czwartek, 12 grudnia 2019

Artur Apostata


,,I ujrzałem Bestię wychodzącą z morza, mająca dziesięć rogów i siedem głów, a na rogach jej dziesięć diademów, a na jej głowach imiona bluźniercze. Bestia, którą widziałem, podobna była do pantery, łapy jej – jakby niedźwiedzia, paszcza jej – jakby paszcza lwa. A Smok dał jej swą moc, swój tron i wszelką władzę’’ - Ap 13, 1-2.







Kiedy królowa Gewissa, żona króla Bogdala, powiła syna, mawiano, że chłopczyk trzymał w zaciśniętej piąstce grudkę zakrzepłej krwi. Dziecię ochrzczone zostało imieniem swego dziada od strony matki, Artura, króla Brytanii przez arcybiskupa Tytusa w stołecznym grodzie w Neście. Na chrzciny przyjechali zaproszeni monarchowie z zachodnich krain; Artur, Klodwik i Teodoryk Wielki, którzy niegdyś u boku króla Analapii walczyli z najazdem Czerwonego Człowieka, oraz legat papieski i cesarz z dalekiego Carogrodu. Mistrzowie kucharscy przygotowali znakomitych dań obfitość; od pieczonych w całości dzików i tucznych wieprzy, przez łapy niedźwiedzi, chrapy łosia w galarecie, nadziewane przepiórki i kuropatwy, po kołacze, pierniki, zamorskie cukry i bakalie. Z królewskich piwnic wytoczono beczki wina pamiętające jeszcze początki dynastii Grakchidów, a także miodu o upajającym zapachu. Cała Analapia od najmożniejszych rodów takich jak Błyszczyńscy aż po leśnych ludzi i inne stworzenia ze starszych ras, radowała się kilkanaście dni po rząd z narodzin królewicza. W dużych grodach fontanny wyrzucały z siebie wino i oliwę, a srebro było wówczas tak pospolite jak słoma. Wśród powszechnej radości nikt nie przypuszczał, że wielkimi krokami zbliża się nieszczęście.







Artur Bogdalewic czynił postępy w latach, a jego ojciec podkręcał wąsa ciesząc się, że rośnie mu godny następca. ,,On pomnoży sławę Analapii i utwierdzi ją w wierności Bogu i Kościołowi’’ - dumał król Bogdal. Pragnąc wychować syna jak najstaranniej głowił się nad sprowadzeniem na królewski dwór w Neście najlepszych nauczycieli. Dziwiono się gdy wybór monarchy padł na starego filozofa Zagrosa, który przybył do Analapii wygnany ze swego rodzinnego grodu, owianego grozą Tmu – Tarakanu nad Morzem Ciemnym. ,,Cóż dobrego może wyjść z Tmu – Tarakanu?’’ - szemrali dworzanie. Istotnie; już od ery jedenastej gród ten słynął z piractwa i czarnej magii. Tmutarakańczycy czcili karaluchy tak jak ongiś Egipcjanie otaczali kultem żuki skarabeusze. Powodem tej zoolatrii był starodawny przekaz o pierwszym królu Tmu – Tarakanu, którego z głuchoty uzdrowił właśnie lek sporządzony z karalucha. W grodzie tym pełno było wszędzie karaluchów tak żywych jak i rzeźbionych, malowanych, haftowanych i tatuowanych. Życie tych owadów było w Tmu – Tarakanie znacznie lepsze i wyżej cenione niż życie licznych tu niewolników przeznaczonych na ofiary na ołtarzach Ognia i Smoka. Mawiano w Roxie, że zakon tmutarakański pozwala im kraść, oszukiwać, zabijać i stręczyć do nierządu ludzi spoza grodu.







Jednak Zagros w oczach króla Bogdala był inny niż jego pobratymcy. Znał biegle mowę grecką, łacińską, chaldejską, hebrajską, syryjską, egipską, arabską, a także starokrasną i słowiańską. Nieobce mu były tajniki astrologii i alchemii, dzieła starożytnych mędrców Talesa, Pitagorasa, Euklidesa, Arystotelesa i Teofrasta, bestiariusze i kroniki Scytów i Sarmatów. ,,To będzie dobry nauczyciel dla mojego syna’’ - uznał król Bogdal. Zagros, jak sam powiadał, opuścił Tmu – Tarakan naraziwszy się miejscowym kapłanom, a o Analapii od wieków wieść się niosła szeroko po świecie, że panuje w niej wolność i schronić się mogą w jej granicach wszyscy prześladowani. Po przybyciu do Analapii, stary Zagros po rozmowie z biskupem Tytusem przyjął chrzest i objął posadę wychowawcy królewicza.
Niedługo potem zmarł król Bogdal żegnany biciem w dzwony, płaczem owdowiałej królowej Gewissy i żałobą licznych poddanych przeczuwających, że wraz ze śmiercią ich władcy skończyła się pewna epoka, a nowe czasy, które nadciągały, wcale nie musiały być lepsze. Jego zwłoki spoczęły w katedrze w Neście.
Gdy zabrakło króla, Zagros coraz śmielej zaczął sączyć w duszę swego podopiecznego nauki przewrotne, których jego ojciec z pewnością by sobie nie życzył. Obwiniał chrześcijan o wszelkie zło jakie działo się na świecie; tak prawdziwe jak i wydumane. Wyśmiewał księży i mnichów, uczył zaklęć i rytuałów ku czci zamierzchłych bogów i demonów. Z wolna stawało się jasnym, że choć opuścił Tmu – Tarakan, mimo zewnętrznych pozorów nie porzucił wcale tmutarakańskiej wiary, lecz zamierza przekazać ją następcy tronu Analapii. Dusza młodego Artura Bogdalewica z wolna pogrążała się w mroku czarnym jak wody Morza Ciemnego, a królowa Gewissa patrzała na to z palącą troską. Nim jednak zdążyła odesłać Zagrosa poza granice Analapii, umarła straszliwie kaszląc na przełomie listopada i grudnia. Medycy stwierdzili u niej zapalenie oskrzeli.
Niedługo potem w katedrze w Neście miała miejsce koronacja młodego, niespełna siedemnastoletniego Artura Bogdalewica na króla Analapii, Burus i Jatvy. Zagros z Tmu – Tarakanu pełnił podówczas urząd oficjalnego doradcy króla. Jakże srodze się zawiedli ci, którzy sądzili, że Artur pójdzie w ślady swego ojca! Nowy król, który zapisał się w annałach jako Artur Apostata (Arturus ov Apostasis) rozpoczął swe panowanie od wydania dekretu ustanawiającego tmutarakańską wiarę w Smoka, Ogień i Karalucha państwowym wyznaniem Analapii. Wnet poczęły płonąć kościoły, a całe królestwo za namową Zagrosa pokrył las krzyży z przybitymi doń ciałami chrześcijan jak również wyznawców Ageja i Enków. Każdy kto podniósł rękę na karalucha mógł spodziewać się okrutnej śmierci na łożu tortur. Kapłani tmutarakańskiej wiary co dzień palili w ofiarnych piecach niemowlęta ssące piersi, gwałcili dziewice na kamiennych ołtarzach i zadawali tortury i śmierć młodym i starym, mężom i niewiastom na setki i tysiące sposobów budzących nieopisaną grozę. Z rozkazu Artura Apostaty i Zagrosa na pastwę płomieni zostały wydane ogromne biblioteki zakładane przez dawnych królów Analapii w Neście, Posanie, Opolis, Grakchovie, Vratislavie, Sedinum, Olsanie, Canum i innych grodach, a wraz z nimi unicestwione zostały skarby myśli mędrców chrześcijańskich i pogańskich. Ci, którzy władali pismem czy to tinezyjskim czy łacińskim ginęli obdarci ze skóry, Artur Apostata pragnął bowiem władać ludem niepiśmiennym, ciemnym i łatwym do manipulowania. Arcybiskup Tytus z Nesty na próżno upominał króla, na próżno wyciągał przeciw niemu miecz klątwy. Za namową niegodziwego Zagrosa zginął z wyłupionymi oczami ugotowany w kotle oleju. W Analapii rozpoczęły się Mroczne Wieki.


*




Państwo Błyszczyńscy statecznie trwali w wierze chrześcijańskiej, choć do Wymrocza docierały niewesołe wieści. Niedawno z rozkazu króla zamęczone zostały dwie dzieweczki; siostry rodzone o imionach Wiesnołka i Wiesnowka za to tylko, że nie chciały przejść na wiarę z Tmu – Tarakanu. Kat wielokrotnie je gwałcił nim wydał ich ciała płomieniom stosu. Gdy egzekucja dobiegła końca, chrześcijanie potajemnie zebrali nadpalone kostki obu dziewcząt, aby czcić je jako relikwie. Opowiadano, że miasto Gródek, w którym doszło do tego zdarzenia za karę w jedną noc porosło na powrót lasem.
Anej Błyszczyńska nosiła w swym żywocie dziecię jej i pana Bożywoja, a dzień rozwiązania był coraz bliższy. W Wymroczu znajdowali schronienie ścigani rozkazem królewskim chrześcijanie jak i ostatni z wyznawców Ageja i Enków. Widmo śmierci połączyło wyznawców Chrystusa i Starej Wiary. Wzorem swych przodków pan Bożywoj nie odmawiał pomocy potrzebującym nawet gdyby miało to nań ściągnąć gniew Artura Apostaty. W całej Analapii płonęły kościoły, a krzyże i pale uginały się pod ciężarem coraz to nowych ciał, kiedy w Wigilię Bożego Narodzenia, pani Anej Błyszczyńska wydała na świat syna. Chłopiec otrzymał na chrzcie imię Jeno.
- Oj, maluśki, maluśki – kręcił nad nim głową pan Bożywoj, pełen frasunku, bo w ostatnich czasach Analapia nie była bezpiecznym miejscem dla małych dzieciątek.


*

Grube i najeżone zasiekami były wały Wymrocza, lecz nie uchroniły one prastarego majątku Błyszczyńskich przed zdobyciem. Wśród tych, którym pan Błyszczyński udzielał schronienia znalazł się zdrajca; dziad Pędzipłoch z Canum. Niegdyś wyłudził on od zakonników dwa bochny chleba, lecz gdy spotkał żebraczkę z małym dzieckiem nie chciał się z nimi podzielić i chleb obrócił się w kamień. Teraz Pędzipłoch wciąż jeno dla siebie poszukując korzyści wskazał sekretne przejście żołdakom Artura Apostaty, a ci zalali Wymrocze niczym fale potopu. Była noc rozjaśniona blaskiem tysięcy pochodni, kiedy wojska królewskie spędziły mieszkańców majątku do kościoła i podłożyły pod niego ogień. Krzyki płonących żywcem niosły się daleko i latami jeszcze powtarzało je echo w lesie. Do zdobytego majątku przybył sam król Artur Apostata wraz ze swym doradcą Zagrosem. Nie zwlekał z wydaniem wyroku bez sądu. Jeno Błyszczyński z rozkazu króla został oderwany siłą od piersi karmiącej go Anej i roztrzaskany o podłogę. Pan Bożywoj zaraz potem zginął przybity do krzyża i rozszarpany rozgrzanymi do czerwoności cęgami; oprawcy nie mieli względu ani na starożytność jego rodu, ani na zasługi dla Analapii, ni na szlachetne przymioty charakteru. Pogrążoną w bólu i spływającą łzami Anej z rozkazu króla związano i pod eskortą zawieziono do Błyszczydeł.







Tam następnego dnia została ubiczowana i wydana na spalenie na stosie razem z Daniką z Vompierska; niegdyś czarownicą, a dziś oddaną czcicielką Chrystusa i Maryi. Jak podają w swojej ,,Kronice’’ Feliks i Adaukt; dwaj mnisi z Oliwy, gdy płomienie pochłonęły już ciała obu męczennic, a dym z ich stosu uniósł się w górę niczym kadzidło, niebo przybrało barwę kiru. Rozdarła je złocista błyskawica i lunął rzęsisty deszcz. Domostwa jęły się rozpadać jak gdyby zrobiono je z cukru, a na ich miejscu w mgnieniu oka gęsta, pierwotna puszcza wracała na swe dawne miejsce. Mieszkańcy Błyszczydeł uciekali w popłochu, a na ruinach ich domostw zamieszkały dzikie zwierzęta. ,,Tak Bóg pokarał oprawców błogosławionych Anej i Daniki’’ - czytamy w ,,Kronice’’ Feliksa i Adaukta.
Tymczasem spustoszone najazdem swawolnego żołdactwa Wymrocze, Artur Apostata przekazał Błyszczyńskim z Saczka; bocznej gałęzi rodu, która nie miała oporów z przypodobaniem się każdej władzy.


*

Mijały lata. Artur Apostata poślubił księżniczkę Spiczymirę z Roxu i miał z nią syna Cztana; późniejszego króla Analapii Cztana III Zakonodawcę. Król ten zasłynął wielką reformą religii słowiańskiej, w której miejsce Ageja zajęli liczni bogowie noszący imiona i atrybuty Enków. Artur Apostata do ostatnich chwil swego życia pozostawał pod wpływem Zagrosa z Tmu – Tarakanu wciąż ścigając ukrywających się chrześcijan krwawymi represjami. Chętnie udawał konającego wzywając do swego łoża księży z ostatnim namaszczeniem. Ilekroć któryś nabrał się na ten podstęp, był przy samym łożu rzekomo konającego aresztowany i wleczony na tortury, z których nie podnosił się już żywy. Artur Apostata wyprawił w ten sposób do Domu Pana już czternastu księży z czego był bardzo dumny. Również i tym razem udając ciężką chorobę zwabił do siebie księdza Żegotę Barwinka. Scenariusz przebiegał jak dotychczas: młody kapłan przyszedł z ostatnim namaszczeniem, a król wydał rozkaz straży, aby go pochwyciła. Coś jednak zadziało się inaczej niż było w planie – król Artur Apostata tym razem naprawdę był umierający.







- Galilejczyku… zwyciężyłeś! - wycharczał resztkami sił i skonał kiedy ksiądz udzielił mu ostatniego namaszczenia.
- Teraz możecie mnie aresztować – oświadczył spokojnie ksiądz Barwinek.
- Zmykaj, rzymski klecho byle szybko – odparł wstrząśnięty Zagros z Tmu – Tarakanu.
Po śmierci Artura Apostaty na tron wstąpił jego syn Cztan III, który wydał katu Zagrosa i obrócił w perzynę chramy Ognia, Smoka i Karalucha.