czwartek, 23 maja 2013

Złota Baba i Dziewanna



,,Przez te drzwi, Leśna Matka sprowadzała też z Bharacji i Afryki trędowatych, dla których razem ze Złotą Babą i Mokoszą miała lekarstwa i niezgłębioną życzliwość, wprawiającą Ucława w zdumienie'' - ,,Tatra. Suplement cz. IV Sen''


Synem Nyri I Bürka, który uszedł jego kłom, był Nyria II Azor; następny król Neurów. Dręczony wścieklizną uciekł z zamku w stołecznej Białej Wieży (Vioro Vakilis) i osiadł w jaskini. Młode państwo Neurów trapił kryzys. Nikt nikogo nie słuchał. Rodzice zagryzali dzieci, a dzieci rodziców i rodzeństwo. Wszyscy włóczyli się po alsach i stepach, a w opuszczonych chatach zaczęły rosnąć siewki drzew. Neurowie marli jak muchy, a kruki i strzygi rozszarpywały ich zwłoki. Rykar już wcześniej zakazał im pogrzebów, teraz zaś wrzucano zmarłych do dołów, przepaści, jarów, rzek i jezior. Tam, w ogromnych Synarze, Mamirze, Lykayuku, Nideanie i Vikorze posilały się nimi gargantuiczne szczupaki i sumy. Na Dzikich Polach Licho uczestniczyło w wielkim bankiecie. Rozmaite straszydła piły krew z czaszek rysich, wilczych i ludzkich i wznosiły toasty za zagładę ich właścicieli. Krasnoludki walczyły zbrojnie z wilkołakami, a ich królowie byli tak bogaci, że sprawiali swoim wojom broń i zbroję ze srebra. To legło u podstaw przesądu, że wilkołaka najłatwiej zranić srebrem. Również Wydrzanie i Lynxowie chwycili za broń, po prostu broniąc się. Raz wściekli Neurowie omal nie zdobyli Fiszhuzy.
Nyria II Azor lękał się wody, ale pragnienie tak go dręczyło, że pokonując obrzydzenie wypił trochę z jaskiniowego źródełka, gdzie pływały ślepe ryby. ,,Przerażają nas nie rzeczy, lecz wyobrażenia o rzeczach'' - pomyślał chłepcząc ciecz. Następnie ukrył twarz w dłonaich i zaczął rozmyślać. ,,A to Rykar taki potężny i dobry, a jednak giniemy''. - myślał - ,,Płocho bracia, bieda blisko, giniemy, bo jakaś baba zesłała na nas wściekliznę. Rykar natomiast nam nie pomaga, a nawet zdaje się cieszyć, bo i strzygi i brukołaki pomagają chorobie w mordowaniu naszych''... ,,A czego się spodziewałeś po Čorcie?! - mówiło mu sumienie. - Lepiej idź służyć Agejowi. Tak to jest z Rykarem. Najpierw pozyskuje sobie narzędzia, a potem je niszczy''. Skołatany tymi i innymi troskami król - wygnaniec zasnął.
Rano spotkał starca jadącego na ośle.
- Dokąd zmierzasz dziadku? - spytał życzliwie Nyria.
- Jestem Budyn znad Tinerpy - odpowiedział zagadnięty - a możesz mnie zabić, jeśli to usłyszysz, ale jestem zdrowym Neurem i idę do Rokitnicy prosić o uzdrowienie dla moich pobratymców. Jestem już stary i nie mam syna - dodał.
Ów Budyn w późniejszym czasie miał szczęście spłodzić syna, za co bardzo dziękował Agejowi. Jego potomek założył plemię dobrych Neurów, zwanych Budynami. Jeszcze w czasach Herodota żyli na ukraińskiej ziemi.
- Nie zabiję cię dziadku, a Rykara się wyrzekam - odpowiedział Nyria. - Chcę iść z tobą do Rokitnicy.
- Nie kłamiesz? Naparwdę uznajesz Ageja, czy tylko chcesz się wyleczyć? -dopytywał się Budyn.
- I jedno i drugie - odparł król, a starzec poklepał go po ramieniu.
Następnie król ugościł przybysza w jaskini.
- Możemy iść nawet teraz, ale chciałbym, by wielu Neurów było uleczonych. Obaj poszli więc i nawoływali do pójścia ku Rokitnickiemu Siołu. Jedni chętnie szli, inni się wahali, a jeszcze inni atakowali orszak. Rykar jak się dowiedział o tej wyprawie, posłał w jej kierunku wielką armię strzyg. Leciały w powietrzu i jechały konno, a uzbrojone były w szable i miecze. ,,Nie dojedziecie do Rokitnicy! Zdychajcie tutaj''! - krzyczały. Neurowie przybierali już wilczą postać, gdy z kniei wynurzyła się dziewczyna na koniu. Miała długie, czarne włosy, modre oczy, była uzbrojona w łuk, strzały i miecz, a na jej czole błyszczała biała gwiazda. Strzygi z dzikim wrzaskiem posłały w jej kierunku kamienie, a gdy ich wódz w czerwonej szacie celował do dziewczyny z łuku, został przez nią przeszyty na wylot. Te ze straszydeł, które jechały konno, oddaliły się na bezpieczną odległość. Tymczasem wojowniczka zdjęła naszyjnik i tworzące go drogie kamieni rozsypała na cztery wiatry.
- Są wasze, ale tych wędrowców ostawcie! - zawołała, a strzygi najpierw zbaraniały, a potem rzuciły się, by zbierać rubiny, szafiry, szmaragdy, diamenty.
- Kim jesteś pani? - zapytał ją Nyria pod postacią ludzką, gdy byli już bezpieczni.
- To Dziwica, córka Srebronia i Srebrenicy - odpowiedział za nią Budyn.
Szli dalej, a zawsze gdy atakowały ich jakieś straszydła przybywała Dziwica, by ich chronić. Lękały się jej strzygi, wąpierze, ażdachy, ały, dusiołki, sysuny, brukołaki. Raz Neurowie ujrzeli jak niegodziwy Grabiuk trzyma ją jedną ręką za kark, a drugą - krępuje konia za nogi. Zdrętwieli na ten widok.
- Musicie wybierać, albo zjem ją, albo was - powiedział tym razem bez udawanej życzliwości.
Niektórzy Neurowie ze strachu kryli się w krzaki, lecz Nyria i Budyn w pozorowanej ucieczce naciągnęli łuki i posłali z nich płonące strzały. Wycelowali prosto w koronę Grabiuka.
- Albo wypuścisz pannę i jej konia, albo spłoniesz! - krzyknął Nyria, a pozostali Neurowie wyszedłwszy z krzaków nabrali animuszu i poczęli też strzelać do drzewnego potwora.
- Litości... - jęknął Grabiuk; wypuścił Dziwicę i jej wierzchowca, a ta swym odedechem ugasiła jego płonącą koronę, a ten ponieważ miał korzenie jak macki Krakena odpełzł jak najdalej.
Dziwica w podzięce uściskała dzielnych Neurów i dała im resztę swych klejnotów; bransoletki, kolczyki, diadem, pierścień.

Po tej przygodzie ujrzeli trzciny, olchy i bagno. Na trzcinowym fotelu siedział wysoki witeź w zielonej pelerynie, ubrany w półpancerz barwy piór głuszca. Nosił skórzany pas i przepaskę z brązowego futra, a na gołych kolanach trzymał czarny odłam obsydianu. U jego nóg taplał się łoś. Tajemniczy witeź miał na głowie koronę z ognia. Zdawał się nie zauważać przybyszów. Łoś zwrócił ku niemu pysk i zaczął coś mówić, a ten uśmiechnąwszy się powstał z fotela i poszedł w kierunku Neurów.
- Jestem Vujči Pastir, pan Rokitnickiego Sioła - przedstawił się - i ojciec prarodziców waszych Leu i Veder. Jesteście chorzy, więc chodźcie do mego domu - zaprowadził ich do skromnej chaty na grząskim gruncie.
Wewnątrz była uboga, lecz schludna i przytulna.
- Moja żona jest za tymi drzwiami - wskazał na te, które były zbite z drewna palm, oliwek, cyprysów, baobabów, sandału i innych gatunków rzadkich drzew.
Wtem otworzyły się i goście ujrzeli zieleń gorącego lasu; usłyszeli małpy i papugi; poczuli zapach kwiatów i przypraw. Wracała przez nie jakaś kobieta, widocznie Dziewanna Šumina Mati. Na ramieniu dźwigała całę naręcza aromatycznych ziół. Gdy zamknęła niezwykłe drzwi, rozpaliła ogień pod kociołkiem i zagotowałą cały zbiór. Następnie wlała napar do kubków, a wtem pojawiły się dwie następne kobiety. Jedna miała złote włosy, a druga, starsza - złotą skórę. Złotowłosa miała przy sobie Białą Żmiję, a złotoskóra - dużego, brażowego węża w ciemnozielone łaty. Obie wlały do anparu jad tych węży. Były to bowiem Mokosza i Złota Baba, a duży wąż to Abajow.
- Pijcie - zachęciła Dziewanna, a Neurowie posłusznie opróżnili kubki.
Po godzinie choroba opuściła ich. Nie wiedzieli jak dziękować Enkom - wraczkom.
- Rozdajcie to lekarstwo innym Neurom, a Nyria II Azor niech wróci do Białej Wieży i niech rządzi od Sonoru, aż po Białopol! - rozkazał Boruta. - A przede wszystkim wyrzeknijcie się Rykara i powróćcie do Ageja, a On wam wybaczy. Tak też się stało. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz