poniedziałek, 20 maja 2013

Wanda i Opos


,, [...] Lecz rodowa duma Stefana kształtowana była od dzieciństwa przez piękniejszą, legendarną opowieść o [...] Oposie z przydomkiem ‘bator’ [...], który otrzymał od króla [...] krainę Nyirség na północ od Debreczyna. Dostępu do niej miał bronić groźny smok o trzech głowach. Opos zabił, oczywiście smoka i położył podwaliny pod fortunę magnackiego rodu, trzy niekształtne znaki w jego herbie interpretowano później jako smocze zęby, choć w Polsce mówić na nie miano ‘Wilcze Zęby’’’ – Stanisław Grzybowski ,,Król i kanclerz’’.


Do Grakchova przybyło poselstwo z prowincji Küjvu. Mieszkańcy grodu, zwanego dziś ,,Biskupinem’’ (Episkopolis), żyli w ciągłym strachu przed potworem – pożeraczem zmarłych i żywych, atakującym zarówno opuszczających osadę, jak i wewnątrz niej.
- Jak wygląda powód waszych strapień? – spytała Wanda.
- Pół – człowiek, pół – wilk i pół – wąż – odrzekł mieszkaniec grodu.
Wanda kazała posłom być dobrej myśli, po czym udała się do swej ogromnej biblioteki. Kazała sobie podać jeden z tomów ,,Animalistyki’’ krasnoludka Kosy Owinniczewa z ery dwunastej i długo przeglądała ryciny. Jej wzrok zatrzymał się na obrazku przedstawiającym męża z wilczą głową i ogromnymi, jadowitymi wężami zamiast nóg. Podpis pod nim brzmiał: ,,Ghul’’. Dalej królowa czytała o tym, że owe tajemnicze ghule żyją w Arabii, najchętniej w oazach i na cmentarzach, a ich ulubionym pokarmem są trupy ludzi i zwierząt, ale żywymi istotami też nie pogardzą. Istnieje też podobno, pokrewny rodzaj – ghul morski, mieszkaniec Oceanu Wyrajskiego. ,,Skąd się one u nas wzięły? – delibrowała Wanda. – Widziałam je w otoczeniu króla strzyg Martwca; nie wszystkie wybiła moja drużyna’’. Nie tracąc więcej czasu, córka Kraka wyruszyła na północ. Na miejscu kazała przygotować końską padlinę jako przynętę dla ghula, po czym ukryła się. W jej drużynie nie było wojewody Bronisława. Walczył w Burus przeciwko wrogom konatów sprzymierzonych z Analapią. Mijały godziny. Końskie truchło obsiadały muchy, dziobały kruki, wrony i sroki. Swaróg zaczynał gasić Słońce wsypując do niego piasek z kosmicznego Oceanu, a do nozdrzy wszystkich doleciał wstrętny odór rozkładającego się trupa. ,,Tak cuchnęli towarzysze Martwca na Podlesiu’’ – pomyślała Wanda. Królowa i jej wojowie ujrzeli jak z lasu przypełznął ghul, jeszcze szkaradniejszy niż na miniaturze. Zawył i dmuchnął trupim odorem, a ludziom krew poszła z nosów i uszów. Jego wężowe nogi zabrały się do pałaszowania końskiej padliny, a wilcza głowa rozglądała się wokół. Wanda wezwała na pomoc Dziwicę, Nastazję i Walaszkę, po czym strzeliła z łuku. Była dobra w strzelaniu, lecz ghula ledwo drasnęła, wytaczając zieloną, cuchnącą rozkładem krew. Potwór zaśmiał się jak krokota, po czym dmuchnął z pyska i nozdrzy czarnym, cuchnącym dymem, który przybrał postać ifryta o ognistych oczach, który rzucił się na wojowników królowej. Ci radzi byli jej pomóc, lecz oszukani magiczną wizją, walczyli z nieszkodliwym dymem. Ghul tymczasem porwał się na królową. Ta, zbrojna we włócznię i dużą tarczę, walczyła z męstwem i znajomością rzeczy jak prawdziwa Amazonka, lecz potwór miał nad nią przewagę. Wężowe nogi połamały jej włócznię, orle szpony na ludzkich palcach zdarły tarczę. Wandzie pozostały się tylko miecz i sztylet. Byłaby zabiła trupojada, lecz niespodziewanie wężowe zęby wbiły jej się w nogę, raz, a potem drugi. Pobladła, jej oczy zaszły mgłą, a ciało stało się zimne. Padła na trawę, plecami, a jej wojownicy marnowali siły na walkę z nieistniejącym ifrytem. Ghul uniósł Wandę wysoko i warcząc i sycząc szydził z Ageja. Pan Voytakus ov Viernitis twierdzi, że w moich książkach za dużo bohaterów ginie straszną śmiercią. Drogi i bezdroża Analapii przemierzał konno zbrojny junak. Obecnie był w Küjvie. Królewska drużyna wciąż bez rezultatu biła się z nieistniejącym ifrytem, gdy oczom jeźdźca ukazała się zraniona, lecz wciąż olśniewająca panna w bieli, trzymana przez nieznanego mu potwora. Junak zlitował się nad dziewicą, już mającą być pożartą. Napiął łuk i jedna po drugiej wypuszczał strzały we wszystkie trzy łby potwora. Ghul padł martwy, brocząc zieloną krwią. W tym samym czasie, ifryt rozwiał się jak mgła. Wanda była nieprzytomna.
Gdy otworzyła oczy, spostrzegła, że jest rano, ona samo zaś leży na łożu w chłopskiej chacie. Otaczali ją jej wojownicy, czerwoni ze wstydu, że dali się oszukać ,,wstrętnemu ścierwojadowi’’, jakiś obcy junak, chłop, jego dzieci i żona chłopa z dzbanem rumianku. Śniła, że jest całowana, że jakiś wojownik z północy czyni ją swą żoną i matką swoich dzieci. ,,Biwoj i Libusza’’ – mówiła Wanda przez sen. Gdy się obudziła, chłopi opowiedizlei jej całą historię, wychwalając bohaterstwo nieznanego junaka, a Wanda spytała go:
- Kim jesteś, panie?
- Jam Opos ze Svamii – rzekł po starokrasnemu – a ten kary rumak za oknem to mój wierny Namri.
- Niech ci Agej wynagrodzi – rzekła Wanda – i wam też – zwróciła się do chłopów. Ci przynieśłi królowej posiłek, najlepszy na jakich było ich stać, a uratowana przez Oposa wypytywałą go o jego wędrówkę jak i sama opowiadała o sobie i swym kraju.
- Moja ojczyzna, Svamia obfituje w zwierzynę – mówił Opos. – Najdziwniejsze są ,,mmn’’. Nazwa dziwn i zwierzę dziwne. Mmn wygląda jak bialy hipopotam z lwim ogonem.
- Czytałam o nich w dziele Owinniczewa – rzekła Wanda. – Królowa Tatra miała takie w swoim zwierzyńcu – dalsza rozmowa zeszła na dzieje rozmówców.
- Moja macierz, królowa Kenna była panią Svamii. Ojca straciłem wcześnie, gdy zginął w walce ze smokiem. Pewnego razu o rękę mej matki zabiegał czarnoksiężnik Musulus, tyran Bałtów. Trzeba wiedzieć, że moja matka była tak piękna, mądra i dobra, że sam cesarz rzymski zabiegał o jej względy. Kenna odmówiła Musulusowi, znając jego złość, a on rzucił złe czary na mój kraj. Gnębił go zarazą, śnieżycami, upałami, powodziami, gradobiciem, potworami morskimi, smokami, trollami, żmijami, osami... Królowa robiła co mogła by pomóc poddanym, ale tego było za wiele, nawet na tak dzielną niewiastę jak ona. Zmarła biedaczka prowadząc konno swój lud do walki z armią olbrzymów. Musulus chcąc dokończyć zemsty na mnie, przybrał postać völvy z Nürtu i ogłosił wieszczbę, że nieszczęścia ustaną, jeśli na oltarzu Ageja zostanie złorzony ostatni syn Kenny, czyli ja. Miałem zostać zabity, lecz mój wychowawca, kapłan Monkis wywiózł mnie ze Svamii, a byłem wówczas dziesięcioletnim otrokiem. Wędrowaliśmy razem po wielu krajach, aż zaszliśmy do twojego , pani, zwanego ,,Analapią’’. Przemierzaliśmy lasy wschodu, a wtedy mój przyjaciel umarł. Urządziłem mu pochówek i ruszyłem dalej.
