poniedziałek, 26 października 2015

Władca Kurlandii

,,Kurlandja (łot. Kurseme), kraj. między Bałtykiem a zatoką Ryską, tworzący obecnie prowincję łotewską z 13.210 km ² i 288.372 mieszk. ze stolicą w Libawie. Mianem K. obejmuje się jednak zwyczajnie także drugą, na płd. od Dźwiny położoną prowincję łotewską : Semigalię ze stolicą w Mitawie, obie te bowiem krainy tworzyły w 1561 – 1795 r. księstwo lenne Rzeczypospolitej Polskiej. W tych granicach ma K. 27. 286 km² […]'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 8 Kolejowe sądy rozjemcze do Laud William''.




Działo się to jeszcze nim czarnoksiężnik Masiulis, przez Rzymian zwany Musulusem, nałożył jarzmo Bałtom – potomkom Baltaina, syna Dębu, syna Dobromira i uciskał ich przez długie wieki. Kiedy po świecie chodzili herosi Bodo z Kimerii i Sołowiej Budzimirowicz, w rodzie konata Semigalasa, władającego nad brzegiem Morza Srebrnego narodził się syn. Dziecię otrzymało imię Kur (Curus, Cursemus), a wołano nań Kurek. Straszny był zeń psotnik. Na wiosnę maczał bazie w smole i brudził nimi włosy dziewczynek, zaśmiewając się do rozpuku z owych zbytków. ,,Temu Kurkowi potrzeba ojcowskiego pasa''! - powiadały ich matki, podczas gdy syn konata rósł coraz gorszy. W szesnastej wiośnie życia razem z podobnymi sobie nicponiami wyprawił się na pole i rozpalił ognisko na między. Chłopi gdy tylko to ujrzeli, pełni gniewu podbiegli do wyrostków, od serca przetrzepali im skórę, a ognisko pospiesznie zasypali piaskiem i zadeptali. Później gospodarze wyjaśnili to następująco: ,,Nikt, nawet syn księcia nie ma prawa palić ogniska na miedzy. Pod miedzą mieszkają bowiem miedzniki – duchy życia co za życia sporo wycierpieli bez winy, a teraz żyją na polu jako życzliwe nam, pozbawione jadu węże o miedziano – złocistej skórze. Dosyć cierpiały za życia, a wy jeszcze dokładacie im utrapień. Wstyd! W tym wieku powinniście już to wiedzieć, matoły, ale wam jeno wódka i dziewuchy w durnych głowach''. Towarzysze Kurka opuścili miedzę jak niepyszni, lecz serce konatowego syna napełniło się gniewem. Jedn wajdeloci to potwierdzają, inni temu przeczą, że Kur porwał za miecz i jednym uderzeniem ściął głowę chłopa, od którego usłyszał niemiłe słowa. ,,Ja cię nauczę, prostaku, czcić swego pana'' – zawołał przy tym, a pozostali gospodarze rozbiegli się jak spłoszone ptactwo. Dość, że konat Semigalas, przez Greków zwany Semigalosem, a przez Rzymian – Semigalusem miał już dość buty i nieodpowiedzialnych wybryków swego rozpieszczonego syna. Nie chcąc oddawać go katu, czego domagali się jego poddani, skazał syna na wygnanie, każąc mu iść, odszukać sławnego czarnoksiężnika Hermesa Trismegstosa i zostać jego uczniem. Po ukończeniu terminu Kurek mógł wrócić do swego księstwa. Młody książę ucieszył się ze swego wygnania, bo spodziewał się zyskać moc tajemną, sławę i bogactwa, a może nawet mógłby odziedziczyć po zamożnym czarowniku jego włości. Kurek raźno ruszył w drogę w nieznane, a jego macierz imieniem Kanta tak płakała nad tym, że nie udało jej się wychować syna, że wracające z sabatu w Teutonii czarownice – ragany z litości zamieniły ją w topolę, a jej łzy – w grudki bursztynu. Poza nią nikt nie kochał Kurka i wszyscy ucieszyli się, że sobie wreszcie poszedł.


*




Hermes Trismegistos, co wykłada się Hermes Po Trzykroć Wielki był synem Algisa; herolda Enków mającego skrzydła u stóp. Ów czarodziej, który u Egipcjan doczekał się czci boskiej jako bóg Thot, na miniaturach zdobiących pergaminowe karty ,,Codex vimrothensis'' przedstawiany jest jako starzec siwobrody i siwowłosy, odziany w powłóczyste szaty jedwabne barwy błękitnej, noszący złote pierścienie z drogimi kamieniami na palcach obu rąk, zaś oznaką jego godności czarodziejskiej był kostur – kaduceusz opleciony dwoma wężami i uskrzydlony. Powszechnie czczony jako mędrzec i syn Algisa mieszkał w przepięknym, pełnym cudów zamku w oazie, gdzieś na ziemi w późniejszych wiekach nazywanej Egiptem. Swą czarnoksięską mocą nabył niezliczone posiadłości ziemskie nad rzeką Nilus, na Krecie, Cyprze i w krainie Hermon, którą nazwał na cześć samego siebie. Miał ponadto wzniesioną ze śnieżnobiałego marmuru willę w Libii nad jeziorem Tritonis, gdzie jak twierdzili Grecy, Dionizos stoczył walkę z Trytonem, oraz niebotyczny pałac w ziemi czarnoskórych Etiopów znanych z pobożności. Opływał w złoto i klejnoty, wszelkich dóbr miał w nadmiarze, a dni swojej starości pędził na uciechach. Na swe rozkazy miał miriady miriad niewolników i niewolnic, od których odbierał cześć niemalże boską. Służyły mu Čorty, Murzyni ze złotymi kółkami w nosach, nadobne i spragnione rozkoszy nimfy i syreny, zbrojne zastępy gauszydów i Centaurów, niedźwiedzie spod góy Atlas, Nilga – u; pochodzące z Bharacji plemię ludzi o głowach seledynowych antylop, które królowa Bharatiena określa w swej księdze jako ,,nilgau'', oraz krocie innych istot. Będąc synem Algisa, Hermes Trismegistos odziedziczył po swym ojcu umysł wielce sprawny a pojemny, zdolny dokonywać zadziwiających dzieł. Największy czarodziej ery dwunastej w dziele ,,Tabula Smaragdina'', co wykłada się ,,Szmaragdowa Tablica'', zawarł swe nauki, które określa się mianem hermetycznych (algisyaka). Potrafił przetwarzać ołów w złoto, latać, przybierać postaci różnych zwierząt, ożywiać zmarłych, czytać z gwiazd, zbudował ludzką głowę z gliny opowiadającą baśnie, zamieniał wodę w proszek... Udawało mu się wszystko czego się dotknął, ale serce miał pełne pychy.


*

Kurek zabrawszy miecz i konia opuścił krainę Bałtów i wkroczył na ziemię Słowian. Nad rzeką Rabą, płynącą przez tereny w późniejszej erze nazywane Analapią i Polską, zatrzymał się na popas w karczmie ,,Pod Wołem i Niedźwiedziem''. Nie był sam. Przy pieczonym odyńcu i dzbanach miodu zasiadło siedmiu ludzi, noszących hańbiące piętna; sześciu mężów i jedna niewiasta. Kurek dosiadł się do nich i wymienił pozdrowienia. Wówczas najpotężniejszy z nich, zamówił dlań piwo i przedstawił synowi księcia całą kompanię.
- Jestem wodzem tych ludzi. Nazywam się Kostvik – Choszcz. Kamień się kruszy, a najtęższa stal zgina się w moich rękach.
- Jam Płonnik – żarłok, bo pożeram wszelką strawę jak ogień szybko i zachłannie, a żadna ilość nie jest mi straszna.
- Jam jest Remezor; pijak nad wszystkie pijaki. Potrafię naraz osuszyć szesnaście beczek piwa, siedemnaście wina, osiemnaście miodu i popić to trzydziestoma gąsiorami wódki, zaś kiedy piję wodę z jeziora, obniża się w nim poziom wody. Jakby tego było mało, po każdym osuszeniu kniaziowskiej piwnicy jestem trzeźwy jak nowo narodzone dziecię – z całej kompanii Remezor z ziemicy Anto – Burów wypił najwięcej miodu i wina z Kolchidy.
- Mnie nazywają Pulkava i jestem strzelcem znad rzeki Veltavy. Z odległości pięciuset wiorst umiem zestrzelić z łuku kapelusz grzyba rosnącego w lesie za trzema dunajami.
- Z wszystkich Enków najwięcej poważam Pochwista – Strzyboga i na jego cześć noszę imię Wiatroduj. Mocą tego, kogo wyznaję i miłuję, potrafię jednym potężnym dmuchnięciem obrócić w perzynę kasztel drewniany, albo kamienny. Klnę się na wiatry, Strzyboże dzieci, że mówię prawdę.
- Nazywam się Viedun, bo wiele wiem dzięki temu, że słyszę chrząszcza kołatka gryzącego drewno w sąsiednim grodzie.




- Ja zaś jestem Jastra, co wykłada się Bystra – na koniec przemówiła smukła niewiasta o złocistych włosach, nosząca kubrak z brązowej skóry. - Jestem władna zamienić się w jastrego ptaka jastrzębia i pod tą postacią szpiegować wrogów, tak jak ongiś Volch Alabasta pod postacią sokoła słuchał narady wojennej cara Nagów i jego żony – na potwierdzenie tych słów Jastra o niebieskich oczach przy wszystkich przybrała postać jastrzębia, zwanego gołębiarzem, by potem znów stać się człowieczą niewiastą.
Kurek dawno przestał wierzyć w baśnie, toteż słowa towarzyszy Jastry, nazywanej w pieśniach Jastrzębią Dziewicą, wydały mu się jeno czczymi przechwałkami, zrodzonymi przez upajający trunek.
- Wybaczcie, że o to pytam, zacni panowie, ale dlaczego nosicie hańbiące piętna?
- Nie jesteśmy zbójami i nigdy nimi nie byliśmy, jak Słońce na niebie – odrzekł pijak Remezor osuszający właśnie dziesiąty antałek wina z Panonii.
- Nie czynimy ludziom krzywdy – zabrał głos Pulkava – lecz ci boją się naszych mocy i zewsząd nas przepędzają, bo widzą w nas čortowskie nasienie – Kurokowi zrobiło się ich żal.
- Gdybym był konatem, po słowiańsku: księciem, to bym was przyjął w swej ojcowiźnie i uczynił swymi bojarami.
- A panicz czego szuka po świecie? - spytał życzliwie Wiatroduj Pobożny.
- Jestem Kur, syn Semigalasa; konata Bałtów. Ojciec wygnał mnie i kazał iść w świat, szukać carstwa Hermesa Trismegistosa, bo zabiłem człowieka.
- Powody? - spytał groźnie Viedun.
- Prawdę mówiąc, to bez powodu – odrzekł Kurek i uczuł smutek z tego powodu.
- Przerażające! - westchnęła Jastra.
- Tyś wypędek i my wypędki – podsumował Kostvik, zwany też Choszczem, co w późniejszych latach założył gród zwany Choszcznem. - Wyznaj z żalem swój grzech Ziemi, a ona ci wybaczy, bo jest miłosierna i wszystkich żywi mocą swego łona. Potem zawrzyj z nami braterstwo krwi i w naszej drużynie szukaj szczęścia. Zawsze lepiej być razem niż samemu.
- Przeproszę Mateczkę Ziemię za krew, którą na nią przelałem – odparł Kurek – ale zawrę z wami braterstwo, dopiero gdy udowodnicie, że istotnie dysponujecie mocami, o których mi mówiliście. Pani Jastra udowodniła, że nie kłamie. Teraz na was kolej.
- Umowa stoi – zgodził się Kostvik – jutro z rana na śródleśnej polanie każdy z nas pokaże ci co potrafi.
- Przekonasz się, że moi towarzysze nie kłamią – dodała Jastra.
Junacy dotrzymali słowa. Gdy tylko Swaróg rozpalił Słońce na niebie, Kostvik jednym uderzeniem pięść rozbił potężny głaz na osiem kawałów. Płonnik upolował trzy żubry, upiekł je nad ogniskiem i pożarł jednego za drugim. Nie tylko nie pękł z przejedzenia, ale nawet nie rozbolał go brzuch. ,,Przydałby się jeszcze na deser dzik pieczony, albo tak z osiem zajęcy w śmietanie, albo...'' - rozmarzył się żarłok. Remezor spragniony po całej nocy, podbiegł do znajdującego się na polanie jeziorka i począł zeń pić, aż wypił całe do dna, razem z rybami i żabami. ,,Trza ci wiedzieć, Kurze Semigalesiczu, że raz w swoich wędrówkach po ziemi Rusiczów zaszedłem na dwór cara Kija Kosroša, który bardzo lubił pić. Wszystkim swym gościom podawał wino w wielkim jak kubeł, złotym pucharze zdobionym rubinami w kształcie serc. Kazał pić duszkiem, w przeciwnym razie delikwent był przymuszany, aby pić od początku. Tym sposobem wszyscy jego goście zapili się na śmierć. Ja jednak to co innego; ja pijacki człowiek. Założyłem się z carem, że jeśli osuszę jego piwnicę w wszystkich trunków, przeżyję i pozostanę trzeźwy, to on da mi za żonę swą córkę Białego Łabędzia. Co tu dużo mówić; spełniłem wszystkie warunki zakładu i dostałem carską córkę za żonę. Ta jednak w noc poślubną uciekła ode mnie za siedem mórz, za siedem rzek, bo bała się, że po pijanemu będę ją bić. Ale to łeż! Ja jest łagodny człowiek, żaden trunek mi nie szkodzi i bezbronnej niewiasty w życiu bym nie uderzył, ale wyszło jak wyszło. Teraz marzę aby Dziadek Mróz dał mi w prezencie browar i gorzelnię, abym miał co pić do końca swych dni''. Potem Pulkava za pomocą strzały o grocie z igły ustrzelił z łuku komara latającego w głębi lasu. Wiatroduj dmuchnął i obalił tym sposobem cztery wyniosłe dęby, które zaraz potem Kostvik wsadził z powrotem do ziemi.
Kurek pełen podziwu dla mocy spotkanych w karczmie herosów poprosił ich o przyjęcie do drużyny. Ci zgodzili się i jeszcze tego samego dnia zawarli z nim braterstwo krwi, zaś Jastra zmieszała krew ich wszystkich na znak jedności. Drużyna skierowała swe kroki na zachód, zaś Kur został jej nowym wodzem. Pokonał bowiem siłacza Kostvika w zapadach, nauczony przezeń czerpać siłę z Ziemi, tak, że po trzynastokroć go obalił. Walka ta nie zniszczyła ich przyjaźni; Kur nadal szanował i podziwiał Kostvika i będąc odeń młodszym po wielokroć prosił go o radę. Herosi przekroczyli rzekę Visanę i zaszli na ziemię polańskie, gdzie spotkała ich groźna przygoda.
Czarownik Musulius, który jak podaje ,,Codex vimrothensis'' założył w Mezopotamii gród Mosul o glinianych murach, zanim na długie wieki narzucił swe jarzmo Bałtom, przemierzał drogi i bezdroża Sklawinii i Orientu, by zgłębiać wiedzę magiczną. Nokomu jeszcze nie znany, siwobrody starzec w pokrytej różnobarwnymi łatami szarej, prawie czarnej od brudu kapocie, zasięgał nauk od wołwchów i kudesników – kapłanów wielkiego ludu Antów, zaszedł nad rzekę Nilus, do Libii, gdzie sztuki obroticzestwa uczył go Tryton, badał gliniane tabliczki nad rzekami Tigra i Evarat, jako akolita uczestniczył w obrzędach ku czci Čortów Seta, Belzebuba i Beliala, szukając zakazanej wiedzy błąkał się w łachmanach, głodny i spragniony przez dżungle Bharacji i Sinea, oraz pobierał nauki u trzech braci – czarowników Bon ze świątyni w kraju Ibetain. Wraz z upływem lat, rosła moc i wiedza owego syna pełnej puszcz ziemicy Bałtów, ale jego serce malało, twardniało i ziębło. Masiulis z wolna stawał się zły jak Čorty, którym rozkazywał ku swej zgubie. Zrazu chciał czarami leczyć choroby, zjednywać miłość i odnajdywać rzeczy zgubione, lecz Čorty, z którymi się zadawał, tak znieprawiły jego serce, że nie mógł myśleć o niczym innym jak o nałożeniu jarzma swemu ludowi i Słowianom.
Pod swymi rozkazami miał hordy sinych ludzi. Istoty te wyhodował w erze szóstej smok Rykar ze schwytanych Płanetników. Wyglądem przypominali łysych mężów skórze niebieskiej i rogach jak u Čortów. Sini ludzie służyli Rykarowi i Gorynyczowi; wcieleniom Czarnoboga, a zaznawszy bólu i rozpaczy stali się pełni złośliwości i żadni mordu jak strzygi. Przestając być Płanetnikami stracili też wszelki wpływ na pogodę. Zgromadzeni pod stanicami Musulusa tratowali i palili ziemicę polańską, bydło piekli i pożerali, zaś ludzi zabijali, bądź brali w niewolę jeszcze straszniejszą od śmierci.
Kurek nie grzeszył dotąd odwagą, lecz podróż przez ziemie słowiańskie zmieniła go. Nauczył się łamać swój strach w starciach z rozbójnikami i wielkimi wężami – trusiami, teraz zaś bił nie znających litości sinych ludzi. Rzucał się w największy tłum rogatych wrogów o niebieskiej skórze i poił swój miecz ich krwią. W czasie swej pierwszej bitwy konatowy syn walczył z całkowitą pogardą dla śmierci, a w boju tym nie był sam. Wspierali go przyjaciele. Kostvik zwany Choszczem ciosami maczugi ciężkiej jak osiem turów, której nie mogła unieść żadna ręka prócz jego własnej, łamał szeregi sinych ludzi, a ich łyse, rogate łby pękały jak gliniane garnki. Spustoszenie siał Pulkava, celnymi strzałami z łuku przelewający potoki fioletowej krwi. Sini ludzie nie będąc już Płanetnikami nie mogli unosić się w powietrzu, nie mogli więc uciec przed Jastrą, pikującą na nich pod postacią jastrzębia, by szponami wydzierać oczy. Huragan z płuc Wiatroduja porwał wysoko w górę całe lewe skrzydło hufców czarnoksiężnika. Wojownicy ze skowytem dotknęli rogami chmur, by zaraz potem opaść na ziemię i połamać sobie wszystkie kości. Niektórzy zostali wyrzuceni podmuchem tak wysoko, że do śmierci pozostali zawieszeni między niebem a ziemią. Remezor jednym haustem wypił fosę otaczającą zameczek Berż, czym umożliwił jego zdobycie. Cała drużyna dokonała wówczas szeregu czynów przez długie wieki opiewanych w pieśniach. W niedługim czasie hufce Musulusa zostały wybite do nogi, bądź rozpędzone na cztery wiatry. Sam czarownik schronił się w zamku Liv, stojącym do tej pory i zza jego murów odpierał oblężenie. W końcu gdy i mury Livu zawiodły, postanowił się poddać. Dalsze jego losy są niejasne z powodu uszkodzonego tekstu w ,,Perłowym latopisie''. Wiemy jedynie, że uszedł z życiem i parę wieków później podbił i zjednoczył ziemie swych ojców. Tymczasem Słowianie uczcili Kura i jego drużynę jako swych wybawców.


*



Tymczasem Hermes Trismegistos wciąż doskonalił swój kunszt czarodziejski, a wraz z magiczną mocą rosły jego pycha, znudzenie życiem i samotność. Wspominał czasy gdy jeszcze będąc młodym wsiadał na miotłę, bądź łopatę i leciał na sabat na szczycie Łysej Góry, gdzieś na słowiańskiej ziemi. Teraz kiedy był już potężny, bogaty i okryty sławą, wstyd nie pozwoliłby mu się zadawać z prostymi czarownicami. W swej pysze i zaślepieniu porzucił wszelki zakon religijny, zwąc go pogardliwie ,,opium dla mas''. Nie musiał zarabiać na życie, bo Čorty w zamian za duszę, znosiły mu wszelkie możliwe dobra. Swoje dni pędził Hermes Trismegistos nudząc się, bądź oddając się rozpuście. Owej fatalnej nocy jak zwykle przybrał czarami młody wygląd i udał się do miasteczka Tebe, by odwiedzić jedną ze swych licznych kochanek; urodną dziewczynę służącą możnej pani, Stence Zamorskiej. Owa Stenka przybyła do Tebe nad rzeką Nilus z dalekiej, mroźnej wyspy zwanej Wolin, wedle słów swojej niewolnicy znała sztukę czarodziejską. Co noc smarowała się magiczną maścią, po czym wylatywała przez okno pod postacią puszczyka. Hermes Trismegistos i jego kochanica ukryci w sąsiednim pokoju przez dziurkę od klucza, ujrzeli tę przemianę na własne oczy. ,,Ukradnę dla ciebie trochę tej maści – oznajmiła niewolnica Stenki Zamorskiej imieniem Anema. - Chcę zobaczyć jak zmieniasz się w łabędzia, aby dowieść miłości do mnie''. Czarodziej zdurniał z powodu urodziwej Anemy i zaślepiony jej pięknem przystawał na jej najgłupsze nawet pomysły. Ledwo Stenka wyleciała ze swego domu, jej służebnica w te pędy porwała za maść i natarła nią swego kochanka. O zgrozo, nie wyrosły mu pióra i skrzydła, lecz ogon i długie uszy. Zamienił się w osła. Pełen gniewu na swą kochankę kopnął ją, po czym rycząc żałośnie wybiegł z domu Stenki Zamorskiej.
- Poczekaj! - ścigał go głos dziewczyny. - Trzeba ci białej róży, byś wrócił do ludzkiej postaci! - osioł czarownik nie słuchał jednak.
Ze wstydu gotów był zapaść się pod ziemię, zaś piękna Anema żałując tego, że niechcący zamieniła swego lubego w osła, powiesiła się na pasku od sukni. Stawszy się osłem, Hermes Trismegstos utracił moc magiczną. Čorty, którym jeszcze niedawno rozkazywał i którymi pomiatał jako swoimi niewolnikami, teraz brały do kosmatych łap sękate kije i bezlitośnie biły biednego osła. Ludzie, których spotykał nie byli lepsi. Pewna wielce szalona kobieta, chciała mu nawet wcisnąć zapaloną pochodnię pod ogon. Osioł opuścił Afrykę i przez wiele lat błąkał się po drogach i bezdrożach Azji i Europy. Przemierzał ziemię Solimów, Syrię, Hajastan, Kolchidę... Przekroczył Góy Jasowskie, wędrował po krainach Kimerów, Scytów i Sarmatów, aż zaszedł do kraju Antów. Na południu narodziła się legenda o śmierci Hermesa Trismegistosa, który przepadł bez wieści – może wcale nie umarł, jeno wyruszył w daleką podróż do Sinea, albo Atlantydy.
Tymczasem upokorzony czarownik zaczął żałować swej bezbożnej pychy i nawet wzywał Ageja i Enków, obiecywał zerwać pakty z Čortami, a z jego oczu ciekły gorące łzy. Wreszcie u kresu swej wędrówki, w kraju Antów, czyli ludzi wysokich spotkał Mokoszę – panią Ziemi o złotych włosach, jaśniejącą śnieżną bielą swych szat. Mokosza uwieńczona ognistą koroną, trzymała w ręku posoch zakończony białym kwiatem róży. Jaśniała cudownym blaskiem, roztaczała wokół błogi zapach róż i lilii, a wszystkie słowiki śpiewały na jej cześć. Widząc zabiedzonego osła, który niegdyś był największym z magów, uśmiechnęła się doń łagodnie i dotknęła go delikatnymi płatkami białej róży. Wówczas odzyskał człowieczą postać. ,,Twoje pakty zostały zerwane...'' - Hermes Trismegistos chciał okazać wdzięczność i radość, lecz złocista Mokosza pełna wdzięku, rozpłynęła się w powietrzu. Padł wtedy na kolana i poprzysiągł Agejowi, że do końca swych dni poniecha grzesznego czarostwa. Nie wiedział jednak co będzie czynił dalej.
- Takie były moje dziwne losy – przy ognisku zakończył swą opowieść zgrzybiały starzec o brodzie długiej i siwej.
Hermes Trismegistos opuścił kraj Antów, potężnych jak olbrzymy i w ziemicy Sklawinów spotkał się z drużyną Kura, syna Semigalasa.
- Ojciec posłał mnie do was, mistrzu – mówił Kur do byłego czarodzieja – abym został waszym terminatorem w magicznym rzemiośle.
- Moja sztuka była zła – odparł Hermes Po Trzykroć Wielki – przepadła i dobrze się stało. Utraciłem bogactwa, lecz umrę wolny, a Čort nie dostanie mej duszy.
- Między ustami a brzegiem pucharu wiele może się zdarzyć – raczyła zauważyć Jastra.
- Czas mojej kary minął – oświadczył Kur – zaznałem przygód, wiele przeżyłem i myślę, że wiele też się nauczyłem. Czas mi wracać na ojcowiznę, a kto chce niech idzie między Bałtów ze mną. Ty też możesz, mistrzu Po Trzykroć Wielki, iść za mną, a mój lud przyjmie cię z całym należnym szacunkiem.
- Nie zasługuję by tak bardzo mnie szanować. Powinno się raczej mówić o mnie: ,,Po Trzykroć Mały''.
- Nie – zaprzeczył Kur – jesteś panie Po Trzykroć Wielki, bo porzuciłeś sprawy Čortów i przyznałeś się, że to co robiłeś latami było złe, a na coś takiego potrzeba wielkiej odwagi.
- Jesteśmy twoją drużyną, Kurze synu Semigalasa – oznajmił Kostvik – zezwól nam razem z tobą iść między Bałtów.
- Nie jesteście mymi wojami, lecz przyjaciółmi – rzekł Kur – czas nam kończyć przygody na słowiańskiej ziemi. Ojcowizna wzywa! Komu w drogę temu czas!
Hermes Trismegistos przyłączył się do junaków. Osiadł w Burus, gdzie dla swej mądrości wybrany konatem jednego z plemion, założył księstwo zwane Hermią (Germiya), czyli dzisiejszą Warmię (Varmiya). Kur wrócił do swego księstwa razem ze swą drużyną. Pochował starego ojca, objął po nim godność konata, a za żonę pojął Jastrę, z która miał synów i córki. Zmienił się. Władał mądrze, łaskawie i sprawiedliwie, a kraik, nad którym panował trzymał nazwę Kurlandii.


*




Minęło parę wieków i ziemica dzielnego Kura przeszła we władanie lutego czarnoksiężnika Musulusa. Trzymał on w jarzmie Bałtów, aż do ery trzynastej, kiedy obalił go Rzymianin Palemon. Kurlandia zaś weszła w skład nowego królestwa Latyki.





Oniricon cz. 157

Śniło mi się, że:




- pojechałem na wieś gdzie zobaczyłem żółte traktory i wdepnąłem w kupę,



- król Ćwieczek VII żył w XVI wieku i poślubił córkę królowej Bony; to właśnie jego ma się na myśli mówiąc ,,za króla Ćwieczka'',



- byłem na wycieczce do Budapesztu, gdzie weszliśmy do katedry, gdzie małe dzieci w specjalnych albach były zorganizowane w kółka biblijne,



- Ormianka Urma napisała w SMS - ie do Jana Bodakowskiego, że nie jest Żydówką,



- na filmie ,,Sanatorium pod Klepsydrą'' pokazano stadko plateozaurów pluskających się w wodzie,
- jadąc tramwajem zobaczyłem w oknie Jenę ov Blackeyovą i pomachałem jej, a ona też mi pomachała,



- bohaterowie ,,Świata według Kiepskich'' poszukiwali nauczyciela duchowego; Arnold Boczek odrzucił hinduskich guru i zaprosił do domu człowieka wyglądającego jak Jezus, który potem założył garnitur; Halina Kiepska była temu wszystkiemu od początku przeciwna,
- spotkałem na ulicy człowieka podobnego z wyglądu do Arnolda Boczka, który prowadził własnego bloga, lubił zwierzęta, oraz spłodził byka, wieprza i kaczkę, był niezadowolony gdy zobaczył wypatroszoną  kaczkę na rynku,
- gdzieś żyją kobry z czterema łapami,



- jakiś wojownik zabił Braci B.,



- pojechałem do szpitala psychiatrycznego, aby wyregulować sen i ujrzałem tam ludzi w maskach koni, których się bałem,
- ilustrowałem ,,Milenium, czyli Nowe Triumfy'' za pomocą zdjęć z Internetu, kamyków i muszelek,



- jakiś brodaty polityk partii ,,Korwin'' ze Szczecina skarżył się, że zarabia tak mało, że nie starczy mu na utrzymanie córki,



- widziałem rusałkę Walkirię z białymi skrzydłami i wytatuowanym reniferem,
- po latach spotkałem Adamusa ov Dibicusa, który był jak zawsze w marudnym nastroju,
- poszedłem do parku boso i w spodniach od piżama podwiniętych do samych ud, a jakiś człowiek się temu dziwił,



- narysowałem Jenę ov Blackeyovą podobną do Królewny Śnieżki i rozpłakałem się z tęsknoty za nią; widziałem występy cyrkowców na sali gimnastycznej, lecz nadal byłem smutny,



- Marian Paździoch opowiadał o kojotach z Kostaryki i Brazylii; w tej ostatniej kojoty są pieczone i zjadane, lecz ich mięso zawsze jest zimne; ponadto Brazylijczycy polują na gigantyczne krocionogi, które też pieką i jedzą.