niedziela, 16 lutego 2014

Akademia dr Strzykawki

,,Akademia dr Strzykawki’’ - fantazja z 1996 roku o przygodach wybitnego polskiego uczonego i jego wychowanków. Jednym z pierwowzorów dr Strzykawki był pan Ambroży Kleks (w klasie czwartej omawiałem na języku polskim ,,Akademię Pana Kleksa''), innym zaś szalony naukowiec z kreskówki Disneya, który przeszczepiał zwierzętom … cienie. Doktor Jan Strzykawka, którego później przechrzciłem 



na prof. dr hab. Jana Schtroisemana był zoologiem i paleontologiem. Jego najbliższym przyjacielem był czarny, znający ludzką mowę skorpion Mateusz (jego pierwowzorem był szpak Mateusz). Początkowo był chłopcem – nazywał się Matheo de Livingac i urodził się we Francuskiej Afryce Zachodniej jako syn 





gubernatora. Kiedy zastrzelił na polowaniu Królową Hien, jego posiadłość została zniszczona przez udręczoną przez białych kolonizatorów, afrykańską faunę (zwłaszcza hieny), zaś ludzie zostali pożarci (kamerdyner rodu Livingac zginął przebity na wylot dziobem marabuta). Chłopca uratował przed śmiercią otrzymany niegdyś od murzyńskiego czarownika amulet w postaci zasuszonego skorpiona. Matheo włożył go sobie pod język i sam stał się skorpionem. Błąkał się po Afryce aż został w kiści bananów zawleczony do Polski. Doktor znalazł go w warzywniaku i obronił przed rozdeptaniem przez przerażonych warszawiaków. Odtąd skorpion Mateusz zawsze podróżował w kieszeni doktora i swoim kolcem jadowym bronił jego portfela przed kieszonkowcami.
Doktor był mężczyzną w średnim wieku, szczupłym i wysokim. Miał czarne włosy, wąsy jak pan Michał Wołodyjowski i spiczastą brodę. Ponoć z profilu przypominał … Lenina. Prowadził w Warszawie akademię, w której nauczał chłopców biologii, ze szczególnym naciskiem na zoologię. Chłopcy jako lektury, zamiast ,,Pana Tadeusza'', czytali książki przyrodnicze np. z serii ,,Tajemnice zwierząt''. Wcześnie rano



 budziły ich zmutowane, 30 – centymetrowe rybiki cukrowe mające moc lekkiego rażenia prądem (przypominam, że w Akademii Pana Kleksa pobudka też nie należała do przyjemności...). Zamiast po schodach, wchodziło się na górę po … języku olbrzymiego karalucha, osiągającego rozmiary człowieka. Doktor wyhodował również takie pożyteczne zwierzęta jak: bombownika – kolorowego ptaka żywiącego się bombami (na potrzeby walki z terroryzmem), oraz … kota w aerozolu (widząc mysz wystarczyło zakręcić ogonem kota jak korbą, a wtedy wydostający się pod ciśnieniem strumień kocich soków żołądkowych, trawił gryzonia poza organizmem kota).




Doktor zabrał swoich uczniów na fermę glutoplazmy i paparyny (odpowiednik Fabryki Dziur i Dziurek). Glutoplazma była czymś w rodzaju ożywionej, wszystkożernej galarety, rozmnażającej się przez ,,pęcherzyki alkoholowe''. Paparyna zaś to były maleńkie, żyjące kulki z ostrymi zębami (mojemu kuzynowi Andreusowi ov Sienitikusowi nazwa ,,paparyna'' skojarzyła się z papryką). Po powrocie do akademii, okazało się, że budynek został opanowany przez morderczą, czarną (?) glutoplazmę. Wówczas doktor wziął glutoplazmojada (ssak podobny do mrówkojada), a ten zjadł intruza. (Scena częściowo zainspirowana kreskówką ,,Strachy z Transylwanii''). Nazwy owych stworów usłyszałem od kolegi w klasie czwartej.




Innym razem Jan Strzykawka i jego uczniowie odwiedzili Wieżę Ślimaka (Vioro Comara). Owa wieża przemieszczała się z miejsca na miejsce. W jej wnętrzu wielki jak pies ślimak z kominem na muszli nadzorował pracę aniołów bez powiek wytwarzających sny. Każdy sen podobny był z wyglądu do telefonu komórkowego starego typu. Motyw Wieży Ślimaka wykorzystałem w zmodyfikowanej formie przy pisaniu mitologii slawianistycznej.


Kiedyś dr Jan Strzykawka wyjął sobie z oczodołu oko i wysłał je na Marsa, aby badać pozaziemską faunę (min. krety z mackami ośmiornic). Po odzyskaniu oko zaprosił do akademii zwierzęta z filmów przyrodniczych, aby im opowiadać o faunie Marsa. Odbył również ze swymi wychowankami wyprawę badawczą do Brazylii. W slumsach Calicuao zaczerpniętych z wenezuelskiej telenoweli ,,Niebezpieczna'' , młodych badaczy atakowała mafia, lecz wszystko dobrze się skończyło. Ponadto wynalazł wehikuł czasu w celu badania dinozaurów (ponadto istniał plan, aby skorpion Mateusz cofnął się do 1933 roku i użądlił Hitlera). Uczony w celu walki z głodem zamierzał uczynić wydzieliny z nosa jadalnymi (pomysł pojawił się pod wpływem lektury ,,Podróży Guliwera'' Swifta). Mojej Mamie bardzo nie spodobał się ten pomysł, więc zastąpiłem go planami udomowienia większej liczby zwierząt, takich jak łosie, czy afrykańskie antylopy. 




Odpowiednikiem lalki Alojzego był Johny Kalesony – syn Frankensteina; szpetny chłopiec zbudowany z trupów, który miał zniszczyć akademię. Imię tego monstrum początkowo było przezwiskiem, które usłyszałem w szkolnej przebieralni.
Kiedy pokazałem Andreusowi ov Sienitikusowi jedną z ilustracji do swych fantazji, przedstawiającą ozdobny, złoty mikroskop, pomyślał, że to … krowa (sic!).