niedziela, 13 grudnia 2015

Kukuł Wyrajokrążca





W krainie Rosz, to jest na rusickiej ziemi, nieopodal Srebrnej Góry miał swój zamek zwany Lamus, heros Jarogryf; mocarz biegły tak w magii jak w robieniu włócznią bądź toporem. Ruszając do boju zakładał zbroję z łusek czarnego smoka, zdobioną złotymi gryfami i wężami, a jego rumakiem był dywan latający zdobyty w dalekim Arabistanie, w ruinach Zapomnianego Grodu na pustyni. Za oręż służył Jarogryfowi miecz samosieczny i nabita ostrymi kawałkami krzemienia pałka samobijąca. Karmił i poił go stół co sam się nakrywał. Zamek jego pełen był cudów wszelakich. Jego mury zrośnięte były ze skórą srebrnego smoka o łusce twardej jak kamień i dodatkowo chronione potężnymi zaklęciami przeciw oblężeniom, zaś w szerokie, przepuszczające całe kaskady światła okna wprawione zostały szklane szyby ukazujące ruszających i mówiących jytnas i Enków. Nazywano je ,,wieszczymi szybami''. Zamek Lamus (Glamus) pełen był wykutych przez karły, albo i Greków marmurowych i eburnowych rzeźb o zachwycających, delikatnych kształtach, turańskich, słowiańskich, greckich, cipangijskich i nordyjskich zbroi, oraz wszelkiego oręża; spisanych na pergaminie, jedwabiu, palmowych liściach, glinie i papirusie ksiąg magicznych, poetyckich i naukowych z całego świata; czarodziejskich artefaktów, takich jak używane przed potopem na zamku Ossoria klejnoty wyświetlające słowa i obrazy, skóry pantercze, rogi bawołów z Afryki i inne łupy zdobyte podczas łowów, kiedy to Jarogryf stawał do zapasów z dzikim zwierzem okryty jeno przepaską na lędźwiach i uzbrojony w sam sztylet, oraz hałd złota i srebra wytwarzanych mocą kamienia filozoficznego. Nie mogę tu pominąć w swojej opowieści basenu z tańczącą, żywą wodą, która leczyła wszystkie rany i choroby, oraz zapewniała wieczną młodość, a także licznych jak gwiazdy na niebie komnat, któe prowadziły bądź to do miejsc odległych w czasie lub przestrzeni, a nawet do innych światów, o których prawią fantastyczne książki. Owe portale otrzymał Jarogryf w darze od Boruty, który dysponował podobnymi w Rokitnickim Siole, w zamian za zapas starego jak świat wina z Madunii, albo z Multanii. W piwnicy zamku Glamus stała pokryta kurzem i pajęczynami wielka maszyna z wiertłem i gąsienicami jak u czołgu, napędzana olejem rzepakowym, a służąca do penetrowania Świata Podziemnego. Zbudował ją inżynier Toltec (Toltecus) z Atlantydy. Jarogryf nie garnął się do ludzi, milsze były mu łowy i czytanie ksiąg poetyckich, jednak okazywał wielką życzliwość ubogim i nieszczęśliwym zabłąkanym na jego włościach. Karmił głodnych, leczył chorych, a nawet wyjednał u Swaroga odwołanie suszy.




