,, [...] Bratem drugim był Czech, od którego pochodzić mają Czesi, a późniejsze kroniki ruskie dodają jeszcze trzeciego brata, Rusa, protoplastę Rusinów [...]’’ - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 9 Lauda do Małpy’’.
Rus
przemierzał z drużyną swój kraj by sądzić poddanych i
kontrolować poczynania
ustanowionych przez siebie
namiestników. Wedle słów ,,Codex vimrothensis’’ walczył
maczugą ciężką jak dwa dziki, inne źródła (kronika Wurcela z
Helwecji) nic o tym nie mówią. Pewnego razu zaszedł aż w okolice
Złotej Góry – całej z drogiego kruszcu. Miało się już ku
wieczorowi, toteż zdecydował się na rozbicie obozu. Miejsce, które
wybrał słynęło z kruków o żelaznych dziobach, a jak opowiadali
dziadowie grający na lirach, żył gdzieś w pobliżu potwór
Paskudj Simargł, który niegdyś w erze dwunastej był królem
Sarmatów Azarmarotem. Podobno gdzieś w trawach leżało wciąż
świeże ciało sarmackiej królowej Arvagambis. Zmarła tysiąc lat
przed narodzinami Lecha, Czecha i Rusa, lecz ani robactwo, ani
padlinożerne zwierzęta nie tknęły jej ciała przez cześć dla
jej miłości wobec męża zamienionego w potwora. Swaróg gasił
Słońce, aż tu nagle ze szczytu Złotej Góry rozległo się
krakanie i szczekanie. Coś chrupnęło i wydawałoby się, że to
płacze niewiasta. Rus podniósł do oka oszlifowany diament i ujrzał
rzecz straszną. Na szczycie złotego wierchu stał potwór wzrostu
człeka. Miał łeb czarnego psa, a resztę ciała jak u kruka.
Nachylił się nad powaloną panną i odgryzł jej prawą dłoń. ,,A
więc Simargł to nie bajki’’ – wszyscy pomyśleli. Król
bezzwłocznie napiął łuk i posłał strzałę w kierunku bestii.
Chybił.
- Wow, wow, wow, kra, kra, kra! –
Simargł Paskudj błyskawicznie pikował , aż znalazł się przed
Rusem. Na nic strzały, oszczepy, sztylety, choć lała się krew
czerwona, a może zielona, potwór zdawał się być nieśmiertelny.
Jednym kłapnięciem obrócił w drzazgi nabijaną krzemieniami
maczugę władcy, której nikt prócz niego nie mógł unieść, a
gdy Rus zaatakował go mieczem, rozległ się trzask i oręż stał
się bezużyteczny. Część wojów rozbiegła się w przerażeniu, a
część została, szyjąc do potwora z łuków i kłując go
włóczniami o zatrutych grotach. W pobliżu było jeziorko, nad
którym rósł dąb, na którym to drzewie miał swe gniazdo rybołów.
Gdy Rus stracił kolejny miecz rozgryziony przez Simargła, nad
walczącym królem, który wzywał pomocy Ageja, zawisł rybołów ze
złotym trójzębem trzymanym w łapach. Dał go Rusowi, a ten
zatopił potrójne ostrze w piersi potwora.
- Oby po tobie Čorty rządziły,
wrrrkrrra! – wycharczał ludzkim głosem Simargł. Sprawił
czarami, że jego zabójca, ujrzał przerażającą wizję, po czym
skonał. Ledwo ostygło ciało bestii, będącej niegdyś królem
Sarmatów, gdy niebo pociemniało i rozległo się krakanie. Wydawało
się, że to całe chmary Simargłów lecą, by pomścić swego
pobratymcę. W rzeczywistości trawa pokryła się krukami o
żelaznych dziobach. Były ich miliony.
- Kra, kra, kra, chwała ci zabójco
naszego ciemiężyciela! – jeden z nich przemówił do Rusa.
- Jesteśmy ludźmi, których Paskudj
Simargł Azarmarot przez setki lat zamieniał w kruki o żelaznych
dziobach i obracał w niewolników i wspólników swych niegodziwości
– zakrakał drugi. – Już wkrótce odzyskamy ludzką postać –
dodał.
- Czy wiecie co jest tam na górze? –
Rus spytał ptaków.
- Sarmacka królewna, którą ten
zbrodniarz porwał, by ją zjeść. Żyje i możemy ją znieść na
dół. – rzekł kruk.
- Lepiej sam ją zniosę, konia
uprzednio podkuwszy hakami – zaoponował Rus – moglibyście ją
bowiem poranić szponami.
- Ein problemus1
– jak na komendę, kruki z pomocą żelaznych dziobów zdjęły z
palców żelazne szpony i wzlecialy ku szczytowi Złotej Góry.
Tymczasem wrócili wojowie Rusa, którzy uciekli przed Simargłem i
zostało im wybaczone bo żałowali. Po godzinie kruki przyleciały
niosąc sarmacką królewnę i delikatnie położyły ją na
burzanach. Do czoła miała przymocowaną małą srebrną gwiazdkę –
kruki nie myliły się co do jej narodowości i statusu. Towarzyszący
drużynie wracz opatrzył krwawiący kikut. Później w jakiejś
osadzie, kowal zrobił jej srebrną protezę dłoni. Tymczasem kruki
zaczęły tracić pióra, rosnąc, odpadły im odpadły im żelazne
dzioby. Zamieniły się w ludzi. Jednak część z nich nadal
pozostała nieodczarowana.
- To ci z nas, którzy zwłasnej,
nieprzymuszonej woli poszli służyć Simargłowi – objaśnił
Wrochin, były kruk. – Staną się znów ludźmi, gdy zaczną
żałować – kruki zamieszkały na szczycie Złotej Góry,
wcześniej rzuciły się jednak, by rozdziobać ciało potwora.
Zbliżała się noc, więc rozpalono ognisko. Uratowana panna była
przytomna i pełna wdzięczności opowiadała o sobie.
- Jestem Roksana (Roxana, Rusana) –
mówiła – a moim ojcem był król Sarmatów Irtikarabazes VII –
rzuciła okiem na zawinięty szarpiami kikut i jęknęła. – Tą
dłonią, którą odgryzł mi potwór, zabiłam królewskiego psa,
Myntę I. Otóż mój ojciec zmarł nie zostawiwszy syna, toteż rada
królewska zadecydowała, że następnym królem zostanie ten kto
pierwszy przejdzie przez drzwi do komnaty. Tak się akurat złorzyło,
że pierwszy przeszedł ów czarny pies. Chcąc – niechcąc Sarmaci
koronowali go na króla. Na uczcie koronacyjnej dostał korczak pełen
kości i zabrał się do nich. Wtedy ja ze słowami: ,,Chcesz być
panem, poniechaj psich obyczajów’’ – ucięłam mu łeb. Do
rady królewskiej zwróciłam się, aby mądrzej wybierała sobie
władców. Jako zabójczyni króla, groziła mi kara wbicia na pal,
ale mogłam też udać się na honorowe wygnanie w nieznane.
Opuściłam Sarmację i przeprawiłam się przez trzy rzeki, aż
znalazłam się tu. Ujrzałam potwora Simargła, który mnie porwał
w szpony i uniósł na szczyt Złotej Góry. Na wiele godzin
straciłam przytomność. Widocznie utrata tej dłoni to kara od Enki
– suki Żweruny (Sura – anuna) za mord na niewinnym psie... – rozpłakała się.
*
- Widziałem greckiego boga Hadesa,
którym był książę Nija Niewidek, brat króla Jeszy – Rus
opowiadał przy ognisku swą wizję, którą umierając roztoczył
przed nim Simargł. – Prowadził na Rox wielką armię żółtych
ludzi na smokach, a ludzie ci zwani ,,Piekielnikami’’ byli
zbrojni w strzały, łuki i krzywe szable. Spustoszyli Rox i jego
mieszkańców uczynili swymi niewolnikami. Potem ujrzałem orła,
podobnego do Tineza Dwugłowego, a imię jego Szaszor. Najpierw był
czarny a potem złoty. Królowie składali mu ofiary z ludzi i ludźmi
karmili wielkiego, lodowego smoka z Krainy Białych Pól, a imię
jego ,,Ribys’’. Na cześć tego orła piłowano zęby mieszkańców
Gór Ikaryjskich w Promecie, a w Tereku miast wody krew popłynęła.
Potem orła zjadł smok krasny, a imiona jego: Ninel – Nilats –
Nissan Krašan... i inne. Pożerał ludzi, zwłaszcza
nienarodzonych, niczym mamuna, a jego ofiar było milion milionów,
połowa tego i ćwierć tej połowy. Wypił również Morze Aralskie,
nad którym w erze jedenastej wznosił się gród Krowidorsk.
Ujrzałem również Dęba i Brzozę gnanych na żer smoka, zakutych w
szkarłatne kajdany – Rus skończył opowiadać, a wielu jego
wojowników myślało o całej wizji z największym przerażeniem, z
niczym niewysłowioną trwogą, bo wierzyli, że Enkowie mówią
przez sny i widzenia. Wtem ozwała się Roksana:
- Gdy leżałam na szczycie Złotej Góry
miałam sen – wszyscy nadstawili ucha. – Smok bardziej luty niż
Rykar i Gorynycz, ogniem z paszczy podpalił Rox i inne kraje.
Widziałam też róże, których ogień nie trawił. Zapamiętałem
trzy z nich: czerwoną oznaczającą kapłana – męczennika, białą
– figurę czcigodnej niewiasty i różową – więźnia prawego i
ofiarnego – gdy skończyła mówić odezwał się wracz.
- Mądry Centaur Chiron mówił raz do
króla greckiego Ješy, że są trzy rodzaje snów: od Ageja, od
Čortów i od świata. Sprawdzają się tylko te od Ageja.
Rus oddał Roksanie swój namiot, a sam
okryty niedźwiedzią skórą położył się przed ogniskiem. Przed
snem stoczył bój z brukołkiem i zadusił go. Rano całą drużynę
czekałą niespodzianka.
*
,,Były król opuścił stolicę i zamieszkał na szczycie Złotej Góry [...]. Jego pierwsza żona, wierna królowa Arvagambis udała się sama jego śladem – choć pragnęła zdjąć mu czarodziejski naszyjnik, zaklęty król nie chciał, bo polubił żywot potwora. Ta, której wierność kosztowała dobrowolne wygnanie, chodziła po odludziu i zbierała niby jakaś czarownica, padlinę i śnięte ryby, aby nimi karmić małżonka. Umarła w nędzy, chłodzie i głodzie, oraz w łachmanach, a ani kruki, ani wilki, ani Simargł nie ruszyli jej ciała. To nie gniło, a była to nagroda Mokoszy za jej wielką miłość do odrażającego stworzenia’’ – Wurcel z Helwecji.
Rus prowadził za uzdę swego rumaka,
na którym jechała uratowana królewna. Nieznacznie oddalili się od
Złotej Góry gdy konie nagle stanęły. W trawie leżał trup
starej, wynędzniałęj niewiasty. Wrochin wytłumaczył pozostałym:
- Za życia była to wielka królowa
Arvagambis, żona pana Sarmatów, Azarmarota. Kochała męża do
szaleństwa, on zaś niesyty licznych konkubin, na które zezwala
obyczaj sarmacki, oglądał się za młodszą, Słowianką Moreną.
Zabił jej męża, a Morena czarami zamieniła Azarmarota w Simargła
Paskudja. Biedna Arvagambis poszła za nim na wygnanie i opiekowała
się nim, nie brała udzialu w jego zbrodniach. Zmarła wyczerpana w
sześćdziesiątym roku życia i od tego czasu lezy tu nietknięta.
Teraz jest pewnei jytnas i opiekuje się z woli Ageja i Mokoszy
małżeństwami – Rus wzruszony nakazał zebrać chrustu z krzaków,
uroczyście spalić sponiewierane deszczami, wichrami i śniegami
ciało i usypac kopiec. Sarmacka królowa ukazała mu się we śnie i
podziękowała.
*
Rus i Roksana pobrali się, bo wielka
była ich miłość. Tak jak Lędzianie byli zwani Ludem Ledy, tak
odtąd mieszkńcom Roxu przysługiwać zaczęła nazwa Ludu Roksany
(Rusanides). Królowa Ślągwa nadała Rusowi herb ,,Tryzub Złoty’’
na cześć trójzębu, którym zabił Simargła, zaś Roksana
otrzymała herb ,,Korczak’’ przedstawiający pół psa w korczaku
i wręby – symbol trzech rzek, przez które się przeprawiła.
Herbu Korczak jest min. pan Voytakus ov Viernitis.
*
Rus miał dwóch synów: Igora (Iriya)
i Kija (Dendricia). Pierwszy z nich marzył o sławie wojennej,
podbojach, łupach i jeńcach. Ledwo włożył koronę, posłyszał,
że mieszkańcy Burus najechali Analapię. Bezwłocznie wyruszył na
Bałtów, a nawet tłumaczył ową agresję tym, że przecież część
ich ziem w erze jedenastej należała do Orlandu. Wyprawie
towarzyszył wówczas jeszcze młody Bojan ,,Welesowe Wnuczę’’ –
mistrz gry na lirze. Swój przydomek zawdzięczał pochodzeniu w
linii bocznej od Enka Welesa i śmiertelnej niewiasty – Borki.
Towarzyszył wyprawie, by po jej zakończeniu móc pieśnią sławić
czyny ,,chrobrych pułków Igorowych’’. Drużyna ruszyła na
Prusów, w drodze zaś spotkała samego Pochwista. Pan wiatrów
wzywał do opamiętania, wskazywał, ze Lech walczy w obronie swego
kraju, podczas gdy Igor atakuje by móc łupić i gwałcić. Gdy
tylko Pochwist zniknął, król Roxu kazał iść dalej, a
niezadowolonemu Enkowi postanowił po powrocie postawić chram, by go
udobruchać. Podczas gdy Lech zginął od buruskiej strzały, która
trafiła go w oko, Lud Roksany systematycznie podbijał Burus, aż
zajął Truso. Wówczas Igor wyciągnął miecz, aby go wyszczerbić
o bramę grodu, lecz wtem zgodnie ze słowami Pochwista zginął od
strzały, a jego drużyna ledwo uszła z życiem. Co do Bojana, który
zgodnie ze swym marzeniem ujrzał wojnę z bliska, uznał, że ,,może
być piękna w pieśni, ale nigdy naprawdę’’.
Trzecim królem Roxu został Kij.
Zbudował krajowi nową stolicę i nazwał ją ,,Dendropolis’’
(Miasto Drzew, obecnie Kijów). Był sprawiedliwy i spokojny, nie
napadał na inne kraje. Jego ukochana siostra Łybiedź (Łabędzica)
ciężko zaniemogła i nie zdołali mimo sowitej nagrody, pomóc jej
najlepsi wracze i znachorzy z kraju i zagranicy. Choć przyniesiono
dla niej leczniczą wodę z Sobotniej Góry w Analapii – było już
za późno. Cały Rox płakał po swej królewnie i przed spaleniem
całował jej dłoń. Stara piastunka Łybiedzi wołała nad jej
zwłokami:
- Łabędzica zaniesie Słońce do
krainy pogrążonej w cieniu!
,,Było to proroctwo, bo wielka królowa, Maria Mariewna, która ochrzciła Rox, przed chrztem też nazywała się Łybiedź’’ - ,,Codex vimrothensis’’.
Za króla Kija zazdrosny dworzanin
Muchomornik rzucił oszczerstwo na lirnika Bojana, że to jakoby on
otruł Łybiedź, mszcząc się za odrzucenie jego zalotów. Bojan
został skazany na wygnanie i udał się do Analapii. Żonę znalazł
dopiero w osiemdziesiątym roku życia i o dziwo – miał synów i
córki.
,,Ponieważ spłodził potomstwo jako dziad, nazwane zostało Dziadoszanami i Dziadoszankami’’ - ,,Codex vimrothensis’’.
Kij miał syna Jaskotela, który
walczył przeciw Amazonkom. Jaskotel miał syna Moxina (Moskwina,
Moskala), który na ruinach Oski (orskiego grodu z ery jedenastej)
założył miasto Mox nad rzeką o tej nazwie. Długo nie mógł się
zdecydować, gdzie ma zbudować nowy gród. Polując ścigał
wielkiego, lśniącobiałego barana o złotych rogach, zionącego
ogniem. W Bharacji nazywano go imieniem Agni. Moskal zmęczył go
pościgiem i zobaczył, że ów baran to sam Swarożyc. Na miejscu
tego spotkania wybudował miasto. Obecnie nosi ono nazwę Moskwy.
1
Nie ma sprawy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz