczególnie często kotów i psów. Natomiast człowiek jeśli miał moc czarnoksięską, mógł przemieniać się bardzo łatwo w ćmę, żabę (ropuchę) czy czarnego kota'' - Tadeusz Maciej Ciołek, Jacek Olędzki, Anna Zadrożyńska ,,Wyrzeczysko''. 


Wracz nad wraczami

,,Miałam takiego człowieka, który bardzo mnie kochał i któremu dałam całą jaskinię lodu, aby mógł leczyć. A ten lód to było panaceum. Jak nim leczył, mijały wszystkie choroby, aż Mar – Zanna bojąc się, że uczynimy ją niepotrzebną, zabiła tego znachora i usunęła z twego łona jaskinię, w której leczył. Teraz mieszka on w Nawi razem z Welesem'' – słowa Złotej Baby o Zbigniewie, synu Balaja.



Prezentowana tu opowieść, pochodząca ze zbioru ,,Codex vimrothensis'' ukazuje postać Balaja z Mošavy, ojca Lodowego Znachora. Balaj (Valayus) żył w czasach kiedy wierzono, że życie kończy się wraz z ustaniem pracy serca – siedziby duszy, myśli i uczuć. Ów wielki wracz poświęcił swój żywot pracom nad budową mechanicznego serca, dzięki któremu nieuleczalnie chorzy mieliby szansę żyć dłużej. Kosztowało go to wiele wysiłku i szyderstw ze strony współmieszkańców rodzinnej osady u podnóża Gór Biesów i Čadów, a nawet innych wraczy i znachorów. Balaj próbował 777 razy; tyle ile wynosiła liczba imienia Tatry i jej numer noszony w kopalni gwiezdników i choć wiele razy nachodził go Zgrzecha Niedowiarek; Čort zniechęcenia, ciągle próbował, aż jego gorąca wiara i wytrwała praca zostały nagrodzone.

*

Nieszczęsny wracz z Mošavy; wyśmiewany, opluwany i szczuty psami przez swych sąsiadów, poprosił woźnicę przejeżdżającego wozu drabiniastego o podwiezienie do leżącej nieopodal osady zwanej Rusanami, leżącej w środku puszczy i złożonej z zaledwie pięciu chatynek. Medyk zapłacił wozakowi skórą kuny i udał się po radę do miejscowego wracza Roztruchana, a ten wyśmiał jego pomysł budowy ,,mechanicznego serca'', podobnie jak wcześniej znachorzy Wilczur, Dołęga, Cudomir i Cieszysław. Balajowi poczęło się już zbierać na łzy, lecz nie poddał się. Ruszył przed siebie w gęsty las, zwany Rysiową Puszczą, bo posłyszał o mieszkającej tu czarownicy Szeptusze. Do niej to udał się po pomoc. Gdy błądził między prastarymi drzewami, pamiętającymi jeszcze 



stworzenie człowieka i wypatrywał chatki na kurzej nóżce, nagle z drzewa zeskoczył żbik. Zielone oczy kocura świeciły jak zielone płomienie wydobywające się z rozbitej, kryształowej czaszki z Sonoru, używanej przez Kościeja. Żbik stanął przed Balajem i przemówił ludzkim głosem.
- Moja pani, Szeptucha z Bogova ujrzała się rycerzu absurdu w kubku wody i zaprasza do siebie. Ona ma więcej rozumu od wraczy i znachorów, ona pomoże ci osiągnąć twój cel – żbik machnął puszystym ogonem, a Balaj z wahaniem, bojąc się czy to na pewno zwierzę, a nie leśny Čort, ruszył za dzikim kotem, polecając się opiece Złotej Baby. Wracz i jego przewodnik długo kluczyli wśród strzelistych drzew, aż stanęli przed domkiem na kurzej nóżce. W pobliskim, zarośniętym chwastami ogrodzie, na ogołoconych z liści drzewach siedziały stada kruków i wron, zajadle kraczących, a pokryte mchem i porostami duże kamienie głupkowato śmiały się z Balaja, jednak czarownicy nie było w domu. Wtedy żbik wyciągnął nie wiadomo skąd gęśliczki i zaczął grać, jakby mu użyczył talentu Zwyrtał Muzykant, albo nawet sam Rigel. Gdzieś w oddali zawył polujący wilk – przyjaciel Szeptuchy, a nim jeszcze żbik skończył grę, na leśnym runie wylądowała miotła z siedzącą na niej 



czarownicą. Balaj słysząc opowieści kmieci, wyobrażał sobie Szeptuchę, jako ,,starą, brzydką i bez zębów'', gdy tymczasem ujrzał ją smukłą i piękną, młodą, o długich, ciemnych włosach. W jej wielkich, ciemnych oczach wesoło fikały dwa koziołki, a na palcach dłoni i stóp srożyły się czarne szpony jastrzębia. Szeptucha odziana była w szkarłatną suknię, a na czole nosiła srebrny diadem z odwróconym półksiężycem, podobnym do rogów. Zsiadła z miotły, pogłaskała żbika, zwanego Kosławem i ofuknęła ryczące ze śmiechu kamienie słowami: ,,Ciszej, głąby''! Balaj na znak szacunku przyklęknął i i jak nakazywał przedludzki obyczaj z ery dziewiątej ucałował kolano czarownicy.
- Porozmawiajmy w chacie – zaproponowała Szeptucha, po czym Balaj usiadł na jej miotle i razem zniknęli za drzwiami.
Dom wiedźmy oświetlały świece z trupiego łoju, takie jak te co płonęły w Dyskotece Pana Dżeka Piętro Niżej, a zaczarowany stół sam się nakrywał potrawami jadanymi przez królów i książąt, jak łapami niedźwiedzi, mięsem dzików i żubrów, pieczonymi żurawiami, licznymi rybami, ciastami, pasztetami, wreszcie winem znad Morza Śródziemnego. Pod stołem leżały lis i jeż czekając na ochłapy.
- Pytasz jak zbudować mechaniczne serce – zamyśliła się Szeptucha. - Ano, moja Boga, pani i założycielka Wielkiego Bogova, zaleca spalić żywcem niemowlę, obojętnie jakiej płci – Balj słuchał oburzony i przerażony. - Trza to zrobić o pełni Księżyca, kiedy to wilki i Neurowie wyją, recytując zaklęcie ułożone przez Czerwonego Wiaczesława Amosowa. Po spaleniu dziecka, jego szczątki należy zakopać w ziemi i podlewać je aż zrobi się błoto. W błocie tym, pani Boga (Voha) utworzy to, czego tak usilnie poszukujesz... - Balaj zerwał się na równe nogi.
- O, nie – zawołał – służę Złotej Babie, co leczy, a nie Losze, co zabija. W ręce wraczy i znachorów złotoskóra Pani i Lekarka złożyła życie i zdrowie chorych i ułomnych; nam nie godzi się zabijać, nawet pod pretekstem ratowania życia.
- Rozumiem was, wyznawców Ageja i Enków – rzekła wiedźma – ale gdyby to dziecię miało być porzucone przez rodziców, albo byłby to pancur? Nie wiecie, kumie, co to są pancury? Widziałeś w moim ogrodzie kamienie, które mówiły i śmiały się; ja zbieram je, gotuję w świętym garnku ze złota, a one mocą Bogi zamieniają się w niemowlęta. Takie dziecię, wygotowane z mówiącego kamienia to właśnie pancur. Żyją one krótko i są raczej przygłupie. Czy zakon Złotej Baby również ich życie uznaje za święte?
- Nawet gdyby pojawiło się rozwiązanie, niosące pokój i szczęście całemu światu – rzekł Balaj – a wymagałoby poświęcenia życia lub szczęścia choćby jednego dziecka, należałoby z niego zrezygnować – Szeptucha rozgniewała się w sercu na wracza, lecz nie okazała tego.
- Jeśli tak się litujesz nad niemowlętami, jest jeszcze inny sposób. W prastarej księdze królowej 



Malkiešy Lysarayaty, jest napisane, że aby uzyskać mechaniczne serce, trza ubić lutego potwora varcolaka, a jego serce przetopić w piecu jak złoto. Z tego co wiem, wylęgarnią varcolaków są ziemie między rzeką Volgą a Złotą Górą. Potwór tam grasujący pożera ludzi i ich trzodę, ale przecież Złota Baba uleczy rany swego wyznawcy.
- Jak wygląda varcolac? - spytał Balaj.
- Bestia przybiera różne postaci – zamyśliła się Szeptucha wkładając palec do ust. - Może być małym, czarnym dzieckiem, wychodzącym z mogiły by ssać krew dzieci Męża i Mążyny, umie zmniejszać się do wymiarów pchły, czasem przybiera postać różnych zwierząt, pod którą to postacią pije krew... Varcolac może być Neurem o łapach objedzonych z mięsa, a czasem wielkim jak smok rogatym wilkiem plującym ogniem; pół – trupem, pół – demonem powodującym zaćmienie Księżyca. Powiadają ludzie, że varcolakiem zostaje dziecię dziewiąte lub siódme z rzędu – wracz nigdy nie walczył z potworami i panicznie bał się ich. Nie chciał jednak zaprzepaścić szansy budowy mechanicznego serca. Po powrocie do Mošavy zamówił u płatnerza miecz i tarczę, oraz kupił konia, po czym wyruszył na wschód, na te ziemie, na których później król Orus, syn Wiła Sławicza założył Orland. Sąsiedzi Balaja mówili: ,,Zgłupiał do szczętu''. W czasie owej wędrówki, wracz nieraz musiał 



bronić siebie i konia Kasztanka przed okropnym lepierzem Lepirem; mającym kształty ludzkie, lecz z jego dziurawego jak gąbka ciała wylatywały roje wielkich much i bąków, mieszkającym w mogile 




ustrelem, co polował na ludzi i zwierzęta ogromnym, żelaznym łukiem (Balaj uciął mu okropną głowę), służebnicą Zarazy moravą, co nękała nocami ospą i bólem brzucha i wielką jak żubr pluskwą Muroną z Valachanu... Były to pierwsze zabite przez łagodnego i nieskorego do krzywdzenia wracza, potwory w życiu. Choć wcześniej nie brał udziału w boju, zwyciężał bo jego ręką trzymającą miecz Ładyn, kierowała czysta Dziewanna – Strażniczka Stepów. Śpiewano o nim pieśni, a lud mijanych siół i grodów witał go jak wysłańca Enków. Nawet biesogórscy rozbójnicy, zwani opryszkami, szanowali dziwnego wędrowca z Zachodu i nie napadali nań. Ludzie gościnnie przyjmowali go w swych chatach, wychodzili mu naprzeciw z chlebem i solą. Balaj nie przechwalał się swoimi zwycięstwami – zabijał potwory wyłącznie w samoobronie i nie uważał się za bohatera, czym jeszcze bardziej wzbudzał podziw swych gospodarzy. Przerażały ich jego pytania o norę varcolaka. Już sama nazwa kreatury budziła nieopisaną trwogę. Co sami ludzie, co jeszcze przed chwilą sławili męstwo swego gościa w starciu z lepierzem czy ustrelem, nie bardzo wierzyli w możliwość jego zwycięstwa nad lutym i jak im się zdawało – nieśmiertelnym varcolakiem, który tylu już chrobrych rycerzy wysłał do Nawi. Strach pożarł w nich nadzieję. Bojąc się zemsty potwora, nie chcieli wskazać Balajowi jego legowiska, ani tym bardziej towarzyszyć mu w walce. Jedynie chłopiec z plemienia leśnych ludzi, zahartowanych w bojach ze strzygami, sierota wychowujący się u rymarza z grodu Bolgat', imieniem Turowit zaprowadził pogromcę moravy o bladym licu i pluskwy Murony na step, gdzie pod jednym z kurhanów mieszkał przerażający sługa Rykara. Obaj szli, kiedy Swaróg gasił już Słońce, a na łowy wylatywały stada nietoperzy – dzieci Sirraha. Balaj proszony przez chłopca, opowiadał jak pokonał wielką pluskwę Muronę o stopach ropuchy, na której grzbiecie rosły wyjące psie głowy.
- To tu panie, mieszka Bestia o Wielu Kształtach – Turowit wskazał osrebrzone Lampą Wielkiego Chorsa kurhany. Nogi się pod nim trzęsły, lecz nie okazywał tego.
- Dobrze, dziecko – rzekł Balaj – siadaj na Kasztanka i wracaj do grodu, by się nie martwiono o ciebie – chłopię nie chciało opuścić męża, którego podziwiało. - Uciekaj, do kogo mówię! - skrzyczał go Balaj, a Turowit dosiadł jego konia i ruszył w stronę Bolgat'i . Nie ujechał jednak daleko; schował się za skałą i stamtąd obserwował mającą nastąpić walkę. Balaj, który długo nie chciał się zgodzić, by chłopiec mu towarzyszył, teraz padł na kolana i w imię Ageja prosił o pomoc Dziewannę – Strażniczkę Stepów i jej syna Miedwiedowa – Miecz Rozcinający Brukołaki i Ksykuny, Srebronia w Orlandzie i Roxie zwanego Chorsem, by jego srebrna lampa świeciła mu w boju, oraz córę Cara Księżyca, czystą Dziwicę – Mistrzynię Łuku i Miecza. Gdy skończył, podszedł do kurhanów i donośnym głosem wyzywał varcolaka na pojedynek ,,na śmierć, nie niewolę''. Minął kwadrans, gdy odpowiedział mu skowyt, taki jaki wydawały hieny północne, wśród których królowa Tatra rodziła swe dzieci. W mroku niby cztery złote gwiazdy zalśniły wilcze oczy i przed Balajem stanął stwór wzrostu dorosłego męża. Przypominał wilka, a jego ludzkie ręce i nogi były objedzone z mięśni i skóry i tylko ścięgna utrzymywały je w całości.
- Po kiego Čorta tu przychodzisz? - spytał varcolac.
- Przybywam położyć kres twoim rozbojom – odrzekł Balaj, który od ludzi z Bolgat'i nasłuchał się strasznych opowieści o srogim sąsiedzie.
- Czym ja pies, że idziesz na mnie z tym kijem? - varcolac wskazał paluchem miecz Balaja. - Zbliż się tylko, a wygryzę ci serce i wątrobę.
- Giń poczwaro! - wycedził wracz i natarł z mieczem na potwora, a ten zionął ogniem.
Varcolac okazał się przeciwnikiem znacznie poważniejszym od lepierza czy moravy. Walka toczyła się do północy. Balaj zmęczony pojedynkiem, przez nieuwagę spojrzał w ślepia wroga i ujrzał w nich pustkę. Już miał zapatrzony w złe oczy odrzucić miecz i dać się pożreć, gdy nieoczekiwanie, szukający mleka kóz lelek przeleciał koło niego tak blisko, że musnął twarz skrzydłami i tym samym uwolnił wracza od zgubnego czaru czterech ślepi. Balaj opamiętał się; ciął mieczem Ładynem i rozpłatał głowę varcolaka. Stwór padł na trawę i z sykiem zamienił się w chmurę cuchnącego, czarnego dymu. Medyk pojął, że Szeptucha oszukała go.

*



,, […] Rodzina Joldów – Włodzimierz, Mamielfa, Stanisław i Lilia zamieniła się w małże i też osiadła w morzu'' – opowieść Tatry na weselu Neurów.



Morze Joldów (Mare Joldis) obmywało brzegi Jutii, Bliskiego Zachodu, Aplanu, Burus, Orlandu, Oxlandu i Nürtu, oraz takich wysp jak Rana, Wolin – miejsce stworzenia Novalsa i Aivalsy, Usana, zwana Uznamem, czy Sarema – wyspa Oxiów; ludu o foczych głowach. Wpadały doń rzeki Odirna i Visana, a także przecinające Orland, Rzeka Welesa i Weleśnica, noszące swe nazwy na cześć pana Nawi. Na samym dnie wznosił się pałac władczyni mórz i oceanów Juraty, zbudowany z bursztynu; krwi jej siostry Mokoszy.



,, […] Pewnego razu [Świętowit] dał jej [Mokoszy] w prezencie zwierciadło, tak duże jak ona sama, Gdy się w nim przeglądała, ujrzała w nim kobietę; podobną do siebie, lecz jej włosy były czarne, a oblicze jakby surowsze, a przecież piękne. Mokoszy, Agej rzekł w sercu, że może ożywić tę dziewicę tłukąc lustro. Będzie to istota dobra, lecz tak jak najważniejszą cechą Mokoszy jest miłosierdzie, ona będzie przede wszystkim sprawiedliwa, ale hojna. Mokosza będzie opiekować się lądem i jego istotami, zaś ta niewiasta – Oceanem Ziemskim. […]. Krew wylaną przy rozbijaniu lustra, Agej zamienił w bursztyn […]. Potem Mokosza ofiarowała swej antytezie suknię z bursztynu [….]'' - Szczec Wyrwibadyl ,,Księga Latarnika, czyli Szafirowy latopis''.

Jurata – królowa Wszechmorza była oblubienicą Swaroga – Cara Słońce i matką Swarożyca – Cara Ognia. Służyli jej Anatolij Rdzeniejew – graf rdzy, co niszczy żelazo, Śledziura – mąż o głowie śledzia, utkany z wody Hetman Fal, żmij Lamia – namiestnik Morza Rajskiego, wielka jak smok, trójgłowa foka Ceta i większy od wieloryba, zielony Indrik, przez ,,Gołębią Księgę'' zwany ,,macierzą wszystkich zwierząt''. Jurata zrodziła wszelkie morskie istoty. W Morzu Joldów i na jego wybrzeżach widywano syreny, okeanidy przez Liteńczyków zwane czelticami, morskich mnichów i morskich biskupów (wśród tych ostatnich rybacy złowili posłańca wieloryba Kilu do Juraty i zanieśli go przed oblicze Lecha III i Tatry), krabby, kraxy, kraki, morskie upiory o głowach ptaków morskich, trytony, czarownice, w których oczach widać było koniki morskie, mające rybie ogony i płetwy wąpierze, mamuny, mory, satyry, syleny, morscy Arabowie, bezskrzydłe smoki, małpy morskie (syreny brzydkie), węże dłuższe od wielorybów, ogromne kameleony o czterech płetwach, morskie konie, jednorożce, pegazy, centaury, kozy, tury, łuskowate lwy bez grzywy, wodniki o spiczastych czapkach, mieszkające w pałacach ze szkła lub lodu, istoty podobne ni to do smoków, ni to do nosorożców, brodate stwory o ludzkich twarzach, krasnoludki przybrzeżne i morskie z rybimi ogonami i ogromne, krwiożercze ryby. Morze Joldów to także siedlisko luzonów, ulików, zwanych śledziami, dorszy, fląder, koleni, długoszparów, babek, węgorzy, łososi, węgorzyc, ślimaków, małży, meduz, ukwiałów, rozgwiazd, pąkli, garneli, krabów, morskich raków, fok, wielorybów, morświnów, mew, nurów, wodorostów i wszelkich innych istot, które wyszły z łona Juraty. Synowie Novalsa osiedlający się u wybrzeży jej królestwa żyli z połowu ryb i innych zwierząt, zbierania bursztynów, kupiectwa i piractwa. Szczególnie obawiano się korsarzy z Wolina, Velehradu i Nürtu. Ponoć Morze Joldów miało podziemne połączenie z górskim jeziorem Morskim Okiem w Montanii, bowiem w tym ostatnim znajdowano morskie potwory i wraki korabi.



Balaj stał na piaszczystym brzegu zasłaniając wstyd białą przepaską biodrową, a okazały rak morski obiecał przypilnować mu ubrań. Z zimnych fal wynurzył się przyjaciel wracza – luzon o imieniu Niżeniec. Luzony miały postać mężów o rybich ogonach, a ich niewiasty nie odróżniały się od syren, bo nawet ich głos był jednakowo piękny. Niżeniec wręcz zmuszał Balaja, by opowiadał o swych przygodach; wracz prawił mu więc o lepiącym się od tłustych much Lepirze, latającym na skrzydłach nietoperza i o moravie – służce Zarazy, nocami rozsiewającej ospę i ból brzucha.



,,Owa morava – niecnota – snuł opowieść Balaj – miała powierzchowność urodnej panny o skórze ni to sinej, ni to srebrzystej, oblepionej igłami świerku lub sosny i długich, czarnych włosach. Nosiła spódniczkę z żywych żmij, a z jej piersi tryskał kwas siarkowy....''

Balaj nagabywany przez luzona mógłby tak opowiadać jeszcze długo, lecz na szczęście, rak morski słowami: ,,Praca odwlekana jest nic nie warta'', przypomniał im o celu spotkania. Niżeniec dotknął mokrą dłonią twarzy Balaja wypowiadając zaklęcie pozwalające pozostawać mu bardzo długo od wodą, po czym obaj, polecając się opiece Juaraty, dali nura w sine, pokryte białymi falami morze. Człowiek i luzon płynęli ku piaszczystemu dnu, rozgarniając wodę rękami. Płynąc tak widzieli bliskiego krewnego salamandry – mogącego żyć w słonej wodzie, roślinożernego płaza zmieja – nosaka. Potwór ów był wielki jak morski smok, bez skrzydeł, przypominał siną lub czerwoną salamandrę w czarne kropki, na której łbie srożył się wielki, pochyły róg. Nieco dalej ujrzeli stadko morskich centaurów. Do pasa były ludźmi, a od pasa – jaszczurami o wrzecionowatych tułowiach, czterech płetwach i krótkich, spiczastych ogonach. Balaj wielce się zdumiał na ten widok, bo dotąd uważał zarówno zmieje – nosaki, jak i morskie centaury za istoty bajeczne. Wysypane srebrno – złotym piaskiem dno porastały łąki wodorostów, wśród których pląsały nereidy i oceanidy z morskimi satyrami, mającymi pioruny w rybich ogonach, pełno było kolorowych żyjątek jak ukwiały, czy serpule, wielkich, barwnych muszli, w których Jurata zaklęła upajające pieśni syren i czeltic, a w małej grocie zbudowanej z kamieni spał srogi krak – octopus, co jak wąpierz wysysał krew mnogimi przyssawkami. W gniewie istota ta stawała się czerwona jak król martwców Wieszczy, albo jak czaszka ażdachy. Gdzieniegdzie podowje i minogi buszowały po wrakach korabi, a na podwodnych wzgórzach wznosiły się domy wodników, luzonów i morskich rusałek, błyszczące jak gwiazdy bądź klejnoty. ,,Tak zapewne wyglądał Jarki Głaz, w który Jarowit uderzył gromkim piorunem, a Rodegast stalowym młotem – darem od Znaków Zodiaku. Z jego okruchów powstały wszystkie drogie kamienie; z samego rdzenia – białe alatyry'' – myślał Balaj podziwiając pałace z opalu, złotego koralu, topazu, diamentu... Wreszcie stopy człowieka stanęły na dnie, a luzon kupił za garść pereł torbę ze skóry smoka morskiego, a potem wskazał swemu przyjacielowi drogę wiodącą obok wzgórz. Minęli dom czarnoksiężnicy zbudowany ze srebra i alabastru, a może z białych szkieletów korali i sławiąc Juratę ujrzeli to po co przybyli. Z piaszczystego dnia wyrastało morskie drzewo. Jego srebrzysta kora była w dotyku miękka i jedwabista jak skóra pytona, liście połyskiwały złotem, a jego owoce to najprawdziwsze serca roztaczające rubinową poświatę. Serca Balaja i Niżeńca rozradowały się ty widokiem. Obaj nazrywali świecących owoców – serc, włożyli je do torby i wypłynęli na powierzchnię. Z wody wyskoczyło stadko morskich pegazów – białych koni o łabędzich skrzydłach i srebrzystych, rybich ogonach, których rżenie brzmiało jak dźwięk porcelanowych dzwoneczków. Gdzieś w oddali umierający łabędź zanosił pełną słodyczy pieśń sławiącą życie, a w promieniach Słońca wygrzewał się Psiogłowiec o rybim ogonie i zajadał na surowo morską kurę. Wracz i luzon wylądowali na pełnej białych muszelek plaży i w radosnym podnieceniu otworzyli torbę. Wielkie było ich rozczarowanie, gdy morskie serca zgasły, wyschły, niektóre popękały; okazały się do niczego. Balaj rwał włosy z głowy i przeklinał morskie drzewo. Po pożegnaniu z luzonem i rakiem, wyruszył za wielką rzekę Lebanę, aby w kopalniach, z pomocą dalekozachodnich karłów; braci Dvarfa i Zvergla, szukać czarodziejskich klejnotów zdatnych na protezy serca, ale i ten wysiłek spełzł na niczym. Niestrudzony lekownik wrócił na ziemie późniejszego Aplanu, a usłyszawszy pieśń dziada o Puszczy Stożarskiej, ,,gdzie serce bije w dziupli topoli'', udał się tam by je odnaleźć.

