,, [...] stylistyczną analogię odnaleźć można w 'Śnie' Felicji Kruszewskiej.
[...]. Główną postacią (i jedyną realną) jest w poetyckiej wizji Kruszewskiej 'Dziewczynka, której się śni'. Dramat zaczyna się zapadnięciem w sen, a kończy przebudzeniem. Materią poetycką śnienia jest trwoga o los ojczyzny, której zagrażają bliżej nieokreślone Czarne Wojska. Dziewczynka opragnie obudzić Księcia, aby obronił kraj, ale wszystkie jej wysiłki są krzyżowane przez niesamowitego Zielonego Pajaca, kukłę bezkostną, zjawiającej się wszędzie w chwili, gdy coś można popsuć i sen zmienić w koszmar. Funkcja Zielonego Pajaca jest w pewnych punktach styczna z funkcją Chochoła u Wyspiańskiego, jeśli Chochoła pojmujemy jako złowrogi symbol. Są i inne wymienności motywów - Wysłaniec w 'Śnie' przypomina Wernyhorę, złoty dukat , dany Dziewczynce i utracony później, kojarzy się ze złotym rogiem, taniec w scenie balowej ma narkotyczne znamiona chocholego tańca, są i widma zmarłych żołnierzy jak zjawy w 'Weselu', jakby sny we śnie. [...]'' - Lesław Eustachiewicz ,,'Wesele' Stanisława Wyspiańskiego''
piątek, 20 listopada 2015
Czarne Wojska i Zielony Pajac
Oniricon cz. 163
Śniło mi się, że:
- spotkałem w realu Sławomirę, która pokazała mi swój zeszyt do religii, do którego wklejała artykuły o prehistorycznych zwierzętach, min. o drapieżniku podobnym do skrzydlatej łasicy,
- ktoś powiedział, że wpatrując się w amerykański banknot dolarowy lub w znaki wiedźmińskie można dostrzec przekaz podprogowy,
- zapakowałem do plecaka swoje rysunki, słodycze i żywe szczeniaki, aby pokazać je swoim znajomym,
- w czasie zabiegu in vitro kobieta czuje to samo co w czasie gwałtu,
- w jednym z zaginionych utworów J. R. R. Tolkiena dwie małe, zielone nimfy wyczarowały z patyków krowę,
- w autobusie mówiłem po starokrasnemu do pana Martinusa ov Simcassa, który potem zamienił się we Franciszka Pieczkę; powiedziałem słowo ,,kras'' (krzyż) zamiast ,,sjen'' (cień), potem spotkałem aktora w piekarni i przepraszałem go za to, że nie mówiłem doń po polsku,
- Andrzej Fiderkiewicz powrócił do prowadzenia bloga,
- na ulicy spotkałem jakąś kobietę, która prowadziła na smyczy nieznany mi wcześniej gatunek mrówkojada, który był średniego wzrostu i łaciaty (ni była to tamandua); w tym śnie Voytakus ov Visnic rozdeptał jakieś larwy,
- osioł oprowadzał pielgrzymów po wyłożonej kafelkami Stajence Betlejemskiej, z której zabrano Żłóbek,
- na portalu ,,Fronda pl.'' ktoś pisał, że zgrzeszył stojąc w cieniu ustawionej przez księży egipskiej piramidy zakończonej posągiem sępa,
- we współczesnej Francji, gdzie prezydentem jest napoleoński inżynier Sadi Carnot terroryści spowodowali wielki pożar w Paryżu, który objął Wieżę Eiffla (sen zainspirowany niedawną masakrą w tym mieście).
czwartek, 19 listopada 2015
Przy Wielkim Belu
,,Horpyn został zabity przez własnego syna Madeja (Madeyus) . [Jego matka] Mokosz stała się jego niewolnicą; w zamian za darowanie życia miała gotować, szyć, tkać, prać i zmywać. Madej zgromadził sobie bandę z całej Słowiańszczyzny, z ziem celtyckich i germańskich, a jako jej herszt, u współczesnych i potomnych nosił imię Złodzieja – Rozbójnika. Bano się ich bardziej niż smoków i szarańczy, wsie pustoszały, a matki zabijały dzieci, by nie dostały się do niewoli. Nikt nie umiał poskromić Madeja i jego bandy. Do czasu...,'' - K. Oppman ,,Perłowy latopis''
Wołojar
– Siła Wołu spłodził Mladena, ojca Ozera, ojca Władysława I.
Pan Ozer (Oserus)
był to mąż wysoki i potężny, niby waleczny Bolesław, pierwszy
król Polski. Dziedzic na Wymroczu i Błyszczydłach miał włosy
rude i złociste; oraz sumiaste wąsy tychże kolorów. Na
miniaturach zamieszczonych w ,,Codex
vimrothensis''
widzimy go odzianego w dublet z połyskliwego, brązowego adamaszku i
czarne nogawice. Walczył i polował z grzbietu śnieżnobiałego
konia z Arabistanu, a imię jego: Zamieć. W stajniach rodu
Błyszczyńskich w Wymroczu, z marmurowych żłobów jadły owies
dziesiątki rumaków – białych arabistańskich i czarnych z
Turanu, wszystkie niezwykle zadbane i dobrane pod kolor, lecz Zamieć
górował nad nimi wszystkimi urodą, siłą, wiernością,
łagodnością i wytrzymałością. Powiadano o nim, że tak jak
jednorożce zrodził się w pierwszych dniach świata z morskiej
piany, a celtyccy pieśniarze i zaciężni wojowie prawili, że koń
ów to sama bogini Epona. Uzbrojony w miecz, zwany Ciosem, oraz w
maczugę Kruszyskałę, pan Ozer przecinał stal i kamień, kładł
trupem hordy strzyg, smoki i olbrzymy. O jego tarczy z wymalowanymi
smokiem i jednorożcem splecionymi w walce, prawili guślarze, że
potrafiła odbić piorun. Jednak największą chlubą zbrojowni pana
Błyszczyńskiego był pancerz ze złotej karaceny. Przed laty pan
Ozer zdobył go na oczach Boruty i Leśnej Matki, podczas wielkiego
turnieju w świętej Puszczy Dziewańskiej, na antyjskim rycerzu
Zlatyvoju, którego giermkiem był brodaty karzeł Radko. Syn Mladena
i brat Stanimira, założyciela Błyszczydeł jak na dobrego feudała
przystało, niestrudzenie bronił swych poddanych przed potworami i
przed ludźmi godnymi miana potworów, sprawiedliwie ich sądził,
pomagał w czas wojny, zarazy, głodu, powodzi i pożaru, przez co
chłopi miast przeklinać go jak innych panów, czcili go jak ojca, a
nawet zapraszali na swoje święta.
Tego
dnia pan Ozer słuchał na dworze w Wymroczu raportu swego sługi,
Wierszalena, jednego z włodarzy Latyfundium Wschodu, mającego
pieczę nad Chvojovym Lesem, rosnącym na krywickiej ziemi. W lesie
tym dominowały sosny, z których najwyższa była rosnąca w samym
środku święta Krasnaja Chvoja. Bajali Krywicze, że w Chvojovym
Lesie mieszkało plemię pięknych lecz groźnych niewiast;
Ludożerczyń, w których żyłach krew królowej rusałek Nastazji i
które zjadały mężczyzn. Raz przez ich ziemie przechodził junak
Żmij Ognisty Wilk, który za to, że uratował ich królową przed
rozpędzonym rogatym smokiem ngobou, nie został zjedzony, za to
otrzymał wór szmaragdów. Plemię to zostało przepędzone przez
Mladena i udało się na Daleką Północ, gdzie połączyło się z
Samojedami. Włodarz Wierszalen, po trzykroć dotknął czołem
podłogi, otworzył usta i począł opowiadać.
-
Madej Złodziej – Rozbójnik, którego hordy wędrują przez stepy
i gnębią Antów zabierając im bydło i wszelkie inne dobra,
najechał Latyfundia Wschodu i zmierza ku Wymroczu. W Surażu
dołączył do Madejowej hordy zbój Distimpatis; grecki książę z
polis Distimpathos, wygnany za jakieś winy. Z obu hersztami
stoczyłem bitwę w Chvojovym Lesie, gdzie widuje się jednorożce.
Bitwa była bardzo zażarta. Pod stanicą Madeja niczym bestie
najdziksze z najdzikszych wojowali chąśnicy ze wschodu i zachodu,
północy i południa; Słowianie, Scytowie, Waregowie, Grecy i inni.
Moi ludzie rąbali ich jak drzewa w lesie. Brodziliśmy we krwi i
jelitach, a zbójcy wciąż nadchodzili nowi; liczni i nienasyceni
kiej ta szarańcza. Wielce nam pomogli Lynxowie; waleczne i
nieznające strachu leśne plemię ludzi z głowami rysiów; niby
rysie zaczajeni wśród gałęzi drzew. To oni właśnie uśmiercili
księcia Distimpatisa; odgryźli mu głowę i rozszarpali jego
Greków, wojów z Nubii i Syrii jakby to były jagnięta. Tak oto z
pomocą Chrana; wodza Lynxów pokonaliśmy Madejowe hordy, lecz
Złodziej – Rozbójnik uszedł z życiem. Zaszył się w głuszy,
liże rany i znów gotuje się do marszu na zachód – pan Ozer
zafrasował się bo wiedział, że Madej to wróg dużo gorszy i
bardziej luty niż rozbójnicy, z którymi walczył do tej pory.
Bitwa
w Chvojovym Lesie to był dopiero początek. Armia rozbójnicza
plądrowała wschodnie posiadłości Błyszczyńskich, wyżynała
rodową milicję, paliła wioski i z każdym dniem była coraz bliżej
Wymrocza. Pan Ozer rozsyłał wici do wszystkich swych wasali,
gromadził wojska zaciężne z ziemic Gotów i Wandali, uzbrajał
chłopów, kazał sypać szańce wokół Wymrocza, prosił o pomoc
wodzów leśnych ludzi, żmijów, wodników, Lynxów, Neurów,
władczynie Wił i rusałek. Cały majątek tkwił w ostrym
pogotowiu.
,, […] [Tatra] uklękła i wzywała Ageja.
- … Perzona Foyakista: Perzona, Perzona, Perzona – lovaitie ysenen1! - następnie wzywała licznych Enków: miłosiernej Mokoszy i sprawiedliwej Juraty, mądrego Świętowita, Złotej Baby, Boruty i Leśnej Matki, aby udzielili niewinnym schronienia w lasach, oraz dwugłowego Mieczysława, aby odniósł zwycięstwo nad mającym płomień na karku Mieczywładem. Niech Czytelnik jej nie naśladuje, bo żadna z opisywanych postaci nie zasługuje na kult'' - ,,Tatra cz. III Ona i on''
Pan
Ozer, jeśli tylko nie ćwiczył swych wojów, udawał się w
samotności do spowitej blaskiem Srebroniowym zielonej dąbrowy.
Wchodził do małej, kamiennej kapliczki, w której dniem i nocą
płonął święty ogień i o ratunek dla swych poddanych błagał
Ageja i Enków; tych samych, których przed wiekami prosiła o pomoc
królowa Tatra. Zanosił modły w wielkim udręczeniu, jego oczy
zalewał pot, a głos należący do Świętowita zapowiadał mu, że
musi umrzeć w sposób sromotny, aby ocalić Wymrocze....
Madej
był coraz bliżej. W końcu nadszedł ten dzień, kiedy stanął u
bram Wymrocza. Wtedy to pan Ozer, chcąc zapobiec zniszczeniu i
grabieży, udał się w księżycową noc do obozu zbójców; piratów
i montańskich zbójników, wioząc kufry pełne szmaragdów i
złotych monet, które miały posłużyć za okup w zamian za
odstąpienie od walnego ataku. Szedł bez broni i konia, jedynie
giermek Sołtko; młode i piękne pacholę, wykupione z płowieckiej
niewoli, w milczeniu niósł skarby swego pana. Pan wielki, choć
upokorzony, szedł wolno przez ciemny i straszny las. Gałęzie drzew
biły go po twarzy, a wiatr zawodził jakby płakał. Pan Ozer dotarł
w końcu na pagórek gdzie stał biały namiot Madeja. Ledwo przybył
niosąc w ręku pochodnię i donośnym głosem wzywając wroga,
zewsząd otoczyli go zbójcy; zbrojni we włócznie i topory, okryci
skórami wilków, rysiów, rosomaków, a ich spiczaste hełmy zdobiły
bycze rogi. Ich herszt wyszedł z namiotu, zarzuciwszy na siebie
niedźwiedzią skórę i kolczugę, zaś jego wielka jak bochen
chleba dłoń pewnie ściskała maczugę.
-
Weź złoto, na któreś nie zapracował i opuść Wymrocze jako
rzekłeś – powiedział spokojnie pan Ozer.
Zbójcy
łapczywie zagarnęli kosztowności; oczy im błyszczały jak u
wilków; omal się nie pobili, a jeszcze było im mało!Madej
podszedł do pana Błyszczyńskiego i dobywszy sztyletu rozpłatał
mu brzuch w nadziei znalezienia weń klejnotów. Ponieważ ich nie
znalazł, zaklął szpetnie, odciął Ozerową głowę, zaś giermek
Sołtko widząc to czym prędzej pomknął w las, w stronę kurów
piejących w Wymroczu.
-
Już czas! - orzekł Złodziej – Rozbójnik. - Czeka nas bitwa z
panami, która odmieni świat.
Horda
rozbójników dziko porykując i chrzęszcząc kiścieniami ruszyła
na wielki bój. Noc była ciemniejsza niż kiedykolwiek, a pan
Błyszczyński zlany krwią, leżał wśród trawy, daremnie
oczekując pogrzebu.
Na
wschód od Wymrocza rósł na szczerym polu prastary dąb,
pamiętający czasy patriarchy Dobromira. Drzewo to nosiło imię
Wielkiego Belu. Pan Stanimir z grzbietu karego, turańskiego konia
wydawał ostatnie rozkazy swym wojom, uzbrojonemu chłopstwu,
najemnikom z dalekich krain, oraz sprzymierzonym hufcom rusałek,
Wił, wodników, żmijów, Lynxów, Neurów i leśnych ludzi.
-
Uczyńcie chąśnikom to co oni uczynili memu bratu, a waszemu panu!
- Madej nie mógł liczyć na litość pana Stanimira.
Tymczasem
w lesie, kiedy noc jeszcze władała w przyrodzie, zwłoki pana
Błyszczyńskiego odnalazły wilki. W ślad za wilkami nadeszła ich
pani; sama Dziewanna Šumina Mati, jaśniejąca przedziwnym pięknem,
otoczona orszakiem oddających jej cześć rusałek. Dziewanna, pani
lasu i wszystkich jego stworzeń, pochyliła się nad panem Ozerem i
gorzko zapłakała nad jego niedolą. Będąc Enką nie poprzestała
na tym, ale zagoiła mu rany kładąc na nich swe jasne dłonie, a
następnie przyszyła złotymi nićmi głowę do tułowia i wyprosiła
u Ageja przywrócenie pana Błyszczyńskiego między żywych. Leśne
rusałki błagały Ageja Żywota razem z nią nucąc słodką pieśń
przedziwnej piękności. Pan Ozer usiadł i ujrzał uśmiechającą
się doń twarz Leśnej Matki.
-
Byłeś martwy, lecz Agej przywrócił cię między żywych, chwała
mu za to na wieki – mówiła Dziewanna. - Przy Wielkim Belu twój
brat zmierzy się jutro z całą potęgą Madeja. Przyjmij przeto
mój pocałunek, wchłoń mój oddech, a posiądziesz z nim nadludzką
siłę; siłę stada turów. Zadmij w ten róg w prążki brązowe, a
z całego lasu zbiegną się pod twoją stanicę wojowie bez liku!
*
Przy
Wielkim Belu, w czas srogiej bitwy, niósł się z daleka szczęk
wszelakiego oręża. Spiż uderzał o spiż, konający rzęzili z
wyprutymi jelitami, odrąbane głowy w hełmach leciały jak grad, a
zewsząd zlatywały się kruki i sępy, radosne nadzieją żeru. Pan
Stanimir walczył w pierwszym szeregu; siał śmierć ciężką
maczugą i wznosił okrzyki ku czci Słońca i Księżyca. Madej
przeciwnie; wschodnim obyczajem dowodził swą hordą z oddali. W
chwili gdy nikt się tego nie spodziewał, na białym koniu Zamieci
wyjechał z lasu pan Ozer Błyszczyński wiodąc do boju wielki
hufiec leśnych wojów. Pod stanicą Wskrzeszonego walczyli
zgromadzeni przezeń i odczarowani ludzie, co zgubili się w lesie i
tak długo się po nim błąkali, aż przybrali postać zwierząt i
roślin; tak bowiem działa magia lasu. Rozbójnicy spojrzeli z
przerażeniem na tego kogo rozcięli, a jak prawią bajarze, u boku
pana Ozera jechała Dziewanna na jednorożcu i szyła z łuku, a
nigdy nie chybiała. Do wieczora horda została rozbita, lecz Madej
uszedł z życiem.
*
,,Carej, obwieszony lusterkami, zarył nosem w kałużę. Tak samo Spiczymir, Częstogniew, Puta, Undung – zastępy chąśników topniały jak wiosenne śniegi. Włócznia nie obroniła Kazimierza, ni kiścień Igora. Złodziej – Rozbójnik wysyłał do walki wciąż nowych zbójów, lecz ci ginęli. 'Przecież walczy z nami jedynie dwóch mężów'! - zdumiewali się wszyscy. Istotnie, przeciw całej bandzie stanęli jeno bracia Scyta i Sarmata z rodu Grabu i Jodły, założyciele nowych ludów. Istnieje wersja, w której towarzyszyła im wojowniczka Nastazja [….]. Była to siostra Scyty i Sarmaty. W innej wersji dbała o gospodarstwo i walką się nie zajmowała. Zbóje przebijali się własnymi mieczami, padali na twarze przed braćmi i jęcząc błagali, by im zamienili śmierć na niewolę. Wśród jeńców znalazł się również sam Madej. Zgromadzono ich na rynku, a więc orzekł karę śmierci. Wtem gdy pal dla Złodzieja – Rozbójnika był już gotowy, na jego głowę spadła biała płachta. To zrobiła Nastazja. 'Nastka oszalała'! - szeptały kobiety. Tymczasem Madej został rozwiązany i musiał pójść za Nastazją. Nim został jej mężem, pracował w gospodarstwie obu braci i siostry, aby naprawić wyrządzone zło. Nastazja nie biła go i pozwalała jeść przy wspólnym stole, lecz on nie był wdzięczny. Pewnego razu stojąc przed chatą, ujrzał sąsiadkę niosącą dzban wody. Rzucił się w jej stronę powodowany żądzą, lecz nagle z okna wyleciał kamień ugodził go w głowę. Sąsiadka uciekła, a Madej leżał nieprzytomny na trawie. Owym kamieniem rzuciła Nastazja – być może dlatego porównywana do swej imienniczki z ery dziewiątej. Tymczasem w umyśle leżącego powstawały obrazy ujrzał wszystkie trzy grupy wysp Nawi; radość Jasnej, oczyszczenie Ciemnej okropności Nawi Čortów. Tam ujrzał siebie i przeraził się. Nastazja wyszła z chaty i opatrzyła krwawiący czerep. Zraniony przez nią był już innym człowiekiem'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''
O
pokucie Madeja opowiada się, iż ujrzawszy w piekle czekające nań
łoże tortur, pełen skruchy posłuchał rady kapłana i zasadził w
ziemi swą maczugę, suchą jak wiór. Podlewał ją co dzień przez
wiele lat, aż przemieniła się w jabłoń uginającą się od
jabłek. Każde z nich wyobrażało duszę człowieka zabitego przez
zbója. Gdy wszystkie upadły, dusza Madeja poleciała do Nawi Jasnej
w postaci białego gołąbka.
1
Osobo Ognista; Osobo, Osobo, Osobo, zmiłuj się nad nami!
środa, 18 listopada 2015
Wymrocze i Błyszczydła - opisanie dóbr panów Błyszczyńskich
Błyszczyńscy
(Likostayeven)
to ród potężny i starożytny. Jeszcze nim Piastowie nastali, oni
już byli. Ich posiadłości rozciągały się setki mil na ziemiach
sklawińskich, w erze trzynastej nazywanych Analapią i Polską.
Ród
Błyszczyńskich pochodził ze wsi Błyszczyny (Likostaya)
na polskiej ziemi, a pierwszym człowiekiem o tym przydomku, który
stał się nazwiskiem był gospodarz Wołojar. Jego imię oznaczało
,,Siłę
Wołu'',
a był to człowiek silny i pracowitością pomnażający swój
dobytek. Wieś Błyszczyna niegdyś będąca miastem, słynęła
wśród okolicznych siół i grodów z pewnej drogocennej relikwii z
wielką pieczołowitością przechowywanej w
chramie. Sama nazwa osady wzięła się bowiem od miecza, tarczy i
zbroi, które niegdyś nosił rycerz Swietłan; pogromca czarnego
smoka Sruka i teutońskiego władcy Histera von Phalz, a które
teraz, opromienione sławą bohatera, świeciły niezwykłym, złotym
blaskiem. Chłop Wołojar zapisał się w kronikach tym, że gdy nocą
jego pole i zagrody jął tratować i pustoszyć dwugłowy olbrzym,
zamiast uciekać, porwał za włócznię, zwaną Drukol i jednym
ciosem zatopił ją w piersi intruza uśmiercając go. Za ten czyn,
jego sąsiedzi obwołali go swoim sołtysem.
Wołojar
miał syna, z dawna oczekiwanego przez rodziców junaka Mladena. Gdy
ów się rodził, nocne niebo rozświetlił deszcz płonących
strzał. Mladen przyćmił sławą ojca. W Atelkuzie nad rzeką rzeką
Tanais, czyli Danu, zabił utrapienie okolicznych pasterzy; wielkiego
smoka Kalamonę (Calamona),
mieczem Szlachtem ucinając mu wszystkie głowy i ogony za co
otrzymał herb Smok. W Łukomorju na oczach słowiańskiej królowej
Zapawy (Sapavy),
zasiadającej pod zielonym dębem, zwyciężył w turnieju i na jej
prośbę pojmał i pozbawił rogu czarnego jednorożca, który
napadał ludzi, pustoszył pola i pożerał białe jednorożce. Nad
Visaną pojął za żonę rusałczą księżniczkę Dziewoję
(Dievoya);
wojowniczkę i łowczynię, co polowała na bobry wielkie jak
niedźwiedzie, zdobyła w bitwie z Wandalami srebrną zbroję grafa
Huno von Silber, a jej rydwan ciągnęły jednorożce o złotych
rogach i niebieskich oczach. Tym co chcieli ją poślubić, Dziewoja,
córka Leili, zadawała zagadki i ścinała głowy tych, co nie
umieli ich rozwiązać. Udało się to dopiero Mladenowi, który
poznał rozwiązanie od ptaków, których mowę rozumiał dzięki
krwi smoka Kalamony. Pobrali się po wielu przygodach, a słudzy
Gorynycza, tacy jak grecka czarownica Gelo, która uwięziła
Dziewoję i przybrała jej postać, usiłowali ich rozłączyć.
Ślubu udzielił im Posen, kapłan Złotego Lwa, mający moc
wypędzania złych duchów, który mocą znaku kras zwyciężył
czarownika Ariusa z Hagg i przebił go na wylot rogiem jednorożca.
Mladen i Dziewoja założyli gród Wymrocze, zaś ich syn Stanimir
wzniósł nad morzem miasto Błyszczydła.
Kiedy
w erze dwunastej na polańskiej ziemi, król Pociej I (Pothei)
założył królestwo Białej Surbii, zaś na wiślańskiej ziemi
latorośle bana Tihoszara wzniosły tron w Glaukopolis, grodzie
stołecznym Białej Krobacji, Błyszczyńscy herbu Smok płacili dań
królom obu tych państw. Pan Kazimierz Błyszczyński, którego imię
oznacza ,,Niszczyciela
Pokoju''
podeptał obietnice lenne i z pomocą słowiańskiego plemienia
Mazonów z Mazivy, noszących na hełmach rogi wyrwane żywym turom,
najechał Białą Surbię i Białą Krobację, niosąc rzeź, gwałt
i pożogę. Mimo swych starań nie został królem i poniósł śmierć
sromliwą, bo ze wschodu nadeszli Sarmaci króla Kirak – apinesa i
podbili Słowian, aż po rzekę Lebanę.
W
pierwszym imperium Sarmatów, ród Błyszczyńskich zachował swe
dobra. Kolejni dziedziece udawali się do stołecznej Boloski, grodu
Bolosa – Welesa, by składać hołd kolejnym królom, noszącym
białą chustę miast korony, wspierali w podbojach w Azji i w Afryce
(pan Mlastymir złamał miecz z damastu gliniane mury grodu Toxilia w
Bharacji). Oraz zyskali przywilej pobierania danin z handlu z
Mangazją.
Sytuacja
uległa pogorszeniu za Atamrasa, ostatniego króla imperium, który
począł prześladować Błyszczyńskich za to, że byli Słowianami.
Wówczas pan Urat przyłączył się do powstania Słowian, na
którego czele stanęli Jesza – późniejszy król Grecji i jego
brat Nija Niewidek.
Po
upadku imperium Sarmatów, przez parę następnych wieków
Błyszczyńscy nie płacili nikomu dani i nie składali hołdu, aż
do czasów królów Samona – przybysza znad rzeki Nilus, Kilitina –
celtyckiego księcia – wygnańca i jego córki Silen Rydómiel,
przez Słowian zwanej Ślągwą (Silena).
Na
początku ery pan Władysław III udał się do Nesty, by złożyć
hołd Lechowi I Dalmackiemu, władcy i założycielowi Analapii. Od
tego czasu Błyszczyńscy, najstarszy i najpotężniejszy ród
królestwa dziś zwanego Polską, przez długie wieki wiernie mu
służyli, bijąc na polach licznych bitew Bohemian, Danajów,
Amazonki, Asyryjczyków, Persów, Roxów, Sasów, Bawarów, Turyngów,
Gotów, Wandalów, Greków, Rzymian, Hunów, Brytów i Franków.
Wałdaj (Valdayus);
król Roxu, napadając Analapię odebrał Błyszczyńskim ich
posiadłości nad Tinerpą i Volgą, których jego przodek Rus nie
ważył się odbierać. Ponadto z rodu owego wyszli uczeni mężowie,
kształceni pod okiem Sokratesa, Platona i Arystotelesa, poeci
pobierający nauki od Homera i Wergiliusza, oraz kapłani.
Największym wrogiem Błyszczyńskich był ród Pompiliuszów,
wywodzący się z Italii, który wydał królów Popiela I Okrutnego
i Popiela II Gnuśnego. Waśń ta trwała całymi wiekami, a jej
wyrazem były krwawe zajazdy. Pan Płomień chwalił się, że
własnoręcznie ubił dziewięćdziesięciu i dziewięć wojów z
rodu Pompiliuszów. W końcu sam zginął z ręki jednego z nich,
pana Kazimierza Stanisława, który uciął głowę panu
Błyszczyńskiemu i zawiesił ją sobie na sznurku. Gdy to uczynił
martwa czaszka zraniła go ostrym zębem. Wdało się zakażenie i
pan Kazimierz Stanisław umarł. Tak oto pan na Wymroczu i
Błyszczydłach dopełnił ślubu zza grobu. Po upadku Rzymu, kiedy w
Analapii panował król Bogdal, żył pan Borzywoj – Wojownik z
Boru, którego w niemowlęctwie znalazł porzuconego na łące i
przygarnął pan Wartomir z żoną Sawą. Borzywoj Bływszczyński ze
szczerego serca przyjął chrzest i zmienił swe nadane na cześć
Boruty imię na Bożywoj, czyli Wojownik Boga. Wiernie służył pod
stanicami króla Bogdala broniąc Analapii przed najazdem króla
Artura (zabił rycerzy Cadora i Hiderusa), cara Czerwonego Człowieka,
oraz przed straszydłami smoka Girginicza. Po pokonaniu licznych
przeciwności, poślubił Anej z Lasu, choć miał przeciw sobie
potęgę zabiegającej o niego czarownicy Daniki z Vompierska i smoka
Girginicza. Bożywojowi i Anej z Lasu urodził się syn o imieniu
Jeno, lecz wszyscy troje ponieśli śmierć męczeńską za panowania
Artura Apostaty, syna Bogdala. Od tego czasu Wymrocze i Błyszczydła
przeszły w ręce Błyszczyńskich z Saczka. Za panowania Mieszka
(Metytlałos)
z rodu Piastów; ostatniego króla Analapii i zarazem pierwszego
księcia Polski, pan Fatmir, jego wasal, przyjął chrzest wraz z
całym rodem i czeladzią.
Tak
jak niegdyś Błyszczyńscy służyli Analapii, tak teraz służyli
Polsce; przykładnie broniąc jej na polach bitew, oraz wydając
ludzi uczonych i świętobliwych. Największym dziełem owego rodu
była opasła księga ,,Codex
vimrothensis''
pisana przez kilka kolejnych pokoleń panów na Wymroczu i
Błyszczydłach, a zawierająca starozytne mity, legendy i baśnie
Słowian i innych ludów. W pisaniu tego dzieła szczególnie się
zasłużył pan Innowojciech, żyjący w XVII wieku, zaś jego
przyjaciel, ksiądz jezuita Aleksander Solewicz z Wilna napisał doń
religijny komentarz, tak zwany ,,Glosariusz''.
,,Codex
vimrothensis''
został wydrukowany w czasach saskich w 27 tomach, za sprawą
żydowskiego arendarza Lesmana, przodka wielkiego Bolesława.
Błyszczyńscy jako dobrzy Polacy walczyli w konfederacji barskiej,
insurekcji Kościuszkowskiej, powstaniach listopadowym i styczniowym,
za każdym razem drogo za to płacąc. Ostatni z rodu, pan Leopold,
weteran powstania styczniowego, zmarł w przytułku w Krakowie.
Najważniejszym
źródłem do poznania historii rodu jest ,,Codex
vimrothensis'',
ale ważną rolę odgrywa też ,,Perłowy
latopis''
Kosy Oppmana, niestety zawierający bałamutną informację, że
jakoby Błyszczyńscy żyli już przed potopem, a królewicze
Mieczysław i Przerośl – Żyrwak służyli w ich włościach za
parobków. Pan Innowojciech był tym z rodu, któremu poświęcił
swój wiersz Bolesław Leśmian.
*
Wymrocze
(Vimrothe)
było siedzibą rodu Błyszczyńskich. W osadzie owej mieścił się
zbudowany na Orlim Wzgózu (Gił
Uklanis),
potężny, według rodowych legend budowany przez olbrzymy zamek
Smocze Gniazdo (Nesta
Dragonis),
oraz używany w czasach pokoju dwór panów Błyszczyńskich. Leżało
na ziemiach późniejszej Analapii, gdzieś między Küjvem a Mazivą,
a jego mieszkańcy utrzymywali się z uprawy ziemi, łowienia ryb,
wypasu bydła i trzody, bartnictwa i zbieractwa. W Wymroczu mieszkali
też rzemieślnicy i kupcy.
Błyszczyńscy
poczynając od pana Władysława I, syna Ozera, syna Mladena, znali
sztukę czytania i pisania, mówili różnymi językami, a nawet
odbywali wojaże do dalekich ziem – pan Piesymir był aż na
Lemurii.
Ród
ten od pokoleń gromadził księgi – egipskie i greckie papirusy,
gliniane tabliczki z Asyrii i Babilonu, papierowe i jedwabne zwoje z
Sinea, drewniane tabliczki Słowian oraz opasłe kodeksy pergaminowe;
ręcznie pisane i malowane, pieczołowicie zdobione złotem, srebrem,
bursztynem, perłami i kamieniami. Rodowa biblioteka mieściła się
na zamku Smocze Gniazdo, pilnowanym przez magnacką armię –
milicję, bezpieczna przed ogniem i grabieżami licznych najezdników.
W bibliotece tej, daleko starszej i zasobniejszej niż ta w
Aleksandrii, można było znaleźć ,,Gołębią
Księgę'',
,,Księgę
Welesową'',
,,Perłowy
latopis'',
kroniki Prokosza i Kagnimira, latopisy - ,,Szmaragdowy''
i ,,Szafirowy'',
,,Biblię''
i jej najdziwniejsze nawet apokryfy, pisma Ojców Kościoła, tajemne
księgi Egiptu, Babilonu i Sinea, uratowane od zagłady księgi z
Atlantydy, pisma greckich i rzymskich poetów, filozofów i retorów,
przeklęty ,,Necronomicon''
z Arabii, spisana na liściach palmowych historia wojny trojańskiej
oczami Trojan i wszelkie inne; dobre i złe, spisane w całej gamie
języków. W erze trzynastej pan Pieczysław II na prośbę Poznana
Późnego, króla Analapii, zakładającego otwartą dla wszystkich
chętnych bibliotekę w nowej stolicy – Posanie, pożyczał księgi
z rodowego księgozbioru, aby królewscy skrybowie mogli je przepisać
i oddać. W późniejszych wiekach, pan Barwin III pomagał Grekom w
zakładaniu biblioteki w Aleksandrii. Biblioteka została spalona z
rozkazu Artura Apostaty, chcącego zniszczyć zarówno wiarę
chrześcijańską, jak i słowo pisane.
Błyszczyńscy
równie chętnie co księgi zbierali osobliwości z całego znanego
sobie świata – rzadkie klejnoty, zasuszone rośliny i spreparowane
zwierzęta, skamieliny, egzotyczne maski, greckie rzeźby i ceramikę,
grzyby, kamienie, stroje, broń, zbroję, egipskie mumie i aparaturę
naukową. W rodowym muzeum w Michałowie Dolnym przechowywano ponoć
czarne, smocze jaja, skórę zielonego wilka z Lemurii, czy nawet
białego kruka.
Ponadto
Wymrocze tonęło w kwiatach i zieleni, a to za sprawą pań
Błyszczyńskich, przez wieki pielęgnujących ogromny, zaczarowany
ogród botaniczny. W ogrodzie tym nawet w czas najsroższej zimy
panowało wieczne lato. Kwitły w nim róże, lilie i kwiaty paproci,
rosły palmy, papirusy i trzcina cukrowa, rzadkie gatunki lotosu,
drzewa oliwne, dęby, cedry, sykomory, a nawet drzewo Bo z Bharacji.
Wśród drzew, krzewów i kwiatów tańczyły w blasku Srebroniowym
rusałki w lekkich szatach, utkanych z poświaty, pasły się
jelenie, daniele, sarny, gazele, jednorożce, dziki, a nawet para
słoni z Bharacji, polowały lwy, pantery i wilki, zakładały
gniazda pawie, żar – ptaki; słowiańskie feniksy i strusie, a w
sadzawkach pluskały się złote rybki spełniające życzenia i ryby
o diamentowych łuskach z krainy zwanej Daria.
Michałowo
Dolne (Michalovo
Dolnice)
to zwykła wieś zaopatrująca Wymrocze w żywność, położona odeń
na południe i zachód. Przez długie wieki nosiła nazwę Jary
(Jaroj)
na cześć Jarowita; pogromcy smoka Rykara. Pan Bożywoj zmienił
nazwę wsi na cześć św. Michała Archanioła, który strącił do
piekła Lucyfera – Smoka Piekielnego.
Saczek
(Saček)
to wieś leżąca na północ od Wymrocza. Była ważna dla rodu
Błyszczyńskich, bowiem w owej osadzie w drewnianej kapliczce, z
wielką czcią przechowywano insygnia rodowe, a były to Cudowne
Przedmioty, które spadły z nieba w czasach pana Władysława II –
dzban – symbol obfitości, korona – symbol władzy i miecz –
symbol walki i chwały. To, iż insygnia owe znajdowały się w
Saczku, traktowano jako zapowiedź wywyższenia młodszej gałęzi
rodu Błyszczyńskich. Tak się jednak nie stało. Błyszczyńscy z
Saczka przeżyli prześladowania Artura Apostaty, bo wyrzekli się
świętej wiary Chrystusowej i zostali potępieni, a choć król ich
nagrodził, okryli się hańbą.
Błyszczydła
(Vlistidla)
to gród nad Morzem Srebrnym. Jego mieszkańcy żyli z łowienia ryb,
zbierania bursztynu i handlu z Gotami zza morza. Już pan Stanimir
Mladenowic wzniósł w Błyszczydłach olbrzymi, znany w całej
Sklawinii chram Juraty – królowej morza, zdobiony bursztynem,
srebrem i eburnem z Afryki. W chramie tym na poczesnym miejscu stał
ogromny, wykuty przez greckiego rzeźbiarza posąg Juraty,
trzymającej w ręku złoty trójząb, odzianej w suknię z
bursztynowych grudek. Posługujący w nim kapłani, zwani przez lud
,,wodolejcami''
z powodu ofiar składanych z wody, przez wieki gromadzili uczone
księgi, wyłowione z morza skarby – kufry pełne złotych monet,
perły we wszystkich kolorach, w tym zaczarowaną Zieloną Perłę,
którą zdobył wraz z drużyną pan Mladen, kamień filozoficzny,
który skradli piraci, złote puchary, eburnowe rogi do gry, wykonane
z muszli grzebienie syren, oraz najrozmaitsze; zasuszone, bądź
zakonserwowane w spirytusie bądź natronie morskie stworzenia –
rekiny, rozgwiazdy, kraki, czyli ośmiornice, kalmary, mątwy,
łodziki, koralowce, morskie węże i smoki, lwy morskie o łusce
karpia, Syreny Brzydkie, czyli małpy morskie, płaszczki, ryby –
chimery, ptaszory, marliny, żaglice, samogłowy, najeżki, kozy
morskie, tury morskie, morscy mnisi i morscy biskupi, gady –
latawce, skóry fok i morsów, zęby narwali, iglicznie, koniki
morskie, kraby, langusty, homary, wszelkie gatunki małży, żółwie
morskie, skórę niedźwiedzia polarnego z wyspy Grumant, czyli
Svalbard i wiele innych okazów. Po przyjęciu chrztu, pan Bożywoj
zamienił chram Juraty na klasztor pod wezwaniem Najświętszej Maryi
Panny Gwiazdy Morza, zaś zgromadzone przez pogan zbiory przeszły
pod opiekę mnichów. Było tak aż do czasu Artura Apostaty, który
wymordował mnichów i zniszczył klasztor wraz z jego skarbami. W
Błyszczydłach spisana została ponadto księga ,,Codex
vimrothenis – vlistidlianus'',
będący jednotomowym skrótem ,,Codex
vimrothensis'',
kładącym nacisk na wierzenia związane z morzem.
Nieopodal
Błyszczydeł, fale Morza Srebrnego z hukiem roztrzaskiwały się o
wały Olivy. Według legendy podanej przez ,,Codex
vimrothensis'',
w grodzie tym, Światłosława przez Greków zwana Ateną, a przez
Rzymian – Minerwą, zasadziła drzewko oliwne. W kronikac cystersów
z owego grodu znajdują się wzmianki o Analapii w czasach królów
Bogdala i Artura Apostaty, w tym również o męczeństwie św. Anej
z Lasu.
Na
południu, w analapijskiej prowincji, zwanej Śląż (Silenia)
w miejscu, które obfitowało w wapienne skałki, leżały dwie wsie
– Rzędki (Riadki),
dziś zwane Rzędkowicami, oraz leżący po drugiej stronie lasu Mał,
noszący swą nazwę od imienia zasadźcy, gdzie ziemia rodziła
garnki, obficie wykopywane przez chłopów podczas prac polowych. Za
panowania króla Bogdala mieszkańcy obu wsi chcieli walczyć między
sobą, ale powstrzymała ich dobra i mądra Anej z Lasu. W jednej z
legend zamieniła krewkich chłopów w ptaki – bataliony, ale nie
trzeba w to wierzyć.
Pięć
po pięć wiorst za zachód od Wymrocza, niczym olbrzymi klejnot
położony na zielonym suknie, leżało wielkie i cieszące oczy swym
pięknem Jezioro Turkusowe (Lykanus
Turcusea)
, ocienione leśnymi drzewami, pełne ryb i raków o rozmiarach
średnich psów, które potężnymi szczypcami rozrywały sieci i
kaleczyły kąpiących się ludzi. Raki te słuchały rozkazów
noszącego złotą koronę króla jeziora, zaklętego w ogromną
ropuchę, mniejszą niż królowa Betel – Gausse z jeziora Mamir.
Ów ropuszasty król jeziora całymi wiekami czekał na mający go
odczarować pocałunek czystej panny, a oprócz olbrzymich raków
usługiwały mu rusałki i topielcy.
Jeszcze
w innym zakątku posiadłości, nieopodal Gór Stołowych, gdzie
olbrzymy wyprawiały swe uczty, stał Zagajnik, w którym nigdy żaden
drwal nie wycinał drzew. W lesie tym zawsze panowała grobowa cisza;
unikały go ptaki i wszelkie inne zwierzęta. Nie uświadczyłbyś w
nim polujących leśnych ludzi, roztańczonych rusałek o upajającym
głosie, ani dzieci zbierających do kobiałek grzyby i jagody.
Zagajnik był lasem przeklętym; jego drzewa wybrały Gorynycza, a
pożywiały się ciałem i krwią ludzi i wszelkich innych istot,
które mogły dogonić, złapać i pożreć. U ich stóp bielały
kości nieszczęsnych ofiar, lecz zła sława Zagajnika rozniosła
się szybko i z upływem czasu coraz mniej było nieostrożnych,
którzy zapuszczali się doń. Za panowania Mieszka, drzewa z
Zagajnika straciły swą demoniczną moc, odkąd biskup Jordan
poświęcił je, w wychodząc żywy z przeklętego lasu, pozyskał
wielu Słowian dla świętej wiary Chrystusowej.
Owego
pandemonium drzew – ludożerców żadną miarą nie należy mylić
z Lipowym Zagajnikiem (Lenedaya
Sahaya),
rosnącego nad Jeziorem Turkusowym, a w innej wersji – przy granicy
z Burus. W lesie tym klimat był łagodny, nawet zimy nie były zbyt
dotkliwe, choc obfitowały w śnieg. Lipowy Zagajnik to las
zaczarowany, pełen Słońca i zieleni, ptaków i motyli,
błogosławiony przez Enków; Borutę i Dziewannę, przepojony
pięknem i radością. Wśród niezliczonych zwierząt, których
pełno było w innych lasach i puszczach, żył tu długowieczny,
biały jeleń poświęcony Dziewannie, znający ludzką mowę. Po
miękkiej trawie stąpały złotowłose driady, których życie
związane było z lipami, odziane w powłóczyste, błękitne suknie.
Owe to lipowe nimfy udzieliły schronienia rannemu panu Mladenowi,
wyleczyły jego rany i ofiarowały łuk, co nigdy nie chybiał celu,
aby mógł bronić swej ziemi przed najazdem Gotów i Burgundów.
Ponadto w Lipowym Zagajniku widziano lwy i złociste pantery, białe
tygrysy, jednorożce, gazele, a swe gniazda zakładały feniksy,
czyli żar – ptaki, białe orły i pawie. W każdą Noc Kupały
kwitły tu złociste kwiaty paproci, drzewa tańczyły, a woda w
źródełkach i strumykach zyskiwała moc leczenia wszystkich chorób.
Każde drzewo w tym cudownym lesie po zranieniu kory tryskało
miodem, a opadłe liście pobłogosławione przez driady
najpiękniejsze z pięknych, zamieniały się w złoto i klejnoty. Za
panowania króla Bogdala, pan Bożywoj postawił w Lipowym Zagajniku
kapliczkę ku czci Maryi.
Latyfundia
Wschodu (Latifundium
Orientalis)
obejmowały nieprzeliczone krocie posiadłości rozciągających się
na ziemiach Rusią Kijowską i Moskiewską. Dobra panów
Błyszczyńskich, tysiące wiorst stepów, puszcz, bagien, pól
uprawnych, wsi i grodów leżały nad rzekami Tinerpą, Tinestrą
Veresiną, Volgą, Danu, a nawet nad rzeką Mox. Zostały odebrane
rodowi przez Wałdaja, króla Roxu, który najechał Analapię.
Do
posiadłości rodu Błyszczyńskich należały również Góry
Mędrców znane z tego, że w erze trzynastej zawitał doń filozof
Platon i rozmawiał z pokutującym duchem Karkonoszem. W górach tych
rósł Umarły Las – niegdyś piękny i zielony, lecz za sprawą
złych czarów egipskiego czarownika Setiego, przez Rzymian zwanego
Simplicjuszem Setodavusem, który składał ofiary z krwi pod pozorem
badania chronologii, las umarł.... Zła magia uzurpatorsko
nazywająca siebie nauką, skaziła go i zamieniła w omijane przez
ptaki i inne zwierzęta zbiorowisko nagich kikutów bez liści i
kory. Odtąd mieszkały w nim jeno strzygi i wąpierze, oraz pijące
krew ożywione trupy słuchające czarownika Czesława o twarzy
pomalowanej na zielono. Seti po tym jak uśmiercił piękny niegdyś,
górski las, obawiając się spalenia na stosie, zbiegł do Sedinum.
Tam jednak spotkał należną karę – pożarł go wilkołak, który
wyszedł z talii wróżebnych kart.
Jeszcze
straszniejszy był Las Ciemny (Forestrus
Darkynerus)
leżący na zachód od Wymrocza. Nad lasem tym nigdy nie wschodziło
Słońce; cały czas panował w nim nieprzenikniony, antracytowy
mrok. Często padały też deszcze krwi, bądź wody przemieszanej z
jakimś octem. Jego mieszkańcami byli słudzy smoka Girginicza i
Czarnoboga; najdziksze i najobrzydliwsze potwory i straszydła;
strzygi, wąpierze, Čorty i wszelkie inne. Przez Las Ciemny szedł
samotnie, chroniony jeno mocą cudownej lilii z Sobotniej Góry, pan
Bożywoj, na spotkanie czarownicy Daniki z Vompierska, której rudy
włos przyniosła mu jaskółka. ,,Iść
do Lasu Ciemnego''
znaczyło umrzeć.
Vompiersk
(Vampiropolis)
był zewsząd otoczony Lasem Ciemnym, pogrążony w wiecznym mroku i
sączącej jad wilgoci. Mieszkały w nim wąpierze i wszelkie inne
straszydła, pożerające się na ulicach, których carem był smok
Girginicz, lęgnący się w przypominających norkę mrówkolwa
lochach pod największą z przeklętych, służących chwale złych
duchów świątyń. Niektórzy z mieszkańców Vompierska, tacy jak
czarownica Danika, która ugościła pana Bożywoja, byli bardzo
bogaci i mieszkali w rzymskich willach i pałacach, inni zaś
zasiedlali lochy, upiorne parki pełne mięsożernych drzew, sadzawki
czarnej, trującej dla człowieka wody i ruiny. Osadę tę założył
w erze dwunastej, książę wąpierzy Vpyr (Vpirus);
jak podają legendy, wcześniej mieściła się w owym miejscu wioska
leśnych ludzi. Vpyr bardzo długo krzywdził ludzi, aż zginął za
sprawą panny Sędzirady Błyszczyńskiej. Owa dzielna dziewczyna
wydała się na żer wąpierza, by ratować mieszkańców Wymrocza –
napiła się rtęci i Vpyr zginał marnie po zatruciu się jej krwią.
Wówczas dusza panny Sędzirady udała się do Vompierska, gdzie
otworzyła żelazny skarbiec księcia wąpierzy i uwolniła zeń
wszystkie dusze uwiedzionych przezeń dziewic. Następnie wszystkie
udały się do Nawi Jasnej, do radości bez końca.
Na
ziemiach późniejszej, analapijskiej prowincji Viscli, znajdowała
się osada Strzygi (Strixen).
Jak można się domyśleć, była to osada strzyg, które nocami
niepokoiły Wiślan, napadając na nich, a jeńców trzymały w
klatkach i tuczyły, aby ich pożerać. Osadę założył strzygoń o
imieniu Strach Kłamca (Gorror
Falsiyet'),
który pożywiał się wężami i gnojem, przez co mowa jego była
zawsze kłamliwa. W czasie wojny króla Bogdala ze smokiem
Girginiczem, złe stwory z Lasu Ciemnego, Vompierska i Strzyg
popełniały niewyobrażalne wręcz zbrodnie na ludziach, których
miejsce chciały zająć. Król Bogdal spalił przeto owe siedliska
złych mocy, a na ich popiołach wzniósł kościoły.
Błyszczyńcy
posiadali również liczne dobra w Montanii, gdzie walczyli ze
zbójnikami i potworami takimi jak: panki, léwice, czy smoki. Straż
nad Montanią pełnił zamek Ostra Skała (Petra
Spikoła)
zbudowany na wyniosłej górze, w górach nazwanych na cześć
ofiarnego i pełnego współczucia Żbiczanina Pienina. W erze
trzynastej za panowania króla Analapii Sulirada II, kiedy
dziedzicami na Wymroczu i Błyszczydłach byli bracia bliźniacy,
panowie Władyrad i Skarbimir, czarownik Czesław o Zielonej Twarzy,
uczeń niegodziwego Setiego, na czele swej hordy żądnych krwi
ożywieńców z Umarłego Lasu, oblegał Ostrą Skałę, lecz został
pokonany i zabity w boju. Po odparciu ataku, panowie Władyrad i
Skarbimir spalili Umarły Las (płonął niedobrym, zielonym
płomieniem), a z nim zamieszkujące go straszydła. W Montanii
znajdowała się również posiadająca trzy szczyty, przypominająca
tryzub Góra Troizak, przez Rzymian zwana Triadą. W jaskini na
szczycie owej góry smok Girginicz uwięził Anej z Lasu, lecz
uwolnił ją pan Bożywoj.
Subskrybuj:
Posty (Atom)