poniedziałek, 15 lutego 2016

Pereswiet

Pereswiet (nie mylić z Perepiatem, mężem Perepiatychy) był witeziem żyjącym na wschodzie Sklawinii. Oprócz walki mieczem, maczugą, łukiem i toporem znał też liczne pieśni czarodziejskie, umiał kamłać zaklęcia, odczyniać uroki, sporządzać nawęzy i leki. Nauczył się tego od swego wuja, wołwcha Wrzeciony z uroczyska w Świętej Dąbrowie, lecz nie kapłaństwo było mu pisane, jeno rycerska walka w obronie swego ludu.
Był sierpień i susze po polach szalały, gdy Pereswiet syn Łukomora, na grzbiecie białej klaczy Śnieżawy o złotej uprzęży, opuściwszy wspólnotę wołwchów – cenobitów ze Świętej Dąbrowy, wśród których parę lat się wychowywał, przejeżdżał przez Szmaragdowy Las. Uzbrojony był we włócznię o grocie spiżowym, przeszywającym na wylot tury i kruszącym kamienie. Okrywał go pancerz z karaceny, głowę zaś chronił szyszak stalowy zakończony czerwoną kitą końską. Młody był jeszcze Pereswiet Łukomorycz, a choć odwago mu nie brakło, wojna wciąż była mu znana tylko z opowieści.




Jadąc przez las zobaczył tańczącą wśród drzew rusałkę przedziwnej piękności. Gdy tańczyła, rozbrzmiewał dookoła jej śmiech perlisty, a duże, zielone motyle biły skrzydełkami, ledwo nadążając za zielonymi włosami leśnej rusałki i jej również zieloną, jedwabistą suknią. Urokliwa istota, której oczy lśniły niczym ogromne szmaragdy, miała na sobie sporo ozdób ze złota. Widząc ją Pereswiet zaniemówił z wrażenia.
- To brzydko tak się gapić! - rusałka tupnęła bosą nóżką, przerywając zabawę, lecz w jej oczach tańczyły figlarne ogniki.
Zielone motyle otaczały jej głowę na podobieństwo nimbu. Pereswiet zsiadł z konia, skłonił się przed panną, na widok której serce mu mocniej zabiło, ucałował jej zimną jak lód dłoń i przedstawił się.
- Zowię się Siliża (Silisa) i z łaski Boruty i Dziewanny Šumina Mati jestem królową Szmaragdowego Lasu. Chciałabym mieć złotą muchę – rzekła tęsknie rusałka – nie kolejną ozdobę, jeno żywe stworzenie, owada złotego jak złoto, który tańczyłby razem z moimi motylami – Pereswiet zadurzył się w leśnej piękności niczym pewna mołodycia w wąpierzu i gotów był spełnić każde z jej życzeń.

,,To jeszcze nie była miłość, choć ów afekt gwałtowny mógł w miłość się przekształcić, albo … przynieść nieszczęście'' - ,,Codex vimrothensis''

Pragnąc sprawić uciechę rusałce, Pereswiet, którego krew wielce była gorąca, bez zwłoki wyruszył łowić złotą muchę. Wciąż na wschód wędrował; trzy nieprzebyte puszcze przemierzył, trzy wielkie rzeki przekroczył, góry Złotą i Srebrną minął. Jego klacz Śnieżawa, szybka jak tchnienie Pochwista, po dziewięćkroć gubiła podkowy przybijane na nowo w mijanych siołach i grodach. Wreszcie oczom junaka ukazał się bogato umajony Kalinowy Mosy. Rozciągał się nad przepaścią, pełną czarnej, wzburzonej wody, cuchnącej siarką i lodowatej. Wstępu na most, gałęziami kaliny umajony, pilnowały dwa posągi. Pierwszy z szarego kamienia wykuty, przedstawiał trójgłowego smoka, jednego z synów Gorynycza. Smok zdawał się spać. Obok na drewnianej ławce pomalowanej na zielono, siedział odlany z brązu tyran Vronisław, trzymający na kolanach obnażony miecz. Vronisław znany z okrucieństwa, żył w erze jedenastej i był wasalem królów Orlandu. Pereswiet już chciał wejść na Kalinowy Most, gdy zupełnie nieoczekiwanie oba posągi ożyły. Trójgłowy smok zionął




ogniem, zaś brązowy Vronisław herbu Ślepowron; zdrajca i ciemiężca swego ludu, zerwał się z ławki wywijając mieczem. Wtedy to Pereswiet dobył łuku i trzema złotymi strzałami Płanetników obrócił w proch trzy zionące ogniem głowy kamiennego smoka. Gdy martwy smok spadł z wielkim pluskiem w przepaść, skrzyżował się przecinający stal, miecz Pereswieta, zwany Ostrota z orężem Vronisławowym i przepołowił je. Ukośny cios Ostroty przeciął żywą rzeźbę od karku do lędźwi, po czym rycerz strącił ją w spienione, czarne odmęty. Przejechał przez Kalinowy Most i znalazł się po drugiej stronie; na progu znanej sobie ze świętych opowieści, krainy, zwanej Trzydziewiątym Carstwem (Ty – deve Carland). Długo błądził po jego drogach i bezdrożach, liczne przygody go spotykały. Stanąwszy na szczycie Wróblej Góry, najwyższej w całej krainie, ujrzał Pereswiet wszystkie zakątki Trzydziewiątego Carstwa. Jego oczom ukazało się huczące Morze Sine, oraz pomniejsze morza – Syren, Amazońskie, na którego brzegach osiedlały się kolonistki znad Aspinu, a także liczne wyspy – Poseidy, gdzie czci największej doznawał jytnas Gâc, rozmiłowany w Juracie, Rutas – porośniętą przez pełną panter i słoni dżunglę; wyspę utworzoną z rozbitego okrętu o nazwie ,,Purpura'', polarną Archiboreję – rzadko nawiedzaną przez ludzi, za to zamieszkaną przez białe pawiany i krwiożercze koty, zwane ,,krydmoryki'', oraz archipelag Pompapamidów o równie





mroźnym klimacie, którego mieszkańcy sławili i rzeźbili w kamieniu boginię Ośmiornicę. Pereswiet widział jak toczą swe wody, wielkie rzeki Węgorapa, Parsuta, Han'ča, Modroja i Żabnica – wszystkie wypływały z czarodziejskiego, srebrnego dzbana, oraz wielkie wewnętrzne jezioro, zwane Morzem Meockim (Mare Meoticum). Nad jego brzegami żyło rybackie i łowieckie plemię Meotów, przodków Ichtiofagów z Azji, napotkanych przez Aleksandra Wielkiego. Uwagę herosa przykuły też ośnieżone, niebotyczne szczyty Gór Sokolich (gdzie zbrodniarzy przykuwano do skał), Orlich, Sępich i Kruczych – w tych ostatnich królami były dwa kruki – bracia, wyklute z jednego jaja, o imionach Hugin i Mugin, a także jaśniejszy od najjaśniejszego klejnotu Świetlisty Step, gdzie mieszkała Enka Świetłana Świarłorodzica, Dąb Feniksów – wysokie jak góra, najwyższe drzewo w Carstwie, w którego koronie wiły swe gniazda żar – ptaki, oraz nieprzebyta, zaczarowana puszcza, zwana Ogrodem Królowej (Viridarium ov Roykova), gdzie rosły złote jabłonie i gdzie żyły białe jelenie obwieszone klejnotami. W swoich wędrówkach przez Trzydziewiąte Carstwo, Pereswiet zaszedł do stołecznego Kiszłakowa o złotych kopułach i wieżach z kości słoniowej, gdzie na bogato zdobionych tronach zasiadali nieśmiertelni i wiecznie młodzi; car Kagan – niezwyciężony wojownik i jego elficko piękna żona Biała Knegini. Takiej gościnności jak na ich dworze nie było nawet w dawnej Polsce. Pereswiet odwiedził takie prowincję jak Zefirię (przodkowie Zefirotów w erze jedenastej napadli Valkanicę, na której tronie zasiadał król Hrebel, lecz zostali pokonani w bitwie na Ostropolu, w dużej mierze dzięki Smoczemu Jeźdźcowi, Milošowi Obiliciowi, który postępem zabił zefirockiego sułtana Murada), Pan (lesista krainę satyrów), Centaureę (lesistą krainę Centaurów), Dedalię (kolonię grecką płacącą dań w klejnotach, broni, zbroi, zegarach i pozytywkach, ongiś zamieszkaną przez karły), Tharsus – gdzie żyły mówiące tygrysy, Foris – thar – las mówiących rysiów, oraz prowincję zamieszkaną przez słowiańskie plemię Runwirów; liczne i waleczne, mające swą stolicę w grodzie Kłodarzewie (Komlarevo). Z tego to plemienia Runwirów wywodził się Kagan wraz z Białą Kneginią.




W końcu Pereswiet uczyniwszy sobie siatkę na motyle z pukla lśniących włosów Białej Knegini (oczywiście za jej zgodą!) i złowił do niej złotą muchę, której tak pragnęła rusałka Siliża ze Szmaragdowego Lasu. Niedługo trwała jego radość. Ledwo złota mucha znalazła się w siatce, z konarów pobliskiej gruszy, spadły na kark rycerza dwie harpie o wielkich jak spodki, zielonych oczach. Ich szpony i hakowate dzioby przebijały karacenę i raniły ciało aż do kości. Potworne ptaszyska o jakby niewieścich twarzach, ciążyły jak worki pełne kartofli. Przeraźliwie wrzeszcząc, bijąc skrzydłami i fajdając ile wlezie, obaliły Pereswieta, tak jak wichura obala stuletni dąb. Gotowe były rozszarpać go żywcem, lecz uciekły tchórzliwie, wstrętne ptaszyska, gdy poczuły uderzenia bicza na swych szaro – białych grzbietach. Harpie odleciały wrzeszcząc i roniąc cuchnące odchody, tak jak ich siostry uprzykrzające życie Fineusowi i świętym pustelnikom Antoniemu i Pawłowi. Pereswiet przetarł ręką zalane krwią oczy i ujrzał nad sobą parskającego i szarpiącego murawę racicą, białego jednorożca o złotym rogu. Siedziała na nim zielonowłosa rusałka w sukni barwy trawy.
- Siliża... - wyszeptał Pereswiet pobladłymi wargami.
Rusałka przypadła doń płacząc rzewiliwie.
- Wybacz mi, mój miły, że dla głupiej zachcianki, kazałam ci ryzykować życiem – jej chłodne, słodkie jak sok jabłkowy łzy o różanym zapachu, uleczyły rany Pereswieta.
Łzy rusałki tak jak jej krew, miały bowiem moc panaceum. Siliża płakała długo i żałośnie, nie umiejąc sobie wybaczyć, lecz Pereswiet objął ją i pocałował jej zimne usta. Minęło pięć miesięcy od tego wydarzenia i w Żmijowej Leśniczówce, gdzieś w ostępach Szmaragdowego Lasu, odbył się ślub Pereswieta z Siliżą, jego koronacja na króla puszczy i huczne wesele pełne radości. ,,I ja tam byłem, miód i wino piłem, po brodzie kapało, w gębie nie zostawało...'' - ,,Codex vimrothensis''


*

,,Lezgini, (Leki) jeden ze szczepów płn. Kaukazu, zamieszkuje głównie Dagestan i okręg Sakatali w Azerbejdżanie. […]. Do L. należą Kurincowie, Kazikumuchowie, Darginowie i i. Wzrostu miernego, krępi, o twarzach szerokich z dużym nosem, włosach czarnych, zajmują się rolnictwem, hodowlą bydła, tkactwem i kowalstwem; chaty budują z kamieni lub drzewa, żony kupują, zmarłych grzebią. Od VIII w. wyznają mahometanizm'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 9 Lauda do Małpy''


