czwartek, 26 listopada 2015

Sukosław Suczyc

,,Nazywali go psim synem, lecz on nie miał tego za obelgę'' - ,,Codex vimrothensis''



Enka Żweruna, córka Boruty i Leśnej Matki miała postać wielkiej, burej suki o białym brzuchu, polującej w puszczach nad Nemaną. Dziewanna zrodziła ją w erze czwartej, zaś tak jak potomstwem Kołowierszy są koty, tak pomiot Żweruny stanowią psy ludziom wierne. Szczególną cześć odbierała w starożytnej Litenie.





W erze dwunastej wzięła na siebie postać pięknej i silnej niewiasty, przez Słowian zwanej Mladka, zaś przez Celtów – Macha. Była to łowczyni, biegle władająca łukiem i oszczepem, skręcająca głowy dzikim bykom i potrafiąca dogonić jelenia, wędrująca lasami panna o ciele wysmukłym i twardym, włosach długich i czarnych, w białą suknię przez rusałki utkaną odziana. U kresu swej wędrówki poślubiła księcia Kroka Lutosławica władającego grodem Beliną (Velina), leżącym na ziemiach późniejszej Bohemii.
Owocem ich miłowania wzajemnego był syn, zwany Suczycem Sukosławem. W noc jego poczęcia gwiazdy ułożyły się w figurę lutego psa strzegącego murów miejskich, lecz filozofowie – gwiazdorze nie umieli powiedzieć co to znaczy, jeno wykłócali się zacietrzewieni i pletli koszały – opały. Jakżeby inaczej, skoro ich mądrość nie pochodziła od Ageja, ni od Enków. Suczyc zwany Sukosławem wyrósł na młodzieńca łamiącego podkowy i rozrywającego kolczugi, duszącego wilki, dziki, niedźwiedzie, tury i żubry i wyrywającego drzewa z korzeniami, a siła jego zaklęta była we włosach, tak jak to mieli Samson i Janosik. Krnąbrny był. Nie cenił sobie nauczycieli; żerców i filozofów; uczących pisma tinezyjskiego i języka starokrasnego, dziejów minionych, spraw boskich i anielskich. Miast tego wolał pędzić dni na łowach, utarczkach z wojskami sąsiednich księstw, karczemnych burdach i pijatykach i choć ojciec nie szczędził mu karcenia – na obmacywaniu dziewek. Gdy książę Krok umarł od ciosu zatrutym ostrzem włóczni awarskiego najezdnika, Mladka widząc, że lud Beliny z każdym rokiem staje się coraz gorszy, mając w pogardzie cnotę, a wybierając nierząd, pijaństwo i niesprawiedliwość, któregoś dnia na oczach osłupiałego dworu znów stała się suką i uciekła do lasu.

Odeszli, porzucając chramów święte progi,
Dawna ostoja państwa: wszystkie naraz bogi''




- jak powiedział to Wergiliusz w ,,Eneidzie''. Żwrruna słusznie opuściła Belinę – jak głosi Kosa Oppman, bo ci co w niej mieszkali, nie chcieli pełnić Zakonu zapisanego w ,,Gołębiej Księdze'', a głoszonego przez mity, sny, żerców i filozofów. Od tego czasu, Belina upadła pod ciosami mieczy, toporów i drągów sąsiednich księstw Słowian i Awarów.
W owych dniach Suczyc Sukosław z mieczem Vałgirem przecinającym stal i kamień, oraz z maczugą Mozgavą, na karym rumaku Vronaju, siał spustoszenie na polach bitew, wrogów napełniając strachem i podziwem, lecz nec Hercules contra plures, kiedy inni wojowie wyniszczeni pijaństwem i rozpustą byli zbyt słabi na ciele i duchu, by obronić księstwo. Belina upadła, a młody książę utracił to, co należało mu się jako dziedzicowi. Wówczas to uszedł na Wschód; ową ostoję wygnańców i wyrzutków, gdzie zaszył się w borze razem z gromadą innych straceńców przez zły los prześladowanych. Trudnili się oni rozbójnictwem, czym Čorta Franta Przecherę radowali, zaś Sukosław został ich hersztem, w miejsce zabitego przez siebie. Dawniej nawet w najgorszych snach, nie przypuszczał, że będzie czynił to, czego uczono go nienawidzić, jednak z czasem zobojętniał na zło, które czynili jego ludzie. Niekiedy ukazywała mu się jego matka, Żweruna w psiej postaci i patrzyła nań długo a skomlała smętnie, lecz jej syn myślał, że to tylko zwykły pies. Sukosław nie na wszystko pozwalał swoim kamratom; trzymał ich twardą ręką i bezlitośnie karał tych z nich, którzy gwałcili a i zabijać napadniętych nie pozwalał. Niemniej to czym się trudnił było złe w oczach Enków, przeto odebrali mu nadludzką siłę; którejś nocy Ziemia – Matka wchłonęła ją w siebie, a gdy junak się obudził, spostrzegł, że jest bardzo słaby.


*

Nie było to jego jedyne zmartwienie. Spostrzegł, że wszyscy jego kamraci jakby wyparowali. Na próżno nawoływał braci Leszka i Mieszka, Barnisława, Barnimira i Barmaleja. Zniknęli jakby ich jakiś Čort przykrył ogonem. Obolały i zmęczony Sukosław syn Żweruny osiodłał Vronaja, czarnego jak skrzydło wrony, jedynego konia jaki ostał się w obozie i ruszył na poszukiwanie swej drużyny. Gdy tak szukał, błądząc po lesie, natknął się na cudną pannę w ognistej koronie, złotowłosą, a w białe szaty odzianą niby królowa Syrta z Magicznego Carstwa. Była zbyt piękna, by nie domyśleć się, że jest rusałką. Sukosław cofnął się onieśmielony i zgiął kolano uznając w niej jytnas, zaś nimfa nieziemskiego blasku pełna, rzekła doń głosem urokliwym i łagodnym.
- Nie obawiaj się mnie, Sukosławie, synu Żweruny. Nie poznajesz mnie? Jestem jytnas Dana, ta sama, o której mówią pieśni, iż poślubiona księciu wodników Dunajowi, gościłam rusałcze królowe Nastazję i jej córkę Walaszkę. Czyżbyś nie pamiętał, herszcie rozbójników, że to ja byłam ową dziewczyną, której nie dałeś ukrzywdzić swym kamratom? - Sukosław przypomniał sobie jak parę miesięcy temu, z owego powodu rozbił pałką łeb poprzedniego herszta, Bora.
- Czy nie wiesz, pani, co stało się z moimi kamratami? - spytał suczy syn.
- Ależ oczywiście, że wiem! - odrzekła jytnas Dana. - Na mocy swych uczynków stali się łupem Suczy.
- Mówisz zagadkami, kiej ten Sfinks – odparł syn Żweruny. - Któż to jest Sucz?
- Sucz jest smokiem, którego skrzydła błoniaste już się rozwinęły – prawiła Dana. - Sucz jest samicą, co krew Rykarów w jajach białych zamyka.
- Czy zostali pożarci? - spytał herszt hulajpartii.
- Nie, jeno powiodła ich za sobą gęsiego, niby grający na flecie myzykus teutoński szczury, po czym przywiodła ich w sekretne miejsce, gdzie polują rysie i rosomaki, rzuciła na nich czar sprowadzający letarg. Śpią niby rycerze zaklęci, czekający znaku, by się przebudzić i znów bić wrogów Sklawinii, a Sucz ich pilnuje. Ty jednak, Sunu Suki, możesz ich zbudzić.
- Płocho to wygląda – rzekł Sukosław – bom w nocy, kiedym spał, postradał swą moc junacką.
- Utraciłeś ją, boś źle jej używał – odparła Dana – w sposób niegodny bohatera, jeno łotra. Po drugie, to nie siła rozstrzyga o wszystkim.
- Piękne słowa – mówił Suczyc – ale tylko … słowa.
- Nie – zaprzeczyła Dana. - Chcesz wiedzieć? Prawda jest taka, że Agej dopuszcza niekiedy słabość swych wojów, aby poprzez nią widać było jego moc – Sukosław i Dana poświęcili rozmowie na wzniosłe tematy jeszcze z półtorej godziny, aż w końcu heros mocy swej pozbawiony, poprosił jytnas o pomoc.
- Twoi kamraci śpią na wschodzie, śniąc sny wielce przyjemne. Będę cię do nich prowadziła nocami zamieniona w gwiazdę, jaśniejszą od pozostałych. Kiedy smoczyca się na ciebie rzuci, nie walcz, jeno uciekaj do kuźni, przybytku Swarożyca, tam znajdziesz ocalenie.
Sukosław, zwany Suczycem usłuchał Dany; ruszył za nią w drogę, a co noc wzrok swój kierował ku gwiazdom, przewodniczkom łodzi. Szedł przez lasy i stepy; w siołach wolał się nie pokazywać. W końcu dotarł w porosłe wysoką trawą, a pełne czaszek i kości miejsce, gdzie czuwała Sucz. Smoczyca, córa Czarnoboga i Mary, leżała wśród burzanów, wyglądając z oddali niczym zielona góra, zaś ci co rabowali w Sukosławowej bandzie, spali teraz pod dębem, większym i bardziej rozłożystym niż bywają dęby, snem kamiennym, czarodziejskim. Gdy Sukosław na grzbiecie wiernego Vronaja, dzwoniąc srebrnymi podkowami wjechał na Suczy Step, bo tak nazywało się to miejsce, przez Ptolemeusza zwane Smoczym Stepem, zielona poczwara tylko udawała sen. Gdy ujrzała jeźdźca i konia, otworzyła drugie oko, żółte i pełne grozy, rozwinęła skórzaste skrzydła, ryknęła rozdzierająco, wypuściła z paszczy ognisty strumień, po czym rzuciła się niczym pantera w stronę herosa. Ów dobył miecza Vałgira, jak promień Miesiąca lśniącego i rozpłatał nim pierś smoczycy. Rana jednak natychmiast zabliźniła się, bowiem Sucz czerpała siłę z ziemi niczym wampir krew ze swej ofiary. Smoczyca jednym ciosem szponiastej łapy przetrąciła kręgosłup dzielnego rumaka, zaś tnący stal i kamienie miecz rozgryzła w białych, zatrutych zębach. Suczyc przypomniał sobie wówczas radę jytnas Dany i choć ze wstydem, rzucił się do ucieczki, zaś Sucz deptała mu po piętach. Uciekając co tchu, z wywieszonym jęzorem, nawet nie spostrzegł jak przybrał postać wielkiego psa doga, bo taką moc miał po swojej matce. Dopadł chatki, która była kuźnią i już jako człowiek zatrzasnął za sobą drzwi. Sucz jednak wsunęła przez szparę w oknie swój język, a był to narząd długi, cienki, różowy, pokryty zatrutą śliną, zakończony zaś żądłem. Sukosław był niestraszony tak jak jego macierz Żweruna – bez lęku rzucająca się do gardeł turów i żubrów. Wielu na jego miejscu ,,załamałoby łapy i bijąc się w chrapy, wołałoby gromu, aby ich dobił'', jednak Żweruni syn nie stchórzył, a krew jego pozostała zimna jak u smoka. Chwycił kowalskie kleszcze, rozgrzane w ogniu do czerwoności i z całej siły ścisnął nimi język Suczy. Smoczycy oczy omal nie wyszły z orbit, a tańczyła z bólu jak fryga. ,,Oszczędź mnie, waleczny młodzieńcze...'' - odezwała się w umyśle swego pogromcy, ten zaś odparł jej na głos:





- Puszczę twój język, wywłoko, tylko wtedy jeśli przywrócisz życie mym towarzyszom, a spróbuj powiedzieć, gadzino, że to niemożliwe, to stracisz swój kłamliwy język! - smoczyca choć niechętnie, zdjęła czar ze zbójców, ci zaś już nigdy więcej nie łupili na gościńcu. Przeciwnie, zostali klepkami w Kościelisku, aby pokutować za zło, które wyrządzili. Psi syn zaś, w którego na powrót wstąpiły moce, jeszcze niedawno utracone, narzucił Suczy jarzmo ogromne i poganiając ją świętym batem jytnas Petrysława, wyorał w ziemi szeroką i głęboką bruzdę, po czym odesłał smoczycę do Welesa, cokolwiek by to miało znaczyć. W miejscu zaznaczonym bruzdą założył gród nowy, gdzie jako kniaź sprawował rządy nad Multańczykami, Getami, w których żyłach krew elfów płynęła i Słowianami, a imię grodu: Suczawa, na cześć groźnej Żweruny.




 Sukosław, pan wielki suczawski długo poszukiwał niewiasty, która zgodziłaby się zostać jego żoną. W końcu jego wybór padł na Sołodavę; księżniczkę z Tartar. Opowiadano o niej, że tak jak wszyscy w jej krainie doskonale strzelała z łuku, a raz by popisać się swą sztuką łuczniczą, chciała położyć sukę Żwerunę, nie wiedząc, że to Enka. Jednak nim strzała wyleciała z łuku, Żweruna przybrała ludzką postać i udzieliła błogosławieństwa synowi i synowej.