*



Leśne zwierzęta, Wiły i krasnoludki siedziały w mateczniku i śmiały się z trzydziestoletniego już człowieka, który zapamiętale przetrząsał wszystkie dziuple. Próżne były jego poszukiwania. W mroku dziupli świeciły oczy sów, rokit, czy leśnych Čortów, a raz wyciągniętą dłoń Balaja ugryzła wiewiórka, broniąca swych młodych. ,,Szszszaleju się objadł''! - syczał zaskroniec Had, konwersujący z młodymi żmijkami o niewolącym spojrzeniu gorejących oczu. Biedny wracz godzinami chodził od drzewa do drzewa i nic. Wreszcie stanął pod topolą, o której mówiła pieśń dziada Żytomierza. Odpoczął chwilę i prosząc o wsparcie Borutę i Leśną Matkę, zanurzył dłoń w czarnej dziupli. Mile się zdumiał gdy natrafił na coś miękkiego, ciepłego, na coś co się rytmicznie kurczyło i rozkurczało. Gdy to ujrzał, rozradował się wielce, aż gotów był tańcować. W dłoni miał żywe, człowiecze serce. A nuż w starych drzewach jest więcej takich skarbów? Lasy skrywają liczne tajemnice. Balaj już miał wyruszyć ze swym znaleziskiem w stronę Mošavy, gdy bezszelestnie stanęła przy nim smukła panna w białym gieźle. Jej oczy płonęły turkusowym ogniem, złote włosy wiły się i cichutko grały, a niezwykłą urodę mieszkanki matecznika podkreślały wianek z leśnych kwiatów i złoty pasek. Wracz pojął, że ma przed sobą rusałkę.
- Jestem Jaja (Yaya), córa Magdy – przedstawiła się nimfa. - To serce jest moje, czy możesz mi je oddać? - Balaj z żalem, ale bezzwłocznie zwrócił serce driadzie.
- Jaja... - zamyślił się. - Dość niezwykłe imię...
- Moja macierz nie mogła mieć dzieci i bardzo bolała nad tym. Błagała Mokoszę, a ona, Najpłodniejsza z Matek, zlitowała się i dzięki jej słowu wyklułam się z kaczego jajka jak pisklę. Moi rodzice byli ludźmi, ale gdy w dzieciństwie zbierałam jagody, zabłąkałam się, a Puszcza mnie pochłonęła. Córy Europy przygarnęły mnie i mocą ich krwi stałam się jedną z nich.
- Myślałem, że rusałkami stają się jeno topielice i dziewczynki w łonach topiących się matek – Balaj mało wiedział o ludach toropieckich.
- A ja kiedyś myślałam, że wodniki rodzą się z rzecznego mułu, bo tak mi moja starka prawiła – oboje roześmiali się.
- Czy jesteś wojowniczką? - spytał Balaj, bo słyszał, że niektóre waleczne dziewice trzymały swe serca w pewnym schowku, by ich im nie przebito w czasie boju.
- Nie – zaprzeczyła Jaja – jeno boję się by mi go nie ukradziono. Wszak kręcą się tu strzygi, wieżtyce, czy Starucha Mąk, której służą wilki i kociuby o wielkich głowach i długich zębach, co chodzą do ludzi i przędą... Raz jedna kociuba zostawiła palec w cieście i prosiła: ,,Oddaj paluszek''! Starucha Mąk ma na usługach nawet niektóre drzewa... Raz zwyciężyłam w walce na pięści domorosłego i zarozumiałego junaka, co chciał mej ręki – od tego spotkania Balaj i leśna rusałka zaprzyjaźnili się, a ich przyjaźń przerodziła się w wielką miłość. Wraczarz dowiedziawszy się, że Jaja pochodziła z sioła Kotłubowa, odnalazł jej starych już rodziców Magdę i Samika i wielka radość zapanowała w ich domu, z powodu powrotu zaginionej od lat córki. Okryci siwizną ojciec i macierz pobłogosławili swą córkę i jej narzeczonego do ślubu. W czasie wesela odprawianego w mošavskim domu Balaja, gości zabawiali żonglerzy, niedźwiednicy i pieśniarze znad Pečory, zwani skoromochami. Jeden z nich snuł opowieść o mieszkającej w Puszczy Stożarskiej, Starusze Mąk, co ludzi i zwierzęta dusiła długimi, obmierzłymi piersiami, a którą w ostatnich latach upiekł w jej własnym piecu, junak Gleb Florowicz z grodu Kamajeża. Wielka i piękna miłość płonęła w sercach Balaja i Jai. Jej uwieńczeniem był syn Zbigniew, któremu już w dorosłych latach, Złota Baba ofiarowała jaskinię lodu – panaceum, oraz córki Ziewonię, która została dwórką Dziewanny Šumina Mati i Piatkę – wielką znachorkę i jytnas. Jaja chętnie pomagała oblubieńcowi w poszukiwaniu mechanicznego serca. Dodam jeszcze, że na ich weselu były karły z Dalekiego Zachodu, przyjaciółki panny młodej – leśne rusałki i zwierzęta z Puszczy Stożarskiej, wraz ze swą księżną Ničką, oraz luzon Niżeniec z Morza Joldów, który przyleciał na smoku Wołosyni.

*


,,Nareszcie się ustatkował''! - mówili z ukontentowaniem jego sąsiedzi. - ,,Wreszcie zaniechał swojego szaleństwa, porzucił myśli o niebieskich migdałach''! Jednak Balaj nie wyrzekł się marzeń o mechanicznym sercu. Wreszcie widząc jego znój i pełne ufności modły, zlitowała się nad jego pracą sama Mokosza, dzięki której wstawiennictwu urodziły się Jaja i Tatra. We śnie, siostra Złotej Baby powiedziała mu z czego zbudować serce. Po pierwszy ze składników, kronometr zwany pospolicie zegarem, Balaj udał się aż do Zajęczan, bowiem w erze jedenastej ludzie nie umieli jeszcze budować takich urządzeń. Zajęczanie – stworzone przez łono Leśnej Matki istoty ludzkie o zajęczych głowach, mieszkali wówczas u wybrzeży Valkanicy, na kilku wysepkach na Morzu Rajskim. ,,Znów go kosy dziobały w głowę – mawiali sąsiedzi. - Biedna jego żona''! Po drugi składnik, Balaj udał się na Bliski Zachód; do owej krainy położonej między Lebaną a Odirną, aby zgodnie ze słowami Mokoszy w Lesie Czerwonych Mężyków (krasnoludków) szukać tajemniczego ,,Wszystkiego i Niczego''. Na straży owej ingrediencji stał potwór zwany lesiejem. Ów dziki, polujący na ludzi i zwierzęta, zwierz przypominał ni to północnego nosorożca, któremu odcięto rogi, ni to srogiego niedźwiedzia, ni to chomika większego od konia. Lesieje miały ogromne, wypełnione białymi kłami paszcze, którymi mogły połykać w całości psy bądź cielaki. Balaj nim wyruszył na Bliski Zachód, znalazł pod poduszką, urodzoną przez Mokoszę konwalię, którą miał uśpić strażnika. Lesiej rykiem zabijał leśnych ludzi i zwierzęta, a drzewa przyginał do ziemi, lecz Balaj zatkawszy uszy woskiem, ruszył ku kudłatej bestii, choć nogi pod nim drżały. Lesiej rozdziawił paszczę i rzucił się ku człowiekowi, a ten cisnął mu konwalię na język, czym od razu go uśpił. Kiedy zwierz przeraźliwie chrapał, Balaj ujrzał Wszystko i Nic jako kulę sinego światła. Wrzucił ją do worka i uszczęśliwiony wrócił do rodzinnej Mošavy, gdzie żona czekała na niego z urodzonymi pod jego nieobecność Zbigniewem i Ziewonią. Gdy medyk wrócił, Mokosza złożyła oba składniki i pobłogosławiła mechaniczne serce, by mogło przedłużać życie. Niestety, kiedy Balaj wyruszył z nim w odwiedziny do innych wraczy i znachorów, zatrzymał się w karczmie, gdzie okradziono go. Złodziej, gdy ujrzał w torbie serce, z odrazą cisnął je do bajora, a ten kto poświęcił życie na jego budowę nie zdążył skonstruować nowego bo zmarł. Był już bardzo stary.