piątek, 22 kwietnia 2016

Paprzyca

,,Wypędzono go spośród ludzi, żywił się trawą jak woły, a rosa z nieba go obmywała. Włosy jego urosły niby pióra orła, paznokcie zaś jego jak pazury ptaka'' – Dn 4. 30





W czasach kiedy na tronie Babilonii zasiadał król Nabuchodonozor, przez Słowian zwany carem Nabsurem, w Analapii narodził się bohater noszący imię Paprzyca (Iberstein). Był sierotą. Jego ojciec parający się pracą drwala, zginął w lesie przygnieciony drzewem, matka zaś zmarła zamęczona przez nocnice i mamuny, gdy rodziło się drugie dziecko. Od tego czasu otrok robił za parobka w młynie w Czarnej Porębie. Paprzyca wyrósł na młodzieńca jak tur silnego, co gołymi rękami młyńskie kamienie obracał, niby Samson w okowach. Choć pracował rzetelnie, młynarz co chłopów głodził i o północy w młynie sabaty urządzał, obchodził się z nim gorzej z nim gorzej niż z najgorszym nierobem. Co dzień okładał swego najlepszego pracownika pięścią i sękatymi kijami, żałował mu strawy, nie szczędząc za to wyzwisk. Działo się tak aż do piętnastych urodzin Paprzycy, kiedy to dręczony chłopak nie zdzierżył i ciosem pięści w głowę zadał śmierć swojemu oprawcy. Następnie ruszył w drogę gdzie go oczy poniosły, byle jak najdalej od Analapii, gdzie czekała na niego wróżda krewnych zabitego.


*





Od wschodu po zachód i od nadiru po zenit cały świat zalewała sława wielkiego króla Nabuchodonozora, syna Nabopalassara. Już jako królewicz pobił hufce Egipcjan na polach Karszemisz, budząc trwogę i podziw w sercach sobie współczesnych, którzy szeptali między sobą nabożnie: ,,Kimże będzie to dziecię''? Zostawszy królem w miejsce swego ojca, Nabuchodonozor niósł liczne klęski, śmierć, gwałt i pożogę Asyryjczykom i Solimom z Judy. Tych ostatnich po zduszeniu buntu ich króla Sedecjasza, uprowadził do Babilonuna wielowiekową niewolę. Boży Gród – Jerozolimę oddał wcześniej na pastwę zniszczenia, unosząc z Salomonowego chramu Jahwe złote i srebrne naczynia na potrzeby swego stołu. Zasiadał Nabuchodonozor na tronie jaśniejącym niby sztuczne Słońce ze złota, zdobionym tysiącem drogocennych kamieni, z których każdy radował oczy innym kolorem i miał swego własnego kronikarza, przez całe życie spisującego tylko jego dzieje. Ci co widzieli z dala pałac królewski porównywali go, jedni do olbrzymiej perły, inni do wielkiego szafiru, jeszcze inni zaś do zwiniętego w kłębek wodnego smoka, w którego skórę wrosły złociste klejnoty. Na skinienie króla Babilonu były gotowe oddać w każdej chwili życie dziesiątki niewolników i niewolnic z ziemic od Nubii po Bharację i od stepów połowieckich po Arabię. Babilon rozbrzmiewał nieustannie gwarem przekupniów, łoskotem rydwanów, zawodzeniem kapłańskich trąb i rogów, oraz trzaskiem biczów spadających na gołe plecy rabów. Pod Nabuchodonozorową stanicą z lwem i orłem służyły hufce znad Tigry i Evaratu, z gór Zagros, Cypru, pustyń libijskich i arabskich, z Egiptu i Nubii, Azji Mniejszej, znad Orontesu, Tereku, Skamandra, z Bharacji i Sklawinii.
Wśród licznych Słowian, Kimerów i Scytów pobierających żołd ze skarbca Nabuchodonozora, był również Paprzyca, o którym powiadano, że dusił lwy i skręcał głowy bykom. W babilońskich kronikach zapisano, że ciosami swej maczugi miażdżył ciała wrogów imperium, tak jak żarna mielą zboże.
Tego dnia Paprzyca, awansowany przez króla na dowódcę straży pałacowej, ujrzał rzecz niezwykłą, bardziej cudowną niż wszystkie czary. Przed wykrzywione gniewem oblicze króla przyprowadzono trzech młodzieńców z małego, lecz hardego narodu Solimów. Paprzyca zapamiętał ich imiona. Brzmiały Szadrak, Miszak i Abed – nego. Ci co żywili nienawiść do ich narodu i wiary, aby móc zdobyć dla siebie piastowane przez nich urzędy, rzucili na nich potwarz o niewypełnienie królewskiego rozkazu. Otóż Nabuchodonozor wystawił Mardukowi – naczelnemu bogu Babilonu złotego bałwana wysokiego wzrostem, o minie srogiej i lodowatych, niebieskich oczach, zdających się ciskać pioruny. W myśl ukazu tego, kogo ,,Welesowa Księga'' nazywa Nabsurem, rozpalono w piecu, grożąc nieposłusznym, że zostaną w nim spaleni na miałki i sypki popiół. Król spytał:
- Czy widząc co was czeka, będziecie sławić mojego boga ?! - na to odpowiedzieli podsądni, a cały dwór zdumiał się ich śmiałą mową:





- Nie mamy potrzeby odpowiadać ci na to. Jeśli nasz Bóg, którego my czcimy, zechce nas wybawić, to wyrwie nas z pieca ogniem gorejącego i z rąk twoich, królu. Jeśli zaś nie, wiedz, królu, że nie będziemy czcić twoich bogów i nie oddamy głębokiego pokłonu złotemu idolowi, któryś wystawił. Jesteśmy z Ludu Wybranego – kontynuował Szadrak – w nasze ręce prawdziwy Bóg złożył prawdziwy Zakon, przeto jesteśmy powołani do wyższych rzeczy niż kult niemych i głuchych bożków, z których pomocą demony zwodzą okrąg Ziemi. My, Żydzi, kość z kości i krew z krwi wielkiego patriarchy Abrahama jesteśmy powołani do prawdy i sprawiedliwości.
- Powiem wam coś, parchy – spokojny zazwyczaj Nabuchodonozor zaczynał z gniewu ryczeć jak wół. - Jesteście głupimi i ciemnymi fanatykami. Podczas gdy inne ludy nie mają oporów, by mojego boga Marduka czcić pod wieloma imionami, wy upieracie się, że tylko wasz zakon ludzi słabych i przegranych jest prawdziwy. Wasza głupia hardość nie ujdzie kary !!! - straszliwy gniew opętał serce monarchy Babilonu, tak, że rozkazał rozpalić w piecu siedmiokroć mocniej niż dotychczas i wrzucić w jego czeluść Szadraka, Meszaka i Abed – Nego. Żąr buchający zza mosiężnych drzwi zabił na oczach Paprzycy, służących pod jego rozkazami Vlanislava z Bohemii, Włościmira z Roxu i Bogdana Vukojena z Sorabii Południowej; słowiańsich wojowników, którzy wrzucali skazańców do pieca. To zaś co się z nimi stało, cały Babilon wprawiło w zdumienie. Wyzwoleni z więzów przechadzali się wśród płomieni, śpiewając hymn uwielbienia ku czci Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba.
- Mocny jest żydowski Bóg, żaden inny nie umie tak ocalić – trwożnie szeptali Chaldejczycy i Rusicze.
Sam Nabuchodonozor ukorzył się przed Jego potęgą; uznał Go za większego od bogów Babilonu i srogimi karami zagroził tym, którzy by Jemu bluźnili.
Młynarz z Czarnej Poręby, u którego wychowywał się Paprzyca, nie mówił mu o Ageju, ani o Enkach. Paprzyca żył dotąd bez żadnego zakonu. Jednak widząc co dała wiara trzem solimskim młodzieńcom, postanowił, że przyjmie zakon Mojżesza. Jak postanowił tak uczynił. Daniel, w którym słusznie widziano proroka, mimo początkujących oporów swych współbraci, przez trzy lata wykładał Paprzycy Pisma, a gdy ów pojął naukę i wyraził chęć jej zachowania, obrzezał go, włączając jako pierwszego słowiańskiego prozelitę w szeregi Narodu Wybranego.


*





Do króla Babilonu przyszło szaleństwo; Obłędek wziął go w swe ramiona. Zdarzenie to poprzedzał wieszczy sen, którego nie umieli objaśnić magowie, chaldejscy wróżbici, ani nawet znani powszechnie z mądrości – roxyjscy wołwchowie z Korsunia i Dendropolis. Jedynie sam Daniel – prorok żydowski, przez Babilończyków zwany Beltaszarem, ujrzał w onirycznym obrazie drzewa, zapowiedź tymczasowej klęski dumnego króla. Daniel, nie bez prawdziwie proroczej odwagi wyjawił Nabuchodonozorowi to, co Bóg uczynił mu jawnym. Zgodnie z zapowiedzią, dumny Nabsur co ongiś podeptał potęgę hardych Egipcjan pod Karkemisz, na siedem lat dostał się pod jarzmo Obłędka, Čorta szaleństwa. Ciężkie to były lata. Król z dnia na dzień przestawał odróżniać znajome twarze. Język począł mu się plątać, aż stał się niezdolny do ludzkiej mowy. Zastąpiły ją bydlęce ryki. Ozdobne szaty poczęły uwierać najpyszniejszego z władców, toteż zaczął chodzić nago jak niewolnik, nieświadom swej hańby. Jego poddani zrazu potajemnie, potem zaś jawnie wyśmiewali się ze swego władcy, aż w końcu książę Baltazar wypędził go z pałacu o żebraczym kiju. Wielkie pohańbienie stało się udziałem Nabuchodonozora. Nawet żebracy go przepędzali, aż zamieszkał na rozległych łąkach za miastem, podczas gdy Baltazar ucztami świętował jego hańbę. Podczas gdy zdobywca Bożego Grodu – Jerozolimy żył razem z turami i gazelami niczym nieme i nagie zwierzę, Żydzi wespół z innymi zniewolonymi nacjami, weselili się między sobą , mówiąc:
- Tak oto Pan ukarał naszego krzywdziciela.
Jeden tylko Paprzyca nie wyparł się swego suzerena, lecz poszedł razem z nim na poniewierkę, choć wszyscy mu to odradzali. Nie szczędząc modłów i postów opiekował się szalonym królem jak pasterz owcą poranioną. Swym orężem zasłaniał go przed kłami i pazurami lwów, panter, wilków i niedźwiedzi. Karmił obłąkanego rybami z rzeki oraz pieczystym z antylop i danieli, bulwami, korzonkami i miodem. Opatrywał mu rany, król zaś lizał jego ręce i twarz niby pies. Tak upływały lata. Nabuchodonozor porósł gęstymi włosami, w których roiło się od wszy. Bał się ludzi i zwierząt, samemu tylko Paprzycy okazywał zaufanie, pozwalając mu rozczesywać swe kudły kościanym grzebieniem. Gdy minął pierwszy rok poniewierki – Paprzyca złamał grzebień w kołtuniastych włosach swego władcy. Na drugi rok – złamał drugi grzebień, na trzeci – trzeci i tak aż do siódmego. Wtedy to Bóg sławiony przez Daniela odegnał Obłędka z psyche Nabuchodonozora, tak lekko jak się zdmuchuje pyłek. Król przejrzał na oczy i wielka sromota go zdjęła, że przez te lata żył jak dzikie zwierzę. Powrócił do swej stolicy, aby dla tych co z niego szydzili, okazać się srogi jak lew wypuszczony z klatki. Jednak dla Paprzycy miał tylko słowa wdzięczności.
- Gdy obejmowałem tron w miejsce swego ojca, przestrzegano mnie, że królowie nie mają prawdziwych przyjaciół. Ty jednak, rycerski synu rycerskiej nacji, zadałeś kłam tym słowom – mówił łupieżca Bożego Grodu. - W nagrodę uczynię twą radość potrójną. Ciesz się herbem noszącym twe imię, urzędem najwyższego hetmana Babilonu i moją najmłodszą córkę Atmiszi jako żoną! - ocaleli dworzanie, a wśród nich upokorzony książę Baltazar, nagrodzili Słowianina burzą oklasków.



*





W budzących grozę podziemiach babilońskiego chramu Etemananki, o północy w blasku pochodni, zebrało się trzech brodatych mężów. Najwyższy kapłan Marduka, przez Słowian zwanego Mordiukiem, stojąc na posadzce w kolorze szachownicy, przyjmował poselstwo dwóch perskich magów – Zaroesa i Arfaksada. Przynieśli oni jajo, nieco większe niż jajo strusia, w dotyku przypominające porcelanę, barwą zaś opal.
- Wieźliśmy to jajo aż z wyniosłego Hindukuš, szlachetny Berosusie – mówił Arfaksad – bo aż po rzekę Gangos rozlał się blask mądrości Chaldejczyków.
- Z tego jaja wyjdzie bicz bogów na zarazę żydowską – dodał Zaroes. - Jego groza zadziwi świat!
- Mówcie bardziej dorzecznie – burknął arcykapłan Marduka – czego mam się spodziewać po tym jajcu, co błyszczy jak klejnot? Smoka? Gryfa? Bazyliszka?
- Jeszcze innej istoty – rzekł Zaroes. - Wyverna.
- A cóż to za dziwadło? - niecierpliwił się Berosus.
- Przypomina smoka, lecz porusza się na zadnich łapach, na ogonie zaś ma jadowity kolec niby skorpion czy mantykora. Wyvern zionie ogniem jak smok. Ten, którego ci przywieźliśmy, będąc przez nas naznaczony inkantacją do Arymana, wyrośnie na znacznie większego i bardziej zadziornego niż zwykle bywają wyverny.
- To dobrze – arcykapłan uśmiechnął się mściwie.
Tymczasem obaj Persowie zamieszkali na dworze króla Nabuchodonozora, posługując na jego dworze jako astrolodzy i sztukmistrze, zabawiający władcę miłymi oku iluzjami. Nocami zaś schodzili w piwnice chramu Marduka, by razem z jego arcykapłanem doglądać bestii. Wyvern otrzymał imię Duma, Żydzi zaś nazywali go Szemhemaforasz, wierząc, że samo wypowiedzenie tego przeklętego imienia sprowadza śmierć. Duma – Szemhemaforasz rósł jak na drożdżach, aż osiągnął rozmiary słonia. Zwyczajne wyverny były tak duże jak wilki. Berosus i dwaj magowie kazali pozbawionym języków niewolnikom świątyni uprowadzać żydowskie dzieci i wrzucać je do przepastnej piwnicy, gdzie mieszkał Duma, który je pożerał. W złocistych oczach potwora błyszczała nieludzka inteligencja. W jego łuskowatym ciele mieszkało sześć Čortów; rozumiał ludzką mowę i czasem zdarzało mu się coś powiedzieć głosem mrożącym krew w żyłach. Wielki strach padł na mieszkańców Babilonu; siepacze świątyni Marduka rozzuchwalili się do tego stopnia, że przed pożarciem nikt już – czy to dziecię czy dorosły – nie był bezpieczny. Król miał związane ręce – w owych czasach źle kończyli władcy, co zadzierali z kapłanami. Żydzi chronili się w synagogach jak owce przed wilkiem i z płaczem, odziani w wory, siedząc w popiele, błagali o ratunek. Tymczasem do serca sprzysiężenia wkradła się samolubna chęć dominacji. Zaroes i Arfaksad zmówili się między sobą, że pozbędą się Berosusa, arcykapłana Marduka, a i jego umysł nie był wolny od podobnych knowań. Którejś nocy magowie zatopili sztylety w plecach Chaldejczyka, a jego zwłoki poturlały się po stromych schodach na dno piwnicy, gdzie ze smakiem pożarł je wyvern. Nikt nie wiedział o dokonanym morderstwie, magowie zaś rozpuścili plotkę, że to sam Marduk kazał swym aniołom przyprowadzić Berosusa przed swe oblicze. W najbliższych dniach kolegium kapłańskie chramu Etemenanki stanęło przed dylematem, który z Persów ma zostać wybrany jego następcą?
Duma rozzuchwalił się do tego stopnia, że wciąż niesyty nowych ofiar zaczął opuszczać świątynne lochy. Zrazu czynił to tylko w blasku Księżyca, później atakował również o brzasku, aż w końcu zaczął wracać do swej kryjówki w południe. Wyvern miał już na swym koncie czterech wojowników chaldejskich, gdy o pianiu koguta przyszło mu zmierzyć się z Paprzycą. Słowianina wspierali gorącymi modłami tak Żydzi jak i poganie. Córki króla Nabuchodonozora w jego intencji zamieniły atłasowe suknie na wory i popiół. Sam dumny władca Babilonu w swej zamkowej kapliczce wzywał to Marduka, to Boga Izraela, obiecując im obfite ofiary z tłustych wołów, jeśli dadzą Paprzycy zwycięstwo. Prorok Daniel pobłogosławił oręż i zbroję analapijskiego witezia, a tan stanął do walki z pochodnią w ręku i odwagą w sercu. Duma widząc go począł urągać dalekiej Analapii, odgadł bowiem swym magicznym zmysłem, że to owa słowiańska kraina, rodząca dzielnych mężów i urokliwe niewiasty jest prawdziwą ojczyzną Paprzycy. Z rozdzierającym okrzykiem: ,,Szemhemaforasz'' !!! - potwór rzucił się na wojownika. Słowianin zrobiwszy unik, jednym ciosem miecza odciął zatruty koniec ogona i wypalił miejsce po nim pochodnią. Następnie z okrzykiem: ,,W imię Pana Zastępów – giń poczwaro''! - rozpłatał wyverna jak wielkanocne prosię. Witeź dyszał ciężko i ociekał potem. Mieszkańcy Babilonu wiwatowali na jego cześć, a najpiękniejsze dziewice całowały jego skrwawione ręce. Zły duch opuścił truchło wyverna i udał się do chramu Etemenanki, gdzie na oczach całego kolegium porwał obu magów i zabrał ich ze sobą do piekieł na wieczne męki. Gdy Paprzyca obsypywany kwiatami udał się do królewskiego pałacu, król Nabuchodonozor, nienawykły do okazywania innym ciepła, tym razem wybiegł swemu rycerzowi naprzeciw, uściskał go serdecznie, płacząc ze szczęścia.
- Chciałbym mieć syna takiego jak ty! - Babilończycy nigdy wcześniej i nigdy potem nie widzieli swego władcy tak wzruszonego.
- Trzeba, panie, abyś najpierw uczcił Rękę, która zabiła smoka, a nie miecz przez nią trzymany – odważnie odpowiedział Paprzyca, który jako jeden z nielicznych mógł mówić szczerze przy swoim królu.







