czwartek, 9 lipca 2015

Barannus cz. III




Po ukończeniu ze złotym medalem Biesogórskiej Akademii Magicznej za zamku Ossoria, Barannus potrafił zamieniać się w wilka – aby to zrobić skakał przez nóż wbity w ziemię, stawać się niewidzialnym, przybierać postać wiatru i dokonywać tysięcy innych sztuk magicznych. Razem z wiernym jak pies rysiem Pędzelcem opuścił Aplan i udał się na południe, by osiąść w Puanie. Tymczasem ziemia jego ojca pod wodzą bana Tölkosława bez rozlewu krwi zerwała Unię pod Dębem. Puana odłączyła się od Valkanicy, na której tronie zasiadał król Semik, syn Margusa, syna Lecha Vukaszyna. W stołecznym grodzie Puany, zwanym Ukaš – Bałař zebrał się więc banów, żupanów, wołwchów i żerców, któremu przewodniczyli regent – ban Tölkosław i arcykapłan Pylska. Zgromadzeni oddali głosy na na bana Orbana z Kraju Stepów, rycerza Pergrubiusza z Korsi, Starbisza Żeglarza z Velehradu, lecz zwycięstwo odniósł Barannus, w którym rozpoznano zaginionego przed laty syna powszechnie szanowanego bana Branibora. Jemu to z woli Ageja i możnych Puany uwieńczono skroń złotą koroną Zerivanów. Choć zajmując się magią, Barannus czynił to co obrzydliwe w oczach Ageja, to jednak jego wyniesienie na tron miało nie każdemu wiadomy sens w planach Unyja. Barannus Uqamus, założyciel dynastii Czarnych Carów, mimo wszystkich swych błędów zapisał się w pieśniach i kronikach jako jeden z najlepszych królów Puany. Pomny ciężkiego losu jakiego zaznał w Oylandzie pod batem karbowego żupana Żelisława, brał w obronę kmieci i niewolników przed wyzyskiem i okrucieństwem. Za jego panowania, świętobliwy kapłan Wilkosz swymi kazaniami przyczynił się do upadku handlu ludźmi w Puanie. Barannus swą królewską mocą wyzwalał z chorób, zamykał zamtuzy niosąc wolność przeskoczkom, troszczył się o wdowy i sieroty, wykupywał sprzedanych w niewolę, znosił ofiary z ludzi, wychowywał na swym dworze porzucone dzieci, a chociaż wiedziano, że studiował sztuki czarnoksięskie, żył w przykładnej zgodzie z kapłanami Ageja i Enków. Ten sam Barannus, tak miłosierny dla bezbronnych, ubogich i skrzywdzonych, nie miał litości dla oprawców niewiast i dzieci, rozbójników takich jak Triszka, Izdir, Azył – basza, Pułat Zołotarenko czy Tugal – alatir, potworów i straszydeł nasyłanych przez Rykara, szlacheckich warchołów w rodzaju Stęsza z Zabory, czy awanturników z Valkanicy, Kraju Stepów i imperium Sępian grabiących ziemie Puany. Razem z wiernym rysiem Pędzelcem i złożoną z dziesięciu wojów drużyną, której nadał nazwę Złotej Roty, broniąc swego ludu odesłał do Rykara hufiec grabiących i mordujących Minotaurów Ołdusza grasujących pod Styrzewem, dwie wielkie jak 




byki czarne pajęczyce – Tkaczkę i Wączkę; córy cara pająków Karakurta, który w erze trzynastej wabił w pułapkę Jarosława Azajowa z Roxu, niezliczone wąpierze, strzygi, złe nocnice i południce, złych Neurów, martwce, martwice, jędze, jędzniki, smoka Robaka, trusia Telesfora, olbrzyma Bauba, wieżtyce, wietrznice, sotony, zmory, dusiołki, sfinksy, chimery, mantykory, brukołaki, pricolici, wąpie, mamuny, kolczaste ptaki ze Stymfalos i trójgłowego psa Cerbera. Barannus tępił sługi Rykara magią i mieczem, a nade wszystko pragnął wyszczerbić miecz na trupiej czaszce kniazia Kostucha.
W erze jedenastej i długo potem zaćmienia Słońca i Księżyca budziły zabobonny wręcz lęk. Tymczasem jak przewidzieli gwiazdorze, w dziesiątym roku panowania Barannusa, nad Puaną zgasło Słońce, pogrążając królestwo nad Morzem Smoły w trwodze i żałobie. Zaćmienia słusznie budziły lęk, bo pod osłoną ciemności wyruszały na łowy wąpierze, strzygi, gobliny, srożyce i inne straszydła służące Rykarowi – smoku piekieł. Nie było to pierwsze zaćmienie Słońca w Puanie króla Barannusa; poprzednie miało miejsce w piątym roku od jego wstąpienia na tron Zerivanów w Ukaš Bałař. Wówczas to dał o sobie znać Kościany Dziadek – potworny, chytry staruch, wyrzezany z kości 


trupich i kożlich, który żywił się ludzkimi ciałami i krwią. Kościany Dziadek szczególnie chętnie polował na dzieci, lecz król Barannus połamał mu wszystkie gnaty. Kolejne zaćmienie wzbudziło szczególną trwogę, jako, że trwało cały tydzień, co kniaź Kostuch, larwi pasterz wykorzystał by uderzyć na Puanę. Serca najodważniejszych wojów z królewskiej drużyny zmiękły jak wosk, a lud z rezygnacją oczekiwał powszechnej zagłady świata. Jednak Barannus, któremu towarzyszył nieodłączny ryś Pędzelec, miał w piersi serce lwa, albo tura i pragnąc zemsty na Kostuchu, który zabrał mu tylu bliskich, a teraz zabierał mu jego lud, krótką, lecz dosadną mową zagrzewał do boju swą drużynę i lud stolicy. ,,Lepiej paść z honorem, niż żyć w upodleniu'' – powiedział, a witezie Orban, Pergrubiusz i komes Zelu, dowodzący kondotierami z Oylandu graf z grodu Żeliwna, pierwsi przełamali strach przed zaćmieniem i przysięgli królowi, że są gotowi razem z nim walczyć i ginąć za świętą ziemię Zerivanów. Barannusowa drużyna chwyciła za łuki i pochodnie, po czym wyruszyła pod Ognicę – osadę nazwaną na cześć niewieściego ducha ognia, podobnego do Ognieszki. Tam czekał na Puanów kniaź Kostuch.
- Przynoszę ci śmierć, przeklęty Kostuchu! - zawołał donośnym głosem król Barannus.
Wojowie idąc w ślad za królem, poczęli wypuszczać w czarne niebo zapalone strzały, niemal za każdym razem trafiając jedną larwę. Latające hufce kniazia Kostucha z rozdzierającym wrzaskiem i w blasku płomieni spadały na ziemię łamiąc sobie gnaty. Komes Zelu z Oylandu i Pergrubiusz korski, siejąc największe spustoszenie w wojskach Kostuchowych, strącili z bezgwiezdnego nieba najwięcej larw. Obaj witezie szli w zawody, który z nich ubije najwięcej wrażych straszydeł. Te z nich, które spadły do stóp króla Barannusa i jeszcze żyły, dobijał ryś Pędzelec, krusząc ich kości potężnymi zębami. Ryś właśnie skruszył kręgi szyjne konającej larwy, gdy uczuł jak w grzbiecie zagłębiły się niezmiernie długie, ostre jak sztylety krucze szpony. Przed obliczem Barannusa stanął Kostuch.
- Ikaj tzay minivad.1 Znów się spotykamy, baranie. Gotuj się na śmierć – przygadywał królowi kniaź larw, a wysoki był jak dąb. W jego szponach szamotał się ryś Pędzielec.
- Teraz wypełnię obietnicę – rzekł Barannus. - Giń! - cisnął pochodnię na płaszcz Kostucha, a ten stanął w płomieniach.
- Aaaaaaaa! Axalgata, patroba, mirabilis lumen! - larwi pasterz krzyczał zaklęcia i wywijał krzemiennym toporem Głowaczem osadzonym na długim, drewnianym trzonku, kościaną ręką, zbrojną w czarne, zatrute szpony, a także próbował dosięgnąć króla jedną z nóg o stopie zakończonej pazurami długości dłoni dorosłego mężczyzny.
- Vril – ataru, Bona Mater! - Barannus zasłaniał się tarczą, na której wymalowany był złoty konik morski na błękitnym polu, zaś ciosem miecza pozbawił Kostucha nogi.
Ryś Pędzelec zlany krwią, skoczył i sprawił, że potwór stracił równowagę, a zaklęcie króla ,,Ave Salamandra, Regina Igni'' zesłało ogień, który w mig spopielił topór Głowacz. Kostuch bronił się jeszcze szponiastymi łapami, lecz Barannus odciął je, a następnie nogami połamał żebra kniazia i oderwał jego ludzką czaszkę od kręgów szyjnych. Kości Kostucha płonęły, zaś trzymana przez Barannusa czaszka krzyczała wniebogłosy i wyglądała zmiłowania.
- Nie niszcz mnie, panie – darła się czaszka, wyglądając litości jak kania dżdżu. - Będę ci służyć! - jednak król Barannus, witeź z krwi witezia, z całej siły ścisnął czaszkę i skruszył ją na drobne kawałki.
Tak oto w czasie zaćmienia Słońca poniósł śmierć luty Kostuch, pastir larvis2.
Kodeks rycerski nakazywał oszczędzać rozbrojonych wrogów, lecz Barannus przysiągł, że nie będzie miał litości dla bezlitosnego mordercy jego ojca, matki i rodzeństwa, a trzeba wiedzieć, że zawsze dotrzymywał słowa. Larwy widząc śmierć swego kniazia pospiesznie odleciały zawstydzone, a nieprzenikniony, wielodniowy mrok, ustąpił wreszcie miejsca blasku słonecznych promieni. ,,Sława Słońcu''! - rozbrzmiał okrzyk wojów na polu ognickim, zaś przeorany Kostuchowymi szponami, wierny ryś Pędzelec ułożył się u stóp i oddał parę.




Od dnia podjęcia nauki na zamku Ossoria, Barannusa wielce nękały Čorty. Opses i Fantazma nachodziły go nocą i wtłaczały do głowy ohydne koszmary, tak, że król tak mężny za dnia, budził się w środku nocy z płaczem i krzykiem. Čorty nienawidząc Ageja i Enków bluźniły i budziły lęk na widok chramów, kapłanów, a zwłaszcza wody z Sobotniej Góry i świętego znaku kras. Z roku na rok, opętany król czuł się z tym coraz gorzej, aż w końcu śmierć Pędzelca złamała jego żelazne zdrowie. Wówczas Koffel Pijanica, sługa Rykara zatarł ręce, bo znalazł sposób, by na duszę rycerskiego króla, umiłowanego przez poddanych, nałożyć sromotne pęta pijaństwa. Udręczony Barannus leżał w pierzynie, pogrążony w dręczących majakach, błazen Zorian z Sokola usiłował go rozśmieszyć, a cała Puana zanosiła modły i obiaty dla Złotej Baby i Znachora, by przez nich Agej uzdrowił umiłowanego władcę, tak walecznego, sprawiedliwego i łaskawego. Wówczas to paru wraczy; Medicus Conovalus, Spytko z Priapolis, Borbot'ko z Orlandu i Siemowit Koczatko, którym do leczenia brakowało zdolności, zainteresowania i dobrej woli, a którzy samemu lubiąc dużo wypić, uznawali wódkę i różne likiery za lek na wszystkie choroby i dolegliwości, poczęli nimi poić króla tak obficie, że uczynili zeń pijaka, a nic nie pomogli. Litość brała patrzących na Barannusa, całymi dniami żłopiącego różne trunki, a zaniedbującego rządzenie, ku uciesze przebrzydłego Koffela, wroga Ageja i rodzaju ludzkiego.

,, […] Pierwszy sabat zorganizowały Vidma, Ciota i Baba na Łysej Górze (Monta Lysarayaty). Były z nimi ich duchy, oraz tłumy innych wiedźm. Zapadła noc a nad zgromadzonymi i wciąż przybywającymi unosił się Čort Kania pod postacią rudej kani, w jednej łapie trzymającej pęk zboża, a w drugiej węża. Rozpięto chorągwie z Rykarem, Lichem, oraz dwoma drzewami o wspólnej koronie wyrastających z odwróconego półksiężyca. Przybył Čort Obłędek i sprowadził obłęd. Kania pobudziła do lubieżności. Między czarownice wplątały się satyry, syleny i nocnice. Pito sok zgniłych owoców z ozdobnych kruży, a nawet z czaszek. Na Monta Lysarayaty zapanował chaos. Już nie jedzono a pożerano surowe mięso różnych zwierząt. Bluźniono Agejowi i Enkom i jytnas. Ogień stawał się zielony, niebo czerwieniało, mięso ożywało, padał grad wielkości jabłek na okoliczne lasy. Lisyvka wyłupiła oko Milence, Vidma uderzyła pięścią w nos Cioty, włosy Stanisławy stanęły w ogniu. Satyr zamienił się w świnię. Baba wrzeszczała, że należy się jej cześć Mokoszy, wyczarowała sobie jej białą suknię i zielony płaszcz. Obłędek wzleciał nad uczestników sabatu i razem z Kanią wołał, by szaleć jeszcze bardziej. Z czerwonymi nosami chwytano nietoperze, sowy i lelki kozodoje, by je pożerać. Wydłużano uszu sylenów w nieskończoność. Dwie młode oready przyszły zabłądziwszy w okolicy.
- Sarny! Żer! - ryknęła Władysława i rycząc rzuciła się ku nim. Wnet pozostałe czarownice zrobiły to samo. Wbiły orle szpony w ciała oread i te choć krzyczały i wyrywały się, nie mogły uciec. Czarna magia przeszkadzała im zamienić się w Światło.
- Litości! - krzyknęły oready, a z ich oczu lały się łzy mogące wzruszyć kamień. Obłędek podleciał bliżej i zawołał gromko:- Mięso daje siłę! Zjedzcie sarenki! - czarownice poprzegryzały swym ofiarom gardła i poczęły rozszarpywać na strzępy i pożerać. Pijana nocnica tańczyła ze złotym sierpem i tak uderzyła w głowy Vidmy, Cioty i Baby, że uszkadzając czaszki, pozbawiła je nimflitów. Padły bez życia, a służące im duchy zaciągnęły ich dusze do Čortnawi. Te duchy były bowiem Č
ortami'' – Mikołaj Rymwid ,,Nymphologia''.



Król Barannus w swej czarnoksięskiej karierze uczestniczył w wielu sabatach – w Miedzianym Zamku Zytki, w Ossorii, w Alpenlandzie, Hercynii, na Plastrze Kovaty w Ojcowie, na Łysej Górze w Górach Czarownic, w Wielkiej Puszcie, Kalidonie, czy też na ośnieżonych szczytach Montanii, skąd pochodziła królowa Tatra. Tej wiosennej nocy, przy blasku Księżyca, król Barannus leciał na zakrytym pochwą mieczu aż na Łysą Górę w dalekim Aplanie, gdzie odbywały się najsłynniejsze sabaty o najbogatszej oprawie. ,,Płot nie płot, wieś nie wieś, Biesie nieś''! - całe pokolenia czarownic wypowiadały to zaklęcie by móc latać, a i Barannus nieraz go używał. Na Łysej Górze król Puany ujrzał zastępy urodziwych jak sukuby czarownic; nagich, bądź odzianych w powłóczyste, jedwabne szaty, najczęściej białe lub czarne. Wbrew popularnym wyobrażeniom żadna z nich nie miała na głowie spiczastego kapelusza, za to wiele z nich nosiło złote i srebrne pierścienie, bransolety, naszyjniki z pereł i kamieni, z zębów i pazurów, kolczyki w uszach i nosach, diademy, korony z piór, kwiaty we włosach, kabłączki skroniowe, ozdoby z wronich nóg i skrzydeł, skóry lampartów, tatuaże wykłute siną, bądź czarną farbą. Służebnice Čarta, który zjawił się na sabacie pod postacią czarnego kozła i odbierał pocałunki w twarz tylną, przybyły na miotłach, łopatach (tak jak siostry Marzana, Chorzyca i Merkana), ożogach, kijach, włóczniach, oszczepach, żerdziach, na grzbietach wieprzy niczym Natasza, służąca Małgorzaty, na uskrzydlonych kozłach, skrzydlatych lwach i lampartach, czarnych pegazach, smokach, gryfach i hipogryfach, w latających rydwanach ciągniętych przez sfinksy bądź uskrzydlone białe tygrysy, na kijankach do prania, na sztachetach od płotu, czy nawet w karecie z dyni ciągniętej przez jeże. Barannusa przyjęto na sabacie z wszelkimi honorami. Król spotkał też wielu innych absolwentów Ossorii. Między czarownicami i czarownikami pełno było Čortów, a wśród nich mistrzowie piekielnych oprawców – Mąk i Skruch; jeden z czerwonym, a drugi w czarnym uniformie kata, uzbrojeni w topory, kompletnie pijaniusieńkie nocnice i strzygi, nečiste čerty – olbrzymie nietoperze o głowach wąpierzy z czerwonymi twarzami, czy wreszcie książę wąpierzy; Jenerał z Orlandu, z nadania króla Naraicarota I – graf Uljanow – Kalinowskij. Jak na wampira z Orlandu, Roxu, Rusi i Rosji przystało, książę Jenerał miał twarz pomalowaną na czerwono. W czasie sabat adorowano piekielnego Kozła i ofiarowano mu świece zrobione z kału niemowląt, poświęcone w kwaśnym mleku, czarownice tańczyły i współżyły cieleśnie z Čortami, ich niewolnicy grali na różnych instrumentach – takich jak szkielet kota, grzebień, wąsy, czy brzuch służący za bęben i było strasznie! Z trupich czaszek pito krew dzieci, koniak i szampana, wódkę i czysty spirytus, zajadano się dziecięcymi paluszkami nadziewanymi ślimakami, zaś Čort Belfegor z Apapu, który uciekał ze strachu przed żoną, przyprowadził ze sobą stadko wielkich jak zające ropuch, ubranych w czarne aksamity i białe koronki, a czarownice pieściły je i poiły mlekiem z własnych, posypanych brokatem piersi.



- ,,Leci wiedźma, hen na Łysą Górę, znajdzie gdzieś Łysego, oj, zajdzie mu za skórę''3! - rozbrzmiewała pijacka piosenka głosząca nienawiść do afrykańskiego plemienia Łysogłowców.
Barannusowi, który hulał z pozostałymi, by zagłuszyć swój ból, wielce spodobały się siostry Marzana, Chorzyca i Merkana, które miały zwyczaj latać na łopatach. Każda z owych panien o urodzie bez skazy, lecz o sercu zepsutym, posiadała inny kunszt.





Marzana, poświęcona w niemowlęctwie Mar – Zannie Odrodzonej w Wodzie, o włosach złotych i oczach szafirowych była Panią Ziół. Znała wszystkie sekrety roślin leczniczych i trujących, umiała sporządzać driakwie, jak i jady, lecz szlachetniejsza od swych sióstr używała swej sztuki jeno do leczenia i sprowadzania miłości.





Chorzyca o włosach rudych i oczach zielonych, mających moc hipnozy, władała ogniem i była biegła w czytaniu z gwiazd, owych ogni niebieskich. Skora do gniewu, zazdrosna i fałszywa, na tych co jej podpadli zsyłała trąd, lubiła też dla zabawy palić całe wsie.





Merkana o włosach czarnych jak atrament, biegle władała zaginionym pismem cara Teosta, którego używała do celów magicznych, lecz ani jej się śniło uczyć innych owego pisma. ,,Będąc kapłanką i oblubienicą Wielkiego Czarnoboga, jestem zbyt mądra i wspaniała, aby byle parchy z plebsu miały poznawać święte arkana mej sztuki. Jestem wywyższona nad inne czarownice, przeto nikomu nie zdradzę swych Tajemnic'' – mawiała Merkana wypełniona pychą niczym olbrzymia pijawka Odma krwią i flakami swych ofiar.
Wszystkie trzy siostry – czarownice należały do starego i możnego, czarnoksięskiego rodu Dowgajewskich, a nauki pobierały w domu od mistrza Chęchołaja z Dmuchowiska. Król Barannus, na którego zgubę dybały Kania i Paskuda, zapominając o nieszczęsnej, obłąkanej Vendzie, zadurzył się w trzech urodnych czarownicach. Siostry Dowgajewskie znalazły upodobanie w królu i razem z nim poleciały nad ranem do Puany. Żyły odtąd na dworze w Ukaš – Bałař jako jego kochanki, a każda z nich otrzymała tytuł królowej, własny dwór, liczne stroje i klejnoty. Barannus zażywający dla rozpusty trzech nałożnic obudził w Puanie wielkie zgorszenie niczym żyjący w erze trzynastej Irosław, król Roxu, mąż Krywicy, Smolenicy i Duleby, córek Leszka II Płodnego, króla Analapii. Lud nie kochał swych królowych – niewiast rozrzutnych i nie znających litości, jeno Marzana Uzdrowicielka budziła przyjazne uczucia.

,, [Margus] Na łowy wyruszał najchętniej z sokołami, orłami, a jastrzębiami. Jego najlepsze białe sokoły pochodziły z Ultima Thule, skąd przywozili je żeglarze z Jutii. Skręcał głowy turom i żubrom, gołymi rękami rozrywał na ćwierci dziki i niedźwiedzie, a na jego stole nieraz już gościł ogon zabitego własnoręcznie smoka. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem łowieckim, każde upolowane zwierzę ogłaszał Margus swym wrogiem, prosił też o przebaczenie Borutę i Leśną Matkę, którzy dali początek leśnej zwierzynie'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''.

Chociaż wielu ludzi w naszych czasach potępiło polowania, nie możemy jednak wymagać, by nasi przodkowie we wszystkim myśleli i postępowali ta jak my. Polowali najwięksi władcy dawnej Polski – Bolesław Chrobry, Bolesław Krzywousty, Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło, Stefan Batory i Jan III Sobieski.

,, [Józef Piłsudski] Początkowo zachwycał się polowaniem. W późniejszych jednak latach sympatia do zwierząt, żyjących na łonie natury obudziła w nim wstręt do łowów i to tak wielki, że u siebie w Piekieliszkach nie pozwalał strzelać nawet do kaczek pływających po jeziorze'' – Krzysztof Wielgut ,,Obrazki z dziejów Polski tom 2''.

Również Tatra – królowa Aplanu i wielka księżna Montanii, oraz Wanda – królowa Analapii i Bawarii stroniły od polowań, stanowiąc tym chlubny wyjątek wśród sobie współczesnych.
Król Barannus łowił tury, żubry, dziki, lwy, niedźwiedzie, rysie, łosie, wilki i czarne, szablozębne pantery. Wybierał zwierzęta najsilniejsze i najgroźniejsze, bo jak mówił, tylko narażanie własnego życia daje jakieś prawo do zabijania. Jego żony, jak wiele szlachetnie urodzonych niewiast ery jedenastej i późniejszych czasów, z wielką ochotą zabawiały się polując z białymi sokołami z Ultima Thule. Pewnego kwietniowego dnia, kiedy to świat radował się królowaniem Wiosny, król Barannus z licznym orszakiem zaprawionych w boju i na łowach wojów, wśród których byli ban Orban, komes Zelu i bojar Detko Kudłanowicz, oraz ze stadami chartów i ogarów, oswojonymi rysiami, wilkami i panterami wyruszył na polowanie do puszczy Kazłąj – Bułaj, leżącej nieopodal grodu stołecznego. Komes Zelu zabawiał swego pana opowieścią jak królowie Oylandu i Teutmanii polowali z sokołami. Sokół pana na Adelburgu ścigał czaplę, a władca wykrzyknął: ,,Zaraz ją dorwie, nawet jeśli Boruta chciałby inaczej''! Ledwo to powiedział, a białozór zginął przebity dziobem czapli. Świadkowie uznali to za dowód ukarania pychy króla Radomira I Haxelrode, władcy Teutmanii.
- Ciekawi mnie czemu Boruta skarał niewinnego sokoła, a nie bezczelnego Radomira? - zastanawiał się Barannus.
Jaropełk Lambert, król Oylandu również tego nie wiedział. Łowcy złożyli Borucie i Dziewannie Šumina Mati ofiary przebłagalne za krew ich dzieci, po czym głosy trąb i rogów dały sygnał do rozpoczęcia polowania. Barannus ubił łosia, żubra i cztery potężne tury, polała się niewinna krew jeleni i dzików. Tymczasem niebo nad puszczą ,,chramem, który sam Boruta zbudował'' jak mawiał Aismund Łowiec, zakryły ciemne chmury. Po niebie przejechali z łoskotem Jeźdźcy Ognistego Pioruna, a i ich sam ojciec, Jarowit uderzał ognistą włócznią w Čorty, zaganiając je do piekieł. ,,Boh swarysca''! - wyszeptał trwożnie bojar Detko Kudłanowicz z Orlandu i począł czynić śluby, co zrobi jak przeżyje burzę. Król Barannus zapowiadał, że swą magiczną sztuką jest władny uciszyć burzę, a komes Zelu roześmiał się z obaw woja z Orlandu. ,,Taki piorun strzela na oślep; głupi kto się go boi''! - mówił Zelu. Barannus przekrzykując burzę, wygłaszał długie i straszne zaklęcie mające ją uciszyć, gdy wtem srebrzysty piorun z hukiem upadł z nieba i uderzył w roześmianego komesa Zelu. Ciało wodza oyskich kondotierów w jednej chwili strawiły płomienie, a wierzący w magię pioruna bojar Detko z czcią zjadał zwęglone szaty i zwłoki. ,,Kiedyś miałem szczęście zjeść siodło spalone przez piorun, co dało mi wiele zdrowia i innych łask wielkiego cara Peruna'' – tłumaczył swe postępowanie królowi i jego drużynie. Z czarnego jak kir nieba lunął rzęsisty deszcz, a Jarowitowy piorun wciąż uderzał gdzieś w oddali. Widząc śmierć przyjaciela i dzielnego witezia, weterana spod Ognicy, król Barannus stał oniemiały w strugach ulewnego deszczu, z mieczem w dłoni i z otwartymi ustami. Wśród chmur i piorunów ukazała się pełna królewskiego majestatu twarz Wielkiego Jarowita, w Orlandzie zwanego Perunem, a w Burus – Perkunem. Łowcy przejęci czcią, oddali pokłon królowi Enków, a jedynie Barannus choć chciał, nie umiał zgiąć swojego hardego karku.
- Długo uciekałeś przed Agejem Miłosiernym; strzeż się, żebyś się nie spotkał z Agejem Sprawiedliwym – rzekł do Barannusa Jarowit.
- Czym zawinił ci Zelu, że go uśmierciłeś? - spytał hardo król.
- Zelu, syn Zasława nie był bardziej winny od ciebie, Barannusie, lecz jeśli nie porzucisz wszystkich spraw Czarnoboga, zginiesz jak on – odparł Perun.
Następnie car Nieba i Ziemi, niczym Filozof ukazał Barannusowi dwie wizje. Oczom króla Puany ukazały się Nawia Jasna i Nawia Čortów, wieczna radość i wieczna rozpacz, szczęście i zagłada, błogosławieństwo i przekleństwo, życie i śmierć, nagroda i kara...
- Jeśli chcesz być wśród szczęśliwych, porzuć magię – powiedział Jarowit.




Pod wpływem obu wizji, król Barannus uczuł żal za długie lata stracone dla wieczności i zapragnął zmienić życie, lecz jedna myśl nie dawała mu spokoju.
- Nie jest wam tajnym, wielki carze Perunie, że bawiłem się magią przez długie lata, myląc zło z dobrem, a dobro ze złem. W tej chwili w mym sercu słyszę głos świętej Mokoszy, której nigdy się nie wyparłem, wzywający mnie do odwagi; porzucenia śmierci a wyboru życia. Jednak powstrzymuje mnie przed tym jedna wątpliwość. W Ossorii uczono mnie, że wiedza tajemna jest sensem życia. Jeśli ją porzucę, co wypełni resztę mych dni? - Jarowit słuchał z uwagą i nie okazał gniewu.
Ukazał za to Barannusowi trzecią wizję, a był nią szarpany przez wichry i oblewany strugami ulewy, potężny dąb. Na jego gałęziach nie było liści, za to całe drzewo zbryzgane było krwią ofiary z Człowieka. Było to Święte Okrwawione Drzewo, które jeszcze przed stworzeniem naszego świata przepowiedział bóg Niepodzielny.
- Oto masz Alternatywę wobec magii – z uśmiechem rzekł Jarowit, a Barannus wraz z orszakiem padł na twarz.
Tymczasem Jarowit, król Ziemi, oraz jego wizje opuściły puszczę wraz z podmuchem lekkiego wiatru. Burza się skończyła i wyjrzało złociste Słońce. Od tego dnia król Barannus zdecydował się porzucić sztukę czarnoksięską. Padł na ziemię i płacząc wyznał jej wszystkie winy, a prosił Mokoszę, by się za nim wstawiła u innych Enków i u samego Ageja. Następnie spotkał się z arcykapłanem z rasy Centaurów i ogłosił wszem i wobec, że ostatecznie porzucił magię. Obdarzony błogosławieństwem arcykapłana Plenimira Hipocentaurusa wybudował chram Mokoszy Łaskawej, poświęcił jej również uroczysko Moksze Błota, oraz wzniósł jeszcze jeden chram, poświęcony czci wszystkich Enków i jytnas. Począł pościć raz w tygodniu, a to co zaoszczędził z zapasów jadła, rozdawał swym najuboższym poddanym, zbudował wiele szpitali, dróg i mostów, a co pięć lat w rocznicę owego pamiętnego spotkania z Jarowitem, wzystkim niewolnikom Puany przywracał wolność. Trzy królowe Puany wielce się zdumiały przemianą króla, z którego wszystkie siedem Čortów uciekło z sykiem pod postacią ciem i żmij. Czarownice myślały na początku, że jest chory, więc starały się go uleczyć z rzekomej melancholii, podsuwając swe pełne nieczystości ciała, a gdy to nie pomogło, robiły mu sceny, drapały orlimi szponami, dąsały się i naśmiewały zeń. Gdy i to nie pomogło, królowe Merkana i Chorzyca, którejś nocy wsiadły na miotły i pełne zapiekłego gniewu powróciły do Aplanu, z czego lud Puany jeno się ucieszył. ,,Czy i ty chcesz mnie opuścić''? - Barannus sptał Marzanę, która była zielarką i uzdrowicielką. ,,Zostanę przy tobie i dla ciebie wyrzeknę się mocy pochodzących od Čarta'' – odpowiedziała Marzana, którą puański lud miłował, bo troszczyła się o chorych i strapionych. Jako jedyna z sióstr Dowgajewskich miłowała Barannusa dla niego samego, a nie dla jego potęgi i władzy, przeto została przy nim i porzuciła sztukę czarnoksięską a Mokosza błogosławiła ich wspólnemu życiu. Synem Barannusa i Marzany był Suriwoj, następca tronu Puany, brat Astrachana Młodszego i Astrachana Starszego, Borysa, Filokleta, Iskrzyczki i Miedzicy potrafiącej przybierać postać rudego węża zwanego miedzianką. Po narodzinach królewicza Surivoja, jego macierz Marzana miała sen, w którym tonęła w mrocznym morzu pełnym kolubrów i innych potworów. Krzyczała rozpaczliwie, bo jej zaklęcia nie mogły jej ocalić. Wokół szalała burza z piorunami, a nad głową królowej krążyły jaskółka zbudzona z zimowego snu pod lodem jeziora i skowronek, który zimował pod ziemią między. Ptaszki śpiewem dodawały jej otuchy, a szczebiocząc wstawiały się za nią u Mokoszy Litościwej i Nikim Nie Gardzącej. Fale już zakrywały głowę Marzany, gdy stojąca na chmurze Mokosza rzuciła jej złoty łańcuch o dziesięciu ogniwach, a każde z nich wyobrażało jedno ze świętych imion Enki. Marzana złapała za koniec złotego łańcucha, a Mokosza wyciągnęła ją z pełnej potworów topieli. Królowa zaczęła wymawiać dziesięć świętych imion oblubienicy Świętowita i … obudziła się. To właśnie pod wpływem owego snu ostatecznie odrzuciła magię. Król Barannus odzyskał szacunek ludu, bo był zupełnym przeciwieństwem Wolgera z Międzyraju, który w Aplanie za Lecha III zrujnował wielu chłopów, budząc ich słuszny gniew. Umarł Barannus siwowłosy w sędziwym wieku, opłakiwany przez całą Puanę. Trzy dni przed śmiercią wygłosił ostatnią mowę tronową, której treść przytacza Kosa Oppman w ,,Perłowym latopisie'':

,,Wyznaję ze wstydem, że będąc młodym i płochym studiowałem magię na zamku Ossoria w Aplanie. Wielem, zaiste i o! jak z wielką szkodą! stracił czasu na tych próżnościach szkaradnych, a ten tylko pożytek odniosłem, iż mogę być innym przykładem odrażający od tej próżnej i szkodliwej nauki. Mówię tedy, że ktokolwiek nie mocą Ageja, nie jego prawdą, ale przez wzywanie Čortów chce wiedzieć i opowiadać przyszłe rzeczy, czynić sprawy dziwne, zaklinać straszydła, zamawiać choroby, jednać miłość – takowy popełnia sprośność i uganiając się za marnościami niknącymi będzie z Babą, Vidmą, Ciotą i rodem Amosowów skazany na ogień prawdziwy i wieczny''.

Mar – Zanna przebiła serce króla Barannusa lodowym ościeniem, a jego dusza udała się do Nawi na sąd Welesa. Ciało władcy ułożono z czcią na pogrzebowym stosie, a królewicz Suriwoj pierwszy rzucił pochodnię. Wówczas Enkowie wzięli płonące ciało Barannusa i umieścili je, ku nadziei i przestrodze na nocnym niebie jako nową gwiazdę, a imię owej gwiazdy – Aldebaran, co w nowoludzkiej mowie znaczyło ,,Skruszony Barannus''.



,,Każdy z nas jest w jakimś stopniu podobny do króla Barannusa, bo tak jak w nim, tak i w nas mieszka jednocześnie dobro i zło i w każdym z nas, tak jak w królu Puany, ma szansę zatriumfować dobro'' – ks. Aleksander Solewicz ,,Glosariusz''.

                                                                                             KONIEC

1 Jaki świat jest mały.
2 Pasterz larw
3 Zapożyczyłem z ulotki na murze widzianej w latach 90 – tych XX wieku w Szczecinie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz