wtorek, 7 listopada 2017

Alki i nury







Słowo ,,pingwin'' jest znacznie starsze niż historia interakcji ludzi z tymi ptakami. Pochodzi ono od dwóch walijskich słów: pen – głowa i gwyn – biała. Jakie ptaki określano tą nazwą? Odpowiedź brzmi: alki olbrzymie. Po odkryciu pingwinów między nimi a omawianym gatunkiem, nie czyniono żadnej różnicy; obdarzano tę samą nazwą (według innej hipotezy nazwa pingwinów pochodzi od łacińskiego określenia tłustości). Dopiero w XIX wieku kiedy alki olbrzymie zniknęły z powierzchni globu zaczęto je rozróżniać. Jak na przedstawiciela omawianej grupy, alka olbrzymia faktycznie była olbrzymia, bo osiągała wymiary gęsi. Zabezpieczający ją przed wodą puch był barwy czarno – białej. Dziób masywny, barwy czarnej z delikatnym, białym prążkowaniem. Była ptakiem nielotnym. Skrzydła pełniły u niej funkcję wyłącznie wioseł. Krótkie kończyny dolne były nagie, pokryte grubą, szarą skórą. Ich palce spinała błona pławna. Marnie spisywały się w chodzeniu po lądzie, były za to świetnymi pływakami. Zupełnie jak pingwiny! Alki olbrzymie zajmowały ich niszę ekologiczną na półkuli północnej. Ich areał obejmował całe atlantyckie wybrzeże Europy (w XVIII wieku ubito parę tych ptaków w Kolonii, a więc u samych wrót Bałtyku! Nie mamy dowodów na ich bytność w Polsce, ale nie jest ona wykluczona). Żyły także w Ameryce Północnej od skutych lodem jej północnych rubieży, aż po Florydę (pewien odkrywca pisał: ,,Gdyby wyładować nimi wszystkie statki Francji i wywieźć, to nie zauważono by ubytku ani jednej sztuki'). Zresztą gołąb wędrowny też słynął z milionowych stad, a przegrał w starciu z ludzkim szaleństwem. Alki olbrzymie żywiły się rybami. Gnieździły się na morskich wybrzeżach (a czy miały gdzie indziej?) gdzie jedna para rocznie składała jedno jajo (wbrew pozorom jak na warunki naturalne była to wystarczająca płodność; gdyby ludzie się opamiętali, gatunek dałoby się uratować). Pisklęta były gniazdownikami. Wraz z wybiciem omawianego ptaka, etologia straciła wdzięczny temat badań. Miał miejsce przypadek, że zabobonni chłopi zabili alkę olbrzymią uważając ją za czarownicę (sic!). Na ogół jednak człowiek nie bał się alki olbrzymiej. To ona raczej miała powody by bać się ludzi... Przeprowadzano ich zmasowane odłowy na lądzie gdzie ptaki były całkowicie bezbronne – dla ich mięsa, puchu, jaj – wszystkiego w najlepszym gatunku. Czasem ich mięsa używano jako przynęty na rekiny. Skutki coraz wyraźniej dawały znać o sobie. Najpierw alki olbrzymie ustąpiły z Ameryki Północnej, gdzie miały miejsce barbarzyńskie hekatomby tych zwierząt. Masowo zaganiano je do łodzi – miejsca kaźni, gdzie były tłuczone pałkami. W celu uzyskania ich puchu, żywe osobniki wrzucano do kotłów z wrzącą wodą, a ogień pod nimi utrzymywały ciała tych ptaków używane z braku innego opału. Wyginięcie alk olbrzymich z Nowego Świata nie zostało potraktowane tak jak powinno – jako przestrogę. Żyły jeszcze w Europie... Pewna francuska gazeta pisała o zaobserwowaniu grupy tych ptaków u wybrzeży kanału La Manche – dawniej jednak nie zwrócono by na to uwagi jak na coś powszechnego. Wtedy jednak było inaczej. Alki olbrzymie zaczęto spotykać już tylko na małych wysepkach u wybrzeży Islandii. Wówczas sprawy przybrały nieoczekiwany obrót. Naturaliści zdali sobie sprawę jak mało wiedzą o omawianych ptakach i zaczęli gromadzić je w postaci preparatów muzealnych. Odłowy wzmogły się ze zdwojoną siłą, aż z prężnego niegdyś gatunku ostała się tylko jedna para, ostatnia już, żyjąca na islandzkiej wyspie Eldey. Nie popuszczono im. trzech rybaków wysłanych przez pośrednika handlowego Karola Siemensa zabiło alki, jajo, również ostatnie w dziejach gatunku zostało potłuczone. Zoologicznej tragedii akt ostatni dobiegł końca. Skłania nas to do niewesołych refleksji. Przecież ,,ostatni gwóźdź do trumny'' alki olbrzymiej wbili naukowcy, a więc ci co mieli służyć jej ochronie! Było to w 1844 r. Przez cały wiek XIX zdawało się, że wszelkie zło na świecie jest skutkiem ciemnoty, lecz XX wiek pokazał, że były to mrzonki. XX wiek? A rok 1844? Zaiste, gdyby retrospekcja była mocną stroną człowieka, scjentyzm (bo tak nazywa się owa postawa), nie miałby szans się narodzić. Wróćmy jednak do alk olbrzymich. Sir Richard Owen przeprowadził sekcję anatomiczną omawianego gatunku i przeprowadził granicę między alkami a pingwinami. Korzystał nie z okazów muzealnych, lecz z ptaków wydobytych z wiecznej zmarzliny Ameryki Północnej, które można było krajać do woli.







Jakie znamy gatunki alk żyjących obecnie? Należy tu wymienić alkę krzywonos żyjącą u atlantyckich wybrzeży Europy; podobną do alki olbrzymiej lecz dużo mniejszą o bardziej zakrzywionym dziobie (stąd nazwa).







U atlantyckich i polarnych wybrzeży Europy i Azji żyją nurzyki, podobne do poprzednio opisanych gatunków, lecz bardziej wysmukłe, o bardziej spiczastych dziobach.







Maskonurów nie sposób mylić z innymi ptakami. Mają krępą budowę ciała, upierzenie barwy czarno białej. Latają słabo, ale potrafią to robić. Najbardziej charakterystyczną częścią ich ciała jest duży, zaokrąglony dziób barwy pomarańczowo – żółto – ciemnej, który służy do chwytania ryb, przechowywanych w nim przez cały czas połowu. Jednak efektowne barwy dzioba są efemeryczne; służą jedynie w czasie toków. Później barwna końcówka odpada i spod niej wyłania się mały dziób barwy szarej. Słuszna jest więc nazwa ptaka.







Zajmijmy się teraz nurem czarnym, spotykanym również w Polsce. Jako typowy nur ma spiczasty, wydłużony dziób służący do chwytania ryb, długą szyję, palce spięte błoną pławną i jest świetnym pływakiem. Zamieszkuje głębokie jeziora i stawy, wybrzeża mórz i wpadających do morza rzek (te ostatnie poza porą lęgową). Dawniej nurom czarnym zagrażały zmasowane odłowy i wybieranie jaj – aktualnie chemizacja rolnictwa i wzmożony ruch turystyczny, są to bowiem ptaki bardzo płochliwe. Znajdują się w Polskiej Czerwonej Księdze.