poniedziałek, 19 listopada 2018

Miedza w kulturze słowiańskiej






,,Miedza, będąca pasem nieuprawianej ziemi, dzielącej pola, była w wierzeniowości ludowej waloryzowana specjalnie, jako obszar wegetacji ziół o magicznych właściwościach i występowania demonów polnych, świateł i czarownic. Przez loch wykopany w miedzy przeciągano dziecko chore na konwulsje oraz pierworodne szczenię z pomiotu suki szczennej po raz pierwszy. Na miedzach chowano zmarłych samobójczą śmiercią (wisielców) i nieślubne dzieci zamordowane przez matki, palona słomę, na której leżały zwłoki, choć z drugiej strony zakazywano palenia tam ognisk, motywując zakaz pokutowaniem na miedzach dusz zmarłych, którym ogień przysparza dodatkowych cierpień. Niemniej właśnie na miedzach palono sobótkowe ogniska i miedzami obiegano pola z płonącymi głowniami. Po miedzach w obrzędowych pieśniach chadzać mieli św. Jerzy i Eliasz, by przysparzać urodzaju. [...]'' - Artur Kowalik ,,Kosmologia dawnych Słowian''

Salomeida - na podstawie eposu Siermięża z Gozdowa z XI wieku


,,Otóż, kiedy obchodzono urodziny Heroda, tańczyła córka Herodiady wobec gości i spodobała się Herodowi. Zatem pod przysięgą obiecał jej dać wszystko, o cokolwiek poprosi. A ona przedtem już podmówiona przez swą matkę: ‘Daj mi – rzekła – tu na misie głowę Jana Chrzciciela!’ Zasmucił się król. Lecz przez wzgląd na przysięgę i na współbiesiadników kazał jej dać. Posłał więc [kata] i kazał ściąć Jana w więzieniu. Przyniesiono głowę jego na misie i dano dziewczęciu, a ono zaniosło ją swojej matce. Uczniowie zaś Jana przyszli, zabrali jego ciało i pogrzebali je; potem poszli i donieśli o tym Jezusowi’’ - Mt 14, 6 – 12






Był pogodny, późnowiosenny wieczór na trzy dni poprzedzający święto Stada, kiedy na podgrodziu stołecznego grodu Grakchova z widokiem na ośnieżone wierchy Montanii, iskry z ogniska unosiły się wesoło ku gwiazdom. W płomieniach odbywały swe gody małe, skrzydlate owady z gatunku pyralis, pospolite zwłaszcza na Cyprze. W tym samym ogniu piekła się rzepa i mięsiwo, a wokół siedzieli kręgiem rozweseleni korzennym miodem ludzie. Wanda – królowa Analapii i Bawarii oraz Libusza – młoda władczyni Bohemii zdawały się być bliźniaczkami; obie obdarzone tę samą posągową urodą greckich boginek, smukłe jak łanie, o oczach niebieskich jak lapis lazuli, cerze jasnej i włosach złocistych jak łan pszenicy. Obie ku rozpaczy licznych młodzieńców złożyły Mokoszy śluby dziewictwa. Razem z dziewczętami siedział przy ognisku siwobrody arcykapłan Ageja imieniem Pizamar i gość z Germanii; młody rudowłosy książę Rätgard; dziedzic tronu Alemanów. Wlepiał swoje zielone oczy w obie dziewice niby sroka w gnat i wyobrażał sobie z lubością jak zrywa ich wianki. W przyszłości z tego pragnienia miała wyniknąć moc nieszczęść.








Scytyjskie szaszłyki pachniały oszałamiająco, gdy gwar rozmów przerwał łopot skrzydeł białopiórych. W gęstniejącym mroku zalśniły oczy złocisto – zielonkawe należące do pantery pokrytej futrem białym jak śniegi zalegające na szczytach Montanii. Rätgard zadrżał jak osika, niegdyś bowiem gdy był w wieku pacholęcym, czarownica z Sorabii Połudnowej w czasie snu wyjęła mu z piersi serce przyszłego wojownika i księcia, a włożyła serce zająca. Zwierz wylądował na trawie i złożył potężne skrzydła.
- Więc jednak waździerze skrzydlate istnieją naprawdę! - szepnęła podekscytowana Libusza, a jej policzki z przejęcia zaczerwieniły się. - Dotąd myślałam, że to jeno taka powiastka i w górach żyją same waździerze bez skrzydeł!
Arcykapłan Pizamar wstał z szacunkiem widząc gościa i rozłożył ramiona.
- Witaj Stworze z dalekiego Zilantastanu; legnij przy naszym ognisku i poczęstuj się mięsiwem jagniąt i prosiąt! - Stwór, bo tak brzmiało imię skrzydlatego waździerza, zaryczał w podzięce pełen uznania dla gościnności Słowian.
- Ktoś mógłby ubić to niebezpieczne bydlę! - mruknął pod nosem książę alemański Rätgard, który to usłyszał, spojrzał nań groźnie i pogroził mu palcem.
W potężnych szczękach Stwora z trzaskiem jak słomki pękały cienkie kości, a królowe Wanda i Libusza, które miłowały się jak siostry, ośmielone łagodnością skrzydlatej pantery głaskały jej białe, miękkie jak puch futro. Gdy zwierzę zaspokoiło już swój wilczy głód, przemówiło ludzkim głosem, a jego akcent wskazywał na pochodzenie z Roxu.
- Pragnę wam podziękować, zacni ludzie, za tę gościnę. Mój brzuch się zaokrąglił i teraz przyjemnie ciąży ku Mateczce Ziemi.
- Cała przyjemność po naszej stronie – odrzekł Pizamar i zadowolony podkręcił siwego wąsa.
- Jestem Stwór a imię mojego ojca jest tajemnicze – przedstawił się skrzydlaty lampart. - Znałem Twego ojca, o najczystsza i najjaśniejsza w całym przesławnym Królestwie Analapii – zwrócił się do Wandy. - Krak, lubo sam zapalony myśliwiec, surowymi edyktami dbał, aby nie wybito turów, żubrów, dzikich koni, bobrów, rysiów, łabędzi, dropi i sokołów, których liczebność zmalała po najeździe awarskim. Mnie samego znalazł schwytanego w wilczy dół ze złamanym skrzydłem i obronił przez śmiercią od ciosów lancy. Swemu medykowi nadwornemu polecił opatrzeć me skrzydło, a gdy się już zrosło i zdolność lotu odzyskało, wypuścił mnie na wolność. Nieskalana Wando, po trzykroć błogosławiona, idź w ślady swego ojca sprawującego pieczę nie tylko nad ludźmi, ale i nad lasami, górami, polami i wodami, a sprzyjać Ci będą wszyscy Enkowie Ageja! I ty, czysta Libuszo, ozdobo Bohemii, bądź błogosławiona, której dane będzie ujrzeć blask dwóch drzew oliwnych, oświecających Twą ziemię. Sława Wam i pokój, dziewicze królowe, najcudowniejsze z córek Aivalsy! - po tych słowach Stwór zaryczał jak pantera, po czym jego ciało w mgnieniu oka obróciło się w garstkę szronu.
- Nie smućcie się moje królowe – Pizamar pocieszał Wandę i Libuszę – bowiem jego para uleciała do Nawi Jasnej do szczęśliwości bez końca. O, tu widać ją jako nową gwiazdę, której wcześniej na niebie nie było – arcykapłan wskazał palcem na nocne niebo.
- A mnie ten sierściuch pierzasty nie pobłogosławił! - burknął pod nosem Rätgard.
- A za co miał ci pobłogosławić? - spytał surowo arcykapłan. - Za twój brak gościnności?








Dla rozładowania atmosfery, Wanda zaproponowała wspólne snucie opowieści. Gdy wszyscy na to skwapliwie przytaknęli, młoda królowa Analapii otworzyła swe koralowe usta i wydobyła z nich słowa melodyjne przenoszące słuchaczy w niedawne czasy panowania jej ojca Kraka.
- Przed mieczem mojej świętej pamięci Rodziciela drżeli wrogowie z Nürtu, Partii i sławnego Rzymu. Czasy jego panowania opromieniał przeto błogi pokój; Pax Slavica jak go określają Rzymianie. Władcy Wandalów, Gotów, Burus, Scytów i Sarmatów tłumnie zjeżdżali do Grakchova, aby memu ojcu składać kosztowne dary i hołd lenny. Sława Wielkiego Kraka dostała się i nad wielką rzekę Jordan w ziemi żydowskiej. Za oknem prószył śnieg miękki jak pierze edredonów z Ultima Thule, a ja bawiłam się jeszcze lalkami i figurkami zwierząt, gdy herold obwieścił przybycie pary 








królewskiej z odległej krainy Żydów ze stolicą w Bożym Grodzie.W Grakchovie zjawił się król Herod Antypas z królową Herodiadą, o której powiadano, że jej ród wywodził się z Atlantydy i nieobce jej były budzące grozę sztuki tajemne. Razem z nimi przyjechała, drżąca z zimna mimo okrycia z popielic, królewna Salome, to jest Miruna. Liczyła sobie podówczas dwunastą wiosnę życia, a była smagła i czarnowłosa jak dziewczęta Giptów. Nade wszystko kochała taniec. Herod przywiózł w dani stal damasceńską i skóry pantercze, zaś jego żona ofiarowała mej matce, Julii, olejek radość przynoszący z nardu i piżma. Salome rozglądała się ciekawie a zalotnie, bo podobali jej się słowiańscy junacy. Herod rozmawiał o czymś z moim ojcem, o czymś zapewniał, coś obiecywał – wówczas nie interesowało mnie to. Salome wciąż szukała okazji, aby popisać się tańcem przed oczami władców Sklawinii. Tak długo przymilała się do mojego ojca, aż ten zgodził się zobaczyć jej występ. Salome ubrana w modry strój zimowej rusałki, umyśliła sobie zatańczyć na lodach zamarzniętej Visany, choć ostrzegano ją, że to nie jest dobry pomysł. ,,Chcę, aby o moim występie usłyszał cały świat’’! - odparła hardo dziewczyna i poczęła na lodzie wyginać się lubieżnie i klaskać w dłonie. Lód wydawał się gruby i mocny, jednak zza chmur Swaróg wychylił swą twarz złotą i złote promienie z jego głowy upadły na ziemię białym całunem śniegu zakrytą. Choć Salome wyglądała na wiotką, tafla lodu muśnięta ciepłem Słońca zarwała się pod nią z trzaskiem. Królewna ledwo zdążyła pisnąć z przerażenia gdy wpadła do lodowatej wody, a dwie kry o ostrych krawędziach ucięły jej głowę. Tak gości jak i gospodarzy ogarnął strach przez Greków zwany strachem panicznym. Dworzanie, tak ci z Żydów jak i Słowian, rzucili się wyciągać skąpane z zamarzającej krwi ciało królewny. Jej głowa z wyrazem przerażenia na pobladłej twarzy, była całkowicie oddzielona od reszty ciała, jakby dokonał tego topór bardzo sprawnego kata. Herodiada wyjąc jak suka, której zabrano szczenięta, tuliła się do piersi mojej matki, królowej Julii Rzymskiej, a Herod z wytrzeszczonymi oczami bełkotał jeno: ,,bała, bała’’. Tylko jeden z dworzan, Żyd Habrokomes widząc co zaszło, padł na kolana i modlił się żarliwie.
- Którego boga wzywasz? - spytałam go w hebrajskiej mowie.
- Jestem chrystolubcem – odparł mi Habrokomes. - Proszę Jezu Chrysta za przyczyną Jana Chrzciciela o ratunek dla tej niebogi.
Dowiedziałam się później, że Herodiada nie była żoną Heroda, jeno jego brata Filipa, a swego obecnego gacha uwiodła czarami. Żydowski prorok Jan Chrzciciel nazywany przez nas Słowian – Iwanem Kupałą, wypominał Herodowi to cudzołóstwo i wzywał go do opamiętania, aż swoją odwagę przypłacił uwięzieniem w lochu. Herodiada knuła jak przyprawić Jana o śmierć, aż wreszcie posłużyła się w tym celu królewną Salome. Gdy król świętował swe urodziny, królewna tańczyła lubieżnie przed nim i jego gośćmi. Gdy Herod zaproponował jej nagrodę, dziewczyna poradziła się matki, a ta kazała jej prosić o głowę Jana Chrzciciela na misie. Salome powiedziała to królowi, a ten posłał do lochu kata, aby zdekapitował Iwana Kupałę…
- Tfu! - skrzywiłam się. - Ale patologia panuje u tych ludów pustyni. U nas w Analapii coś takiego byłoby nie do pomyślenia. Moim zdaniem Salome zasłużyła sobie na to, że jej kra ucięła głowę – dodałam ciszej. - A ty, Żydzie, po kiego grzyba jeszcze się za nią modlisz? Niech Čorty zeżrą jej plugawą duszę!
- Salome nie wybrała sobie rodziców, którzy wywarli na nią taki zgubny wpływ – odrzekł spokojnie Habrokomes. - Poza tym mój Pan nie chce śmierci grzeszników, ale ich nawrócenia – pobiegłam do ojca i powiedziałam mu o Habrokomesie i jego miłosiernym Bogu.







Krak czcił Ageja i Enków jak wszyscy królowie Analapii, jednak darzył wielkim szacunkiem wyznawców Chrystusa, bo jak opowiadał, gdy byłam jeszcze bardzo mała, do Grakchova przyjechała chrześcijanka Weronika z chustą, na której była odciśnięta twarz jej Boga i z jej pomocą uleczyła mnie z ciężkiej choroby po użądleniu przez szerszenia w oko, gdy inni medycy okazali się bezradni. Mój ojciec opowiedział o tym Herodowi, on zaś zgodził się mówiąc, że poszedłby i do Szeolu po radę, gdyby to miało pomóc jego królewnie. Habrokomes modlił się żarliwie, prosił Jana Chrzciciela o wybaczenie dla królewny, przez którą postradał głowę, aż wydarzył się cud! Naszym oczom ukazała się jaśniejąca postać brodatego ascety w skórach wielbłądzich, który nachylił się nad zwłokami Salome i delikatnie połączył uciętą głowę z resztą ciała. Dziewczyna ożyła, świetlisty mąż zniknął, Herod piszczał ze strachu jak szczur, a Herodiada zemdlała. Moc jest Bóg chrystolubców. Mocny i dobry! - zakończyła swą opowieść Wanda.







Po niej opowiadać miała Libusza. Królowa Bohemii lubiła wplatać do swych opowieści przeróżne istoty, które dziś nazwalibyśmy baśniowymi; może dlatego, że w dzieciństwie była więźniem bubaków przypominających strachy na wróble.
- Było to dwa dni po moich zaplecinach, kiedy na rynku w Piropolis ujrzałam klatkę, w której zamknięta była nieszczęsna istota. W kącie klatki siedziała skulona naga baba o skórze smoliście czarnej, brzuchu obwisłym, włosach rudych i zmierzwionych i kłach dzika wystających zza grubych warg. Zamiast piersi miała ruszające się nogi kury. W pewnej starej książce, którą dostałam w prezencie na Szczodry Wieczór przeczytałam, że istota taka nazywa się boba. Siedziała w klatce i płakała, a gapie przedrzeźniali ją. Właściciel boby zapowiadał, że będzie ona walczyć z niedźwiedziem, ja jednak uczułam litość dla stworzenia dręczonego tylko dlatego, że było brzydkie. Wykupiłam ją za cenę swoich urodzinowych, złotych kabłączków skroniowych zdobionych perłami i rubinami, po czym wypuściłam bobę do lasu. Boba cmoknęła głośno z zadowolenia i na czterech kończynach pobiegła schronić się wśród drzew górskiej puszczy. Po latach uratowała mnie przed atakiem bandy rozbójnika Jiraska…
Dębowe polana wesoło trzaskały w ognisku, a noc powoli się kończyła. Jeszcze tylko książę Rätgard opowiedział o swoich przewagach w łowach na grubego zwierza, gdy na niebie ukazała się jaśniejąca różanym blaskiem urokliwa Dennica…

*






,,Umiłowana Pani Siostro! 

Przez te lata odkąd ostatnio bawiłam w przesławnym Królestwie Analapii wiele się zmieniło w moim życiu. Do dziś ze zgrozą wspominam jak onego dnia lodowa kra ucięła mi głowę. Wówczas poczułam na własnej skórze to co musiał czuć prorok Jan, o którego głowę na misie prosiłam. To wszystko wydarzyło się w mgnieniu oka. Trzask pękającego lodu, straszliwe zimno wody, wreszcie eksplozja palącego bólu szyi, a potem cisza i ciemność. Moja dusza błądziła po ciemnym i smaganym porywistym wiatrem Szeolu, który wy, Słowianie, nazywacie Nawią i widziałam z oddali buzujące ognie Gehenny, a do mych uszu dobiegały wrzaski płonących w niej potępieńców, a wśród nich znanego mi bogacza Abirama, który trafił w to miejsce za to, że pozwalał jakiemuś Łazarzowi przymierać głodem. Ujrzałam też proroków z dawnych dni weselących się w chwale razem z Mojżeszem i Abrahamem, a między nimi ujrzałam, z wielkim pomieszaniem, żywego proroka Jana, którego głowę zaniosłam tamtego dnia na tacy swojej matce. Jan spojrzał na mnie surowo i oznajmił:- On nie chce twojej zguby. Teraz jest czas miłosierdzia – krzyknęłam przestraszona i padłam na kolana przed tym, do którego śmierci się przyczyniłam. Potem otworzyłam oczy i spostrzegłam, że leżę w puchowej pierzynie w komnacie na zamku króla Kraka na wzgórzu Vovel. Wokół mojego łoża zgromadzili się Herod i Herodiada, Krak i Julia Rzymska, Ty, Pani Siostro, Twoi bracia Lech i Juliusz, oraz dworzanie z Żydów i Słowian.
- Zostałaś wskrzeszona mocą Chrystusa – oznajmił podczaszy Habrokomes, a moja matka płakała jak wodotrysk. Po powrocie do Jerozolimy zaczęłam wypytywać Habrokomesa o zasady nowej religii chrześcijan i czytać ich święte pisma. Odkryłam wówczas, że Jezus Chrystus, którego czczą chrześcijanie jest nie kim innym, jeno Mesjaszem oczekiwanym przez całe pokolenia moich rodaków. Poprosiłam o chrzest i został mi udzielony w wodach Jordanu. Zaczęłam chodzić na spotkania chrześcijan i spożywać na nich Ciało i Krew Chrystusa pod widzialnymi postaciami Chleba i Wina. Jednak Herod i moja matka nie są temu radzi. Herod groził mi, że jeśli pójdę w ślady Jana Chrzciciela to mnie też każe ściąć głowę. Nie straszne mi to, jeśli ma mnie na zawsze połączyć z Chrystusem.
 

Z wyrazami miłości: Salome III, królewna żydowska’’.

List ten został w 1998 r. opublikowany w antologii ,,Korespondencja władców Analapii’’ pod redakcją profesora Teodora Firbusiewicza przez Uniwersytet w Złocieńcu.


*








Herodiada o włosach długich, czarnych i kręconych, była czarownicą jak wiele innych ówczesnych królowych i cesarzowych. Dosiadając złotego pręta zwieńczonego głową kobry z rubinowymi oczami, w blasku Księżyca latała nago na sabaty w odległej Posanie w Analapii i w Dendropolis – stołecznym grodzie Roxu. Porzuciła swego męża Filipa czarami odbierając mu wigor męski i związała się z jego bratem Herodem. Swoje niewolnice uczyła czarów poznanych w barbarzyńskich krainach. Z wiekiem jej szaleństwo się pogłębiało. Wszystkim swym domownikom kazała w zaciemnionej komnacie klękać przed dużym, czarnym kotłem z mglistej Brytanii; należącym niegdyś do czarownicy Ceridwen. W kotle tym gromadziła krew z piersi niewieścich i męskie nasienie. Herod potulnie zgadzał się klękać przed naczyniem, lękając się jeno, aby się żydowscy kapłani o tym nie dowiedzieli, bo mogło się to skończyć detronizacją i ukamienowaniem. Jednak Salome po tym jak przyjęła chrzest, odmówiła zginania swych kolan przed kotłem i wypowiadania nad nim bluźnierstw przeciw Bogu Izraela. Herodiada biła ją za to, ciągnęła za włosy i drapała po twarzy długimi, czerwonymi paznokciami. Herod zaś skazał na śmierć Habrokomesa za to, że był chrześcijaninem. Salome mimo gróźb rodziców i uwięzienia w lochu nie chciała wyrzec się Jezusa. W końcu odpowiedziała za to głową w zamian zyskując wieniec niewiędnącej chwały.








Herodiada używając zakazanej sztuki czarnoksiężników ze Slawii wywołała z głębin Nawi, Hadesu i Szeolu liczne duchy tych co za życia chodzili w purpurze i cześć odbierali. Jako ostatni zjawił się na jej rozkaz duch Pompejusza Wielkiego; rzymskiego wodza, którego w Bharacji plemię Ichtiofagów ukarało srodze za chciwość wlewając mu do gardła roztopione złoto. Pompejusz wyszedł z siwych oparów unoszących się z czarodziejskiego kotła, złapał mocno przegub Herodiady zimnymi jak stal palcami i w milczeniu, choć opierała się i krzyczała wniebogłosy, zaciągnął przewrotną królową w ogień piekielny na męki bez końca. Herodiada gorzała wraz z innymi czarownicami, a czasem jej oczom ukazywała się jej córka Salome i Jan Chrzciciel, pojednani i pełni szczęścia w Niebie. Jednak między miejscem kaźni, a wiecznej nagrody zionęła przepaść, której nikt nie mógł przekroczyć.







Oniricon cz. 448

Śniło mi się, że:





- Róża Czerwona, siostra Śnieżki poślubiła Wilka,








- pewna autystyczna dziewczynka nauczyła się rysować kurę, a ja narysowałem kurę pokrytą łuskami i mającą przednie łapy dinozaura,
- w morzu żyje olbrzymi łuskowiec o ostrych zębach i płetwiastych łapach,








- pomyślałem, że groźne dla ludzi jeże - potwory z legend węgierskich zostały zapożyczone od Cyganów,








- zobaczyłem kojota w zbroi,








- pojechałem na jednodniową wycieczkę do Niemiec,








- recenzowałem na blogu ,,Maszę i Niedźwiedzia'', czekałem na odcinek noworoczny, w którym do Maszy przyszedł Dziadek Mróz z łysiną na głowie,







- wnuk Henryka Sienkiewicza komentował mój opisany na blogu sen o jego dziadku,








- byłem w krainie zwanej Lagado, gdzie działała Akademia, w której pracowano nad uczynieniem ludzkich odchodów zdatnymi do spożycia,








- razem z pewną dziewczyną w czarnej sukience przechodziłem między dwoma olbrzymimi kretami, które zraniły dziewczynę pazurami, a jej krew sprawiła, że zmartwychwstałem,
- ciocia Ursula ov Sienitica mówiła, że Mama wykorzystuje moje kalectwo, UWAGA: To tylko sen, nic takiego się nie wydarzyło,







- Thomas Sankara poślubił piękną, białą kobietę o blond włosach,
- zamieściłem na blogu ilustrację tak dużą, że zajmującą cały ekran,







- czytałem książkę Andrzeja Trepki ,,Zwierzęta budowniczowie'' z serii ,,Tajemnice zwierząt'', w której było min. o skunksach (w tym o skunksach brodziastych pokrytych czarnymi kolcami), gibonach, czepiakach, Kopciuszku i Śpiącej Królewnie,








- zamierzałem zrecenzować na blogu książkę Andrzeja Trepki ,,Co kaszalot je na obiad?'', której zawdzięczam zainteresowania przyrodnicze i sympatię do rosomaków,






- w ,,Rękopisie zielonogórskim'' czytałem, że każdy Słowianin powinien jeść porządne śniadanie złożone z jaj, tymczasem jaja mi nie smakowały i wywoływały obrzydzenie, z wyjątkiem jaj wielkanocnych, które lubię malować, min. rysując na nich dinozaury,
- w Parku Kasprowicza w Szczecinie jakaś staruszka chciała, abym rozebrał się do kąpielówek i zanurkował w jeziorze szukając jakiegoś przedmiotu, lecz nie umiałem pływać, a gdy sobie poszła, chciałem wejść do innego jeziora.