- Miejsce, gdzie leży, niech się nazywa Mońki – zdecydowała wzruszona Wanda. – O co chcesz mnie prosić, wybawco? Nie mogę być twą żoną, bo przysięgłam dopełnić mych dni w dziewictwie – nie chciała pójść drogą Libuszy.
- Pozwól mi, pani – Opos uklęknął – abym mógł towarzyszyć twojemu orszakowi w drodze do stolicy – Wanda zgodziła się, a tymczasem ciało ghula spalono. Po przybyciu do Grakchova, królowa publicznie opowiedziała o swym ocaleniu i zawiesiła na piersi Oposa złoty wizerunek męża depczącego ghula, a także ofiarowała mu scytyjski akinakes, pierścień z rubinem i złoty kubek.
Opos zamieszkał na podgrodziu Grakchova i zawarł przyjaźń z plemieniem leśnych ludzi z prowincji Zielonych Stawów. Często ich odwiedzał, uwolnił od smoka, ale nie znalazł sobie połowicy.

*
Tymczasem zmarł sędziwy arcykapłan Pizamar, a na jego tronie zasiadł Wisław, niechętny Wandzie, po tym jak odmówiła mu ręki, jeszcze zanim został kapłanem. Dziewicza królowa zaś wybierała się do Dendropolis, stolicy Roxu, aby z królem Irosławem omówić sprawę: ,,Do kogo ma należeć Lud Ledy’’? Opos przebywał wówczas w Zielonych Stawach i siedział na gałęzi drzewa. Gdy ujrzał posłów nowego arcykapłana, natychmiast zeskoczył z drzewa i czołobitnie ich powitał.
- Królowa Wanda w swej nieskończonej wdzięćznośći za uratowanie życia – mówił poseł – gorąco pragnie, abyś towarzyszył jej w drodze do Roxu.
Serce Oposa załomotało. Podziwiał królową Analapii i w głębi serca był dla niej gotów ponieść najsroższe męczarnie. Jej pozwolenie na towarzyszenie sobie było dlań zaszczytem. Teraz ona sama o to prosiła... Bez namysłu zgodził się. Wanda opuściła Grakchov, jej orszak minął Mnogovo, gdzie ongiś w erze dziewiątej Biesy i Čady zabiły rzesze ojcowskich wodników, przekroczyła rzekę Zanus, pomodliła się przed stojącym nad rzeką Soprač posągiem Świętowita o szczęśliwą drogę i powodzenie misji. Gdy przekraczała rzekę ujrzała znajomą postać na karym koniu. Poznała. To Opos i Namri. Junak ucałował dłoń królowej i mówił o posłach, którzy kazali mu jechać razem z nią. Zrozumiała, że była to intryga Wisława, lecz by odesłać Oposa było już za późno. Orszak powiększony o jedną osobę, szedł dalej w kierunku Dendropolis. Droga prowadziła przez stepy. Za dnia były słoneczne i piękne, przystrojone kwiatami, którymi królowa zdobiła włosy, pełne róznych zwierząt jak stada tarpanów i suhaków. Jednak jka opowiadali ludzie z mijanych osad, noce na stepach miały być straszne. Przy akompaniamencie wycia wilków miały polować wilkołaki i brukołaki, wąpierze, sfinksy, mantrykony, ksykuny, sysuny, detka. Pełno było czarownic i nocnic. Najmniej szkodliwe miały być... mówiące skały. Zaś najstraszniejszym potworem stepów Roxu nazywano przrażającą czarownicę imieniem Baba Jaga (Vava Jaha). Jedank Wanda nie zamierzała zrezygnować z misji. Jej drużyna również okazałą odwagę. Jeden tylko Lutnik, za zgodą królowej, odłączył się od reszty i osiadł w Minos (albo w Rajgrodzie), gdzie do końca życia opowiadał niestworzone historie o swej podróży przez stepy.
- Naszym utrapieniem – mówił do Wandy starzec Owsiwuj – jest pewien tarpan, czyli dziki koń. ,,Swołocz’’ tratuje nam pola i bałamuci klacze. Wieść o czynach królowej doszła aż tu. Królowa zabiła króla strzyg, jakiegoś ścierwożercę i dzika z Gór Kawczych. Może i nam pomoże.
- O nie – zarumieniła się Wanda, która nie lubiła przypisywac sobie cudzych zasług. – Przed królem strzyg obronił mnie wojewoda Bronisław, przed ghulem – Opos ze Svamii, a na dzika z Gór Kawczych polowała królowa Bohemii, Libusza.
- Ślicznie prosimy, aby królowa raczyła zabić tego utrapieńca – włączyła się Ribka, żona Owsiwuja.
- Nigdy nie bawiło mnie zabijanie zwierząt – rzekła Wanda – jednak mogę wam pomóc.



Zbliżał się wieczór i klacze w stajni niespokojnie rżały oczekując tarpana. Wanda wyszła z zarośli i ujrzała jego. Przez pola pędził dziki koń, a jego sierść w świetle Księzyca była jak u myszy. Grzywę i ogon miał czarne. Królowa odłożyła łuk i strzały i podeszła ostrożnie do zwierzęcia. W wyciągniętej dłoni trzymała kostkę cukru – przysmaku przywiezionego do Grakchova przez kupców z Arabii. Tarpan bał się ludzi, ale nęcił go nieznany zapach. Stanął przed Wandą i zaczął jej wyjadać cukier z dłoni, a ona głaskała zwierzę. Gdy od strony chutoru bzyknęła strzała i ugodziła dzikiego konia, który się przewrócił, Wanda nie chciała tego. Mając dar pozyskiwania sobie serc nie tylko ludzkich, ale i zwierzęcych, wyjęła mu strzałę z rany i opatrzyła ją. Zakazała komukolwiek zabijaź konia, któremu nadała imię: ,,Tarpan’’. Gdy koń wyzdrowiał zaczęła na nim jeździć na oklep i o dziwo, ani razu nie spadła. Opuściła gościnną wieś na grzbiecie Tarpana, a ci co ją gościli, ku jej zmartwieniu zastanawiali się, czy nie była czasem Dziwicą, lub Dziewanną Šumina Mati; Panią Zwierząt.



Orszak znów znalazł się na odludziu. Gdy został napadnięty przez brukołaka, Opos uratował wszystkich, przebijając bestię oszczepem. Następnie z jego ciała rozpalono ognisko. Wszyscy jedli suhaka, gdy w trawie coś mignęło. ,,Pewnie chomik’’ – pomyślała Wanda. Wtem ujrzała jak jej wojownik, Bogumił, coś trzyma – trzymał za długie, czarne włosy męską głowę z wąsatą twarzą, bezradnie przebierającą pajęczymi nogami. Głowa płakała i krzyczała, aby jej nie wrzucać w ogień, ani nie rozbijać. Wszyscy rozpoznali w tym dziwnym stworze głowoluda, zwanego też detkiem.
- Nie zabijajcie mnie! – wrzeszczała głowa. – Mam żonę i dzieci! – Wandzie zrobiło się żal dziwoląga.
- Do czego jesteś potrzebny? – spytał Bogumił.
- Nie piję krwi, słowo głowoluda. Ja tylko ukazuję się w lustrach i straszę próżne niewiasty, ale nie robię im krzywdy! – Wanda rzekła.
- Uwolnij to! – Bogumił natychmiast puścił detko, które pocałowało kolano królowej i pobiegło w gąszcz. Wszyscy wiedzieli, że Wanda nie pozwalała zabijać żmij, pająków, czy os.
