,,W czerwcu również przypada Boże Ciało. To jakby Wielki Czwartek - przeniesiony na ten miesiąc, by spokojnie jeszcze raz przeżyć tajemnicę Mszy świętej. Już na początku musimy zdać sobie sprawę, że to jest tajemnica. W czasie Mszy świętej przychodzi do nas Bóg pod postacią Słowa. Tym Słowem jest nauka Jezusa i On sam, który w tej nauce w jakiś sposób się zawiera. Przychodzi do ciebie wtedy, kiedy starasz się zrozumieć, co On mówi, treść tekstów modlitewnych, gdy odkrywasz Jego głębię, prawdę, słuszność, gdy stwierdzasz, że On jest mądrością i jest dla ciebie źródłem mądrości, gdy Go przyjmujesz, gdy czynisz Go swoim, gdy uznajesz Jego słuszność, gdy przyznajesz Mu rację, gdy jest dla ciebie olśnieniem, gdy jesteś Nim zachwycony. To wtedy możesz mówić, że Jezus jest dla ciebie chlebem, napojem, że to On sam zamieszkuje w twojej duszy. Wtedy gdy się w Nim odnajdziesz, gdy się z Nim utożsamisz, jednoczysz - to dopiero wtedy możesz mówić, że prawdziwie uczestniczysz we Mszy świętej.
A czym jest Hostia święta, którą niesiemy w procesji Bożego Ciała? Czym jest Hostia święta, którą przyjmujemy w Komunii świętej. To jest element składowy sakramentu Eucharystii. Bez Mszy świętej nie byłoby Hostii świętej. To Ona zarazem ją w sobie zawiera, Ona ją całą wyraża, Ona niesie Jezusa, który się uobecnia w sakramencie Eucharystii. To jest ta sama Hostia święta, która znajduje się w tabernakulum'' - ks. Mieczysław Maliński ,,Abba. Modlitewnik dla młodych''
czwartek, 15 czerwca 2017
Boże Ciało
środa, 14 czerwca 2017
Islam i ,,Opowieści z Narnii''
10
czerwca 2017 r., w sobotę
razem z księdzem proboszczem i znajomymi mojej Mamy pojechałem na
grilla do Stepnicy. Impreza miała miejsce w ogródku działkowym
przed domem, który się nazywał Narnia, bowiem dzieci gospodarzy
lubią twórczość C. S. Lewisa.
Jeśli
jesteśmy już przy ,,Opowieściach
z Narnii''... Zwolennicy
poprawności politycznej zarzucają im min. szerzenie islamofobii.
Powołują się przy tym na opisy złowrogiego, południowego
imperium – Kalormenu, które na pierwszy rzut oka faktycznie
przypomina Bliski Wschód.
Jednak
wysuwając takie zarzuty pomija się ważne różnice. Podczas gdy
muzułmanie są monoteistami, Kalormeńczycy czcili wiele bóstw –
oprócz demonicznego Tasza wymieniany jest też bóg Azaroth i bogini
Zardinah. W Kalormenie nie pojawia się odpowiednik Mahometa, zaś
pierwowzorem Tasza nie był Allach, ale takie bóstwa i demony jak:
tasz (demon z irlandzkiego folkloru; notabene C. S. Lewis był
Irlandczykiem Północnym), szatan z demonologii chrześcijańskiej,
Iblis z demonologii islamskiej, egipski bóg Horus (Tasz przypomina
go głową drapieżnego ptaka), indyjski bóg Śiwa (Tasz przypomina
go wieloma rękami, do tego dochodzi silnie zarysowany niszczycielski
aspekt Śiwy), perski bóg zła Aryman (Angra Manju), oraz biblijny
,,czarny charakter'' – fenicki Baal (atrybutem Tasza był piorun, a
przecież Baal Hadad był bogiem burzy).
Opisując
Kalormen, Autor czerpał inspirację z ,,Baśni
1001 nocy'', które w
oryginalnej, niecenzuralnej wersji nie stronią od ukazywania rzeczy
drastycznych i nie zawsze pięknych. Nawiasem mówiąc, przypominam,
że owe baśnie cieszą się obecnie w świecie zachodnim większą
popularnością niż w świecie islamu. Można nawet powiedzieć, że
tak jak ,,Koran''
dzieli chrześcijan i muzułmanów, tak ,,Baśnie
1001 nocy'' w jakichś
sposób ich łączą ;). Jeśli zaś chodzi o niewolnictwo w
Kalormenie, to niestety w średniowiecznym i nowożytnym świecie
muzułmańskim też miało miejsce (wielu niewolników pochodziło z
krajów słowiańskich). Współcześni bandyci z Państwa
Islamskiego do dzisiaj mają niewolnice uznając to za element
muzułmańskiej tradycji (może się Czytelnik zdziwić, ale istnieją
religie bardziej konserwatywne od chrześcijaństwa i to
konserwatywne w złym znaczeniu tego słowa :(.
Trzeba
jednak powiedzieć, że istnieli też dobrzy Kalormeńczycy jak:
księżniczka Arawis, Lasaaralina (mimo swym wad to nie jest zła
postać), cz wytrwale poszukujący prawdy Emet. W odnowionej przez
Aslana Narnii, Łucja ujrzała również zbawionych mieszkańców
kalormeńskiej stolicy – Taszbaanu.
Powiem
brutalnie, że prawdziwym powodem nienawiści i strachu wielu ludzi
wobec muzułmanów nie są fikcyjni Kalormeńczycy, czy czarnoskórzy
Harradrimowie
z ,,Władcy Pierścieni'
J. R. R. Tolkiena (kto jest zresztą na tyle głupi
by mylić ludy fikcyjne z rzeczywistymi 1
?!), ale zamachy na World Trade Center, nieświętej pamięci Osama
bin Laden, talibowie, Państwo Islamskie, Boko Haram, szariat,
gwałciciele, wielkie okrucieństwo wobec kobiet, w tym ich rytualne
okaleczanie (w tym miejscu szacunek dla p. Waris Dirie, która walczy
z okrucieństwem obrzezania kobiet), imamowie głoszący mowę
nienawiści i tym podobne złe rzeczy. Trzeba
jednak powiedzieć, że wolę Kalormeńczyków czy Harradrimów, mimo
ich całego okrucieństwa będących moim zdaniem udanym przykładem
literackiej egzotyki, od rzeczywistych islamskich fanatyków.
Zainteresowanych
odsyłam do posta: ,,Cudowny
świat Narnii'' ;).
1
Przyznaję bez bicia, że kiedyś na portalu ,,Fronda pl'' jakiś
internauta napisał, że Tatarzy są zdradliwi, a dowodem na to miał
być … Azja Tuhaj – bejowicz, fikcyjny bohater powieści ,,Pan
Wołodyjowski'' Henryka Sienkiewicza (to właśnie przez takich
ludzi rodzą się stereotypy, że konserwatyści są mniej
inteligentni).
wtorek, 13 czerwca 2017
Zwierzęta stepowe cz. 2
Stepy są także dobrym środowiskiem dla licznych ptaków. Zaczynając od ich najliczniejszej grupy, wróblowatych, obok mających stepowy rodowód wróbli i skowronków, można by wymienić afrykańskie wikłacze. Spokrewnione z naszymi wróblami, często przypominają je sylwetką i sposobem odżywiania. Kolor upierzenia zależny od gatunku np. samiec wikłacza maskowego ma uwidoczniony w nazwie, podobny do maski czarny dziób i taką samą barwę reszty przedniej części głowy – kontrastujące z żółtym upierzeniem. Wikłacz czerwonodzioby ma nieco mniej kolorowe, płowe pióra, a czerwony kolor dzioba został uwidoczniony w nazwie. Wikłacz ognisty jest większy od powyżej wymienionych ptaków, o wydłużonym dziobie i ciemnoczerwonym upierzeniu. Żywią się owadami i ziarnem, które w jadłospisie wikłaczy przeważa nad ilością zjadanego białka zwierzęcego – w przeciwieństwie do naszych wróbli. Wprowadzenie na tereny ich występowania rozległych monokultur zbożowych, odmieniło tryb życia wikłacza czerwonodziobego i ściągnęło na niego gniew człowieka, jako na jedną z najgroźniejszych plag, ptasi odpowiednik szarańczy. Co wpłynęło na tak radykalną zmianę w ekologii wikłaczy? W naturalnym środowisku traw nie ma tak dużo jak na polach, mają one dużo wrogów, a obszary trawiaste w pierwotnej Afryce nie były aż tak rozległe jak lubimy sobie wyobrażać. Sztuczna dominacja stale pełnych w ziarno roślin trawiastych, którymi są zboża, zapewnia im nadmiar pokarmu i liczebność płodnych ptaków wzrasta do zastraszających rozmiarów (prawdopodobnie jest ich dwukrotnie tyle co ludzi). Zjadają one ziarna zbóż, będące ich podstawowym pokarmem i są bez pardonu tępione przez rolników. Zaciekłość w tępieniu tych ptaków nie zna żadnych granic. Są one masowo zabijane nawet z miotaczy ognia, a w porze lęgowej nagrywa się i puszcza ich głosy ostrzegawcze, aż opuszczone przez rodziców pisklęta zginą z głodu. Jaja i należące do gniazdowników pisklęta wikłaczy są chronione ścianami misternie splecionej roślinnej konstrukcji – ich gniazda. Wikłacze właśnie swoim gniazdom zawdzięczają nazwę i sławę. Budowane zawsze przez samca ze splecionych włókien roślinnych, nieraz w wielkiej liczbie spod dzioba jednego osobnika – wikłacze bowiem nie tworzą trwałych par monogamicznych. Duża liczba gniazd, a więc duża liczba zapłodnionych samic, daje to w sumie warte wysiłku efektywne pomnożenie własnych genów. Wiele gniazd utkanych przez osobniki młode jest przygotowaniem do przyszłej fabrykacji tych tworów w dorosłym życiu. Nie ma tkacza nad wikłacza.
O ile Afryka lub Indie są dla naszych bocianów
terenem zimowania, o tyle przez cały rok spotykamy tam ich
najbliższych krewnych. Tymi ptakami są marabuty dzielące się na
dwa gatunki: marabut (Afryka, Indie) i adiutant (Indie). Temu
ostatniemu Rudyard Kipling kazał w ,,Księdze dżungli''
rozmawiać razem z krokodylem i szakalem jako ,,żuraw –
adiutant''. Trudno dociec dlaczego został ,,ochrzczony'' taką
,,wojskową'' nazwą. Odpoczywający marabut ze złożoną szyją
wtuloną między napuszone pióra i z charakterystyczną gołą
głową, może budzić skojarzenia z zadumanym starcem, może dlatego
nazywając ptaka zapożyczono nazwę od ascetycznego, muzułmańskiego
zakonnika, a może odwrotnie? Proporcje anatomiczne są podobne jak u
bocianów, ale jednak bardziej ciężkie i masywne. Długi, gruby
dziób, straszny dla ofiar, wrogów i nieuważnych karmicieli. Jest
on osadzony na małej, łysej głowie, wieńczącej długą, równie
łysą szyję. U marabuta wole jest przekształcone w monstrualnej
wielkości wór, dobry jako poduszka dla ciężkiego dzioba. Adiutant
nie posiada takiej niesamowitej ,,ozdoby''. Resztę ciała pokrywa
piękne czarno – białe upierzenie, będące dawniej przyczyną
zguby, ale o tym później. Nogi takie same, długie jak u bociana
tyle, że nie czerwone. Marabuty są mięsożerne. Do ich
monstrualnych dziobów ląduje każde dostępne białko zwierzęce
(marabut może się połakomić nawet na ludzkie ekskrementy byle
tylko choć minimalnie zroszone krwią). W ogrodach zoologicznych
taki jadłospis wyświadcza marabutom znaczne przysługi. Zdenek
Veselovsky wspomina na kartach ,,Głosów dżungli'' o pladze
sierpówek, które wyjadały pokarm skrzydlatym mieszkańcom
praskiego zoo. Kiedy zatrzymywały się przed wolierą adiutantów,
te czekały, aż przybliżą się do karmnika i nagle ukatrupiona
celnym ciosem dzioba sierpówka nikła w trzewiach ptaka. Tak więc
obydwa gatunki marabutów w takich przypadkach nie tylko nie tracą
pokarmu, ale jeszcze zyskują wkładkę mięsną z ciał niedoszłych
,,złodziei''. Tak jak bocian, marabut jest ptakiem synantropijnym,
ale uważa na człowieka i o ile bocian jest pół – udomowiony,
marabut swoją czujnością nieraz ,,zrobił w konia'' niejednego
myśliwego. Zastrzelenie graniczy niemal z cudem, znacznie łatwiej
pozyskuje się marabuta przez … żołądek i to na wędkę.
Poważnie. Na wędkę łapie się tego ptaka jak rybę. No, prawie
jak rybę. Nie używa się haczyka, który by poszarpał wole, a
tylko przywiązuje się do kija baranią nogę. Marabut ją połyka i
wpada w pułapkę. Ptak już odłowiony, dobrze się oswaja, nie
próbuje uciekać. Nie atakuje opiekuna, należy tylko zachować
bezpieczny dystans przy karmieniu, aby ręki nie urwał. ,,Żuraw –
adiutant'' nie był żurawiem, ale naprawdę mógł skarżyć się na
sprzątanie miasta, pozbawiające go pokarmu. Razem z sępami,
szakalami i hienami, marabuty eliminują rozkładające się szczątki
zwierzęce, których obecność w gorącym klimacie mogłaby grozić
ludziom epidemią. Marabut nie doczekał się na swoim areale takiego
poważania jak bocian w Polsce. Był masowo tępiony dla ozdobnych,
białych piór obrastających okolice odbytu.
Spokrewnione z żurawiami dropie są to ptaki
wielkie, czego wrażenie potęguje jeszcze obfite upierzenie i
jednocześnie, razem z łabędziami są to najcięższe ptaki
latające (18 kg). Mają wydłużone głowy z długimi dziobami, u
samców ozdobionymi białymi pękami piór, które zaważyły na
nadaniu dropiom staropolskiej nazwy ,,brodaczy''. Korpus masywny i
ciężki, wymagający potężnych mięśni skrzydeł, aby być
dźwigniętym do góry. Nogi przystosowane do sprawnego biegu. Na
głowie upierzenie jest białe, patrząc w dół spostrzegamy
pierzastą mieszaninę czerni i oranżu. Szczególnie pięknie
wyglądają w czasie toków, kiedy ptaki ,,niby rycerze rodem ze
średniowiecznych romansów'' stają w szranki w imię potrzeb
gatunkowych. Drop jest ptakiem wyłącznie stepowym z racji ciężaru
– aby się wzbić do lotu potrzebuje przecież wolnej, a więc
otwartej i rozległej przestrzeni jaką ,,oferują'' stepy. Dropie
zakładają gniazda naziemne, pisklęta są zagniazdownikami.
Odżywiają się owadami i nasionami. Areał omawianego Otis tarda
pierwotnie obejmował Europę i Azję Środkową. Ponieważ bytowanie
tak okazałego ptaka na otwartym terenie jest stale zagrożone z
powodu licznych drapieżników, dropie z iście żurawią czujnością
unikają zagrożeń zarówno zwierzęcej jak i ludzkiej natury. Co
ciekawsze, dzikie dropie gnieżdżące się wśród upraw, potrafiły
rozróżniać znanych sobie chłopów. Jako zdobycz łowiecka dropie
nie mają smacznego mięsa, ale i tak były dla niego odławiane,
zwłaszcza zimą, kiedy traciły lęk przed człowiekiem, wybijano
,,do nogi'' całe stada tych ptaków. W średniowiecznej Anglii ich
mięso zastępowało indyka na Boże Narodzenie, a że polowano na
nie masowo, już w początkach XVI wieku wyginęły z wysp. Z powodu
swej malowniczości, dropie były czasem chowane jako ptaki ozdobne
na dworach gdzie żyły razem z drobiem. Jednak nie tylko zmasowane
odłowy przyczyniły się do zagłady dropi. Zaszkodziło im także
niszczenie stepów i mechanizacja rolnictwa przeszkadzająca tak
przecież płochliwym ptakom. Gatunek Otis tarda spotykamy już
tylko w ośrodkach hodowlanych, z czego w jednym z nich na terenie
Polski wymordowano wszystkie ptaki. Dropie znajdują się w Polskiej
Czerwonej Księdze.
Ptaki drapieżne często sobie wyobrażamy jako
gnieżdżące się w niedostępnych rejonach gór i lasów, na samych
szczytach. To prawda, ale tylko w wymienionych środowiskach górskim
i leśnym, a także w miastach. Natomiast na stepach gdzie nawet
jeśli się trafiają pojedyncze drzewa to rzadko, ptaki drapieżne
często gnieżdżą się po prostu na ziemi. Może trudno w to
uwierzyć, ale przecież muszą sobie jakoś radzić! Omówimy
najbardziej charakterystyczne gatunki.
W XIX wieku oczom coraz liczniejszych
eksploratorów wnętrza Afryki, ukazały się na sawannach niezwykłe
ptaki, ni to orły, ni to bociany. Ich głowy wieńczyły pierzaste
czuby, a że wówczas używano jeszcze piór do pisania, które
czasem zakładano za ucho, ptaki te (należące do drapieżnych)
nazwano sekretarzami. Według innej teorii, nazwę tę równie dobrze
można było utworzyć od arabskich słów oznaczających ,,ptaka
polującego''. Upierzenie szaro – białe, część nóg okrywają
czarne pióra. Długie nogi zapewniają sekretarzowi dobry widok na
gąszcz traw, gdzie wypatruje swego największego przysmaku – węży
i to zarówno jadowitych jak i pozbawionych tej broni. Małe sztuki
miażdży łapą , większe zabija po krótkiej walce. Oprócz węży,
od których nazwano go ,,wężojadem'', pożera również gryzonie i
owady. Znajduje się pod ochroną.
Podczas gdy sekretarz poluje na żywe zwierzęta,
na afrykańskich sawannach i stepach Azji Środkowej żyją
skrzydlaci ,,sanitariusze' tych terenów usuwający spośród traw
padlinę. Tymi ptakami są sępy. Obdarzone charakterystycznym
wyglądem, odgrywały dużą rolę w kulturze człowieka. Należące
do nich ścierwniki białe były czczone w starożytnym Egipcie,
później sępy stały się symbolem łakomstwa, były nielubiane, a
czasem tępione. Niemal wszystkie stepowe sępy mają nagie szyje i
głowy, co chroni je przed zabrudzeniem krwią i resztkami mięsa.
Posiadają krezę z wystrzępionych piór. Reszta ciała wygląda jak
u innych ptaków drapieżnych, ale majestatycznego wyglądu sępy
nabierają dopiero w locie. Upierzenie ścierwnika białego sięga
niemal po całą głowę i pozostawia nagie tylko okolice dzioba i
oczu. Jak już wspomniałem podstawą wyżywienia sępów jest
padlina, dlatego dla nich ,,zarezerwowana'' ponieważ dziób i szpony
są zbyt tępe, by były skutecznie wykorzystywane w łowach. Sępy
wypatrują padliny grupowo. Są zawiadamiane o jej obecności przez
wypatrującego osobnika, siadającego obok trupa. Na ten sygnał
pozostałe ptaki przystępują do żeru, czasem w ,,towarzystwie''
innych padlinożernych zwierząt, oczywiście niepożądanych przez
sępy, bo podjadających ich pokarm. W utrzymaniu dystansu
nieznacznie pomagają tępe dzioby i szpony. Same sępy też nie
ucztują zgodnie. Po nasyceniu się elity stada biją się o pokarm,
który w myśl zasady ,,gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta''
przypada innym konsumentom padliny. Jeśli mają do tego sprzyjające
warunki, jedzą tak dużo, że często nie mogą się poderwać w
powietrze, zanim nie strawią pokarmu. Oprócz padliny w żołądku
ścierwnika białego lądują strusie jaja rozbijane kamieniem, a
nawet odchody! Sępy składają po jednym jaju, ale ponieważ w
naturalnym środowisku pisklę ma wszelkie szanse przeżycia, jeden
osobnik wystarczy do zachowania populacji tych ptaków na stałym
poziomie. Powtarzam: w naturalnym środowisku, bez ingerencji
człowieka, który zawsze może wszystko zepsuć. Wraz ze zwyczajem
usuwania padliny z terenów zamieszkałych przez sępy, ginęły one
z głodu. Rozpaczliwie poszukujący pokarmu rodzice przynosili
pisklętom nawet zamknięcia do puszek, którymi te dusiły się. W
celu uratowania balansujących na granicy zagłady ptaków wydzielono
dla nich specjalne ,,jadłodajnie'' – tereny gdzie umieszczano dla
nich padlinę np. padłych koni, czy nawet słoni z odstrzału. Miał
nawet miejsce przypadek zastrzelenia się na terenie ,,jadłodajni''
miłośnika tych ptaków – chciał zapewne ostatni raz nakarmić
ukochane sępy – własnym ciałem! Szkoda, że nie udało się
uratować polskich populacji sępa płowego.
Na preriach Ameryki Północnej nisza ekologiczna
sępów przypadła kondorowi kalifornijskiemu (obecnie w stanie
reintrodukcji) i licznym gatunkom urubu.
Ptaki drapieżne nie są jedynymi skrzydlatymi
łowcami stepów. Należą do nich również sowy. Deficyt
potrzebnych na gniazda drzew jest łagodzony głównie gniazdowaniem
naziemnym. Jednak niektóre gatunki sów mają inne rozwiązania.
Sóweczka ziemna zgodnie z nazwą zasiedla podziemne nory jako jedyna
sowa na świecie, ale nie znaczy to, że żyją tam same. Jednymi z
ich sąsiadów są pieski preriowe. Nie jest to zgodne sąsiedztwo;
sowa traci jaja jak i pieski potomstwo.
Kulon należącego do siewkowatych trudno
pomylić z jakimś innym ptakiem. Ma wydłużony, gruby dziób barwy
żółtej, oraz brązowawe upierzenie maskujące. Nogi przystosowane
do chodzenia, długie i silnie umięśnione. Gnieździ się w
Europie, a jego zimowiskiem jest Afryka. Zasiedla nie tylko stepy,
ale również podmokłe łąki, a na Śląsku gnieździł się nawet
w kartofliskach. Żywi się owadami i nasionami. Chociaż potrafi
latać, gniazda zakłada na ziemi. Znajdujące się w nich jaja i
pisklęta mają ubarwienie ochronne. W obronie narażonego na liczne
ataki gniazda, kulon potrafi stawić opór nawet gronostajowi i
przepędzić lisa (zdumiewa to, jeśli wziąć pod uwagę jego małe
rozmiary). Bojowe zapędy kulona nie uchroniły go przed człowiekiem
niszczącym naturalne siedliska ptaka. W Polsce dogorywają ostatnie
niedobitki. W innych krajach Europy również ginie. Stosunkowo
liczny jest jeszcze we Francji i w Hiszpanii. Kulon znajduje się w
Polskiej Czerwonej Księdze.
Stepy są dobrym siedliskiem dla zwierząt
biegających z racji swej otwartej przestrzeni. Żyje tam większość
przedstawicieli pewnej grupy ptaków obejmującej największych
gigantów ptasiego rodu. Są to oczywiście bezgrzebieniowce,
wprawdzie potocznie zwane ,,strusiowatymi'', ale z których prawdziwe
strusiowate reprezentowane przez strusia afrykańskiego stanowią
tylko jedną z wielu grup. Struthio camelus jest największym
współczesnym przedstawicielem gromady ptaków (2,4 m wysokości +
130 kg wagi). Oczywiście taki wielki i ciężki ptak nie może
latać, choć czynili to jego najstarsi przodkowie. W toku ewolucji
pra - strusie stawały się coraz cięższe i przez to, aby poderwać
się do lotu musiały mieć coraz więcej miejsca do rozbiegu jak to
obserwujemy u latających dropi i łabędzi. Rezultatem tego procesu
są obecne nielotne strusie i inne bezgrzebieniowce. Jak odróżnić
strusia od innych ptaków bardziej lub mniej z nim spokrewnionych?
Mają małe głowy zakończone szerokimi, spiczastymi dziobami, oraz
duże bystre oczy po bokach. Głowa jest osadzona na długiej, lekko
upierzonej szyi, osadzonej na masywnym kadłubie, pokrytym miękkim,
czarnym pierzem, przy kuprze białym. Po obu bokach znajdują się
niezdolne do lotu skrzydła, które choć nadal okazałe, pełnią
już całkiem inną funkcję. Pokryte czarnym, na na końcach białym
pierzem zbyt delikatnym do lotu spełniają rolę w czasie toków.
Słusznie mógłby Czytelnik określić je jako ozdobę, ale również
podporządkowaną prawom biologii. Tak pięknie ubarwione są tylko
samce. Żeńskie osobniki tego gatunku mają skromne, szaro –
brązowe upierzenie – także niezdatne do lotu. Struś porusza się
za pomocą pary potężnych, bo przecież mających za zadanie
utrzymać w pozycji stojącej tak ciężkie zwierzę jakim jest struś
– nóg, nagich i zakończonych tylko dwoma zbrojnymi w ostre pazury
palcami mogącymi sprawiać wrażenie kopyt. Owe nogi wyśmienicie
rekompensują niezdolność do lotu. Niosą ptaka z prędkością 72
km / h, a w razie potrzeby mogą być morderczą bronią otwierającą
ludzką jamę brzuszną jakby to był zamek błyskawiczny. Takie
cudaki możemy spotkać wyłącznie na afrykańskich sawannach, a
więc w gorącym klimacie. Nie przeszkadza im to jednak w łatwej
aklimatyzacji w ogrodach zoologicznych i ośrodkach hodowlanych.
Strusia zna każde dziecko, ale o ptakach tych krąży wiele
stereotypów. Jako przykład moglibyśmy wziąć legendę opisaną
przez Hansa Christiana Andersena o strusiej niezdolności do lotu
jako karze za pychę, czy znacznie bardziej oklepaną ,,strusią
politykę'', czyli chowanie głowy w piasek. Problem strusiej
głowy porządnie zaprzątał ludzkimi głowami i właściwie po
dzień dzisiejszy nie został rozstrzygnięty. Oto niektóre z
hipotez próbujące go wyjaśnić:
- struś hamując wyciąga głowę przed siebie co
mogło pobudzić bujną ludzką wyobraźnię do przedstawiania tych
ptaków z głowami w piasku,
- gdy ucieczka jest niemożliwa, struś podobno
podwija głowę i nogi pod tułów co ma dezorientować napastnika,
- w porze suchej strusie grzebią dziobami w
glebie poszukując soczystych korzonków traw.
Jeśli jesteśmy już przy sprawach konsumpcji...
Słynne jest powiedzenie o ,,strusim żołądku'' oznaczające
sprawną pracę tego narządu. Jak jest w rzeczywistości? Struś
zjada nasiona, owoce, trawę, owady i drobne kręgowce. W rozcieraniu
pokarmu pomagają gastrolity, czyli kamienie żołądkowe. One to
przyczyniły się do powstania famy o nadzwyczajnie odpornym strusim
żołądku. Zdarza się nawet, że znajdujemy w nim diamenty, czy
inne kamienie szlachetne walające się między odchodami. Niezbyt
inteligentny struś łyka nawet gwoździe czy aluminiowe puszki,
oczywiście ze szkodą dla organizmu. Rekordzistą w tej materii był
pewien struś, który nałykał się takich niezwykłych rzeczy jak:
złoty naszyjnik, film, 90 cm liny, pokrętło budzika, wentyl
rowerowy, ołówek, grzebień, oraz trzy rękawiczki. Prawda, że
robi wrażenie? Oczywiście nie jest to naturalny pokarm dla strusia.
Gniazda są zakładane na ziemi i wypełnianie tuzinami jaj wielkości
ludzkiej głowy, wysiadywanych przez samca, z złożonych przez cały
harem strusic. Jasne, że nie wszystkie owe gigantyczne jaja
przyniosą światu nowe strusie, a to z racji min. licznych amatorów
tego smakołyku. Jaja niezapłodnione są wykładane przy samym
brzegu, aby odciągały uwagę od przyszłych nosicieli genów
strusiego pana i władcy. Wykluwają się z nich pisklęta –
zagniazdowniki o maskującym, puchowym upierzeniu. Takie kolosalne
jaja od wieków fascynują człowieka. Wykorzystywane są jako źródło
pokarmu, a ich bardzo grube i mocne skorupki znajdują zastosowanie w
celach ozdobnych. Jako ciekawostkę podam, że w warszawskim zoo w
2000 r. sprzedawano jaja tych ptaków w celach konsumpcyjnych.
Dostarczają one tyle samo pokarmu co 30 jaj kurzych. Strusie były
cenione przez Murzynów jako źródło mięsa, jaj i piór. Istnieje
sposób polowania na nie w strusim przebraniu. Pierwsze próby
hodowli tych ptaków podjęli starożytni Egipcjanie. Faraon
Ptolomeusz II Filadelfos jeździł w rydwanie zaprzężonym w strusią
parkę, a jego żona lubiła dosiadać tych rączych biegusów. W
średniowieczu i przez cały okres nowożytny cenną ozdobą były
pióra upolowanych strusi. Czytelnicy ,,Potopu'' Henryka
Sienkiewicza zapewne pamiętają, że Roch Kowalski zdobył na Karolu
Gustawie sakiewkę i kapelusz ozdobiony właśnie strusim piórem! W
wyniku pogoni za tą ozdobą, poważnie uszczuplono liczebność
strusi. W XX wieku wznowiono ich hodowlę, bardzo zresztą popularną
w Skandynawii, w USA, w RPA (gdzie organizuje się wyścigi tych
ptaków) itd. W Polsce pierwszą hodowlę strusi założono w
Gorczynie na Mazurach.
Na stepach i pustyniach Azji i Afryki spotykamy
niezwykłego kuzyna sierpówek i grzywaczy. Gołąb ten nazywa się
pustynnik. Posiada maskujący kolor upierzenia. Gnieździ się na
ziemi, pisklęta są gniazdownikami. Lecąc po wodę dla piskląt
pustynnik magazynuje jej krople między piórami i jak powraca do
gniazda nieraz z nieraz bardzo dużych odległości nie gubi ani
kropli.
C. D. N.
poniedziałek, 12 czerwca 2017
Zwierzęta stepowe cz. 1
Zamieniane na pola uprawne, wioski i miasta w pochodzie (nie tylko XX – wiecznej) technokracji, dzikie tereny trawiaste są w ciągle istniejącą ostoją dzikich zwierząt, z których bierze swój rodowód człowiek. Przecież to wysokie trawy, zasłaniające widok, mogły się przyczynić do pojawienia się ludzkiej postawy wyprostowanej. Owe tereny trawiaste to nie tylko osławione przez ,,Trylogię'' Henryka Sienkiewicza ukraińskie Dzikie Pola, ale także: węgierska pusta, stepy Mongolii i Kazachstanu, afrykańskie sawanny, północnoamerykańskie prerie, argentyńskie pampy i australijskie scruby. Celem tego artykułu jest zapoznanie Czytelnika z fauną tych terenów.
Popularnym motywem w
sztuce jubilerskiej starożytnego Egiptu są tzw. skarabeusze;
figurki chrząszczy wkładane zmarłym do grobu. W egipskich
wierzeniach taki skarabeusz był na sądzie bogów pewniejszym
świadkiem od własnego serca, ponieważ zapamiętywał tylko dobre
uczynki, a więc był zawsze lżejszy od pióra. Pierwowzorem tego
wyrobu jest należący do żuków gnojaków, skarabeusz zwany
poświętnikiem czczonym. Czytelnik, być może zapoznany z
religijnymi upodobaniami Egipcjan, może się dziwić, czemu razem z
pszczołą miodną, skarabeusz należy do duetu czczonych owadów,
powiększających zoologiczno – boski panteon egipski. Trudno
ustalić prawdziwą przyczynę, możemy jedynie dyskutować nad
egipską znajomością fauny, bo skoro Egipcjanie byli najbardziej
zżytym ze zwierzętami narodem świata, przecież posiadali dużą
wiedzę o nich. Prawdopodobnie, wyśmiewany przez inne starożytne
narody kult skarabeusza, narodził się od chwili spostrzeżenia
małego żuczka toczącego kulę z nawozu i to skojarzyło się ze
Słońcem i jego (tak naprawdę tylko pozornym) ruchem po niebie.
Ponieważ Egipcjanie czcili Słońce, to i w ich wyobrażeniach,
poruszający nim skarabeusz też musiał zajmować uprzywilejowaną
pozycję w religijnych wyobrażeniach. Możliwe, że miało to
zapewnić ochronę pożytecznym owadom. Skarabeusze w zależności od
gatunku mogą być czarne, matowo niebieskie, lub połyskliwie różowe
z niebieskimi odnóżami. Zamieszkują tereny nie tylko Afryki, ale i
południa Europy (w tym ostatnim miejscu nie doczekał się kultu).
Przez średniowiecze i niemal cały okres nowożytny zapomniano o
biologii skarabeuszy, aż do czasu działalności francuskiego
entomologa Jeana Henriego Fabre'a. Hodował on te owady i nie wiem
czy Czytelnik chciałby pójść w jego ślady ze względu na ich
pożywienie, którym jest kał. W okresie godowym skarabeusze toczą
swe słynne kulki, w których składają jaja. Oczywiście nie
wszystkie chcą pracować i zdarzają się przypadki kradzieży
kulki. Zupełnie jak u ludzi (!), ale nie potępiajmy chrząszczy, bo
nie mają one rozumu i nie umieją wartościować. Aby zdobyć dla
swoich skarabeuszy pokarm dla larw, Fabre korzystał początkowo z
usług parobka, który dawał mu nawóz koński. Szybko to jednak
zostało zabronione i nasz naukowiec szukał nawozu po ulicach (były
one na tyle brudne, że mógł znaleźć), ale był za to uważany za
wariata. Dopiero później okazało się, że pokarmem larw
skarabeuszy może być wyłącznie kał owczy. Jak widać droga do
sławy może być nie tylko cierniowa, ale i śmierdząca. W Polsce
niszę ekologiczną skarabeusza zajmuje żuk leśny.
W czasach kiedy
się toczy akcja ,,Trylogii''
Henryka Sienkiewicza była nieco inna przyroda. Może pamięta
Czytelnik co wymieniał autor na początku ,,Ogniem
i mieczem''? A więc:
kometa, ciepła zima, no i najciekawszy dla naszego tematu nalot
szarańczy. Dawną Polskę szarańcza pustoszyła wręcz notorycznie,
grasowała u nas np. w czasach młodości Jana Kochanowskiego
(wydarzenie to opisała Janina Porazińska w ,,Kto
mi dał skrzydła''?).
Europejskimi wylęgarniami szarańczy były właśnie tereny stepowe
Ukrainy, Węgier, Rumunii. Ostatni nalot tych owadów w Polsce miał
miejsce w XIX wieku, czemu poświęcono kamień pamiątkowy. Chociaż
obecnie szarańcza nie zagraża już polskiemu rolnictwu, strach
przed nią pozostał. Świadczy o tym skarga łodzian o pojawieniu
się w latach 50 – tych w ich mieście szarańczy – w
rzeczywistości były to ważki. Zresztą nie tylko w Polsce
szarańcza cieszy się złą sławą. Od tysięcy lat, nie bez
słuszności uważa się te owady za jedną z najstraszliwszych plag,
również tych egipskich. Zdarzało się, że na ogołoconych przez
nie terenach ginęły z głodu nawet myszy i szczury! Szarańcza może
nawet pokonywać zbiorniki wodne; żywe owady poruszają się po
,,pontonie'' z ciał osobników utopionych. Pustoszące naloty
szarańczy miały miejsce już miliony lat temu o czym świadczą
ciała tych owadów uwięzione w amerykańskich lodowcach – w
wielkiej liczbie, a więc podczas wędrówki! Wyglądem szarańcza
przypomina zwykłego konika polnego, ubarwienie zależne od gatunku.
Bronią szarańczy pienistej jest uwidoczniona w nazwie biała,
gorzka piana, będąca mieszaniną krwi z powietrzem. Są wyłącznie
roślinożerne, dlatego człowiek przy nich powinien bać się nie o
własną skórę, ale o własny żołądek. Tym co czyni szarańczę
taką groźną jest nie tylko żarłoczność, ale i plenność i
zwyczaj łączenia się w stada. Człowiek bierze za to odwet na
szarańczy, tępiąc ją niemiłosiernie, często nawet z miotaczy
ognia. Pod wpływem niebezpieczeństwa ze strony tych owadów,
podejmują współpracę nawet wrogie sobie państwa. Hmm... Dziwne,
że to gołębia wybrano na symbol pokoju, skoro szarańcza byłaby
bardziej odpowiednia.
Liczne owady a
nawet pająki i skorpiony (zazwyczaj zjadające owady, a nie na
odwrót) padają łupem pewnego insekta kryjącego się wśród traw.
Mantis religiosa,
jedyny polski przedstawiciel grupy najbliżej spokrewnionej z
karaluchami, w Polsce nazywa się: modliszka zwyczajna. Nie sposób
pomylić tych owadów z żadnymi innymi przedstawicielami tej
gromady. Zielona barwa maskująca chitynowego pancerza. Głowa w
kształcie trójkąta, na którego bokach znajdują się wyłupiaste
oczy złożone. Czułki długie i cienkie. Aparat gębowy typu
gryzącego jest zdolny przeciąć ludzką skórę (niektóre
tropikalne gatunki mogą nawet przecinać drobne kręgowce). Nazwę
całego rzędu utworzono od potężnych odnóży chwytnych,
składanych jak do modlitwy. Co za mylne wrażenie! Są to składane
jak scyzoryk imadła łowne, wyposażone w kolce, najlepsze sidła
funkcjonujące miliony lat przed człowiekiem. Niektóre modliszki
mają czarno – biały rysunek oczu odstraszający drapieżniki.
Długie, zdolne do lotu skrzydła. Odwłok wydłużony, pęcznieje po
posiłku. Jak już nadmieniłem na początku, modliszki są
mięsożerne. Ciekawy jest sposób w jaki zjadają swoją zdobycz.
Konsumpcję rozpoczynają od odgryzienia żywej ofierze żuwaczek, a
zaraz potem głowy. Jedynymi śladami po zjedzonym owadzie są:
jelita, skrzydła i końce odnóży. Kanibalizm modliszek zaprzątnął
ludzką wyobraźnię. Tymczasem jest to tylko część prawdy. Mały
samiec modliszki zaleca się do samicy kiwając głową, zaś po
zapłodnieniu spokojnie, bez ryzyka się oddala. Zjedzenie przyszłego
ojca ma miejsce tylko wtedy gdy teren, na którym żyją owady jest
ograniczony (np. w terrarium). Pozwala to samicy uzyskać zapas
energetyczny potrzebny do złożenia jaj. Jaja są składane w
kokonach. Rozwój przebiega bez stadium larwy. Modliszce zwyczajnej
zagraża nie tylko nieodpowiednia gospodarka, ale i zmiany klimatu.
Znajduje się w Polskiej Czerwonej Księdze.
Na stepach żyją
również termity.
Świat
stepowych bezkręgowców obfituje nie tylko w owady, ale i pajęczaki:
pająki i skorpiony. Nie mający polskiej nazwy pająk Bothricytum
californicum o małych
rozmiarach ciała i niepozornym, czarnym ubarwieniu, żyje wśród
traw prerii Ameryki Północnej. Czatuje na swą zdobycz głębiej
niż inne ,,mikrodrapieżniki''. Łupem jego padają naziemne owady,
chwytane nie do pajęczyny, ale pod ziemią. Serio. Pająk znajduje
się w ziemnym tuneliku, którego wylot jest zasłonięty ruchomym
krążkiem z ziemi i pajęczyny. Działa on jak zapadnia; pod własnym
ciężarem owad leci w dół, a pająk atakuje. Nawet jeśli owad
może latać, to oszałamiające, nagłe zapadnięcie się gruntu,
daje naszemu pająkowi czas na zaspokojenie głodu.
Niemniej dziwaczne są
aspekty biologii niektórych pająków gryzieli, również żyjących
w Nowym Świecie, prowadzące ziemny tryb życia. Samica jednego z
nich prowadzi półosiadły, ale i tak dziwny jak na pająka tryb
życia. Jej pajęczyna nie znajduje się między gałązkami, liśćmi,
w jamach, załomach, ale na ziemi. I to nie w jakiejś szczelinie,
ale przypomina worek wystający z ziemi. Oczywiście ów ,,worek''
wytwarzany bez żadnych podpór może tylko leżeć, w środku jest
całkowicie zamknięty pająk. Z pozoru nic nie mąci tego
pustelniczego trybu życia, aż do czasu pojawienia się jakiegoś
owada. Pająk wówczas rozrywa swoją ,,mini – pustelnię'',
zdobywa mięso i po konsumpcji przystępuje do naprawy ,,worka''. I
tak przez całe życie.
Inny pająk –
gryziel żyje w ciasnych, ziemnych tunelach. Przeszkodą w ich
przemieszczaniu się jest pękaty odwłok. Przystosowaniem
anatomicznym naszego gryziela jest spłaszczenie odwłoka. Ułatwia
to podziemną lokomocję, a płaski koniec podobnego do rakiety
odwłoka, służy jako zatyczka nory.
Południowoamerykańskie
ptaszniki dobrze sobie radzą nie tylko w amazońskich puszczach,
ale i na argentyńskich pampach. Stepowe ptaszniki prowadzą naziemny
tryb życia, kryją się w norach.
W bogatej w
pająki i skorpiony Australii niszę ekologiczną ptaszników zajmuje
nie mający polskiej nazwy Atrax
robustus. Największy
pająk australijskiego scrubu przypomina ptasznika w wielu
dziedzinach pajęczego życia. Prowadzi naziemny tryb życia, kryje
się w ziemnych jamach. Duże wymiary ciała pozwalają mu polować
nie tylko na owady, ale także na małe kręgowce jak: gryzonie, żaby
i jaszczurki. Jest niebezpieczny dla ludzi. Wydaje dźwięki i to
przypominające szczekanie! Powstają one jako efekt uboczny
pocierania o siebie ostrych, chitynowych wyrostków naskórka, a ich
biologiczna rola jest nieznana.
*
Surowy, gorący klimat stepów nie sprzyja
rozwojowi drzew, skąpe opady również wystawiły możliwości
ewolucji na ciężką próbę. Jest jednak pewna grupa kręgowców,
którym gorąco sprzyja i z powodzeniem zasiedlają stepy całego
świata. Oczywiście mam na myśli gady.
Świeżo zielone, lub pożółkłe od promieni
słonecznych trawy afrykańskich sawann, gdzie sięgają kopyta i
pyski najbardziej oklepanych przedstawicieli fauny afrykańskiej,
kryją w sobie udzielny mikroświatek, który zamieszkują zwierzęta
nie mniej fascynujące od ,,tych z góry'' i nie mniej piękne.
Prawdziwą ozdobą tego środowiska jest mała jaszczurka, agama
zwyczajna. Wbrew skromnej nazwie jest pięknie ubarwiona: przód
jasnopurpurowy, tył – ciemnoniebieski. Żywi się owadami.
Na stepach Azji Środkowej jej niszę ekologiczną
zajmuje inna agama. Krągłogłówka uszata przypomina trochę
miniaturowego smoka niż realnie istniejącą jaszczurkę. Idealnie
okrągły łeb, podkreślony w nazwie, z pyskiem, w którym giną
owady i charakterystycznymi ,,uszami'', które jednak nie mają nic
wspólnego ze słuchem, a są tylko sterczącymi płatkami skóry,
które mają odstraszać drapieżniki. Mimo, że wygląda jak
potworek, jest całkowicie nieszkodliwa.
W Australii żyją agama kołnierzasta i agama
brodata. Są to dwie duże, mięsożerne jaszczurki, którym
zagrażają dingo, ptaki drapieżne i drapieżne torbacze. Nazwy
uwidaczniają wygląd ich skórnych przydatków. Pod gardłem agamy
brodatej znajduje się skórny, w razie podniecenia nadymany worek
skórny – z jego powodu ową agamę nazwano ,,agamą żydowską'',
ale ponieważ obecnie zarost zdobył większą popularność u innych
ludzi, więc nazwa straciła na słuszności i wyszła z użycia.
Agama kołnierzasta ma dłuższe niż u brodatej
łapy, szyję i ogon. Mimo dość okazałego wzrostu nie budzi
przerażenia i wygląda na zwierzę całkiem bezbronne. Pozornie
łatwa do upolowania przez wymienionych na początku wrogów, w
chwili zagrożenia, przechodzi oszałamiającą ,,metamorfozę'' z
jaszczurki zmieniając się w potwora. Wówczas bardziej podobna do
smoka niż do realnie istniejącego zwierzęcia – na swoich
czterech łapach wyprostowuje się, macha ogonem i rozdziawia szeroko
pysk. Pod wpływem rozluźnienia mięśni, rozpościera się skórna
kreza wokół szyi – wystarczający ,,efekt specjalny'' do budzenia
grozy. Uciekając osiąga zawrotną szybkość, biegnąc na tylnych
kończynach, z przednimi spuszczonymi, oraz z balansującym ogonem.
Co ciekawe agama kołnierzasta razem z azjatyckim fyzjognatem jest
członkiem duetu współczesnych gadów poruszających się na
tylnych kończynach. Przed nimi powszechnie robiły to dinozaury.
Wśród traw prerii Ameryki Północnej kryją
się dziwaczne jaszczurki. Swoim wyglądem daleko odbiegają od
innych jaszczurek, tak, że bywają mylone z żółwiami lub
ropuchami. W dodatku sposób ich obrony jest tak niesamowity, że nie
powstydziłby się go twórca horroru czy science fiction. Dosyć
zagadki. Tym zwierzęciem jest frynosoma. Jej ciało jest pękate, z
krótkim ogonem i okrągłą głową z szerokim pyskiem, w którym
giną owady. Porusza się na czterech krótkich łapach. Skóra
szara, pokryta dużymi kolcami. Nie są one jedyną i wystarczającą
bronią tej jaszczurki. W razie niebezpieczeństwa z gruczołów
usytuowanych przy oczach, frynosoma spryskuje wroga własną krwią
(sic!). Oczywiście taki ciekawy sposób obrony nie może przynosić
szkody broniącemu się zwierzęciu i dlatego wystrzelony zapas krwi
regeneruje się.
C. D. N.
niedziela, 11 czerwca 2017
Oniricon cz. 310
Śniło mi się, że:
- w książkach Melissy Marr występują zarówno dobre, półnagie wróżki grające na fletach, jak i te złe,
- Bastian Baltazar Buks po wydarzeniach opisanych w ,,Niekończącej się historii'' zaczął uczęszczać do szkoły dla czarodziejów,
- w szkole jadłem zupę, która mi nie smakowała i nie połknąłem jej, ujrzałem przechodzącego Lecha Wałęsę w garniturze i miałem ochotę zwymiotować zupę na niego, lecz nie zrobiłem tego, pomyślałem, że gdybym to zrobił wszystkie gazety by o mnie pisały,
- Sudety były kolebką ludzkości na półkuli północnej,
- Pan Sołtys z Pawlaczycy był nieobyty towarzysko i na powitanie mówił: ,,Pozdrowione łakomstwo/ gadulstwo''; mówił też, że należy do ,,haremu wolaka'', czyli do rasy panów,
- oglądałem ,,Ucho Prezesa'' i widziałem jak Jarosław Kaczyński siedział przy stoliku z Andrzejem Dudą noszącym szeroki kapelusz, program mi się nie spodobał, uznałem go za zaszczuwanie Kaczyńskiego (na jawie uważam, że Kaczyński nie musi się bać satyry w myśl zasady, że ,,cnota krytyki się nie boi''),
- nocą poszedłem na działkę gdzie w wielkiej sadzawce pluskały się dwie duże anakondy, których się bałem, że mnie zjedzą, a potem błąkałem się po mieście,
- Mszę Świętą odprawiał ksiądz przebrany za Dziadka Mroza lub Leszego, a ja nie mogłem się skupić na nabożeństwie i śmiałem się z jego stroju,
- przeskakiwałem przez poręcz przejścia podziemnego w okolicach Bramy Portowej w Szczecinie i byłem bliski poproszenia o pomoc słowiańskich bogów, a potem powiedziałem Bogu, że nie chcę grzeszyć,
- jako dorosły człowiek wróciłem do szkolnej świetlicy gdzie jakaś kobieta tak długo mówiła mi o tym bym za dużo nie jadł, aż zrobiło mi się przykro, potem chciała bym spotkał się z mym ojcem, lecz nie chciałem,
- byłem rodzimowiercą i czciłem koty tak jak Czesław Białczyński, razem ze swymi współwyznawcami tańczyłem w dyskotece na zarysie kociej głowy znajdującym się na podłodze, UWAGA: To tylko sen, na jawie jestem katolikiem,
- idąc ulicą rozmyślałem, że gdyby w Polsce była poligamia i poliandria jak za czasów pogańskich, to zniknąłby problem aborcji, bo każde dziecko byłoby chciane, niezależnie czy jest z prawego czy nieprawego łoża,
- latem w Hiperborei kobiety chodziły po ulicach z obnażonymi piersiami.
sobota, 10 czerwca 2017
Dlaczego chrześcijaństwo?
,,W was spotykam ludzi odkupionych, za których Chrystus przelał swoją Najdroższą Krew. Ta Krew mówi mówi do was o nieskończonej miłości Ojca i Jego Syna Jezusa Chrystusa, o miłości do was i do wszystkich ludzi; ona jest dla was źródłem największej radości, jakiej świat nie może ofiarować, radości, że można miłować i świadomości, że jest się kochanym; ona wam daje nadprzyrodzoną moc, która jest potrzebna do rozpoczęcia nowego życia'' - św. Jan Paweł II
Jako katolik, interesujący się mitologią słowiańską, zastanawiam się czasem dlaczego niektórzy ludzie odchodzą z Kościoła by czcić pogańskich bogów. Czy nie wierzą, że Jezus ich kocha?
piątek, 9 czerwca 2017
Beowulf oczami Tolkiena
,,A był tam [na zamku w Warszawie] niedźwiadek, alias in forma człowiek, circiter koło 13 lat mający, którego w Litwie parkany stawiając, Marcin Ogiński żywcem osacznikom kazał do sieci nagnać i złapać z wielką strzelców szkodą, bo go niedźwiedzie srogo bronili, osobliwie jedna wielka niedźwiedzica najbardziej broniła, znać, że to była jego matka. Tę skoro osacznicy położyli, zaraz też i chłopca złapano, który był taki właśnie, jaki powinien być człowiek, nawet u rąk i nóg nie pazury niedźwiedzie, ale człowiecze paznokcie; ta tylko od człowieka była dyferencyja, że był wszystek długimi tak jak niedźwiedź obrosły włosami, nawet i gęba wszystka, oczy mu się tylko świeciły; o których różni różnie kontrowertowali, konkludując jedni, że się to musiało zawiązać ex semine viri cum ursa; drudzy zaś mówili, że to znać niedźwiedzica porwała gdzieś dziecko bardzo młode i wychowała, które, że wymiona ssało, i dlatego też owę przybrało podobieństwo zwierzęcia. Nie miało to chłopaczysko ani mowy, ani obyczajów ludzkich, tylko zwierzęce. W tenże czas podała mu królowa z gruszki łupinę, pocukrowawszy ją; z wielką ochotą włożył do gęby; posmakowawszy wypluł to na rękę i z ślinami cisnął królowej między oczy. Król począł się śmiać okrutnie. Królowa rzekła coś po francusku; król jeszcze bardziej w śmiech. Ludwika, jak to była gniewliwa, poszła od stołu, król też na ową furyję kazał nam wszystkim pić, wina dawać, muzyce, fraucymerowi przyjść, nuż w ochotę'' – Jan Chryzostom Pasek ,,Pamiętniki''
W
maju
i czerwcu 2017
r. przeczytałem
przekład staroangielskiego eposu
,,Beowulf''
dokonany
przez J. R. R. Tolkiena (ów pisarz, wybitny znawca literatury
staroangielskiej inspirował się ,,Beowulfem''
tworząc postać zmiennokształtnego Beorna, jednego z bohaterów
,,Hobbita''
1
). Książka zawiera zarówno przekład dokonany przez Tolkiena z
języka staroangielskiego na współczesny angielski (czytałem
polski przekład przekładu; parę lat temu czytałem polski przekład
,,Beowulfa''
autorstwa Roberta Stillera), obszerny
komentarz zapisany przez samego Tolkiena jak i jego syna
Christophera, bardzo ciekawy retelling ,,Sellic
Spell''
(staroang. ,,Cudowna
opowieść'')
oraz poemat ,,Pieśń
o Beowulfie''.
W
przekładzie zwraca uwagę podkreślenie procesu inkulturacji;
przenikania się wątków chrześcijańskich i pogańskich. Grendel
jak i inne potwory, z którymi walczył Beowulf zostały ukazane jako
pomiot Kaina, pierwszego mordercy.
Za
najciekawszą część książki uznałem ,,Sellic
Spell''
– dzieje Beowulfa opisane tak jak mógłby je opowiedzieć ludowy
bajarz, bez późniejszych naleciałości religijnych i politycznych.
Główny bohater nosi w tym opowiadaniu imię Pszczeliwilk (ang.
,,Beewolf'')
– notabene imię Beowulf oznacza właśnie ,,Pszczelego
Wilka''
czyli niedźwiedzia (mamy tu przykład tabuizacji nazwy groźnego
zwierzęcia, spotykanej również w językach słowiańskich). Jego
wróg troll Grendel został nazwany Kruszycielem. Pszczeliwilk jako
niemowlę został znaleziony przez myśliwych w niedźwiedziej gawrze
(nasuwa mi
to
skojarzenia z powyższym cytatem z ,,Pamiętników''
Paska o człowieku – niedźwiedziu w XVII – wiecznej Polsce).
Chłopiec odziedziczył liczne cechy niedźwiedzi – był małomówny
i gburowaty, uwielbiał miód, który wykradał z pasiek, a także
był silny jak niedźwiedź. Był
też odporny na zimno i uwielbiał pływać co również upodabniało
go do niedźwiedzia polarnego. Raz ścigając się w morzu razem z
Grzywaczem stoczył walkę z morskimi potworami. Po
przybyciu do Danii razem z dwoma towarzyszami – Dłonibutem
noszącym magiczne rękawice i Jesionowym uzbrojonym we włócznię
(imię to nawiązuje do faktu wytwarzania włóczni i oszczepów z
drewna jesionów) skierował się do Złotego Dworu (Heorotu)
bezimiennego króla (Hrothgara, władcy Duńczyków 2
), aby zabić grasującego nocą potwora Kruszyciela (Grendela).
Dłonibut i Jesionowy mimo magicznego oręża zosali zabici przez
potwora. Za to silny jak niedźwiedź Pszczeliwilk, urwał łapę
Kruszyciela. Następnie ruszył tropem potwora do jego podwodnej
kryjówki
gdzie
ubił mieczem wykutym przez olbrzymy ubił Kruszyciela i jego
potworną matkę władającą czarną magią. Bohater zdobył skarby
potworów i powrócił do swej ojczyzny, gdzie poślubił królewnę.
Omawianą
książkę wpisałem do kanonu fantasy (post ,,Dopisane
do kanonu'').
1
Dla ciekawostki: Beorn początkowo miał nosić słowiańskie imię
Medved ;).
2
Dla ciekawostki: w powieści ,,Eragon'' Christophera
Paoliniego, imię Hrothgar nosił król krasnoludów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)