wtorek, 14 marca 2023

Duch zmarłej żony

 



,,Ja nie wierzył w duchy, coś tam księża krzyczeli, że człowiek ma tego ducha... Teraz wierzę, teraz już wierzę w to!! Bo jak umarła moja kobita, moja baba, za jakieś cztery czy trzy dni po pogrzebie bije w okno, bije ktoś w okno. Ja patrzę, już koło północy, jakiś ktoś tam stoi, jakaś baba... '- To ja nie zasłużyłam sobie na całą trumnę, żebyś ty zrobił z desek, tylko z kawałka tam wstawiłeś? To ja wierna tobie byłam, pracowałam, wychowałam ci pięcioro dzieci!! - Toś ty, toś ty, Marysiu, to ty tak? Ja do pokrywy dałem ci desek fajnych, dobrych i ładnych, żeby ci zrobić tą ładną trumnę, a co on ci zrobił, że ci z kawałka wstawił? To nie ja jestem winien temu! Ja się modlę za tobą i mówię Wieczne odpoczywanie i dzieci się modlą...' I potem uderzyła jeszcze raz w tą ramę okna i odeszła. I od teraz wiem, że są duchy...'' - Joanna Tokarska - Bakir ,,Legendy o krwi. Antropologia przesądu''

Spotkanie z wodianojem

 



,,Pewnej ciemnej jesiennej nocy wpadłem do rzeki niedaleko tamy, ale jakimś cudem udało mi się wydostać  z powrotem na brzeg. Wpadłem, chciałem się wspinać, ale coś mnie ciągnie. Patrzę i widzę, że jest to całe kudłate, głowę ma jak miotłę. Trzyma mnie szczękami i nie puszcza. Moje dwie ręce i nogi były jak ze stali. Słyszałem, jak lodowata woda spływa z jego baraniego kożucha. I patrzył na mnie - oczy tego wodnego diabła jarzyły się po prostu. Uczyniłem znak krzyża. (...). Nie wiem, jak wydostałem się na brzeg. Gdy ludzie mnie podnieśli, byłem jak martwy'' - Joanna Tokarska - Bakir ,,Legendy o krwi. Antropologia przesądu''



 

Spotkanie z domowojem



 ,,To zdarzyło się w naszym starym domu. Raz wszedłem do sieni i nagle zobaczyłem postać leżącą na tragarzu. Przypominała człowieka, była czarna jak węgiel i długa na jakieś dwadzieścia stóp, prawie na całą długość belki. Gdy tylko mnie ujrzała, skryła się nie wiem gdzie'' - Joanna Tokarska - Bakir ,,Legendy o krwi. Antropologia przesądu''

Oniricon cz. 897

         Śniło mi się, że:



- w plejstoceńskiej Afryce (Kenia, Tanzania) żyły chylakoteria podobne do dwunożnych żyraf mających łapy leniwców,



- Wendole byli potomkami Wandalów,



- Aleksander Bocheński, atakowany za książkę ,,Dzieje głupoty w Polsce'', napisał w 1981 r. ,,Piekielne szczęście króla Stasia'' o Stanisławie Auguście Poniatowskim,



- przestraszyłem się gdy do kościoła weszła kobieta w zielonej sukni mająca owczą głowę,



- wśród średniowiecznych scholastyków nastąpił podział na zwolenników św. Tomasza z Akwinu i Awerroesa,


- po trzecim marca Lew Trocki wyparł się swojego przyjaciela,

- dziedzic Groicki jeździł na wózku i z szablą w ręku polował w parku razem ze służbą na uciekającego socjalistę Laskowicza, sam wielokrotnie biłem Laskowicza pięścią po twarzy,

- w szkole robiłem pospiesznie notatki na kartce zawieszonej na ścianie,



- powiedziałem polonistce, pani Annie ov Scareyovej, że świat ludzkiej wyobraźni ma wiele barw, nie tylko czerń i różne odcienie szarości,



- jesienią poszedłem boso do Parku Kasprowicza w Szczecinie i wchodziłem do jeziora Rusałka, gdzie wcześniej widziałem kąpiącą się, piękną kobietę z rudymi włosami,



- po latach ujrzałem zmarłą Sławomirę, która przytyła, miała krótkie włosy, nie nosiła okularów i mówiła dziennikarzowi wiele lewackich bzdur,




- Rosjanie zdobyli Kijów, zaś prezydent Wołodymyr Zełeński wyjechał do Polski, gdzie utworzył rząd emigracyjny,


- w czasie wizyty u wujka Markusa i cioci Joleny ov Küjvis, chciałem pożyczyć sobie do domu książkę Gabriela Rzączyńskiego o wampirach,



- znalazłem na you tube amerykański film zachwalający eutanazję, jego bohaterką była piękna blondynka więziona przez diabła w szpitalu psychiatrycznym,



- 8 marca napisałem na blogu: ,,Powiedział bosman Nowicki, że najfajniejsze w kobietach są cycki'' i czekałem na hejt ze strony feministek,

- zawstydziłem się narysowawszy bladego stworka naznaczonego czarnym piorunem,



- Fritjof Capra jest amerykańskim propagatorem paleoastronautyki piszącym o starożytnych Indiach,




- byłem gorylem korzystającym z Internetu, znalazłem informacje o Ukraińcach, którzy w latach 90 - tych XX wieku odkryli prehistorycznego człowieka z Kizył - kum, który skojarzył mi się z XIX - wiecznym człowiekiem z Nebraski,

- zamierzałem udać się do siedziby szczecińskiego wydawnictwa z propozycją wydania moich książek,



- wypożyczyłem z biblioteki książkę niemieckiego autora o małpoludach z Kosmosu podbijających Ziemię,

- spotkałem polskiego pisarza i żołnierza w pomarańczowym kontuszu, żyjącego nieprzerwanie od XVII wieku do dzisiaj,


- powiedziałem, że J. K. Rowling nie miała zamiaru zachęcać czytelników do praktykowania okultyzmu, choć niestety wielu tak właśnie odebrało jej książki. 

Mikta

 



W pierwszym wieku ery jedenastej w Puszczy Stryjskiej, porastającej rozległe obszary późniejszej Valkanicy, stała drewniana chata. Mieszkało w niej trzech braci, synów Kumlana i Widoraki, którzy nosili imiona Bogumir, Paszczek i Gorovato. Każdy z nich był rosły jak dąb i obdarzony siłą tura. Bracia pracowali jako drwale, powalając stuletnie drzewa toporami o krzemiennych ostrzach.



W czasach, w których żyli, dorosły już Teost uczynił nad rzeką Nilus swój pierwszy cud, sprawiając, że z nieba spadły żelazne kleszcze. Wówczas to więc obrał go władcą w miejsce zmarłego bezpotomnie Rumana Daku. Teost objął rządy wraz z tytułem Cara Słońce, a kraina, którą władał otrzymała nazwę Błogosławionego Carstwa. Wcielony Swaróg, którym był w istocie Teost, nauczył swych poddanych sztuki metalurgii, a także wielu innych kunsztów i rzemiosł. Nadał też prawo, w którym mężowie i niewiasty mieli wiązać się w stadła małżeńskie, nierozerwalne aż do śmierci. Nie jest jednak prawdą co rozpowiadał czarnoksiężnik Amosow, że Car Słońce palił cudzołożników w piecu ognistym. Teost nikogo nie skazywał na śmierć, sam za to został złożony przez złego Amosowa w ofierze na bezlistnym dębie Karako.

Niestety wynalezione przez Teosta techniki obróbki żelaza nie dotarły jeszcze do Puszczy Stryjskiej, przeto bracia Bogumir, Paszczek i Gorovato musieli w swej pracy polegać na krzemiennych narzędziach. Pierwszy z nich miał włosy czarne, drugi – płowe, a ostatni – ogniście rude.