,,Baśnie narodów Związku Radzieckiego''







Z dwoma utworami z antologii ,,Baśnie narodów Związku Radzieckiego'' Wandy Markowskiej (1912 - 1999) i Anny Milskiej (1909 - 1987) zetknąłem się po raz pierwszy w latach 90 – tych XX wieku. Już w bardzo wczesnym dzieciństwie posiadałem zbiór opowiadań i wierszy dla dzieci (nie przypominam sobie tytułu, ani autora), w którym znalazłem tatarską baśń o należącym do kupca słowiku, chcącym uciec z ozdobnej klatki. W klasie czwartej w czasie pobytu w szpitalu psychiatrycznym omawiałem rosyjską baśń o latającym statku. Opowiadała ona o młodym Iwanie, który przybył na carski dwór latającym statkiem na czele drużyny herosów i musiał przejść przez trudne i niebezpieczne próby. Baśń ta wpłynęła na moje fantazje. Zapożyczyłem z niej latające statki (w erze ósmej budowali je Neurowie, którzy potrafili nimi dolecieć aż na Księżyc), zaś na jej bohaterach wzorowałem herosów z drużyny Kura Semigalesicza (odsyłam do opowiadania: ,,Władca Kurlandii'' opublikowanego na tym blogu).







Całość antologii przeczytałem w kwietniu 2016 r. Zawiera ona baśnie rosyjskie – min. takich autorów jak: Aleksandr Afanasjew (1826 – 1871), Maksim Gorki (1868 – 1936) i Aleksiej Tołstoj (1883 – 1945), ukraińskie, białoruskie, gruzińskie, ormiańskie, kaukaskie, tatarskie, syberyjskie, uralskie, litewskie, łotewskie i estońskie. Przedmowę ,,O znaczeniu baśni'' napisał Maksim Gorki (jest to fragment ze wstępu do Akademickiego Wydania ,,Baśni 1001 nocy'' z 1929 r.).







Na kartach antologii pojawia się cała plejada istot fantastycznych jak: Śnieżka (urocza dziewczynka ulepiona przez dwoje starych ludzi ze śniegu), cielę o złotych kopytkach (było przedmiotem sporu, który pomogła rozwiązać mądra dziewczyna Mądralinka), żar – ptak (owe charakterystyczne dla baśni rosyjskich istoty występują też w polskich baśniach Antoniego Józefa Glińskiego), koń Złotogrzywek, złota rybka spełniająca życzenia, kozy mieszkające w leśnej chatce z twarogu stojącej na kozich nóżkach; jedna z nich miała trzy oczy (owa białoruska baśń nasuwa mi skojarzenia z opisem leśnych ludzi o kozich głowach z książki ,,Herby, legendy, dawne mity''), gołąb o trzech złotych piórach (była to królewna zamieniona w ptaka), gruziński jeleń o porożu sięgającym nieba, słodko śpiewający, ormiański ptak Kafti, syberyjska, zielona Królowa Morza, trzej Zimowi Starcy, uosobione Słońce i jego córka (wyszła za mąż za syberyjskiego junaka o imieniu Czumo), Władca Metali (mieszkał pod ziemią i żywił się metalami; służyły mu krasnoludki w zielonych czapkach), Śmierć (w łotewskiej baśni współpracowała z młodym lekarzem), Baba Jaga pasąca stado koni, estońska czarownica kradnąca promienie Słońca, dobry czarodziej z Finlandii (nawiązanie do fińskiego eposu ,,Kalevali''), ukraińscy herosi Wysoki, Szeroki i Bystrooki (dwaj pierwsi potrafili zmieniać swój rozmiar), czy gruziński ksiądz władny dźwigać kościół na plecach (postać pozytywna, mimo że pisząca o nim W. Markowska niestety była komunistką).






W książce spodobał mi się humor (zwłaszcza w dwóch baśniach o Iwanuszce – Głuptasku), pochwała miłości, mądrości, odwagi, umiłowania wolności, wdzięczności, krytyka chciwości. Zastrzeżenia budzi jedynie baśń ,,O krainie, w której nie ma śmierci'' zawierająca ukrytą pochwałę komunizmu :(. Żeby Czytelnik nie miał czasem wątpliwości, uspokajam, że jestem przeciwnikiem komunizmu i zbrodniczych podbojów Putina.