sobota, 1 grudnia 2018

Hajdamaka


,, […] Ligia nigdy w życiu nie widziała nic równie pięknego, i oczom własnym nie chciało jej się wierzyć, albowiem wiadomo jej było, że Poppea Sabina jest jedną z najniegodziwszych w świecie kobiet’ - Henryk Sienkiewicz ,,Quo vadis’’









Na rozstajach dróg nieopodal grodu Dendropolis, kiedy srebrna tarcza Księżyca rzucała promienie zza chmur, płonęło ognisko. Stał przy nim mąż potężnie zbudowany, o spojrzeniu dzikim, przeszywającym do szpiku kości, sumiastych, czarnych wąsach i osełedcu zwisającym z tyłu wygolonej głowy. U jego boku kołysała się szabla z damasceńskiej stali w pochwie ze skóry lutego tura. Człowiek ten nazywany Hajdamaką, stał na czele bandy zbójców, którzy w okrucieństwie nie znali miary i nieobce im były budzące strach sztuki magiczne. Sam Hajdamaka posiadał księgę spisaną na pergaminie z ludzkiej skóry, pełną zaklęć starszych niż Babilon. Nasypał w ogień ziół zsyłających omamy, a wtedy z obłoku słodkawego dymu wyszła niewiasta urodziwa z wyglądu, lecz pełna złości w sercu, odziana w suknię purpurową i nosząca złoty diadem na jasnych włosach. W jej oczach malowały się wściekłość i szyderstwo. Otaczał ją orszak czarownic z Tesalii i ziem podległych władcom Sklawinii.
- Biję ci czołem, caryco dalekiego Rzymu! - przywitał ją Hajdamaka i pocałował w rękę.








Niewiastą ową był nie kto inny jeno sama Sabina Poppea, żona cesarza Nerona, oraz największa z czarownic ówczesnego Rzymu.
- Upadek Irosława jest już bliski – oznajmiła Poppea, a towarzysząca jej wiedźma tłumaczyła jej słowa na mowę słowiańską. - Jego koniec będzie krwawy, a po nim ty zasiądziesz na opuszczonym stolcu.
- Uch, nie mogę się doczekać – warknął Hajdamaka. - Z wyrzutka stanę się panem, a wszystkie żony Irosława będą skomlały jak suki w mojej łożnicy – Poppea uśmiechnęła się złośliwie słysząc te słowa.
- Gdy już Dendropolis legnie u twych nóg, Neron nie omieszka przysłać ci swych legionów do pomocy. Wówczas nastąpi sądny dzień dla Analapii – mówiła Poppea.
Potem cesarzowa – czarownica jęła odprawiać gusła napawające przerażeniem. Na rozstajnych drogach rosło drzewo z powieszonym na jego gałęzi skazańcem, przeto Poppea podeszła doń i wlała mu do ucha flakonik mleka, które uprzednio wycisnęła ze swych piersi. Wówczas trup ożył. Poppea zadała mu jakieś pytanie w mowie starokrasnej, której Hajdamaka i jego towarzysze nie pojmowali, w wisielec odpowiedział cesarzowej, stękając przy tym z wielkiego bólu. Wreszcie zamilkł z ustami szeroko otwartymi jak do krzyku. Poppea rozpromieniła się.
- W Dendropolis na ulicy Szalejowej mieszka czarny wołwch Krzywdan posiadający maść z sadła karakondżula i łapcie uplecione z ludzkich żył, które zamienią was w latające demony; czarnych stuha czy jak wy to mówicie w swojej barbarzyńskiej mowie. Sama mogę pójść do Baby Jagi z prośbą o pomoc w obaleniu Irosława.
- Idź, zrób jak rzekłaś – powiedział jej Hajdamaka.

*








W owym czasie Dendropolis przyciągało licznych magów. Odbywały się w nim sabaty czarownic, a na gwarnych ulicach spotykało się chaldejskich astrologów, alchemików z Aleksandrii, joginów z Bharacji, a nawet szamanów z dalekiej Pohjoli. Na rynku sprzedawano czarnoksięskie manuskrypty z Babilonu i Egiptu, dzieła magów z Lemurii i Mu, pisma alchemików z Burmy i Sinea. Niekiedy w tajemniczych okolicznościach znikały dzieci i zwierzęta, a ich krew i inne części ciała były potajemnie wykorzystywane do sporządzania magicznych mikstur i artefaktów.









Krzywdan mający swą pracownię w piwnicy domu na ulicy Szalejowej nie wahał się wabić do siebie sierot i dusić je wieszając na powrozie u powały sufitu. Inni magowie wiedzieli o tym, żaden jednak nie zawiadomił straży grodu. Krzywdan wypruwał powieszonym dzieciom żyły z nóżek i plótł z nich sandały i łapcie podobne do tych z łyka. W obuwiu tym drzemała straszliwa moc czarodziejska umożliwiająca latanie bez skrzydeł. Nad pogrążonym we śnie Dendropolis rozpościerał się gwieździsty całun nocy, gdy mistrza Krzywdana obudził hałas czyniony za pomocą kołatki zawieszonej u drzwi jego domu. Mamrocząc klątwy zwlekł się z łoża i poszedł otworzyć. Jeszcze nim spojrzał w wizjer, ujrzał przed sobą wirującą w ciemnym pokoju iskierkę, która przemówiła doń.
- Mistrzu Krzywdanie, to herszt Hajdamaka przysłał do ciebie posła z zamiarem zakupu butów Stuacza i maści z sadła karakondżula. Szykuje się rokosz przeciw Irosławowi taki jak ten co niegdyś obalił rządy Tarkwiniusza Pysznego w Rzymie. Gdy tron w Roxie zostanie obalony, Hajdamaka utworzy wielką republikę zbójecką, której jad zatruje okrąg ziemski! - oczy Krzywdana zabłysnęły jak u wilka na te słowa.
Zgasił iskierkę w palcach pożółkłych od złocistego lotosu i otworzył drzwi, w których stał zbój w kożuchu baranim, o sumiastych wąsach i wejrzeniu srogim. W ręku trzymał worek pełen złupionych czerwońców.
- Wiadomym jest mi cel twego przybycia – oznajmił Krzywdan. - Sława atamanowi Hajdamace i mającej nadejść republice zbójców!
- Sława! - odparł wor. - Wolność, równość, braterstwo, albo śmierć! - czarny wołwch zaprowadził go do magazynu, gdzie czekało czterdzieści par sandałów uplecionych z żył wyprutych z nóżek małych dzieci i pękata beczka pełna czarodziejskiej maści przypominającej smalec.
Krzywdan do rana liczył zarobione czerwońce, podczas gdy w melinie na podgrodziu banda Hajdamaki zakładała magiczne obuwie i smarowała się maścią wypowiadając zaklęcia, których nie godzi się powtarzać. Efekty nie kazały na siebie długo czekać. Stopy Hajdamaki i jego towarzyszy zawisły kilka stóp nad ziemią, a ich skóra pociemniała niczym cera Giptów. Oczy zajaśniały jadowicie zielonym blaskiem, zęby stały się duże i kończyste niby u wąpierzy, języki upodobniły się do żądeł żmijowych, a paznokcie przekształciły się w czarne szpony. Siła rozbójników uległa potrojeniu, tak że mogli teraz dęby wyrywać.









- Nie ma wolności dla wrogów wolności! - zwołał Hajdamaka dobywając szabli z pochwy, gdy do meliny weszła cesarzowa Poppea prowadząc ze sobą nieopisanie szpetną staruchę siedzącą w unoszącym się nad ziemią drewnianym moździerzu i wiosłującej w powietrzu tłuczkiem.
- Aye – saraye; po swojej stronie mamy Babę Jagę! - oznajmiła żona Nerona.

*

,,W trzynastym roku panowania Irosława Dragimirowicza, zarówno wyjątkowo w tym roku ciepła zima, znak ognistego wilka widziany na nocnym niebie i krew wyciekająca z kaczych jaj zapowiadały nadciągające nieszczęście i prognozy te były prawdziwe. Oto Baba Jaga opuściła swą chatkę na kurzej nóżce i w osmalonym kotle mieszając kością udową dziewicy przywołała na świat straszliwy wicher cuchnący niczym miazmaty z trzewi smoka, chmury gradowe spuszczające na pola odłamy lodu wielkości strusiego jaja, pożogę, pleśń, choroby i przeraźliwe zimno. Wtedy też na nocnym niebie ukazali się jacyś mężowie straszliwi latający bez skrzydeł. W rękach dzierżyli zapalone pochodnie i zrzucali je na dachy domostw w Dendropolis wzniecając pożary. Naliczono ich bodaj czterdziestu. Król Irosław nie tracił odwagi także wtedy gdy płomienie ogarnęły jego pałac. W stronę latających wrogów posypały się strzały królewskich łuczników, a sam król rzucając włócznią ubił za jednym razem pięć latających demonów w sandałach z ludzkich żył. W tym samym czasie stołeczna straż ogniowa gasiła pożar wiadrami wody z Tinerpy. Młody Kundar, uczeń wołwcha Opienia wdrapał się na najwyższą wieżę chramu Strzyboga i zadął w złotą trąbę sprowadzając pomoc. Na zew czystego młodzieńca przyleciał na skrzydłach rozłożystych sam Strzybóg przez Analapów, zwany Pochwistem. Potężnym dmuchnięciem przewrócił kocioł Baby Jagi i założył go jej na głowę. Wówczas ustały plagi czarodziejskie. Ramię w ramię z bohaterami Roxu walczyli wojownicy z plemienia Czarnych Podniebień z analapijskiej prowincji Mazivy, którzy zadali duże straty agresorom. Strzybóg sprowadził ze sobą latających rycerzy stuha, którzy uzbrojeni w miecze i palice toczyli zaciekły bój nad ziemią. Jako ostatni padł trupem z ręki króla Irosława wódz buntowników, którym był od dawna poszukiwany zbójca Hajdamaka splamiony krwią wielu niewinnych ofiar’’ - Siwomir ,,Kronika Roxu’’

Od tego czasu król Irosław zaczął uważniej przyglądać się działalności adeptów sztuk tajemnych. Rozkazał agentom swej tajnej gwardii mieć baczenie na to co dzieje się w czasie sekretnych rytuałów i wtedy wyszły na jaw rzeczy, od których aż oko mogłoby zbieleć. Wykryto i przeszkodzono w złożeniu niejednej ofiary z dziecka. Zapadł też niejeden skazujący wyrok za przelewanie krwi niewinnej. Wnet zapłonęły stosy dla nekromantów, topieniem w Tinerpie ukarano trucicieli, połamano kołem i nabito na pale tych co gwałcili i zarzynali niemowlęta ku uciesze Čortów. Tych co obdzierali dziewice ze skóry, aby mieć pergamin do pisania ksiąg czarnoksięskich rozerwano końmi. Ci co palili chłopów i dziewczęta w piecach Molocha, samych wrzucono w ich ognistą czeluść. Kara nie minęła czarownic powodujących poronienia, sprowadzających bezpłodność i nieurodzaj, ani też tych co męczyli na śmierć ofiarne zwierzęta.
Poppea była zmuszona zakończyć swe intrygi. Czym prędzej schroniła się w ambasadzie Rzymu, gdzie za pomocą złotego sztyletu otworzyła portal prowadzący do pałacu jej męża Nerona.
Baba Jaga po uwolnieniu z własnego kotła, zamknęła się na cztery spusty w swej chatce na kurzej nóżce i roztoczyła wokół niej potężne czary niewidzialności czekając aż gniew króla ostygnie.







Jeśli zaś chodzi o mistrza Krzywdana, w pośpiechu opuścił Dendropolis, paląc w piecu obciążające go dowody w postaci ostatnich par butów z dziecięcych żył. Jednak król wraz z drużyną zabiegł mu drogę w okolicach dzisiejszego Czernihowa.
- Co dziś będziesz robił? - spytał czarownika.
- Dokonam wielu cudów! - odparł Krzywdan nadrabiając miną, a wtedy król dobył topora i zarąbał nim okrutnego maga.
- Twoje cuda to obłuda! - rzekł Irosław i już od tego czasu czarownice i czarownicy z Roxu nie ważyli się składać ofiar z dzieci.