Odwiedzała ich pewna wiła, z którą zawarli braterstwo lejąc wodę na ostrza swych siekier i oddając jej swoje nawęzy w zamian za trzy części drogiego kamienia, karbunkułu w barwach białej, czerwonej i czarnej, który wcześniej nosiła na szyi. Wiła miała na imię Mikta. Jak na wiłę przystało, odznaczała się urodą. Odziana zawsze w białą sukienkę uszytą z chmury, była smukła i wysoka, a jej włosy barwy ciemnego złota wiły się w urokliwy sposób. Miała też oliwkową cerę i zielone oczy świecące w ciemności jak gwiazdy. Jedyny defekt jej urody stanowiła prawa noga. Wyglądała jak kończyna białej kozy, podczas gdy druga była nogą pięknej kobiety.

Mikta ogromnie kochała swoich trzech braci. Przynosiła im w kobiałce przeróżne wiktuały, a to jagody, jeżyny, grzyby, w tym trufle, wyrastające w miejscach gdzie uderzył piorun, wędzone ryby, dziczyznę, która dzieliły się z nią wilki i rysie, plastry miodu, własnoręcznie robiony ser z mleka łani, figi, granaty, jabłka, pigwy, orzechy, dzikie winogrona, ptasie jaja, jadalne kasztany, młode, smażone szyszki i samemu upieczoną babkę z żołędzi. Opatrywała ich rany i leczyła choroby, używając do tego kropel własnej, niebieskiej krwi. Gdy odpoczywali, śpiewała im pieśni, przygrywając na lirze, bądź opowiadała starodawne baśnie jeszcze z ery dziewiątej, kiedy rusałki i wiły panowały nad światem. Wiła i jej bracia wspólnie zażywali kąpieli w strumieniu, spozierali nocami w gwiazdy i wyprawiali się na targ do pobliskiej osady zwanej Kamulcem. Nieraz też chwytali za broń przeciw atakującym ich krwiożerczym wąpierzom, strzygom, wilkołakom i karakondżulom. Drwale miłowali swą siostrę i nie wyobrażali sobie życia bez niej.


*


W owym czasie ziemie późniejszej Sklawinii przemierzał dziad, którego imię brzmiało Utopiec. Odziany latem i zimą w dziurawą kapotę, miał długą brodę barwy siwej. Powiadano o nim, że był synem niewiasty uwiedzionej przez wodnika podczas kąpieli, bowiem z jego kapoty zawsze lała się ciurkiem woda, zaś we włosy brody wplecione były wodorosty. W swoich wędrówkach podpierał się trzcinką mierzącą łokieć długości. Utopiec znał tajniki ziół, drzew, oraz obyczaje zwierząt i ras rozumnych starszych niż ludzie. Nieraz przygrywając sobie na lirze, opowiadał zasłuchanym dzieciom i dorosłym o czynach Enków i jytnas w zamierzchłych eonach, za co otrzymywał zapłatę w żywności i miejscu na nocleg.

W małym, obejmującym zaledwie trzy wioski księstwie Baraniej Góry (Monta Ariesis), położonym u źródeł wielkiej rzeki Visany, dziad zatrzymał się w gościnie na dworze księcia Sejmovica. Władca ten zasłynął jako reformator, wprowadził bowiem ustrój nazwany gminowładztwem, polegający na tym, że decyzję miał podejmować gmin większością głosów.

- Powiedz mi, drogi przybyszu, co sądzisz o moim pomyśle? - Spytał Sejmovic swojego gościa.

Utopiec zamyślił się głęboko.

- Być może nadejdą kiedyś czasy, kiedy twoje gminowładztwo będzie stawiane za wzór wszystkim krainom – Sejmovic uśmiechnął się na te słowa. - Pozwól jednak sobie powiedzieć, książę, że nie podzielam twego zachwytu.

- Czemuż to? - Zdziwił się Sejmovic.

- Jak prawią guślarze, w poprzednim eonie nasi prarodzice, Novals i Aivalsa zrywając żołędzie z dębu Baublis, złamali zakaz Enków i sprowadzili zło na siebie i swoje potomstwo. Od tego czasu, wszystkie przedsięwzięcia człowiecze są naznaczone tamtą klątwą, brakiem dobra, który potrafi mścić się w najmniej spodziewanym momencie. Nie przeczę, panie, że intencje mieliście dobre. Jednak każdy człowiek jest inny; jeden mądry, drugi głupi, jeden zły a drugi dobry, zaś w gminowładztwie głos każdego z nich waży tyle samo. To będzie musiało odbić się czkawką.

Sejmovic zasępił się, bo dziad zabił mu ćwieka.

- Mądre są twe słowa, Utopcze i szczere zarazem. Nawet mój błazen nie jest wobec mnie tak szczery jak ty. Gminowładztwo w istocie jest wielce niedoskonałe, myślę jednak, że będzie mimo wszystko lepsze niż rządy tyranów.

- Pożyjemy, zobaczymy. Przyszłe dzieje nas rozsądzą. – Odparł Utopiec i zasępił się, a w kałuży na podłodze, utworzonej przez lejącą się z jego kapoty wodę, pływały małe rybki.



*


Po pożegnaniu z Sejmovicem, dziad Utopiec udał się na południe. Przeprawił się przez trzy rzeki, aż dotarł do Puszczy Stryjskiej. Był lipiec, powietrze pachniało kwiatami i miodem, kiedy znużony dziad ujrzał pod drzewem wesołe towarzystwo złożone z dwóch karłów, satyra i nimfy, raczących się starym winem.




- Chodź wypić z nami, jak sam Kurent przykazał! - Zawołała wesoło rudowłosa nimfa, a dziad chętnie jej posłuchał.

Przysiadł się do biesiadników. Wysączył czarkę wina, potem drugą, trzecią i jeszcze następną, aż stracił umiar. Zataczając się i plotąc trzy po trzy, opuścił swoich nowych znajomych. Zwymiotował pod drzewem, po czym, sapiąc głośno, ujrzał wiłę Miktę zbierającą lecznicze zioła. Dziad uśmiechnął się obleśnie, schwycił ją za złociste warkocze, drugą ręką zaś zaczął wymachiwać swą łokciową trzcinką, pokrzykując przy tym dziarsko: ,,Huś huś!’’

- Proszę mnie puścić – powiedziała stanowczo wiła, lecz pijany dziad nie reagował na jej prośbę.

Wówczas Mikta wyrwała mu trzcinkę z ręki i złamała ją na dwie połowy. Dziad momentalnie wytrzeźwiał.

- Cóżeś uczyniła, nieszczęsna? - Złapał się za głowę. - W tej laseczce było zaklęte moje długie życie. Gdybyś jej nie złamała, mógłbym żyć sto pięćdziesiąt lat, albo i dłużej!

- Jeśli chcesz długo pożyć, to odstaw trunki, bo ci szkodzą, zwłaszcza w nieumiarkowanych ilościach. – Odrzekła twardo Mikta i pobiegła do chaty swych braci.

- Czekaj! - Zawołał dziad. - Nie chciałem cię przestraszyć!

Gdy Utopiec porzucił zgubny nałóg pijaństwa, wiła przebaczyła mu, a nawet zaczęła go lubić. Dziad często odwiedzał chatę trzech drwali, przynosząc wile kwiaty, grzyby i własnoręcznie złowione ryby. Doszło do tego, że oboje zaczęli rozmyślać o pobraniu się i założeniu rodziny.

- Co ona takiego w nim ujrzała? - Bogumir pytał się swoich braci, lecz oni też nie wiedzieli.




Mikta i Utopiec udali się do chramu, by tam ślubować sobie miłość dozgonną. Nim zostali ogłoszeni małżonkami, dziad przybierał różne postaci. Zamieniał się a to w cuchnące ścierwo lisa, a to w drgającą, cielistą lub zieloną galaretę, wreszcie w wielkiego białego robaka lub jaszczura obdartego ze skóry. Mikta jednak za każdym razem, miast okazać obrzydzenie, całowała te ohydne postaci. Wreszcie czar został zdjęty i Utopiec już w ludzkiej postaci zamieszkał z Miktą w Puszczy Stryjskiej.