Żył samotnie od lat trzystu i trzystu, aż któregoś dnia zapragnął mieć żonę. Choć podobał się licznym niewiastom, nie tylko tym ludzkim, swoją uwagę skupił na Polanicy, córce Ilji Muromca. Jej ojciec spłodził ją w jednym z mijanych zimowników na stepie, po czym odjechał zostawiając pierścień mający służyć rozpoznaniu po latach. Matka nadała jej dumne imię, oznaczające w mowie słowiańskiej Amazonkę i nauczyła nienawidzić mężczyzn. Polanica wyrosła na pannę wysoką i smukłą, o wielkiej sile, zręczności i odwadze. Jej włosy opadały do pasa lśniącą, złotą kaskadą, oczy zaś miała błękitne. Nosiła przepaskę z niedźwiedziej skóry, napierśniki z karaceny, oraz niczym królowa rusałek Nastazja z ery dziewiątej – naszyjniki z kłów i pazurów ubitych przez siebie dzikich zwierząt, wrogich wojowników – Scytów, Kimerów i Muromców, oraz strzyg, kikimor i innych potworów. Jej białe ciało celtyckim zwyczajem pokrywały malowidła wykłute siną farbą, nie mówiąc już o złotych ozdobach zrabowanych z kurhanów scytyjskich królów. Jak prawdziwa Polanica, ta, która znała swego ojca z pieśni skoromochów, lepiej od niejednego junaka władała każdym rodzajem broni – mieczem, szablą, maczugą, młotem, toporem, włócznią, sztyletem, arkanem, a w szczególności łukiem, oraz jeździła konno, pływała, biegała, oraz walczyła w zapasach lub na pięści. Całe dnie spędzała na stepie polując z sokołami, lub broniąc karawan kupieckich przed Scytami i Tartarami. Czasem udawała się w dalekie strony – do Wałdaju, gdzie zabiła wielkiego, szarego jaszczura Bokruga z jeziora Brosło, do Elamu, Lemurii, Sundy, na daleką, rodzącą przyprawy wyspę Dżawę, do Bharacji, Ofiru, gdzie na oczach króla dogoniła i skrępowała arkanem rozpędzonego strusia, na wyspę Mu, do ziemicy Hiperborejczyków, gdzie zamożni ludzie znudzeni życiem zabijali się skacząc ze skał, bądź z dachów, na archipelag Lyonesse (Lonia, Loniya), z którego pochodził waleczny Tristan, do Mogol – Tartarii i Sinea, do celtyckiego grodu Ys nad Atlantykiem, gdzie biły porcelanowe dzwony i gdzie słowiańską wojowniczkę przyjmowała królowa – dobra czarownica Dahud (Daguda).... Polanica poszukiwała rosnącej w ziemi jak trufle kości słoniowej w mroźnym chanacie Sybir – Tartarii, była w Grecji i nad rzeką Nilus (jako pierwsza z białych dotarła do jego źródeł), żyła wśród dzikich, praktykujących mroczne kulty Piktów z Alby i wśród druidów w Irlandii. Przemierzyła też całą Sklawinię, ziemice Bałtów, Turan i Iran, a jej odwaga zawstydziła najmężniejszych. Porównywano ją do królowych Tatry i Ruty, które również wiele podróżowały dokonując bohaterskich czynów. Dla mężów miała w swym sercu jeno pogardę. ,,Twój ojciec obiecał wrócić, gdy skończy się wojna dziesięciu kniaziów przeciw imperium Kimerów. Wojna się skończyła, przeżył ją, a mimo to złamał przysięgę. Nie jest godny zaufania'' – mówiła jej matka. Wielu młodzieńców ubiegało się o rękę Polanicy, lecz ona albo ich wyśmiewała, albo zabijała uprzednio skalpując, gdy nie byli w stanie zwyciężyć jej w zawodach sportowych.




Tymczasem z woli Mokoszy tak się złożyło, że pojąć Polanicę za żonę zapragnął witeź i czarodziej Jarogryf, pan na zamku Lamus, w miejscu gdzie padał cień Srebrnej Góry. Na próżno starał się pozyskać jej sympatię, obdarowywał ją barwnymi sukniami z drogiej tkaniny z Sericum, jabłkami w lukrze i spisanymi w greckiej mowie wierszami na jej cześć. Nie pomagały też wymyślne ozdoby z szylkretu z Sinea, kości słoniowej z Nubii, Axum i Merunu, gdzie żyły ngoubou, obszyte gronostajowym futrem atłasowe płaszcze z Fryzji, bursztynowe nawęzy znad Morza Srebrnego, pachnidła z Arabistanu, szmaragdy z Pasma Gorynycza, wachlarze z pawich piór z Bharacji i Seylanu, a nawet ułożone do polowań białozory z Ultima Thule. Polanica, panna o sercu dumnym i hardym, dla której tylu junaków postradało życie, pokochała Jarogryfa dopiero wtedy, gdy ów zleciał z nieba wprost na jej podołek pod postacią zabiedzonej kukułki, ściganej przez ulewę i drapieżne ptaki. Wojowniczka zlitowała się nad ptaszkiem – ogrzała go pszytulając do piersi i zaniosła do swego zimownika na stepie, aby osuszyć go przy ogniu. Choć była twarda, pyskata i nieskora do sentymentów, teraz sama nie do końca wiedząc dlaczego, długo gładziła miękkie piórka kukułki, przemawiając do niej czule jak do dziecięcia. Gdy zaczęła się jej zwierzać, że w głębi duszy chciałaby być matką, ale nie może być, bo jeszcze nie spotkała junaka, który pokonałby ją siłą lub fortelem (nie należy tu brać pod uwagę pewnego wojownika i maga, który dostał się do jej chaty przez piwnicę za pomocą skonstruowanej przez Atlantów maszyny wiertarkowatej do podróżowania po podziemiach, bowiem techniką Polanica zwyczajnie gardziła, jako rzekomą sprawką sił nieczystych). Gdy tak, owa nieznająca strachu niewiasta żaliła się suchej już kukułce, przy akompaniamencie ulewy i trzaskającego ognia w kominku, ptak w chwili gdy uderzył piorun przybrał postać Jarogryfa. Dotychczas Polanica zagradzała jego zaloty niegodnymi damy przekleństwami, przy których zarumieniłby się niejeden szewc, a nawet wybijaniem zębów, teraz jednak poczuła, że go kocha – tak po prostu, za to tylko, że jest. Ona i Jarogryf w milczeniu wyszli za drzwi, nabrali w dłonie rozmoczonej ziemi i wobec Mokoszy: Wiążącej Stadła Małżeńskie, przysięgali sobie dozgonną miłość i wierność. Gdzieś w oddali rozległ się grzmot na znak, że Enkowie błogosławią nowożeńcom, ci zaś w mroku chałupy na wilczych skórach konsumowali swój związek. Jarogryf zabrał Polanicę na swój zamek, a rok później, gdy na nocnym niebie gwiazdy ułożyły się na kształt okrętu, urodził się im syn, który otrzymał imię Kukuł. Wsławił się dalekimi podróżami po odległych; dzikich i palonych Słońcem stronach, takich jak Ofir w Afryce, otrzymał przeto przydomek ,,Wyrajokrążca'' (Cuculus Orientopleusta).


*



Na Łysej Górze, albo jak podają inni autorzy na małej wysepce na rzece Tinerpie, w miejscu, gdzie na początku ery trzynastej król Kij, syn Rusa wzniósł gród Dendropolis, w czas przypadającego na pełnię Księżyca sabatu czarownic – tańce, hulanki, swawole. Wszystkiego tu nie powiem, po prostu dla przyzwoitości, bo nagie i bezwstydne niewiasty złej magii oddane, pijące czarne wino z trupich czaszek i ptaszące się z Čortami, dawały przykład sprośności. Jedna z nich imieniem Głubinia (Głuba, Głubczyca); gamratka wielce urodna, o skórze miękkiej jak atłas i gorącej jak kartofel wyjęty z ogniska, przyniosła wiklinowy koszyk pełen (wstyd to mówić!) świeżych i żywych męskich członków sromnych. Odjęła je z ciał ich właścicieli za pomocą sromotnej magii, a teraz z dumą pokazywała swój łup innym czarownicom, które pochylały się nad nim cmokając z ukontentowaniem.
- Cenne jest moje trofeum – rzekła Głubinia – ale nigdy się nie dowiecie jak bardzo, ha!
- No powiedz, Głuba, nie bądź tym co ryje! - nalegały jej koleżanki.
- Oto kiep samego grafa Jarogryfa Srebrnogórskiego! - wiedźma z nieukrywaną dumą ujęłą w dwa palce zakończone orlimi szponami, dorodny członek wijący się jak robak.
- Piękny – rzekła Kulcza, rudowłosa o maślanych oczach. - Chętnie bym go rozdeptała, słuchając z lubością jak pęka z trzaskiem pod mą stopą jak kiełbasa w ogniu, odgryzłabym mu napletek, albo cisnęła do ogniska, ażeby upokorzyć te wszystkie szowinistyczne, męskie świnie i ich Ageja, który każe nam tkać, prać, gotować, rodzić i niańczyć głupie i niepotrzebne bachory, podczas gdy zajęciem niewiasty wyzwolonej jest czcić Czarnoboga, czarować, latać na miotle, latać na miotle, odbierać krowom mleko, powodować poronienia i po opiciu się uzwarem nago tańcować przy Księżycu! - dodała mściwie, zaś Głubinia cofnęła rękę ze wstydem.
- Ja w to nie mogę uwierzyć – rzekła inna czarownica, Lasota z Bochni – wszak Jarogryf jest wielkim czarodziejem, pogromcą Čortów i straszydeł, on jest po prostu zbyt potężny, aby mogło go to spotkać.
- Już nie – rzekła Głubinia. - Założył rodzinę, spłodził syna, a jakiś czas potem stracił swe moce. Wyłysiał jak kolano i pogrążył się w tak strasznej apatii, że nawet najlepszy błazen Tirs – Ciaruszek nie zdołałby go rozśmieszyć. O! Teraz głosy w głowie mi mówią, że przed chwilą skonał, a ta jego żonka, Polanica, kazała wraczom otworzyć mu trzewia, by zobaczyć jego serce, a to było czarne jak rzyć Murzyna, hi, hi, hi! - czarownice wyły ze śmiechu.
Sabat trwał jeszcze długo, zaś na wyniosłym zamku Lamus, stara piastunka Kukuła mówiła do kucharki, kobiety z ludu tak jak i ona.
- Trza było zostawić czarodziejstwo czarodziejskim istotom, bo nie jest to zajęcie dla ludzi - ,,i miała rację'' głosi średniowieczna glossa w jednym z przechowywanych na Wawelu zapomnianych rękopisów.





