poniedziałek, 13 maja 2013

Jovan i Dilvica







Jovan otworzył oczy i wstał z trawy. Ujrzał białego rumaka w złotej, wysadzanej szlachetnymi kamieniami uprzęży, na którym siedziała smukła dziewczyna w bieli. Jej złote, rozpuszczone włosy powiewały na wietrze, a modre oczy świeciły jak gwiazdy. Była zbyt piękna by nie być driadą – Jovanowi serce szybciej zabiło. Oprócz niej galopowało jeszcze dziesięć koni, niosących młodzieńców i panny na swych grzbietach. Cały orszak bezszelestnie zniknął w kniejach. Jovan był poraniony i posiniaczony, stracił dwa zęby. Jego ojciec Avet uprawiał ziemię w krainie Plitvie, na terenach przedpotopowej Valkanicy. Tego sierpnia zbiory były obfite. Avet wysłał swojego syna, jego brata Vuka, oraz paru towarzyszy zabaw do młyna. Najbliższy młyn był zbudowany w okolicach wodospadu – lecące z dużej wysokości wody poruszały młyńskie koło mielące zboże. Nieoczekiwanie Jovan i Vuk zatrzymali wóz w lesie. Między dębem a sosną znajdował się młyn choć od ludzkich osad było daleko. ,,Nie idźcie tam’’! – pohukiwały sowy i popiskiwały nietoperze, bo było już późno. Do wodospadu było zaś daleko. ,,Taki młyn jak każdy inny’’ – pomyśleli junacy. Rozładowali wóz i otworzyli drzwi. Naszykowali też kunie i bobrowe skóry, aby zapłacić młynarzowi.
- Czy jest tam kto? – zawołał Jovan starając się przeniknąć mrok zalegający wnętrze. Nagle młodzieńcy poczuli odór siarki i otoczyły ich płomienie. Krzesimir wrzeszcząc uciekł i bijąc konie lejcami pognał do osady. Pozostali widzieli kuszące empuzy – niewiasty zamieniające się w brytany, wąpierze wzdęte jak opite krwią kleszcze, Boboliszka, stwory mające miecze wyrastające z oczu, zabitego przez potop króla Valkanicy Draga, spętanego złotymi i srebrnymi łańcuchami, syleny z rękami przyrośniętymi do ust, jakieś ręce, które się do nich lepiły... Obrzydliwość. Z mroku zalegającego młyn wychodziły potwory o wielkich paszczach, rogach, szponach, które rzucały się na oniemiałych ludzi. Ci bronili się pięściami i nogami, sam Jovan wybił długi kieł z jaszczurczego pyska, lecz potwory były silniejsze. Po kolei ginęli Vuk, Bogdan, Avit. Jovan wezwał pomocy Dziewanny Šumina Mati. Wtem ścianę čortowskiego młyna przebiła ognista strzała, którą syn Aveta złapał oburącz, mimo, że ogień palił. Razem ze strzałą wyleciał oknem z młyna i runął na ziemię. Przespał cała noc, po czym rano ujrzał ów pędzący na białym koniu z orszakiem cud dziewczyński. Może to była sama Dennica? Jovan płakał po śmierci brata i przyjaciół. Zgubił drogę do domu. Począł błąkać się po lesie, aż w porze południa natknął się na mężczyzn zakrywających wstyd zieloną tkaniną, zbrojnych w oszczepy. Jego matka, Morna z rodu Jesiona opowiadała o leśnych ludziach – w ,,żołędziowej łodzi’’ Dobromira była para Jacyk i Osetia, oraz żmij Vobur. Ci, których spotkał mówili coś po starokrasnemu, po czym wyciągając w stronę Jovana zielone gałązki dali mu znak, by szedł z nimi. Zanurzyli się w knieje, gdziie po jakimś czasie junak ujrzał siedzącego głązie męża w zielonej pelerynie, wieńcu z jemioły, trzymającego maczugę. Leśni ludzie i Jovan padli przed nim na kolana – był to leśny król z łaski Boruty i Dziewanny. Oprócz starokrasmego znał również słowiański. Wielkie było zdumienie Jovana, gdy obok niego ujrzał widziany rano cud dziewczyński, teraz w wieńcu z lilii, chabrów i mlecza, na szyi zaś miała czerwony dysk – ,,serce Niepodzielnego’’ niczym królowe rusałek. Król leśnych ludzi dał Jovanowi znak, by siadł na trawie. Następnie dano mu pieczoną rybę, kupiony w jakiejś osadzie surowy, cały chrzan, garść jagód i wodę z wodospadu. Po zaspokojeniu głodu, syn Aveta i Morny opowiedział całą swą historię , łącznie z porannym spotkaniem.
- Rano widziałeś moją najdroższą córkę Dilvicę – oznajmił wódz plemienny. – Z urodzenia jest driadą, ale jej rodzice zostali pożarci przez strzygi. Kocham ją bardziej niżby wyszła z moich lędźwi. Przyjaźni się z rusałkami i wodnikami – razem pędzą przez lasy.
Uczta dobiegła końca. Leśni ludzie wyciągnęli spod głazu tura, nadziewanego garncami miodu i bochnami chleba kupionymi u Celtów, po czym pomagając nieść dar odprowadzili Jovana do wsi Dęby Plitvickie, gdzie mieszkał jego ojciec Avet. Tak wesele przemieszało się z żałobą... Przez całą drogę odprowadzała go wzrokiem spośród drzew Dilvica z grzbietu białego konia. Przez kilka nocy Jovan śnił o córce leśnego króla, aż zaczął chodzić do lasu z podarunkami dla niej. Widząc ją tańczącą i śpiewającą na polanach, umacniał się w pragnieniu, by była jego żoną i matką i jego dzieci. Pewnego razu wyznał jej to dodając ,, ... i uczynię wszystko, aby to osiągnąć’’. Nie powiedział najważniejszego: ,,... jeśli będzie to zgodne z twoją wolą’’. Jednak Jovan nie usiłował naginać Dilvicy do swej woli. Walczył z całym złem swej natury i rozwijał całe dobro w sobie, w tym z jeszcze większą miłością odnosił się do matki, bo słyszał od ojca, że ,,tak jak traktuje się matkę, tak będzie się traktować żonę’’. Wreszcie gdy Jovan, Krzesimir, paru młodzieńców i panien siedziało jesiennym wieczorem przy ognisku, Dilvica wezwawszy Ageja i Welesa na świadków rzekła, że kocha Jovana nie za cenne dary, lecz za to, ze jest – po tych słowach włożyła rękę do ognia i wyciągnęła ją nienaruszoną, co oznaczało, że powiedziała prawdę. Był to pierwszy w historii przypadek sądu Bożego. Gdy w sąsiedniej osadzie potomków Grabu i Jodły pojawił się ludożerczy smok, Jovan wraz z Krzesimirem wyruszył, by z nim walczyć. Smok miał postać wielkiego, zielonego węża z rogiem jednorożca i pożerał wszystkie istoty płci żeńskiej. Mężów zjadał mniej chętnie. Niemniej natarł na Krzesimira, zmiażdżył go zębami i połknął. Tymczasem Jovan strzelił z łuku do smoka. Wówczas ujrzał wizję ubranych kobiet, jeszcze cudniejszych od Dilvicy, błagających Jovana o nasienie, lecz witeź odrzucił owe wizje roztaczane przez potwora i wzywając wszystkich Enk, wystrzelał cały kołczan. Smok ryknął, aż góry zadrżały, po czym umierając ukłuł Jovana swym jednorożcowym rogiem. Zwycięzca przeżył, lecz do rodzinnej wsi wrócił kulejąc. Avet i Morna pokochali Dilvicę jak rodzoną córkę , lecz wódz leśnych ludzi uważał, że jego córka nie będzie szczęśliwa z jakimś potomkiem Novalsa i Aivalsy. Wreszcie postawił warunek.
- Poślubisz Dilvicę tylko wtedy, gdy przyniesiesz skarby z Čorciego Młyna! Inaczej moją córkę pośłubi wodnik, tryton, lub leśny człowiek! – Jovan odszedł zasmucony.
- Dlaczego się trapisz? – spytała Dilvica.
- Jakże się nie mam trapić, skoro twój ojciec kazał mi przynieść skarby z młyna opanowanego przez Čorty, z tego, w którym zginęli mój brat i towarzysze! – jednak driada była dobrej myśli.
Wzięła wielkiego psa Varkę i postanowiłą towarzyszyć Jovanowi w wyprawie. Razem zeszli do miejsca między dębem, a sosną, gdzie mieścił się młyn. Wówczas Jovan i Dilvica okryli się skórami wodnych smoków i razem z Varką weszli do młyna. Powitała ich ciemność i lepiły się do nich gęste pajęczyny. Z odległych zakamarków świeciło kilka par czerwonych oczu, lecz żaden potwór nie atakował. Przebranie spełniło swą rolę. Na podłodze leżało coś jakby żarzące się węgiel. Złoto. Oboje pakowali je do worków, znajdując coraz więcej złota, srebra, pereł i drogich kamieni wszelkich rodzajów. Po półgodzinie ukazał się duch króla Draga, tak mocno skrępowany złotymi i srebrnymi łańcuchami, że aż broczył krwią. ,,Będziesz wolny’’ – szepnęła mu do ucha Dilvica i delikatnie zdjęła łańcuchy, napełniając nimi worek, po czym jęła opatrywać króla Draga, którego krew pociekła strumieniami. Wtem młynem wstrząsnął ryk i z mroku poczęły się wyłaniać strzygi i ogromne węże. Varka zasłonił sobą Dilvicę przed wąpierzem, który odciął mu ucho, Jovana zaś pozbawił dłoni, którą połknął. Smocze skóry rozszarpały strzygi. Wiedząc, że jeden z węży może zabijać wzrokiem jak bazyliszek, Dilvica wyjęła z zanadrza lusterko, którym odbiła wzrok potwora. Wówczas młyn zajął się ogniem i gdy wszyscy troje z dwoma pękatymi worami uciekli w knieje, wyleciał w powietrze. Skarby rzucono pod nogi wodzowi leśnych ludzi, lecz ten nie był chciwy. Wiedząc, że z čortowskiego skarbu nie będzie żadnego pożytku, kazał wrzucić złoto,srebro i klejnoty do wodospadu, a dalej wody poniosły je do Morza Rajskiego. Jovan i Dilvica mogli się wreszcie pobrać – kowal z Dębów Plitwickich zrobił mu sztuczną dłoń ze srebra. Na wesele, gdy wszyscy najlepiej się zabawiali, przybył duch króla Draga. Podziękował Dilvicy za zdjęcie łańcuchów, po czym ze smutkiem stwierdziwszy, że ,,nie dla mnie przeklętego Wyspy Szczęśliwe’’ rozpłynął się w ogniu. Dom państwa młodych miał się mieścić na dnie pięknego jeziora. Dilvica dotknęła dłonią nozdrzy Jovana, o czym oboje zanurkowali. Mieszczący się na dnie dom, to była skromna chata z kryształu. Nieoczekiwanie Dilvicę ogarnął smutek.
- Jesteś moim dziesiatym mężem, a wszystkich poprzednich zabił potwór lęgnący się pod mioim łożem. Przebacz, że nie mówiłam ci tego wcześniej – jednak Jovan nie okazał lęku ni gniewu.
Nowożeńcy modlili się, mówiąc, iż nie pobrali się dla rozpusty, prosili Mokoszę o obronę przed wdowieństwem, po czym poszli spać. O północy zosatli zbudzeni jakimś hałasem dobiegającym spod łoża; jakieś chrobotanie, zgrzytanie, sapanie... Dilvica wstała i zdjęła ze ściany oszczep o ostrzu z szafiru. Tymczasem kryształową chatą wstrząsnął straszliwy wizg. Mordercą dziewięciu mężów Dilvicy okazał się wielki jak ,,cocodrilus z Nilus’’, tłusty, ciemnozielony smok o wężowatym cielsku, sześciu łapach, oraz trzech ludzkich głowach. Miały one ciemnozielone twarze, bujne, fioletowe czupryny, wężowe języki i spiżowe, ostre zęby. Driada rzuciwszy oszczepem rozbiła środkowy łeb, zaś Jovan przewrócił smoka na grzbiet i tak mocno ścisnął, ze udusił. Z truchła ugotowano gulasz, który potajemnie rozdano dzieciom z Dębów Plitwickich.


*
W owym czasie, w rodzie Buka i Lipy pojawił się niejaki Stawer (Staver), który był pierwszym władcą germańskim i dużo wojował. Najechał Plitvę i wziął licznych jeńców. Wśród nich byli Jovan i Dilvica. Stavera zachwyciło jej piękno, a ponieważ słynął z okrucieństwa zapragnął sprawdzić torturtami, czy małżonkowie będą sobie wierni. Męczył ich na różne sposoby, lecz nie usłyszał tego, czego się spodziewał; pełen podziwu uwolnił obu. Następnie udał się do swego haremu, gdzie trzymał istoty żeńskie różnych ras. Rozkazał by mu przyprowadzono plitvicką Wiłę. Były to iękne potomkinie wodnika Rysego z ery dziewiątej, majace jednak ogniste oczy i jedną nogę ludzką, a drugą kozią. Staver wlepil oczy w Wiłę.
- Pokaż kozią nóżkę – prosił, a dziwna istota kopnęła go w twarz z taką mocą, że złamała nos, mózg wypłynął, a Wiła uciekła. Taką niesławną śmiercią zginął pierwszy germańśki zdobywca Słowiańszczyzny. Tymczasem nasi bohaterowie mieli już dzieci – synów Alana i Owsiwoja. W ,,Codex vimrothensis’’ opowiedziano następującą historię – w wieku ośmiu lat dzieci pokłóciły się o zabawki, okazało się, że Owsiwuj nez pytania żołędzie Alana. Ojciec chciał go ukarać, a wtedy malec pobiegł do matki, licząc, że ta stanie w jego obronie, lecz rodzice byli jednomyślni. Owsiwuj został ukarany i musiał przeprosić Alana. Dilvica jako leśna rusałka miałą przed soba dziewięć wieków życia, lecz jej mąż był tylko człowiekiem. Chcąc przedłużyć jego życie wlała mu do kubka kilka kropel swej niebieskiej krwi. Niestety Jovan zginął w boju, rozsieczony szablami przez ażdachy. Mokosza zlitowala się nad bólem Dilvicy i wyprosiła jej by mogła żywa wsiąść do łodzi Sowicy wiozącej Jovana do jasnej Nawi. Ich synowie byli już dorośli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz