poniedziałek, 27 stycznia 2020

Latający derwisze





,,Profesor Köprülüzadé przypomina, że 'według legendy Ahmed Jesewi i niektórzy z jego derwiszów, przemieniając się w ptaki, mieli zdolność unoszenia się' (...). Analogiczne legendy krążyły o świętych [zakonu] Bektaszi (...). W XIII wieku Barak Baba - założyciel zakonu, którego charakterystycznym znakiem było 'uczesanie z dwoma rogami' - pokazywał się publicznie dosiadając strusia, a legenda mówi, że 'struś przeleciał nieco, pod wpływem swego jeźdźca' (...)'' - Mircea Eliade ,,Szamanizm i archaiczne techniki ekstazy''


Tygrysy i szamani w Azji Południowo - Wschodniej






,, [...] Sakajowie Sungkai wierzą także, że szaman może przemieniać się w tygrysa (...). W każdym razie 14 dnia po śmierci szaman staje się tygrysem (...).
  Pewien bomor belian (to znaczy specjalista od inwokacji do ducha tygrysa) z Kelantanu zapamiętał z okresu swego inicjacyjnego szaleństwa jedynie fakt błądzenia po dżungli i spotkania tygrysa; wszedł na jego grzbiet, a tygrys zaprowadził go do Kadang baluk, mitycznego miejsca, w którym żyją ludzie - tygrysy. Powrócił po trzyletniej nieobecności i od tej chwili nie miał już napadów epilepsji. (...) Kadang baluk jest oczywiście 'piekłem w zaroślach', gdzie dokonywana jest, niekoniecznie szamańska, inicjacja'' -
Mircea Eliade ,,Szamanizm i archaiczne techniki ekstazy'' (przypisy 4 i 5 na str. 338). 


Krzyżowa Ziemia


,,Kto krzyż odgadnie, ten nie upadnie
W boleści sercu zadanej’’
- ks. Karol Antoniewicz SJ (1807 – 1852) ,,W krzyżu cierpienie’’








Młoda, niespełna czternastoletnia Maria Mariewna, córka króla Żyżława i pierwsza chrześcijańska królowa Roxu, szła ze swym orszakiem przez gęsty las gdzieś między Pasmem Gorynycza a Mangazją. Las ten odróżniał się od innych lasów tym, że zamiast drzew i krzewów wyrastały w nim z ziemi krzyże: drewniane, kamienne, metalowe. Łacińskie, greckie, zaopatrzone w dwie poprzeczki, koptyjskie, ormiańskie zwane chaczkarami. Najmniejsze z nich ledwo było widać spomiędzy źdźbeł trawy, podczas gdy najwyższe dorównywały wielkością rozłożystym dębom, bukom, jodłom, limbom i cedrom. Część z nich pokrywały mech i porosty, inne lśniły świeżością. Na jednych spoczywały figury Chrystusa, na ramionach innych zwisały różańce. Las rozbrzmiewał świergotem ptaków i zalewały go strumienie słonecznego światła. O nogi Marii Mariewny otarły się dwa czarne koty: kotka wraz z młodym. Królowa schyliła się i białą dłonią pogłaskała ufnego kociaka.






- Ta kraina niech zostanie umieszczona na mapach pod nazwą Ziemi Świętego Krzyża, albo krócej – Krzyżowej Ziemi. Sława Bogu, którego chwali każda roślina w tej świętej puszczy! - zawołała Maria Mariewna, a panny dworu i wojowie bili jej brawo za te słowa.
Młodej królowej wpatrującej się w Słońce, którego promienie tańczyły ponad ramionami krzyży zdawało się, że widzi wśród złotego blasku oblicze Chrystusa. Rozpromieniona upadła na kolana, a w jej uszach rozbrzmiewał głos, który posłyszeli inni członkowie wyprawy.







- Jam jest Alfa i Omega, Początek i Koniec, Pierwszy i Ostatni. Jestem Królem Królów i Carem Carów. W twoje ręce, droga córko złożyłem włodarstwo nad przesławnym Roxem i gdy przyjdzie czas rozliczę cię z niego. Bądź miłosierna i sprawiedliwa jak Ja jestem miłosierny i sprawiedliwy… - po tych słowach niebo przybrało barwę purpury, a oblicze Pantokratora zakryły gęste obłoki o zapachu najprzedniejszego kadzidła.
Maria Mariewna trwała jeszcze chwilę pogrążona w ekstazie, w końcu zaś ocknęła się. Od strony Mangazji i Orzechowej Ziemi powiało chłodem. Ze swych kryjówek z wolna zaczęły wylatywać z piskiem na żer nietoperze, a niebo stawiało się coraz ciemniejsze. Królowa podjęła decyzję o opuszczeniu Krzyżowej Ziemi. Na prawym ramieniu jednego z krzyży przysiadł tymczasem złocisty żar – ptak przez Greków nazywany feniksem i zaśpiewał słodko.






- On będzie naszym przewodnikiem! - zdecydowała Maria Mariewna i cały orszak podążył za żar – ptakiem.
Dobry to był przewodnik, złote pióra do iskier podobne gubiący, który wyprowadził pielgrzymów z Roxu z ciemnego lasu krzyży. Na pożegnanie żar – ptak ofiarował królowej złoty pierścień zdobiony klejnotem o trzech barwach po czym odleciał podobny do złotej gwiazdy. Była już noc, kiedy oczom Marii Mariewny ukazało się ognisko, przy którym siedział skulony starzec siwobrody w czarnym chałacie i piekł rzepę.
- Witaj, dziadku, czy pozwolisz nam się ogrzać? - pozdrowiła go Maria Mariewna.
Starzec, lekko przestraszony poderwał się na równe nogi omal nie wrzucając rzepy w płomienie. Widząc przed sobą urodziwą, jasnowłosą pannę w sukni ze złotogłowiu, skłonił się i uchylił jarmułki.
- Aj waj, nie często widuje się taką piękność na takim pustkowiu. Jesteś pani córką Ewy czy może nimfą o jakich się czyta w pogańskich książkach? - Maria Mariewna zarumieniła się słysząc te słowa.
- Jestem z rasy człowieczej – odrzekła. - Nazywam się Maria Mariewna, córka Żyżława, króla Roxu i z łaski Chrystusa jego następczyni na tronie w Dendropolis. Przekroczyłam Pasmo Gorynycza poszukując Krzyżowej Ziemi, o której mówili kupcy zmierzający w stronę Mangazji. Odnalazłam ją i teraz wracam do Ojczyzny.
Starzec zamyślił się, a na jego twarzy odmalował się frasunek.







- Nazywam się Józef Aswerus Cartafilus – rzekł po chwili – a urodziłem się przed wieloma wiekami w Jerozolimie, którą nazywacie Bożym Grodem. Wykonywałem zawód szewca. Moje życie zmieniło się gdy spotkałem Tego, którego wy uznajecie za Mesjasza. Widziałem go jak szedł wąskimi uliczkami uginając się pod ciężarem krzyża. Szydziłem wówczas z Niego i popchnąłem Go, aż się przewrócił. On zaś powstał i ukarał mnie nieśmiertelnością. Nieśmiertelność to okrutna kara – pociągnął nosem Aswerus. - Odtąd gnany ustawicznym niepokojem błąkam się po świecie docierając aż do Hiszpanii, Nürtu, Bharacji, Sinea i Abisynii. Zewsząd mnie przepędzano jeno w pogańskim grodzie Vitoma w Królestwie Analapii zawsze znajdowałem gościnę i schronienie. Własnymi oczami widziałem zagładę Jerozolimy plądrowanej przez żołnierzy cesarza Tytusa i widząc rozszalałe płomienie pochłaniające Święte Miasto mówiłem sobie: ,,Oto Jeszua Ha – Nocri mści się. Tak wygląda wróżda Tego, kogo chrześcijanie nazywają swym Zbawicielem!’’ Tułając się tu i ówdzie nie raz i nie dwa widziałem jak wygląda wasza osławiona miłość bliźniego wobec nas, Żydów niewiernych i wiece co? Gardzę wami i waszym Nowym Zakonem. Wy tylko wycieracie sobie gęby miłosierdziem i przebaczeniem, a tak naprawdę serca macie z kamienia – ci z orszaku królowej Marii Mariewny, którzy już przyjęli chrzest z ręki patriarchy Carogrodu, słysząc pełne goryczy słowa Żyda Wiecznego Tułacza zaciskali pięści do krwi, a ich lica bladły i czerwieniały naprzemiennie. Sama władczyni miała łzy w oczach.
- Pożądam śmierci jak umiłowanej kochanki i pali mnie zazdrość wobec tych co już pomarli – ciągnął Aswerus. - Nuże, skoro jestem parchem, przerwijcie nić mojego żywota i odeślijcie mnie do Szeolu! - zawołał z rozpaczą.
- Pozwól, Pani, że zaraz utnę łeb temu bluźniącemu Jewrejowi! - warknął wojewoda Ugost gładząc ostrze topora, lecz Maria powstrzymała go ruchem ręki.
- To nie tak miało być, Aswerusie – rzekła królowa pełnym wzruszenia głosem. - Nasz Pan, Jezus Chrystus nie przyszedł poniżyć Żydów, ale ich wywyższyć, a wraz z nimi wszystkie inne narody. On się nie mści, a każdy dzień życia grzesznika jest dlań kolejną szansą aby się nawrócił. On cię nie przekreślił, ale czeka na twą skruchę, bo chce tobie przebaczyć – Aswerus oparł siwą głowę na kolana i płakał długo i żałośnie…


*

,,Blask Alatyru’’; ulubiony korab królowej Roxu, majestatycznie płynął po falach Morza Ciemnego podobny z daleka do gigantycznego łabędzia. Zbudowany z jasnego drewna inkrustowanego niezliczonymi klejnotami lśnił cudownie pod żaglami z purpurowej kitajki. Z fal wynurzały się syreny i trytony patrząc na to cudo rozszerzonymi ze zdumienia oczami i z ust ich wydobywały się słowa pieśni sławiących ten okręt tak bardzo przewyższający pięknością inne korabie. Na olśniewająco białym pokładzie ustawiony został złoty tron wykuty przez koboldy z Pasma Gorynycza. Zasiadała na nim młoda królowa Maria Mariewna odziana w granatową suknię zdobioną złotymi nićmi. Zmierzała do grodu Arfaxar, stolicy ostatniego królestwa Scytów, którymi władał król Zmir Żerevan o siwej brodzie, aby zawrzeć z nim traktat handlowy i wojskowy. Król Scytów nie miał męskiego potomka, przeto zgodnie z układem zawartym jeszcze przez króla Roxu Żyżława, jego ziemie miały po śmierci przypaść Ludowi Roksany. Serce Marii Mariewny rozpierała duma rosnąca z każdym dniem. Mimo młodego wieku była taka odważna! Rok temu wyprawiła się z drużyną aż za Pasmo Gorynycza do tajemniczej Białopolski gdzie odnalazła Krzyżową Ziemię. Przechadzała się po lesie, w którym zamiast drzew z ziemi wyrastały krzyże i ujrzała w widzeniu oblicze Chrystusa – Pantokratora. Potem wracając z rozpromienioną twarzą spotkała samego Żyda Wiecznego Tułacza, który otworzył przed nią swe serce. ,,Jestem taka mężna, pobożna i dobra – dumała Maria. - Rox od czasów Roksany, żony Rusa nie miał nigdy takiej wyjątkowej władczyni jak ja’’ - królowa uśmiechnęła się do swych myśli i przeciągnęła na tronie jak młoda kotka.
,,Blask Alatyru’’ powierzony opiece świętego Mikołaja; patrona żeglarzy dotarł do scytyjskiej ziemi bez większych przeszkód. W grodzie Arfaxar, sędziwy Zmir Żerevan ugiął swój kark i kolana przed Marią Mariewną składając jej pokłon oraz przekazał obfite dary – całe błamy skórek popielic i śnieżnobiałych gronostajów, złote ozdoby; splecione ze sobą w walce i miłosnych uściskach gryfy, 





pantery i ałmasy, puchary, pierścienie, naszyjniki, sztylety o rękojeściach wysadzanych perłami z Propontydy, czary i rogi do picia, lekką jak morska piana suknię z sineańskiej kitajki barwy lazurowej z wyhaftowanym na niej złotym smokiem i wiele innych przedmiotów ozdobnych zachwyt budzących. Oba traktaty zostały uroczyście spisane złotym inkaustem na szmaragdowym welinie ze 






skóry zwierza, zwanego yale, który żył na stepach Taj – Każk. Po ich zawarciu nastąpiła uczta. Król Zmir kazał podać gościom z Roxu pieczone pawie karmione opium, kozinę aż żółtą od bharackich przypraw, pierogi z dalekiego Ibetainu nadziewane mięsem jaka, kawior czarny jak serce smoka z Vovel, chałwę, daktyle, figi z makiem, oraz lodowate wódkę, arak i wino. Biesiadę umilał ociemniały od urodzenia pieśniarz Artiom Modenko, który szarpiąc struny liry zawodził pieśń o cesarzu Sinea, który wraz z drużyną wyprawił się okrętem na żółte morze w poszukiwaniu Penglai – rajskiej wyspy zamieszkanej przez nieśmiertelnych alchemików.






Maria Mariewna wielce przyjemnie spędziła czas u ostatniego króla Scytów, a kiedy trzeba było wracać do Roxu, uczyniła to nader niechętnie. ,,Blask Alatyru’’ w powrotnej drodze do Korsunia zatrzymał się na małej wyspie, która nie była zaznaczona na mapie. Na spotkanie przybyszom z szerokiego świata wyszedł wychudzony pustelnik okryty łachmanami, którego siwa broda sięgała ziemi. Na jego piersi połyskiwał żeliwny krzyż.
- Co za prostak – skrzywił się dworzan Darsław, lecz między królową a gospodarzem wyspy szybko nawiązała się nić porozumienia i wzajemnego szacunku.
- Witaj, święty ojcze – Maria Mariewna skłoniła się w pas pustelnikowi, darzyła bowiem ogromnym poważaniem ludzi poświęcających swe życie Bogu.
- Głośniej, słabo słyszę! - odrzekł wiekowy już pustelnik.
- Witaj, święty ojcze! - powtórzyła głośniej królowa. - Jestem Maria Mariewna i z Bożej łaski władam Roxem.
- Witaj, droga córko i racz usiąść za mym stołem – rzekł pustelnik. - Nazywam się Gawriło Mały, a jedyne czym mogę cię ugościć to woda i korzonki, bo nic innego nie rośnie na tym ostrowie.
- Lepsze kilka jarzyn z miłością, niż tłusty wół z nienawiścią – odpowiedziała z uśmiechem królowa, choć jej dworzanie nie ukrywali rozczarowania.
W czasie rozmowy jaka wywiązała się po skromnym posiłku, Maria Mariewna wielce się zdumiała dowiedziawszy się, że jej gospodarz nie zna żadnych modlitw jakie odmawiają chrześcijanie, jeno modli się do Boga swoimi słowami. Wstrząśnięta tym czym prędzej zaczęła uczyć niepiśmiennego pustelnika modlitwy ,,Ojcze nasz’’. Gdy już nauczyła go potrzebnych słów, wsiadła na okręt i popłynęła w stronę Roxu.
- Biedny starzec – użaliła się w duchu. - Tak gorliwie wierzy, a nie umie nawet się modlić. Czarno widzę jego zbawienie – z zamyślenia wyrwał ją krzyk marynarzy.
- Pani! On biegnie za nami! - zaintrygowana królowa wyjrzała za burtę i wielkie było jej zdziwienie gdy ujrzała pustelnika.
Starzec biegł po spienionych falach i wołał wielkim głosem:
- Naucz mnie jeszcze tej modlitwy, bo już jej zapomniałem!
Królowa zbladła i przeżegnała się.
- To on jest bliżej Chrystusa niż ja – rzekła wstrząśnięta.
Pamięć o tym co wówczas ujrzała nie opuszczała jej aż do śmierci.