piątek, 10 maja 2013

Księga świata cz. I


Poczynając od dzisiejszego wpisu ponownie zabieram Czytelnika do świata królowej Tatry, prezentując fragmenty powieści ,,Tatra. Suplement cz. IV Sen'', będącej kontynuacją powieści ,,Tatra''. Powieść ta opowiada o tym wszystkim co wydarzyło się po śmierci Kościeja.


Rozdział I

Po śmierci króla Wieńczesława, życie karczmarza i jego żony zawisło na włosku. Południca cięciem miecza podzieliła władcę na cztery części; głowę z klatką piersiową i ramionami, obie ręce i resztę ciała. Śmierć jego była jak jego życie - ,,brutalna, szybka, pełna wściekłości i goryczy". Rezuni chcieli zabić małżeństwo, lecz żona objęła kark męża i oboje wylecieli pod chmury, ścigani strzałami z łuków. Powrócili do swojej gospody w okupowanym Aplanie, lecz zastali zgliszcza. Ponadto na Lesława i Urienę, bo takie były ich imiona, zapadł wyrok śmierci. Lech III i Tatra kryli się wówczas w Jaskini Hien i nie wiedzieli o całej sprawie. Ostatecznie Lesław i Uriena uzyskali azyl u Płanetników wypasających swoje owce na wyspach kosmicznego Oceanu.
Tymczasem w Orlandzie, miejsce Wieńczesława zajął Bubiec. Należał do rasy bubonów; pół - ludzi, pół - puchaczy. Miał ludzką sylwetkę, ale wyprostowany sięgał ówczesnym ludziom do piersi. Całe ciało miał pokryte brązowym, miękkim pierzem. Mógł obracać głową jak sowa na wszystkie strony, miał pomarańczowe oczy, spiczaste ,,uszy" z pierza, a jego nos przypominał zakrzywiony dziób. Miał zdatne do lotu skrzydła, a jego krótkie, tłuste kończyny przypominały ludzkie, lecz były zbrojne w szpony i opierzone. Bubony, zwane ,,bubami" żyły na ogół w lasach, polowały na drobną zwierzynę i nie wchodziły w drogę ludziom. Ten jednak rządził krwawo. Wieńczesław nie zdążył wyznaczyć swojego następcy, a drugim pretendentem do tronu był Trójrożec. Nazywał się tak żmij, bardzo dziwny, bo jego głowę zdobiły trzy spiczaste wyrostki kostne. Kiedy wymówił posłuszeństwo Bubcowi wybuchła wojna domowa. Obaj przywódcy zwrócili się o pomoc do Kościeja. Ów przybywszy do Orlandu, zabił i Bubca i Trójrożca, a najdalsze posterunki jego wojsk, jak i uchodźcy spotykali się z żółtoskórymi ludźmi z lasów Białopola; granica bowiem stanęła na Roxyzorze. U szczytu potęgi Kościeja, wypowiedzieli mu wojnę król Księżyca Ixovodrav i jego azylant, król Opplan. Aby zapobiec kolejnej masakrze, królowa Tatra udała się nad Moltavę, gdzie na oczach Kościeja torturował ją potwór Grabiuk. Poświęcenie Tatry odebrało złemu władcy nieśmiertelność i umarł zadławiwszy się rybią ością. Tymczasem przybył Lech III i zabił Grabiuka, zaś Tatrę uzdrowił wąż Abajow.
Na tronie Orlandu zasiadł jego były namiestnik Rutysław. Mimo swej przeszłości nie był złym człowiekiem, przeciwnie, zrobił wiele dla swojego kraju. Zawarł pokój z Lechem III i odwiedził Nist. Od uwolnienia Kościeja do jego śmierci, było wielu Orów, którzy ratowali prześladowanych Aplańczyków, leśnych ludzi i inne stworzenia. Schronienia udzielali im często we własnych chatach, nieraz płacąc za to życiem. Wieńczesław, bowiem nakazywał, aby orscy członkowie rodzin mieszanych zabijali swych aplańskich bliskich. Teraz nad Tinerpą odbyła się uroczystość ku czci tych co obronili dobre imię Orlandu i człowieka. Po upadku Kościejowego imperium i nastaniu pokoju wzrosła liczba ludności Orlandu. Choć wieść niosła, że za Roxyzorem jest koniec świata, król Rutysław postanowił wysłać tam ekspedycję badawczo - kolonizacyjną. Myślał, że jeśli łono Mokoszy (Ziemia) jest większe niż w popularnych wyobrażeniach, uda się założyć orskie kolonie w Krainie Białych Pól, uzyskawszy być może zgodę króla żółtych ludzi z lasów. W zamiarze utwierdziło go to, że przecież w erze siódmej Lynxowie znali te ziemie i były one zwykłą częścią ich państwa. Węże, które zniszczyły państwo Neurów spadły z Kosmosu na ziemie wschodnie i wypełzając stamtąd, zniszczyły planetę. Poza tym królowe rusałek takie jak Mari, Mordva, Tuva i Udmuria miały swoje stolice właśnie za Roxyzorem, tak samo królowe Kura i Araxia, oraz Bharatiena. Tam też mają się znajdować ich groby. Kiedy w erze dziesiątej ludzie podzielili się na trzy odmiany, ci o żółtej skórze osiedlili się za Roxyzorem. A nawet odwołując się do wydarzeń najnowszych; wszak w Niście król Rutysław chciwie słuchał o niedźwiedziu białym; Igorze Lorenzkraffcie. Przecież ten pochodził właśnie z Białopola!
