wtorek, 23 lutego 2016

Lubomir i cierpienie

,,Hiobie przyszedłem się uczyć od ciebie
ufny jak chłopię z tabliczką
i pocałunkiem matki na policzku.
Otwórz usta
i ucz mnie
jak znosić ból śmierć samotność
stratę przyjaciół obelżywe słowa
a nade wszystko starość […]''
- Anna Kamieńska ,,Hiob i młodzieniec''


W powiecie juszkowskim, w ziemicy świeżawskiej żył sobie pan Lubomir Uładzimirowicz. Możny to był człowiek. Pierścienie rozdawał swej drużynie, a nie skąpił strawy i odzienia wdowom a sierotom. Szanowano go w całym Juszkowie i Świeżawie, wstawano gdy nadchodził. Odziewał się Lubomir w sobole i złotogłów, jego córki zakładały futra popielic i gronostajów. Nie brakło mu drogich kamieni, ani pereł, miał też dwóch synów – Lestka i Ułomka, a byli to rosły młodzieniec i niewinne niemowlę. Pan Lubomir cieszył się przyjaźnią Enków, a w szczególności Doli, która często i z wielką ochotą biesiadowała przy jego stole.




Jednak któregoś pięknego dnia Dola zjawiła się w Lubomirowym dworcu pod postacią Niedoli. Wtedy to z lasu przyszedł pral – stwór z jednym rogiem na głowie jak u Rogi Baby i z workiem zarzuconym na plecy niczym bebok. Zakradł się do kolebki małego Ułomka, nadział go na róg i wrzucił do wora, po czym czmychnął do lasu. Na drugą noc kiedy zawieszony w domostwie czosnek wywietrzał, przez okno sypialni córek Lubomira wleciała na nietoperzowych skrzydłach sekutnica – jedna z odmian wampirzego rodu. Po kolei klęcząc na piersiach urodnych panien na wydaniu, wyssała z ich szyj życie wraz z krwią. Umierającą ze zgryzoty żonę udusiła nazajutrz zmora pod postacią czarnej klaczy o pokrytych bielmem, wyłupiastych oczach. Wreszcie gdy Lestek, dziedzic został utopiony w stawie przez błędnicę Czarcicę – królową empuz wabiącą pod postacią rusałki, Lubomir został sam jak palec. Grad zniszczył mu zboże na polu, skuły o głowach wron i ogonach węży, oraz wilkołaki wyniszczyły jego bydło, świnie i konie, pomór spustoszył stawy, pasieki i kurniki. Wichura wyrwała z korzeniami drzewa owocowe. Na domiar złego latawica ognista o ciele z płomieni (podlegała władzy królowej Ogniany; istniały latawce i latawice tak ogniste, jak i świetliste o anielskich skrzydłach i złotych warkoczach) tańcząc po dachu dworca, puściła go z dymem. Trądziec poraził Lubomira oszpecającą chorobą, aż ten osiadł za podgrodziem i drapał się skorupą. Gorzko płakał, bo cierpiał choć nie uczynił zła.


*




- Jak ciężka jest ma dola, już lepiej by mi było być porońcem, albo poterczukiem! - łkał pan Lubomir Uładzimirowicz, teraz najbiedniejszy z dziadów, a nikt nie przychodził litować się nad nim.
Wszyscy go opuścili, nawet ptaki paskudziły mu na głowę. Markot, ten z Čortów, którego domeną są grzechy języka, nachodził go i podjudzał do rozpaczy.
- Zobacz jaki ten Agej niedobry; on sam i jego Enkowie. Złorzecz mu i umieraj!
Jednak pan Lubomir nie powiedział słowa przeciw Agejowi i Markot odszedł z niczym. Gdy wszyscy odeń odeszli, on Mokoszy wzywał, Matki Ziół Leczniczych, Ran Goicielki, a wiatr mu z deszczem przygrywał.
- Chciałbym być bogiem, który ma takich wyznawców – mówił robak do robaka lęgnącego się wśród garnkowych skorup i odchodów.
Skóra łuszczyła się na panu Lubomirze, a Mokosza wysłuchała go. Położyła mu dłoń jasną i chłodną na czole rozpalonym, ulgę przynosząc, a potem szepnęła mu do ucha:
- Teraz będziesz rozmawiał z Agejem, jakoś chciał.
I ujrzał pan Lubomir zstępujący z nieba płomień o dwóch skrzydłach białego orła.
- Dlaczego? Dlaczego?! Dlaczego!!! Już myślałem, że nie jesteś ojcem, tylko carem... - Agej milczał.
Słuchał żalów pana Lubomira, w końcu zaś dał odpowiedź. Ujawnił mu Drzewo Okrwawione; dąb bez liści, krwią Teosta Cara Słońce spływający.
- Lubomirze, synu Uładzimira! - zawołało go drzewo, a on podszedł doń na chwiejących się nogach.
Wszedł w drzewo i zjednoczył się z nim, wyszedł zaś uzdrowiony.... [w tym miejscu rękopis staje się nieczytelny]. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz