niedziela, 31 stycznia 2016

Oniricon cz. 182

Śniło mi się, że:

- oglądałem współczesny, rosyjski film sensacyjny z elementami fantasy,
- kiedy spotkałem Pavlasa ov Vidłara  miał odstające wąsy jak postać z japońskiej kreskówki,



- jadłem suchą bułkę, którą potem wyplułem, aby móc zjeść pierekaczewnik przywieziony do Polski przez rosyjskiego popa występującego w kabarecie,



- Terry Deary w książce ,,Ci rewelacyjni Grecy'' z serii ,,Strrraszna historia'' z kolorowymi ilustracjami pisał min. o Bizancjum, krzyżowcach, amerykańskiej wojnie o niepodległość i jednookim chanie mongolskim,



- ktoś powiedział, że nie czyta książek Szczepana Twardocha, bo ten zdradził Polskę,



- w Moskwie zaroiło się od potworów, a Kościej zamienił trupa Lenina w zombie,
- razem z Pavlasem ov Vidłarem słuchałem śpiewu pięknych mormonek przez CHR ,,Kaskada'' w Szczecinie,
- czytałem ,,Wedy'' przetłumaczone przez zespół antropologów; na okładce jednego tomu widniała polska flaga,
- pomyślałem, że Pavlas ov Vidłar nauczył się patriotyzmu od matki,



- Tomasz Lis porzucił pracę w mediach, a zatrudnił się na giełdzie, co zaowocowało biedą Polaków,
- razem z grupą ludzi szedłem na plażę, lecz ledwo mogłem iść ze zmęczenia,



- zastanawiałem się czy dinozaury zostały stworzone przez diabła,



- ktoś reklamował jako odtrutkę na ,,Wampirka'' książkę Łukjanienki o niepełnosprawnym dziecku ze zniekształconą głową,



- myślałem o kulcie Taszlana w schyłkowym okresie Narnii i mówiłem Jenie ov Blackeyovej, że Allah nie jest tą samą postacią co Jahwe,



- Terry Pratchett był myśliwym,
- po raz dziesiąty wypożyczyłem ,,Mistrza i Małgorzatę'',



- zaliczyłem Litwinów do ,,rasy smużkowej''; odmiany ,,rasy ciapatej'',
- dzieciństwo spędzałem w Indiach, gdzie całymi dniami oglądałem kreskówki z lat 90 - tych, jakaś dziewczynka zniszczyła prezenty otrzymane od złej kobiety, a potem ugryzł mnie biały, wysmarowany dżemem pies Bronisława Komorowskiego,



- w kościele Bronisław Komorowski głosił kazanie i upominał dziecko, aby nie dłubało w nosie. 

czwartek, 28 stycznia 2016

,,Zuzanka i utopce''

,,Za serce można tylko sercem zapłacić'' – słowa głównej bohaterki

,,Utopce prowadziły pod wodą normalne życie towarzyskie. Czasem żeniły się, zakładały rodziny, wychowywały dzieci. Niekiedy wędrując po bezdrożach, można było spotkać taką utopcową familię wędrującą po polach. Znaczyło to, że stwory wyprowadziły się z jakiegoś akwenu i szukają sobie nowego miejsca zamieszkania'' – Paweł Zych, Witold Vargas ,,Bestiariusz słowiański''




W styczniu 2016 r. obejrzałem polską kreskówkę ,,Zuzanka i utopce'' z 2008 r. (cykl ,,Baśnie i bajki polskie''). Akcja rozgrywa się w czasie nieokreślonym na południu Polski. Główną bohaterką jest osierocona, wrażliwa i lubiąca zwierzęta dziewczynka – Zuzanka, która po śmierci rodziców służyła gaździe Kurzejce jako tania siła robocza. Zuzanka uratowała przed wyschnięciem na słońcu ropucha, a ten zamienił się w króla utopców i zabrał ją do swego podwodnego królestwa. Utopce, stworzenia z wierzeń słowiańskich, były niskie i zielone, przypominały ni to ludzi, ni to żaby i miały długie, zwisające uszy. Zuzanka wyprosiła u nich powstrzymanie wiosennych powodzi niosących ludziom biedę, oraz nadała królewiczowi Akwariuszowi imię Nenufariusz, dzięki czemu ten miał szansę stać się człowiekiem. Choć nie prosiła o złoto, otrzymała je od utopców, zaś chciwy gazda nie dostał złota, choć o nie zabiegał. Nenufariusz po latach stał się człowiekiem; młodzieńcem o niebieskich włosach i poślubił Zuzankę.




,,Utopiec […] był wodnym demonem powstałym z samobójcy, który zakończył swe życie w głębinach'' – op. cit.


Moim zdaniem wyprawa Zuzanki do świata akwatycznego, gdzie wstawia się za swoimi pobratymcami i pomaga jednemu z utopców stać się człowiekiem, może nawiązywać nie tylko do podróży mitycznych bohaterów z Zaświaty, ale też do …. Jezusa Chrystusa, który zstąpił do piekieł i wyprowadził stamtąd dusze patriarchów Starego Testamentu. Film jest dowodem, że Polacy jeśli chcą potrafią kręcić bardzo wartościowe filmy. 

środa, 27 stycznia 2016

Wojna z Sybir - Tartarami (na podstawie zaginionego poematu - byliny z czasów imperium sarmackiego)

,,Są zaś Tatarzy ludźmi niegodziwymi zarówno z usposobienia, jak i w postępowaniu okrutnymi. Niscy, o krótkich nogach, mają płaskie i krzywe nosy a twarz szeroką i bez zarostu. Oczy mają małe i bystre, pierś rozrośniętą i szeroką, cerę wstrętną, czarną i ciało silne. Żywią się mlekiem końskim, mięsem i krwią, niegotowanymi potrawami i surowym mięsem, a szczególnie prosem zmieszanym z krwią końską. Nienawidzą chleba, soli i wszelkich przysmaków. Wytrzymali na mróz, równie jak na upał, zadowalają się skromnym, łatwym do przygotowania pokarmem. Między sobą są uprzejmi, życzliwi, wierni, prawdomówni i ludzcy. Dla obcych są początkowo przymilni, ale z biegiem czasu stają się wobec nich przebiegli, podstępni i kłamliwi, natrętni w żądaniach. Do dawania nie są bynajmniej skorzy'' – Jan Długosz




[W erze dziesiątej] Żółci ludzie zajęli Krainę Białych Pól, aż po Góry Toropii Leuty. Napotkali na swej drodze panie białopolskie – córki Mokoszy o białej skórze, złotych, czarnych, rudych lub brązowych włosach, modrych, czarnych, piwnych, lub zielonych oczach, ubrane w czerwone suknie. Narodziły się za królowej Mari i przynosiły pecha. Pierwszym Białopolakom pomagali przetrwać król Wiluj, mamucica Dudinka, Lena i Angara, Irtis, Ob, Amur, Jenisej, król Ayałakay, zwany 'Carem – Wodnikiem' i jego żona Pani Krowiarka, która nauczyła ich hodować bydło. Wiluj – żółtoskóry mąż o długich jak orle skrzydła, siwych wąsach, rybich płetwach piersiowych zamiast rąk i rybim ogonie, Lena i Angara – o kobiecych głowach i brązowych, smoczych ciałach, bez tylnych łap, Irtis – szary gryf z rybim ogonem, Ob – masywny smok z rybim ogonem, Amur – ogromna, czarna traszka, Jenisej – wilk z palmowymi gałęziami zamiast łap, król jeziora Nordlin ('Świętego Morza') będący żółtoskórym wodnikiem – opiekowali się zbiornikami wodnymi i rybakami. Dudinka – córka wieloryba Kilu (Kipuk Kilu) nosiła na ogonie różową kokardę. Była panią wszystkich mamutów Białopolski. Pani Krowiarka była piękną, żółtoskóra kobietą o niebieskich oczach. Gdy poślubiła Ayałakaya odbyła podróż poślubną na południe, w czasie której uczyła ludzi hodować bydło. W erze jedenastej urodziła dwie córki – Szyłkę i Nerkę, które tak często zmieniały postać, że nie wiedziały, która jest dla nich prawdziwa. Pierwszym Białopolakiem był Bielak. Pewnego razu spotkał dwie kobiety; piękną i brzydką. Obie prosiły by został ich mężem. Bielak wybrał tę drugą jako płodną, podczas gdy piękna stała się morą duszącą mężczyzn'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''





Przed stworzeniem człowieka w erze dziesiątej, na ziemiach Białopolski (Vakiliyenlanden) zamieszkiwały takie rasy obdarzone rozumem jak: Zajęczanie (ci o głowach zajęcy szaraków i bielaków, zrazu walczący między sobą podczas niezwykle srogiej Pierwszej Zimy Śnieżnej w erze czwartej), Żbiczanie, Lynxowie (od imienia ich pierwszego króla Roxyzoriona – Uralisława została nazwana rzeka Roxyzor oddzielająca Europę od Azji; Lynxem był również odkrywca Rysie Uszko), Neurowie (np. brat i siostra Toropiec i Toropia Leuta), Tygrowie, Leniferowie, rusałki, czarownice, panie białopolskie, wodniki, leśni ludzie, żmijowie, ałmasy, gryfy, długogłowcy; rasa dziwacznych, wielkich małpoludów o niesamowicie wyglądających czaszkach, do dzisiaj znajdowanych na Syberii, czy mówiące zwierzęta jak choćby kot Bajun z wyspy Kidan. Aż do potopu kończącego erę jedenastą, cała Azja nie wyłączając Białopolski, należała do państwa znających ludzką mowę, rozumnych tygrysów uznających władze króla Bengalii i królowej Anej Arztein rezydujących w Bharacji. Państwo to nosiło nazwę Tygrys. W owych to czasach, u skutych lodem wybrzeży Oceanu Białopolskiego, królestwa smoka Aglu żył ród białych niedźwiedzi o nazwisku Lorenzkraft. Był to ród stary, który w erze czwartej poparł wieloryba Kilu – prawowitego władcę Oceanu Białopolskiego, za co spotkały go liczne represje. Na rozkaz smoka, orki i rekiny zjadały Lorenzkraftów w wodzie. Od śmierci w ich paszczach ocalił Vlada i Vladę lynxyjski podróżnik Rysie Uszko, podczas swej pierwszej wyprawy do Krainy Białych Pól po złoto razem z Denebem, Wiłkokukiem i Ovovem Tęczookinsonem. Vlad i Vlada znaleźli azyl w Ynańsku – stolicy królestwa Lynxów, zaś ich syn – Tar – Alatyr Lorenzkraft towarzyszył Rysiemu Uszku w jego drugiej wyprawie do Białopolski, w czasie której obaj wędrowcy spotkali Leniferów i Tygrów – ludzi o głowach reniferów i tygrysów. Z rozkazu smoka Aglu na polarnej wyspie, dziś należącej do archipelagu Wysp Instytutu Arktycznego, konie morskie otruły panią Kulenę Lorenzkraftową. Dopiero Arvot Lorenzkraft pojednał się z Aglu i nawet zdobył przywilej posłowania do ludzi. Jego syn, Igor, zawsze marzący o morskich podróżach, już dorosły siadł na lodowej krze i popłynął na Zachód, aż na Svalbardzie spotkał dwa inne niedźwiedzie polarne: Wilsona Eanewatta i Gotarda Urmeiera. O ich wielce burzliwych przygodach i smutnym losie można przeczytać w romansie o królowej Tatrze. Po śmierci Kościeja i upadku jego imperium, Lech III razem z Rutym – królewiczem Orlandu i Oxem Kellu Simi – Abö udał się na wielką wyprawę dyplomatyczną do Bharacji przed oblicze króla Bengalii i królowej Anej Arztein, by prosić o pokój. Powodem był czyn niejakiego Ucława Sławomirowicza, Ora z białopolskiej kolonii Oska Navłaya, który skuszony chciwością zabił tygrysa, brata namiestnika Igaja, dla jego skóry. W odwecie Igaj na czele tygrysów i innych zwierząt, zniszczył osadę Oska Navłaya i wymordował jej mieszkańców. Ucław jako jedyny przeżył o dotarłszy przed tron Rytysława – króla Orlandu, napełnił jego serce strachem przed najazdem tygrysów na Orland i całą Europę. Król Rutysław zwołał w Velehradzie nad Odirną, Radę Królów Europy, która wytypowała przez losowanie posłów do ,,Cara – Tygrysa''. Lech III wyruszając na wyprawę, zostawił w stołecznym Niście swą żonę; królową Tatrę i dzieci – łącznikiem między nimi a ojcem rodziny był Sirrah – Enk w postaci nietoperza. Za przewodnika służył królowi i jego towarzyszom tygrys Uza, prowadzący ich okrężną drogą. Wszyscy oni zatrzymali się w karczmie bogatego chłopa Mikuły – syna i wyznawcy Welesa. Mikuła był bogaty w wyśmienite piwo, a w prowadzeniu zagubionej wśród tajgi karczmy pomagały mu zwierzęta – niedźwiedź Michał, kogut Pietuch i zając Filip. Lech III spotkał również chęchołajów – rasę sepleniących pół – ludzi, pół – rosomaków, rude, białe i srebrne lisołaki, Amura – cara rzeki tegoż nazwiska, jenota pielęgnującego samotną staruszkę, oraz władcę jeziora Nordlin; pasterza fok i króla; wodnika Ayałakaya, jego żonę Panią Krowiarkę, którą próbował uwieść wyrachowany człowiek Ičun, oraz ich zmiennokształtne córki Szyłkę i Nerkę, w których zadurzył się tygrys Uza. Po przezimowaniu u Cara – Wodnika, Lech III, Ruty i Kellu Simi – Abö opuścili Białopolskę i skierowali się do Ułan – Raptor.





,,Byłem ci ja raz, w kraju Białopol z Ovocem i Wiłkokukiem,
Teraz opowiem ci bajkę, a będzie dłuuuuuga!
Żyło raz, dwóch panów wielkich,
W Oceanie Białopolskim,
Aglu – smok i Kilu – wielo – ryb
Żyli jak z psem kot – wywołali niejeden sztorm
Bojem swym zawziętym!
Aglu miał głowy dwie, a łuskę szmaragdową
Kilu miał mamucie zęby, a ogon wieloryba,
Przednie łapy miał jak mamut, a futro – sobolowe!
Razu pewnego stanęli do boju ostatniego,
Ocean na czerwono farbowali i kawały mięsa wygryzali.
Aglu dwiema paszczami wieloryba razi, aż zapędził go do
krwawej łaźni.
Cetus gaden:1 Oszczędź mi życie!
Dragonus gaden2: znam się na twym sprycie! Ocean za mały dla nas obu! Chcesz pływać, to spływaj do Obu!
Cetus gaden: Mam dwie łapy, to zamieszkam na lądzie!
Dragonus gaden: Niech tak będzie!
I tak Kilu wieloryb wylazł z toni,
A że był ciężki – pogrążył się w ziemi,
Teraz tam kielcami macha, a każdy mamut mówi nań:
'tata'''
- pieśń Deneba





Po powrocie Lecha III z pełnej przygód i niebezpieczeństw wyprawy na dwór króla Bengalii, uwięziony pod ziemią wieloryb Kilu wysłał biskupa morskiego w poselstwie do królowej Juraty, rezydującej w Morzun Joldów z prośbą o pomoc w odzyskaniu władzy nad Oceanem Białopolskim. Jurata zamieniła się w olbrzymią żmiję i uśmierciła swym jadem smoka Aglu – uzurpatora. Wówczas pękła białopolska ziemia i Kipuk Kilu powrócił do swych włości, lecz niestety stał się takim samym tyranem jak wcześniej Aglu i dopiero przypowieść o drzewach i ich korzeniach usłyszana z ust Juraty skłoniła go do opamiętania się. Siostry Szyłka i Nerka, córki Ayałakaya i Pani Krowiarki odrzuciły zaloty tygrysa Uzy, później zaś zostały wykorzystane i porzucone przez wąpierza Żuławisława z Burus, z którym udały się do Europy. Spotkały królową Tatrę, która wzięła je do niewoli po zdobyciu i zniszczeniu Żelaznego Zamku w Burus i przyjęła do swej rodziny. Po śmierci królowej Tatry, obie siostry osiadły nad Roxyzorem i ostatecznie przybrały postać pięknych jabłoni ,,aby służyć ludziom''. Gdy uschły, sporządzono z nich bramę o nazwie Wrota Europy.
W IV wieku ery jedenastej powstał łańcuch górski ze skamieniałego ciała węża Gorynycza oddzielający Białopolskę od Europy. Było to Pasmo Gorynycza, dziś zwane Uralem. Już po potopie, na początku ery dwunastej, słowiański bohater Żmij Ognisty Wilk w służbie króla Gwoździka bawił w białopolskich krainach: Orzechowej Ziemi, gdzie na monstrualnie wysokich drzewach rosły orzechy wielkości ludzkiej głowy zawierające mąkę, w Mangazji (Mangazeja), otoczonej górami republice kupieckiej, gdzie handlowano futrami i wydobywano magnez, oraz w chancie Czyta, gdzie uczestniczył w łowach na wieżozwierza. W Mangazji ugoszczony został przez ambasadora plemienia Raskoliczów z wyspy Białej Wody. Terenu ambasady strzegli Brontowie – jeźdźcy na wielkich, przypominających nieco nosorożce stworzeniach mających jeden rozwidlony róg na nosie używany w charakterze procy. Te i inne państwa i zamieszkujące je ludy zostały podbite przez Tartarów z Mogol, którzy utworzyli wielkie imperium ze stolicą w Sibir, czyli Uśpionej Ziemi. Chanat Sybiru (Sybir – Tartarii) od wschodu graniczył z pierwszym imperium sarmackim. Oba imperia prowadziły między sobą handel, ale też i walczyły ze sobą. Zaginioną bylinę o obronie przed najazdem Sybir – Tartarów napisał poeta Gajduk pochodzący z rodu słowiańskiego cara Grocha. Ów utwór jest obecnie rekonstruowany na podstawie ,,Kronik Sarmatów''.
W erze trzynastej kiedy na tronie Egiptu zasiadali Ramzesydzi, król Arakis z dysnastii Sarmatydów okupującej Analapię i Rox, wysłał wyprawę handlową do Białopolski. Od powracających kupców z Nowego Grodu Północy otrzymał w darze tygrysa i renifera. Wreszcie w XVI wieku ery dionizyjskiej, całą Sybir – Tartarię podbił i przyłączył do Rosji, kozacki ataman Jermak Atiefiejewicz. Podczas swej ekspedycji napotkał żywe mamuty – ,,góry mięsa'', w których żyłach płynęła krew Dudinki – córki wieloryba Kilu. Jednego z nich, o karłowatych rozmiarach wysłał nawet do Moskwy na dwór cara Iwana Groźnego. Jak mówią legendy Jermak nie umarł, ale śpi snem czarodziejskim i czeka, by się zbudzić i znów chwycić za broń. Nie on jeden tak ma wśród wielu innych bohaterów Sklawinii – Słowiańszczyny.


*




Kiedy na tron Imperium Sarmaticum wstąpił Sagramor XII, dziwne i straszne znaki ukazały się na niebie i ziemi. Wśród gwiazd ukazało się ramię ogniste, miecz dzierżące. Fale Morza Srebrnego wyrzuciły na brzeg wieloryba. Wylała na wiosnę Visana – święta rzeka Słowian, Księżyc wziął na siebie barwę krwi, zatrzęsły się trackie góry i zaraza przyszła. Widziano ogniste miotły na nocnym niebie, tułające się na rozstajach dróg w blasku Srebroniowym kościotrupy ludzkie, psie i końskie, kolanka, kobyle łby, wilkołaki, wąpierze i jakieś tułowie bez głów i kończyn, a pełzające jak wielkie ślimaki. W krew obróciła się poranna rosa, mleko świeżo wydojone od Mućki czy Krasuli, a także żółtko w kurzym jaju. Na domiar złego śnieg spadł obficie w dzień Jarych Godów, w czas radości z nadejścia z nadejścia wiosny. ,,Zło wielkie idzie'' – przepowiadali zarówno chaldejscy astrolodzy, jak też mądre baby wróżące z rozbitych jajek i jabłek toczących się po talerzykach.






Dwóch wołwchów, starców siwobrodych, kapłanów Słowian Wschodu, Ugoran i Zagoran od dłuższego już czasu prowadzili potajemne rozmowy nie z kim innym, jeno z samym Mao – girejem, chanem Sybir – Tartaru, w którego żyłach płynęła krew Zamolxa, co miał białego orła w herbie i Tartarucha – pierwszego chana Mogol. Wołwchowie obiecywali mu posłuszeństwo i wszelką inną pomoc w wojnie z Sarmatami, w zamian za wyzwolenie Sklawinii. Tajne służby sarmackiego imperium nic nie wiedziały o owym spisku, zaś Ugoran i Zagoran zasiadali w radzie królewskiej w stołecznym grodzie Bolosce i cieszyli się powszechnym szacunkiem. Dostojny Mao – girej rozważył ich propozycję i spodobała mu się. Cały Sybir na jego rozkaz począł się zbroić, dysponując wieloma informacjami niezwykle użytecznymi, przekazanymi przez Ugorana i Zagorana, jak też zdobytymi przez szpiegów przebranych za kupców. Wreszcie gdy na tron w Bolosce wstąpił bardzo młody, właściwie będący jeszcze dzieckiem, król Sagramor XII, syn Izamora, syna Hypastesa IV, syna Mezariusza, syna Dary I Sikoka z dynastii Amyntydów, wróg, któremu obca była litość, a liczny kiej ta szarańcza, bardziej luty od Neurów i Szamachanów, przekroczył Pasmo Gorynycza, niosąc ziemiom późniejszego Roxu gwałt i pożogę. Sybir – Tartarzy prowadzeni ku Bolosce przez Ugorana i Zagorana, jeździli na koniach – małych, brzydkich i włochatych, lecz bardzo wytrzymałych, ale także mamutach i rydwanach ciągniętych przez nosorożce włochate, z których to pomocą podbili słowiańskie kolonię Mangazję, Orzechową Ziemię i Białą Wodę. W owej wielkiej i strasznej armii, ludzi wspomagały prowadzone przez szamanów tygrysy i uzbrojone w maczugi małpoludy almy – ałmasy.





Z mandatu królów Sarmacji namiestnikiem prowincji Bela Roxolania, obejmującej ziemie krywickie był Wiszesław, syn Gromivraga. Wraz z nadejściem Sybir – Tartarów, Wiszesław złożył pokłon ich wodzu; generałowi Telebodze i ogłosił secesję z imperium Sarmatów. Uczynił to kosztem wielu istnień ludzkich, niby Masław i bracia Radziwiłłowie, dając posłuch swemu doradcy – pochodzącemu aż z Sinea (Ar – Chinea) smoku zwanym Ling, z którego krwi po tysiącach lat zrodził się niepokonany wojownik Bruce Lee. Słowianie, lud, który ponad wszystko umiłował wolność, a ponadto pielęgnujący pamięć o bohaterskich czynach cara Żmijewicza, Wspólnoty Słowiańskiej i wojen z Sarmatami, zrazu przyjęli Sybir – Tartarów jako niosących wyzwolenie, lecz rozczarowanie przyszło szybciej niż się spodziewali. Generał Teleboga brał liczny jasyr. Ludzi zdolnych do pracy; młodych i silnych, chłopów, lekarzy, artystów i rzemieślników pędził w okowach za Pasmo Gorynycza, podobnie jak urodziwe dziewczęta przeznaczone na nałożnice chana Mao – gireja, zaś wszystkich nieużytecznych – starców, kaleki, chorych, niemowlęta, noworodki i obłąkanych, bezlitośnie mordował i wznosił kopce z ich czaszek. Najeźdźcy rabowali wszelkie dobra, a czego nie zrabowali, to spalili, bądź zatruli. Gwałcili niewiasty jak też i dzieci obu płci. Nawet chramy i kąciny nie dawały przed nimi schronienia. Wiszesław, człek twardy i skłonny do okrucieństw, zapłakał po raz pierwszy od lat dziecięcych, gdy jego jedyną córkę Alionuszkę (imię to w erze trzynastej nosiła jedna z kochanek Juliusza Cezara pochodząca z Roxu) uprowadzona za Pasmo Gorynycza jako zakładniczkę....


*

W karczmie, podobnej do tej, w której w erze trzynastej, gospodarz Mikuła Sielanowicz, mąż straszliwego wręcz wzrostu i siły, tak jak kowal Bartosz Kowalski z Pawlaczycy, w którego żyłach płynęła krew olbrzymów, postawił piwo rodowi Golców, spotkali się słowiańscy bogatyri, obrońcy imperium Sarmatów. Raziwoj, syn komesa Stołojara; rudy jak Azazello, siłacz łamiący podkowy, przyjechał na mówiącym rumaku Sokole (Falconus) o płomiennej grzywie i ogonie, który teraz chrupał owies w stajni. Razem z komesem Raziwojem Stołojarowiczem, w czasie, kiedy za oknami, z nocnego nieba lało jak z cebra, przy jednym stole zasiadał baron Wiseryk von Huske, przez Słowian zwany Kózką, Germanin zza Lebany, służący za żołd królowi Sarmatów. Od owego to Wiseryka bierze swój rodowód rodowód bł. Karolina Kózkówna, która poniosła śmierć męczeńską w czasie I wojny światowej broniąc swego dziewictwa. Trzecim biesiadnikiem był olbrzym Igołom (Igolomus); syn Stołogora, albo nawet samego cara Światogora, założyciel grodu Igołomii (Igolomiya), którego głowa sięgała do sufitu.
- Powiadają ludzie – zabrał głos pan Wiseryk o długich, czarnych włosach – że ten świat się kończy, że to się zaczął Ragnarök, jak na to mówimy w Germanii, albo Kalijuga, jak powiadają w Ar – Hindzie.
- A juści – odparł Raziwoj – ci z Sybir – Piekielnicy to zaiste pomiot Gorynycza – Surta – Arymana. Ten bój Potęg Dobra i Zła może być bojem ostatnim, który zakończy dzieje. Nim Agej zwycięży, świat czeka jeszcze wiele cierpień. My możemy się tylko uchwycić złotego łańcucha pani Mokoszy, zawołać ,,Sława Enkom''! i do przodu.
- Wy, Słowianie sporo mówicie o Ageju i jego bogach. A gdyby tak ich nie było? A co gorsze, nie byłoby sił dobra, jeno samo zło? - wątpił pan Wiseryk.
- To pytanie jest źle postawione, Sasie – rzekł olbrzym Igołom. - Zło nie może istnieć bez dobra, nie jest przeciwstawną mu potęgą, jeno jego brakiem. A walczyć z Czarnobogiem pod sztandarem Białoboga, należałoby nawet wówczas, gdyby żadnego Białoboga nie było.
- Mówi się, że ci z Sybiru to mają głowy psów; pożerają ludzi i piją ich krew – rzekł Germanin.
- A więc damy im galantną odprawę – skwitował komes Raziwoj.
Dalsza rozmowa zeszła na temat jak to Sybir – Tartarzy w bitwie pod Małanką, sto wiorst od stołecznej Boloski, naszpikowali strzałami bana Grochomira, łowczego króla Sarmatów, z którym komes Raziwoj zawarł braterstwo krwi.
Tymczasem wołwchowie Ugoran i Zagoran zrozumieli, że ich zdrada nie przyniosła Słowianom wolności, jeno nową, jeszcze cięższą niewolę. Chcieli się wycofać i wyprosić przebaczenie u króla Sarmatów, lecz generał Teleboga odkrył plany obu świętobliwych mężów i rozkazał udusić ich jedwabnymi szarfami barwy zielonej.






Panowie Raziwoj, Wiseryk w antracytowo czarnej zbroi i olbrzym Igołom w imperialnych szeregach bili się pod Kutawą wśród lasów i bagien zbuntowanej prowincji Bela Roxolania. Gdy zapadł zmierzch do namiotu pana Raziwoja, niczym Priam do Achillesa przybył potajemnie mąż w czarną opończę odziany, trwożliwie skradający się w strugach deszczu. Okazało się, że był to sam zbuntowany namiestnik Wiszesław Gromivragowicz.
- Czy wiesz, że powinienem cię teraz ubić? - spytał groźnie Raziwoj, lecz Wiszesław padł przed nim na twarz jak Częstogniew I; król Analapii, przed Aleksandrem Wielkim i zaskomlił z płaczem.
- Chciałem wolności dla Słowian; nie myśl, że nie żałuję swego wyboru.
- Każdy zdrajca tak mówi, że chodziło mu o co innego niż o swą korzyść – zauważył trzeźwo komes Raziwoj.
- Nie przyszedłem cię prosić o litość dla siebie, jeno dla mej córki, Alionuszki – Wiszesław nagle wstał i przestał płakać. - Chan Mao – girej wziął ją razem z innymi zakładniczkami do Azji, za Pasmo Gorynycza. Jeśli odstąpię Sybir – Tartarów, moja córka zginie, a jest piękna, młoda i niewinna temu wszystkiemu co teraz zaszło. Mówią o tobie, żeś bogatyr, nie pozwól więc jej zgnić w babińcu chana!
- Bądź dobrej myśli – rzekł niespodziewanie ciepło Raziwoj, który zawsze się litował nad niedolą niewiast. Nie ubiję cię w boju, a jeśli pójdziesz w pęta, wstawię się za tobą u króla przez wzgląd na twoją córkę, nie na ciebie. Oczywiście wyruszę jej szukać tak szybko jak to będzie tylko możliwe – kniaź Wiszesław podziękował i pospiesznie opuścił namiot, ścigany przez deszcz i wichurę.


*

,,I tak się wojsko przez burzany pruło, niczym prąd potężny sumów, albo łososi'' – pisał o ówczesnych wydarzeniach poeta Julisław Slavonicus. Król sarmacki rozesłał wici, aż po najdalsze kresy swego imperium. Pod ciosami mieczy i maczug padła Bela Roxolania; na Wiszesława nałożono pęta i wtrącono do ciemnicy. To wstawiennictwu komesa Raziwoja buntownik zawdzięczał darowanie życia. Nieujarzmione dotąd, półdzikie hordy wciąż były spychane na wschód. Trasę ich odwrotu znaczyły sterty trupów ludzkich i końskich, aż doszło do decydującej bitwy pod Jasną Polaną. Pod stanicami Sagramorowymi stanęli pospołu Sarmaci i Słowianie, Trakowie, Dakowie, Kimerowie, Grecy i Persowie; mrowie rycerstwa kolczugą a karaceną okrytego, ze skrzydłami orłów przypiętymi, na koniach rączych zasiadającego. W szeregach sarmackich szli oszczepnicy i tarczownicy z toporami; była jazda lekka i ciężka. Nie zabrakło też łuczniczek. Półnadzy Murzyni z Ar – Nubistanu stanęli przeciwko Jakutom z Sahy, słonie z Hindu przeciw mamutom, po stronie sarmackiej walczyły też smoki z Sinea (ich pobratymcę Linga, co doradzał Wiszesławowi secesję – powieszono). Była to ostatnia bitwa. Sarmaci i ich sprzymierzeńcy wycięli w pień Sybir – Tartarów; nikt nie zabiegał o litość, bo też nikt jej nie znał. Sam generał Teleboga poniósł śmierć z ręki pana Wiseryka, dowodzącego oddziałem najemnych berserków z Nürtu. Odcięto mu głowę i nabitą na oszczep zaniesiono królowi Sarmatów. Trwające wiele lat zmagania zakończyły się podpisaniem pokoju u stóp Pasma Gorynycza. Dla komesa Raziwoja nadszedł czas, aby wypełnić obietnicę złożoną uwięzionemu Wiszesławowi.


*

- Jeśli chcecie znać moje zdanie – mówił pan Wiseryk jak zawsze okryty czarną zbroją, mający pod sobą karego ogiera Schwarzenygra – tom nigdy nie słyszał większej bzdury, że zwykły bat może być zaczarowany. Już prędzej uwierzyłbym w straszący ręcznik jako siedlisko sił nieczystych! - komes Raziwoj już sto razy tłumaczył zaprzyjaźnionemu Sasowi, że posiadany przez niego bat przed potopem należał do okrutnego władcy, Kościeja i że zdobył go w sarmackiej prowincji Ar – Kolchistan, przez Słowian zwanej Hruszja, w ruinach spalonej przez siebie świątyni czcicieli Kościeja. .
Gdy jechał na swym mówiącym koniu o płomienno rudej grzywie i ogonie, a obok niego szedł olbrzym Igołom niosący wielką maczugę, cała trójka zatrzymała się, wypatrując brodu pozwalającego przejść przez rzekę Smorodinę. Wówczas pan Raziwoj strzelił z Kościejowego bata i nagle nad rzeką rozpiął się most nad wszystkie mosty, okazały i zdobiony. Wówczas Wiseryk uwierzył, że jego przyjaciel naprawdę zdobył bat Kościeja, zaś mówiący koń wyraził nadzieję, że owym biczem można nie tylko stawiać mosty, ale i walczyć. Jeden tylko Igołom nie podzielał powszechnego entuzjazmu.
- Chyba wyleciała wam z pamięci opowieść o królowej Tatrze, która po zdobyciu zbuntowanego grodu Crinix, znalazła w nim czarodziejską ciupagę, zabijającą na życzenie posiadacza. Wiecie co z nią zrobiła? Spaliła ją, wiedząc od białego rysia Deneba, że owa ciupaga zniewala duszę i unieszczęśliwia tego komu służy. Tak samo może być z batem Kościeja; skądinąd okrutnego czarnoksiężnika opętanego przez złe moce. Nie ma dobrej magii, a biała magia jest wtedy gdy się wzywa siły zła do czynienia dobra.
- Przesadzasz – stwierdził ognistogrzywy koń Sokół.
- Nie jestem ogrodnikiem – obruszył się Igołom.
- Oj, nie chwytaj mnie za słówka – zarżał Sokół.
- To może lepiej złapię cię za ogon? - spytał olbrzym.
Wszyscy się roześmieli, lecz po tej rozmowie czarodziejski bat Kościeja, stawiający mosty nad rzekami gdzieś się zapodział.


*



Gdy komes Raziwoj i jego towarzysze przejeżdżali przez prowincję Bela Roxolania, której nowym satrapą został Kazimir, syn Sędzigniewa, na skraju lasu ukazała im się Leśna Matka. Dziewanna Šumina Mati trzymała w białej swej dłoni niczym berło złoty kwiat noszący jej imię; okrywała ją suknia barwy szmaragdów obszyta futrem popielicy.
- Pokój wam i sława, witezie – pozdrowiła obrońców imperium. - Nie jest mi tajnym cel waszej wyprawy, przeto pozwólcie, drodzy junacy, że spróbuję przyczynić się do waszego zwycięstwa – żona Boruty dobyła z kalety kościany gwizdek i zagwizdała na nim.






Na jej zew zbiegły się zrodzone z jej łona przed wiekami Myszy Dziewańskie, których krew płynęła w żyłach małych mścicieli stryjów Popiela. Myszy, śmiałe i całkiem duże jak na zwierzęta swego gatunku, o lśniącym, szarym futerku i zawadiacko podkręconych wąsach, nosiły czerwone pelerynki, w łapkach zaś trzymały rapiery. Na czele ze swym kapitanem, Piszczypałą, pokłoniły się do ziemi przed Raziwojową drużyną.
- Nie gardźcie nimi z powodu ich nikczemnego wzrostu – rzekła Dziewanna – bo kto wie, czy nie uratują wam życia w chwili gdy najmniej będziecie się tego spodziewać – junacy podziękowali puszczańskiej królowej i razem z myszami pospieszyli na wschód, ku Azji. Jeden tylko koń Sokól, o którym powiadano, że był niedowiarkiem, boczył się na szare zwierzątka, na widok których przesławny potomek Ginety, Józef Piłsudski gotów byłby wskoczyć na krzesło. Sokół wątpił w to, by myszy mogły w czymkolwiek pomóc.