W przeciwieństwie do swoich następców z ery trzynastej, Rutysław nie chciał zniewalać białopolskich autochtonów, jeśli takowi istnieli. Pragnął pokojowego współżycia kolonistów z tubylcami.
Choć niewielu było chętnych, ostatecznie królowi udało się skompletować wyprawę złożoną z trzydziestu mężczyzn i dziesięciu kobiet z dziećmi. W większości byli to Orowie, choć zabrano też sześciu ludzi z Aplanu (trzy kobiety i trzech mężczyzn), jednego Oya i pięciu mieszkańców kraju Nürt (dwie kobiety i trzech mężczyzn). Zabrano też uzbrojonych w dziryty wodnika i Lynxa. Część wyprawy stanowili ochotnicy, część uwolnieni więźniowie skazani na karę śmierci, a część kombatanci, którzy mieli być nagrodzeni ziemią.
Podróżni pożegnali się z królem w grodzie Oska i ruszyli na Wschód. Kraj, który przemierzali był coraz dzikszy, aż na zupełnym odludziu stanęłi nad Roxyzorem. Tu wybudowali prymitywna osadę, a ci co przeżyli trudy wędrówki zabrali się do budowy mostu. Żyli z łowiectwa, bartnictwa, rybołóstwa i zbieractwa, a także prowadzili handel z leśnymi plemionami, a także z uchodźcami z czasów niepokoju. Oprócz rozbicia szwadronu królewskiego, nie wiedzącego o śmierci Wieńczesława, koloniści nie walczyli z ludźmi. Autochtoni nauczyli ich hodowli bydła (bowiem wyprawa nie była zaopatrzona na ,,koniec świata"!) i koni, oraz produkcji kumysu.
Pewnego razu na azjatyckim brzegu Roxyzoru, młody Or imieniem Ucław zobaczył piękne, duże zwierzę. Był to kot, większy od wilka, jak i od samego Ucława. Był potężnie zbudowany, z pyska wystawały mu kły, niczym u bestii z Ojcowa. Barwy był ognia, oznaczony czarnymi pręgami. Szedł spokojnie do wodopoju, polaną na skraju tajgi. Odwrócił się i popatrzył w stronę znieruchomiałego człowieka, po czym spokojnie zajął się swoimi sprawami. Serce Ucława waliło jak młot.
-A więc to jest ,,lew pręgowany", o którym nieraz słyszałem - myślał. - Do grzyba pana! Żółci ludzie mówią, że mieszka tu więcej takich, a oni sami są poddanymi państwa Tygrys; wodzowie białopolscy są lennikami jakiegoś zwierzaka. Mówią też, że nie wolno ich zabijać, bo ,,lwy pręgowane", nazwę je krócej - ,,tygrysy'' - są mściwe i mogą straszne rzeczy zrobić. Mnie może się jednak udać. W imię czego miałbym zrezygnować z takiej skóry? - tygrys, albo ,,lew pręgowany" gasił pragnienie, a Ucława paliła chciwość.
Zwierz chłeptał wodę, a Or napiął łuk. Strzała wyleciała i trafiła tygrysa w kark. Zerwał się z rykiem, lecz następny strzał był celny. Ucław dysząc podbiegł do jeszcze ciepłego kota i opanowując drżenie rąk zdjął zeń skórę. Kiedy na moście ukazał się wodnik, biciem w kocioł wzywający na biad, skóra została zrolowana i zabrana do osady.
Koloniści jedli pieczonego jesiotra z czarnym kawiorem, zapijając kumysem z miodem i jagodami. Skóra leżała na posłaniu Ucława, schowana w pościeli. Dzień zleciał spokojnie, a nocą myśliwy wtulił się w swoją zdobycz. Mieszkał w drewnianej chacie, dzielonej z Oyem i swoim ojcem. Na warcie stali Lynx z wodnikiem, a do symfonii sów, wilków i lelków kozodojów dochodziło chrapanie ludzi. Tylko jeden nie mógł zasnąć. Tygrysia skóra szczerzyła nań zęby, a przypominając sobie przedśmiertny ryk jej właściciela, miotał się jak w konwulsji. Trawa czerwieniła się od krwi, a zębata paszcza rozwierała się niczym czeluść. W stronę rannego ,,lwa pręgowanego" poleciała druga strzała, a kot umierając wydobył z siebie skargę na okrucieństwo człowieka. ,,To tylko sen..." - uspokajał się Or i przewracał z boku na bok. Otworzył oczy i spojrzał na sufit, po którym biegały podobne do pająków chlobęby. Była północ. ,,To tylko sen" - mruczał zagłuszając odległe porykiwanie. Tymczasem...

*

-Dotychczas najgroźniejszymi zwierzetami jakie spotkaliśmy były rysie i wilki - mówił wodnik do Lynxa - ciekawe jakie mogą wydawać takie odgłosy?
-Zapomniałeś o niedźwiedziach - ziewnął przeciągle człowiek z rysią głową.
Gdy tak rozmawiali, w krzakach błyszczały dziesiątki oczu, lecz obaj strażnicy zwracali na nie nie większą uwagę niż na świetliki. Gąszcz zaszeleścił i coś lekko wskoczyło na wodnika przewracając go. Chlusnęła niebieska krew i rozległ się trzask łamanych kości.
-Gore! - wykrzyknął rysiooki Lynx i skierował dziryt w stronę ogromnej bestii.
Do niebieskiej kałuży spadły wnet krople czerwone, a ,,lew pręgowany" cofnął się z rykiem. Kark Lynxa został przebity na wylot dwoma kłami. Dziryt wypadł z ręki, pozostając wbity w łapę zwierza, a z trzymającego została mokra plama. Ludzie wybiegli na zewnątrz. Drewniany most na Roxyzorze płonął jak pochodnia, a całą osadę o nazwie Oska Navłaya (Nowa Oska) otoczyło stado ,,lwów pręgowanych". Niektóre z nich nosiły łuskowe pancerze, trzymały w łapach miecze i żagwie, wszystkie były wściekłe. Największy z nich, noszący koronę z ogromnym krwawnikiem i szafirem o dziwnym kształcie, trzymał za chochołę naczelnika wioski, niejakiego Lubomyra Tinerpianowa.
-Jestem namiestnikiem Krainy Białych Pól - ryczał - reprezentuję króla Bengalę i królową Anej Arztein!
-Nie wiedziałem, że lwy pręgowane istnieją, a do tego mówią! - wykrzyknął Lubomyr.
-Kraina Białych Pól jest prowincją państwa Tygrys - mówił dziki kot - a moje imię Igaj.
-Lubomyr Tinerpianow - przedstawił się wódz kolonistów. - Co was tu sprowadza?
-Dziś rano jeden z was zabił mojego brata, którego kochałem - mówił Igaj - dziś on, jutro następny z nas. Jeśli chcecie pokoju, wydajcie nam mordercę! - wokół rozległy się ryki.
-Ależ lwie pręgowany, Igaju przesławny! - zaoponował Tinerpianow. - To niemożliwe! Żółci ludzie wszak przestrzegali nas, abyśmy was nie zabijali! - w oczach Igaja zapalił się gniew.
Tygrysy warczały, a ludzie stali nieruchomo z napiętymi łukami. Bydło i konie kotłowały się w zagrodach, a dzieci tuliły się do matek.
-Śmierć europejskim najeźdźcom! - ryknął i zatopił kły w piersi naczelnika wioski.
Wówczas posypały się nań strzały, a tygrysy rzuciły się na ludzi. Most na Roxyzorze spłonął, a nurt rzeczny porwał popioły. Teraz płomień ogarniał chaty. Wojsko Igaja przełamało opór łuczników i wdarło się do domostw. Rozegrały się dantejskie sceny; zwłoki mężczyzn, kobiet i dzieci w każdym wieku były zmasakrowane i nadjedzone, a jeszcze częściej zwęglone. Odziane w pancerze tygrysy brały w zęby ciała bydła i koni i układały z nich ucztę na azjatyckim brzegu rzeki. Igaj jednym skokiem powalił pomnik wyrzeźbiony z drewna lipowego przedstawiający Swaroga (w Orlandzie zwanego ,,Dadźbogiem"), a potem obalił rzeźbę Leszego - Boruty. Ciosem kościanej szabli zniszczył podobizny Rgła, Chorsa i Welesa, a także Leśnej Matki i Matki Mokrej Ziemi, jak Orowie nazywali Mokoszę. Dwóch Aplańczyków i jedną Aplankę upieczono nad wyobrażającym Ageja ogniskiem.
Razem z tygrysami zemstę wymierzały też inne leśne zwierzęta. Ogromny tur rozniósł na rogach magaqzyn żywności i był biały od rozlanego kumysu. Nadciągnęły też wilki. Zagłada Oski Navłai była zupełna. Jedna tylko aplańska dziewczynka została uratowana przez Panie Białopolskie, nad którymi tygrysy nie miały władzy. Jest teraz pewnie nieśmiertelną, szczupłą, niebieskooką blondynką o trupio bladej cerze, ubiera się na czerwono i przynosi nieszczęcie autochtonom.
Ucław, jak tylko dowiedział się o ataku założył na siebie pręgowaną skórę i uciekł ile sił w nogach. Pędził jak wicher, potykając się o kamienie i wystające korzenie, lecz wstawał i gnał dalej. Za nim gorzała łuna osady. Gnał i nie myślał absolutnie o niczym. Igaj spostrzegł, że w Osce Navłai nie ma zabójcy jego brata. Wysłał pościg i sam ruszył na zachód. Nad ranem goniły go odziane w pancerze i uzbrojone w kiścienie wilki, a potężny, białopolski niedźwiedź wymachiwał rohatyną - w całości ze złota - i ryczał:
-Hańba Europie! Hańba mordercom! - Ucław musiał kluczyć, aby zmylić pogoń.
Błąkał się w dziewiczym orskim lesie. Przeczesywał trawy, a złapane jaszczurki zjadał na surowo. Raz trafił mu się ranny zając, którego zjadł. Bał się śmiertelnie. Był wyczerpany. ,,To ja do tego doprowadziłem" - płacząc myślał o wymordowaniu towarzyszy wędrówki, o śmierci ojca oraz siostry co została matką. Jednak widok pięknej skóry skłaniał go do usprawiedliwiania się. ,,Skąd mogłem wiedzieć, że one są takie złe"? Błąkał się dalej, tracąc rachubę czasu, aż w oddali ujrzał dymy. ,,Muszę uciekać! Te potwory, aż tu dotarły i spaliły kolejną wioskę". Jednak coś mu zaświtało w głowie. ,,Pamiętam! Przecież to osada smolarzy, w której zatrzymaliśmy się przed dotarciem nad Roxyzor"! Uszczęśliwiony wszedł do osady, a jego tygrysia skóra budziłą powszechną ciekawość.
-To dar dla króla! - mówił Ucław obserwującym go podejrzliwie dzieciom.
W osadzie znalazła się rodzina, która dała mu schronienie. Tam odpoczął i opowiedział o swojej przygodzie i o tragicznym losie kolonii. Przestrzegł też, że za Roxyzorem znajduje się państwo Tygrys, zamieszkane przez ,,lwy pręgowane" gotowe do ataku na Europę. Smolarze dali mu oswojonego łosia, a Ucław z żalem zmusił się do oddania tygrysiej skóry w dowód wdzięczności. Pognał swojego łosia na zachód, do grodu Oska, gdzie przebywał król Rutysław...



Rozdział II

,,Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę" - przysłowie

Krwawa pamięć po Wieńczesławie, Bubcu, Trójrożcu i Kościeju blakła nieubłaganie. Orland coraz bardziej zabliźniał rany po ich rządach. Teraz thema regium rozmów na rynkach, w domach i na dworze było zagadnienie: co jest na końcu świata? Czego można się spodziewać za Roxyzorem? Jak wygląda półlegendarna Kraina Białych Pól? Podobno stamtąd pochodził lennik Kościeja; taki biały niedźwiedź Igor Lorenzkrafft, co niedawno tłumił przedostatnie powstanie aplańskie. A może to właśnie tam mieszkają umarli? Albo Agej z Enkami? Fantazjom i dociekaniom nie było końca. Tymczasem kiedy król Rutysław przebywał w bani, Ucław wjechał do Oski na łosiu. Zatrzymał się na rynku i krzyczał:
-Biada Europie! Biada Orom! - wokół niego gromadził się tłum. - Jestem Ucław, syn Sławomira z Oski Navłai! Niedawno całą naszą kolonię zniszczyły ,,lwy pręgowane"! - te słowa wywołały skrajne reakcje. Jedni byli przerażeni perspektywą nowej wojny, inni przyjmowali to obojętnie, jeszcze inni rzucali w Ucława ogryzkami jabłek i wyśmiewali go.
Sam Rutysław opuścił saunę, aby posłuchać dziwaka i jego fantasmagorii o Białopolu. Kiedy przybył na targowisko, Ucław na jego widok zeskoczył z łosia i upadwszy na twarz oddał mu pokłon.
-Królu... - mówił pospiesznie - Europa znów będzie krwawić! I Orland będzie krwawić! - stał na baczność czerwony jak burak.
-Chłopcze - uspokajał go król położeniem ręki na ramieniu - jesteś roztrzęsiony. Chodź do pałacu, umyj się, najedz, napij, potem wszystko opowiesz. Jestem ciekawy wieści z Azji, ale gdzie pośpiech tam nie usmiech... - łoś oddalił się z miasta, a Ucław poszedł z królem.
-Będzie krwawić tak jak za Wieńczesława II Czerwono - Czarnego, tak jak za Bubca, Trójrożca! Kościej wcielił się w zwierzę, lwa pręgowanego z Białopolski! - tak perorując i machając nerwowo rękoma doszedł do siedziby królewskiej.
Ucław został zaprowadzony do sauny, a następnie dostał nową, lnianą odzież. Dano mu dziczyznę, owoce i piwo, a także chleb i ser. Gdy się najadł i chciał opowiadać, powieki odmówiły mu posłuszeństwa i zasnął przed tronem snem sprawiedliwego.

