środa, 21 sierpnia 2019

Girginicz


,,Smok Girginicz żył już w erze jedenastej. Gdy nastał potop, latał nad wodami, a gdy się zmęczył – pływał, żywiąc się ciałami potopionych istot. Po potopie osiadł w jaskini w grodzie Vompiersk, zamieszkałym przez straszydła. Jego, sługę Rykara, Gorynycza i smoka z Vovel, maszkary czciły jako swego króla. Girginicz zjadał swych poddanych, choć bardziej lubił jeść inne istoty, zwłaszcza ludzi. W tym celu co jakiś czas opuszczał Vompiersk i grasował w całej Sklawinii. Na początku ery trzynastej, Vompiersk i Strzygi znalazły się w granicach Analapii. Przez długi czas było cicho o Girginiczu – uwagę zaprzątały raczej smok z Vovel i bazyliszek z Sirenopolis. Nikt nie kwapił się go odwiedzać, bo jego siedzibę od reszty świata oddzielała straszna puszcza, gdzie stale panowała noc i gdzie roiło się od straszydeł. Puszcza ta nosiła nazwę Lasu Ciemnego. […] za panowania króla Bogdala, smok opuścił swą jaskinię i przeniósł się do Montanii. Zmierzając do tej prowincji, porwał narzeczoną Bożywoja Błyszczyńskiego, Anej z Lasu. Uwięził ją w górze Troizak, przypominającej widelec. Równocześnie dał rozkaz swoim straszydłom, by bez wypowiedzenia walki, zaatakowały Analapię.
- Macie być jak Śmierć – ślepi, byście nie widzieli zła, które macie czynić, głusi na rzężenie umierających, na płacz wdów i sierot, niemi, byście nie mogli knuć z wrogami, niewidzialni, by was nie dotknęła zemsta ludzi i niemiłosierni, bo nasza przewaga daje nam wszelkie prawa! Któż jeszcze pamięta o ofiarach Kościeja? - smok przemawiał do swoich straszydeł. Porwał Anej z Lasu, bo chciał, by była jego żoną, czy też niewolnicą, razem z nią uwięził wiele innych dziewic’’ - ,,Codex vimrothensis’’







Anej z Lasu odziana w suknię barwy bieli z błękitem, siedziała w kamiennej komnacie, a jej ręce i nogi zakute były w stalowe kajdany. Minęły już trzy tygodnie odkąd obmierzły smok Girginicz – ojciec Hamana i innych Girgaszytów, zacisnął na jej ciele szponiastą łapę i uniósł hen w przestworza, by uwięzić wewnątrz montańskiej Góry Troizak. Razem z Anej cierpiały niewolę inne dziewice dostarczone przez potwory z całej Analapii, a było ich sto i wszystkie zakute były w kajdany. Mogło się zdawać, że wraz z uwięzieniem dziewic, Analapia umarła. Susza straszliwa nawiedziła całe królestwo, a złe południce o ognistych oczach chodziły z łukami i strzelały z nich do ludzi i zwierząt. Wody Visany i innych rzek prawie wyschły, za to od zmierzchu do świtu kraj przemierzały hordy wąpierzy, strzyg, kikomor, wilkołaków, bazyliszków i nocnic siejąc grozę i rozpacz, mord i zniszczenie… Ciężka była niewola Anej z Lasu. Co jakiś czas do jej komnaty czy też raczej celi zaglądali słudzy smoka Girginicza; przebrzydłe Čorty o ognistych oczach, usiłujące dźgać ją końcami wideł, wąbry – stwory o głowach i skrzydłach nietoperzy, a reszcie ciała ludzkiej, wiedźmy i mamuny o żmijach zamiast piersi i namawiały ją by wyszła za Girginicza.
- Ugnij się przed jego wolą – mówił szpetny, brązowy karzeł o zielonych oczach i żelaznych zębach jak zęby brony – a przeżyjesz i może nawet będziesz królową tego kraju gdy zostanie już podbity. Czas ludzi już przeminął, a ty jeśli się ukorzysz przed Jego Smoczą Mością, możesz być ostatnią z ich rasy! - jednak Anej wolała śmierć niż zostanie żoną smoka.
Cały czas karmiła się nadzieją, że jej ukochany, pan Bożywoj Błyszczyński przybędzie jej na ratunek i ta nadzieja trzymała ją przy życiu. Niekiedy sam smok Girginicz zjawiał się jej w postaci urodnego męża odzianego w czarne aksamity, niosąc jej w darze szkatułki pełne klejnotów, lecz Anej zawsze mu odmawiała.
- Kocham pana Bożywoja i on ocali mnie z twej ręki – gdy to mówiła, z ust i nozdrzy Girginicza sypały się iskry.
Anej nic nie jadła, ani nie piła w niewoli słusznie się obawiając, że jadło i napoje mogą być zaprawione durmanem, choć sine topielice stawiały przed nią srebrne tace z najlepszymi owocami, ciastami, mięsiwem i winem. Wychudła biedaczka i mogła umrzeć, choć jak prawią legendy o trzeciej godzinie odwiedzał ją anioł i karmił białym chlebem z Niebios, aby miała siłę opierać się siłom Čortieńska. Choć jej położenie było rozpaczliwe, Anej nie popadła w rozpacz, jeno potajemnie wraz z innymi uwięzionymi dziewicami modliła się na różańcu, co krzepiło ich dusze. Raz do komnaty wpadł jak burza potwór Poreskero; ohydna hybryda człowieka, psa i kota; pół – mąż, a pół – niewiasta, którego jak ognia piekielnego bali się koczowniczy Giptowie o śniadej cerze. Gdy Poreskero ujrzał modlące się panny, bluźniąc straszliwie wziął korbacz i począł je bić, aby przestały się modlić.








- Twoja władza, demonie, jest do czasu, a panowanie Jezu Krysta będzie wieczne – odrzekła mu niezłomna Anej z Lasu.
Tak mijały dni, wieczory i poranki, a król Bogdal wraz z wiernym rycerstwem bił bestie piekielne gdziekolwiek je dorwał, nie pozwalając im pożerać niewiast i dzieci.

*

Wiele już lat upłynęło odkąd król Analapii gościł w Ojcowie – krainie na południu królestwa zamieszkanej przez takie gdzie indziej wymarłe zwierzęta jak mamuty czy nosorożce włochate. Ostatnim razem zdarzyło się to za króla Wituły i pana Wragigniewa Byczyńskiego żyjących w czasach cesarza Walensa. Teraz zaś pan Witun Byczyński powitał w swym dworcu zdrożonego walką króla Bogdala wraz ze swą drużyną zmierzającego w kierunku Montanii, gdzie obrał swą siedzibę smok Girginicz. Razem z monarchą przybyli pan Bożywoj Błyszczyński, pan Miorsz z Brytanii, oraz dziesięciu innych rycerzy jak: Sobol, bracia bliźniacy Petrysław i Pawlimir, Jaksa, Markusław, Janisław, Koźlak, Bronimąż, Szczodran i Turosław. Książę ojcowski przywitał dostojnego gościa z całym splendorem. Pod dachem okazałego, modrzewiowego dworca na króla i jego towarzyszy czekała złota i srebrna zastawa pełna pieczystego z mamutów podanego z suszonymi śliwkami, rodzynkami, imbirem i pieprzem. Odziane w białe giezła panny o urodzie rusałek nalewały panońskiego wina ze srebrnych dzbanów, nie zdołało ono jednak rozweselić serc biesiadników.
- Najcięższa walka dopiero przed nami – rzekł Markusław – gdy będziemy szturmować Montanię, Girginicz będzie się bronił zajadle jak szczur zagoniony do kąta, a wraz z nim jego potwory…
- Trzeba nam będzie się bić z paskudami o nietoperzowych skrzydłach, które lęgną się w jaskiniach. Ponoć byli owi paskudowie ludźmi z zamierzchłych czasów.
- Takie bestie są najgorsze – wzdrygnął się Jaksa.
- Smok piekieł został już pokonany mocą krzyża naszego Pana – wtrącił towarzyszący królewskiej drużynie Tytus, biskup Nesty.
- To skąd w takim razie tyle zła wyrządza ten Girginicz obmierzły w naszym królestwie? - spytał zaczepnie Szczodran, który nie spieszył się z przyjęciem chrztu.
- To są jego ostatnie podrygi, jakby uderzenia ogona śmiertelnie rannej bestii – odpowiedział spokojnie biskup.
- Moi przodkowie wiernie służyli królom Analapii, a ja nie omieszkam wesprzeć was, panie swoimi wojami i oswojonymi mamutami, nosorożcami, niedźwiedziami jaskiniowymi i wielkimi kotami o kłach jak szable – zapewnił książę Witun Byczyński. - Do ostatniej kropli krwi będziemy tłuc w hordy Girginicza jak w bęben!
- Doceniam twą wierność – rzekł wzruszony król Bogdal.
Książę Ojcowa nie zwykł rzucać słów na wiatr, pospiesznie rozesłał więc wici do podlegających jego jurysdykcji wsi Patrit, Sospa i Betkovo. Zgromadził pod swoimi sztandarami zdobionymi głową tura i tęczą wojów licznych o silnych ramionach, w boju zaciekłych; łuczników, oszczepników, kopijników, zbrojnych w topory jeźdźców dosiadających mamutów i nosorożców włochatych; synów Novalsa – Adama, jak i leśnych ludzi, Lynxów o rysich głowach, żmijów, meliady, to jest nimfy jesionowe uzbrojone we włócznie, Wiły szyjące z łuków, czy dzierżące trójzęby i szable z ości olbrzymich ryb wodniki o zielonej, żabiej skórze i długich, białych włosach. Do boju szły przysposobione do walki na Marsowym polu niedźwiedzie jaskiniowe, tygrysy szablozębne, oraz prowadzone przez leśne rusałki wilki, rosomaki i cyjony. W wojsku księcia Wituna Byczyńskiego służyło dwóch tysięczników: Leszek Żółty – pół – Chazar, a pół – Słowianin o skórze barwy cytryny, gęsto upstrzonej czarnymi plamami i Leszek Czerwony, o którego matce prawiono, że była lisicą zamienioną w niewiastę. Po odprawieniu Mszy Świętej przez biskupa Tytusa z Nesty, wojownicy króla Bogdala i księcia Ojcowa ruszyli jak burza na południe niosąc żelazny grom pomsty i kary strzygom i paskudom, za co byli z radością witani przez górali z Montanii.


*








Prastary, starszy jeszcze niż Królestwo Analapii był olbrzym Mugora mieszkający wśród porośniętych lasem wierchów Montanii. Lica jego pokryły już zmarszczki, a włosy w siedem warkoczy splecione przybrały barwę siwą, lecz ciało wciąż pozostawało krzepkie, a umysł sprawny. Ongiś Mugora gościł w swym domu przyjaciół; najroślejszego z turów Tęgoroga, dobrego smoka Tracha i gryfa Jaromuta o siwych piórach. Wspólnie bronili Analapii przed najazdami zaskarbiając tym sobie wdzięczność synów Novalsa i córek Aivalsy. Niestety w czasie najazdu Hunów smok, tur i gryf polegli w bitwie pod Stożkowem od zatrutych strzał stepowych najezdników, sam zaś Mugora raniony w głowę kolczastą kulą żelazną wyrzuconą z procy, upadł z łoskotem na ziemię i dostał się do niewoli. Huńscy szamani dręczyli go zaklęciami i żrącymi miksturami, aby zdradził Analapię i przystał do Attyli, jednak olbrzym zawsze odmawiał, za każdym razem odbierając za to zapłatę w nowych torturach. Uwolnił go dopiero pan Grzymisław walczący w oddziale mężnego Zoarda z Madunii.
Teraz trzydzieści dni przed dotarciem połączonych drużyn króla Bogdala i księcia Wituna Byczyńskiego do Montanii, Mugora po raz ostatni chwycił swą nabijaną niebiańskimi krzemieniami maczugę z drewna jabłoni z Avalonu, której nikt inny nie mógł unieść i rzucił wyzwanie smoku Girginiczowi, który więził Anej z Lasu. Prastara to była bestia żyjąca już w erze jedenastej nim jeszcze świat zalały wody potopu. Ogromne ciało Girginicza pokrywała twarda, brązowa łuska; miał trzy ogony i błoniaste skrzydła, a z jego siedmiu paszczy wydobywały się gorące i lodowate płomienie. Girginicz podjął wyzwanie i wylazł z jaskini, bowiem świadkami walki miały być jego hordy górskich Čortów, wilkołaków, strzyg, powitrul, paskudów, panków i léwic wobec których nie mógł sobie pozwolić na okazanie słabości.
- Po kiego grzyba dybiesz na moje życie – spytał smok – skoro nasze rasy są sobie bliższe niż myślisz? Dołącz do mnie zamiast służyć głupim i niewdzięcznym ludziom, których tak łatwo można rozdeptać jak robactwo. Porzuć skazaną na zagładę Analapię i dołącz do prawdziwej potęgi; obejmującego wszystkie światy Carstwa Čortieńska!
- Nigdy nie wyrzeknę się Analapii – zgrzytnął zębami olbrzym Mugora.
- I co ci ona daje? - szydził smok. - Nawet wiarę wyznajesz inną niż te brudne stworzenia. Żałosny Bogdal przyjął chrzest, ty zaś uparcie trwasz przy Ageju i Enkach. Wiedz, głupcze, że ani Chrystus ani Świętowit nie ocalą cię z mojej potęgi!
Mugora w odpowiedzi zamachnął się maczugą i zmiażdżył jeden z łbów smoka Girginicza. Montanią wstrząsnął straszliwy ryk, aż z jej ośnieżonych szczytów posypały się lawiny. Ranny smok przystąpił do kontrataku. Trzema ogonami owinął się wokół nóg mocarza i zatopił szpony w jego ciele. Mugora zajadle tłukł bestię maczugą, łamiąc jej jedno ze skrzydeł. Z sześciu ocalałych paszcz wydobyły się płomienie, a powietrze zaczął wypełniać smrodliwy dym jakby unoszący się z pogańskiego stosu pogrzebowego, który dotarł aż do grodu Grakchova. Obaj monstrualni zapaśnicy tarzali się po skalistym gruncie a ziemia trzęsła się i wzdychała jak rodząca niewiasta. Zadał Mugora rany ciężkie Girginiczowi, sam jednak poległ śmiercią bohatera gdy pod wpływem ognia ze smoczej paszczy pękła mu czaszka. Girginicz zaryczał triumfalnie. Szponiastymi łapami wydobył mężne serce z piersi Mugory i pożarł je, ciało olbrzyma rzucił zaś na pożarcie swoim niewolnikom. Następnie ukazał wizję całej walki oczom Anej z Lasu i innych uwięzionych w górze Troizak, strwożonych dziewic ze słowami:
- Tak kończą ci wszyscy, którzy mi się sprzeciwiają!

*

Choć po Analapii włóczyły się straszydła i bestie, które wyroiły się z grodów Vompiersk i Strzygi niby z puszki Pandory, w małej, otoczonej zewsząd lasem wiosce Głusznik rodzice wysłali dwójkę swych ośmioletnich pociech; Tadzika i Zosię po chrust. ,,Wojna wojną, ale pracować trzeba’’ - tłumaczył dziadek o sumiastych, siwych wąsach. ,,Moje wnuki mają czyste serduszka, więc złe moce nie będą miały do nich dostępu’’ - dodał po chwili. Tadzik i Zosia poszli więc do lasu. Choć ich serca były czyste, dzieci wpadły w zasadzkę maruderów z armii Girginicza. Ohydne strzygonie odziane w peleryny z ludzkich skór, pochwyciły przerażonych chłopca i dziewczynkę w szponiaste łapy i przywiązały je powrozami do dębu, zanosząc się obłąkańczym śmiechem na widok ich płaczu. Na czele maruderów stał szpetny, nagi karzeł Szpekotek. Miał wielki, łysy łeb, żółte oczy i kły, oraz twarz przypominająca skrzyżowanie pyska ropuchy z ryjem prosiaka. Szpekotka pokrywała śliska, trupio blada skóra.








- Co, co, pan chce z nami zrobić? - trzęsąc się ze strachu łkała Zosia.
- Drogie dzieci – uśmiechnął się wrednie Szpekotek – zmówcie paciorek i pocałujcie misia w zadek, bo już za chwilę wujek rozetnie wam brzuszki – w dłoni demona zalśnił kindżał – wyciągnie z nich kiszki, a na ich miejsce nasypie żwiru! - strzygonie słysząc to śmiały się jak głupi do sera.
Dzieci płakały i tuliły się do siebie odmawiając modlitwę, której nauczyła ich matka.
- Aniele Boży, stróżu mój, Ty zawsze przy mnie stój…
- Zawrzyjcie gęby, szczeniaki, bo wam wytnę ję… - Szpekotek nie dokończył groźby, bo wtem przeszyła go długa strzała o srebrnym grocie.
Paskudny gnom przewrócił się, a z jego przebitych trzewi ulotnił się smrodliwy, ciemnozielony gaz jelitowy. Strzygonie porwały za pałki i kiścienie gdy z kniei wyłoniła się urodziwa wojowniczka zbrojna w łuk i dosiadająca żubra tak jak niegdyś czyniła to królowa rusałek Goplana I. Odziana była w białe giezło, jej kosa falowała na wietrze niby złoty proporzec, a oczy lśniły jak szmaragdowe gwiazdy. Na szyi miała zawieszony krzyżyk oraz pogański triskelion poświęcony przez samego Krive Krivejtego – znak, że szuka pomocy u Chrystusa jak i u Enków. Nimfa posłała z łuku jeszcze dwie strzały kładąc trupem dwa strzygonie, a reszta sług Girginicza rozpierzchła się z wrzaskiem po lesie. Wojowniczka zagwizdała na dwóch palcach i posłuszne jej wezwaniu przybiegły trzy żubry – mocarze puszczy i rzuciły się w pościg za strzygami. Zwierzęta szybko dogoniły demony, wzięły je na rogi, podrzuciły do góry, po czym metodycznie rozdeptały, były to bowiem bojowe żubry. Łuczniczka zeskoczyła ze swego rogatego wierzchowca i podbiegła do związanych dzieci. Kindżałem Szpekotka rozcięła krępujące je więzy.
- Dzię… dzię… kujemy pani – powiedział Tadzik w imieniu swoim i siostry.








- Nazywam się Danuta i jestem driadą z Liteny. Wypasam żubry należące do królowej Lazdony – Dziewanny. Razem ze swymi stadami przybyłam bronić Analapii przed smokiem Girginiczem – po chwili dodała. - Tu jest niebezpiecznie. Odprowadzę was do domu – Tadzik i Zosia usadowili się na grzbiecie żubra i razem z Danutą ruszyli w stronę rodzinnej wsi.
Ich rodzice chcieli ugościć liteńską driadę piwem i plackiem z kaszą jaglaną, lecz odmówiła.
- Muszę strzec lasów, a wy powinniście bardziej uważać na swoje dzieci – pożegnała się z Tadzikiem i Zosią i więcej już jej w Głuszniku nie widziano.


*








Poczynając od ery czwartej w lasach mieszkało plemię Puszczyków, to jest ludzi z głowami sów. Pierwsza para; Mszar i Uralina zrodziła się z jaja złożonego przez Dziewannę, która wzięła na siebie postać sowy zapłodnionej przez Borutę – puchacza. Puszczyki mieszkali w okrągłych chatach z gliny i wikliny w głębi kniei. Tak jak sowy budzili się z reguły o zmierzchu, a kładli o świcie, całą noc przy pomocy wyostrzonego wzroku i słuchu chwytając i połykając myszy, szczury, nornice, jeże, krety, nietoperze, owady, jaszczurki, zające, króliki, drobne ptactwo, a czasem nawet małe sarenki. Niektórzy z nich pożerali nawet swoich pobratymców należących do zwaśnionych szczepów. Niestrawione części swych ofiar takie jak sierść, pióra czy kości wyrzucali z siebie pod postacią wypluwek. Rasa ta ze szczególnym nabożeństwem odnosząca się do Welesa, znała wiele sekretów magii i innych dziedzin wiedzy spisanych w księgach wykonanych z brzozowej kory. Puszczyki stronili od ludzi i nie szukali z nimi zwady. W ,,Księdze Sowy’’ Lisław z Virany napisał, że gromada siedmiu Puszczyków pochwyconych przez Čorty smoka Rykara, została z jego rozkazu magicznymi torturami zamieniona w strzygi. Jakkolwiek by było, między rasą Puszczyków a strzygami toczyły się walki zażarte w leśnych ostępach. Puszczyki pozostały wierne Agejowi i Enkom i na każdym kroku sprzeciwiały się zakusom kolejnych wcieleń Czarnoboga, chcącego ich znieprawić i wykorzystać do czynienia zła.
W czasie gdy hordy władcy Vompierska siały postrach w całej Analapii, a z Rzymu przybywały zastępy egzorcystów mających odsyłać rozbestwione demony z powrotem w ogień piekielny, król strzyg Majczub Babobójca wysłał poselstwo do Jadoża – starca o głowie sowy śnieżnej, który był wodzem Puszczyków od tysięcy lat mieszkających w lasach majątku Wymrocze.
- Pora zakopać topór wojenny, aby iść wspólnie przeciw temu samemu wrogu – prawił strzygoń Orco Gorgonus przysłany z poselstwem przez odzianego w szkarłat króla Majczuba.
- Niby kto jest tym naszym wrogiem? - spytał stary Jadoż.
- Ludzie, oczywiście – odrzekł przedstawiciel poselstwa strzyg.
- Niby czemu mamy ich wespół z wami mordować? - nie ustępował król Puszczyków.
- Analapia winna być zniszczona, bo porzuciła Enków, aby bić czołem przed ukrzyżowanym, żydowskim Bogiem. Tu chyba zgodzisz się ze mną.
- A od kiedy to smok piekielny zabiega o sławę Ageja? - zdziwił się Jadoż. - Zresztą chrystolubcy nie są źli, choć inaczej nazywają Światłość, a wy jesteście. Odstąpcie od nas, pomioty Czarnoboga.
- Bogdal, który zdradził wiarę ojców chce was wymordować, bo właśnie do tego na co dzień namawiają go klechy z Rzymu! - kłamała strzyga.
- Znałem króla Olszana, ojca Bogdala – zahuczał Jadoż – i jestem dlań pełen szacunku i uznania, podobnie jak dla jego syna. Król Bogdal tak przed swoim chrztem jak i po jego przyjęciu, miał i ma na pilnej pieczy prawo i sprawiedliwość. Nie ma upodobania w przelewaniu krwi istot przedludzkich, w przeciwieństwie do waszego króla Majczuba.
- Miłościwie nam panujący Majczub z mandatu Czarnoboga król strzyg i strzygoni jest wielce oświecony – zaperzył się Orco Gorgonus.









- A jego największym osiągnięciem jest galop na czarnym koniu, w czasie którego stratował na śmierć starą zielarkę – Puszczyki zaśmiały się sardonicznie. - Odstąpcie od nas, siepacze Girginicza czyniący nieprawość! - zakończył Jadoż.
- A więc będziecie mieli wojnę, trzodo Welesa! - zazgrzytał kończystymi zębami poseł króla strzyg i odwrócił się na pięcie.
Przez cały czas wojny ze smokiem Girginiczem, plemię Puszczyków niestrudzenie czarami i orężem broniło ludzkich zagród przed strzygami, nie raz i nie dwa płacąc za to śmiercią na łożach tortur w podziemnych katowniach bezlitosnych wrogów…

*






Z wolna zapadał już zmrok gdy z wysokości porośniętego wzgórza wilk i kotka o długiej, szarej i jedwabistej sierści spoglądały na kościół w Wymroczu skąd dochodziło bicie dzwonów. Nie były to zwyczajne zwierzęta jeno przyobleczeni w ich kształty czarnoksiężnik Mofez z Liteny i czarownica Danika z Vompierska.
Przez życie Daniki przewinęło się wielu mężów; tak ludzi jak i też istot starszych ras; wodników, żmijów, dziwów, Čortów, Płanetników, wąpierzy, ażdach, morusów, kikimor, strzygoni i wilkołaków. Wciąż była niesyta cielesnych uciech niczym rozpustna królowa rusałek Goplana III. W jej łożu gościły nawet wielkie węże trusie, dziki, rysie i niedźwiedzie. Sto razy traciła swój wstyd panieński i tyle samo razy odzyskiwała go mocą magicznego ziela, zwanego przywrotnikiem. Kiedy pan Bożywoj Błyszczyński zerwał z nią, ujrzawszy jak składała ofiarę z dzieciątka, związała się z Mofezem; mężem gwałtownym i okrutnym. Nieraz wspólnie galopowali po nocnym niebie na grzbietach czarnych, piekielnych koni lub smoków i dla zabawy ciskali rozżarzone kamienie na strzechy pogrążonych w śnie chat.
- Wiesz, Daniko – zawarczał Mofez zamieniony w wilka – parę dni temu zaczaiłem się w wilczej postaci na klechę idącego lasem. Gdy był już blisko, wyskoczyłem z krzaków, lecz on, skubaniec, podniósł krzyż z przybitym doń ichnim żydowskim Bogiem i począł mamrotać swoje zaklęcia. Tak się cieszyłem, że rozszarpię mu gardło zębami, a tu moc zaklęta w krzyżu sprawiła, że z wilka stałem się człowiekiem, do tego nagim jak asceta z Bharacji. Przestraszyłem się tych czarów chrześcijańskich i miast udusić klechę gołymi rękami uciekłem jak niepyszny. Oby zaraza wzięła Bogdala, że sprowadził do tego kraju kapłanów mocniejszych niż Čorty!
- Hordy Girginicza tępią kościółkowych jak robactwo – odrzekła Danika pod postacią kotki – ale nie jest łatwo ich zniszczyć. Jedno mnie cieszy; Girginicz uprowadził ze sobą na południe tę lafiryndę Anej z Lasu, w której zadurzył się Bożywoj Błyszczyński. Trzyma ją w zamknięciu i mam nadzieję, że ta wywłoka będzie zdychać bardzo powoli – zakończyła mściwie.
- ,,Aby kogoś zniszczyć, musisz go najpierw poznać’’; mawiał mój mistrz Rangunus. Najwięcej zaszkodzą chrystolubcom ci co wejdą między nich jak wilki w owcze skóry przyodziane – rzekł po chwili namysłu Mofez.
- Chętnie podejmę się tego zadania – uśmiechnęła się wrednie Danika.
Od czasu tej rozmowy Danika jęła zgłębiać słowa Pisma Świętego, z rozkazu króla Bogdala spisane tinezyjskim pismem na drewnianych tabliczkach. Czytała je upodabniając się do mrówek z Bharacji, które do budowy swych mrowisk używały drobin złota nie zdając sobie sprawy z jego wartości, albo do muchy zbierającej zewsząd nieczystości. W trakcie lektury miała mętlik w głowie; raz czytała o gniewie i surowych karach, o bitwach i rzeziach, innym razem natrafiała na słowa mówiące o miłości i przebaczeniu. ,,Ta Księga jest bardziej zawikłana niż niejeden grimuar’’ - pomyślała z niesmakiem Danika, a nie miała w przesyconym złem Vompiersku nikogo kto mógłby jej prawidłowo objaśnić słowa Księgi. Chcąc poszerzyć swą wiedzę o chrześcijańskiej wierze, poczęła przychodzić na msze do kościoła w Wymroczu; zdziwiła się gdy nikt jej z nich nie wyrzucał. Trzeba wiedzieć, że czasie wojny z Girginiczem kościoły w Analapii pękały w szwach od ludzi wszystkich stanów poszukujących nadziei i ratunku przed przemocą piekielnego smoka. Danika w czasie mszy stała zawsze z tyłu i nigdy nie przystępowała do komunii. Zrazu obserwowała nabożeństwo z wyrazem szyderstwa na twarzy i pustotą w sercu. ,,Jacy głupi ci chrystolubcy, takie z nich owce i barany’’ - mówiła sobie pełna wzgardy i nienawiści. Jednak im dłużej ich obserwowała, tym coraz częściej myśli innego rodzaju jęły nurtować jej serce. Odkryła, że w Wymroczu mieszkają ludzie, którym wiara w zmartwychwstałego Chrystusa daje siłę do stawienia oporu złu, napełnia ich odwagą i czyni szlachetniejszymi wobec siebie nawzajem. Wiara mieszkańców Wymrocza była szczera i głęboka. Danika widząc to zaczęła z wolna żałować, że tyle razy krzywdziła ich swoimi czarami. Wreszcie któregoś dnia, gdy pan Błyszczyński bawił z królem Bogdalem w Montanii, coś pękło w sercu Daniki. Po nabożeństwie podeszła do księdza i jęła się zwierzać mu z grzechów całego życia, a po jej policzkach ciekły łzy podobne do pereł. Poprosiła o chrzest i otrzymała go w czasie nocnej liturgii Wielkiej Soboty. Odtąd przestała już być wiedźmą, a stała się niewiastą. Kiedy Mofez dowiedział się o jej nawróceniu, poczerwieniał na twarzy jak ogień piekielny. Pełen gniewu warczał jak wściekły pies, aż jedno z jego oczu pękło i wynurzyła się z niego szponiasta łapka małego demona.
- Ty głupia suko! - wył Mofez, aż zerwał się wicher przyginający korony drzew do ziemi. - Miałaś zniszczyć chrystolubców, a nie stać się jedną z nich! - po czym miotając przekleństwa, od których usychały rośliny, a samice zwierząt roniły, zdarł suknię z Daniki i bijąc bez opamiętania nahajką, pokrył jej śliczną twarz krwawiącymi ranami.
Następnie związał jej kostki sznurem i zawiesił na gałęzi drzewa głową w dół.
- Niech cię teraz wilkołaki zeżrą! - zaśmiał się Mofez, splunął swej byłej kochance w twarz, po czym usiadł na łopacie i poleciał w stronę Liteny.
Zamiast złych Neurów przyszli do Daniki leśni ludzie; pobratymcy Anej z Lasu. Ulitowali się nad byłą czarownicą. Zdjęli ją z drzewa, opatrzyli rany i przykryli nagość zielonym płaszczem z włókien pokrzywy. Danika zaś radowała się w swoim sercu, że okazała się być godną znosić cierpienia dla Chrystusa, którego jeszcze niedawno chciała zwalczać.


*

W Montanii rozbrzmiały bojowe surmy i pod sztandarem krzyża rozpoczęła się wielka bitwa ludzi z pomiotem Czarnoboga. Poległ w jej trakcie Leszek Żółty, w którego piersi utknęło ostrze należące do górskiego Čorta, jak również Leszek Czerwony, któremu kosmata powitrula ścięła głowę pazurem podobnym do sierpa. Rany od kłów i szponów panków otrzymał król Bogdal jak również książę Witun z Ojcowa. Obaj zostali zniesieni z pola bitwy przez rycerzy Lisotę z Bohemii i Kalamira z Sirada do namiotu medyka, Persa Chorontesa, który założył szwy. Szurhurusz – bojowy mamut księcia ojcowskiego potykając się z górskim Čortem o szarej, twardej jak kamień skórze i baranich rogach, złamał jeden ze swych lśniących śnieżną bielą ciosów.
Pan Bożywoj Błyszczyński przedzierał się przez coraz rzadsze szeregi potworów, aż stanął przed wylotem jaskini smoka Girginicza i donośnym głosem wyzwał go na pojedynek. Smok nie mógł odmówić w obecności swych podwładnych, bowiem straciłby u nich posłuch. Wynurzył się przeto ze swej jaskini, a z jego czerwonych oczu sypały się iskry.
- Idź psie, nic tu po tobie – zahuczał smok. - Twoja Anej zdradziła cię ze mną na łożu rozkoszy, a gdy mi się znudziła, zjadłem ją ze smakiem.
- Kłamiesz! - zawołał pan Błyszczyński i natarł z mieczem.
Girginicz wypuścił przeciw niemu ze swych trzewi najpierw wichurę lodowatą, a potem orkan ognisty. ,,Zawróć, bo zaraz zginiesz! Swojej Anej już nie uratujesz!’’ - wołał rozpaczliwie jakiś głos w jego głowie. Pan Bożywoj czuł, że włosy na głowie stają mu w płomieniach, a łuskowa zbroja topi się na nim niczym ser na patelni. Czuł, że zaraz umrze i spotka swoją Anej dopiero w Niebie. Przed jego załzawionymi od dymu oczami tańczyły jakieś szkarłatne cienie. Wnet rozpierzchły się a na ich miejscu ujrzał Anej z Lasu przyodzianą w białą szatę męczennicy. Anej wzięła do rąk złote wiaderko i chlusnęła zeń źródlaną wodą na płonącego pana Bożywoja. Ledwo to uczyniła, smoczy płomień zgasł, a zadane przezeń rany zagoiły się tak szybko, jakby nigdy nie zostały zadane. Biegł teraz jak jeleń na spotkanie smoka, a jego zbroja i tarcza zdawały mu się lekkie niczym puch edredonów z Ultima Thule. Skoczył jak pantera, a smocza mimika wyrażała przerażenie.








- Zapłacisz za wszystko co jej uczyniłeś! - zawołał pan Bożywoj, jednym płynnym ruchem miecza ścinając sześć ocalałych głów smoka.
Rozległ się łoskot obalający reglowe lasy gdy cielsko Girginicza zwaliło się na wznak, a jego trzy ogony rzucały się w drgawkach niczym ryby wyciągnięte z wody. Ciemna, trująca posoka bestii z Vompierska tryskała jak z fontanny, żłobiąc zagłębienia w skale. Pan Bożywoj wraz z innymi rycerzami, oraz z góralskimi przewodnikami jął łomem forsować żelazne wrota lochów, w których jęczeli jeńcy Girginicza. W końcu dostał się do zamienionej w twierdzę wyniosłej góry Troizak o trzech szczytach. Tam ostrzem swego oręża uwolnił z więzów wynędzniałą, lecz wciąż piękną Anej z Lasu i pozostałe uwięzione dziewice.
- Nie pozwolę nikomu więcej cię skrzywdzić – obiecał pan Bożywoj swojej ukochanej.
Gdy król Bogdal wrócił do zdrowia, odznaczył pana Bożywoja i innych rycerzy złotymi orderami, Bogu zaś w podzięce ufundował kościół o ścianach lśniących od odebranego smoku złota i drogich kamieni.


*

,,Girginicz miał stronników w osobach książąt saskich – Wilfryda Wilka, Tengela Lisa i Aklomara Węża, którzy na swych zamkach odprawiali przeklęte obrzędy czarnej magii. Pan Bożywoj Błyszczyński rozbił ich zagony w Analapii i udał się w pościg za niedobitkami do Bohemii gdzie na tronie w Piropolis zasiadał król Mnata. Wyciął Sasów w bitwie nad rzeczką Beherovką w czym pomagał mu rycerz z Bohemii, pan Mleczan Vlkanovic. Gdy ostatni Sas poniósł śmierć, w sercach panów Bożywoja i Mleczana zrodziła się pycha. Jęli się chełpić, że w boju przewyższają świętych Jerzego i Michała Archanioła. Na skutki tego niedorzecznego bluźnierstwa , nie trzeba było długo czekać. Z Bożego dopustu zabici Sasi powstali z martwych i ruszyli z orężem na swych zwycięzców. Wówczas panowie Bożywoj i Mleczan ukorzyli się przed Bogiem uznając swój grzech, a wtedy Sasi znów legli martwi’’

- pisał w XII wieku Burzymir Bieńkowic w ,,Kronice rzeczy niezwykłych’’.


Oniricon cz. 514

Śniło mi się, że:






- w świecie Cittagazze żyły trójokie sroki, których trzecie, największe oko mieściło się pod ogonem,





- pewien chiński urzędnik zamienił się w niebieskiego kruka o dwóch głowach,







- poszedłem do biblioteki gdzie powiedziałem, że jestem kryminalistą i rozebrałem się do majtek, potem udałem się na balkon gdzie w skrzynce na kwiaty znalazłem album, do którego wklejałem artykuły o dawnych wierzeniach, po powrocie do domu wkleiłem tam stary artykuł o yeti, oraz chciałem wydrukować z Internetu artykuły z katolickiej encyklopedii o literaturze fantasy, Harrym Potterze i Pokemonach,







- byłem na spacerze z Casiyą ov Sieniticą i żaliłem się, że wychowywałem się bez ojca, potem razem z grupą chłopaków weszliśmy do jakiejś sutereny, gdzie spotkałem Alexandrusa ov Cocelaise; powrócił z Filipin bowiem nie spodobało mu się tam, a ja się ucieszyłem z jego powrotu, spotkałem też panią Annę ov Stipulovą, która uczyła filipińskiej sztuki walki,
- chciałem zjeść estoński słony sernik, lecz Mama uważała, że nie jest dobry,






- czytałem po raz drugi ,,Świat Lodu i Ognia'' G. R. R. Martina,






- Jacek Dehnel potępiał fantastykę,
- księża w konfesjonałach używają miedzianych palników do wypalania grzechów,






- Rafał Kosik pisał, że niektórzy internauci czują się jak niebieskie bociany, którym wszystko wolno,
- jechałem autokarem do fabryki i narzekałem, że nie chcę być kaleką, że szanuję niepełnosprawnych i ich opiekunów, oraz, że moje książki są lepsze ode mnie,
- Norvertus ov Parafina wypowiadał słowo ,,muka'',
- dzieci dziwnie się zachowywały po tym jak piły mleko z makiem,






- Włosi czczą św. Dianę jako patronkę przyrody i na jej cześć kłują się złotą igłą,
- amerykańscy masoni zapowiadali św. Janowi Pawłowi II, że go zabiją, a wraz z nim uśmiercą dwójkę dzieci, z którymi Papież się fotografował,
- byłem ,,księżniczką'' Haru i przyjaźniłem się z Etsuke - adeptką Zakonu Rozerwanego Kręgu,






- Mama pytała mnie czy chciałbym założyć spódnicę, lecz odmówiłem, UWAGA: To tylko sen, nic takiego się nie wydarzyło,






- istniała cywilizacja Zucerzy - wzorowana na harcerstwie, należeli do niej młodzi i sprawni fizycznie mężczyźni i kobiety noszący wyłącznie granatowe podkoszulki i majtki, bałem się, że Zucerze zostaną pomyleni z włoskimi faszystowskimi Czarnymi Koszulami,





- niedawno został nakręcony nowy film Disneya o wspólnych przygodach Arielki i Pocahontas, występowała w nim min. męska postać Arielki o twarzy przypominającej pysk lygrysa (hybrydy lwa z tygrysem), miałem ochotę zobaczyć film, lecz obawiałem się, że jest pornograficzny,
- siedziałem w jednej sali razem z grupą polityków i czułem się skrępowany, bowiem byłem uprzedzony wobec nich, puściłem bąka i przepraszałem za to,
- jeździłem na wózku, puściłem bąka i spotkałem Tomasza Sidora, z którym wspólnie knułem przeciwko Dariuszowi Kwietniowi.