Po śmierci Jarogryfa dla zamku Lamus nadeszły ciężkie czasy. Ze stepów semickich przybyły imperialne wojska Analekitów, w których żyłach płynęła krew olbrzymów, Hiramitów i koczowniczych Setytów z pustyń i zalała rusicką ziemię niby powódź. Analekici mający słonie, tarany, a nawet prymitywne działa z Sinea, oblegali zamek Lamus, któego nie chroniły już czary Jarogryfa i zburzyli go, po uprzednim dokładnym złupieniu. Polanica zmarła od licznych ran zadanych strzałami, przed śmiercią ubiwszy tuziny wrogów ciężkim toporem na długim trzonku.
Jej syn Kukuł przeżył jako jedyny z mieszkańców zamku uprowadzony jako niewolnik do Bard – abarduru; stołecznego grodu imperium Analekistanu. Razem z innymi słowiańskimi niewolnikami, któregoś dnia zabił w czasie uczty Bozdrasza; króla Analekitów i Mezdreusza; króla Hiramu, oraz czternastu szejków setyckich, którzy kazali Słowianom dla swej uciechy naciągać ciężkie łuki z bawolich rogów, należące niegdyś do olbrzymów. Junacy podpalili zamek Magaal, w którym służyli mordercom swych rodzin, po czym po wielu przygodach i potyczkach dotarli do Sklawinii. Przyłączyli się do powstania, na którego czele stał kniaź Złotomor i po trzech latach zmagań wypędzili najeźdźców. Kukuł Jarogryfowicz na nadanej przez zwycięskiego Złotomora ziemi postawił sobie dworzec, który wyposażył w trzy bramy; złotą dla władców, kryształową dla rycerzy i cynową dla prostego ludu. ,,Wszystkie hierarchie są niebiańskie – mawiał - jeno u Čortów wszyscy są równi''. Kukuł podobał się niewiastom. Był młody i silny, miał jasną cerę, długie włosy skręcone w złote loki, oczy zaś duże i niebieskie. Wybornie władał mieczem i łukiem, jeździł konno na rumaku o wypielęgnowanej, złotej grzywie i ogonie; umiał też układać pieśni, oraz polować na tury z Multanii i żubry z Madunii. Ujmował swoją dwornością i biegłością w ars amandi – miał wiele kochanek, co ukrywał przed innymi bojarami. Gnuśniał nie mając wroga, z którym mógłby walczyć. Lubiany i szanowany za swe chrobre czyny sprzed lat, zabijał teraz nudę odwiedzając cudze żony i równie namiętnie grając w karty – nową grę, która przybyła znad rzeki Nilus. Pędząc w ten sposób rok za rokiem, przysporzył sobie długów karcianych i wrogów – szukających pomsty carów, kniaziów i witezi, którym przyprawił rogi.
Z ich powodu opuścił Sklawinię w wielkiej niesławie i szukając przygód zawędrował aż do Ofiru w Afryce. Zaskarbił sobie łaskę króla Ormenazdara, który z niewolnego gladiatora, co rozdarł na arenie mangustę olbrzymią, uczynił Kukuła Wyrajokrążcę pierwszym z książąt, nadał mu herb przedstawiający złote oko na czarnym polu, obdarował stadami bydła i zastępami pięknych niewolnic. Jako książę Ofiru po latach spotkał jako przybysza innego Słowianina; ślepego Dziuka z Wieńca (Diuka Stiepanowicza). Powodowany jakąś dziwną płochością miast przyjąć go z należytą gościnnością, począł go nękać zmuszając do brania udziału w nikomu niepotrzebnych zakładach, które sam przegrywał. Karą za ich przegranie (dotyczyło to przeskoczenia konno rzeki i zwodów w to komu wystarczy ubrań do codziennego zmieniania) miało być ścięcie głowy, lecz zwycięski Dziuk z Wieńca za każdym razem darował mu życie. Gdy na tron w Ofirze wstąpił nowy król, nakazał opuścić swe ziemie wszystkim ludziom białej rasy, zabraniając im zabierać jakiekolwiek kosztowności. Kukuł Wyrajokrążca, niczym żyjący tysiące lat później pewien Analap, co przywiózł żonę z Bohemii, opuścił niegościnny kraj wozem zaprzężonym w woły, zaś wydrążone w środku koła napełnił złotem. Dmny z tego wyczyny zmienił sobie herb.





Opuścił Afrykę i udał się do Azji. Nad rzeką Hermos, w krainie obfitującej w złoto, poślubił miejscową królową Lidię, w której żyłach płynęła krew rusałek; pannę nie tylko urzekająco piękną, o twarzy jasnej jak Księżyc i czarnych włosach; długich a kręconych, ale i odważną, mądrą, sprawiedliwą i mądrą. Ona to została wybrana na królową po tym jak ubiła włócznią nękającego miejscowe plemię Lidów, mające swe osady między królestwami Karów i Myzjów, olbrzymiego zielonego węża o lwiej głowie. Potwór ten mieszkał w rzece i od czasu do czasu porywał ludzi i ich zwierzęta. Kukuł zostawszy królem, zasiadającym na tronie w założonym przez siebie grodzie stołecznym Sardes, zjednoczył okoliczne plemiona, a założone przez siebie państwo nazwał na cześć żony Lidią (Lidiya, Lidistan). Jako następca pozostawił po sobie syna Atyadesa, założyciela nowej dynastii, a gdy umarł śmiertelnie raniony na polowaniu na dzika, opłakiwały go wyłącznie niewiasty.







O Kukule Wyrajokrążcy jako o swym przodku i opiekunie z dumą opowiadał lidyjski król Krezus, od którego bogatszy był tylko Midas, władca Frygii. Sława po nim zachowała się długie wieki w Roxie i na Rusi, a nawet dotarła do uszu Mikołaja Reja.