sobota, 16 stycznia 2016

Wierzenia litewskie, a mitologia slawianistyczna

Postaci i istoty z mitologii Bałtów w mojej twórczości:

Żweruna – w czerwcu 2005 r. narysowałem Żwerunę; leśną Enkę, córkę Boruty i Dziewanny; matkę wszystkich psów, jako wielką, burą sukę nieokreślonej rasy, biegnącą przez zielony, liteński las u podnóża zielonej góry. Żweruna miała wywieszony język i koronę z płomieni. Wiele lat później proponowałem jej imię dla jednego ze szczeniąt płci żeńskiej urodzony przez Verę Ravialis; suczkę rasy beagle należącą do mojego przyjaciela Voytakusa ov Višnica.





Bruten i Wajdenuta – żyli w erze trzynastej na Litenie. Bruten był arcykapłanem (krive krivejte), zaś jego siostra Wajdenuta była czarownicą, matką potwornego niedźwiedzia Szemiota, z walczył Rzymianin, Julian Ursinus (przodek Juliana Ursyna Niemcewicza), towarzysz Palemona, za pomocą magicznego Czerwonego Kija.




Czeltice – używane przez Liteńczyków określenie morskich rusałek; nereid i okeanid, żyjących w Morzu Srebrnym. Zostały zrodzone w erze dziewiątej przez Juratę.





Giltina – pomniejsza Enka z orszaku Mar – Zanny, która stanęła po stronie smoka Rykara. Nosiła białą, żałobną suknię, często przebywała na grobach i zabijała ludzi i zwierzęta swoim długim, ostro zakończonym językiem wstrzykującym jad pod skórę.

Wilika – pomniejsza Enka, która wiosną rozdaje dzieciom malowane jaja w oknie. Nauczyła ludzi zostawiać kądziel dla Marudy, by ta nie męczyła dzieci.

Priparchis i Kremara – para pomniejszych Enków, prarodziców rasy chlewników, czyli skrzatów opiekujących się trzodą chlewną.

Kierpicz i Silinicz – bliźnięta, Enkowie mchu zrodzeni przez Mokoszę. Mieli postać nagich skrzatów o zielonej skórze.

Pipka – jeden z pomniejszych Enków, wynalazca fajki.

Piroga, zwany też Knyszem – jeden z pomniejszych Enków, wynalazca pierogów.




Algis – przez Greków zwany Hermesem, a przez Rzymian – Merkurym, jeden z pomniejszych Enków, wyobrażany z uskrzydlonymi stopami; syn Świętowita i Mokoszy, służący za herolda mieszkańców Wielkiego Dębu. 

piątek, 15 stycznia 2016

Władcy i miary




,,Po starożytności pozostały legendy: o zarządzeniach unifikacyjnych Filipa Macedońskiego i Aleksandra Wielkiego, o mierze kapitolińskiej, o reformie unifikacyjnej Justyniana. Nie jesteśmy kompetentni do wypowiadania sądu, jakie jest zachowane w tych legendach ziarno prawdy. Sam fakt jednak zachowania się tych legend, z których wszystkie traktują reformy  unifikacyjne jako jeszcze jeden tytuł do chwały wielkich starożytnych, jest bardzo wymowny'' - Witold Kula ,,Miary i ludzie''


Legenda o trzech braciach

,,Sarmacja (łac. Sarmatia) u geografów rzymskich nazwa […] [krainy] zamieszkałej przez Sarmatów (Sauromati), o których istnieniu wiedział już Herodot, a którzy dzielili się według Ptolemeusza na: Estów […], Wenedów […], Bastarnów […] i Jazygów […]. Właściwi Sarmatowie (na dzisiejszej Ukrainie) byli zapewne koczownikami pochodzenia irańskiego, Estowie są zapewne równoznaczni z późniejszymi ludami bałtyckimi, a Wenedowie ze słowiańskimi. Sarmatowie zajęli obszary zamieszkałe od III w. przed Chr. przez Scytów […]'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 15 Rewir do Serbja''



,, […] Mity te zostały ponoć sprowadzone do Europy w czasach rzymskich przez dwie fale barbarzyńców pochodzenia scytyjskiego – Sarmatów, którzy dotarli do rzymskiej Brytanii, i Alanów, którzy osiedlili się w Bretanii i Prowansji'' – Carl Olson, Sandra Miesiel ,,Oszustwo Kodu Leonarda da Vinci''





Sarmaci (Asarmathei) byli wielkim i chrobrym ludem, najbardziej walecznym z ludów Hairan – Iran – Iranistanu, biorącego swój początek od Grabu i Jodły. Ich herosem – eponimem był Sarmata (Asarmath), brat Scyty (Skifa), założyciela innego bitnego ludu, oraz Nastazji, która poślubiła Złodzieja – Rozbójnika, przez Polaków zwanego Madejem, po rozbiciu jego hulajpartii przez jej braci. Na starość, bracia Scyta i Sarmata udali się do Karačoru, gdzie poczęstowawszy siedzącego na piecu trzydziestoletniego Ilję Muromca chlebem i winem, wyleczyli go z paraliżu, umożliwiając tym samym wejście na junacki szlak. Ludy, których praojcami byli Scyta i Sarmata używały mowy podobnej do języka Persów, Medów, Kimerów i Amazonek. Pierwotne siedziby sarmackiego narodu mieściły się nad Morzem Ciemnym (Czarnym) na ruskiej ziemi. Lud, któremu dane było zawojować znaczną część ówczesnego świata, utrzymywał się podówczas z pasterstwa i łupieskich wypraw przeciw Scytom, Grekom, Dakom i Trakom. Nieliczne grody Sarmatów w owym okresie to: port Samas na Wyspie Eleuteryjskiej, Skelurous, Skibaar, oraz Bolospur. Później powstały Magnagaar, Apipur, Apigird, Jazdea, oraz największy i najbogatszy z nich – Skalagird o złotych kopułach. Pierwszym królem wszystkich szczepów sarmackich był Amyntes, prowadzący liczne wojny ze Scytami, Słowianami, Tmutarakańczykami i Amazonkami, z których to ostatnich ręki poniósł śmierć w bitwie. Od czasów Amyntesa datuje się zwyczaj noszenia przez królów zamiast korony złotej gwiazdy przymocowanej do czoła (królowe używały gwiazdy srebrnej).
Sarmaci tak jak późniejsi Rzymianie sławili wielu bogów, co więcej w miarę podbojów wzbogacając swój panteon o bóstwa podbitych ludów. Za najwyższego boga uznawali Bolosa, przez Słowian zwanego Welesem, na którego cześć stolicę swego imperium nad rzeką Tinerpą nazwali Boloska. Pomniejsze bóstwa to: Jasde (Jarowit – Perun), Api (Kołowiersza, Hestia, Westa), Mitra, Wisznu, Zurwan (Rod), Izyda (uznana za boginię królowa z Mu, władająca nad rzeką Nilus), Varia (Jurata), Mania Koza i Sus (bóstwa zapożyczone od Orian, potomków Oryja, wodza Słowian), Perunica (Perperuna), Baba – Jaga, Zmiejny Car Ir z żoną Iricą, bóg Paw, bóg Gawial i bogini Khemi, przez Słowian zwana Panną z Mokrą Głową (bóstwa alchemików), bóg Wyrak, złoty wąż Czur, Złoty Lew, Teost Kowal, bóg Lemur (bóstwo cudzoziemców, handlu i żeglugi), Vaju (Pochwist), Varuna (mąż Varii – Juraty), Isztar, Baal, Remfan, Komus, Mamon i Mamona, czczone misteriami bóstwa Lubonie, bóg Orzeł (biały), bóg Bażant i Mistrz Purpurowej Sosny (bóstwa Sineańczyków), Krisin – Kriszna, Biały Tygrys, Złoty Tygrys, Czarny Tygrys, Pan Zwierząt i Pani Zwierząt (Boruta i Dziewanna), bóg Kameleon, Hanuman, Mahasamatman – Majtreja, Nebo – bóg pisma, Tiamat (Altaira), Aryman (Czernobog), Ormuzd (Agej), Biały Słoń, Biały Jednorożec, Czarny Słoń, Czarny Jednorożec, bogini Sroka (bóstwo złodziei), Anat – Pawlilimira, złoty wąż Kundalini z Bharacji, bogini Sobaka (Żweruna), bóg Potwór (Świętowit), bogini Muroma i setki innych. Jako bogów czczono ponadto wszystkich królów i to już za ich życia (jedynie Słowianie odmawiali im czci boskiej powołując się na zakon Ageja i Enków zawarty w ,,Gołębiej Księdze'' i byli od tego przymusu zwolnieni, aż do czasów ostatniego króla, Atamrasa).




Mężowie sarmaccy brali sobie wiele żon, im który był bogatszy tym miał ich więcej. Własnością króla były wszystkie niewiasty w imperium, nawet te zamężne. Każda z żona króla Sarmatów miała tytuł królowej, oraz własny dwór i niewolnice – odaliski. Niektóre królowe sarmackie odgrywały wybitną rolę jak Hapszara, Idia, Molokia, Hadal – gambis, Sis – apuchara, Apigambis, Vestalena, czy Arvagambis, która dochowała wierności poślubionemu sobie królowi Azarmarotowi nawet po jego przemianie w potwora Simargła – Paskudja; wielkiego, czarnego ptaka o psiej głowie. Wiele Sarmatek służyło też w imperialnej armii na równi z mężczyznami, jako łuczniczki. O nich to pisał Pomponiusz Mela:

,, […] kobiety przy boku mężów biorą udział w wojnach. Dziewczętom zaraz po urodzeniu wypalają prawą pierś. W ten sposób prawa ręka lepiej jest przystosowana do walki. Każda dorosła dziewczyna obowiązana jest zabić nieprzyjaciela. Jeśli tego nie uczyni okrywa się hańbą i za karę nie może wyjść za mąż''.

Rzymianin pisał to w erze trzynastej, wiele tysięcy lat po upadku obu imperiów sarmackich, toteż nie był ścisły – Sarmatów mylił z Amazonkami. Sarmatki, których urodę i dobre obyczaje powszechnie chwalono, często służyły w chramach jako kapłanki. Nosiły białe szaty z wizerunkami bóstw, którym ślubowały dziewictwo, a zajmowały się leczeniem, wróżeniem (z wosku, wody, lotu ptaków i dłoni), szyciem szat dla kapłanów, pieczeniem chlebów i ciast pokładnych, nauczaniem dzieci, tańcem i śpiewem. Po podboju Bharacji Sarmaci wprowadzili do swego kultu prostytucję sakralną, która na długie wieki zadomowiła się na Cyprze.
Wierzyli w życie po śmierci, w nagrodę czekającą dobrych i karę przygotowaną dla złych, a ponadto miejsce zwane Komnatą Ognia, gdzie oczyszczali się ci, co byli nie dość dobrzy by wejść do Raju, ale i nie dość źli, aby spotkać się z potępieniem. Sąd bogów wymagał, aby dusza przeszła nad otchłanią ognia po moście cienkim jak włos, a ostrym jak brzytwa.
Jako czciciele ognia, Sarmaci oddawali swych zmarłych płomieniom, wcześniej włożywszy do ust monetę przez Greków zwaną obolem, jako zapłatę przewoźnikowi dusz. Następnie sypali bardzo wysokie kurhany, tak jak to czynili Słowianie i Scytowie, zaopatrując je w ogromne ilości złota i wszelkiego rodzaju innych precjozów, które w erze trzynastej wzbogaciły niejednego Kozaka.
Sarmaci używali pisma tinezyjskiego. Szanowali poetów i uczonych; gromadzili ich dzieła w ogromnych bibliotekach. Największa z nich; Biblioteka Królewska w Bolosce liczyła sobie 90 000 tomów.
Dysponowali liczną, mężną i stale doskonalącą się armią, w której służyły liczne ludy. Z jej pomocą Sarmaci mistrzowsko władający łukiem i lekkozbrojną konnicą podbili całą Sklawinię, Iran, Turan, Syrię, Sumer, aż ustanowili imperium rozciągające się na trzy kontynenty. Upadło ono po piętnastu wiekach, za panowania króla Atamrasa prześladującego Słowian, pod wpływem powstania Jeszy – późniejszego króla Grecji, oraz najazdu Scytów, Amazonek i Hunów. Najazd ów zaaranżował król wąpierzy Tybald.

,, […] Dynastia sarmacka panowała w Analapii [w erze trzynastej] , gdy w Egipcie panowali Ramzesydzi. Liczyłą pięciu królów: Arksa, Barksesa, Araksisa, Witesa i Raszida. Gdy Sarmację nad Morzem Czarnym nawiedziła susza, jej bitni mieszkańcy poczęli napadać na ościenne kraje. Wpierw podbili Rox, a jego król udał się na wygnanie do Analapii. Stopniowo ujarzmiali Kałmuków, Marijczyków, Komiaków, Baszkirów, Bałtów, Analapów, Madunów (na węgierskiej ziemi), Multańczyków i Daków. Nie mogli sprostać tylko Scytom i Amazonkom. Król Analapii schronił się w Bohemii, a król Roxu – w Slawi. Powstało drugie imperium sarmackie, rozciągające się od Lebany po Pasmo Gorynycza i Promet, oraz od prowincji Kola po Montanię i Erydan (Dunaj), ze stolicą w Neście. […] Sarmatydzi nosili na czołach złote gwiazdy (królowie), a ich żony srebrne. Barkses Kszatria prowadził wojnę ze Svamami, lecz został zwyciężony u podnóża zamku Karel […]. Mimo to ogłosił bitwę pod Karel za zwycięską dla Sarmatów. Najechał również Bohemię i Slawię, lecz poniósł klęskę […]. Poza Araksisem traktowali poddanych wyłącznie jako 'mięso armatnie'. Ów wysyłał kupców w odległe strony, aż do Krainy Białych Pól, skąd wrócili z futrami, złotem, piżmem, ciosami mamutów, a także żywymi tygrysem i reniferem. Raszid planował wielką wojnę ze Scytami, lecz zamiast tego poślubił ich królową, która była morą. Liczył, że z pomocą nowych sprzymierzeńców rozgromi państwo Amazonek. Mora nazywająca się Gama wysłała hordy Scytów do walki z amazońską władczynią Atarą. Tymczasem od południa uderzyli król Analapii, Częstogniew I, potomek Juranda III, którego Arx pozbawił władzy i król Roxu, Wiwołd V. […]. Częstogniew wyzwał na pojedynek Raszida, lecz tego zadusiła żona. Drugie imperium sarmackie się rozpadło'' - ,,Legenda''.


W erze trzynastej zanikł dumny i waleczny naród Sarmatów, lecz sława po nim nie zaginęła. Krew sarmacka płynie dziś w żyłach wielu Polaków, Rosjan, Serbów i licznych innych narodów, tak Słowian i Bałtów, jak i Gruzinów, Ormian, Persów, Hindusów, Afgańczyków, czy Greków. Z Sarmatami jako swymi przodkami utożsamiali się zwłaszcza dawni Polacy, śpiewający:

,,Dalej, bracia, do bułata!
[…] Pokażemy, że Sarmata umie jeszcze wolnym być''.





Styl życia polsko – litewsko – ruskiej szlachty XVI – XVIII wieku, wraz z przyświecającą mu ideologią nazywa się sarmatyzmem. Żyjący w XVII wieku pan Muszalski; znakomity łucznik, a znajomy Wołodyjowskiego i Zagłoby opowiadał o swym irańskim przodku imieniem Musca. Również polski neopoganin Stanisław Szukalski, człowiek wielce utalentowany, który niestety zbłądził w wierze, porzucając Drogę, Prawdę i Życie dla majaków i wyobrażeń, roił o Sarmatach. Dowodził, że Słowianie pochodzili z Wyspy Wielkanocnej, po której opuszczeniu osiedli na wyspach Lechia i Sarmacja. ,,Przedziwnie tasują się karty'' – powiadał Woland. Duch Sarmatów żyje do dziś w wielu Polakach i wciąż domaga się wolności. Dotyczy to jakże inaczej, samej Jeny ov Blackeyovej, co widziała Triumfy, a której ród słynący bohaterami można wywieść w prostej linii od króla Amyntesa i jego następców. Tymczasem wróćmy do ery dwunastej, kiedy pierwsze imperium sarmackie było dopiero w powijakach....


*

Była noc gdy trzech braci; książąt plemienia Lugiów galopowało w blasku Srebroniowym na spienionych koniach przez zalany mrokiem las, gdzieś na ziemiach późniejszej Analapii. Działo się to w czas najazdu Sarmatów na Słowian, kiedy to królem ze złotą gwiazdą na czole był Siparhes II z rodu Amyntesa. Trwała właśnie wojna niezmiernie krwawa i długa, bo pięć wieków trwająca, ze zmiennym szczęściem toczona. Sarmaci wyszli znad Ciemnego Morza niby mór, niby pożoga. Poległ Lug I Łęga, król Lugiów wraz ze swym rycerstwem, zaś jego trzej ocaleni z ogólnej rzezi synowie, starsi królewicze Helisin i Nahanarwal wraz ze swym młodszym bratem Nakonem, na złamanie karku gnali na zachód, szukając schronienia u zaprzyjaźnionego plemienia Wkrzan, nad rzeką Wkrą. Starsi bracia nazywani byli mądrymi, młodszy zaś – głupim. Po piętach deptali im wrogowie, wraże pułki sarmackie, bo trzej królewicze uciekali z sarmackiej niewoli. Helisin i Nahanarwal; brodaci i rośli jak dęby, umykali na skradzionych ciemiężcom koniach; białym jak mleko i czarnym jak węgiel. Brat im zawadzał, więc go zostawili i dalej pognali, choć ów, gołowąsy o włosach jasnych, zawodził wniebogłosy i błagał braci, by go nie zostawiali. Biegł za nimi, białe nogi o kamienie ranił, lecz bracia byli już daleko.
- Agej jest miłosierny – mówił Helisin do Nahanarwala – wybaczy nam jak przeprosimy, ogień mu zapalimy, jego Enków chramem uczcimy... - obaj złożyli ślub, że chram wybudują, piękny a okazały, lecz ich ślub nie był miły ani Agejowi, ani Enkom.
Sarmaci dogonili wątłego z natury Nakona i już mieli zarzucić nań arkan, gdy z nieba spadł piorun biały, od którego blasku zrobiło się jasno jak w dzień. Jarowit wysłuchał Nakona i zesłał mu ocalenie. Chłopiec na chwilę oślepł i ogłuchł, stracił też przytomność. Gdy znów otworzył oczy, ujrzał nad sobą pochylony łeb sapiącego niedźwiedzia, na niedźwiedziu zaś siedział szczur. Nakon (Naconus) przestraszył się, lecz był zbyt słaby, aby walczyć swym krótkim mieczykiem, lub uciekać. Dręczył go głód i pragnienie, drętwiał z przerażenia, gdy potężny niedźwiedź lizał go po twarzy. ,,Przynajmniej umrę wolny'' – myślał najmłodszy z braci, kiedy niedźwiedź zaciągnął go do gawry. Płonne były jednak Nakonowe obawy. W gawrze szczur przytknął mu do ust blaszany kubek pełen parującego, gorącego miodu z korzeniami. Na niskim stole paliły się świece; było ciepło, jasno i przyjemnie. Na półmisku królowała pieczona gęś. ,,Umarłem, czy co?'' - pomyślał królewicz.





- Jestem Tyta, syn Półpana – zapiszczał nagle ludzkim głosem szczur.





- Ja zaś nazywam się Jaruta – zamruczał niedźwiedź – chcesz to możesz tu mieszkać i być naszym bratem – poza gawrą szaleli wrogowie, bracia się go wyrzekli, nie miał więc gdzie pójść, toteż Nakon zgodził się na propozycję przyjaznych zwierząt.
Odtąd zamieszkał z nimi w lesie, niedźwiedź Jaruta zaś, całując go w usta, użyczył mu swej siły, niby Światogor Ilji Muromcowi, a także co dzień z nim trenując zapasy, walkę maczugą a mieczem, uczynił zeń chrobrego i sprawnego wojownika. Już niebawem przyszło Nakonowi wypróbować swe umiejętności w praktyce....




Z Wielkiego Stepu ,,[...] przybył k'nam naród Tartarów. Nie znamy ich języka, ani wiary'' - ,,Czerwony latopis''. Tartarzy, czyli Piekielnicy porażali swą dzikością tak Słowian jak i Sarmatów. Uznający samych siebie za poddanych króla – chana Zamolxa, czciciela Nieba, który miał białego orła w herbie, Tartarzy byli niscy i krępi, o oczach kosych, skórze żółtej i włosach czarnych. Odziani w baranie kożuchy, dosiadali małych i włochatych koni, brzydkich, lecz wytrzymałych. Z barku spyży potrafili jeść nawet susły, wilki i wszy, mistrzowsko też władali szablą, łukiem i arkanem. Trawa przestawała rosnąć w miejscach, które pustoszyli. Palili grody i sioła, zatruwali studnie, wyrzynali starców i tych co stawiali opór, a niewiasty i dzieci brali w jasyr. Przed tronem Zamolxa usypywali stosy zrabowanych kosztowności; złotych i srebrnych naczyń ze świątyń Enków. Strach jaki budzili, sprawiał, iż myślano, że nie są to ludzie, jeno Čorty, przez Sarmatów zwane Devami. Witezie słowiańscy i sarmaccy zawiesili oręż, by wspólnie pod sztandarem Mokoszy – Spenta Aramaiti odpierać znienawidzonych wrogów.
W ordzie Zamolxowej był pewien rycerz, nazywany w pieśni Hałagajem, synem Mamaja. Tego samego Mamaja, który wraz ze swym wojskiem poległ z ręki Ilji Muromca, a gdy bohater po zwycięstwie uniósł się pychą, wówczas z dopustu Ageja, Tartarzy powstali z martwych, tak, że Ilja i Alosza okazawszy skruchę, musieli ich zabijać powtórnie. Hałagaj Mamajowicz, mąż wysoki jak Goliat, zawsze walczył mając na głowie odrażającą, czarną maskę z Mogol, zwieńczoną trupimi czaszkami. Nie rozstawał się z nią, a nawet gdy komuś zdarzyło się ujrzeć potwornego wojownika i szamana bez maski, ten ginął wkrótce straszną śmiercią. Z woli Zamolxa, Hałagaj, ów lubownik okrucieństwa, warował u bram grodu zwanego Brodeń w okolicach rzeki Virany na polańskiej ziemi i ścinał głowy wszystkim, którzy doń wchodzili i zeń wychodzili, tak, że zagroził im głód. Nakon wiedział o tym, ilu już bohaterów zginęło w starciu z olbrzymim Tartarem. Kto żył, odradzał mu walkę, czynili tak nawet szczur Tyta i niedźwiedź Jaruta, zaś junak choć silny mocą Ziemi i dobrze uzbrojony, bał się. Mimo to wyruszył nad Viranę. Hałagaj rozmawiający z duchami, przywitał go szyderstwem. Jego miecz, tnący kamień i żelazo długi był jak Nakonowa noga, zaś tarcza 





ciemiężyciela Słowian sporządzona ze skóry centykory, moc miała zatrzymywać nie tylko wszelki oręż, ale też ogień i wodę. Rozpoczęło się zmaganie. Nakon posłał zatrute ciemieżem strzały w pierś i krocze wroga, lecz ów wyrywał je z ciała, odrzucał i walczył dalej. Pod nogami Tartara ziemia płakała i pojękiwała, zaś jego miecz omal nie przepołowił junaka, lecz zamiast niego, rozciął dąb aż do korzenia.
- Nie uciekaj, pchło jedna, zaraz zrobię z ciebie ścierwo dla psów! - ryknął syn przeklętego Mamaja, którego Ilja Muromiec zabił dwa razy.
Jego głos huczał jak wicher. Nakon posłał kolejną strzałę w Tartarzyna; za cel obrał głowę. Strzała utknęła w wyłupiastym oku, lecz było to za mało, aby zadać śmierć. Nakon posłał drugą strzałę w drugie ślepie; i to nie zabiło Hałagaja. W końcu zdesperowany junak trzema strzałami przedziurawił gardło olbrzyma, ale i to nie pomogło. Oczy szamana zapłonęły nagle żywym ogniem pochłaniającym obie strzały, po czym plunęły w stronę Nakona dwoma ognistymi strumieniami. Junak uskoczył. Pot go zimny oblewał.
- Aradvi Sura Aredvi Anahita – ratuj! - wezwał imienia Mokoszy i zaraz ujrzał jak olbrzymi Azjata pada na twarz niby zrąbane drzewo. - Sława Mokoszy! - zawołał Nakon i zobaczył, że to niedźwiedź Jaruta obalił Hałagaja całym swym ciężarem.
- Co, chłopie? - spytał niedźwiedź. - Nie wiedziałeś, że niedźwiedzie i wilki mają moc zabijać Čorty? - kiedy to mówił, kręgosłup Hałagaja pękał z donośnym trzaskiem pod jego ciężarem, zaś szczur Tyta podziurawił jak rzeszoto srebrnym sztyletem głowę czarownika razem z koszmarną maską.
- Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie – rzekł w powagą Nakon, po czym jednym ciosem miecza odrąbał głowę okrutnika, ułożył mu ją między nogami, przebił mu serce, po czym oddał jego olbrzymie cielsko na pastwę płomieni, ku wielkiej radości mieszkańców grodu.
- Strach myśleć jaki byłby z niego wąpierz – rzekł Nakon.
Następnie razem z Tytą i Jarutą, skierował się ku Hałagajowym lochom; przepastnym a głębokim. Rozpędził strażników jak prosiaki, po czym jednym ciosem srebrnego topora rozłupał bramę. Powódź światła wlała się do środka. Nakon wraz ze swymi zwierzętami zbiegł po licznych i stromych schodach w głąb więzienia i dalejże rąbać, a zrywać ciężkie łańcuchy. Wśród Hałagajowych więźniów ujrzał Pojatę; księżniczkę Bałtów z ziem późniejszej Liteny, pannę wielkiej piękności. Umiłował ją, a poślubił, razem osiedli wśród Słowian, mieli synów i córki. Tartarzy opuścili Sklawinię; w decydującej bitwie pod Brodniem nad Viraną. Nakon przebił pierś króla – chana Zamolxa kopią niby smoka, a jego herb – białego orła uczynił swoim. Potem był to herb wszystkich Lugiów.
Tymczasem Sarmaci po odejściu Tartarów znów poczęli niepokoić Słowian.


*

,, - Przebaczam ci – mówił chłop Czuryło (Čurilo) z Karačoru (Karaczorowca), podgrodzia grodu Muromy, do klęczącej przed nim żony Jagi, która zeszłej nocy zdradziła go ze żmijem. Czuryło zapłonął gniewem, wyobrażał sobie jak cały Karačor wypędza 'nieczyste zwierzę', jego wiarołomną żonę do lasu, albo jak ginie ona straszną śmiercią. Jaga klęczała i zalewała się łzami, aż jej mąż pożałował gniewu i przebaczył żonie, bo ją miłował, 'a ten żmij to huncwot' – rzekł. Od tej pory nigdy więcej go nie zdradziła. Mijały miesiące, aż łono niewiasty opuścił chłopczyk'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''.

Wielu bohaterów poczęło się w niezwykły sposób, za sprawców swego istnienia mając niezwykłych ojców. I tak Żmij Ognisty Wilk był synem niewiasty i świetlistego latawca o złotym warkoczu i anielskich skrzydłach, który osłabł i umarł ukochawszy jego matkę. Księcia Ścibora, syna księżnej Żywi, siostry Sediny, władczyni Słowian Połabskich, spłodził saski król, który czarami wziął na siebie postać wielkiego, żółtego węża, bijącego wziętą do niewoli Żywię ogonem po udzie. Herosów Słońcesława i Chorsamira z Vinety powiła dziewica, na której łono padały promienie słoneczne i księżycowe, podobnie jak w przypadku Vasyla Ogniewicza, którego dziewicza matka poczęła dzięki oparzeniu się iskrą z paleniska. Sukosław Suczyc z Beliny za matkę miał sukę Żwerunę, ojcem Giży ze Śląża był lew, zaś Merlina (,,św. Merlinusa'' – jak pisał o nim pewien Polak) spłodził diabeł – inkub. Wielu bohaterów zostało spłodzonych przez lud żmijów – jak Ilja Muromiec, Aleksander Wielki – syn żmija Mirczy i macedońskiej królowej Olimpias, czy wreszcie car Żmijewicz, który zasłynął jako obrońca Słowian przed uciskiem Sarmatów.




Był ci on mąż jak smok; wielki i silny, odważny i znający wiele tajemnic, lecz co ważniejsze bronił słabych i nigdy nie szedł na kompromis ze złem. Urodził się na ziemiach późniejszej Rusi w rodzinie książęcej; jego ojciec, kniaź Spiczygniew poległ walcząc ze Scytami. Jego miecz przecinał diamenty, a koń szybszy był od wiatru. Wokół Żmijewicza, niszczyciela strzyg i wąpierzy, smoków, mantykor, chimer, połozów, czarownic, wilkołaków i wszelkiej maści rozbójników, z wolna gromadzili się tak możni jak i ubodzy; jego drużyna gotowych na wszystko junaków rosła z każdym dniem, a książęta i królowie zaczęli widzieć w nim swego suzerena; cara i składać mu pokłon. W końcu nawet dumna Biała Krobacja u źródeł Visany zawarła przymierze ze Żmijewiczem o brodzie w trzy warkocze zaplecionej. Sarmaci, na których tronie zasiadał nowy król, Agrost, wciąż dybali na ziemice Sklawinów i Antów, lecz car Żmijewicz jak prawdziwy syn żmija, wciąż zadawał im coraz to nowe klęski, niby Krak bijący Awarów, czy Artur zwyciężający Saksonów. W bitwie pod Uchaniem po stronie żmijowego syna walczył również i Nakon na czele chrobrego pułku z Brodenia. Surowa to była rzeźba; Sarmaci zostali odparci. Żmijewicz odznaczył Nakona; order Złotego Smoka do piersi mu przypiął, a order ten upamiętniał smoka z Zaziemskiego Oceanu; wierzchowca Swarożyca i towarzysza jego zabaw. Nakon znów podniósł topór swój srebrny i bramy sarmackiego lochu rozbił. Wielkie było jego zdumienie, gdy pośród mnogich jeńców ujrzał Helisina (Gelisina) i Nahanarwala (Naganarvalusa), swych braci uznających się za mądrzejszych od niego. Nakon ujrzał ich siwych jak Rimski po spotkaniu z wampirem Warionuchą, a do tego zakutych w ciężkie kajdany, brudnych i chudych jak szkielety.
- Panie złoty, sokole, uratuj nas! - skomleli oślepieni powodzią słonecznego światła.
Nakon rozciął mieczem ich okowy.
- Choć oni uczynili mi krzywdę, czemu nie mogę być lepszy od nich? Wszak to wciąż są moi bracia – pomyślał Nakon, odrzucając kuszące myśli o zemście.
Powiedział bowiem kim jest i przebaczył im, oni zaś płakali z żalu i wstydu. Najmłodszy z braci, uważany dotąd za głupka, zaprosił ich do siebie do Brodenia, ugościł w sposób godny bana i przedstawił im swoją młodą żonę, księżniczkę Pojatę. Dzięki Żmijewiczowi, bracia powrócili do władzy nad Lugiami i stali się założycielami trzech plemion lugijskich: Hariów – Nakoniczów, Helisjów i Nahanarwalów.


*



Rod, przez Sarmatów i Persów zwany Zurwanem, pan Koła Czasu, widząc cnoty cara Żmijewicza, pobłogosławił go długim życiem, trwającym aż trzysta lat przy równoczesnej sprawności ciała i umysłu. Owe trzy wieki były dla Słowian błogosławionym czasem pokoju i dostatku, czasem chrobrych witezi i ich niezwykłych przygód. Gdy po trzech wiekach zmarł car Żmijewicz siwobrody, posłyszawszy o tym Sarmaci znów wyruszyli ze swych komyszy nadczarnomorskich na podbój Sklawinii. Wielka ich siła stanęła na stepach ukrainnych; nie brakło łuczników, tarczowników, ani ciężkozbrojnych, skrzydlatych kopijników na siwych koniach. Była nawet wowa (vova) – czarna jak noc i większa niż żubr, sześcionoga ropucha o głowie hieny, którą prowadził na srebrzystym łańcuchu sarmacki kapłan, zwany magiem. Zawyły złote surmy, zadudniły bębny i wojewodowie obu armii znak dali do zaciętej walki. Sarmaci zawsze słynęli z odwagi; nikt bezkarnie nie posądzał ich o tchórzostwo. Jednak tym razem porzucili broń i poczęli uciekać w wielkim popłochu.
- Żmijewicz z martwych powstał! - krzyczeli z wielkim przestrachem, bo też Słowianie zwlekając z oddaniem ciała swego wodza pogrzebowym płomieniom, przywiązali jego trupa do końskiego grzbietu, czym skutecznie wyprowadzili wrogów w pole. Rozszalała wowę ubili palicami Słowianie; odtąd gdy pokazywali na coś brzydkiego, mówili: ,,Chro, wowa!'' Bitwa została wygrana. W erze trzynastej podobny fortel zastosowali średniowieczni Hiszpanie, walczący z Maurami używając trupa Cyda.





Jednak żadne królestwo nie jest wieczne i niebawem po usypaniu kurhanu Żmijewiczowi pod Żółtymi Wodami w miejscu niedawnej bitwy, Sarmaci po raz kolejny uderzyli na Słowian i wielkie było ich zwycięstwo. Na wiele wieków zajęli obie Krobacje, kraj Lugiów, Bliski Zachód, wyspy Ranę, Wolin i Uznam, ziemice Neurów i Burów Czarnosiermiężnych, wszystkie inne krainy Słowian i Bałtów, a nawet Grecję, Lewant, Bharację i część Sinea. W owym pierwszym imperium Sarmatów, Słowianie tworzyli elity i uczyli wielu pożytecznych rzeczy swych półdzikich zwycięzców. Ich sytuację można więc porównać do sytuacji Greków w starożytnym Rzymie, Polaków w carskiej Rosji, czy Ormian w sułtańskiej Turcji.


czwartek, 14 stycznia 2016

Mitologia Bałtów

,,Kult bogini Melitele był jednym z najstarszych, a swego czasu jednym z najbardziej rozpowszechnionych, w początki swe wywodził z niepamiętnych, przedludzkich jeszcze czasów. Każda nieledwie przedludzka rasa i każde pierwotne, koczownicze jeszcze ludzkie plemię czciły jakąś boginię urodzaju i płodności, opiekunkę rolników i ogrodników, patronkę miłości i małżeństwa. Większość z tych kultów skupiła się i zlała w kult Melitele […]'' - Andrzej Sapkowski ,,Ostatnie życzenie''


Już we wczesnych latach szkoły podstawowej dowiedziałem się, że Litwa była ostatnim bastionem pogaństwa w Europie, a jej władcą, który przyjął chrzest był Władysław Jagiełło. W klasie czwartej dowiedziałem się, że św. Wojciech zginął z rąk pogańskich Prusów, ale dopiero z czasem dowiedziałem się, że nie byli to Niemcy (Prusacy), lecz wymarły lud Bałtów. W szóstej klasie dowiedziałem się, że pogańscy Litwini czcili min. ogień i węże. O Jaćwingach – ludzie pokrewnym Prusom dowiedziałem się z jednej z powieści Zbigniewa Nienackiego o Panu Samochodziku.




W 1999 r. kiedy po raz pierwszy sięgnąłem, po często cytowaną na tym blogu książkę Marka Derwicha i Marka Cetwińskiego ,,Herby, legendy, dawne mity'' znalazłem w niej mnóstwo nie tylko o wierzeniach słowiańskich, ale i mitach i legendach Bałtów – najbliższych krewnych Słowian. Czego w niej nie było! Czytałem wówczas o pruskiej bogini zboża, zwanej Kurko, o młocie, którym Znaki Zodiaku uwolniły Słońce zamknięte w twierdzy, o rzymskim wodzu Palemonie – legendarnym założycielu Litwy, o Sowim i jego podróży w zaświaty, o łotewskim herosie Laczplesisie – Niedźwiedzim Uszku, o litewskiej leśnej bogini – suce Żwerunie (w 2005 r. narysowałem ją), oraz o takich legendarnych postaciach jak książę Lauras czy Żywibund Dowszprungowicz. Czytając mojego bloga można łatwo zobaczyć jak ważną rolę, owe istoty i postacie odgrywają w mojej twórczości.




Inną kopalnią wiadomości jest klasyczna praca Aleksandra Brücknera ,,Starożytna Litwa. Ludy i bogi’’, po którą sięgnąłem po raz pierwszy w 2000 r. W owej cennej publikacji można przeczytać o takich istotach jak: bóg burzy Perkun, tożsamy ze słowiańskim Perunem (parę lat temu spotkałem psa rasy golden retrevier, który nosił to imię), bogini śmierci Giltina, Puszkaitis i Lazdona – bóstwa lasów, Gabia – bogini ognia w trakcie chrystianizacji utożsamiana ze św. Agatą, gaweny wypychające brzuchy grochowinami tym, którzy łamali post, wiliki, wilkaty (wilkołaki), ragany (czarownice), gudełki (odpowiednik rusałek), domowe skrzaty kauki, brodate skrzaty barstuki, oraz apokryficzne bóstwa mchu – Kierpicz i Silinicz, oraz Pipka i Piroga … rzekome bóstwa fajki i pierogów). Autor wspominał również o dainach – ludowych pieśniach litewskich, zawierających wątki mityczne, które jednak należy traktować ostrożnie jako źródła wiedzy o pogańskich wierzeniach.




Ponadto z monografii Władysława Strojnego o bocianie białym, poznałem litewski mit o pochodzeniu tych ptaków. Jak łatwo zgadnąć Perkun zamienił w bociana człowieka, który przez ciekawość rozwiązał worek z gadami, płazami i owadami (moją autorską wersję tej opowieści można znaleźć na blogu ,,Mitoslavia'' w poście ,,Bocian''). Mit ten znany był również Słowianom (w wersji kaszubskiej w miejscu Perkuna występuje apokryficzny bożek Bogdin).




W 2002 r. czytając książkę Anny Pęczalskiej ,,Złoto Północy'' o bursztynie, po raz pierwszy zetknąłem się z mitem o litewskiej bogini Juracie; królowej Bałtyku, która mieszkała w bursztynowym pałacu na dnie morza i nieszczęśliwie zakochała się w prostym rybaku Kastitisie (ów mit można przeczytać w pracy Zofii Drapelli ,,Mity i legendy morskie''). Postać królowej Juraty; Enki władającej Morzem Srebrnym, odgrywa dużą rolę w mojej mitologii slawianistycznej; można o niej również przeczytać w moim opowiadaniu ,,Potop'' ze zbioru ,,Dom''.




W 2004 r. czytając ,,Boże igrzysko'' Normana Daviesa natrafiłem na wzmiankę o synkretycznej postaci z litewskich wierzeń - św. Marii Perkunatele; matce boga burzy Perkuna, której pierwowzorem była Maryja (w Ameryce Południowej jej odpowiednikiem jest bogini Maria Lionza).




W 2006 r. sięgnąłem po dwie interesujące zbiory opowieści przybliżające omawiany temat. Pierwszą z nich były ,,Podania i legendy wileńskie'' Władysława Zahorskiego, z których dowiedziałem się min. o bogini miłości zwanej Milda (w mojej mitologii jest to jedno z imion Mokoszy; Milda ta także rusałka – wojowniczka żyjąca w erze jedenastej i walcząca z wężem Gorynyczem), o mądrym kapłanie Lizdejce, który jako niemowlę został znaleziony w ptasim gnieździe, o onirycznym Żelaznym Wilku – symbolu Wilna, oraz o wileńskim bazyliszku (jak widać potwory te trapiły nie tylko Warszawę ;). Jako ciekawostkę podam, że imiona Anhar, Ran, Milda i Azade zaproponowałem dla szczeniąt rasy beagle, które urodziła suczka Vera Ravialis należąca do mojego przyjaciela Voytakusa ov Višnica ;). Z kolei z książki Oskara Miłosza ,,Baśnie i legendy litewskie'' dowiedziałem się o łaumach; żeńskich demonach podmieniających dzieci (jest to litewski odpowiednik słowiańskich mamun).
W 2008 r. czytając książkę Jana Gondowicza ,,Zoologia fantastyczna uzupełniona (uzupełniona)'' natrafiłem na wzmiankę o stworze bajstruku z wierzeń litewskich:

,,Zwierzę wielkości kozy, czasem nawet większe. Miał trzy nogi, a czwartą ukrytą. Z pyska podobny był do misia, a zdarzało się, że i sowy. Jadł grzyby, trawę, korę, ale nie pogardził myszą polną, a również zającem. Żył w puszczach Nalibockiej, Ruskiej, Nadniemeńskiej. Jeden leśnik spotkał go nawet w Rudnickiej. Ludzie mówili, że on mądrzejszy od ludzi. Nieraz zbłąkanych uratował i do wsi zaprowadził. Dziecko przed wilkami obronił. Starca w zimie ogrzał własnym ciałem. Ale w księżycowe noce, to nie daj Bóg. Krew z człowieka potrafił wyssać, zagryźć konie podróżnym, spalić stodołę ze zbożem. Miał oczy jak człowiek. Ale dużo większe, bolesne, więcej widzące. Tą czwartą nogą, ukrytą, zabijał, kiedy musiał zabić'' – cyt. za: Aleksander Brückner ,,Starożytna Litwa. Ludy i bogi''



Mitologia Bałtów jest wdzięcznym, choć w niewielkim stopniu eksploatowanym materiałem dla twórców fantasy. Z materiału tego korzystali polscy autorzy tacy jak: Andrzej Sapkowski (w ,,Sadze o wiedźminie'' występuje litewska bogini wegetacji Melitele i pojawia się wzmianka o Żelaznym Wilku), Czesław Białczyński, Witold Jabłoński (odsyłam do posta ,,Przedmurze pogaństwa, czyli 'Słowo i miecz'''), oraz Karol Kalinowski w komiksie ,,Łauma''. Ciekawym pomysłem jest również postać litewskiego wojownika Varnasa, stworzona przez polskiego pisarza Jewgienija Olejniczaka (opowiadanie ,,Wyspa Mnichów'' ze antologii ,,Kanon barbarzyńców'').

Śniło mi się, że:




- gdzieś w Szczecinie, Jurata szła po schodach,




- w jakiejś firmie urządzano imprezę integracyjną, na którą przyszła mała dziewczynka, będąca córką boskiej suki Żweruny.


środa, 13 stycznia 2016

Prószek i złota rybka





,,Śniło mi się, że przez szybkę,
zobaczyłem złotą rybkę.
Powiedziała od niechcenia:
'spełnię twoje trzy życzenia'
- 'Złota rybko, powiem szczerze, 
chcę mieć w domu dzikie zwierzę:
krwiożerczego likaona,
co poluje na sawannie,
i murenę z wielką paszczą,
którą mógłbym trzymać w wannie,
i pisklaka myszołowa
i śmiesznego małpiszona...'
'Zaraz, zaraz! Bez kawałów - 
woła rybka oburzona. - 
Żegnaj, Prószku! Do widzenia!
To nie ze mną te numery!
Miałam spełnić trzy życzenia,
a podałeś mi już cztery''

- Natalia Usenko i Danuta Wawiłow [w]: ,,Zwierzaki'' nr 5 (17), maj 1993




wtorek, 12 stycznia 2016

Maria Ognista i Jerzy Zielony

,,Kej ty idziesz skuła?
Na bajory na korzenie
Kej nie zachodzi słońce,
Ani żadne stworzenie:
Na skóry toczyć, pruć,
A to ja ciebie w łeb,
A ty się wróć'' – polski tekst zamawiania choroby bydła





Oto czyny Marii Ognistej (W Ogień Przyodzianej), królewny amazońskiej, córki królowej Oriany, co zwyciężyła Kapitułę Azazelitów i przyłączyła ziemice arabskie pod swoje berło. Maria od maleńkości nosiła na palcu czarodziejską obrączkę z metalu czarnego a połyskliwego, mocą której ogień nie mógł jej szkodzić. Wiedząc o tym królewna chętnie popisywała się śpiąc w ognisku, tudzież w rozpalonym piecu, lub wkładając swą ulubioną suknię z płomieni, którą sama uszyła śpiewając zaklęcia, prowadzące igłę ze smoczej kości i nić z włosa olbrzymiego, sineańskiego, białego szczura żyjącego w ogniu i ginącego od wody. Również żelazo nie było w stanie uczynić jej żadnej szkody. Nie bała się nikogo i niczego; rany zadane żelazem goiły się na niej w przeciągu chwili, nie zostawiając blizny, a miast bólu powodując jeno miłe łaskotanie. Maria Ognista lubiła na oczach posłów z dalekich krain łykać rozżarzone węgle, pić rozpalone do białości żelazo, przebijać się trzydziestoma mieczami, a tych co na to patrzyli strach ogarniał, wiedzieli bowiem, że nie są to sztuczki kuglarskie, jeno prawdziwe czarodziejstwo. Dnie spędzała na łowach i łupieskich wyprawach przeciw sąsiednim plemionom. Wysoka i smukła, o włosach długich i czarnych, nieskazitelnie piękna, a zarazem nadludzko silna, jednym ciosem pięści rozbijała głowy żubrów i turów, dusiła arabskie bawoły i nosorożce, lwy, tygrysy i pantery. Strzałami z łuku powaliła dziesiątki strzyg i smoków. W górach Arabistanu upolowała białego bawoła Szorobora, zwanego też 




Reem, ojca podobnych mu bawołów Arava, znacznie większego niż wieloryb Bahmut. Mięso Szorobora ludzie jedli przez czterdzieści lat. Wobec mężów Przyodziana w Ogień miała jeno pogardę. Pojmanych w niewolę najdzielniejszych junaków awarskich, alańskich, scytyjskich, medyjskich i tmu – tarakańskich torturowała wraz ze swymi towarzyszkami; przypiekała w ogniu, po czym wyrywała im serca. Na nic nie zdawały się tu protesty jej matki, królowej Oriany, na próżno starającej się pohamować dzikość i okrucieństwo córki. Następczyni tronu znała oprócz mowy ojczystej języki Greków, Medów, Persów, Tmu – Tarakańczyków i Kimerów. Była równie groźna jak żywioł służący jej za odzienie.


*

W czwartym dniu miesiąca Tygrysa, królowa Oriana w wielkim gniewie wezwała córkę przed swe oblicze.
- Przegięłaś pałę, moja panno – rzekła królowa. - Po kiego deva paliłaś zboże Antom z Tracji, jak ten jurny i durny Palikopa?! - Maria, której imię znaczyło po syryjsku: Pani, nigdy jeszcze nie widziała matki tak rozeźlonej. - Myślisz, moja panno, że Amazonce przystoi, aby miast zabijać w wojnie bohaterów i okrywać się z tego powodu sławą, gwoli bezmyślnej zabawy niszczyć owoce czyjejś pracy?! - Maria Ognista po raz pierwszy straciła śmiałość, więc dziecinnym zwyczajem włożyła palec do ust i powiedziała:




- Niech mnie oblezie robactwo – ledwo to rzekła, od stóp do głów okrył ją gęsty całun białych czerwi, które jednak w okamgnieniu przeobraziły się w jedwabniki.
Legendy Amazonek widziały w tym czar królowej, której wszystkie źródła zgodnie przypisują zaprowadzenie hodowli jedwabników w Amazonii.
- Słowianie nie są naszymi wrogami – ciągnęła Oriana. - Przeciwnie. Wielu z nich walczyło po naszej stronie przeciw Kapitule Azazelitów w Arabii i przeciw Tmu – Tarakanowi. Nadszedł czas kary za twe psoty; gdybym cię nie kochała, miałabym to głęboko w rzyci. Od tej chwili zabieram ci obrączkę broniącą przed ogniem i żelazem i wysyłam na siedem lat do Trako – Sclawinii, abyś tam, robiąc w niewoli, naprawiła swe błędy i nauczyła się odpowiedzialności. Kara zaczyna się od teraz!
- Tak się stanie, pani matko – królewna skłoniła się i ucałowała jej dłoń.
Następnie wyposażona w listy od matki grożące śmiercią każdemu kto podniesie na nią rękę, wsiadła na okręt płynący Morzem Ciemnym (Czarnym) ku ziemiom Antów. Oriana patrzyła jak galera wioząca jej córkę znika za horyzontem i zaczęły ją trapić wyrzuty sumienia, czy aby nie ukarała jej zbyt surowo, oddając ją w niewolę obcemu ludowi. ,,To przecież jeszcze dziecko''! - płakała ukradkiem, lecz było już za późno.
Gdy następczyni tronu w Arxgardzie – Tomyskrze wyszła na antyjski brzeg i pokazała słowiańskim chłopom listy polecone od królowej Amazonek, spotkały ją rzeczy bardzo przykre. Antowie, którym jeszcze nie tak dawno paliła zbiory, obili ją i skrępowali, opluli a obrzucili grubymi słowy, po czym zawiedli na sąd wiecu w gminie Zapis. ,,Pani w Ogień Przyodziana'' spokorniała i nie broniła się, choć wciąż była w stanie rozrywać powrozy i rozbijać okryte szłomami głowy jak orzechy. Widać wzięła sobie matczyną karę do serca. Więc osądził ją i sprzedał na targu w Zamysłowie jak niewolnicę. Wielkie to było dla niej upokorzenie, nie tylko jako dla następczyni tronu, ale i jako dla Amazonki. Jej plemię zawsze się szczyciło wolnością i gotowością do śmierci w jej obronie. W Amazonii nigdy nie było niewolnic, choć wojownicze niewiasty przez Słowian zwane Polanicami miały niewolników. Co gorsza, gapie na zamysłowskim rynku wytykali ją brudnymi paluchami i szydzili z niej. Wtem z tłumu wyszedł gospodarz imieniem Jurosta, jary i jurny, skoro tak do roboty, jak też do bitki i wypitki. Ledwo zobaczył na wpół obnażoną Marię Ognistą, co miesiąc temu spaliła mu pole i stodołę, teraz upokorzoną, z rękami związanymi nad głową, zaryczał jak byk, poczerwieniał kiej ten indor, po czym z biczem w ręku rzucił się ku związanej kobiecie.
- A ty, taka owaka, ty suko..., a masz, a masz, burowijski miesiąc popamiętasz... - okładał ją wielkimi jak bochny, twardymi pięściami po ślicznej twarzy. - Ja cię, zakręt mać, oduczę palić chlebowe pola, ty.... ty.... dziadówo! - Maria Ognista z łatwością mogła skręcić byczy kark Jurosty, lecz nie robiła tego. ,,Prikaz to prikaz'' – jak mawiał Rdzeniejew.
- Zostaw ją – nieoczekiwanie ktoś powstrzymał Jurostę




Tym kimś był znany i darzony szacunkiem przez trackich Antów, Grek Jerzy Zielony (Georgios Chloros, Korkas Viridis) wychowany przez leśnych ludzi i znający wiele ich sekretów. Jerzy Zielony był to młodzieniec smukły i wysoki, o mięśniach jak lampart. Jego włosów mogłaby mu pozazdrościć niejedna rusałka. Nosił przepaskę ze skóry panterczej na biodrach i zielony płaszcz. Towarzyszyło mu paru leśnych ludzi, jego przybranych braci w takich samych, tradycyjnych płaszczach. Jurosta ryknął na jego powitanie.
- Widzisz, młodzianku – wskazał za zakrwawioną twarz Marii – że oto spuszczam lanie tej oto pannie nieciężkich obyczajów.
- Co ci ona zrobiła? - spytał surowo Jerzy Zielony, którego oczy miotały błyskawice.
- A – rozdziawił się Jurosta – ta suka dla zabawy paliła nasze pola. Filip, filip, filip mać!
- Więc chcesz być taki jak ona, że bijesz związaną niewiastę? - spytał wychowanej leśnych ludzi.
- A chcę! - odrzekł Jurosta. - Skopię jej tyłek, to się nauczy szanować ludzi pracy!
- Jesteś żałosny – szepnął Jerzy, po czym korzystając ze swej nabytej w lesie wiedzy, jął śpiewać magiczną pieśń.
Sprawił nią, że na rynku wyrósł wielki krzew, który skrępował Jurostę swymi pędami i nie wypuścił, aż ten obiecał, że nie będzie więcej bił Marii Ognistej. Jerzy Zielony powrócił do lasu, Amazonkę zaś kupił łagodny i nieskory do maszczenia się chłop Trudosław, którego pole również ucierpiało w efekcie jej wybryków.


*

,, - Szyłeczko, jestem duch z mogił. […] Idę do ciebie. Otwieram drzwi, wchodzę na próg do sieni, szukam twej sypialni, znajduję ją, wchodzę, stoję przy twym łóżku. Już cię mam!'' - K. Oppman ,,Perłowy latopis''

,, [Myśliwy] Otworzył szkatułkę, a z niej poczęły pierzchać różne owady. W ślad za nimi jęło wychodzić dorodne bydło. Wkrótce utworzyło się tak wielkie stado, że nie sposób było zliczyć wszystkich krów i buhajów. Nie wiadomo skąd, powstał bazar ze straganami pełnymi różnych towarów i handlarzami. Kupcy krzyczeli do myśliwego:- Gospodarzu, przyjmuj pieniądze! Jemu jednak nie było to w głowie.- Jakże zdołam – zawołał zrozpaczony – zapędzić to wszystko do szkatułki i zamknąć ją? [….]'' - ,,O młodzieńcu Koli i Pięknej Nastazji''; baśń rosyjska ze zbioru ,,Mocarni czarodzieje''.





Wiele opowiadano o pokutnej pracy królewny amazońskiej Marii Ognistej u słowiańskiego chłopa Trudosława, syna Chwaliboga, syna Mścigniewa z ludu Antów. Dość powiedzieć, że jej nowy pan był zupełnie inny niż Jurosta, mimo że obaj ci gospodarze takie same straty ponieśli. Trudosław Chwalibożyc, chłop zamożny, lecz dzielący się z biedniejszymi gospodarzami, nie szukał pomsty za spalone zbiory. Zawsze spokojny i łagodny nie dawał nikomu krzywdzić Marii Ognistej. Z wolna, ku jej wielkiemu zdumieniu i zawstydzeniu stawało się jasne, że rolnik traktuje ją jak przybraną córkę, mimo że miał już wiele dzieci. W swym zaufaniu do niej, posunął się aż do powierzenia jej opiece najmłodszego ze swych potomków, sześciomiesięcznego Światosława. Następczyni tronu na jeziorze Aspin (Morzu Hyrkańskim), choć nie miała już swych szat utkanych z płomieni, płonęła teraz ze wstydu; nie spodziewała się bowiem, że skrzywdzony przez jej figle mąż z zupełnie nieznanego jej ludu Antów, który wydał bohatera Boza, pogromcę Winitara, okaże jej tyle uczuć ludzkich i ciepłych, a do tego zupełnie nie zasłużonych. Maria Ognievna rozważywszy to wszystko w swym sercu, jeszcze rzetelniej brała się do pracy, po której zasiadała do stołu wraz z rodziną gospodarza. ,,Wielki i niestworzony jest bóg ichni, Agej, w którego imię czynią tyle dobra'' - zamyślała po powrocie do Amazonii powiedzieć matce. Jeszcze niedawno, przebaczenie, którego udzielił jej chłop Trudosław uznałaby za przejaw słabości. Tymczasem kiedy piastowała najmłodszego członka rodu Mścignievićów w chacie gdzie mieszkała pracująca teraz na polu zadruga, ukazał się niechciany gość znad zimnych a błotnistych mokradeł gdzie komar brzęczy. Bagienne opary, złe powietrze, przez Włochów zwane ,,malaria'', wyziewy a miazmaty niosące chorobę zimnicę, która to w Babilonie zabiła Aleksandra Wielkiego, ożyły. Zgęstniały, tworząc ciało dla skażonej złośliwością inteligencji, dla demona malarii – zimnicy – febry, a imię jego: Zimny Człowiek (Kołodocydus). Ów twór i sługa Zarazy miał postać nagiego i łysego karła o śnieżnobiałej skórze, przez którą prześwitywały gnaty. Nie miał nosa, za to zarażał oczami, a w dotyku był zimny i mokry jak lód. Potrafił zmaleć do rozmiarów główki od szpilki, jego skórę pokrywał szron, cuchnął ci on piwniczną zgnilizną, a głos jego był mocno zachrypnięty. Ówże Zimny Człowiek w porze południa, kiedy to po polach hulały południce, kmiecie przerywali swe zajęcia, zaś Maria, córka Oriany wachlowała małego Światosława pawim piórem, po kryjomu, przez zawilgłą piwnicę dostał się do siedziby zadrugi (klanu) gospodarza Trudosława. Zimny Człowiek skradał się cichutko jak kot, a do tego był niewidzialny. Jednak Maria Orianówna miała moc widzieć to co zakryte i niekoniecznie była to moc magiczna – równie dobrze mogła dostrzec skradającego się wroga mocą czuwających nad domostwem Enków, jytnas – zwanych przez Słowian dziadami, a przez Bharatyjczyków – pitarami, lub ubożąt. Jakkolwiek by było, Maria Ognista ujrzała Zimnego Człowieka i nie przestraszyła się go, choć jego wygląd napełniał lękiem.
- O żyła wodna! - mlaskał i zacierał kościste, oszronione ręce ten, kto z mandatu Zarazy siał malarię.
Królewna widząc i słysząc go, zasłoniła sobą niemowlę, po czym dobyła noszonego w pochwie przytroczonej do nogi sztyletu i z zimną krwią przebiła na wylot ptasią łapę Zimnego Człowieka.
- Auuuu! - krzyknął siewca zimnej choroby, nie mając nic mądrzejszego do powiedzenia. Stał się widzialny i krwawił czarną krwią, wypalającą dziury w klepisku.
Maria Ognista przewróciła go na plecy jednym kopnięciem w nerki, po czym zamierzyła się, by rozpłatać go jak wielkanocne prosię i odciąć brzydką głowę. Zimny Człowiek pojął, że ma przed sobą prawdziwą Amazonkę z krwi Amazonek, zaprzestał więc walki. Uwolniony od ostrza sztyletu zaczął wić się, zanikać, malał w oczach, rozpadając się na dziesiątki swych żywych podobizn wielkości małego paznokcia, które z wolna tajały, obracając się w lodowaty miazmat pomykający oknem. Zimny Człowiek oszczędzony przez Amazonkę, powrócił na bagna, lecz zostawił jej coś, co sam nazwał słowem ,,jajce – rajce''. Wykupił się jak bóbr strojem owym jajem – czerwonym, a złoconym, najpiękniejszą pisanką, jaką znał świat. Jajo to zaczarowane było; wielkie bogactwo skrywała jego skorupka. Maria Ognista zatrzymała je nie tylko dla wielkiej piękności owego jaja zrodzonego w Wyraju, ale i dlatego, że chciała czymś obdarzyć chłopa Trudosława, którego pokochała jak ojca. Gdy zadruga wróciła z pola, Maria pokazała im jajce – rajce. Potłukła je nie bez żalu, a wtedy zaczęły zeń wychodzić krowy, byki i woły, owce, kozy i świnie, króliki, kury, pawie, perlice, gęsi i kaczki, konie, osły i wielbłądy. Niczym szarańcza czerniły się i bzyczały pszczoły gotowe do założenia nowych rojów. Lały się miód, wódka, kwas chlebowy, oliwa, piwo i wino. Sypały się bez opamiętania zboże i złote a srebrne monety. Chłopi z Zapisu nigdy wcześniej, ani nigdy później nie widzieli tak licznego skotu tak dobrej jakości. Ucieszyli się zrazu i błogosławili Marię Ognistą, co zdobyła jajce – rajce. Cała wieć wzbogaciła się niepomiernie, tak, że Bieda z Nędzą na długi czas ją opuściły. Niestety skotu wciąż przybywało i przybywało, tak, że nie było gdzie go pomieścić, radość zmieniła się we frasunek, zaś błogosławieństwa w złorzeczenia. W końcu Maria Ognista z żalem cisnęła jajce – rajce w fale Morza Czarnego, gdzie jeszcze długo rodziły się zeń byki i krowy, których utopione trupy morze wyrzucało na brzeg, aż czarodziejskie jajo pożarł jakiś potwór morski. Trudosław pocieszał swą niewolnicę:






- Tak to już jest i nie trza nam płakać po tym jaju, bo co Čorty dają, to zawsze na szkodę wychodzi, nawet jeśli zrazu pożytki są z tego.


*

Jeszcze gdy przebywała w swej ojczystej ziemi, Maria Ognista, córka królowej Oriany i jej jeńca, księcia Er – Arama, nieraz broniła amazońskich i arabskich stad bydła i owiec przed wilkami, niedźwiedziami, lwami, a tygrysami. Również bawiąc wśród Antów przyszło jej ochraniać stada; dusić górskie lwy i wybijać z łuku do nogi bandy jeszcze dzikszych niż one, trackich rozbójników. Tego dnia przyszło jej wypasać woły – święte zwierzęta Antów, którym dziewczęta musiały schodzić z drogi, gdy te wracały z pracy – na podmokłych łąkach, gdzie z rana mgły zalegały. Nie było to bezpieczne miejsce. Zapuszczały się w te okolice wilkłkaki, kikimory, błotne strzygi, a także skuły powodujące choroby skóry u bydła i ochwat. Jak wyglądały owe tajemnicze skuły? Starzy ludzie powiadali, że miały one głowę wrony, kościsty a pokryty szarą, przypominającą w dotyku pergamin skórą tułów podobny do ludzkiego, zaś od pasa w dół – wężowy ogon. Skuły osiągały różną wielkość – niektóre były wzrostu człowieka, inne przypominały rozmiarami żmije; a do tego potrafiły na zawołanie maleć i rosnąć. Wykluwały się z jajek, albo też jak inni prawili – rodziły się z bagiennych miazmatów. Porozumiewały się sykiem i krakaniem, choć przynajmniej niektóre znały też ludzką mowę. Nieustraszona Amazonka wyganiając skot na podmokłą łąkę, zaopatrzyła się w łuk z wielorybiej kości, oraz w krótką włócznię o liściowatym grocie. Oręż ten okazał się rychło okazał się wielce potrzebny, bo Maria Er – Aramiewna swym wewnętrznym wzrokiem wypatrzyła skuły wielkości dużych psów, kłębiące się wokół bydła i okulawiające je dziobami o żelaznej końcówce. Królewna nie straciła głowy, choć podobne stwory widziała po raz pierwszy. Ubiła ich trzy albo cztery, lecz to rozwścieczyło pozostałe osobniki. Z ochrypłym krakaniem rzuciły się ku Amazonce szybko niczym sabhany – rogate żmije z pustyń Afryki. Było ich więcej i łacno mogły zadziobać ją na śmierć. Nie uczyniły tego jednak. Ich głowy, tułowie i ogony poodcinał szablą ze stali damasceńskiej jakiś junak w zielonym płaszczu. Część posiekał, a na część sprowadził magiczną pieśnią atak wybujałych cierni. Maria Ognista rozpoznała w swym wybawcy tego samego męża co na targowisku obronił ją przed Jurostą.
- Jak cię zwą? - spytała młodzieńca pokłoniwszy się mu.
- Grecy mówią na mnie Georgios Chloros, zaś Słowianie – Jur Zelenyi. O tobie zaś słyszałem, żeś jest córą królowej Amazonek, Oriany.... - Jerzy Zielony też miał dobrą pamięć.
- Nie omyliłeś się – rzekła Maria i nagle pocałowała leśnego człowieka.
Od tej pory zaczęli przestawać ze sobą coraz częściej (nawiasem mówiąc chłop Trudosław wyzwolił Amazonkę, lecz ta zdecydowała się jeszcze u niego pomieszkać, bo był dla niej jak ojciec).




- Urodziłęm się w Sołuniu, czyli jak to mówi mój lud – w Tessalonikach. Moich rodziców pożarła hydra, której imię jest: Zaraza, więc wychowałem się u leśnych ludzi. Oni to dali mi zielony płaszcz i nauczyli śpiewać runy roślinom, aby rosły stosownie do mych potrzeb. W piętnastej wiośnie życia ubiłem z łuku hydrę o zaraźliwym oddechu, która uśmierciła mych rodziców i zostałem uznany za mężczyznę – opowiadał Jerzy Zielony, zaś Marii podobało się to.
Był to początek ich licznych wędrówek i przygód, o których powstały pieśni.


*




,,Czerwone baby (rutyjen vaven) przez niektórych mylone z lamiami z Pireny, były smukłe, wysokie, piękne i wiecznie młode, aż dziw bierze, dlaczego nazwano je babami. Włosy miały długie i czarne, oczy barwy bursztynu, skórę zaś czerwoną tak jak Čort Piekłos w erze jedenastej ubity ofiarnymi nożycami z ołtarza Mokoszy przez wołwcha – czarcipłocha (egzorcystę) Majdę z Niżu. Czerwone baby nosiły kuse, białe tuniki i mnóstwo złotych ozdób. Ich godłem była noszona na czole jako amulet, wyrzezana z rubinu gwiazda Exterminans (grec. Apollyon). Zrodzone przez Mokoszę w erze dziewiątej wraz z rusałkami, istoty te wybrały zło. Czyniły je wodząc na manowce i zabijając ze skóry bładzących po lesie ludzi. W czasach Bogdala, króla Analapii walczyły z łukiem a oszczepem w ręku w wojsku cara Czerwonego Człowieka, który nadał im gród Vinopolis (Winnicę)'' – M. Rymwid ,,Nymphologia''.




Maria Ognista i Jerzy Zielony, z którym zawarła narzeczeństwo i właśnie powracała z puszczy, mieli właśnie ,,przyjemność'' z czerwonymi babami. Było to za domostwem, między lasem a polami. Zbliżał się z wolna wieczór, już Miesiąc na niebie się ukazał. Czerwone baby skakały, tańcowały, a kozły fikały wokół zakochanych. Łasiły się do nich jak koty, łapały za włosy, łaskotały, szczypały, głaskały, poklepywały, tarmosiły, stroiły miny – aż nie dawało się z nimi wytrzymać. Kusiły ich. Pokazywały czerwonymi jak krew palcami na jedno z pól, na którym rosły buraki i szeptały z niezwykłą natarczywością.
- Za tym polem, za Burotą – śpiewała czerwona baba – leży srebro, leży złoto....
- Nie chcemy waszych przeklętych bogactw – rzekł szorstko Jerzy Zielony. - Ostawcie nas w spokoju a pozwólcie wrócić do domów – mówił jakby grochem o ścianę rzucał.
Czerwone baby nęciły dalej. Z ich pieśni wynikało, że wystarczy przejść przez Burotę – pole buraków, aby po drugiej stronie znaleźć się w miejscu niewyobrażalnie pięknym, bez bólu, śmierci, chorób i starości, nad wyraz zasobnym, opływającym w mleko i miód. Zdążając w to miejsce trzeba było do hebanowej skarbony rzucić cztery złote monety z Agej, loitenost', truła i gucenost'1 ozdobione wizerunkami uskrzydlonego płomienia, głowy panny, wagi i serca, aby w zamian otrzymać jedną srebrną monetę z napisem utilitas2 i trupią główką – herbem Kościeja. Narzeczeni nie mogli już tego słuchać, szczególnie Jerzy Zielony, bo Maria Ognista z wolna zaczynała się przechylać w złą stronę. Nie dała się jednak skusić. Tępym końcem włóczni uderzyła czerwoną babę w piersi, a ta skowycząc uciekła do lasu. Resztę rozgonił Jerzy Zielony za pomocą ostów i pokrzyw.
- Sapateranos, Napierzyn was ukarze! - jęczały złe, lub obłąkane nimfy uciekając z wielką szybkością.
Jerzy Zielony odprowadził Marię Ognistą do domu chłopa Trudosława. Był ci on pierwszym, który dostrzegł w niej dobro. Inni chłopi, a w szczególności rumianogęby Jurosta o twardych paluchach, wciąż czuli urazę o spalenie im pól. ,,Chłop żywemu nie popuści'' – powiada przysłowie. Po głębszym zastanowieniu trudno im się dziwić. Jednak kmiecie zapiscy już wkrótce mieli zmienić nastawienie do Amazonki.
We wsi pojawił się bowiem potwór. Przybył z gór Dinaar, a ludzie nazywali go Wiłarakiem. Jakże mieli się go nie bać, skoro był wielki jak dwa niedźwiedzie, czarny jak pkieł, miał rogatą, psią głowę, a jego długi, podobny do pejcza ogon miał moc niecić pożary. Wiłarak przemierzał lasy i pola na czterech łapach, ostrymi jak brzytwy, białymi kłami rozszarpywał tak ludzi i zwierzęta, jak rusałki, czy Centaury, a czego nie pożarł, to oddawał płomieniom. Próżne były wysiłki tych co chcieli ubić potwora żelazem, ogniem, drewnem, czy kamieniem – Wiłarak był niezniszczalny. Szalałby jeszcze długo, gdyby Maria Ognista i Jerzy Zielony, pouczeni we śnie przez Miesiąc – cara Chorsa – Srebronia nie skropili go obficie wodą, po którą udali się na ofiarowanym przez Perperunę – Dodolę – Gromorodną rydwanie zaprzężonym w łabędzie daleko na północ Sklawinii. Tam zakryci przed wzrokiem strzyg i innych straszydeł, nabrali do dzbana cudownej wody ze szczytu Sobotniej Góry, a była to woda mająca moc niweczyć zło i leczyć wszystkie choroby, nawet zmarłych stawiać na nogi. Wiłarak zlany żywą wodą począł gasnąć i z sykiem niknąć w oczach jak ugaszony pożar. Wioska została uratowana, zaś Marię Ognistą najmocniej ucałował i wyściskał, ten cham i prostak Jurosta, co wcześniej chciał ją zatłuc. Amazonka myślała, że połamie jej żebra. Sława Marii Ognistej i Jerzego Zielonego rozlała się na całą ziemicę Antów i Traków, kiedy oboje wyruszyli na odsiecz stołecznego Waradynia (Varadinum). Oblegał go potwór nazywany Jaszczurem przez Słowian, zaś Saurosem przez Greków. Był ci on większy niż bywają tury, żubry i słonie; zielona łuska go pokrywała. Zionął jadem w obłok pary obróconym, a jego ogon równał z ziemią kurhany, które wzniósł król Sław Stumogilen. Jego pazury ze spiżu niweczyły grube i wysokie wały grodów. Jednak nie dane było potworowi ostatnie słowo. Jerzy Zielony pieśnią czarodziejską sprawił, że z ziemi wyrosły zaostrzone kije, które przedziurawiły Jaszczurowi brzuch i trzewia, Maria zaś dobiła go jednym uderzeniem szabli po gardle, co zresztą odchorowała, lecząc się w chramie Złotej Baby u najlepszych wraczy i znachorów z zatrucia obłokiem jadu. Tymczasem król Travimir z drużyną i dworem przybywszy obejrzeć potwora spostrzegł, że wielki gad był teraz czarownikiem w smoczej masce, o brzuchu i piersiach dziurawych jak rzeszoto. Król zerwał maskę czarownika i …. [w tym miejscu nie udało się tekstu rozszyfrować, przeto niech reszty dokona wyobraźnia Czytelnika].


*




Marii Ognistej, od najmłodszych lat biegłej w sztuce łowów i obłaskawiania dzikich zwierząt, udało się oswoić niedźwiedzia o imieniu Mysz (Mus). W erze trzynastej imię to nosił pewien kot ze Szczecina. Mysz był bardzo groźnym niedźwiedziem, napadającym na ludzi, ich trzody i bydło, pożerającym owce i kozy, rujnującym pracę pszczelarzy. Amazonka podobnie jak ongiś Ruta, uleczyła niezagojoną ranę niedźwiedzia; wyjęła mu cierń z łapy, gdy ów spał. Od tego czasu niedźwiedź chodził za nią jak pies, służył grzbietem jej samej jak i Jerzemu, a co najważniejsze zaprzestał szkodzenia ludziom. Ci zaś, co rzecz rzadka, puścili w niepamięć szkody jakie jeszcze niedawno wyrządzał i polubili go niby wilka z Gubbio. Jerzy Zielony wychowując się wśród leśnych ludzi nie tylko zdobył moc zaklinania roślin, ale też poznał mowę zwierząt, którą to umiejętnością dzielił się z narzeczoną. Cała trójka wędrowała po anto – sklawińskiej ziemi walcząc ze strzygami i rozbójnikami, a tam gdzie się zjawili, poprzedzała ich sława przeplatająca się z nabożnym lękiem. W czasie swego wygnania, następczyni tronu Amazonii wysyłała listy do matki:

,,Maria W Ogień Przyodziana, Orianie panującej w Arx – gard, pozdrowienia.
Pani Matko! Razem z Jerzym, niesiona na grzbiecie Mysza, udałam się do Olbaru, gdzie kopie się kruszce. Była to bowiem osada górnicza. Zastaliśmy w niej żałobę, jako, że górnicy – gwarkowie w liczbie siedemdziesięciu zostali uwięzieni pod ziemią przez wielkiego a lutego smoka Pędraka, przez Celtów zwanego Pendragonem, o skórze żółtawej, a cielsku tłustym. Jerzy i ja ubiliśmy smoka przeszywając go na wylot dziesięcioma zaczarowanymi włóczniami wykutymi przez karły z Rodopów. Mysz zginął od uderzenia łapy Pędraka, lecz wróciłam mu życie dzięki wodzie z Sobotniej Góry. Gwarkowie zostali uwolnieni i powrócili do swych rodów. Stanisław Piłkojan, ksiądz olbarski i żerca zarazem udzielił nam ślubu, po którym zaraz nastąpiły pokładziny, czyli uroczysta konsumpcja związku w mowie Słowian. Stęskniłam się za Tobą, Matuchno i gorąco pragnę powrócić do rodzinnych ziem – Twoja Maria''

Maria Ognista spełniła swą zapowiedź i wróciła do Amazonii. Wiedząc, że jej mąż będzie w jej królestwie niewolnikiem z racji urodzenia się mężczyzną, za zgodą matki, a zgodnie z literą prawa amazońskiego, królewna zrzekła się tronu, odstępując go młodszej siostrze Roxanie, pierwszej tego imienia, sama zaś złożyła ślub, że powróci do ojczyzny, gdy zagrożą jej wrogowie. Do bawiącej w Tracji Amazonki przyleciały orły, przynosząc wieści o najeździe Amorytów. Wówczas razem z Jerzym Zielonym i Myszem powróciła do kraju matek i wsławiła się męstwem w jego obronie. W trakcie bitwy z Amorytami powiła syna, którego zaraz po urodzeniu uniósł w powietrze orzeł, jednocześnie ratując je od śmierci w bitewnym zgiełku, jak i będąc znakiem jego przeznaczenia do wielkich rzeczy.



1 Po starokrasnemu: piękno, prawda, dobro
2 Użyteczność