Pereswietowi i Siliży nie było dane długo cieszyć się sobą. Z dalekiego kraju, zwanego Lak (Lakiya, Lakistan), o którym pisał w erze trzynastej Marco Polo, że graniczy z ,,Wielką Krainą Rosją'', wyruszyły na Słowian zagony najeźdźców. Mieszkańcy kraju Lak, zwani Lezinami, bądź po słowiańsku – Lesinami; Ludźmi Lasów, których praojcem był turański książę Lak (Lacus), w którego żyłach płynęła krew leśnych ludzi, czczących Borutę i Dziewannę Šumina Mati, zostali podbici przez Amazonki. Utraciwszy swe królestwo, Lezini stawszy się nomadami, zbrojni w łuki, szable i arkany, prowadząc ze sobą tabuny koni i bydła, rzucili się na wschodnich Słowian – Antów jak chmara szarańczy. Prowadził ich do boju stary król Dargal Siwobrody, wywodzący się z rodu chrobrego Ujger – chana, syna Laka Wychowanego w Lesie. Prawą ręką zbiegłego króla Lak był jego syn, młody i krzepki królewicz Czułubej (Kulubej), zrodzony przez płowiecką księżniczkę. Szli Lezini przez żyzne ziemice słowiańskie; od ich strzał ciemniało niebo, a carowie, diuki i kniazie zawierali przymierza i słali wici do swych wojów.
Gdy Pereswiet dowiedział się o najeździe, postanowił wyruszyć w pole, aby bronić swych braci Słowian. Na próżno Siliża, przeczuwając, że jej oblubieniec może nie wrócić z wyprawy, namawiała go by został w Szmaragdowym Lesie.
- Utkam sieć z zaklęć, które bronić będą dostępu ciemiężcom, a przepuszczać będą ciemiężonych. Choć ta wojna napawa mnie wstrętem głębokim, rzucę do walki rusałki i Wiły zbrojne w łuki i włócznie, wypuszczę przeciw Lezinom stada wilków i niedźwiedzi, dzików, turów i żubrów, rysiów i rosomaków, Neurów i Lynxów, oraz węże – trusie o jadzie palącym! Zrobię wszystko, bylebyś został u mego boku i żył! - łkała rusałcza królowa, lecz Pereswiet nie chciał zrezygnować.
- Jestem witeź z krwi witezi; wstydno by mi było, gdybym zażywał tu wywczasów, gdy mój lud cierpi – na pożegnanie Siliża wręczyła swemu małżonkowi kryształową fiolkę pełną jej krwi chłodnej a turkusowej.
Krew rusałek i wodników moc miała leczyć wszystkie choroby i zranienia, lecz Pereswiet zużył całą porcję panaceum napotkawszy trędowatego żebraka. Pożegnał żonę i wskoczywszy na grzbiet wiernej Śnieżawy, wyruszył pod stanice cara Igora Kołomira. Siliże, a wraz z nią cały Szmaragdowy Las napełnił bezbrzeżny smutek, ale i wielka duma z odwagi i prawości króla Pereswieta. Pod sercem leśnej królowej, na powrót ojca czekało dzieciątko, dziedzicem Dębowego Tronu będące.


*



Długa i zażarta była wojna Słowian z Lakami. Lato już dawno przemieniło się w jesień – najpierw złotą i słoneczną, później zaś w szarą i dżdżystą. Siliża co dzień stawała na rozstaju dróg, gdzie czarownice odprawiały swe czary i nasłuchiwała ptaków, pytając je co Pereswiet porabia i kiedy do niej wróci. Rusałka, której łono urosło jak wielkanocna baba, z nadzieją słuchała o bitewnych przewagach męża. Dzięcioł, łabędź i sikorka opowiadały jej jak to z ręki Pereswieta ginęli Kuruc, Kazył – kum i Meriadach; najwięksi wojownicy walecznego ludu Lezginów, oraz o tym jak to car Igor Kołomir przyczepił do jego piersi ordery – Zielonego Dębu, Srebrnej Brzozy, Czerwonego Liścia, Rysia, Orła, Tura, Dzika, Szczupaka, Ośmiu Mieczy, Płonącej Buławy i Skrzyżowanych Piorunów. Kraśniała z dumy słuchając o tym.
Jednak w dniu kiedy nad światem płakał lodowatymi łzami Listopad, Siliża ujrzała na rozstajnych drogach kruka z Trzydziewiątego Carstwa. Ptak skłonił się przed leśną królową, po czym bez dłuższych wstępów zakrakał:
- Twój pan stanął dziś do boju pod Kalicą, kra! Skrzyżował swój miecz z Czełubejem Królewiczem, synem Dargala Siwobrodego, kra! Obaj walczyli jak lwy; ubił Pereswiet Czełubeja, głowę w misiurce mu uciął, ale sam, nieborak, życie z ran postradał, bardzo mi przykro, kra!
- Och! - Siliża złapała się za głowę.
- Jego ciało jedzie tu w przystrojonym kirem wozie, abyś mogła, o Pani, go pożegnać. Smętna sprawa. Muszę już lecieć, kra! - kruk odleciał, a Siliża płakała długo i żałośnie, a z nią listopadowe niebo.
Minął jakiś czas, odkąd prochy mężnego Pereswieta przesypano do popielnicy, na której straży stanęły żegliszcz – żeny, a Siliża porodziła syna, w którego żyłach płynęła krew ludzka i toropiecka. Syn ów podwoił sławę ojca, a imię jego Jantar.