Gdy nastał ranek ruszono w dalszą drogę. Mijano zaczarowane skały, które mówiły różne rzeczy. A to wzywały Ageja i Enków, a to płakały, przeklinały wędrowców, śmiały się, śpiewały. Niemiłe miejsce te stepy Roxu. Reszta dnia minęła na walce z ogromnym ksykunem, a brał w niej udział cały orszak. Ksykun strzegł drogi i od każdej karawany żądał jako okupu jednego jej członka. Nie pomagały próby wykupienia się mięsem suhaka, czy koniną. On chciał koniecznie człowieka. Doszło do długiej i zażartej walki, zakończonej przez Wandę, która przeszyła serce potwora z łuku. Gdy do jego ciała zleciały się kruki, nastała noc. Wanda prowadziła Tarpana do wodopoju, gdy ujrzała jakieś dziecko. Był to pięcioletni chłopczyk, całkowicie nagi i płaczący. Miał wielkie, zielone oczy, świecące w mroku i ogromną głowę. Wanda zlitowała się nad nim, zapominając, że to najprawdziwszy sysun, a jego rodzice to brukołaki. Z chusteczki zrobiła mu przepaskę biodrową, po czym okryła swym płaszczem i posadziła na Tarpana. Koń był wyraźnie zaniepokojony. Gdy pił, sysun przytulił się do Wandy i wyszczerzył kły, by pić jej krew, gdy nadjechał Opos. Schwycił straszydło i cisnął nim o ziemię. Potem wyjął miecz i chciał je rozpłatać.
- Co robisz, przecież to dziecko?! – krzyknęła Wanda.
- Nie ufaj mu, pani, to sysun! – krzyknął Opos. – Pomnij co o nich opowiadano w Ribkovce! – następnie zwrócił się do straszydła. – Teraz odpowiesz za swe zbrodnie! – jednak Wanda błagała Oposa o darowanie mu życia. Junak choć niechętnie, zgodził się.
- Masz szczęście, że moja pani ma miękkie serce, inaczej bym cię przebił na wylot, ale musisz obiecać, čortowski pomiocie, że już nie będziesz pił krwi.
- Obiecuję – jęknął sysun, po czym uwolniony pomknął w step.
Nastał czas snu. Na tle Księżyca widać było czarownice, lecące na miotłach. Jedna z nich leciała na kamiennym słupie i miała wyjątkowo długi nos.



- To jest owa Baba Jaga – szepnął do towarzyszy Opos – można się po niej spodziewać wszystkiego złego.

,,Czarownice są piękne, ale nie dotyczy to Baby Jagi – mówił im gdy byli w Ribkovce, stary Owsiwuj. – Jest niewyobrażalnie stara, brzydka, zła i swarliwa. Ma ona nos długi jak dłoń dorosłego męża, zakończony brodawką. Ma rozwiane, białe włosy, ogniste oczy jak Wiła, jest chuda jak Kościej, ma obleśne, zwisające piersi i szpony znacznie dłuższe niż inne czarownice, ale najgorsze są jej zęby – wielkie, ostre i żelazne. Służy smokowi z Vovel i lubi szkodzić. Jej przysmakiem jest ludzkie mięso. Mieszka w zaczarowanej chacie – ludzie różnie mówią jak ona wygląda. Jedni twierdzą, że jej fundamentem jest kurza noga, na dodatek stale skacząca, inni, że ma kształt pudła i jest z żelaza. Na płocie wiszą ludzkie i zwierzęce czaszki’’.

Trzeba wiedzieć, że gdy przed laty, królową Julię Rzymską męczyły straszydła chcące pożreć rodzącą się córeczkę, Baba Jaga była wśród nich. Czarownica widząc na stepie orszak królowej Analapii, zapragnęła go pożreć. Powróciła do swej chaty i poczęła na śpiących zsyłać mamiące wizje, aby zwabić ich do siebie. Oposa kusiła sławą ,,zmiejoborstwa’’. Na próżno. Wandę najpierw kusiła sukniami, perłami i kamieniami, a potem płaczem dzieci, jednak królowa już wiedziała, że to tylko złudne majaki. Inaczej by się wzruszyła i próbowała pomóc. Cała drużyna jednomyślnie odrzucała pokusy, wzywając na pomoc Ageja, Enków i jytnas. Jeden tylko Bogusław, znany z chciwości, ujrzał garnek złota i chwycił zań. Gdy to uczynił, natychmiast zniknął, a z nim cały orszak. Bogusław z garncem złota w dłoniach, znalazł się w przestronnej komnacie. Na kominku płonął ogień, a na ścianach wisiały obrazy przedstawiające pierwsze czarownice: Babę, Vidmę i Ciotę, oraz królową Malkieš Lysarayatę. Przywitała go pani, niezwykłej piękności i poczęstowała go winem. Bogusław podziękował i wypił po czym padł uśpiony. Wówczas piękność komnaty zniknęła, zostały się tylko owe cztery obrazy na ścianach. Pani w koronie przybrała wygląd odrażający i poczęła zjadać Bogusława żelaznymi zębami. Była to bowiem Baba Jaga. Nie skończyła go pożerać, gdy na podłodze znaleźli się Opos i Wanda z drużyną. Baba Jaga nie zdążyła przybrać pięknego wyglądu, gdy wszyscy się obudzili w jej chacie. Została zdemaskowana, więc porwała z kąta szablę, prezent od króla ażdach i wrzasnęła:
- Teraz będę was szlachtowac jak świnie! – dodać należy, ze całe uzbrojenie wędrowców znalazło się na stepie. Nagle – Baba Jaga wrzasnęła i odrzuciła szablę. Polała się z jej szyi pomarańczowa krew. Potknęła się o taboret i upadła na klepisko. Stało się tak, bo ugryzł ją w kark sysun, ten sam, którego Wanda nie pozwoliła zabić Oposowi.
- Dobra robota, synu brukołaka! – Opos chwycił szablę i stanął nad Babą Jagą.
- Mam lepszy pomysł! – krzyknęła Wanda, po czym złamała magiczną miotłę. – Teraz nie będzie mogła czarować.
- Z miotłą czy bez, popełniła tyle łotrostw, że zasługuje na śmierć! – rzekł Opos.
Tymczasem Baba Jaga poczęła się zmieniać w oczach. Zniknęły jej szpony, nos się skrócił, wykruszyły żelazne zęby. Stała się ludzką niewiastą. Wanda kazała Oposowi, by ją oszczędził, co ten uczynił niechetnie. W zamian miano ją zaprowadzić do Dendropolis, by ją osądził król Irosław. Baba Jaga gorąco całowała kolana Wandy, po czym nie żywiąc nadziei na zmiłowanie, resztką swej magicznej mocy wypowiedziała ,,virało’’, które przyprawiło ją o pęknięcie serca.
Wreszcie po tych i innych przygodach, wędrowcy dojechali do Dendropolis. Przejeżdżając przez podgrodzie, Opos rzekl do Wandy.
- Nie mogę się nadziwić, że ten sysun okazał ci wdzięczność, bo przecież sysuny są złe.
- To dlatego, że w każdej istocie jest coś z Ageja i coś z Czarnoboga, żadna nie jest całkowicie zła, ani całkowicie dobra – odpowiedziała Wanda.
Tymczasem otwarto złocone bramy grodu, a trębacze zagrali fanfary. Król Irosław w otoczeniu trzech żon: Krywicy, Smelenicy i Duleby, córek Leszka II Płodnego, rozkazał, by grododzierżca z żoną wyszli naprzeciw gościom z Analapii z chlebem i solą. Wandę szczególnie gorąco przywitały żony króla. Ów wydał ucztę i turniej na cześć królowej, słuchał jej opowieści o dziwach ze stepów, a potem w odosobnionej komnacie rozpoczął rozmowy o Ludzie Ledy. Dodać należy, że Wandę szczerze zgorszyło wielożeństwo Irosława, choć bardziej mu współczuła, niż potępiała. Rozmowy trwały długo i nic z nich nie wychodziło. Padła propozycja, by Lud Ledy sam zdecydował kto ma być jego władcą, lecz Irosław, ku zgorszeniu potomnych, lubiących ludowładztwo, miał inny pomysł. Wysłał posłów do Imperium Romanum, do wyroczni w Delfach. Wróżka Pytia podała niezrozumiałą odpowiedź, którą ku rozczarowaniu Irosława zrozumiano tak, że Lud Ledy ma być poddany władzy Analapii. Wanda wróciła do Grakchova, a Opos razem z nią.

*

Niedługo po powrocie, królowa została wezwana do Nesty przez arcykapłana Wisława. Ten, czerwony z gniewu jak burak, publicznie oskarżył ją o złamanie ślubów dziewictwa z niejakim Oposem ze Svamii, bo tak mówił mu wieszczy sen. Groziła za to okrutna śmierć. Opos tymczasem był w Grakchovie i o niczym nie wiedział. Wandę skazano na sąd, specjalnie dla dziewic oskarżonych o złamanie ślubów. Milę za grodem znajdowało się pobłogosławione przez Mokoszę pole, zwane Świętą Ziemią, a było ono cudowne. Zakopywano w nim oskarżoną na całą dobę i jeśli była winna, odkopywano ją martwą. Jeśli zaś przeżyła, to świadczyło o jej niewinności. Teraz zakopano w nim Wandę, a cała Nesta płakała i modliła się o ratunek dla niej, po kryjomu złorzecząc Wisławowi. Arcykapłan pomyślał: ,,Teraz to się zemściłem na niej’’. Doba zaś minęła i odkopano królową. Była głodna i spragniona, ledwo, ale jednak żyła, ku wielkiej radości swych poddanych. Wisław okrył się wstydem i na klęczkach przepraszał tę, którą oskarżył. Wanda wróciła do Grakchova i opowiedziała o wszystkim Oposowi. Ten chciał pomścić ów haniebny zamach na jej życie, lecz ona błagała go tylko, aby opuścił powierzone jej królestwo.

*
Opos kochał Wandę i posłuchał jej prośby. Królowa odprowadziła go aż do Montanii i żegnając swego obrońcę, życzyła mu:
- Oby z ciebie wyszedł król większy od mojego ojca! – Opos zszedł z grzbietu rumaka Namri, ucałował ziemię, na której stała królowa, po czym wsiadł na siodło i bez słowa odjechał.
Przemierzył Slavię i zagłębił się w Imperium Romanum. Dotarł na pogranicze Panonii i Dacji, gdy do jego uszu dotarła wieść o pladze tych ziem. Przed laty przybył tu czarownik z północy, imieniem Musulus i osiadłszy tu, przybrał postać wielkiego, czarnego smoka. Pod tą postacią pustoszy ziemie, zwane po starokrasnemu ,,Sedepolisem’’, zjada różne istoty. Ostatnio zażądał córki rzymskiego namiestnika. Wielu próbowało zabić smoka, ale jego siła wydaje się niezmierzona... – opowiadali ludzie. Opos postanowił zmierzyć się z potworem. – nie dla zemsty, ale dla ratowania jego ofiary. Zaprowadzono go na bagna, gdzie do pnia olchy była przywiązana szlochająca niewiasta. Opos rozciął jej więzy, a wówczas z bagna wynurzył się smok. W węgierskiej legendzie miał on trzy głowy, zaś ,,Codex vimrothensis’’ podaje, że ów jednogłowy potwór o wielu ostrych zębach miał trzy najdłuższe; dwa górne i jeden dolny, przypominające kły morsa. Musulus zamieniony w smoka rozpoznał w junaku znienawidzonego syna Kenny. Natarł nań, plunął ogniem i wzbił się w górę. Opos choć się bał, ciągle parł na smoka, aż przebił mu serce mieczem. Potwór przestał zionąć ogniem, a duszę Musulusa zabrały Čorty. Opos wyrwał z paszczy smoka trzy najdłuższe zęby i razem z uratowaną, poszedł pokazać je namiestnikowi. Był tak poparzony, że ledwo szedł na nogach, a gdzie szedł tam Panończycy i Dakowie wołali nań: ,,Bator’’!, a Rzymianie: ,,Audax’’!, co znaczyło ,,Mężny’’. Wieść o jego czynie dotarła aż do Rzymu; cesarz Neron nadał mu herb Smocze Zęby i bez skutku próbował ułożyć o nim poemat. Junak poślubił Valerię, ocaloną córkę namiestnika, a jego odległym potomkiem, zgodnie z życzeniem Wandy był król Stefan Batory, ,,większy od Kraka’’.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz