czwartek, 21 listopada 2013

Nasz brat z Afryki




,,Hrrrr...'' Na poddaszu domu państwa Skyjłyckich spało wielu chłopów. Odkąd Dziadostwo zaczęło znów okupować wioskę starali się oni przebywać razem aby w zespole stawiać skuteczniejszy opór. Dlatego też w wysokim na dziesięć metrów domu Pana Sołtysa, pełno było uzbrojonych mieszkańców, co jednak nie wpływało dobrze. Ogromny budynek był przeludniony, a jego lokatorzy (wśród nich Czubek, Lawendycja i Heniek) odczuwali brak prywatności i ich mentalność ulegała coraz większym wypaczeniom; nie brakowało bójek i strzelanin, wcale nie rzadszych niż ataki Dziadostwa. Jednak Ksiądz Dobrodziej, Pan Sołtys i Stara Babucha z trudem próbowali wypracować metody łagodzenia agresji. Kanonada zaskoczyła lokatorów poddasza gdy ci spali. Wartownik nocny, postrzelony opadł na ziemię nawet nie pisnąwszy, a grad kul przebiwszy szyby, pozabijał większość nocujących chłopów gdy ci leżeli w łóżkach. Kule nie dosięgły jednak Łukasza. Ten obudził wszystkich lokatorów i wszyscy razem odparli atak.
- Mimo wszystko warto było przylecieć! - mówił towarzysz Szmaciak do niejakiego Adolfa Skoratyszyckiego siedząc za drążkiem sterowniczym helikoptera; daru Gomułki dla pawlaczyckiego Dziadostwa.


*

No cóż, Dziadowscy chcieli w ten sposób pomścić zniszczenie kordonu, stacji benzynowej, czterech helikopterów, kanonierki na Jeziorze, przepędzenie posterunków strzelniczych znad Wisły i Jeziora, oraz przechwycenie arsenału. Nie przebierali w środkach i celem jaki im Plaptonius wyznaczył było zabicie każdego chłopa, lub jego zwierzęcia, spalenie każdego pola, lub chaty, terror, terror, jeszcze raz terror, mówiąc krótko i węzłowato: wojna totalna.



Był ranek kiedy nad Wisła, w promieniach wschodzącego Słońca stał tajemniczy człowiek noszący maskę i szaty przypominające egipski sarkofag.
- Towarzyszu Biutomiński, czy opuszczona drewniana łódź z przyczajonym snajperem to dobry pomysł? -  ktoś wyrwał go z zadumy.
Alphons Herbertowicz Biutomiński, człowiek niewiadomego pochodzenia był agentem NKWD, później zaś, od 1954 r. - KGB, szpiegującym w wielu krajach świata, zwłaszcza w USA i w Wielkiej Brytanii. Jego niesamowity strój miał stanowić zabezpieczenie przed kontrwywiadowcami dybiącymi na jego życie.
- Nie warto - zaprzeczył Biutomiński. - Kułacy szybko się zorientują, że to pułapka, lepiej zaniechać tej zmyłki z łodzią.
Był honorowym gościem Fortu Marksa i należał do SCzZDz Radzieckiego i SCzZDz Kolonialnego. Plaptonius widział w nim przede wszystkim zawołanego mordercę. Gdy Biutomiński obserwował prace nad fortyfikowaniem Wisły, siedząc na przenośnym, wiklinowym krześle, stało przy nim pięciu murzyńskich niewolników. Tymczasem nad rzekę, nie spodziewając się niczego przybył konno Łukasz Skyjłycki, wraz z Heńkiem, jego żoną Lawendycją, oraz paroma innymi chłopami. Zatrzymują się i widzą...
- Wydaje się, że Dziadowscy znów szykują pułapki nad Wisłą - powiedziała Lawendycja odruchowo chwytając za kolbę pistoletu, wszyscy zaś w milczeniu podjechali bliżej aż na sam brzeg. Nagle koń Łukasza runął w gęstwinę trawy, czemu towarzyszył huk osiemnastu wystrzałów karabinowych. Biutomiński mordował z rewolweru Murzynów, aby nie wpadli w ręce chłopów, ci zaś konali bez żadnej możliwości pomocy czy oporu, swoim milczeniem stanowiąc jeden wielki akt oskarżenia. Tymczasem jego trabanci otworzyli ogień do przybyłych. Jednakże trafiła kosa na kamień - oto Lawendycja zabójczyni komunistów przybyła na końskim grzbiecie. Wycelowała prosto między otwory oczne egipskiej, pośmiertnej maski, a wysłana tam kula w jednej chwili powaliła Biutomińskiego na ziemię, a głowa uderzyła w wiślaną wodę. Lawendycja zeszła z konia. ,,O wolności, ileż zbrodni popełnia się w twoim imieniu''! - mówił jakiś wewnętrzny głos, lecz była zbyt nieszczęśliwa by go słuchać.
- Nie tylko nas skrzywdzili ci... - wyszeptała myśląc o pomordowanych Murzynach, lecz nie znalazła wyzwiska adekwatnego do określenia ich oprawców.
Odetchnęła i spojrzała w niebo, lecz tylko jedno oko zmrużyło się przed promieniem Słońca. Na drugim było bielmo. Oddział Dziadowskich dowodzony przez Biutomińskiego stracił impet. Chłopi ich wymordowali, nikt 



o litość nie prosił, ani jej nie miał. ,, ... dinozaury może były okrutne, ale nigdy chamskie, a człowiek jest chamski'' - mówił kiedyś lis. Na pobojowisku Łukasz ujrzał czterech zabitych Murzynów. Czterech, bo 



piąty, dzięki strzałowi Lawendycji przeżył. Był to młody Kenijczyk imieniem Bambo, schwytany przez SCzZDzK i uczyniony niewolnikiem Plaptoniusa. Miał na sobie tylko płócienne gatki. Jego kraj wciąż był brytyjską kolonią, a kraj Łukasza członkiem Układu Warszawskiego. Na skrwawionym brzegu Wisły, dwóch synów dwóch zniewolonych narodów w milczeniu podało sobie ręce.
Lawendycja nie zabiła Biutomińskiego; kula utkwiła mu w masce ledwo drasnąwszy czoło. Szpieg nie chciał być ratowany; kiedy oprzytomniał wyrwał swej niedoszłej zabójczyni nóż z ciemienia i wbił sobie w serce. Nie udało sie go ani powstrzymać ani uratować. Co ci Dziadowscy zrobili z Pawlaczycy? Dziki Zachód? Dzikie Centrum Europy? Piekło a la Alighieri Dante? Rzeźnię? Łagier? Filię Oświęcimia ?!!



W 1950 roku na weselu państwa de Slony byli Kali i Mea, a także Winnetou i Old Shuterland, bo nawet postaci z książek radowały się ze szczęścia państwa młodych. W 1999 roku jakiś domorosły historyk pisał, że Bambo miał niebieskie oczy i kość przeciągniętą przez czaszkę. To nieprawda. Ze zrozumiałych względów. W Pawlaczycy nikt nigdy w to nie wierzył...

*


W 1917 roku w Tyflisie (Tbilisi) pod sztandarem rewolucji, grabieży i rozbojów dokonywał zbrojny oddział Hindusów. Jego dowódca Sahmat ,,Sirchoff'' Simedi był bliskim współpracownikiem Lenina i Trockiego. Lenin planował nawet jemu przekazać po śmierci władzę nad Związkiem Radzieckim i tytuł Antychrysta, ale Stalin nie pozwolił na to. Rozkazał zabić ,,Sirchoffa'' Simediego i usunąć po nim wszelkie ślady, tak, że teraz jedynie wąskie grono wyspecjalizowanych historyków  wie cokolwiek o tej postaci. Lenin dał mu władzę Wielkiego Mistrza Socjalistycznego Czarnego Zakonu Dziadostwa Kolonialnego. Po zabójstwie Stalin wyznaczył na jego stanowisko na bardzo krótko Litwinowa, po nim zaś Mołotowa. W Unii Sowieckiej powstała więc tradycja, że każdy przewodniczący resortu spraw zagranicznych będzie zarządzać Dziadostwem Kolonialnym. Powstało w 1910 r., a ,,Sirchoff'' Simedi był jego pierwszym Wielkim Mistrzem. Celem organizacji była wielka rewolucja  w koloniach państw europejskich i utworzenie przede wszystkim w Azji i Afryce komunistycznych państw sfederowanych na wzór późniejszej Rosji Radzieckiej i ZSRR. Dzieliło się na sekcje:
- Azjatycką z siedzibą w Delhi,
- Afrykańską, której zarząd rezydował w Kampali, oraz
- Latynooceaniczną, obejmującą kolonie i terytoria zależne w Ameryce Środkowej i Południowej, oraz w Oceanii, osiadła w Cayenne.
Zarząd główny mieścił się oczywiście w Moskwie. Program Dziadostwa Kolonialnego zakładał, że tworzące federację byłe kolonie Europejczyków będą miały wspólny rząd z Sowietami, a ich partie będą odgałęzieniami radzieckiej WPK (b). Nowo powstałe państwa; Unia Sfederowanych Republik Socjalistycznej Afryki (USRSA), Związek Socjalistycznych Republik Bliskiego Wschodu i Azji Południowej (ZSRBWiAP), oraz Federacja Komunistyczna Ameryki Łacińskiej i Wysp Pacyfiku (FKAŁiWP), w ścisłej współpracy z władzą sowiecką miały prowadzić wspólne akcje przeciwko państwom kapitalistycznym, a po ich ostatecznym podboju (,,zwycięstwie międzynarodowej rewolucji klasy robotniczej'' - jak to nazywano), zniesienie granic państwowych i utworzenie państwa globalnego o ustroju komunistycznym. Stolica miała się mieścić w Moskwie, a językiem urzędowym miał być język rosyjski - czego jednak nie mówiono w propagandzie. Jak wyglądało to w praktyce?



Dziadowscy działający w koloniach stosowali terror (min. wspierali sektę Ludzi - Lampartów), oraz usiłowali krzewić ideologię Marksa i Engelsa wśród ludności. Rezultaty? Mizerne, jeśli nie liczyć hinduskich komandosów z Tyflisu. Formacje zbrojne SCzDzK walczyły podczas wojny domowej w Angolii. Organizacja dobrze prosperowała w Gwinei, a także w Laosie, Kambodży i Wietnamie. Ponadto sekcja 



Latynooceaniczna podjęła na własną rękę współpracę z amerykańskim  nielegalnym Ku - Klux - Klanem, obiecując, że przekaże władzę jego członkom  w FKAŁiWP, gdzie będą mogli stworzyć państwo rasistowskie na wzór RPA. Dziadostwo kolonialne wbrew pozorom było skazane na klęskę od samego początku, dekolonizacja przebiegła zupełnie innymi torami niż tego oczekiwano. ,,Gdyby człowiek był dobry, socjalizm byłby najlepszym z ustrojów'' - mówił pan Andreus ov Leovishiner. Dobre słowo: ,,gdyby''. Dziadowscy tak naprawdę zajmowali się w koloniach głównie kłusownictwem, handlem narkotykami i bronią, oraz rabunkami. Mało tego! Wskrzesili niewolnictwo, a Bambo, niewolnik Plaptoniusa nie był żadnym wyjątkiem. W niewolników obracano ludność autochtoniczną kolonii, czasem choć sporadycznie chwytano też kobiety i dzieci Europejczyków. Bambo należał do jednej kategorii niewolników Dziadostwa. Drugą stanowili tzw. ,,janczarzy Rewolucji'' - autochtoni w młodym wieku pozbawieni 



rodziców i szkoleni w tajnych placówkach na terrorystów. Uczestniczyli w tym ,,księża - patrioci'' zakładający oficjalnie misje, a w rzeczywistości - wiadomo co... Wielu się zastanawia czy i nie podobnie było z Bractwem św. św. Cyryla i Metodego z Jugosławii, ale nic pewnego nie możemy tu powiedzieć. Obecnie trwają prace badawcze nad archiwum ,,Drugstva Cirilu a Metodesku'' w Belgradzie, poczekajmy więc co historycy powiedzą...




*

Bambo został kolejnym mieszkańcem Pawlaczycy. Nikt nie narzucał mu swojego stylu bycia, a przedstawiciele obydwu narodów wiele nauczyli się od siebie. Nowy obywatel gminy wybrał zawód kołodzieja. Pokochał Evcelmę ov  Taurayakovą, która dla niego przestała być mamuną i przybrała wygląd i obyczaje zwykłej kobiety. W latach 70 - tych dokonał świadomego wyboru i przeszedł z animizmu na katolicyzm, został ochrzczony na własną prośbę i wybrał imię Bartłomiej. Obecnie on i Evcelma mieszkają w Kenii, lecz kochają również Polskę.




środa, 20 listopada 2013

Wiesław




Bierut w marcu 1956 roku wyjechał do Moskwy gdzie rządził triumwirat Beria - Chruszczow - Malekow i nie wrócił już do Polski. Podobno umarł na grypę, ale nie wiemy jak naprawdę było. Po nim władzę objął 



Edward Ochab, bohater zawołania ,,więcej schabów, mniej Ochabów'', lecz w październiku Chruszczow dał urząd zarówno pierwszego sekretarza jak i Wielkiego Mistrza Dziadostwa Polskiego Władysławowi Gomułce. W jego gabinecie przebywali Adam Rottke i Jerzy Plaptonius.



- Teraz zaczynamy nowy rozdział, towarzysze - mówił Gomułka uważnie przyglądając się obu zza okularów. Plaptoniusowi przypomniał się Sieradzki. - A żeby zacząć nowe, musimy najpierw usunąć to co stare i zbędne - w gabinecie słychać było brzęczenie muchy. - Rottke i Plaptonius siedzieli w ponurym milczeniu, z minami jakby wrócili z pogrzebu. - W tym gabinecie widzę zdrajcę! - wykrzyknął nagle towarzysz Władysław, po czym stanął przed udającym niewiniątko Adamem Rottke i dobitnie wypalił mu w twarz:
- Za Stalina to wy. Neftali Arbenstein na rozkaz Bieruta chcieliście mnie zamordować! Znam was wy żydowscy kolaboranci!
Rottke - Arbenstein zbladł jak prześcieradło gdy to usłyszał, a co gorsze, oskarżenie wysunięte przez Gomułkę było prawdziwe. Uczuł tępą igłę w sercu, po czym upadł do nóg nowego Wielkiego Mistrza, kornie lizał jego buty i skomlał...
- Litości towarzyszu, ja zawsze wam współczułem i was kochałem - kłamał - ta szuja Bierut kazał mi was zabić, ale celowo spartaczyłem robotę, aby was ratować.
- Łżesz jak pies, syjonistyczna szmato - Gomułka był nieubłagany i chamski - mam dosyć dowodów przeciwko tobie. Usunę całą żydokomunę z Partii! - na te słowa Rottke objął nogę Gomułki i tak ją całował, że aż ślinił spodnie.
- Ktoś was okłamał towarzyszu! - płakał jak bóbr Rottke. - Ja nigdy nie byłem Żydem, ani ja, ani nikt z mojej rodziny! - Neftali Arbenstein ze strachu wypierał się swojej narodowości. - Nienawidzę Bieruta - buuuu!!!
- Tak naprawdę - zabrał głos Gomułka - to ja mam wiecie gdzie waszą narodowość, zależy mi tylko na władzy i pieniądzach, a ty chciałeś mnie zabić, więc nie możemy razem rządzić, bo mi zagroziłeś za Stalina, to 



i za Chruszczowa możesz, a teraz won ode mnie! - krzyknął zniecierpliwiony Gomułka, po czym wezwał ubeków.
Ci siłą porwali Arbensteina za nogi, a ten krzycząc i płacząc wdzierał się paznokciami w dywan. Zaniesiono go do pokoju 380, gdzie na dywanie już leżały gazety. Rozpoczęto tortury.
- Nieeeeeeeee !!!! - dobywał się wrzask z pokoju 380, ale Gomułka kazał od razu zabić Arbensteina, czyli Adama Rottke, bez zbędnych tortur.
Plaptonius siedział jak na szpilkach. Co prawda nie był zamieszany w zamach, ale po uwięzieniu Gomułki wygłosił płomienny referat, w którym w ostrych słowach znieważał uwięzionych opozycjonistów. Kiedy Wielki Mistrz spojrzał mu w oczy, on zerwał się jak wicher z krzesła, zrzucił ze ściany portret Bieruta i opaskudził go uryną krzycząc:
- Śmierć stalinowskiej żydokomunie! Niech żyje towarzysz Gomułka! Ave Chruszczow!
- Lenin laudamus. Amen - ze śmiechem odpowiedział Władysław. - Doceniam was i bez tej hucpy - Plaptonius zapiął rozporek, - a o waszym referacie trzeba zapomnieć.
I tak Plaptonius został na swojej posadzie, na której utrzymywał się nieprzerwanie, aż do lat osiemdziesiątych. Jak to się mówiło: ,,odwilż jest słodka, ale zemsta również...'' (z wypowiedzi towarzysza Pawła Szmaciaka).





niedziela, 17 listopada 2013

Oniricon cz. VI

Śniło mi się, że:


- grupa młodych Rumunów założyła w delcie Dunaju zakon rycerski; jego członkowie moc do walki ze złymi istotami  czerpali z czarodziejskiego klejnotu wykonanego przez starożytnych Daków i walczyli w samych przepaskach biodrowych, początkowo chcieli założyć swój zakon w zamku Drakuli,



- w starożytności lub średniowieczu Izrael i Australia walczyły ze sobą o Vanuatu i Tasmanie,



- w Moskwie pojawił się Fantomas, który udusił mężczyznę i kobietę, pracujący na dużej wysokości Ferdynand Kiepski strącił go z drabiny i wylał mu wiadro białej farby na głowę, Fantomas spytał pracujących w Moskwie Polaków skąd czerpią siłę do obrony swych praw,



- w ,,Trylogii husyckiej'' Sapkowskiego występowała księżna, której wojska walczyły w Ameryce Środkowej i w Australii, ponadto występowały tam przepisy kulinarne,



- Amerykanka Lucy po ślubie z Kusym leżała ubrana w suknię ślubną w łodzi na jeziorze, a wszyscy mieszkańcy Wilkowyjów stali na brzegu i podziwiali jej urodę, Lucy była wcieleniem Wielkiej Bogini i umiała leczyć wszystkie choroby z wyjątkiem autyzmu; widziałem też jak autystyczne dzieci bawiły się jedzeniem,



- w moim mieszkaniu pojawiła się olbrzymia osa przypominająca szerszenia azjatyckiego, która przestraszyła moją Mamę, próbowałem zabić owada nożem kuchennym,



- gdy zacząłem pisać na blogu posta o psach otrzymałem ogromną ilość komentarzy,



- w jednym z polskich miast stanął zbiorowy pomnik Vardy, Yavanny, Luthien, Galadrieli i Arweny,



- Janusz Christa nie lubił kobiet; w tym śnie występował też pies,
- czytałem tabloid, a moja surowa ciotka była niezadowolona z tego powodu; miałem ochotę ją zapytać dlaczego własnym dzieciom nie zabroni czytać tabloidów,
- idąc po klatce schodowej, nie potrafiłem odnaleźć  swojego starego mieszkania, lecz w końcu Babcia otworzyła mi drzwi,



- w Szczecinie blisko na archiwum miał się odbyć na ulicy taniec półnagich kobiet trzymających greckie wazy, lecz występ został ocenzurowany,



- czytałem w tabloidzie o pół - ludzkich, pół - zwierzęcych istotach zamieszkujących egzotyczne kraje, jedną z nich była wielka australijska małpa, chodząca w pozycji wyprostowanej i posiadająca głowę strusia z olbrzymim, żółtym dziobem; młode tej małpio - ptasiej istoty przypominały australopiteki,



- J. W. Goethe na łożu śmierci przyjął ostatnie namaszczenie,



- w 1935 r. Włochy odebrały Argentynie Andy,



- ściskałem w dłoni małpkę pigmejkę,



- pierwowzorem Ursuli z filmu ,,Mała syrenka'' była diablica Ursula,
- jakiś Rosjanin powiedział, że Pokojową Nagrodę Nobla należy dawać tylko tym, którzy bronili katedr przed zniszczeniem,



- papież Franciszek powiedział, że najpopularniejsze dobranocki w Polsce to ,,Hobbit'' i ,,Wiedźmin'',
- szedłem po Szczecinie w samych majtkach, aż zaczepił mnie jakiś starszy pan i powiedział, że to niezgodne z ,,Biblią''.

piątek, 15 listopada 2013

Horror

Wielkie ,,larum'' podniosło się tego ranka w Pawlaczycy, a jego przyczyną były nocne wydarzenia. Otóż Strach na Wróble oraz Kosz na Śmieci poszli na Cmentarz aby dokonać rutynowej kontroli porządku. Była



noc kiedy węglowe oczy ujrzały jak za krzakiem czai się ogromny, drapieżny kot z uszami niczym fenek, a w oddali majaczy sylwetka człowieka z jakimś wytrychem i pękiem drewnianych kluczy.
- Stać w imieniu prawa! - zaryczał poliglota Ceta Polikarp, a Kosz na Śmieci z wrażenia aż zadzwonił klapą widząc zdziwiony tygrysi pysk. - W Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka Narodów Zjednoczonych w artykule trzecim stoi: ,,Każdy człowiek ma prawo do życia, wolności i bezpieczeństwa swej osoby'' - recytując to Strach na Wróble trzymał pistolet brzozową dłonią, a tygrys stanął na tylne łapy i ryknął zdumiony.



- Ach, to wy Ceta Polikarpie - mówił - cztery lata temu widziałem cię na weselu w roli bodyguarda, a teraz, hm, policjanta? - i roześmiał się na samą myśl, że kukła może walczyć pod sztandarem Temidy.



- Ach, to ty Tygrysie Uszatku! - Strach na Wróble odłożył pistolet - nie wiedziałem, że jesz ludzkie mięso, a właściwie to co sprowadza cię z powrotem do Polski? - Kosz na Śmieci zdążył się również uspokoić.
- Na weselu nie mówiłem - odpowiadał Tygrys Uszatek, - bo by się goście i być może państwo młodzi wystraszyli, a odnośnie naszego tu pobytu, to razem ze mną są tu pantera śnieżna Yrbos i gepard Akko Jubastin. To król tygrysów Bengala i królowa Anej Arztein; może ich pamiętasz z wesela? - przysłali nas abyśmy zanieśli rodzicom gratulacje z powodu narodzin Stanisława i Faustyny.



Gdy tygrys skończył mowę, zza drzewa bezszelestnie wysunęła się Yrbos, a obok niej stanął Akko Jubastin, którego nakrapiane futro częściowo przykrywała kolczuga, a oprócz dwóch czarnych ,,śladów łez'' jego małą, kształtną głowę zdobiły pawie i papuzie pióra. W pysku gepard trzymał zająca. Strach na Wróble gdyby mógł, miałby łzy w węglowych oczach.



- W tym roku dzieci już nie zobaczycie - mówił łamiącym się głosem - źli ludzie je zabili.
Jubastin z wrażenia wypuścił martwego zająca z pyska. Uzgodniono, że Tygrys Uszatek zje część szaraka, ale człowieka kręcącego się na Cmentarzu trzeba koniecznie zatrzymać i zrewidować. Powaliła go na poświęconą ziemię klapa od śmietnika, a wtedy trzy dzikie koty, Strach na Wróble i Kosz na Śmieci stanęli przed nim.
- Tak, jestem z Dziadostwa - mówił bezmyślnie zatrzymany, - ale nie przyszedłem robić tu nic złego - brnął w absurd.
- Jeśli nie - mówił surowo Strach na Wróble - to dlaczego wziąłeś ten wytrych i drewniane klucze? Co majstrowałeś przy grobach? - odpowiedź zdawała się być chyba oczywista.
- Jestem niewinny - mówił profanator - przyszedłem tu tylko, tylko - zastanawiał się co powiedzieć - o, patrzcie jaki ładny Księżyc!
Na nic się to zdało.
- Czy wiesz, że jeśli będziesz prawił na przesłuchaniu duby smalone zamiast udzielać rzeczowych odpowiedzi, to cię zjem? - odezwał się nagle ludzkim głosem Tygrys Uszatek, ale członek Dziadostwa, chociaż zlany zimnym potem, wrzasnął mu w pysk:
- Mam to w nosie! Niech żyje Dziadostwo! - nadrabiał miną.
- No cóż - westchnął Strach na Wróble - ptactwo się mnie nie boi, zamiast być strachem na wróble stałem się w 51 strachem na ubeków, a teraz powinienem być strachem na komunistów, masonów, satanistów i terrorystów, a nie jestem. No cóż - przyłożył zrobione z patyków palce do słomianych ust - pani Evcelmo! - gwizdał.

*

Strach na Wróble został zrobiony w 1944 roku po spaleniu Pawlaczycy przez Niemców, aby zastąpić swego zniszczonego poprzednika. Rychło, razem z przedwojennym koszem na śmieci Radodydakiem włączył się w życie towarzyskie miejscowych postaci mitycznych.



 Słyszał od nich o tajemniczej mamunie Evcelmie, której nie było w Lesie, bo pewnego razu Stara Babucha omal nie odrąbała jej ręki siekierą, broniąc rodzącej matki. Evcelma jak wszystkie mamuny z miejscowych legend, niegdyś (w XIV wieku) sama była matką. Pochodziła z rodu Gruszków, lecz jej dzieci zostały wymordowane przez Pietruszków. Odtąd Evcelma ov Taurayakova , odległa krewna rodziny Skyjłyckich, stała się istotą atakującą rodzące matki, oraz noworodki. Ofiary wybierała wśród Pietruszków, wszak Gruszkowie byli jej rodem, a Skyjłyccy w prostej linii z niego pochodzili. Na weselu w 1950 roku, obiecała państwu de Slony, że nie skrzywdzi ani Lawendycji, ani jej dzieci. Kiedy powróciła do Lasu, nie przypadła do gustu Strachowi na Wróble, z czasem niechęć po obu stronach wzrastała.



Strach na Wróble pokochał leśną kobietę Anej e Rion. Dostrzegał jej dobroć, kulturę obycia, talent plastyczny, ujawniony kiedy pani e Rion rysowała drzewa, na znacznie dalszym miejscu piękno.Ona potrafiła widzieć dobro w Ceta Polkarpie. Była blondynką o niby prostych i niby też kręconych włosach, szczupłej sylwetce i delikatnych rysach twarzy. Jak wszyscy leśni ludzie ubierała się w zielony płaszcz. Jej rodzicami



byli żmij i wiejska kobieta przed ślubem pracująca w młynie. Teraz mieszkała gdzie indziej. ,,Z czego najbardziej się cieszysz na Wielkanoc''? - wciąż pamiętał to pytanie. ,,Z tego co najważniejsze'' - odpowiedział wtedy. Tymczasem w Evcelmie widział same wady; jej chamstwo, zaślepienie nienawiścią, niechęć do Anej e Rion, kłótnie z mądrym Hałabałą (a może było to poszukiwanie prawdy?) oraz wypowiedź antyklerykalną. Strach na Wróble raził Evcelmę ekscentrycznym zachowaniem. Może też dużą wiedzą o ludziach, ale na pewno wina była po obu stronach. Moczyła wodą słomianą głowę Ceta Polikarpa i nazywała go debilem, lub głupim alfonsem. Wreszcie doszło do konfliktu po obu stronach, ostatecznie przebaczyli sobie i zostali przyjaciółmi. Jednak Strach na Wróble nadal kochał leśną kobietą w zielonym płaszczu, córkę żmija i młynarzówny, Anej e Rion.



Wróćmy jednak do naszej opowieści. Evcelma przyleciała na Cmentarz na miotle. Zatrzymany ujrzał przed sobą dobrze zbudowaną, szczupłą kobietę o oczach barwy ognia, długich blond włosach, surowym, a jednocześnie szyderczym wyrazie twarzy. Palce dłoni stóp były uzbrojone w szpony jak u jastrzębia, jedna połowa ciała była zimna jak trup, a druga temperaturą przypominała łaźnię. Choć przyleciała na miotle, na plecach miała ogromne, czarne skrzydła. Zamiast piersi wiły się dwie żmije, z pyska jednej buchały płomienie, a paszcza drugiej wydzielała mroźny powiew. Jej ubiór stanowiła czarna spódnica.
- Dobry wieczór - przywitał ją Strach na Wróble - mam nadzieję, że będzie pani umiała postępować z dziadowskimi mężczyznami...
Kiedy Evcelma podeszła aby uczestniczyć w przesłuchaniu, zatrzymany przeraźliwie wrzasnął z trwogi; ledwo zachował przytomność.
- Już nigdy nie będę zdradzał żony - bredził jak w malignie.
- Nie pytaliśmy się o pańskie życie prywatne - powiedział Strach na Wróble, - ale o pańskie zamiary wobec Cmentarza.
- Litości, wszystko powiem, wszystko, wszystko, wszystko - zbliżał się ranek, a krzyk wciąż unosił się nad Cmentarzem.

*

- Gospodynie i gospodarze! - grzmiał na wiecu Pan Sołtys. - To co tu widzimy to apogeum chamstwa i hańby! - szloch i gniew wystąpiły jednocześnie na twarzach pawlaczyckich chłopów. - Zwracam uwagę - kontynuował Pan Sołtys ocierając łzę z policzka, - że nawet starożytni Grecy, choć na wojnie byli za przeproszeniem ,,dranie pierwsza klasa'' i (tak jak Dziadowscy!) mordowali wszystkich bez wyjątku, z kobietami i dziećmi włącznie, ale - Pan Sołtys uniósł palec w górę i zapadła grobowa cisza - grobów w odróżnieniu od Dziadowskich nigdy nie profanowali!
Opierając się na zeznaniach zatrzymanego, dokonano ekshumacji całego Cmentarza i odkryto straszliwą prawdę. Dziadowscy usunęli spod nagrobków trumny i urządzili podziemny arsenał. Na skraju Cmentarza



piętrzyły się zwały kałasznikowów, bazook, miotaczy płomieni, tudzież skrzynie prochu i amunicji, apteczki pierwszej pomocy, oraz kanistry pełne benzyny. Chłopi byli przerażeni i oburzeni tą profanacją.
- Komuniści pod czerwoną flagą ukrywają brunatną mordę! - Kowal podniósł pięść, a Szewc mu wtórował:
- Hańba! - atmosfera była pełna oburzenia.
- ,,Nie będzie Moskal pluł nam w twarz, ni dzieci nam tumanił'' - śpiewały Lawendycja i Stara Babucha.
- Pokażmy Dziadostwu, że jesteśmy gospodarzami na własnych ziemiach! - zaproponował Pan Sołtys. - ,,Hej, Dziadostwo, tępić cię...''
- ,,... to zbożny jest cel''! - odkrzyknęli chłopi.
Ten wiec był wiecem boleści. Niemal każdy chłop w Palwaczycy miał kogoś zmarłego w rodzinie. Biedna córka Starej Babuchy; tułająca się za życia, a teraz wyrzucona jak jakiś śmieć z grobu. Jak wynikało z zeznań zatrzymanego, Dziadowscy zniszczyli wszystkie szczątki zmarłych, wśród nich było ciało młodej



kobiety zlanej niebieską krwią, o czarnych, nie dających się podzielić na rogówkę, tęczówkę i te inne części oczach w dotyku przypominających węgiel. Teraz Stara Babucha jeszcze bardziej znienawidziła i komuny i satanizmu i wolnomularstwa i terroryzmu. Z innej trumny wyrzucono dwoje trzyletnich dzieci, chłopca i dziewczynkę. Niebieskie oczy matki zakryły się bielmem. 
Zapadła noc, a przy wtórze głosów sów, lelków kozodojów, pisków nietoperzy i kumkania żab, cicho warczał silnik Ruskomobila. Za kierownicą siedział Pan Sołtys, a obok niego siedziała Pani Sołtysowa. W tyle usiadł Łukasz Skyjłycki, a Heniek de Slony jedną ręką obejmował czarno ubraną Lawendycję, a drugą głaskał Czubka. 
Tymczasem w Forcie Marksa...
- Towarzysz Ańczyk długo nie wraca z Cmentarza - mówił Plaptonius pijąc koniak z ludzkiej czaszki - czyżby przeszedł na stronę kontrrewolucji? - kiedy to mówił, od strony Jeziora rozległ się potężny huk. - A to co? - zdziwił się Plaptonius. - Towarzyszu Wojtakiewicz, na wieżę!
Wojtakiewicz był przerażony: na Jeziorze wybuchła kanonierka sprowadzona aż z Gdańska!



Ruskomobil schował opony i za pomocą wysuwanej śruby, niczym nartnik (choć inną metodą!) ślizgał się po Jeziorze. Na kanonierce nikt nie miał broni przeciwpancernej, a działo samochodu nielitościwie chłostało statek. Wreszcie zdesperowana Lawendycja nie zważając na ostrzał, wychyliła się i rzuciwszy granatem, ostatecznie unicestwiła kanonierkę, a wszystkie posterunki strzeleckie uciekły znad Jeziora. 
- Towarzyszu Plaptonius - meldował przejęty Wojtakiewicz - strzelanina nad rzeką, totalny pogrom naszych!
Dziadowscy trzymający Wisłę pod obstrzałem uciekli bez walki.
- Teraz my ich nauczymy, że ,,chłop potęgą jest i basta''! - mówił Pan Sołtys.
Ruskomobil zatrzymał się przed siedzibą Dziadostwa i gdy dosięgły go kule, odpowiedział własnym ogniem. Jednocześnie wystrzeliły bazooka, miotacz płomieni i trzy kałasznikowy - żaden komunista nie miał odwagi wyjść na zewnątrz!, - ale ściany chaty były odpowiednio wzmocnione, wielu twierdzi, że azbestem i płomienie nie mogły ich zniszczyć. Pan Sołtys skierował lufy działa w okna, lecz szyby nie przepuszczały gradu kul i ognia.
- Tato, może byś uruchomił dźwignię kołowo - podwoziową i spróbował staranować dach? - radziła Lawendycja.
- Dobry pomysł, Przeciwmolówko - pochwalił Pan Sołtys i nacisnął fioletowy guzik, a samochód podniósł się ponad dach chaty, podczas gdy koła stały na ziemi. 
Z podwoziem łączyły je cztery składane dźwignie. Dziadowscy w chacie już otwierali szampana, gdy nagle rozległ się rumor. Pan Sołtys rytmicznie uderzał podwoziem Ruskomobila w dach, a dachówki spadały niczym strącone jesiennym wiatrem liście. Jednak dach (teraz już przezroczysty z czarnym rusztowaniem) nie dał się rozbić. Aby to powetować, Lawendycja wrzuciła granat do komina, lecz jakiś spręzynowy system obronny wypchnął granat, który szerokim łukiem omijając Ruskomobil, ugodził w pierwszy z brzegu samochód należący do Dziadostwa. 
- To jakiś koszmar! - krzyczał towarzysz Robert Wojtakiewicz do Plaptoniusa. - Kontrrewolucjoniści dysponując zabójczą bronią - mówił jak spiker - systematycznie łamią nasz kordon samochodów i wozów pancernych, płoną namioty, ziemianki i stacje paliwowe - był bliski płaczu. - Część naszych dzielnych towarzyszy stawia bohaterski opór, lecz kontrrewolucja dysponuje potężną bronią, nasze samochody się rozjeżdżają! - Wojtakiewicz musiał się napić, bo mu zaschło w gardle.
- Dałbym sobie głowę uciąć - mówił zdumiony i zadumany Plaptonius - co oni takiego mają?
- Nie wiecie towarzyszu? - zdziwił się Wojtakiewicz. - Oni mają nasz Sovietmobil; to on tak strzela.
- Żmiję przywiozłem sobie z Ameryki - wymamrotał Plaptonius, po czym zemdlał.
- A teraz, a teraz - towarzyszowi Robertowi trzęsły się nogi - gwałtu rety! Kontrrewolucja oblega Fort Marksa!
Istotnie, Ruskomobil nie mógł jednak zdobyć fortecy. Zadowolono się zniszczeniem usytuowanej na dziedzińcu stacji paliwowej, z której płomień wysoko strzelił w górę i pochłonął cztery podziurawione kulami bazooki i kałasznikowów helikoptery.



- Bez przebaczenia nie ma zwycięstwa - kumkały żaby w Jeziorze, a wracająca do domu załoga Ruskomobila...
- Ale im daliśmy popalić!



Był wtedy rok 1956. Wokół w Polsce zaczynała się ,,Odwilż'', a w Pawlaczycy po raz drugi w historii Dziadostwo dostało w skórę.

czwartek, 14 listopada 2013

Kuszenie Wyszyńskiego

,,1 VII 1954, czwartek. Codzienny dowód Chrystusowej prawdy widzę w słowach 'Jeśli Mnie prześladowali i was prześladować będą'... Chrystus ukazywał proroczo przyszłość Kościoła. To proroctwo ma swoje dzieje, poczynając od krzyża, łańcuchów Piotrowych, aren cyrkowych, aż do dnia dzisiejszego. Wszyscy niemal czujemy jak spełnia się w nas. Czyż nie jest to pociecha, że na sobie potwierdzamy prawdę słów Chrystusowych? Czyż nie należy cieszyć się z tej prawdy, choćby ... bardzo bolało? I ta prawda wyswabadza choć w tak dotkliwy sposób. Chrystus niczego nie mówił bez pokrycia dziejowego. Dwadzieścia wieków Ewangelii jest dodatkowym dowodem jej autentyczności.

10 VII 1954 r. [...] O wiele łatwiejszą rzeczą jest zostać więźniem Kościoła w obronie jego praw, niż więźniem Chrystusa, w obronie Jego prawa do mojej duszy'' - prymas Stefan Wyszyński ,,Zapiski więzienne''. 



Polskie więzienie, jakże inne od tych, które znamy z własnych wyobrażeń! Tu wizja dantejskiego piekła staje się rzeczywistością. Było to jedno z więzień Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej - kaźń dla wszystkich, którzy tu trafili. Dzieciństwo w Zuzeli i ojciec organista. Seminarium duchowne, powołanie i kolejne stopnie w hierarchii, aż do misji prymasa Polski. Poprzedni prymas - Hlond i biskup krakowski książę Adam Sapieha. 



Ziemie Odzyskane. Szczecin. Kościół pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela. Najstarszy kościół katolicki w mieście. Tu ogłosił po raz pierwszy swoją nominację na kardynała. Wrzesień. Niemcy i Sowieci. Partia. Przymusowa ateizacja. Słynne słowa ,,Non possumus''. Wtedy jakiś głos dorzucił: ,,Kości zostały rzucone''.
W typowym polskim więzieniu otworzył oczy, wstając z posłania Stefan Wyszyński, kardynał i prymas Polski, który stał się Prymasem Tysiąclecia. Jeszcze spali inni więźniowie, a po korytarzach chodzili pierwsi strażnicy. Więźniowie wstają z pryczy, strażnicy zaczynają im regulować rozkład dnia. Uwięziony prymas cały dzień miał uczucie jakby ktoś usiłował wtłoczyć w niego własne rozwiązania. 
,,I po co ci to było''? - mówił natrętny głos. - Gdybyś nie protestował nie byłbyś teraz w więzieniu. Patrz jak wygodne życie mają księża patrioci, czemu nie współpracujesz i ty z Partią?
,,Jeśli Mnie prześladowali i was prześladować będą'' - odpowiedź była jasna.
,,Czemu broniłeś tych dzieci, na których życiu zależy coraz mniejszej liczbie osób, czy nie mogłeś siedzieć cicho''? - wypowiedzi były coraz bardziej bezczelne. -,, Co ci przyjdzie z obrony praw człowieka, kiedy ciebie nikt nie uratuje''
- A dlaczego mnie mają ratować, skoro Chrystusa nikt nie ocalił od krzyża? - prymas odpowiedział pytaniem na pytanie.
,,Przecież zło i tak kiedyś się zniszczy, dlaczego nie chcesz na to czekać; czemu zwalczasz złych ludzi zamiast czekać na ich klęskę''?
- ,,Trzeba nienawidzić grzechu i kochać grzesznika''.
- ,,Modlisz się za Bieruta? - w uszach prymasa rozległ się ironiczny śmiech. - On cię nienawidzi, a Naród jego. Chcesz być z narodem, czuj jak naród...'' - wypowiedzi stały się demagogiczne.
- ,,Przebacz im, bo nie wiedzą co czynią''! - wołał z krzyża Chrystus, a ,,Nie poczytaj im tego grzechu''! ,



wychodziło z ust św. Szczepana.. W egzekucji uczestniczył Szaweł, późniejszy wielki święty. 
,,Jesteś ortodoksyjny - mówił mentorski głos - a świat się zmienia. Gdybyś żył wcześniej to byś potępiał 



heliocentryzm, ewolucjonizm czy dramaty Moliera, a przecież teraz uznajesz te rzeczy. Teraz ty potępiasz komunizm, a przecież jest też wielu dobrych komunistów. Możesz ich nie lubić, ale przecież Unia Sowiecka to nasza przyszłość, wszyscy inni ją uznają, nie tylko księża patrioci. Tylko ty swoim uporem powodujesz rozłamy...'' - głos należał do nagiego mężczyzny z czarnymi skrzydłami, który widział śmierć Stalina.



Prymas milczał zmartwiony.
,,Idź precz szatanie, jesteś mi zawadą, bo nie myślisz o tym co Boskie, ale o tym co ludzkie'' - w jego uszach zabrzmiał teraz kobiecy głos, a po nim nastała cisza. 
- Po co jest? Komu to jest potrzebne? Jaki jest sens uwięzienia?
- W ogóle komu możesz ufać; w świecie zabójców i zabitych?
- Soli Deo - odpowiedział Wyszyński - per Maria - dodał po chwili. 
Zapadał zmrok a on się modlił. Kiedyś jeden z więźniów zwierzył mu się z myśli samobójczych.
- Bo ja nie mam takiej wiary jak Ksiądz Prymas - mówił nie obawiając się strażników.
- Też jestem człowiekiem - powiedział Wyszyński - a jeśli nie stracę wiary, będzie to jak mawiał mój poprzednik ,,zwycięstwo Niepokalanej''. Czy chcesz aby nastąpiło w twoim sercu?
Kiedy był wtrącany do więzienia, jedna z sekretarek pisała na maszynie:

,,Polsce na komuny trudny czas
prymas Stefan Wyszyński
został dany
Hlonda godny kontynuator
W Bogu umacniał Naród
Od Moskwy uciskany
Choć od tyranów cierpiał
uwięzienie srogie''.



Sekretarka sama nie wiedziała dlaczego to pisze. Po prostu taki miała rozkaz wydany przez serce. Zarówno kraj jak i jego duchowy przywódca byli więźniami dogorywającego reżimu, który niczym ucięta głowa węża lub kajmana kąsał po śmierci założyciela (bez obrazy dla zwierząt).