piątek, 10 maja 2013

Księga świata cz. IV


Poniższy fragment pochodzi z powieści ,,Tatra. Suplement''.



Rozdział XVI (opowieść Sirraha)

- ,,Ruta od tego czasu nie była już tą samą osobą co przed wyprawą do Azji. Żadne istoty z Kury, Araxu, Hindukušu, Al - Baktaru i Białopola nie towarzyszyły jej w drodze do Sinea, ani tam nie zginęły, ani nie przybyły zabijać dzieci. Tyran był zły, wojna była zła, wielu wojowników dobrych, a cała historia od początku do końca była snem. Ruta nie zdążyła się niczego dowiedzieć o miejscowym władcy. Teraz wędrowała do Bharacji. Sineański król faktycznie był tyranem; obecnie z dwoma synami przebywał na archipelagu na Oceanie Największym zamieszkanym przez plemię Jomonów. Była to wizyta dyplomatyczna - na obiad podano pewną rybę, cenioną na tym archipelagu. Spożywanie jej jest niebezpieczne, zawiera bowiem w sobie jad niczym brzana podczas tarła, lecz jest trująca przez całe życie. Rybę taką trzeba umiejętnie przyrządzić; obrać z woreczka z jadem. Jednak sineański król zatruł się tym daniem, on i jego synowie. Umarli w kraju Jomonów i tam zostali pochowani. Po pewnym czasie, królowa nad Żółtą Holanką złorzyła hołd państwu Tygrys i z Bharacji przysłano kobrę, która uśmierciła regenta. Następnie poślubiła wodza znad Niebieskiej Rzeki Białych Delfinów i w Sinea zapanowała nowa dynastia, której obecny król jest oczywiście 'dusza - człowiek', strach myśleć, jaki będzie ostatni!
Rutę niósł na grzbiecie Arvot Baldas, a ponieważ był wieczór, podróżni rozłożyli się pod drzewem o słodkich owocach podobnych do wiśni. Jest to drzewo sineańskie i nie ma go u nas. Z jej oczu biła turkusowa poświata, gdy wsparwszy brodę na dłoni, rozmyślała o przeszłości. Pochodziła z Bliskiego Zachodu, znad Lebany. Urodziła się w ludzkiej rodzinie i swoje imię zawdzięcza kolorowi włosów, czerwonemu, czyli ,,rutyjemu". Gdy czerpała wodę dostrzegł ją herszt rozbójników, rekrutujących się z leśnych ludzi. Spodobała się mu; porwał ją i złupił jej osadę. Ruta została jego niewolnicą. Bił ją, kopał i wyzywał, gwałcił i naciął nożem znak własności na szyi. Gdy poczęła, pobił ją tak, że poroniła. Wtedy uciekła odeń i spotkała Tatrę. Razem wyleczyły i oswoiły wodnego niedźwiedzia Arvota Baldasa. Gdy nadszedł jej ciemiężca wraz z bandą, Ruta była już topielicą i wraz z nowym przyjacielem krwawo się zemściła. Mokosza zażyczyła sobie, aby Ruta udała się do Irlandii, aby tam kształcić się na rusałkę w specjalnej szkole. Jednak na miejscu wybuchła wojna i przysporzyła wiele cierpień niewinnym ludziom. Ona zaś przerwałą naukę i zabiła Kościejowskiego lennika króla Übrana, który ją wywołał. Lud nadał jej imię 'Morrigan'. Wtedy postanowiła, że celem jej życia będzie zabijanie tyranów. Udała się do Nürtu, gdzie zastała podobne nieszczęście. Zabiła króla Nurtusa V, zakończyła wojnę i otrzymała imię 'Hell'. Towarzyszący jej Ovov Tęczookinson został nazwany 'Fenrirem'. Na wyspie Svalbard, Arvot Baldas skompletował kompanię trzech białych niedźwiedzi. Stronnicy Nurtusa V, lennika Kościeja pochwycili ja i Arvota Baldasa, gdy Ovov udał się po Tatrę. Wszyscu czterej spotkali się w kopalni gwiezdników, potem zaś król Ixovodrav udzielił im azylu na Księżycu. Ruta i Arvot Baldas walczyli na lodach Mamiru w Burus, a po zwycięstwie nad Kościejem, zamieszkali na Wolinie. Rusałka oczyściła się z przelanej krwi i rozpoczęła służbę w chramie Świętowita. Gdy modliła się w gaju, przybył pewien weteran z Mamir. Widział Rutę, lecz ona nie widziała jego. Rozebrał się do naga i skradał się do niej. W kulminacyjnym momencie schwycił jej czerwone włosy, a wtem na jej krzyk przyleciał jak z procy Arvot Baldas, a rozpustnik odskoczył przestraszony. Przybiegł też stary kapłan, który przyjął Rutę i wszyscy troje byli oburzeni.
- Kim jesteś, że usiłowałeś popełnić świętokradztwo? - pytał sługa Enka.
- Jestem kim jestem i chodzę swoimi drogami - buńczucznie odparł bezwstydnik, - a spróbujcie mnie zabić, to mój król Kislav najedzie Aplan, a moje imię jest - książe orski Wieńczesław, witeź z Mamir! - zakrył wstyd czarną opaską.
- Won! - ryknął Arvot Baldas i popędził za księciem, tak, że ten mógł ubrać się dopiero po opuszczeniu przyległości świątyni.
Ruta bardzo cierpiała z jego powodu i znienawidziła go. On zaś rozpalił w swoim sercu pożądanie, gotowe obrócić wszystko w niwecz, aby móc odebrać jej dziewictwo. Po powrocie Kościeja, Ruta opuściła Wolin, aby bronić Ciebie i Lecha. W Niście kazała Arvotowi Baldasowi uśmiercić Wieńczesława, lecz przez pomyłkę zginął książe Kylnem z Małego Młyna i Ixmarg. Z jej ręki poległo wielu rezunów. Na jeziorze Lykayuk poczęła służyć Zimie. Uczestniczyła w ataku Lecha III na obóz Mięsojada na lodach jeziora Tormaytanus; od zimowych rusałek nauczyła się przybierać postać płomyka, a potem spaliła żywcem Kościejowskiego wodza. Wasza Matka mówiła jej 'Miłosierdzie jest najważniejsze', a Ruta, że to Sprawiedliwość jest najważniejsza. Ty, Tatro mówiłaś, że Sprawiedliwość bez Miłosierdzia nie jest naprawdę sprawiedliwością. A przecież Ruta nie miała złego serca! Służąc Zimie uratowała chora dziewczynkę przed spaleniem w piecu i nie zabiła nie narodzonego dziecka, które miało wyrosnąć na mordercę. We śnie mówiła jego matce, aby kochała jego święte życie i wychowując zapobiegła przepowiedni, bo nic co się rodzi, nie jest złe samo w sobie. Nastał pokój, a za sprawą Evoliusza znów wybuchła wojna. Ruta znów zabijała Orów - rezunów i wojowników presmańskich, oraz ukrywała się wraz z wami. Po śmierci Kościeja nie potrafiła już żyć w pokoju. Przez te lata przelała dużo krwi i na Wolinie nie przyjęto jej ponownie. Nie wiedząc co z soba zrobić, udała się do Azji, a zaszła aż do Sinea, gdzie zaskoczył ją ten sen. Czemu to wszystko opowiadam? - przerwał Sirrah. - Pewnie uważacie mnie za nudziarza"?
- Skąd - zaprzeczyła Tatra, a zaprzeczyła uczciwie.
- ,,No, to kontynuuję. Wokół wałęsały się cyjony, a Ruta wciąż gapiła się w ogień. Płomienie igrały przed jej oczami, a wyobraźnia pluskała się w morzu krwi.

