Wczoraj
nad ranem wróciłem z dwudniowej pielgrzymki do Krakowa
(starokrasne: Grakchov,
runwirskie: Krakovo,
toropieckie: Caroduna1),
Łagiewnik (Lagenova,
Łagivniki,
Laina)
i Wieliczki (Salta
Gracilis, Vilička,
Sol),
odbytej ze szczecińską parafią św. Jana Chrzciciela. Jechaliśmy
wiele godzin mijając min. Gorzów Wielkopolski (Zarko
Gracilipalanishier,
Gorov Vielgopalskij, Zarako Magnapolina)
i Wrocław (Vratislava,
Vraclav,
Vrotisla),
a z okien autokaru ujrzałem dinozaura (oczywiście nie żywego,
tylko figurę). Ksiądz proboszcz czytał żywot św. Stanisława, z
którego wynikało, że cud ze wskrzeszeniem Piotrowina miał miejsce
naprawdę (dotychczas myślałem, że to tylko legenda, ale czy nie
myślał Czytelnik, że być może za tysiąc lat rzeczywiste cuda
np. św. ojca Pio i ojca Johna Boshobory też będą przez wielu
uważane za legendy?).
W
Krakowie zwiedzaliśmy z przewodnikiem i sprzętem nagłaśniającym
katedrę na Wawelu – obok Jasnej Góry najważniejszą świątynię
w Polsce. Obok bramy zawieszone były na łańcuchu kości wieloryba
i mamuta – pamiątka z czasów kiedy tego rodzaju przyrodnicze
kurioza gromadzono w kościołach tak jak dzisiaj w muzeach. Do katedry
prowadzi ozdobna metalowa brama zdobiona literami ,,R''
(łac. ,,rex''
– król) w koronie. Pamiętam z lat 90 – tych, że owa brama
zdobiła wówczas czołówkę Telewizji Kraków. Zwiedzając katedrę
ujrzałem sarkofag Władysława Jagiełły (u jego stóp leżał smok
jako symbol zwyciężonego zła), cenotaf (pusty sarkofag) jego syna
Władysława Warneńczyka, Jana III Sobieskiego, Władysława Łokietka i jego syna
Kazimierza Wielkiego (u jego stóp leżał bóbr symbolizujący to,
że ostatni z Piastów na polskim tronie był wielkim budowniczym.
Ujrzałem też groby Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego (choć
za życia byli skłóceni, spoczęli w jednej krypcie), Józefa
Piłsudskiego (serce
Marszałka i jego matki znajdują się na Rossie w Wilnie)
i największego z polskich prezydentów, śp. Lecha Kaczyńskiego z
żoną Marią. Widziałem
też ogromny Czarny Krucyfiks, przed którym modliła się królowa
św. Jadwiga (w jednym z numerów ,,Listu''
zetknąłem się z taką interpretacją mistyczną, że ów krucyfiks
jest dlatego czarny, że znalazły się na nim ludzkie grzechy).
Pokonując strach wspiąłem się na wysoką wieżę, aby zobaczyć
Dzwon Zygmunta. Został on odlany w XVI wieku z moskiewskich dział
zdobytych w bitwie pod Orszą w 1514 roku (Orsza leży na terenach
dzisiejszej Białorusi). Istnieje przesąd, w myśl którego kto
dotknie lewą ręką Dzwonu Zygmunta, temu spełni się pomyślane
życzenie. Przy ołtarzu św. Stanisława uczestniczyłem we Mszy
Świętej, którą koncelebrował biskup Tadeusz Pieronek. Moja
parafia otrzymała w darze relikwie św. Stanisława. Kraków to
wspaniałe miasto, pełne pięknych zabytków, ważnych dla naszej
historii i kultury. Miasto to ma w sobie coś baśniowego, co
wykorzystał Andrzej Pilipiuk pisząc trylogię o kuzynkach
Kruszewskich.
Jeszcze
tego samego dnia pojechaliśmy do Łagiewnik. Następnego dnia z rana
widziałem jak jakaś kobieta jadąc samochodem obaliła znak drogowy
i pojechała dalej (jedna z pań biorących udział w pielgrzymce
spisała numer rejestracyjny samochodu). Uczestniczyliśmy
w Mszy Świętej w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia – jednej z
najpiękniejszych świątyń, jakie widziałem. Udział w Eucharystii
był wspaniałym przeżyciem. Widziałem też kaplice różnych
narodów, w tym bardzo piękną kaplicę węgierską ozdobioną
kolorową mozaiką przedstawiającą węgierskich świętych. Potem
ruszyliśmy w dalszą drogę z daleko podziwiając Sanktuarium
Błogosławionego Jana Pawła II.
W
Wieliczce, której nazwa oznacza ,,Wielką
Kopalnię Soli''
zwiedzaliśmy podziemną kopalnię. Niegdyś w miocenie na jej
miejscu znajdowało się morze. Ujrzałem podziemne, słone jeziora,
przepiękne żyrandole wykonane z kryształów najczystszej soli –
halitu, oraz. wiele wykonanych z wielkim trudem rzeźb z zielonej
soli (min. św. Antoniego, św. Kingi, która
według legendy sprowadziła sól do Polski, św.
Barbary, bł. Jana Pawła II, Józefa Piłsudskiego, Mikołaja
Kopernika, który jako pierwszy zwiedzał Wieliczkę w celach
turystycznych, potężnych rozmiarów hermę Kazimierza Wielkiego a
nawet posąg niemieckiego poety J. W. Goethego, który niegdyś
zwiedzał Wieliczkę u boku księcia Weimaru). Jako fantasta nie
mogłem przegapić rzeźb krasnoludków i smoka. Widziałem też
prezentację multimedialną przedstawiającą wypalanie
niebezpiecznego gazu – metanu. Dowiedziałem
się też o rywalizacji między Wieliczką a Bochnią (Vokina,
Bochnija, Bohena),
oraz o tym, że koni w Wieliczce przestano używać dopiero w …
2002 roku.
Potem
wsiedliśmy do autokaru i ruszyliśmy do Szczecina. Wróciłem do
domu nad ranem i uważam, że warto było pojechać, bo jak mówił
mój katecheta z liceum, dominikanin o. Marcus ov Cosiar: ,,Wiara
potrzebuje 'dopalaczy'''.
Poza tym miałem okazję lepiej poznać swoją Ojczyznę, która jest
bardzo piękna, chociaż zaniedbana.
1
Nazwę wymawia się tak jak się pisze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz