piątek, 30 października 2015

Bodo z Kimerii

,, […] ojcowie nasi byli Kimerami i trzęśli Rzymem i Greków rozpędzili jak wystraszone prosiaki'' - ,,Vlesova kniga''

,,Kimmerjowie, 1. u Homera fantastyczny lud żyjący w wiecznych ciemnościach. 2. Lud tracki żyjący na płn. wybrzeżu morza Czarnego. W VIII i VII w. prz. Chr. pustoszyli M. Azję, zostali wytępieni przez króla lidyjskiego Alyattesa IV. około r. 600'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 7 Izaszar do Kolejowe Rozkłady Jazdy''.




W erach dwunastej i trzynastej ze Słowianami sąsiadowały od wschodu waleczne plemiona Scytów, Sarmatów i Kimerów. Ci ostatni wywodzący swój ród od wielkiego wodza i junaka Kimira Lame (,,Kulawego'') mieszkali nad Morzem Ciemnym i w Górach Jasowskich, zapuszczali się na Głodowe Stepy Taj – Każk, do Tadżycji, Uzbecji, oraz nad rzeki Tigrę i Evarat. Dzielili się na trzynaście szczepów, na których czele stali królowie, zwani ,,sak'' (w mowie Tartarów z Mogol: ,,chan''). Kimerowie zapuszczali brody i wąsy, nosili czapki frygijskie i scytyjskie szaty czerwone. Od małego uczyli się jeździć konno i strzelać z łuku. Nie zakładali miast, ale wędrowali z miejsca na miejsce szukając pastwisk dla bydła i koni, oraz łupów wojennych a sławy mołojeckiej. Na miejscu postoju zakładali obozy - ,,ałusy'' złożone z namiotów nazywanych jurtami. Z Enków czcili Jarowita i Mokoszę nazywając ich imionami Tana – gar i Ardvisura – anahita. Swych zmarłych oddawali płomieniom. Ich mężowie brali za żony wiele niewiast, a ich liczba świadczyła o bogactwie. Pili dużo kobylego mleka, a swych wrogów skalpowali. Królowie Alcius i jego syn Kałka z plemienia Hurkala zjednoczyli Kimerów i podbili szereg ziem Azji, takich jak Kolchida, Arman, Taj – Każk, Kirgizja, Uzbecja, Tadżycja, aż po rzekę Induinus (Indus, Sind). W czasie owych podbojów prowadzili również zażarte i bezowocne walki z Amazonkami, nałożyli jarzmo Alanom po zabiciu ich króla Soslana, Inhas – Inguszom, Dagestanowi, Baktrii, Sogdianie i bitnym mieszkańcom Gór Ikaryjskich. Kres imperium Kimerów ze stolicą w Izbył – ałbasz położył najazd innego ludu iranwedżyjskiego – Sarmatów, których rozpościerające się na trzech kontynentach królestwa nie miało nigdy wcześniej ani potem równego sobie, pod względem wielkości, kultury i bogactwa. Po jego upadku z powodu rodzącego bunty, bezrozumnego okrucieństwa ostatniego króla, Atamrasa, Kimerowie jeszcze długo dawali się we znaki różnym ludom, aż wyniszczyli ich Lidyjczycy w erze trzynastej.


*

Wiele wieków przed narodzinami króla Alciusa, nad kimeryjskim plemieniem Urbala panował sak Kodoman utrzymujące przyjazne stosunki ze Słowianami. Pewnego razu jego pasterze przynieśli mu w darze maleńkiego chłopca. Znaleźli go porzuconego w górach. Jak głoszą pieśni dziecię to pochodziło ze słowiańskiego ludu Antów. Kimerowie i Hunowie choć dzicy i straszni na wojnie, miłowali dzieci. Własnych nigdy nie zabijali, ani przed, ani po narodzeniu, a cudze sieroty chętnie przyłączali do swych rodów. Takoż i król Kodoman przygarnął słowiańskiego chłopca. Nadał mu imię Bodir, które Słowianie wymawiali jako Bodo (Vodo) i z wielką miłością wychowywał jak królewicza, nie przestając go miłować jak rodzonego syna, także wówczas gdy młodsza z jego żon, Lakmija z Bharacji powiła mu następcę tronu, księcia Sozyryka.





Bodo z Kimerii (Vodo ezen Kimeriya) wyrósł na witezia wysokiego i potężnego, o ciele smukłym i twardym jak stal, jego włosy, broda i wąsy były barwy brązowej, zaś czapka i szaty przypominały kolorem krew. Walczył szablą o nazwie Ardas, którą ściął w boju niejedną głowę Huna czy Awara, a jego wierzchowiec zwał się Białonóżka. Był to przepiękny rumak z Arabii, czarny o białych nogach, górujący nad innymi końmi pięknem, mądrością, odwagą i przywiązaniem do człowieka. Bodo przewyższał swych przybranych braci Kimerów wzrostem i siłą, a także sprytem i odwagą. Potrafił strzeliwszy z łuku do rzuconego krzemienia skrzesać iskry, zgasić świecę jednym uderzeniem bata, trafić lecącego ptaka sztyletem, cała noc płynąć przez Morze Ciemne pełne potworów, czy razem ze swym Białonóżką wspiąć się na niemal pionowy wierch. Również niewiasty Kimerów spozierały nań chętniej niż na innych młodych wojowników. Swej siły i sprawności nie zawdzięczał pochodzeniu, jak chcieliby ludzie źli i głupi, bo bohaterów wydawały wszystkie ludy na całym świecie, niezależnie od koloru skóry i języka.
W siedemnastej wiośnie życia ojciec podarował mu byka, aby mógł wyprawić dla przyjaciół urodzinową ucztę przy ognisku. Wesołą zabawę młodych rycerzy z najlepszych kimeryjskich rodów popsuł niejaki Ochos syn Keiša – salika, który wypiwszy ponad miarę przedniego wina zakupionego w Surażu od Greków, złośliwy i pełen zazdrości z powodu Sotenik – pięknej księżniczki z ludu Alanów, która wolała Boda niż jego, pokłócił się o nią z przybranym synem króla Kodomana i w kłótni nazwał go podrzutkiem. Wówczas wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Bodo jednym ciosem pięści przy aprobacie wszystkich ucztujących rozkwasił nos Ochosa, a ten zawstydzony umknął do swej jurty jak zbity pies. Jednak złośliwe i głupie słowa księcia – pijaka wycisnęły łzy z oczu Boda, który ostatni raz płakał gdy się rodził. Jego towarzysze wojny i łowów przekonywali go by nie brał sobie do serca słów oszczerczych a obraźliwych. Jednak cierń pozostał w sercu. Bodo poszedł do ojca i zaczął go wypytywać o to czy istotnie jest jego rodzonym synem. Dowiedział się wówczas, że jako niemowlę został porzucony w górach i odnaleziony przez kimeryjskich pasterzy.
- Powiadano, że jesteś dziecięciem Słowian'' – mówił stary król. - Choć nie wyszedłeś z moich lędźwi, jesteś mym synem i masz prawo do mego tronu, bo synem uczyniła cię nie krew, lecz miłość.
Niedługo potem Bodo wsiadł na grzbiet Białonóżki i pożegnawszy ojca i brata udał się na wyprawę w nieznane. Skierował się ku ziemicom słowiańskim, ku krainie swych przodków według ciała. Zaszedł nad rzekę Piwonię, płynącą przez tereny późniejszej Analapii. W rzece tej mieszkał olbrzymi gad nazywany Konotopem, bowiem odżywiał się końmi, które porywał pod wodę. Wielkością dorównywał karecie, pokryty był zielono – sinymi, olbrzymimi łuskami. Jego grzbiet pokrywały zatrute kolce. Miał wydłużony łeb z paszczą pełną ostrych zębów, cztery łapy o palcach spiętych błoną i krótki, ruchliwy ogon. Jego całe ciało pokrywała gruba warstwa śluzu, a wyłupiaste, żółte oczy, wielkie jak spodki świeciły w ciemności. Antowie znad Piwonii wielce lękali się Konotopa, a co gorsze wierzyli, że jest on nieśmiertelny. Jednak Bodo z Kimerii nie dał im się odwieść od zamiaru zabicia go.
- Jestem wojownikiem Nieba i Stepu, przeto nie godzi się, abym tchórzliwie pierzchał przed wyrośniętą żabą, tym bardziej, że dotychczas nie zabijałem potworów. Nawet jeśli zginę, to chociaż pokażę wam jak umiera wolny człowiek – Antowie wyśmiali się ze słów młodzieńca i nawet żałowali go, że ,,chce umierać tak młodo''.
Tymczasem kimeryjski książę zaopatrzył się w nową i długą włócznię o żelaznym grocie i o pełni Księżyca zaszarżował na Konotopa, który wyszedł z wody. Potwó widząc smakowitego jego zdaniem konia Białonóżkę, rozdziawił paszczę i począł pełznąć w jego kierunku. Wtedy Bodo zatopił włócznię w jego trzewiach.
- Na chwałę Kimerii i Sklawinii! - wzniósł triumfalny okrzyk, po czym zadął w róg na znak zwycięstwa i opuścił osadę. - Trza mi jechać dalej w głąb Sklawinii, by poznać lepiej lud, o którym powiadają, że mnie wydał – rzekł sobie Bodo z Kimerii, po czym ruszył na południe.


*

,,Jazon, w mit. grec. syn Ezona z Jolkos, brał udział w wyprawie Argonautów. Według podania skończył śmiercią samobójczą'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenbetga tom 7 Izaszar do Kolejowe rozkłady jazdy''




W owym czasie w ziemi Greków żył heros Jazon (Jasonus) przez Słowian zwany Jesionem. Zmierzając do grodu zwanego Iolkos w płaszczu ze skóry lewarta i uzbrojony w dwie włócznie, spotkał nad rzeką staruszkę z pawiem, która prosiła go by ją przeniósł. Jazon uczynił to, a przekraczając rzekę zgubił jeden sandał. Tak zaszedł do grodu, zaś władający w nim car Pelias wielce się przeraził, bo wyrocznia ostrzegała go przed człowiekiem, którego tylko jedna noga była obuta. Spytał Jazona w jaki sposób ukarałby zbrodniarza chcącego obalić króla. Junak odparł, że wysłałby go po Złote Runo; skarb strzeżony przez smoka w dalekiej Kolchidzie. Wówczas car Pelias obarczył Jazona zadaniem przywiezienia owego skarbu. Jak wiemy po Złote Runo wypłynęła na Morze Ciemne przez Greków zwane Pontus Euxinus drużyna największych bohaterów greckiej ziemicy. Jak podaje ,,Codex vimrothensis'' wśród załogi korabia ,,Argo'' znalazł się też Słowianin, Bodo z Kimerii. Nim zaszedł do Grecji wędrował przez ziemie późniejszej Slawi, gdzie u stóp góry Gerlach oddał pokłon królowej Tatrze. Zabijał strzygi, jenżi – baby, panki, léwice, olbrzymie węże i smoki, oraz wilkołaki. W Panonii walczył z hipopotamem – ludożercą z Błotnego Jeziora. Przeszedł przez Puszczę Dziewańską i Carstwo Macedońskie. Szablą i strzałami z łuku niszczył olbrzymy i rozbójników, wąpierze, złe południce, ubił też wrogiego ludziom niedźwiedzia Ursa Mamruta z Montanii. Za jego sprawą jeszcze przez długie wieki serca potworów napełniał lękiem sam widok czerwonego kimeryjskiego stroju. Jako Argonauta, Bodo wystrzelał z łuku harpie nękające króla Fineusa. W Kolchidzie Jazon uzyskał pomoc pięknej, lecz groźnej czarownicy Medei. To ona dała mu ziele, którym uśpił smoka i zabrał z drzewa zawieszone na nim Złote Runo.
Również Bodo znalazł sobie żonę w ziemicy Kolchów. Poślubił i zabrał ze sobą Elenę; siostrę Medei. Była ona morską rusałką pływającą w Morzu Ciemnym, a nocami wychodzącą na brzeg, by tańczyć w świetle Księżyca. Elena urodziła się jako istota ludzka, lecz w dziecięcym wieku ciężko zachorowała i żaden medyk nie mógł jej pomóc. Również jej parająca się czarami siostra była bezradna. Tonący brzytwy się chwyta, przeto matka Eleny i Medei, królowa Kolchidy udała się nad morze, by prosić rozhukany żywioł o uzdrowienie córki. ,,W zamian Elena będzie twoja'' - obiecała morzu a te uzdrowiło królewnę. Minął jakiś czas i czarne morze upomniało się o darowane sobie dziecię. Gdy Elena weszła do ciepłego morza, te pochłonęło i otuliło ją swymi falami. Obmyta w jego głębinie i uwieńczona perłami, przestała już być istotą ludzką, a stała się jedną z morskich nimf, które Grecy nazywali nereidami. Kiedy do Kolchidy przybył okręt ,,Argo'' , Elena pokochała Boda z Kimerii i dla niego opuściła ciemne fale by żyć na lądzie. Razem popłynęli do Grecji, gdzie Bodo zakupił zamek Nilf leżący w odległej okolicy u podnóża gór i tam zamieszkali w szczęściu i miłości. Elena była bowiem przeciwieństwem swej władającej czarami siostry Medei – okrutnej i wyzbytej wszelkiej litości.
Jeszcze w czasie wyprawy Argonautów, Medea poćwiartowała swojego młodszego brata Apsyrtosa, będącego jeszcze dzieckiem i wrzuciła go w morze, by opóźnić pościg (oczyścić z przelanej krwi zgodziła się ją inna czarownica – Kirke), zaś już w Grecji widząc skłonność Jazona ku innej niewieście, przesłała jej przesyconą złymi czarami suknię, w której ta spłonęła.
Bodo z Kimerii i Elena władali na zamku Nilf przez dziewięć lat, doczekawszy się synów i córek. Jednak Bodo wciąż tęsknił za swą przybraną ojczyzną Kimerią, a jednocześnie nie dawało mu spokoju pytanie kim byli jego przybrani rodzice.


*

,, […] Podlesice, Perłowo – pterozaury, wiśta! W niebo […]'' - ,,Średniowiecze. Triumf gadów''




Pragnienie poznania przeszłości nie pozwalało bohaterowi cieszyć się teraźniejszością. Pożegnał więc żonę Elenę, panią na zamku Nilf i wyruszył sam jeden na daleką wyprawę na północ, do Sklawinii. Na grzbiecie wiernego Białonóżki zajechał na ziemię późniejszej Analapii, gdzie czekała go niebezpieczna przygoda. Szalała ulewa i biły srebrne pioruny, gdy Bodo w strugach deszczu galopował wśród wapiennych skał sklawińskiej Jury zmierzając w stronę grodu Podlas. Choć przywykły do znoju i niebezpieczeństw, miał już dość chłodu i potoków wody lejących się z nieba. Zamarzyła mu się ciepła karczma, a w niej gorący miód i pieczone prosię, balia pełna pachnącej wody i biała, czysta pościel. Nagle rozpędzony Białonóżka stanął dęba przed odzianym w szary worek starcem, którego długie, szare włosy i broda pozlepiały się w pełne wszy strąki. Bodo nie wiedział, że miał przed sobą samego Boboliszka – srogiego Čorta o wyglądzie potężnego męża z głową puchacza, który teraz przybrał postać ludzką i jeno jego oczy świeciły żółtym światłem. Witeź uspokoił konia i zagadnął staruszka. Ów tak poprowadził rozmowę, że nim Bodo zdążył mrugnąć powieką, już wyznał, że nie zna swych rodziców według ciała. Nie było to zbyt mądre z jego strony.
- Ano, ja znam sposób, na to byś mógł poznać swą przeszłość i uleczyć ranę serca – mówił Boboliszek – staruch. - Widzisz tę jaskinię? Jest zaczarowana. Ta Jaskinia Czasu. Gdy do niej wejdziesz, zaznasz wizji tego co było, jest i będzie. Czarowny opar tejże jaskini wyjawi ci prawdę o twym pochodzeniu – Bodo wierzył nieznajomemu jak jaki głupi i nie zważał na niepokój Białonóżki, usiłującego go ostrzec. Już miał zagłębić się w grocie, gdy starzec powstrzymał go. - Wchodź i nie zwlekaj, ale przedtem zostaw przed wejściem broń, konia i przyodziewek, bo aby zaznać wizji w czarownej Jaskini Czasu trzeba don wejść nagi i bezbronny jak niemowlę – czy to zadziałały uroki tkwiące w żółtych, sowich oczach dziada, czy też co innego, dość, że Bodo dotychczas biegły w fortelach łowieckich i wojennych, teraz postąpił naiwnie. Przywiązał wyrywającego się Białonóżkę przed wejściem do groty, złożył na mokrej trawie szablę, łuk, strzały i sztylet, po czym obnażył się. Nagi jak Novals począł się wczołgiwać do jaskini, a jej wnętrze było mokre i pełne brązowego błota. Gdy znalazł się w największej z komnat groty, po której ścianach sączyła się źródlana woda, nie zaznał czarownej wizji. Zamiast tego z mrocznych zakamarków wyłoniły się dwa smoliście czarne, podobne do węży kształty. Bodo ujrzał ich świecące żółtym światłem ślepia zajmujące pół głowy, czarne wyrostki na głowie, parę łap zbrojnych w orle szpony i wnet przypomniał sobie opowieści Słowian o lęgnących się w jednej z grot Jury potworach – bliźniakach, którym pieśni nadały imię Braci Bagorów (Brudasen Vagoren). Bohater zrozumiał wówczas, że tajemniczy dziad go oszukał i pożałował, że jest nagi i bezbronny. Straszydła krążyły wokół niego warcząc jak psy, on zaś chwycił kamień i począł je odpędzać. Wiedział jednak, że daremne to były wysiłki. Bracia Bagory czuły jego pot i strach, szczerzyły białe, szpilkowate zęby i raz po raz kąsały, zostawiając krwawiące obficie rany. Bodo kurczowo trzymał w dłoni kamień i wzywał pomocy Ageja i Enków. Bracia Bagory zasyczeli jak węże, gdy w mrocznej i wilgotnej grocie zjawił się rosły mąż uzbrojony w kilof i zdobioną srebrem szablę. Na głowie miał stalowy hełm z wprawionym weń rubinem, świecącym jak lampa. Nosił również fioletową pelerynę, diamentowe guziki, a towarzyszyły mu nieodłączne żaba Rechotka i mysz Chrobotka o czerwonym ogonku. Bodo poznał go. Był to jytnas Skarbnik (Audanus), pan kopalń, o którym prawiły legendy Słowian, że przed potopem był wojem, co bronił górników przed podziemnymi potworami. Jego oczy były czerwone. Z bojowym okrzykiem opiekun górników rzucił się na Braci Bagory i pozabijał ich kilofem i szablą. Gdy straszydła drgały jeszcze w kałuży swej zielonej posoki, rzekł Skarbnik do największego z witezi Kimerów:
- I na co ci to było? Po kiego pioruna w ogóle rozmawiałeś z tym Čortem? Wy, ludzie, mnie przerażacie.
- Racz nie gniewać się na mnie, panie a przyjmij mój dank – odrzekł Bodo. - Chciałem tylko poznać prawdę o swoim ojcu i matce.
- Twoi rodzice istotnie byli Słowianami. Miałeś piętnaście braci i sióstr. Całą twoją rodzinę wybiła Zaraza, a ty jeden się uratowałeś, bo uznany za odmieńca zostałeś porzucony w górach. Czy nadal chcesz znać ich imiona? Zrodziła cię Meria, poślubiona Bolkowi, a twoi bracia i siostry to Gorevan, Władymir, Roslisz... Żałuję, że nie miałeś takich rodziców jakich pragnąłeś. A może miałeś?
- Miałem – potwierdził Bodo. - Straciłem ojca, macierz i ród, lecz odnalazłem je w Kimerii. Należę do dwóch ludów, lecz tylko od jednego z nich zaznałem miłości.
- Opuść jaskinię. Aby odkupić swój występek, pójdziesz do Grecji, by zabić potwora Wurdołaka; pół – wilka, pół – smoka, co zalągł się na szczycie Olimpu i stamtąd prześladuje ludzi.
Bodo wyszedł z nieszczęsnej Jaskini Czasu. Ulewa się skończyła, a na spotkanie nagiego junaka czekał wierny Białonóżka. Čort Boboliszek chciał go uprowadzić do Čortieńska na męki, lecz został przegoniony Jarowitowym piorunem. Piorun ów spalił odzież i broń bohatera, lecz ów od Skarbnika otrzymał nowe.
Na początku ery trzynastej gród Podlas był stolicą królestwa Silen Rydómiel, oblubienicy Lecha I Dalmackiego, przez Słowian zwanej Ślągwą. Obecnie nazywa się Podlesice, a jego świetność dawno przeminęła. W 2004 r. ja, co piszę te słowa byłem w owym miejscu i zwiedzałem prastarą Jaskinię Czasu. Jednak wewnątrz nie uświadczyłem żadnych czarów, skarbów czy potworów. Może to i dobrze.


*



W erze dwunastej w Italii zamieszkali Etruskowie. Ich praojcem był Tirenus, syn Grabu i Jodły, a ojciec Larsa – pierwszego króla owego ludu. Oddawali cześć Čortom; Czarnoboga czcili pod imieniem Vejovisa; wyznawali też Tagesa – starca wielkości niemowlęcia, którego rolnik wyorał z ziemi, Herkle – boga – osiłka odzianego w lwią skórę, potwora Charu o orlim dziobie i oślich uszach i inne złe istoty. Na ich cześć składali mnóstwo krwawych ofiar, zaś ich pogrzeby uświetniały walki niewolników na śmierć i życie. Lud etruski słynął nie tylko z okrucieństwa, ale też z zamiłowania do rozpusty, obżarstwa i opilstwa w czym przypominał obleśnych Sybarytów z ery jedenastej. W erze trzynastej Etruskowie walczyli z Rzymianami, aż zostali przez nich podbici. W czasach kiedy królem Czerwonej Krobacji był Mato, na czele ludu Tirenusa stała Larsini Meridiana przez Słowian zwana Południcą. Była to niewiasta o ciele białym, do rzeźby z eburnu podobnym i kruczoczarnych lokach; długich i miękkich, lecz jej serce było czarne i zimne. Królowa Meridiana w swym okrucieństwie kazała się skazańcom i jeńcom wojennym; zakutym w kajdany i obnażonym, iskać i zjadać swoje wszy; owady dorodne i obrzydliwe w smaku, jak można przypuszczać. Jej dwór stanowiły sprowadzone z ziem słowiańskich wąpie – urodziwe, lecz złe rusałki o kłach wapierzy, żywiące się ludzką krwią. Ich pani też piła krew, a jej białe, kończyste zęby były tak duże jak u tygrysa. Trzeba bowiem wiedzieć, że Meridiana, córka larsa Erynusa, nim została larsinią, jao młoda dziewczyna oddała się wąpierzowi, a ów zatopił kły w jej szyi, wyssał łyk krwi i zamienił w wąpierzycę. Tak jak wąpie były upadłymi rusałkami, co wybrały smoka Rykara, tak etruska królowa stała się upadłą istotą ludzką, potworem wśród krwawych i wyuzdanych władczyń Etrusków. Wąpierz, który ją ukąsił i zerwał jej wianek to sam król tych nocnych łowców; Tybald, który wstąpił na tron wąpierzy po śmierci ich króla Żuławisława. Meridiana zostawszy wąpierzycą, poślubiła króla Tybalda i urodziła mu syna Vrykolakasa, którego w erze trzynastej zabił w Atenach książę Roxu, Filon, zwany Centaurobójca. Sam Tybald władał wąpierzami jeszcze wiele wieków po śmierci Meridiany, aż w erze trzynastej zginął w Roxie z ręki kniazia Ruryka. Meriadana co noc polowała na ludzi pod postacią olbrzymiego nietoperza, zaś w dzień śpiąc w ciemnym lochu, obmyślała coraz to straszniejsze tortury. Nie znała miary ani w okrucieństwie, ani w rozpuście. Obcowała cieleśnie ze swymi niewolnikami i jeńcami, by zaraz po nacieszeniu się nimi, mordować ich, tak w naszej erze czyniła murzyńska królowa Amina. Zresztą Tybald, o (wstyd to mówić) – członku długim i sztywnym jak u satyra, też lubił rozpustę i odwiedzał krocie kochanek, które po zaspokojeniu swej żądzy rozszarpywał i chłeptał kałuże ich krwi. Poczynając od króla Larsa, Etruria zawsze była miejscem mrocznych kultów, gwałtu i rozlewu krwi niewinnej, lecz za panowania Tybalda i Meridiany stała się piekłem, a gniew Ageja ciążył nad owym królestwem. Wówczas to ludzie sprawiedliwi opuszczali ziemię etruską, tak jak zacny Palemon z drużyną opuścił na zawsze Rzym za Nerona i osiedlali się w odległych i tajemniczych krainach Północy. Wśród owych wygnańców znalazł się Cosimus Paccius (Pacjusz) – ostatni z ukrywających się kapłanów Ageja, w Italii nazywanego Bogiem Najlepszym Największym. Paccius zdążał ku ziemicy Bałtów, tam gdzie w erze trzynastej dotarł Palemon, ale i tam napotkał tyranię. Syn Pacciusa, junak o imieniu Pac, nie mógł i nie chciał się pogodzić z okrutnymi rządami czarownika Musulusa, przeto stanął na czele powstania, które zostało krwawo stłumione. Musulus nakazał wbić Paca na pal, a potem zdjąć go zeń i jeszcze żywego zakopać w mrowisku czerwonych mrówek. Jednak ród dzielnego młodzieńca doczekał końca panowania czarnoksiężnika, przybycia Palemona i założenia nowego królestwa – Liteny. Ród ten to Pacowie – litewscy magnaci znani w Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Tymczasem Bodo z Kimerii szedł przez królestwo Macedonii, zmierzając ku górze Olimp, aby zmierzyć się z zamieszkującym jej szczyt potworem Wurdołakiem, kiedy na ową ziemię, której pierwszym królem został rycerz Makedon, wkroczyły żądne krwi i łupów etruskie hordy, na których czele stała Larsini Meridiana.





*

Kiedy Bodo przemierzał na Białonóżce drogi i bezdroża macedońskie, drogę zastąpili mu Etruskowie wraz ze swym generałem Porcjuszem Dają. Usiłowali go pojmać i siłą wcielić do swych szeregów, lecz witeź nie pozwolił na to. Dobył łuku a szabli, rzucił się w wir bitwy i już po paru chwilach cały etruski manipuł wraz ze swym wodzem leżał martwy u jego stóp. Bodo z Kimerii zdecydował, że pomoże Carstwu Macedonii w walce z najazdem. Pod stanicami króla Egeriosa, przez Słowian zwanego Częstomirem, walczył pod Hajmonią i pod Helleją. Ta druga bitwa okazała się decydująca. Król Egerios wywodzący się w prostej linii od chrobrego Makedona, przypiął do piersi Boda order Żółtego Słońca, nadał mu herb Trzy Strzały, na pamiątkę trzech etruskich pułkowników, których ubił z łuku, oraz uczynił go setnikiem w swym wojsku. W bitwie pod Helleją u boku Boda walczył młody, gołowąsy jeszcze woj w karacenowej zbroi. Pieśni przechowały jego imię. Nazywał się Biwog, syn Maslava i był Słowianinem pochodzącym ze wsi Šumavy, leżącej na ziemiach późniejszej Bohemii. Był on jeszcze bardzo młody i dopiero po raz drugi stawał do bitwy, zaś potęga i liczba hufców królowej Meridiany budziły niepokój w sercach najodważniejszych rycerzy Macedonii. Biwog przeląkł się tego co miało nastąpić i zapłakał gorzko przed bitwą. Usłyszał to Bodo, którego macedońscy wojownicy miłowali jak ojca, zaś młody przybysz ze Sklawinii przeraził się, że jego setnik każe go przykładnie wychłostać, aby nie obniżał morale jego sotni. Bodo jednak nie okazał gniewu.
- Wiele już widziałem, ale nie myślałem, że ujrzę słowiańskiego wojownika; junaka co sławi Ageja i Enków, płaczącego jak dziecię.
- Panie – rzekł szlochając Biwog – wyście odważni jak lew; szczęśliwy lud, który was wydał. Płaczę, b straciłem nadzieję na ocalenie lubej Ojczyzny. Etruskowie są wszak liczni jak piasek nadmorski, a silni i zażarci niby smoki.
- Posłuchaj, Biwoże Maslavicu – rzekł łagodnie Bodo. - Głupi kto odrzuca wszelką nadzieję, nawet tę małą, bo wówczas przeczy opiece Ageja nad światem. Nawet jeśli Macedonia padnie, wpierw pokażemy Meridianie jak umiera człowiek wolny. Otrzyj łzy, woju sklawiński, bo z mroku powstanie Słońce i przegoni wąpierze, a łzy nadają się tylko do podlewania kapusty – słowa pociechy poskutkowały.
Biwog przestał płakać, a w jego serce wlała się otucha. Nazajutrz hufce etruskie i macedońskie ruszyły do boju. Król Egerios walczył w pierwszym szeregu, jak na króla przystało, zaś Meridiana czekała na wynik bitwy w swym zamku, w trumnie pod ołtarzem Vejovisa – Gorynycza. Zatrute ciemieżem strzały Boda i jego drużyny zabijały krocie Etrusków i wąpi – dam dworu Meridiany, zaś Biwog ciosem topora rozbił okrytą hełmem głowę rycerza Dai Porsenny, który zamierzał się włócznią na jego setnika. Bitwa pod Helleją była długa, zażarta i krwawa. Zwycięstwo jęło się przechylać na stronę najezdników, gdy dał się słyszeć głos srebrnego rogu, a zaraz potem zatrzęsła się ziemia. Mąż potężny i olbrzymiego wzrostu, okryty skórą czterech niedźwiedzi, spod której wyzierała karacenowa zbroja, wpadł z donośnym okrzykiem między szeregi etruskie i jak nie zacznie ich przerzedzać ciosami swej olbrzymiej i ciężkiej maczugi.
- Makedon się zbudził! - zawołali wojownicy macedońscy. - Obudził go zew rogu!
Co nastąpiło dalej, łatwo sobie wyobrazić. Hufce etruskie szalały ze strachu, porzucając broń rzucały się do ucieczki , błagały o wzięcie w niewolę, lub zabijały się skacząc na własne miecze. Wojna dobiegła kresu, gdy królowa Meridiana, zła jak chrzan, o północy wstała z trumny i zgrzytając kończystymi zębami, aż leciały iskry, podpisała pokój między jej królestwem, a Macedonią. Jeszcze w erze dwunastej zginęła z ręki herosa Stregona z Benefitu; Słowianina wychowanego na dworze jednego z książąt italskich, wielkiego tępiciela strzyg i wąpierzy, którego zabił król Tybald.
Tymczasem Bodo z Kimerii pożegnał króla Egeriosa i zgodnie z obietnicą złożoną swemu macedońskiemu przyjacielowi Kalaosowi, przez Słowian zwanemu Cholewą, który poległ w boju, wyruszył do wsi Ankazjum, gdzie mieszkała jego stara matka, wdowa Ankona. Miał ją bowiem przygarnąć do siebie jako swą macierz. Bodo udał się do Ankazjum i odnalazł wdowę Ankonę. Poznał ją po darze jej syna – zaczarowanym sztylecie, którego rubin umieszczony w złotej rękojeści zamienił się w szafir. Junak zabrał staruszkę do Grecji, na zamek Nilf, nie był to jednak koniec jego przygód.


*





Wurdołak był wielki jak siedem byków ustawionych jeden za drugim. Z przodu przypominał wilka, a z tyłu smoka. Unosił się na wielkich, błoniastych skrzydłach i zionął ogniem. Jego legowisko mieściło się na ośnieżonym szczycie Olimpu. Napastował górali i ich stada, zaś ci składali mu ofiary z owiec, później zaś z ludzi, aby potwór zostawił ich w spokoju. Grecy zdobyli i spustoszyli zamek Nilf. Porwali jego wciąż młodą panią, Elenę, od lat wiernie czekającą na powrót męża z północnych krain i związaną rzucili na żer Wurdołaka. Potwór z Olimpu już sfrunął, ku wielkiemu, płaskiemu głazowi, na którym Elena leżała kiej na ołtarzu. Smakowały mu krew i ciała młodych i pięknych niewiast, jednak tym razem nie skosztował swego przysmaku. Bodo z Kimerii przybył w ostatniej chwili. Szył do potwora z łuku, mierząc w oczy i miękką szyję, aż opróżnił cały kołczan, a następnie doskoczył doń i ściął wilczy łeb jednym ciosem szabli. Nie zwlekając wyswobodził swą żonę z pęt. Elena płakała.
- Nasi synowie Fit i Sołogub zginęli w boju idąc z kopiami na Wurdołaka – szlochała siostra Medei. - Górale spustoszyli nasz zamek, a ty – mój pan i obrońca, błąkałeś się po królestwach barbarzyńców, miast być tu i nas bronić... - dodała z wyrzutem.
- Zamek zniszczony to zamek na poły odnowiony – rzekł Bodo, lecz i jego srogi ból chywtał za serce z powodu śmierci synów w ich młodych latach.
Po chwili Elena objęła Boda za szyję i jęła go całować. Skończyły się dlań lata wędrówki. Podjął się odbudowy zamku Nilf i zamieszkał w nim z żoną i matką przyjaciela na długie lata w szczęściu.