Herszt rozbójników: Arvot Baldas utrącił mu głowę uderzeniem łapy. Na trawie leżał trup z wytoczoną krwią i mózgiem.
Król Irlandii Übran: ucztował w namiocie nad jeziorem, gdy Ruta - Morrigan wjechała na grzbiecie Arvota Baldasa i zasztyletowała go. W oczach miał przerażenie, w ustach mięso głuszca, jego żona w wielkim przerażeniu chwyciła dziecko i wybiegła ze zwalonego namiotu krzycząc. Zabójczyni oszczędziła jej życie i udzieliła azylu w swoim pokoju w szkole dla topielic. Odwiązała białego rumaka i na jego grzbiecie z zieloną gałązką w dłoni pojechała w kierunku swej szkoły. W Kościejowskim, irlandzkim garnizonie wybuchł bunt, bo król miał wielu następców i rywali. Przeciwnicy Kościeja odnieśli dzięki temu zwycięstwo, a lud wyspy krzycząc 'Morrigan'! całował trawę, po której szedł jej koń i Arvot Baldas. Wiele koleżanek chciałoby być na jej miejscu. Mistrzyni szkoły odbyła z Rutą długą rozmowę; ta dowiedziawszy się, że wojna trwa w kraju Nürt, postanowiła opuścić Irlandię i udać się tam. Gdy zostawiała za sobą wyspę, wiele było rozdzielonych rodzin, kalek, kurhanów, rannych, był głód i zaraza, wiele domostw było zrujnowanych.
Król Nürtu Nurtus V: każdemu wziętemu do niewoli ucinał język, pozbawiał oczu i wypuszczał. Ovov Tęczookinson - 'Fenrir' nakierował Rutę do jego wykutego w wapieniu zamku. Zabrała ze sobą gliniany gąsior napełniony kamieniami, kośćmi i wodą. Zaszpuntowała otwór mchem i smołą. Ovov przekupił pilnujące trolle dwoma beczkami śledzi i doszło do spotkania Ruty z królem. Pili piwo i wódkę, oraz rozmawiali. Gdy oszołomiony trunkami Nurtus rozkazał Rucie, aby oddała się mu, ta pochwyciła gąsior i wybiegła do ogrodu. Tyran gonił ją, a ona hul! - do sadzawki. Władca był wściekły i bardzo bluźnił Agejowi, a wtem z wody wynurzyła się srebrzysta ręka. Ciężki gąsior trafił pijanego krwiopijcę w głowę i w jednej chwili ją rozbił na drobne szczątki. Towarzysze króla zlękli się, a gdy Ruta wyszła z sadzawki padli na twarze i szeptali: 'Hell'! 'Kościejowi uczyniłabym to samo, gdyby był śmiertelny'! - odparła wyniośle i razem z Ovovem i Arvotem udała się na północ kraju, wędrójąc wśród nieopisanej nędzy i ruiny.
Książe Kylnem i Ixmarg: zabici przez Arvota Baldasa, któremu Ruta poleciła usmiercić księcia Wieńczesława. Zawinięci w namiot i uduszeni, więcej ich zwłok nie widziano.
Mięsojad: paląc go żywcem, zagłuszała sumienie odwołując się do bolesnych przeżyć Tatry z jego udziałem.
Tak wyglądało jej droga życia: tyranobójstwo, tyranobójstwo i jeszcze raz tyranobójstwo. Czy była szczęśłiwa? Początkowo chciała w ten sposób wymierzać sprawiedliwość uciśnionym ludom. Aby być Wyzwolicielką, skosztowała zatruty owoc; jabłko, którego sok był opium. Im dłużej jadła, tym owoc coraz bardziej panował nad nią. Gdy brała go do ręki, chciała zwalczać okrucieństwo; im dłużej jadła, tym bardziej stawała się jak ci co polegli z jej ręki. Arvot Baldas zauważył, że w Al - Baktar z przyjemnością oglądała sceny kamienowania, ucinania rąk i nóg i zakopywania w ziemi. 'Nie chcę, abyś miała serce Kościeja' - wyznał jej raz. Wróciła do rzeczywistości. Cyjon i borsuk obwąchały ją po czym poszły sobie. Gdy przymknęła oczy ujrzała Mar - Zannę. Była blada i smutna, miała wieniec z chryzantemy, złote kolczyki w uszach i nosie, długie, czarne włosy, a jej odzieniem był kir. Nad głową unosiła się korona z płomieni, a kredowe palce, jakby utoczone ze śniegu, trzymały lodowy oścień. Armia rezunów, królowie Irlandii i Nürtu, Mięsojad, Ixmarg i Kylnem z Małego Młyna stali obok, wytykali Rutę palcem i szydzili: 'Zakosztuj Ościenia! On czyni nas równymi. A ta, co go trzyma, to nasza MAĆ'! 'Agej'... - szepnęła Ruta i zmora zniknęła. Potem przyszedł Wieńczesław, zabity przez południcę, krwawił i był odziany w płaszcz w barwach krwi i ziemi. 'Masz krwawe włosy i suknię z kiru, a ja jestem król Czerwono - Czarny. O, krwi! Ileśmy jej przelali'! - pokręcił głową, ucałował jej dłoń i stopę, po czym zniknął. 'Dość'! - krzyknęła Ruta, a wtem ujrzała w gałęziach białą sukienkę. Ubrała ją, a czarną spaliła w ognisku. Arvot Baldas się obudził i widząc ubraną na biało przyjaciółkę, spytał:
- Co teraz będziesz robić?
- Open peresił, ein nočir1 - odparła zdecydowanie".



Rozdział XVII (opowieść Sirraha)

- ,,Imalain to ogromne i wysokie góry, przy których Montania, mogłaby się zdawać zaledwie nizinnym poletkiem. Są położone między Sinea i wyżyną Ibetain na północy, a Bharacją na południu. Nad całym Imalainem wznosi się Góra Aradvi - Sura - Aredvi - miejscowego odpowiednika Mokoszy, a wierch ów jest wyższy niż Risina i Gerlach w Montanii i Monta Vakilis - Gracilis w Alpenlandzie. Jest to udzielne księstwo, a ostatnio syn księcia, Sarmein pojął za żonę Bharatyjkę znad rzeki Gangos, która wszystkich zadzwiwia i budzi zgorszenie, na przykład niechęcią do ubrań - wygłasza mowy, w których porównuje niewolę do obuwia i innego przyodziewku. Jednak najbardziej niezwykłe są tu istoty zwane 'ludźmi śniegu' (cidianen ov vakilidis), 'mirka', albo 'varibus'. Ci, o których opowiem, widzieli wiele śladów tych stworzeń, odciśniętych w śniegu, przypominających ogromne, ludzkie stopy. Varibusy mają gęste, białe futra, chodzą na tylnych kończynach, nie mają ogonów, w sumie posiadają dwadzieścia paliców, a ich głowy są trochę jak moja, ale większe. Są w zasadzie roślinożerne, ale uzupełniają żer mięsem nawet wielkich zwierząt jak dzikie bydło z Imalain. Pewnie zauważyłaś, że przypominają trolle? Otóż w erze dziewiątej, część trolli z Nürtu poniosła klęskę w starciu z ojcowskimi wodnikami i z Arkturem. Część jednak przekroczyła Roxyzor i pomaszerowała na stolicę królowej Tuvy. Ta jednak nie dała sobie w kaszę dmuchać i odparła atak, z czego wiele trolli zginęło z jej ręki. Ścigała najezdników, aż do Al - Baktar, gdzie byli zabijani przez ludzi wielbłądogłowych. Tuva z ich pomocą osaczyła niedobitków w górach Hindukuš. Oddali broń sojusznikom królowej i błagali o darowanie życia. Ta zgodziła się, a trolle osiedliły się w Imalainie; od tego czasu futra musiały im zbieleć! Tuva tłumaczyła swojej córce, królewnie Mordvie, że 'miłosierdzie jest podstawą świata i bez niego wszyscy bylibyśmy Čortami'. Inną ciekawostką jest to, że kiedy światem trzęsły smoki, było tu morze - ci co znajdują w górach morskie muszle, nazywają Imalain - 'Górami Pomorskimi'.

*

Przed oczyma Lecha III, Ruty, Rutego, Arvota Baldasa i Kellu, na środku przełęczy leżał dziwny zwierz. Przypominał tygrysa, lecz był mniejszy, bardzo puszysty, a jego futro było jasnoszare w czarne cętki. Zwierzę takie, żyjące również w górach Altayana nazywa się 'irbis'. Może pamiętacie jak Szyłka i Nerka zamieniały się między innymi w irbisy, aby wypróbować miłość Uzy?
- Oby się na nas nie rzucił - szepnął Lech III, a Arvot Baldas uspokajał Rutę odwróceniem w jej stronę łba.
- Nie obawiajcie się mnie - irbis przemówił nagle ludzkim głosem. - Mówicie o mnie jak o kocurze, a przecież jestem kotką. Moje imię Yrbos, a wasze - oprócz tej damy z niedźwiedziem - zna już pół Azji. Otóż jestem służebnicą króla Bengalii i królowej Anej Arztein i przeprowadzę was przez Imalain do Bharacji.
- Dziękujemy serdecznie. Jeśli chodzi o moje imię to jestem Ruta, a to Arvot Baldas - rusałka przedstawiła siebie i wierzchowego niedźwiedzia.
- A czy możesz, Yrbos, złorzyć przysięgę, że nas nie zjesz? - poprosił Lech III.
- No, nie - oburzyła się kocica - ja nie potrzebuję składać przysięgi, bo raz już zabiłam człowieka i wiem, że przyniosło mi to całe szczyty goryczy; ciężkiej, bo w pełni zasłużonej. Posłuchajcie - Ruta oparła się o miśka, a pozostali usiedli na trawie. Yrbos, delikatnie falując ogonem, zaczęła snuć dziwną opowieść... - Kiedyś byłam jedną z najpiękniejszych kobiet w Imalainie. Mieszkałam w górskiej chacie, a obok moja sąsiadka. Obie byłyśmy samotne. Ją kochały zwierzęta i ludzie, ja gardziłam tymi górami, a moją jedyną pasją była magia. Raz, medytując, spotkałam ducha, który obiecał mi służyć. Zgodziłam się. Był bardzo potężny - dzięki niemu mogłam rzucać zaklęcia, kontrolować bicie serca, latać, ale najbardziej lubiłam zamieniać się w zwierzęta.
- U nas w Aplanie, znalazłoby się dla ciebie miejsce na Plastrze Kovaty, albo na Monta Lysarayatis (Łysej Górze), może w Montanii, albo w Górach Biesów i Čadów - przerwał Lech III wymieniając miejsca sabatów, ale Yrbos nie przestała opowiadać.
- Mimo wielkiego kunsztu w magii, wciąż byłam bardzo samotna. Tymczasem do Imalain przybył bharacki książe szukający żony. Był przystojny, tyle, że miał zamiast nóg - węże (jak będziemy na miejscu, to nie takie dziwo - stwory spotkamy!). Nazywał się Induin i rozbił namiot blisko naszych domów. W noc po przybyciu, wiedząc, że nie mamy nawet braci, oświadczył się nam, chwalił naszą urodę i porządek panujący w chatach, po czym obdarował sukniami i klejnotami, a następnie, wprawiając nas w zdumienie, opuścił nas i poszedł swoją drogą. Zastanawiałyśmy się co to może znaczyć. Pod naszymi chatami ukazał się koń. Był biały i rżał żałośnie, bo przygniótł go do ziemi zbyt ciężki ładunek. Wpierw ukazał się pod moim oknem, lecz nie chciało mi się pomóc bydlęciu, a nie było przy nim żadnego człowieka. Po jakimś czasie rżenie ustało i koń zniknął. Nieoczekiwanie ukazał się pod oknem mojej sąsiadki, a ta zdjęła mu ciężar i dała wody. Wtem koń zmienił się w księcia Induina i 'żyli długo i szczęśliwie', chciałoby się powiedzieć? Ja jednak, byłam bardzo zazdrosna i gdy moja sąsiadka żegnała się z ukochanymi zwierzętami, zamieniłam się w irbisa i położyłam kres jej życiu. Byłam zła, więc zaraz po niej zagryzłam księcia Induina. Z zakrwawionym pyskiem, szczęśliwa tarzałam się w trawie, ale gdy chciałam znów stać się kobietą, już nie mogłam. Mój duch okazał się demonem, który wystawił mnie do wiatru. Po jej śmierci białe puchatki z Sinea, jej przyjaciele, ogłosiły żałobę i na jej znak smarowały się popiołem i dlatego teraz są czarno - białe. Ludzie i varibusy zajadle polowali, aby pomścić jej śmierć i wiele irbisów wówczas niewinnie zginęło. Uciekłam do Bharacji gdzie poznałam Tygrysa Uszatka i geparda (nie wiem, czy wiecie, co to gepard?) Akkona Jubastina. Byli to słudzy Bengalii. W rzece Gangos wypędzono ze mnie złego ducha, a gdy król poznał mą historię, rozgniewał się i chciał mnie zabić. Jednak królowa Anej Arztein wstawiła się za mną i ocaliła mi życie. Jeśli nawet nie chcecie mnie zabić, to pewnie macie ochotę napluć mi w pysk? - zakończyła z żałością Yrbos.
- Jeśli szczerze żałujesz, to nikt nie ma prawa cię zabijać, ani upokarzać - odrzekła poważnie Ruta".



Rozdział XVIII (opowieść Sirraha)

Wędrowcy, pod przewodnictwem Yrbos przemierzali Imalain. Często byli goszczeni przez miejscowych ludzi, którzy oswajali dzikie bydło. Częstowano ich nawet jego różowym mlekiem. Przeszli u podnóża Góry Aredvijskiej, przeżyli dwie lawiny, a Ruta zoastała zaatakowana przez ukrytego w skalnym jarze smoka. Podczas zadymki, schronienie znaleźli w grocie rodu Pradeškinów. Był to stary ród niedźwiedzi z Imalain. Jego członkowie różnili się od Arvota Baldasa czarnymi futrami z białą, półksiężycowatą plamą na szyi. Wierzcowiec Ruty opowiadał o swoich przygodach, a nawet został przyjęty do rodu jako Arvot III Pradeškin - Baldas, bowiem spodobał się jego głowie. Niedźwiedziom tym służyła dziwna istota. Gdy wszyscy wyjadali miód z plastrów, oraz owoce morwy, po puste talerze przybył człekokształtny stwór. Był wielki i biały oraz kudłaty. Na ramieniu trzymał czerwoną, jedwabną tkaninę i milcząc zabrał naczynia.
- To jeden z varibusów - mówił stary Pradeškin - nasz sługa.
Małpolud już miał zniknąć za przepierzeniem, gdy wtem naczynia z sineańskiej porcelany spadły na podłogę i rozbiły się. Lokaj, susem, znalazł się przy stole i za luźną skórę na karku trzymał wystraszoną Yrbos.
- Zostaw naszego gościa! - ozwał się stary Bharat Pradeškin.
- A pamiętasz, panie, jak niegdyś polowaliśmy na tego irbisa co zabił niewinną dziewczynę, która była dla nas dobra? - zapytał varibus. - Długo nie mogliśmy go wytropić, lecz teraz wiem, że ona jest ową morderczynią! - Yrbos skamieniała ze strachu, a człowiek śniegu schwycił ją jeszcze mocniej za kark i zagroził. - Pozwólcie zacni goście, że ją uśmiercę, a kto podejdzie bliżej, tylko przyspieszy zgon; swój i jej! - mówiąc to odpędził nogą Arvota Baldasa.
Jakby było mało różnych dziwnych przeżyć tego dnia, w jaskini niedźwiedzi ukazała się postać kobieca, na widok której wszyscy oniemieli.
- Przecież zostałaś zamordowanam pani! - wykrzyknął niedoszły mściciel i wypuścił Yrbos z łapy.
- To prawda - potwierdziła zjawa - ale moja dusza żyje i jest szczęśliwa. Proszę was, nie zabijajcie jej, już przebaczyłam w chwili, gdy mnie zabijała, a wiem, że Yrbos szczerze żałuje. Jeśli mnie kochacie, nie róbcie jej krzywdy - morderczyni padła na pysk przed swą ofiarą i ryczała ze szczęścia, lecz ona zniknęła.
Gdy tylko zadymka dobiegła kresu, goście pożegnali gospodarzy i udali się w dalszą drogę. Pewnego dnia, ostatni szczyt Imalainu mieli już za sobą i sycili oczy bujną zielenią lasów Bharacji. Czy jesteście ciekawi, jak opowiadał to Sirrah królowej Tatrze i jej dzieciom?
- ,,Bharacja to ogromny kraj, oddzielony od Sinea księstwem Imalain, położony na półwyspie wcinającym się w Ocean Wyrajski. Jest to kraj lasów, stepów w prowincji Gata Okidentalnaya, rzek Gangos, Induinus, znad której pochodził książę Induin i Vramy, oraz wielu zwierząt. Ich królami są: Bengala i Anej Arztein - sprawujący rząd nad państwem Tygrys, Mučalinda i Kalila - dobry i zły król gadów i płazów, Hanuman - sprytny książę małp; to są ci główni. Żyją tam tygrysy, i lwy i lewarty. Gepardy, mantrykony i leofontony. Smoki, słonie, bazyliszki, nosorożce, jednorożce, gazele, gryfy, cyjony, wilki i szakale. Barwne ryby, ptaki i motyle, oraz ogromne węże. Kameleony, małpy, bawoły, tury, w rzece Gangos zaś gady podobne do tych z Nilus, ale o tak wąskich pyskach, że mogą jeść tylko ryby. Piękne i małe bażanty, oraz grzebiące ptactwo, z purpurowymi grzebieniami na głowach, albo z wielkimi ogonami, których nawet nie można sobie wyobrazić. Czterorogie antylopy, gekony, dziki, malutkie dzikie świnki, borsuki z Sinea, niedźwiedzie - brunatne i czarne, a do tego (możecie się śmiać!) - mrówki tak duże jak ludzie. Moglibyśmy osiwieć, gdybym opowiadał tylko o zwierzynie. Ludzi jest tam dużo, a ich główne miasto to Mohenedżo Daro. Oprócz ludzi mieszkają tu różne rozumne stwory, jak podobne do naszych joldyjskich Kynokefale z Andamanów, rusałki z drogimi kamieniami między oczami, jeżdżące w rydwanach ciągniętych przez jednorożce, Indowie - ludzie z wężami zamiast nóg, Akefale - plemię bez głów (mają oni twarze na klatce piersiowej), Cyjanopodzi - lud, w którym mają po jednej nodze, zakończonej stopą większą od tułowia, która może służyć za ochronę przed deszczem i Słońcem, oraz ludzie latający na uszach. Już w erze siódmej, albo wcześniej rządził tu ród tygrysów Arzteinów, z którego pochodzi królowa Anej. Pierwsza wzmianka o owej krainie w naszych legendach pochodzi z ery dziewiątej, kiedy, mieściła się tu stolica królowej rusałek Bharatieny. Król Bengala jest strażnikiem jej grobu. Ludzie pojawili się tu pod koniec ery dziesiątej, przybywając z naszych stron. Za antenata mają niejakiego Par - Ušana, który założył Mohenedżo Daro i bardzo kochał zwierzęta.

*
- No, i góry za nami! - rzekła wesoło Ruta, gdy przekroczyli Imalain.
- Nieoczekiwanie oczom rusałki, Arvota Baldasa, Lecha III, Rutego i Kellu ukazały się dwa dzikie koty. Leżały w pozie sfinksów na trawie i patrzyły na przybyszów. Jednym z nich był tygrys, którego trójkątne uszy były dłuższe od głowy. Jego towarzysz przypominał lewarta, czyli panterę. Był chudy i długonogi, miał małą głowę, płowe futro w czarne kropki, na pysku zaś dwa czarne paski. O! Widać królowa ujrzała takie w Çatal Höyük i wie, że nazywają się one 'gepardy'. Ten na głowie miał barwny pióropusz i ubrany był w srebrną kolczugę.
- To są moi przyjaciele; Tygrys Uszatek i gepard Akko Jubastin. Razem służymy królowi Bengalii i królowej Anej Arztein. A to są moi nowi przyjaciele; Lech III - król Aplanu, Ruty - ksdiążę Orlandu, Kellu Simi - Abö z Oxlandu, Ruta i Arvot Baldas, ostatnio usynowiony przez starego Bharata Pradeškina - oznajmiła Yrbos.
- Czy jesteś wężem? - uprzejmie zapytał Akko Jubastin.
- Gotów! - mruknął Lech III.
- Proszę się nie obrażać - włączyła się Yrbos. - Akko miał na myśli Nagów. Są to takie istoty, które mają ludzkie głowy, a resztę ciała jak węże, ale potrafią przybierać ludzką postać.
- Nikt z nas nie jest Nagiem - odrzekł Lech III. - U nas w Europie, nad rzekami Ner i Rinin żyje natomiast prastary lud Neurów. Mogą oni przybierać postaci ludzkie i wiilcze, a nieoświeceni nazywają ich 'wilkołakami'.
- To bardzo ciekawe - odezwał się nagle Tygrys Uszatek. - W Bharacji zato tygrysy, często zmieniają się w ludzi... - Pierwsze lody zostały przełamane i wyprawę połączyła zgoda.
Zauważono, że Tygrys Uszatek i Akko Jubastin odnoszą się do Yrbos z wielkim szacunkiem. Tak więc teraz misja zbliża się do kulminacji".



Rozdział XIX

Od przekroczenia Roxyzoru minęło już kilka lat. W czasie opowiadanej historii, Tatra nie tylko ich słuchała. Pełniła też obowiązki królowej Aplanu, a do tych należało słuchanie zwiadowców. Ich wieści były przerażające... Król wąpierzy Naraicarot I prowadził handel z Aplanem - gromadził kopy ,,papierowej monety'', złota i srebra, za ryby, miód, dziczyznę, drewno, smołę, owoce i zboże. Był najbogatszym z wielu włądców Burus. Nie miał już do dyspozycji Świniuli, jak jego bożek - Erydan. Te zostały przygarnięte przez Welesa. Ponieważ Kłobuch rozgniewał Erydana, nie znalazł łaski u Naraicarota - znalazł służbę u jakiegoś człowieka, dla którego kradł. Na Łysej Górze i na Plastrze Kovaty, w czasie uroczystych sabatów, upojone wódką czarownice wznosiły okrzyki: ,,Condiciert alden Tatra ad Leien - roykova ad royek ov brudasnyj Aplan''!2 Jednak według relacji szpiegów z Żelaznego Zamku, wielkie pożary zniszczyły wiele pól, sadów i ogrodów, a jednocześnie nasiliły się ataki wąpierzy na ludzi. Strzygi podpalały domostwa, a czarownice warzyły trujące i wybuchowe ciecze. Nocnice i południce formowały oddziały zbrojne, a Wiły i dusiołki uśmiercały w czasie snu. Łupem mamun, zwłaszcza w Puana, padało wiele dzieci. Rozpleniły się w niespotykanej dotąd ilości smoki, leofontony, szarańcza i ksykuny. Niczym czerwone pioruny, przez stepy Orlandu przebiegały mantrykony, a za nimi galopowały Centaury z Valkanicy. Ów ostrów, zdawało się, że wypluł w kierunku północnym różne srogie hydry, Cyklopy, Harpie, Gorgony, Chimery, wielkie, kolczaste ptaki ze Stimfalos, wielogłowe psy i sfinksy, a każda osada na trasie ich marszu zostawała unicestwiona. U piaszczystych, bursztynodajnych wybrzeży Burus zawitały tratwy ze stadami trolli z Nürtu. Król Rutysław omal nie zginął zaatakowany na dziedzińcu przez brukołaka, a w sypialni królowej znaleziono cztery sysuny, które zabito. W Çatal Höyük i u wybrzeży Teutmanii widziano olbrzymy znad Aspinu i z Ultima Thule. Pogromy cywilów urządzały bandy zbójników z Montanii i chąsiebnicy z Velehradu i Wolina. Pokój?

*
- Azen štirchliś ov Tatra!3 - król wąpierzy i Locha wznieśli toast ludzką krwią z czaszki niemowlęcia.
Znali się od lat, w wielu mówiło o ich związku jako o ,,wielkiej miłości". Niegdyś urodził się w pewnej rodzinie chłopiec z otworem w plecach i ogonkiem. Został przygarnięty, ale jego wygląd budził wstręt matki i starszego rodzeństwa. ,,To strzyga - orzekła baba, będąca akuszerką - do Čortów z tym"! Ojciec pobił żonę i myślał, że obcowała z jakimś leśnym monstrum. Oboje wstydzili się syna, którego ukrywali przed sąsiadami, rozpowiadając, ze dziecko urodziło się martwe. Tak naprawdę, do szóstego roku życia, był przechowywany w komórce pod podłogą. Razu pewnego, dziecko zdybał wąpierz. Ugryzł je i zabrał ze sobą. Mały stał się wąpierzem; zniknął mu otwór w plecach i ogon. Straszydło zostało jego ojczymem. Przybrany syn otrzymał imię ,,Naraicarot" i znienawidził ludzi. W wieku dwunastu lat został paziem na dworze króla Erydana, który stał dlań wszystkim. Tam poznał Lochę. Spodobała mu się i palił przed nią kadzidło, całował jej ręce, kolana i stopy. Nazywał ją swoją perłą i zdobywał dla niej dzieci nowonarodzone, a nawet powodował poronienia, aby zaopatrzyć ją w ulubiony przysmak każdej mamuny. Locha oddawała mu się, bo bawiły ją te zaloty. On zaś nienawidził siebie i usiłował kochać ją, aby zagłuszyć w sobie wrogość do wszelkiego życia. Gdy wszedł do pewnego domostwa w poszukiwaniu krwi, został ugodzony nożem w udo, czego omal nie przypłacił śmiercią. Pozostałą mu wielka, czarna, mokra, ropiejąca i galaretowata blizna, którą starannie ukrywał. Jednak Locha widziała ją, gdy obcowali ze sobą i gdy chciał od niej odejść zrażony jej rozwiązłością, straszyła go wyjawieniem sekretu. Śmierć Erydana była dlań bolesna, a gdy Rykar uczynił go królem wąpierzy, ślubował krwawą zemstę.
Muzykanci i tancerze opuścili srebrno - platynową salę. W kryształowej czaszce ukazywały się dziwne obrazy...
- W montańskich jaskiniach zbójnicy magazynują zapasy żelaza, świeżo wydobytego w Čortlandzie - objaśniał król. - Po podboju Aplanu chciałbym zbudować ogromne miasto - całe żelazne! - na te słowa, kryształ ukazał ponury pejzaż wielkiego, szarego grodu, porośniętego wielkimi, bezkształtnymi domami, a z ziemi nie sterczała najmniejsza nawet roślinka. Miasto zdawało się być niemal bezkresne, a z brzegów rzek i jezior zniknęły piasek i roślinność. Słońce zasłaniały dymy unoszące się z pogorzelisk, a Morze Joldów zamieniło się w rynsztok, o brzegach okutych żelazem. Na każdej z replik Żelaznego Zamku widniały olbrzymie portrety Naraicarota I i Lochy.
- Za nas! - oboje wznieśli tosat krwią, a tymczasem w kryształowej czaszce ukazały się nowe obrazy...
W rodzinnej Montanii królowa Tatra zdobyła twierdzę zbójników Crinix, a jako łup wojenny przywiozła do Nistu zaczarowaną ciupagę, zabijającą na życzenie posiadacza. Deneb ostrzegł ją, ze ta broń zdobywa panowanie nad duszą i umysłem tego, kto nią walczy, co prowadzi do samobójstwa - nieszczęśnik pozbawiwszy się wszystkich bliskich, wydaje rozkaz ciupadze, aby go zabiła. Za radą Enka, Tatra spaliła zdobycz. Gęste dymy kłębiły się nad Morzem Smoły. Płynęły po nim statki środkowoazjatyckich olbrzymów, flota królestwa Tmu - Tarakan, a nawet znaleźli się bharaccy Nagowie. Mieszkańcy Puana spalili morze wraz ze wszystkimi flotyllami. Te olbrzymy, które do Kraju Stepów maszerowały przez Valkanicę, zrezygnowały z walki. Król Płanetników Ixlavok przekupił je czterdziestoma ,,jajami płomienistymi" srebra i platyny.
- Zakręt - zaklnęła Locha, a kryształowa czaszka pokazała ostatnią wizję...


*
Po ostatniej opowieści Sirraha, Antaxiena i jej rodzice zamienili się w błędne ogniki i nie zważając na prośby Tatry, by zostali w Niście, udali się na spoczynek na bagnach. Mała rusałka opowiadała przed zaśnięciem o Przeroślu - Żyrwaku, aż w postaci płomyczka zawisła z rodzicami na nocnym wietrze. Minęło kilka dni, a Antaxiena bawiła się na bagnie z małymi łoszakami. Nie było obawy, że matka je odrzuci, bo zwierzęta nie boją się topielców. Wtem zwierzątka uciekły spłoszone, a dziewczynka stała się ogieńkiem. Ujrzała jak z zarośli wynurzył się jakiś człowiek. Widać było, że zgubił drogę. Ogień stał się dzieckiem, które odezwało się do mężczyzny:
- Jeśli pan się zgubił, to pomogę opuścić to miejsce. Jestem Antaxiena, a moi rodzice są topielcami. A pan jak się nazywa? - przedstwiła się uprzejmie.
- E, e, e - ja tu tylko tak chodzę; jestem leśniczym - odpowiedział zbity z tropu.
Wtem zobaczył ognistooką postać kobiecą, która bezszelestnie zeskoczyła z konaru.
- W czym mogę panu pomóc? - zapytała matka Antaxieny.
- E, ja tylko chciałbym wrócić do chaty - odparł leśnik, po czym odwróciwszy się na pięcie odszedł.
Gdy znalazł się na miejscu, jego chata została stratowana przez żubry, a w dziurze, będącej niegdyś piwnicą, bieliły się kości zaginionych dzieci. Nikt nie podejrzewał go o tą zbrodnię, on sam zaś zwabiał dzieci do siebie, gwałcił je, zabijał i chował pod ziemią. Poczuł zimno obsydianu na szyi trzymanego ręką Kuneteja, syna Boruty, a obok na koniu siedziała Tatra. Zrozumiał. Jego zbrodnie zostały odkryte. Wbito go na pal, a przed jego zwłokami, rodzice Antaxieny zasłaniali oczy córki.



Rozdział XX

,,Na Nist, na Nist, idziemy,
my o hultajskie syny"

- niegdyś śpiewali zwolennicy uwolnionego Kościeja. Naraicarot I i Locha spędzali przed kryształową czaszką długie godziny, w przerwach popijając krew i zagryzając solonymi krasnoludkami, a nawet elfami z Nürtu. Lech III z kompanią przemierzał właśnie Bharację w swojej misji dyplomatycznej, a dzieci cierpiały pod jego nieobecność. Choroba duszy przerzuciła się na ciało i zapłonęła wysoką gorączką, do której doszły biegunka i wymioty. Tatra spędzała przy nich całe dni, lecz mimo troskliwej opieki, Sirrah nieubłaganie powtarzał tę samą prawdę: ,,Wyleczyć może je tylko powrót ojca". Sytuacja państwa, pod regencją Deneba, też nie była najlepsza. Pokonany zbójnicki dowódca Crinixu, harnaś Merda, dokonał przewrotu w Śnieżelicy i koronował się na króla Montanii. Naraicarot uśmiechnął się. Wczoraj przyjmował od niego hołd w tej samej komnacie, gdzie niegdyś Erydan rugał Kłobucha. Dziś, król Merda butnie oświadczył, że nie zdzierży, aby jego suzerenem była kobieta, bo uznaje tylko siebie i ,,bratnie królestwo Burus" i że jest gotów zabić Tatrę w pojedynku. Gdy montańscy posłowie mówili jej o tym, patrzyła posiniałymi i zaczerwienionymi oczyma jak życie opuszcza jej dzieci. Samozwaniec wyznaczył miejsce pojedynku - miało nim być wzgórze Vovel, lecz królowa nie przybyła. Merda stał na wzniesieniu uzbrojony w obsydianowy miecz i drwiąco oczekiwał walki. Lżąc królową Aplanu upijał się żętycą i kazał grać muzykom. Gdy po opiciu się ludowym, montańskim napitkiem spróbował piwa, ujrzał, że idzie ku niemu jakiś mąż.
- Królowa nie będzie się hańbić walką przeciwko tobie! - zakrzyknął przybysz - a i tobie chwały nie doda zabicie niewiasty czystszej od siebie! Spróbuj raczej ubić mężczyznę, który będzie walczył w jej imieniu! - to mówiąc wyjął własny odłam obsydianu.
Merda przyjął wyzwanie i tłumy uczestniczyły w pojedynku, okrzykami zagrzewając swych faworytów do walki. Nieznajomy walczył niezwykle sprawnie; po minucie już trzymał głowę Merdy w ręku, a ciało kopniakiem strącił do Visany. Stronnicy pokonanego byli przerażeni, tym bardziej, że zwycięzca zrzucił rynsztunek i okazał się nie mieć skóry! ,,To Rdzeniejew"! - wydarł się okrzyk. Ten pogroził Montańczykom palcem, po czym opuścił wzgórze Vovel. Szedł lasem z głową Merdy pod pachą. Zamierzał pójść do Nistu i pokazać czerep Tatrze, lecz rozmyślił się. ,,Nie warto - mówił w myślach. - Ona ma za miękkie serce" - po czym skierował się w stronę Burus, aby kontynuować misję...

*
Była księżycowa noc, a błędne płomyki unoszące się nad ogromnymi jeziorami, ustawicznie szeptały o dzisiejszych wydarzeniach; nowych, nieznanych, przerażających. Ludzie, również nie mogli zasnąć; siedzieli w domach, a przed kominkami opowiadali przerażające sagi o królu Erydanie, Świniulach, Borucie i Leśnej Matce, oraz o wielu innych sprawach. Zawsze była to niebezpieczna kraina - od początku ery jedenastej. Teraz rojowisko potwornych ryb i stolica wąpierzy przerodziła się w pandemonium. Król Naraicarot ostatni raz pocałował Lochę i uwolnił się z jej objęć. Ubrał zbroję ze skóry miejscowego karpia i przez okno obserwował na czele armii zbliżającego się wroga. W dole maszerowało wojsko Aplanu, Lynxowie, leśni ludzie, Oyowie, Orowie, Wydrzanie, wodniki, rusałki, Oxiowie, a nawet nocnice i Płanetnicy. Armię prowadził Deneb, na którym jechała Kurko, Neurów wiedli do boju Wiłkokuk i Ovov Tęczookinson, a w brzuchu Króla Węży bezpiecznie spały dzieci Tatry. W powietrzu unosiły się Tinez i Ridan, lecz Naraicarota najbardziej zdumiała jedna postać, lśniąca bielą na tle gwiazd.
- Skąd ta suka nauczyła się latać? - wąpierze nie wiedziały, że Rdzeniejew dał Tatrze pewien rodzaj błota z Britainy, które działało podobnie do maści czarownic.
Również załoga Żelaznego Zamku przedstawiała się imponująco. Tysiące wąpierzy, solidnie uzbrojonych, tak samo strzygi, ochotnicze oddziały zbójników z Montanii i chąsiebników joldyjskomorskich, stada brukołaków, sysunów, ksykunów, sfinksów, Centaurów, Gorgon, Cyklopów i trolli; hurdycje zaś sikały moczem leofontonów i wybuchowymi mieszankami czarownic.
- To moi bracia! - Kurko uniosła palec w górę, gdy po niebie przecwałowali Jeźdźcy Ognistego Pioruna.
Tatra płynęła w powietrzu z mieczem w ręku, a na trawę padały zabite przez nią wąpierze i strzygi. Obie armie starły się w nieopisanej rzezi, po obu stronach. Deneb i Wiłkokuk przedarli się do bramy. Kurko została ciężko ranna i uniósł ją w górę strzygoń. Ovov Tęczookinson nadaremno skakał wysoko, aby ją uwolnić. Tymczasem porywacz opatrzył jej rany i z pomocą towarzyszy odprowadził ją do oddziału rusałek dowodzonego przez Vegę. Przed wejściem trupy brukołaków, wąpierzy i strzyg tonęły w błocie, bo rozpadało się i deszcz lał jak z cebra. Rdzeniejew z głową Merdy zawieszoną na szyi, siedział na grzbiecie średnich rozmiarów, zielonego smoka, a przelatując nad jedną z wsi, gromkim głosem uspokajał zalęknionych chłopów:
- Nie bójcie się! Będę walczył z wąpierzami! - łopot skrzydeł umilkł i graf Anatolij znalazł się nad lasem. Jego pozbawionym powiek oczom, już ukazał się Żelazny Zamek. Zanim doń doleciał spopielił wojska trzech harnasi montańskich, a gdy wylądował na dachu strącił dwie walczące postaci. Smok nachylił się do otworu zrobionego po odwaleniu pazurami kamiennej płyty i zwymiotował ogniem. Z hurdycji już nie lała się leofontonowa uryna, a składy wybuchowych cieczy wybuchły wraz z obsługującymi je czarownicami. Tatra uśmierciła już wszystkie wąpierze i strzygi chroniące Naraicarota. Teraz dwa obsydianowe miecze oddzielały ich od siebie. Smok niosący Rdzeniejewa strącił ich w dół, lecz teraz bili się znów na dachu. Król wąpierzy zadawał jej rany; ona napierając spychała go do jednej z komnat. Miała rozdartą skórę na całej lewej ręce, gdy kucnęła na bursztynowym parapecie, a król w głębi sali szykował się do ciosu. Tatra zeskoczyła z parapetu i zwarła się z przecienikiem. Jego oczy wściekle jarzyły się, to przygasały.
- Myślałem, że zabiłaś Erydana podstępem, - mówił Naraicarot - bo jesteś za słaba, by zwyciężyć. Zadziwiasz mnie, suko, swoją siłą, ale to ja wygram! Twoją głowę wrzucę do wulkanu na Ultima Thule, a stopy utopię w Roxyzorze! - obsydianowe ostrze rozdarło czarną szatę króla, odsłaniając jego wstydliwą bliznę. - Myślisz, że jesteś wielka, bo mnie zwyciężasz?! Erydan nie był taki jak ty, suko. Za to ty będziesz jak ja!- król wypuścił miecz, przepasała go Tatra, a w komnacie ukazały się przerażające sceny.
Gwałcone kobiety i wbijane na miecze niemowlęta. Krzyk mordowanych i rzężenie umierających. Brud. Łzy. Wszy. Strach i nienawiść. Palone domy. Zatrute studnie. Rzeź ludzi i zwierząt. Kajdany, niezliczone pęta kajdanów. Rykar. - Oto wojna! - objaśnił Naraicarot. - Oboje w niej uczestniczymy. Wywołałem ją, abyś z niej nie wyszła! - wąpierz na nowo chwycił miecz, lecz tym razem został zraniony. Odskoczył w tył, wył i śmiał się. - Kobieto, puchu marny, ty wietrzna istoto! - wył z lubością i tarzał się po wilczej skórze.
- Nie zabiję cię - Tatra odrzuciła miecz - opatrzę cię!
- Po co! Lepiej zaduś mnie włosami, jak Erydana! Dziś zabiłaś wielu mych poddanych, mnie zaś chcesz ratować?!
- Nie chcę twej śmierci! - oponowała Tatra.
- A chciałaś śmierci Erydana? Ach, Locho! Przybądź tu i dobij mnie! Razem byśmy umarli! - po tych słowach wyjął spod wilczej skóry kół osinowy i na boku kaleczył się nim.
Odwrócił się do Tatry i uśmiechnął od ucha do ucha, po czym przekłuł jej pierś, aż trysnęła krew z mlekiem, on zaś na parapecie przebił się kołem na wylot i martwy spadł w ogień, w którym żołnierze palili ciała poległych obrońców. Królowa krzyknęła z bólu. Opadły ją czarne i czerwały one łapska; broniła się przed nimi oboma mieczami, lecz siły ją opuszczały, a złowrogie palce zadawały coraz większy ból; rany zostawały rozdrapane. Srebrne drzwi z hukiem opadły na podłogę i Wiłkokuk płomieniem z pyska ocalił Tatrę. Następnie Tinez i Ridan zanoisły ją w dół. Czterech aplańskich żołnierzy wzięło swą królową na nosze, ona zas wydała rozkaz spalenia Żelaznego Zamku. Napełniono go drewnem i czarodziejskimi chemikaliami, nalano smoły i nafty, nawrzucano skór, pakuł, gnoju, żywicy i brukołaczych i trollowych trupów, po czym smok niosący Rdzeniejewa plunął na to deszczem ognia. Tatra leżąc na noszach widziała kłęby dymu. Masyw twierdzy przybierał barwę najpierw czerwoną, potem białą, aż zamienił się w śmiercionośne jezioro, któremu deszcze nadały barwę szarą. Nastał ranek, gdy władczyni obudziła się przy dzieciach w żołądku Króla Węży. Było tam ciepło, jasno i przytulnie jak w pałacu w Niście; ów wąż był przecież Enkiem. Czuła się nadal źle, lecz leczniczy jad goił rany. Gdy znajdowała się z dziećmi, na łożu, przybył Rdzeniejew z tajemniczą miną.
- Oto niespodzianka z Żelaznego Zamku! - oświadczył.

1 Po pierwsze nie szkodzić
2 Zdrowie Tatrze i Lechowi - królowej i królowi bratniego Aplanu!
3 Za śmierć Tatry!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz