wtorek, 16 stycznia 2018

Średniowieczna ars amandi







,,W ostatnich latach XII w. idee tego typu zostały zebrane przez pisarza Andreasa Capellanusa, rezydującego na eleganckim dworze księżnej Marii Szampańskiej (córki Eleonory Akwitańskiej). Jego książka 'Sztuka kochania' - nie do końca pisana serio i będąca w wielu momentach parodią dzieł Owidiusza, traktujących o tym samym temacie - zawiera szczegółowe rady dla rozpalonych kochanków. [...] Opowiada ona historię pewnego Anglika, który jadąc lasami należącymi do króla Artura natknął się na cudowną dziewicę. To ona mu oznajmiła, że bez jej rady, jego wyprawa w żadnym wypadku nie powiedzie się. Poinformowała go, że nie zdobędzie przychylności damy swego serca, tak długo, dopóki nie przyniesie jej sokoła siedzącego na złotej żerdzi na królewskim dworze. Ponadto, żeby zdobyć sokoła, musi on uwikłać się w potyczkę z dwoma rycerzami na raz. (...). Rycerz wyruszył na wyprawę, ostrzeżony jeszcze przez dziewicę, że wcześniej musi odszukać magiczną rękawicę, na której spocznie sokół, ponieważ tylko taki fant otworzy mu drogę na królewski dwór.
    Wkrótce dotarł on do złotego mostu, strzeżonego przez okrutnego rycerza, który wyzwał go na pojedynek. Chociaż ciężko ranny, Anglik zwyciężył strażnika i wspaniałomyślnie darował mu życie. Jednak po drugiej stronie rzeki czekał na niego równie przerażający rycerz, który zaczął tak gwałtownie trząść złotym mostem, że Anglikowi ledwie udało się przejść na drugą stronę, gdzie utopił swojego wroga.
    Niedługo potem rycerz nasz znalazł się po środku cudownie pachnącej mgły, w centrum której stał okrągły pałac. W tajemniczy sposób nie miał on żadnych drzwi, nikogo też w pobliżu nie można było spotkać. Na ziemi jednak stały srebrne stoły zastawione jedzeniem i piciem, i głodny rycerz postanowił się posilić. [...] Nagle, z ukrytych drzwi, wyłonił się olbrzym potrząsający ogromną maczugą, który odważył się wkroczyć na królewskie posiadłości i jeść z królewskich stołów bez uprzedniego zaproszenia. Wywiązała się walka, z której Anglik wyszedł zwycięsko. W zamian za darowanie życia, olbrzym zaprowadził go do złotej kolumny, w której znajdowała się poszukiwana rękawica.
    Przyjechawszy do pałacu króla Artura, rycerz odnalazł w końcu sokoła siedzącego na złotej żerdzi. Zanim jednak został do niego dopuszczony, musiał pokazać, że ma ze sobą wymaganą rękawicę. Dodatkowo, tak jak przepowiedziała dziewica, stoczył walkę z dwoma rycerzami, których pokonał i wreszcie udało mu się pojmać sokoła, w wraz z nim kawałek pergaminu przytwierdzonego do żerdzi. Było na nim spisanych trzydzieści jeden Zasad Miłości, które Anglik zobowiązał się wyjawić każdemu poszukującemu prawdziwego uczucia, zanim sam otrzyma nagrodę w formie miłości swej wybranki. [...]'' - ,,Świat Wiedzy. Sztuka 9 Romans i rycerstwo''




Indiański mit o koniach







,, [...] mit Indian z plemienia Nawaho w bardzo skomplikowany sposób wyjaśnia skąd wzięły się w ich życiu konie. Otóż pewien zrujnowany hazardzista został postrzelony z łuku, a strzała zaniosła go aż do Stwórcy, który zesłał go z powrotem do Meksyku, już pod postacią władcy Azteków - Montezumy. Następnie Montezuma poprowadził swoich poddanych na północ, a ci z kolei nauczyli Indian Nawaho jak wykorzystywać konie i inne zwierzęta pociągowe'' - ,,Świat Wiedzy. Sztuka 4 Mitologia''



Czarne koty z Peru








,,Dawno, dawno temu żył w Peru sześciolatek imieniem Jose. Miał on okrutnego i niedobrego dziadka imieniem Manuel. Dziadek pijał dużo mocnego wina w miejscowej gospodzie, ale to mu wcale nie poprawiało nastroju! Wręcz przeciwnie, stawał się agresywny i potrafił zachowywać się naprawdę nieprzyjemnie. (Poza tym śmierdziały mu nogi, ale to szczegół drugorzędny).
   Pewnej nocy dziadek Manuel przywlókł się z gospody do domu wściekły jak nie wiem co. 
- Jestem potwornie wściekły! - wrzasnął.
- Dddlaczego? - spytał Jose.
      Dziadek zmarszczył czoło i jego ohydna twarz skrzywiła się z obrzydzeniem... tak jakby ktoś podetknął mu pod nos te jego śmierdzące nogi.
- Nie zadawaj głupich pytań! - ryknął. - Och, jak mnie boli w piersi! - jęknął.
     Oczy wyszły staruchowi na wierzch, kolana się pod nim ugięły, język mu spuchł, jego stopy zaczęły cuchnąć i padł, prosto na swoją obrzydliwą twarz, i do tego martwy!
- Ach, co za strata! - jęknęli mieszkańcy wioski zgromadzeni na ulicy.
- Hura! - radowali się, kiedy znaleźli się już we własnych domach.
    Ale tylko do chwili, gdy dowiedzieli się o dziwnym testamencie zmarłego. Babcia Consuela przeczytała ją małemu Jose (który przypuszczalnie był za mały, żeby czytać).

   'Ja, Manuel, nakazuję, by po mojej śmierci zrobiono co następuje:

1. Pogrzeb musi się odbyć po północy.
2. Moja trumna ma pozostać otwarta.
3. Musi być dość krzeseł dla wszystkich, którzy chcą przyjść na pogrzeb.
4. Mojego ciała nie wolno zanieść do kościoła, a na pogrzebie nie może być obecny ksiądz'.

    Babcia Consuela zadrżała, a Jose cały się zatrząsł.
- Czuję w tym smród ognia piekielnego! - jęknęła kobieta.
- A ja myślałem, że to jego nogi tak cuchną - westchnął chłopiec.
     Pokój, w którym stała trumna, wypełniał straszliwy odór. Nikt z mieszkańców wioski nie przyszedł pożegnać zmarłego - trudno się zresztą dziwić.
     O północy zaczął bić dzwon jakiegoś odległego kościoła. W drżącym od ciszy powietrzu do pokoju wkroczył czarny kot. Miał oczy tak czerwone jak piekielne ogniki. Za nim wszedł drugi kot, potem trzeci i następne. Wkrótce już każde krzesło w pokoju było zajęte przez czarnego kota o czerwonych ślepiach. 
- Czarne koty przysyła sam diabeł - szepnęła babcia Consuela.
- Po co? - spytał Jose.
- Po duszę zmarłego - zachrypiała.
 [...] jeden z kotów zaczął zawodzić i wkrótce dołączyły do niego pozostałe, tworząc prawdziwie kocią muzykę, która przypominała naukę gry na skrzypcach w szkole. 
    Świece zamigotały, a trumna lekko zaskrzypiała. Dziadek Manuel usiadł. Jego oczy były martwe tak jak zawsze, ale ciało się poruszało. Nad krawędzią trumny zawisła jedna śmierdząca stopa, potem druga i wkrótce trup stanął na sztywnych nogach. 
     Czarne koty wyszły z pokoju z uniesionymi prosto w górę ogonami, a za nimi, powłócząc nogami ruszył trup. 
- Dokąd dziadek Manuel idzie? - dopytywał się Jose.
     Babcia Consuela przygryzła sobie kłykcie i wymamrotała:
- Był złym człowiekiem za życia, więc za karę nie zazna spokoju po śmierci. Diabeł uczynił z niego condenando, to znaczy, że musi krążyć już na zawsze po ziemi, nie mogąc ani zasnąć, ani odpocząć! (...). 
- Ojej! To okropne! - jęknął Jose.
    W tym momencie babcia Consuela pogroziła chłopcu kościstym palcem. I tobie też może się coś takiego przytrafić, jeśli będziesz niedobry dla swego starszego brata (albo siostry). Przyjdą po ciebie czarne koty!'' - Terry Deary ,,Strrraszna historia. Ci niewiarygodni Inkowie''.













Bogowie Inków

,,Kim byli bogowie, którym trzeba było bez przerwy dostarczać świeżego mięsa? Inkascy bogowie bywali okrutni i nieubłagani, tak jak wiele bóstw w innych krajach. Oto kilku z nich [...]. 







Viracocha

Zawód: Stwórca Ziemi, ludzi i zwierząt. 
    Posługiwał się także innymi imionami: 
- Pan Nauczyciel Świata (...),
- Najstarszy (...),
- Starzec Nieba.
Niebywała historia: Viracocha nie tylko stworzył ludzi - on ich także zniszczył, zrobił ich ponownie z kamienia i rozrzucił po całym świecie. Kiedy już nauczył ludzi, jak mają żyć, wziął się swój płaszcz, który przemienił w łódź, i odpłynął w dal Oceanu Spokojnego.
     Niektórzy Inkowie uważali, że to głupia opowieść....
- Viracocha nie przemienił płaszcza w łódź. Tak naprawdę to on chodził po wodzie! [...].
      Viracocha był przyjacielem Inków. Kiedy Pachacuti został zaatakowany przez Chanca, Viracocha objawił mu się we śnie i natchnął władcę do zwycięstwa. Pachacuti wzniósł w podzięce bogu świątynię w Cuzco.
Wygląd: Na rozkaz Pachacutiego wykonano ze złota posąg boga, który miał wielkość dziesięcioletniego dziecka. [...]







Inti

Zawód: Bóg Słońce
    Nosił imię władcy zwanego Inti, co znaczy 'Mój Ojciec', ponieważ Intiego uważano za ojca inkaskich władców. 
Wygląd: Twarz ludzka na złotym dysku okolonym promieniami słońca.








Mama - Kilya

Zawód: Matka Księżyca i małżonka Intiego
Niebywała historia: Inkowie wierzyli, że Mama Księżyc, płacząc, roni srebrne łzy. (...).









Apu - Illapu

Zawód: Bóg deszczu i piorunów. 
    Był to bóg, do którego najczęściej wznosili modły zwykli ludzie, ponieważ deszcz odgrywał w ich życiu ogromnie ważną rolę. 
Okropne historie: Świątynie Apu budowano zazwyczaj na wzniesieniach. Kiedy ludzie potrzebowali deszczu, wspinali się do świątyni i składali ofiarę. Często były to ofiary z ludzi. Coś w rodzaju wymiany bezpośredniej - ludzkie życie za przelotny deszcz. (...). 
Wygląd: Apu nie można zobaczyć, ale można ujrzeć jego cień - gromadę gwiazd, którą my nazywamy Drogą Mleczną. Inkowie wierzyli, że Apu czerpie wodę z Drogi Mlecznej. (...)'' - Terry Deary ,,Strrraszna historia. Ci niewiarygodni Inkowie''.