piątek, 11 kwietnia 2014

Ilmena


,,Nietoperz to je nadprzyrodzune
Bo śpi głową w dół
Gdyby tak konia powiesić
Toby nie spał
Boby mu w głowie pękła żyłka'' – ,,O Robokach''


Po upadku Neurowa (Neurystanu), Enkowie zgromadzili się na wiecu, by radzić co dalej robić ze spustoszonym światem. Mokosza wpadła na koncept, by stworzyć rasę, której przewodziłyby niewiasty, mając nadzieję, że zapobiegnie to wojnom, które tak rozdzierały serce jej siostry Dziewanny. Przedstawiła swój koncept Agejowi, który się zgodził, pod warunkiem, że ,,zarówno mąż jak i niewiasta będą jednakowo wartościowi i będą wzajemnie się uzupełniać''. Oblubienica Świętowita w ruinach zajęczańskiego grodu Poliochni na wyspie Lemnos na Morzu Rajskim urodziła pierwszą rusałkę i pierwszego wodnika. Córkę nazwała Europą, a syna – Bałkanem Łobastą.


,,Dziwne to były dzieci! Miały ludzką postać, ogniste oczy, płuca i skrzela, niebieską krew i potrafiły odtwarzać utracone części ciała niczym stułbie […]. W czaszkach miały malutkie, kolorowe i świecące kamyki, zwane nimfolitami. Miały kształt serca. Podobne (drakolity) znajdowały się w czaszkach smoków. Nimfolit (w jednej z legend dar smoczycy Altairy) umożliwiał rusałkom i wodnikom zamienianie się w Światło. Był to błędny płomyk; te, które widywano na bagnach to właśnie Światła. Pod tą postacią Europa i Bałkan Łobasta spali wisząc nad wodą. Zarówno drakolity i nimfolity były potem poszukiwane przez ludzi'' – M. Rymwid ,,Nymphologia''.


Gdy wodnik i rusałka dorośli, pobrali się i mieli dzieci w liczbie osiemdziesięciu (czterdzieści rusałek i czterdziestu wodników) – nie było wówczas innego sposobu, aby się rozmnożyć. Rusałki i wodniki miały przed sobą 900 lat życia, a ich wygląd do końca był młody i piękny; jedyną oznaką starości; czasu mądrości, lecz nie cierpienia, było znamię w kształcie barwnego deltoidu między oczami. Oblubieńcy ułożyli język i pismo zwane toropieckimi, a Bałkan Łobasta budując dom nad jeziorem założył podwaliny grodu stołecznego zwanego Toropieck, a było to na ukraińskiej ziemi.


,,Dzieci Europy i Bałkana nosiły drogie, niedostępne nam stroje z zamorskich i czarodziejskich tkanin zdobione złotem, srebrem i kamieniami. Ulubionymi kolorami były biel, zieleń i błękit'' – M. Rymwid ,,Nymphologia''.

Pierwszą królową była Anej I, a jej następczynie to Anej II, Aradvi i wiele innych, aż do Goplany III. Aradvi jako pierwsza od czasu Jiwóna i Starego Frëca, przemieszczała się w czasie, a robiła to za pomocą wehikułu długiego i szerokiego jak pięć rydwanów. Podczas tych podróży, regencję sprawowała jej przyjaciółka, rusałka Żywka. W owym czasie widziano przeprawiającą się przez Jezioro Toropieckie (Toropiecka Lykanus) ubraną w kir pannę, która wymachiwała chustką z krasnej kitajki, a na jej czarnej jak pkieł kosie siadywały białe motyle. Wielka trwoga zatrzymała tańce i uciszyła śpiewy wodnych nimf i ich braci. Nawet zwierzęta w lesie i jeziorze znały imię nieproszonego gościa. Brzmiało one – Zaraza – Morowa Dziewica...

*



W Toropiecku, najada Atalissa poślubiona wodnikowi Powale, macierz licznych dzieci urodziła kolejną córkę, której nadano imię Ilmena. W chwili gdy się rodziła na dnie jeziora, gdzie zwykle rusałki wydają na świat swe pociechy, noc walczyła z porankiem o panowanie w przyrodzie. Brzegiem jeziora skradał się wąpierz, lecz zauważył go kogut i jak się nie rzuci! Piejąc zaciekle tak dziobał wampira – marudera, że na jego białej jak kreda skórze, ukazała się czerwona, zgniła i zatruta krew. Wąpierz z rykiem szczezł, a kogut wskoczywszy na płot z triumfem obwieścił kolejne rozpalenie Słońca na niebie przez Swaroga. Tymczasem łono Atalissy opuściła córka. Ilmena nie wyróżniała się niczym szczególnym od innych nimf; w jej urodzie i głosie nie było najmniejszej skazy, lecz dla rusałek piękno jeszcze większe od piękna ludzkich niewiast, podległych starości, było czymś zwykłym. Tak jak jej siostry całymi dniami pływała w jeziorze i biegała po lesie, tańczyła zwiewna jak mgiełka, śpiewała głosem pięknym jak u syreny ku czci Ageja i Enków, a zwłaszcza Mokoszy. Jej podobne do jedwabiu włosy barwy złota i miedzi, zdobiły najpiękniejsze kwiaty Toropiecka i cichutko grały najpiękniejszymi melodiami. W dzień niezmordowanie huśtała się na huśtawkach zwisających z konarów dębów, a wieczorem słuchała baśni i legend z wypiekami na policzkach delikatnych jak płatki róży. Otaczała ją miłość całego rodu i przyjaźń innych rusałek, wodników i wszystkich zwierząt. Toropieck był grodem całkiem dużym jak na owe czasy, bo liczył tysiąc mieszkańców. Widywano w nim białe rusałki z Visany i miejscowe, śniade z Nilusa, brązowe z Gangosa, hebanowe z Samfesy, żółte z Mekonhy, ale też Wiły – prawie równie urocze jak rusałki, lecz jedną nogę mające jak kozy, Świtezianki przybyłe kupować perły, czeltice, czyli okeanidy, stare imadre baby wodne, zagorkinie – niewiasty z głowami kozic, śliczne panny wodne, podobne do żab wodniki z Ojcowa, Centaury za opłatą przewożące na swych grzbietach, satyry, syleny, hobbity, liczne zwierzęta, krasnoludki, żmijów, leśnych ludzi, elfy, chochliki, ogry i wołaki, brzydkie i ordynarne dzikie baby, Lynxów i Neurów, którzy przeżyli kataklizm, Oxiów, Wydrzan i wiele innych żyjących w przykładnej zgodzie. Ulubieńcem dzieci był stary olbrzym Lemież, o długich, siwych wąsach, z których rzekomo magiczną sztuką, budował mosty z cukru i ciasta, które potem miały się zamieniać w chmary białych i czarnych gołębi. Jednak Ilmena najbardziej lubiła słuchać 

opowieści starego hobbita Horsy z dalekiej wyspy Britainy. Horsa miał długą, siwą brodę, a należał do istot, które Słowianie nazywali niziołkami z racji wzrostu niższego nawet niż u krasnoludów (nie mylić z krasnoludkami). Stary niziołek wędrował po całym grodzie stołecznym, opowiadał różne historie i sprzedawał obwarzanki. Otrzymał przydomek Horsa Bomż. Pewnego razu Atalissa i Powała przyjęli go na ucztę nad brzegiem Toropiecka Lykanus. Ich dzieci z niecierpliwością czekały na opowieści.
- Kto chce słuchać, niechaj nadstawi ucha! - zaczął Horsa Bomż i nawet ptaki zdawały się go słuchać. - Daleko, daleko stąd, za rzeką Roxyzorem, co nosi swe imię od chrobrego króla Lynxów, w przepastnej puszczy leży wielkie i głębokie jezioro Nordlin. Pewnego razu, panie białopolskie ujrzały jak z jeziora wyłazi karaluch, wielki jak smok i ryczący jak byk. Nie dość tego! Jezioro zabulgotało i wylazł z niego drugi potwór. Takie jak on, żyły pospolicie w trzecim eonie, kiedy to światem trzęsły smoki. Była to żmija długa jak ,,ogonek'' dziesięciu turów i mająca cztery łapy i dwa mózgi. Z jadowitej paszczy wydobywał się ogień. Tak oto stanęły do boju dwa potwory z jeziora Nordlin... - młodsze rusałki i wodniki z piskiem przerażenia pochowały się do wody, aby potem wyjść z niej, śmiejąc się ze swego strachu.
Ilmena siedziała i dygotała, po raz pierwszy poczuła strach. Horsa został jeszcze trochę, po czym poszedł dalej; choć proponowano mu by zamieszkał w jeziorze lub szałasie na jego brzegu. Kiedyś jakiś wodnik z rodu Hestermanów zarzucił mu, że niepotrzebnie straszy dzieci. Na to niziołek: ,,O nie, panoczku! Baśnie są równie naturalne jak chleb i mleko. Dziesięciogłowy smok jest strasznym potworem, lecz jeszcze straszniejszym będzie dziecię, które o nim nie usłyszy''! Tak wśród czułości i zabaw upłynęło błogie dzieciństwo Ilmeny, która teraz była już panną, za którą oglądały się wodniki i satyry. Jednak nieoczekiwanie w Toropiecku zagościła Zaraza, a z nią dwa psy; czarny dźwigający kosę i bura Morowa Suka. Życie nie miało już być takie jak drzewiej...

*

Regentka Żywka z poświęceniem sprowadzała wraczy, znachorów, zamawiaczy i szeptunów, lecz na próżno! Śmiech, taniec i śpiew opuściły nieszczęsną stolicę. Ciała rusałek i wodników, ale też pokrewnych im istot jak Wiły, panny wodne, zielonki, czerwone baby, czy łaumy pokrywały białe strupy, wyglądem i smakiem przypominające sól. Aby je zdrapać, musiały być dostatecznie dojrzałe do odpadnięcia, ale nieszczęsne istoty zdążyły już umrzeć. Żywka w pełni świadoma niebezpieczeństwa zarażenia, z oddaniem pielęgnowała zarażonych, wcześniej namaściwszy się kremem z sadła psa i zająca (ludzie nie mają co próbować takich środków, choćby dlatego, że ich choroby są inne niż choroby rusałek). Część mieszkańców grodu opuściła go w popłochu, inni szukali zapomnienia w rozkoszach, jeszcze inni próbowali pomóc chorym. Zarówno Atalissa i Powała, ich najstarsza córka Natala, oraz Owidia (Ovidiya) posługiwały 



przy chorych, razem ze złotowłosą Wiłą Oriolą, przez Słowian zwaną ,,Wilgą'', Gonczarem Onocentaurem i rogatym psem Gnębonem Ryczymordą. Ilmena o sercu czułym i wrażliwym na każdą krzywdę, też chciała pomagać, lecz zabroniono jej. Przysłużyła się natomiast darciem szarpi. Królowa Aradvi wciąż przebywała w erze trzeciej, a Zaraza śmiała się i pląsała wśród białych motyli, radując się z wyrządzonych krzywd. Tak obywatelom Toropiecka mijały dni wśród lęku i żałoby, ale choć Čorty bardzo się starały, nie potrafiły odebrać im całej nadziei. Ku Koronie Wielkiego Dębu niosły się błagania: ,,Goicielko Ran, ulituj się nad nami''! Mokosza płakała nad cierpieniem swych dzieci, a jej łzy w postaci deszczu chłodziły rozpalone ciała i rozmywały część słonych strupów. Jednak to nie jej było dane ocalić Toropieck, choć pragnęła tego. Nie mogła pomóc wszystkim, bo Čorty buntowały przeciw niej poddanych królowej Aradvi i część z nich poczęła wątpić w ocalenie. Jednak Agej zostawił im otwartą furtkę ocalenia... Rusałki i wodniki paliły swych zmarłych na stosach, a popiół i kości chowały w glinianych urnach, czasem pod kurhanami. Jednak w czasie tej zarazy wiele ciał w ogólnym zamęcie porywały strzygi, lub koszmarne ghule, przybyłe aż z księstwa Nabatei.

*

To był ciężki dzień wypełniony charczeniem umierających. Cała rodzina Ilmeny odpoczywała na dnie jeziora, ukryta w gąszczu wodnych roślin. Ilmena i Agafia nie mogąc zasnąć, wynurzyły śliczne, zdobione klejnotami główki na powierzchnię. Nie zważając na grasujące strzygi, wąpierze, gobliny i srożyce wyszły na ląd i skierowały się w stronę lasu. Dmuchnięciem wysuszyły swoje ociekające wodą, białe sukienki z atłasu przetykane złotymi i srebrnymi nićmi i złapały się za ręce, aby się nie zgubić. Już miały minąć pierwsze drzewa, wśród których gałęzi tak lubiły drzemać w upalne południa, gdy w ich stronę podleciał jakiś zwierz. Zawisł w powietrzu na wysokości ich ślicznych twarzyczek i wówczas siostry spostrzegły, że mają przed sobą nietoperza. Wielu ludzi bało się tych zwierząt myśląc bez pokrycia, że wkręcą się im we włosy i porwą ich dusze do Čortieńska, lecz rusałki i wodniki nie bały się zwierząt, a zwierzęta ich.
- Dobry wieczór panienkom – przywitał je nietoperz – powinny panienki uważać, bo wraz z Zarazą ściągnęło do Toropiecka wiele wrednych stworów lubiących małe dziewczynki. Mnie nie musicie się obawiać. Jestem Szątopierz, syn ojca wszystkich nietoperzy Sirraha, syna Boruty i Dziewanny Šumina Mati.
- Jestem Ilmena, a to moja młodsza siostra Agafia – przedstawiła się rusałka.


- Agej mówił mi jak można pokonać Zarazę – oznajmił Szątopierz. - Otóż daleko na wschód, za puszczami i rzekami, u stóp Złotej Góry znajduje się chata Złotej Baby. Ona to jako jedyna Enka podlega starości. Umie leczyć wszystkie choroby i z mandatu Ageja patronuje wraczom i znachorom. Agej chce, abyś ty Ilmeno i jedna z twych sióstr udały się ją sprowadzić.
- A skąd mamy wiedzieć, że pan nas nie zwodzi? - zapytała Agafia licząca sobie szesnastą wiosnę życia.
- Dobrze, że panienka o to pyta – pochwalił nietoperz – bowiem nie każdy kto mówi o Ageju, działa dla niego. Mam przy sobie piernacz mego ojca Sirraha, który będzie prowadził Ilmenę w dzień, kiedy ja będę spał – to mówiąc Szątopierz pokazał trzymaną w łapce kurzą kostkę, oprawioną w złoto i zdobioną małymi diamencikami. - Powiedzcie o tym ojcu, macierzy i siostrom, jeszcze uprzedzę ich przez ryby. A teraz wracajcie na dno jeziora i wyśpijcie się! - siostry podziękowały nietoperzowi i wróciły do jeziora.
Rano rodzice nie chcieli słyszeć o wyprawie, choć przyjaciel rodziny Horsa Bomż oferował swe towarzystwo w drodze do Złotej Baby. Na jakiś czas w rodzinie przycichło o niebezpiecznej wyprawie, aż wszyscy zachorowali. Wszyscy prócz Ilmeny i Natali. Wtedy to Szątopierz odwiedził wszystkich w namiocie wracza i obie siostry uzyskały pozwolenie na długą, niebezpieczną podróż, razem z dobrym nietoperzem i hobbitem.

*

Ilmena, jej starsza siostra Natala, licząca sobie dwudziestą drugą wiosnę życia, Szątopierz i Horsa Bomż byli już daleko od Toropiecka. Chorą rodziną obu sióstr opiekowała się driada, czyli leśna rusałka Surojadka, przyjaciółka Ilmeny. Szątopierz służył za przewodnika nocą, w dzień prowadził kościany piernacz jego ojca Sirraha – Enka nietoperza, nad którego głową płonął niebieski płomyk. Towarzyszący im starzec, jak wszystkie hobbity wychowywany był w lęku przed nietoperzami. Nie zdradzał swych myśli, lecz Szątopierz zgadując je, tłumaczył, że nie jest Čortem, bo ma krew czerwoną, podczas gdy krew čortowska jest zielona. Długo trwała ich wędrówka, a spotykane po drodze driady i najady, hamadriady, czyli nimfy przybierające postaci drzew, leśniki, Wiły, a nawet opryskliwe dzikie baby, nie mówiąc już o mnogich zwierzętach, przyjmowały ich życzliwie i wskazywały jak najkrótsze drogi. Strzygi, wąpierze i kikimory trzymały się od nich z daleka, bo na tyłach wyprawy, nic o tym nie wiedzącej , jechał na łosiu sam Boruta, a puszczę przemierzała Mokosza – Pani Złotego Łańcucha, której łagodności bały się najsroższe potwory chowu Rykara. Horsie potrzebne były coraz dłuższe postoje. Nie dziwota; liczył sobie już sto dwudziesty rok życia. Gdy pewnej nocy zatrzymali się nad brzegiem rzeki, niziołek zasnął przy ognisku i nigdy już nie otworzył oczu. Zmarł tak cicho jak żył, a jego dusza zamieszkała w Nawi Jasnej. Po oddaniu jego wyczerpanego ciała płomieniom – symbolowi Ageja i usypaniu mu małego kopca, który widzący w ukryciu Boruta i Mokosza zamienili w bryłę alatyru, ruszono przed siebie, lecz atłasową twarz Ilmeny wciąż zdobiły podobne do pereł łzy. Natala, sama lubo żałując zacnego niziołka, przytuliła siostrę do piersi, ocierając jej gorące łzy.
- On teraz jest najpewniej na wyspie słonecznej i pięknej; widzi Ageja i Enków, jest jytnas i raduje się. Pewnie jeszcze pomoże nam, a ty każesz mu dźwigać wiadra swych łez – Szątopierz się na chwilę przebudził i osuszał jej policzki z łez małym, ciepłym języczkiem.
Minął tydzień od śmierci Horsy Bomża, gdy siostry i nietoperz zaszły na piękną, całowaną przez Słońce łąkę, przyozdobioną kwiatami jak królowa rusałek w dniu swej koronacji. Choć cały świat był wówczas piękniejszy niż teraz , trudno było oderwać oczy od tego wzorzystego kobierca mieniącego się wszystkimi barwami. Trzeba go było jednak zostawić i dalej wędrować na spotkanie Złotej Baby, bo w Toropiecku czekali chorzy. Już miano ruszyć dalej, gdy Natala postawiła stopę podobną do eburnu obok maku. Kwiat był większy niż zazwyczaj bywają maki i choć maki nie pachną, ten pachniał upajająco. Rusałce od dzieciństwa kochającej kwiaty i motyle, żal było nie spojrzeć choć raz na cudną roślinę. Wtem mak obwinął się dookoła jej nogi i wyciągnął długie, zielone pędy, mocne jak rzemienie. Chciała krzyknąć, lecz poczuła leciutkie ukłucie i zwaliła się z nóg. Spała. Przerażona Ilmena chciała jej pomóc, gdy nagle na łące rozbrzmiał tętent końskich kopyt. Zaiste – fatalnym kwiatem nie był żaden mak, jeno Kwiat Śpionu, co podstępnie chwyta i usypia. Niektórzy autorzy zielników podawali, że może nawet pić krew. Ilmena dobyła zza złotego paska, puginału zwanego Kozikiem i wyswobodziła siostrę z pęt, jednak Natala, choć żyła, nie mogła się za żadne skarby obudzić. Tymczasem obie rusałki otoczyli jeźdźcy. Mieli postać ludzi, ani za niskich, ani za wysokich. Odziani byli w barwne szaty, złote łańcuchy i półpancerze. Ich głowy zdobiły diademy i pióropusze, lecz najbardziej zdziwiło i przeraziło Ilmenę to, że każdy z nich miał jeno jedno oko na czole, 


wielkości pięści. Byli to Arymaspowie , lud wywodzący się od Cyklopów. Rusałki i wodniki bały się ich i opowiadały o nich przerażające historie. Straszono nimi dzieci. Ilmena pobladła i zastawiła się Kozikiem. Wtem król Arymaspów zeskoczył z konia i o coś zapytał w swym języku. ,,Nie zbliżaj się''! - rusałka podeszła doń z puginałem. Władca nie znał toropieckiego, lecz całkiem dobrze władał starokrasnym.
- Jestem Chalib Kowal, pan przyrodzony Arymaspów. Czy wiesz, młoda damo, gdzie jest ruczaj, abyśmy mogli napoić konie? - Ilmena dygotała, zastanawiając się, co też knuje ten dziwny stwór. Zrobiła najgorszą rzecz.
- Jak widzisz, Arymaspie, moja siostra leży tu uśpiona przez čortowski mak. Może byście jej pomogli; słyszałam, że lubicie mięso i krew rusałek, więc wam nie ufam – Arymaspowie roześmieli jej się w twarz.
- Upiła się więc śpi. Od wódki rozum krótki, od piwa łeb się kiwa, a po koniaku można zasnąć wśród krzaków – rzekł jeden z dworzan.
- Dobrze o was powiedziano! - krzyknęła rozgniewana Ilmena. - Jesteście potwory bez serca, co pewnie jedzą dzieci i czczą Rykara! - na te słowa król Chalib Kowal z dynastii Polifemidów spurpurowiał jak żelazo, które uwielbiał kuć. Wydał jakieś rozkazy w mowie arymaspijskiej i oto dwóch dworzan skoczyło ku Ilmenie z mieczami.
- Odstąpcie, albo wrażę wam puginał w wasze brzydkie ślepia! - rusałka nie miała doświadczenia w walce, a tak naprawdę brzydziłaby się zabić nawet strzygę. Arymaspowie budzili jej lęk i odrazę, ale nawet im nie życzyła śmierci ni cierpienia. Wtem na jej podobnej do alabastru, łabędziej szyi zacisnął się arkan z taką mocą, że upadła, a Kozik wypadł jej z dłoni. Płakała i błagała o litość, gdy pachołkowie przytroczyli ją do siodła i cały orszak opuścił łąkę zostawiając Natalę i śpiącego Szątopierza. Gdy Chalib wrócił przy dźwięku 


surm na zamek zwany Jaskółcze Gniazdo, jako, że był zbudowany na występie skalnym, biedną Ilmenę wtrącono do ciemnicy, ,,aby smarkula nabrała pokory''. Sam zaś aby ochłonąć z gniewu poszedł pracować do kuźni. Dzieci Mokoszy i potomkowie Cyklopów od wieków żyli ze sobą w nieprzyjaźni i nawet najszlachetniejsze z nich nie potrafiły jej przełamać.
Natala przez cały kamienny sen widziała chmary motyli, z którymi tańczyła i które chciały ją obwołać swoją panią. Nastał wieczór i powoli zbudziła się, a z nią Szątopierz, za dnia noszony w sakwie. Spostrzegła, że jej siostry nie ma i gorzko zapłakała. Wtem podeszła do niej najada, a była nią sama Mokosza pod tą postacią i wyjaśniwszy wszystko zaofiarowała pomoc.
Ilmena wtrącona do lochu bała się, że odnajdzie ją tam jakiś potwór, jak w opowieściach o lochach Arymaspów, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Strażnicy dali jej dzban wody i kaszę, którą w erze jedenastej nazywano ,,dżo – dżo'', a w trzynastej – tatarką. Król skończywszy pracę w kuźni udał się na wieczerzę, niosąc dla swej żony liczne złote ozdoby własnego wyrobu. Jednoocy ludzie zajadali się chłodnikami, kołdunami i świńskimi uszami, raczyli się siwuchą i kwasem chlebowym niczym Liteńczycy z ery trzynastej. Wśród ucztujących Arymaspów panował pogodny nastrój. Chalib Kowal opowiadał o swej przygodzie z rusałką, a uczeni mężowie mówili ze zgrozą...
- Nie ma bardziej przewrotnych istot niż nimfy. Oddają cześć Błędzie i Marze, kochanicom Rykara. Wabią na manowce i topią, porywają i podmieniają dzieci – w rzeczywistości robiły to łaumy – łaskoczą na śmierć, duszą tych z rodu patriarchalnego, którzy dają się zwabić ich wdziękiem (tak naprawdę robiły to mory), ciągle oddają się rozpuści, a w karetach z masła, na końskich czaszkach, czy na zdechłych zwierzętach lecą na spotkania z Čortami – było to ewidentne kłamstwo, choć później żyjące czarownice, w istocie używały takich i innych wehikułów, lecąc na sabaty.- Nie da się też ukryć, że są brzydsze od naszych niewiast bo mają dwoje oczu i to tak małych...
- Niemniej nawet rusałki nie powinno się ot tak łapać i więzić – zaoponowała królowa, podobnie jak król mająca jedno, wyłupiaste oko na czole. - Dlaczego mamy być tacy jak one...
Ilmena nie słyszała słów wstawiennictwa. Siedziała na ciemnej posadzce z kamienia, gdy wtem przez zakryte kratami okno wleciał błędny płomyk zwany Światłem. Gdy począł rosnąć, okazało się, że to Natala, siostra Ilmeny. Razem z nią przybył Szątopierz ze słowami.
- Mój ojciec Sirrah tej nocy ukaże się królowi i chyba nie będzie pościgu – strażnicy spali jak zabici, gdy drzwi otworzyły się bez klucza. Sama Mokosza uwolniła więźniarkę i wskazała drogę wyjścia z Jaskółczego Gniazda. Strażnicy wciąż spali, Ilmena, Natala i Szątopierz czym spiesznie oddalili się od zamku, a król znużony ucztowaniem powlókł się do sypialni. Legł obok królowej i już miał zdmuchnąć świecę, gdy przez uchylone okno wleciał borowiec wielki, od innych nietoperzy różniący się bladoniebieskim płomykiem nad głową...
Z dnia na dzień było coraz bliżej do chaty Złotej Baby, lecz w Toropiecku Mar – Zanna, macierz Zarazy, przywołana czerwoną chustką przez córkę, wciąż zabijała lodowym ościeniem coraz to nowe ofiary. Czy Atalissa i Powała jeszcze żyją? Co z Owidią, z Agafią, tak delikatną i chorowitą? A Apraksja, Nastazja, Czerniawa, Daniela, Wodniak i Błotniak – co z nimi będzie? Takie myśli nurtowały w sercach Ilmeny i Natali. Droga wiodła przez stepy, a napotykane zwierzęta pomagały na różne sposoby. Grzbietów użyczały dzikie konie o nogach chyżych jak tchnienie Pochwista, których atamanem był tarpan Tarpański (Tarpyński). Oczom rusałek już zajaśniał z oddali szczyt Złotej Góry, gdy dogonili je jeźdźcy. O zgrozo – przypominali Cyklopy wzrostu ludzi. Niesiony na przedzie przez białego ogiera król Chalib Kowal trzymał w ręku miast berła czy miecza zieloną gałązkę. Nad głowami Arymaspów unosił się sam Sirrah, na którego powitanie Szątopierz wyleciał uwolniony z sakwy. Król Chalib zsiadł z konia i zwyczajem swej rasy padł na twarz i próbował pocałować rusałki w stopy. Następnie przemówił.
- Tej nocy przybył do mnie Sirrah i wszystko powiedział. Jest mi ogromnie wstyd, za siebie i moich poddanych, że powodowany gniewem uwięziłem panienkę, rozdzielając z siostrą zatrutą przez Kwiat Śpionu – zmieszana Ilmena rzekła.
- Ja też pana przepraszam; Mokosza nam powiedziała, że choc pochodzicie od Cyklopów, w przeciwieństwie do nich nie zjadacie rusałek ni wodników.
- Przodków się nie wybiera – rzekł król – ale Cyklopy są dziećmi Mokoszy, co i was zrodziła; Agej dał nam jednego ojca i jedną matkę – Ilmena i Natala ucałowały go w oba policzki zimnymi ustami. - Chciałbym wam towarzyszyć, czy mogę? - uzyskawszy zgodę obu sióstr, Arymaspowie razem z nimi powędrowali do Złotej Baby.

*




Złota Baba (Avra Vava) mieszkała w prostej, drewnianej chacie, krytej strzechą, mającej białe ściany z wymalowanymi kwiatami i różnymi cudakami. Jedyna Enka, z własnej woli podległa starości, miała postać zgrzybiałej staruszki o siwych włosach i skórze barwy złota. Nosiła zieloną suknię, czerwoną chustkę na głowie i czarne buty. Towarzyszył jej ogromny wąż Abajow – brązowy w ciemnozielone łaty, co nigdy nie skłonił głowy przed Rykarem i innymi Čortami. Jego jad leczył wszystkie choroby, podobnie jak jad Białej Żmii, przebywającej z Mokoszą. Wędrowcy stanęli przed chatą, a Złota Baba siedziała przed progiem. Ilmena wybiegła jej na spotkanie i padając do nóg, błagała o uzdrowienie chorych z Toropiecka. Złota Baba położyła jej dłoń na główce i rzekła dobrotliwie.
- Wracaj spokojna, bo razem z Mokoszą, wyprosiłam u Ageja przegnanie Zarazy.
- A co z naszymi bliskimi? Czy żyją, Opiekunko Chorych? - spytała Natala całując przez suknię kolano Złotej Baby.
- Żyją wszyscy, nawet Agafia, krucha jak kwiatek – zapewniała Enka. - By upamiętnić wasze męstwo, odtąd modra krew rusałek i wodników stanie się panaceum, jednej tylko choroby nie będzie mogła wyleczyć. Ty Ilemno otrzymasz nowe imię. Wyruszyłaś w długą i ciężką podróż, by uśmierzyć biały mor, przeto na chwałę Ageja i Mokoszy noś z dumą imię Mora – po tej przemowie Mistrzyni Wraczy zaprosiła wszystkich na ucztę.


Następnie wszyscy powrócili do siebie; Arymaspowie do zamku Jaskółcze Gniazdo, rusałki do ocalonego Toropiecka, Szątopierz do lasu. Wielka była radośc z powrotu Ilemny i Natali do rodzinnego jeziora. Królowa Aradvi wróciła z podróży w czasie, lecz rychło udała się w następną, tym razem w przyszłość. Nie wróciła z wyprawy, więc na jej miejsce obrano nimfę Afarakę o skórze jak heban, doskonałą szachistkę. Ona to nadała Natali w lenno księstwo Natalistanu na senegalskiej ziemi. Ilmena – Mora również opuściła Toropieck. Poślubiła wodnika, a jej łono opuściły liczne dzieci. Gdy umarła w wieku tysiąca lat, a jej czysta dusza zamieszkała w Nawi Jasnej, Mokosza zamieniła jej ciało w wielkie jezioro, które po dziś dzień zowie się Ilmeń.