piątek, 3 maja 2019

Mazateckie dajmony







,, - Kiedyś chrzest wyglądał całkiem inaczej. Podczas uroczystości czarownik oczyszczał ciało dziecka przedstawiając jego opiekuna ze świata zwierząt zwanego majoya. Tuż przed porodem czarownik w imieniu rodziców składał ofiarę bogom. Szedł w góry, zabijał zwierzę i zostawiał je w jaskini. Potem w okolicach groty i domu, w którym miało przyjść na świat niemowlę, rozrzucał wapno. W czasie porodu biegł do groty, aby zobaczyć, jakie zwierzę zostawiło ślad  na białym proszku. To był majoya dziecka, jego tonal, zwierzęcy towarzysz. W wielkiej tajemnicy czarownik powiadamiał o tym rodziców. Potem pocierano niemowlę liśćmi wonnych ziół i krwią z języka zwierzęcia złożonego w ofierze, mówiąc: 'Bogowie przodków będą strzegli twojego życia, dlatego powołali anioła, którym jest zwierzę'.
[...] majoya dziecka może być jaguar, kuna, orzeł, puchacz albo małpa. Człowiek musi pamiętać, aby swojemu tonalowi nie robił krzywdy, bo zawsze może się zdarzyć, że skrzywdzi samego siebie.
[...] Mazatekowie [...] wierzyli jeszcze w magiczny związek człowieka ze zwierzęciem określany czasem nazwą tonalizmu. W chwili urodzenia dziecka rodzi się jednocześnie jego tonal, zwierzęcy brat. Losy dziecka i jego tonala są odtąd ze sobą związane. Człowiek umiera, kiedy ginie jego opiekun.
[...] pewien chłopiec rzucił kamieniem w tlacuache, rodzaj szczura ziemnego, trafił go, lecz w tym momencie, sam padł bez zmysłów na ziemię. Chłopak ten nie wiedział, że rzucił kamieniem w samego siebie. Innym razem, ktoś polował daleko od wioski i zabił górskiego kota. Kiedy wrócił do domu, okazało się, że w tym samym czasie jeden z jego synów dostał konwulsji i z pianą na ustach padł martwy. Nie był tylko pewien, czy człowiek ma jednego majoya czy więcej.
- Powiadają, że jest ich czterech - powiedział siwy jak gołąb Arturo'' -
Witold Jacórzyński, Dariusz Wołowski ,,Porywacze dusz''