Był listopad, gdy drużyna smagana uderzeniami wichrów i ulewy przekroczyła Pasmo Gorynycza, a z nim – rubież sarmacko – sybirską. Aliona Wiszesławna, panna rzadkiej urody, wdzięku, słodyczy, dobroci i czystości, której kosa zapleciona w grube warkocze jaśniała jak złoto, wielkie jak u wołu oczy niczym szafiry, a jedwabista cera jak perły, z wielkim płaczem opuściła w pętach bezpieczny i przytulny dworzec jej ojca. Jej łzy przywracały wzrok niewidomym, a spod jej stóp białych wyrastały pachnące zioła i kwiaty. Po przybyciu do zagubionej wśród nieprzebytych puszcz stolicy Chanatu, zamieszkała w okazałej jak jakiś pałac jurcie Mao – gireja, a towarzyszkami jej niedoli były inne Słowianki i Sarmatki; urodziwe i dziewicze córki znakomitych rodów. Tak jak ongiś Kaztia, siostra Tatry, w babińcu Kościeja, tak teraz Alionuszka niosła pociechę tym, z którymi dzieliła krzywdę.
Jej niewola dobiegła kresu, pewnej nocy, kiedy to biały płaszcz zasp pokrył tajgę. Wtedy to kiedy chan Mao – girej zajęty ucztowaniem, w granicach Grodu Uśpionej Ziemi pojawili się pan Raziwoj, Wiseryk, Igołom i myszy Dziewańskie. Te ostatnie zasięgnąwszy języka u swych pobratymców, zlokalizowały Alionuszkę w siedzibie chana. Komes Raziwoj odetchnął z ulgą, dowiedziawszy się, że dziewczyna żyje, słyszał bowiem od jej ojca, Wiszesława, że miała być uduszona jedwabnym sznurem, gdyby Bela Roxolania miała zawieść oczekiwania Chanatu. Pan Raziwoj i jego towarzysze, rozpędzając straże jak prosiaki, weszli do jurty władcy Sybir – Tartarów z żądaniem uwolnienia wszystkich brańców i branek z ludu Słowian i Sarmatów, szczerze obiecując darowanie życia chanowi i jego poddanym w zamian za spełnienie ultimatum. Mao – girej gdy przetłumaczono mu owe słowa, wpadł w wielki gniew, tak, że omal nie zadławił się baraniną, a jego twarz okryła purpura. Piskliwym jak u kastrata głosem nakazał łucznikom szyć do zuchwałych przybyszów zza Pasma Gorynycza. Ponadto wydał rozkaz, aby bez litości wysiec szablą wszystkie niewolnice, aby bohaterowie nie mogli ich ocalić, nawet gdyby udało im się pokonać pretorianów. ,,Nec Hercules contra plures'' - powiada przysłowie. Łucznicy zdawali się być licznymi jak robactwo; na miejscu siedmiu ubitych, zjawiało się dziesięciu nowych, zaś tarcze bohaterów były pokryte ich zatrutymi ciemieżem strzałami jak jeż kolcami. Sprawę uratowały myszy, gwardia Dziewanny, które przedostały się ku chanu i rzuciwszy nań pożarły żywcem, kawałek po kawałku, gasząc jego plugawy żywot. Sybir – Tartarzy, także ci co zaczęli zabijać niewolnice o zasznurowanym sromie, widząc śmierć wodza, w jednej chwili utracili całe swe męstwo i jęcząc o zmiłowanie, poczęli uciekać w tak dzikim popłochu, że obalili jurtę.







Junacy nie ścigani przez nikogo, powrócili do Sarmacji z ocalonymi niewolnicami, a król Sagramor XII nadał im ziemię i odznaczył Orderem Dębu, ustanowionym specjalnie dla Słowian. Baron Wiseryk von Huske pojął za żonę Otylię, córkę Sikandera, zaś komes Raziwoj poślubił Alionuszkę. Miał z nią syna Racława (Raclavus), który założył wielki podówczas gród Racławice. W 1794 r. w owej miejscowości odbyła się wielka bitwa polskich kosynierów z Moskalami.





1 Wieloryb mówi
2 Smok mówi

wtorek, 26 stycznia 2016

Mitologia Basków





Baskowie, mieszkańcy Kraju Basków (Euskadi) na pograniczu hiszpańsko – francuskim, są bardzo starym narodem, którego język nie przypomina żadnego innego języka na świecie. Usłyszałem o nich po raz pierwszy w latach 90 – tych kiedy w telewizji mówiono o zamachach terrorystycznych urządzanych w Hiszpanii przez ETA (Euskadi Ta Askatasuna). Później dowiedziałem się, że Baskami byli min. św. Ignacy Loyola (1491 – 1556) – założyciel zakonu jezuitów (odsyłam Czytelnika do posta ,,Komandosi Kościoła'') i Sebastian Delcano (1476 – 1526) – kapitan okrętu ,,Victoria'', który jako pierwszy wrócił z wyprawy dookoła świata już po śmierci Magellana. To właśnie Baskowie, a nie Saraceni zabili Rolanda w wąwozie Roncevalles (rycerz ten pojawia się w baskijskich legendach pod imieniem Errolan). Naród ten jako pierwszy zajmował się wielorybnictwem, odławiając wale biskajskie, dziś zagrożone wyginięciem. Bombardowanie Guerniki – miasta szczególnie ważnego dla Basków w czasie wojny domowej w Hiszpanii, stało się tematem obrazu Pabla Picassa, a ponadto wspomina się o nim w opowiadaniu ,,Spanienkreutz'' Andrzeja Sapkowskiego.




W 2006 r. sięgnąłem po książkę Jorge Ruiza Lardizabala ,,Mity, wierzenia i obyczaje Basków’’. Dowiedziałem się z niej o bogini natury Mari – najważniejszej postaci baskijskich wierzeń (była żoną boga burzy Maju – Sugaara; królową gór, duchów, demonów i piorunów; przypomina takie postaci z mojej twórczości jak Perperuna Dodola Gromorodna i królowa Tatra), olbrzymach takich jak: tartale (były to cyklopy – ludożercy zajmujący się pasterstwem i łowami; czasem wyobrażani z jedną stopą), basajauny (olbrzymie duchy lasu, których jedna ze stóp miała kształt koła), gentile (przypisywano im budowę starożytnych ruin), o nimfach zwanych lamiami, o smoku wysadzonym w powietrze prochem, czy o baskijskich czarownicach zabijających za pomocą zaklęcia zwanego ,,birao''.





Książka Lardizabala wywarła pewien wpływ na moje fantazje. W mojej mitologii Baba Jaga, znająca czary z różnych zakątków świata, zabija samą siebie za pomocą virało, czy baskijskiego birao (uspokajam Czytelnika, że nigdy nie próbowałem niczego takiego praktykować). W erze dwunastej Żmij Ognisty Wilk przybył do górzystej krainy Pireny, gdzie władała królową Mari (nie mylić z Mari – królową rusałek z ery dziewiątej, ani z Anej Mari; jedną z córek Tatry i Lecha III). Z kolei pan Bożywoj Błyszczyński w Lesie Ciemnym otaczającym gród Vompiersk oprócz wielu innych straszydeł spotkał też tartale (liczba pojedyncza: tartalo). 

Oniricon cz. 181

Śniło mi się, że:



- po latach czytałem nowe wydanie książki ,,Torbacze'' z serii ,,Tajemnice zwierząt'', w której do torbaczy zaliczano nietoperze namiotniki z Ameryki Południowej; potem pokazywałem komuś swoje rysunki wykonane po to, by zebrać pieniądze na leczenie chorej dziewczynki,



- istnieje gryzoń o białym futrze noszący nazwę nora (zgrubienie od słowa norka),



- Andrzej Pilipiuk na swoim blogu pisał, aby nie jeść kebabów, bo Turcy dodają do nich lawy wulkanicznej,



- spotkałem Tomasusa ov Creminisa, który polecił mi do obejrzenia filmik na you tube o mitologii słowiańskiej,




- wieczorem przed moim domem artyści z grupy ,,Hakamore'' tańczyli z pochodniami, a ja dziękowałem Bogu, że obdarzył ich takim talentem,
- w rozmowie sugerowałem, że jeśli ktoś miał bardzo złego ojca, wówczas może mieć opory przed nazywaniem Boga Ojcem,
- Lech I grał w szachy z Rusem o Grody Czerwińskie, oraz walczył z Czechem,



- powiedziałem do Janesa ov Calcium, że Japończycy mają jeszcze bujniejszą wyobraźnię od mojej.

niedziela, 24 stycznia 2016

Voodoo





Voodoo jest synkretycznym kultem, bardziej systemem okultystycznym niż religią, wyznawanym na Haiti, Kubie, oraz w południowych stanach USA. Składa się z wierzeń byłych murzyńskich niewolników pochodzących z plemion Fon, Joruba, Kongo i Dahomej, oraz z maskującego pokostu katolicyzmu. Loa, czyli bóstwa z panteonu voodoo przez swoich wyznawców są czczone pod maskującymi postaciami świętych. Dzięki horrorom znany jest na całym świecie mroczny przekaz o zombie. Istoty te, wywodzące się z Haiti, z kręgu afrokaraibskiego kultu voodoo są nie mającymi własnej woli, nie znającymi bólu, ni uczuć, trupami ożywionymi przez czary bokora. Zombie, często błędnie utożsamiane z wampirami, były wykorzystywane zarówno do niewolniczej pracy na plantacjach, jak i do mordowania wrogów czarownika. W Polsce najbardziej znanym przedstawicielem tych straszydeł jest niewyobrażalnie głupi i brzydki Czesio z obscenicznej kreskówki ,,Włatcy móch’’. Wyznawcami voodoo było dwóch krwawych, haitańskich dyktatorów – François Duvalier i jego syn.






W 1995 r. oglądając w telewizji kreskówkę o Johnym Queście dowiedziałem się po raz pierwszy o zombie i laleczkach voodoo. W 1999 r. czytając ,,Ilustrowaną encyklopedię mitów i legend świata'' Arthura Cotherella dowiedziałem się min. o haitańskim bogu śmierci – Baronie Ghede Samedi i o pewnej bogini, jeśli dobrze pamiętam: Maman Brigitte, do której wyznawcy voodoo modlą się o zgubę swoich wrogów (widać tu jasno różnicę między voodoo a chrześcijaństwem). Według wierzeń haitańskich, Baron Ghede opiekował się cmentarzami, posiadał wielką wiedzę przekazaną mu przez zmarłych, a wyobrażany był w czarnym fraku i czarnych okularach. Owa postać znalazła odbicie w moich fantazjach, stając się pierwowzorem czarnego kota Noraba ze zbioru ,,Dom''. Drugim pierwowzorem tej postaci był kot Behemot z ,,Mistrza i Małgorzaty''. Imię Norab jest anagramem słowa baron, co nawiązuje do Barona Ghede. Ów kot przywieziony z Haiti pilnował płotu i wszystkim ludziom, którzy przezeń skakali, kazał przekazać sobie całą posiadaną wiedzę i umiejętności (raz pewien bokser próbował nauczyć Noraba boksu). W czasie Pożaru Domu połączonego z inwazją Brudu, kot Norab pozostał wierny rodzinie, w przeciwieństwie do psa Fenrira i węża Midgarda.





W 2015 r. pragnąc lepiej zrozumieć, dlaczego w dobie ekumenizmu i dialogu międzyreligijnego, Kościół katolicki, do którego należę, tak negatywnie ocenia voodoo, sięgnąłem po książkę Mai Deren ,,Bogowie haitańskiego wudu'' z przedmową wybitnego znawcy mitów Josepha Campbella. Maya Deren (1917 – 1961), urodzona w Kijowie, była amerykańskim reżyserem, antropologiem i mambo (kapłanką voodoo). Nawróciła się na ten kult w czasie pobytu na Haiti. W swojej książce, Deren pisze o houganach – haitańskich kapłanach zajmujących się nie tylko kultem, ale też uzdrawianiem i polityką (dla ciekawostki: voodoo w przeciwieństwie do katolicyzmu nie widzi nic zdrożnego w przynależności do masonerii; wręcz przeciwnie), zwierzęcych demonach zwanych baka, o obowiązującym na Haiti zakazie zamieniania ludzi w zombie a także o poszczególnych loa, czyli bóstwach – o Baronie Ghede (jego imię Samedi jest pochodzenia indiańskiego), o Legbie, o bogini miłości i luksusu Erzulie, o bóstwach morskich Ague i La Sirene, o ofiarach ze zwierząt, które autorka usprawiedliwia, o podziale na kult Rada i Petro (jest to podział na białą i czarną magię), wreszcie o manifestowaniu się loa poprzez opętania. Sama Maya Deren doświadczyła takiej inicjacji demonicznej. Czytając ową książkę między wierszami, można zrozumieć dlaczego Kościół ma rację, negatywnie oceniając voodoo jako kult niebezpieczny duchowo i otwierający na opętanie.



Śniło mi się, że:




- byłem w szkolnej sali, gdzie przebywało mnóstwo zombie, które chodziły dookoła ławek, wymknąłem się z sali, aby zadzwonić po Jakuba Wędrowycza,
- w szkole jakaś dziewczyna, gorliwa katoliczka, urządziła wystawę o nazistach i voodoo.

sobota, 23 stycznia 2016

Oniricon cz. 180

Śniło mi się, że:



- w Telewizji Puls oglądałem film, w którym grał Andrzej Grabowski i Marzena Kipiel - Sztuka,
- na Alei Fontann w Szczecinie widziałem występy kobiet tańczących w długich sukniach w fontannie, zaś na chodniku było pełno pomarańczowych odchodów, a ja turlałem się po chodniku,
- rozmyślałem o wpływie telewizji na moje fantazje i o tym, że J. R. R, Tolkien nie miał telewizora, a był większym fantastą  ode mnie,




- głaskałem kota, który mówił mi ludzkim głosem, abym nie dotykał jego ogona,
- biłem się z Jakopasem ov Statevem, a tymczasem w Grecji spadło dużo śniegu,




- Leibniz doszukiwał się gnostyckich treści w chorale gregoriańskim,




- pierwszą parą ludzi byli Adam i Xena,
- po latach znów przeglądałem ,,Zwierzaki'', lecz zmartwiłem się, że tekst i zdjęcia same się zmieniały,




- jakaś dziewczynka wzięła do ręki ryjówkę,
- poszedłem do biblioteki i wypożyczyłem dwie książki o zwierzętach, tymczasem w moim starym mieszkaniu był wujek Henricus ov Sieniticus i śp. Babcia, która zdolnych pisarzy nazywała ,,sreberkami'',




- latem pojechałem nad Jezioro Głębokie w Szczecinie, gdy wydarzył się kataklizm - zatonęła Atlantyda znajdująca się na jeziorze, a obsługa kąpieliska łapała i wiązała strusie z pobliskiej hodowli,




- w wakacje pojechałem do jakiejś małej miejscowości szukać tam pracy; do czytania zabrałem ,,Carską manierkę'' A. Pilipiuka i zbiór baśni arabskich,
- w niedzielę szedłem do CH ,,Galaxy'' w Szczecinie, spotkałem chłopca w rogatywce, który mówił mi o likwidacji budki z kebabami na Placu Rodła, potem wszedłem do ,,Galaxy'' gdzie spotkałem panią Annę ov Scayapakovą, która chciała mnie przedstawić jakiemuś profesorowi mówiącemu po angielsku, ja jednak byłem tak ciężki, że nie mogłem wstać z podłogi,




- idąc ulicą jadłem chipsy i spotkałem dwóch mormonów,





- moja Babcia oglądała w telewizji horror o polskich straszydłach; kościotrupach chodzących po ciemnym pokoju, a ja się ich bardzo bałem, na drugi dzień Babcia chciała mi wyrzucić czasopisma, a ja byłem zły na nią; potem Andreus ov Sieniticus bił mnie i wyzywał z tego powodu,
- w Parku Żeromskiego w Szczecinie władze miejskie wydały pozwolenie na budowę świątyni satanistycznej, a ja byłem tym zgorszony i uznałem, że lepiej byłoby zaprosić o. Amortha do Szczecina,
- w kościele odczułem silną potrzebę oddania moczu, więc wyszedłem do pobliskiego parku,
- chciałem się spytać księdza, czy katolik może czytać horrory, lecz nie miałem odwagi,




- na rysunku widziałem trylobita i prehistorycznego, wodnego skorka,
- razem z panią Anną ov Scayapakovą przeglądałem zawartość kartonu, a pani Scayapakova pytała się mnie, czy wyrzucić ,,Harry'ego Pottera'', a ja wahałem się z odpowiedzią,
- śnił mi się Scholastyk i inni pustelnicy, ale nie pamiętam już co robili.

piątek, 22 stycznia 2016

Sowiecka odpowiedź na ,,Alicję w Krainie Czarów'', czyli ,,Królestwo Krzywych Zwierciadeł''

,,Jak długo bowiem chodzi człowiek w ciele, nie może uniknąć wszystkich grzechów, nawet lekkich. Lecz tych grzechów, które nazywamy lekkimi, wcale sobie nie lekceważ, jeśli je ważysz. Lękaj się, kiedy je liczysz. Wiele drobnych rzeczy tworzy jedną wielką rzecz; wiele kropli wypełnia rzekę; wiele ziaren tworzy stos. Jaką więc mamy nadzieję? Przede wszystkim – wyznanie...'' - św. Augustyn ,,In epistula Johannis ad Parthos tractatus, 1, 6''




W styczniu 2016 r. obejrzałem po raz drugi sowiecką baśń filmową ,,Królestwo krzywych luster'' z 1964 r. w reżyserii Aleksandra Rou na podstawie książki Witalija Gubariewa pod tym samym tytułem. Akcja rozgrywa się w XX wieku – w ZSRR (jeśli założymy, że akcja filmu rozgrywa się w roku produkcji będzie to za rządów albo Nikity Chruszczowa [1955 – 1964], albo Leonida Breżniewa [1964 – 1980]), oraz w fantastycznym świecie, zwanym Królestwem Krzywych Zwierciadeł, gdzie panował feudalizm.




Główną bohaterką, niejako sowieckim odpowiednikiem Alicji z książek Lewisa Carrolla jest niegrzeczna dziewczynka Ola, uczennica klasy trzeciej szkoły podstawowej. Była to urocza, lecz rozpuszczona blondynka, która mieszkała w luksusowym domu (pozwala to przypuszczać, że jej rodzice należeli do KPZR). Olę poznajemy w chwili, gdy wieczorem razem z innymi dziećmi zakradła się do kina, by oglądać film ,,Abrakadabra'' przeznaczony dla młodzieży powyżej szesnastego roku życia. Dziewczynka była przesądna, bała się czarnego kota i szczekała i pluła na jego widok. W domu pyskowała swej babci, przedrzeźniała domową papugę kakadu (różową), oraz wyjadała konfitury (w pewnym sensie nasuwa skojarzenia z Lyrą Belacquą z trylogii ,,Mroczne materie'' Philipa Pullmana). Któregoś dnia szukając zaginionego kota weszła przez zaczarowane lustro do równoległego świata. Tam spotkała swoje lustrzane odbicie – identycznie wyglądającą dziewczynkę o imieniu Alo (anagram imienia Ola). Obserwując ją bohaterka mogła zgodnie z życzeniem babci przyjrzeć się swoim wadom, których nie dostrzegała. Oczywiście, po powrocie z zaczarowanej krainy, Ola zmieniła się na lepsze.
Na tronie Królestwa zasiadał próżny, tchórzliwy i nieznający się na niczym król Agupap LXXVII (77), będący odpowiednikiem papugi z domu Oli. Ów głupi król, otoczony równie głupim dworem był manipulowany przez swoich ministrów, którzy chcieli odsunąć go od władzy. Królewscy tancerze bawili się jak na dyskotece w krajach znajdujących się na zachód od Żelaznej Kurtyny, pozdrawiali władcę salutem rzymskim niczym naziści, zaś szympans grał im na fortepianie (może to być nawiązanie do sceny z ,,Mistrza i Małgorzaty'', kiedy na wielkim balu Wolanda małpy grały na różnych instrumentach). Paziowie Agupapa biegali z pochodniami co może nawiązywać do nazistowskich marszów z pochodniami. Innym nawiązaniem do narodowego socjalizmu był pewien minister Agupapa, który chciał przerobić obie dziewczynki na mydło, niczym niemiecki zbrodniarz z Oświęcimia, dr. Spanner opisany w ,,Medalionach'' Zofii Nałkowskiej. Przodkowie Agupapa byli krwawymi tyranami, co nawiązuje do rosyjskich carów.




Postaciami negatywnymi byli żądni władzy możnowładcy noszący imiona będące anagramami od nazw zwierząt budzących niemiłe skojarzenia – zielony i łysy Abaż (Żaba), chudy i ubrany na czarno Pęs (Sęp) noszący na hełmie ptasie skrzydła i jego córka Azdinag (anagram od słowa gadzina), która w jednej ze scen kusiła głodne Olę i Alo przysmakami: brzoskwiniami, lodami i oranżadą (jest to nawiązanie do biblijnego węża z Edenu namawiającego Ewę do zjedzenia owocu zakazanego). Były to istoty podstępne, zdolne do największych okrucieństw (np. czymś normalnym dla nich było bicie służby). Pod koniec filmu zamieniają się w zwierzęta (tylko dlaczego Pęs zamienia się w orła, skoro jego imię oznaczało sępa?). Agupapowi służyły też olbrzymy w strojach renesansowych żołdaków.
Postaciami pozytywnymi byli: chłopiec Lepmuk (Kumpel) – lustrzarz, który nie chciał produkować krzywych zwierciadeł, aby nie zakłamywać rzeczywistości (został za to skazany na śmierć, lecz obie dziewczynki uratowały go), pracująca w kuchni służąca Ałucz (Czuła), która pomogła dziewczynkom zdobyć przebrania paziów i stary Agułs (Sługa) katowany przez Azdinag.

Przesłanie tego pełnego humoru filmu, byłoby bardzo dobre, gdyby nie elementy komunistycznej propagandy. Nie podobało mi się, że Ola nazywa ZSRR – państwo totalitarne, usiane siecią gułagów, gdzie notorycznie łamano prawa człowieka tak przed Stalinem, za Stalina i po Stalinie ,,najlepszym krajem'' (w rzeczywistości Związek Sowiecki był znacznie bardziej okrutny i zakłamany niż Królestwo Krzywych Zwierciadeł), to, że Ola daje ,,pionierskie słowo honoru'' (ruch pionierów był wypaczeniem idei skautingu; jego członków namawiano do donoszenia na rodziców), oraz to, że obie dziewczynki i Lepmuk śpiewają pieśń o czerwonym sztandarze :(.