*

Przespał resztę dnia i noc, a gdy się obudził był spokojny, choć przygnębiony.
-Założyliśmy osadę Oska Navłaya i zaprzyjaźniliśmy się z żółtymi ludźmi z lasów - zbieg opowiadał przy śniadaniu. -Wszystko było dobrze, gdy zobaczyłem ,,lwa pręgowanego". One same nazywają siebie ,,Tygrys" i pozwól panie, że w dalszej rozmowie będę je nazywał ,,tygrysami''. Miał ładne futro, więc ubiłem go z łuku, aby je mieć. Jednak one w nocy zniszczyły kolonię. Uciekłem i byłem goniony. Wnioskuję, że te ogromne bestie zaatakują nasz kontynent, a Orland będzie pierwszym zniszczonym krajem - dodał po chwili.
Rutysław słuchał w zamyśleniu, a Ucław spostrzegł, że król głaszcze ogromnego, białego basiora o niebieskich oczach. Młodzieniec zerwał się z krzesła, gdy ślepia rozbłysły silnym światłem.
-Nie bój się - rzekł basior - jestem Ovov Tęczookinson, brat Wiłkokuka z Burus. Ongiś wyprowadziłem Tatrę, dzisiejszą królową Aplanu i Montanii z Kościejowego więzienia. Słyszałem o tobie i muszę ci powiedzieć, że jeszcze wiele wycierpisz przez nienawiść. Mój brat służy królowej Betel - Gausse, co ma zamek na dnie jeziora Mamir w Burus, ale jeśli chcesz, azylu udzieli ci Leszy w Rokitnickim Siole. Wybieraj!
Ucław zamyślił się. ,,Tak mu się to spodobało, że zrobił to po raz drugi" - niczym w żarcie o Schtirlizu. A czas leciał. ,,Bo ja wiem - myślał - uciekać każdy umie, a gdybym zabijał tygrysy zdobyłbym sławę bohaterską".
- Drogi Ovovie! - przerwał zniecierpliwiony Rutysław - Myślę, że tego chłopaka trzeba zabrać do Rokitnickiego Sioła, aby jak ucieknie, moje patrole mogły go złapać. To dobry chłopak, ale widzę, że coś kombinuje nieodpowiedzialnego - Ucław naburmuszony usiadł na basiorze.
- Wiesz, Rutysławie - zagadnął na odchodnym Ovov - byłem już w Białopolu i znam ,,lwy pręgowane". Wbrew pozorom nie są złe. Wygląda mi to raczej na wendetę niż prawdziwą wojnę. Żegnaj! - wilk oblizał twarz króla jęzorem, po czym pognał na tereny obecnej Białorusi, ku siedzibie Boruty i Leśnej Matki.
Król był jednak niespokojny. Rozesłał wici na najdalsze kręgi kontynentu i poraził go strachem przed tygrysami. Na miejsce międzyplemiennej narady wybrano Velehrad. W miejscu dzisiejszego Parku Kasprowicza, pod gołym niebem i wśród zieleni odbyła się Rada Królów Europy...



Rozdział III

- Oj, tygrys to by wątrobę wygryzł! - mówił laskoński błazen, po zakończeniu
pierwszej sesji obrad Rady Królów Europy.
Rutysław tego dnia przemawiał na środku Jeziora Rusałek (albo Jeziora Kovaty), siedząc na zaczarowanym, złotym tronie miejscowej królowej - brzeginki. Nie wierzył w uspokajające zapewnnienia Ovova Tęczookinsona i uznał, że Europa faktycznie jest w niebezpieczeństwie. Przed wyjazdem do Velehradu nakazał aby nadworny malarz, na wielkim płacie brzozowej kory wymalował tygrysa, na podstawie relacji Ucława. Teraz pokazywał ów malunek zgromadzonym monarchom. Wśród nich był Lech III, na którego w Niście czekała Tatra z sześciorgiem dzieci. Były to Mieczysław, Anej Tabiena, Burus, Anej Mari, Przerośl - Żyrwak i Anej Afaraka, urodzone w ojcowskiej Jaskini Hien podczas ostatniej tułaczki. Od tego wydarzenia mijał już siódmy rok.
Przechadzając się wśród velehradzkiej zieleni, Lech III spotkał dawno niewidzianego przyjaciela. Zza świerczka wychynął młody mężczyzna o foczej głowie.
-To ty, Kellu Simi - Abö! - król rozpoznał w nim syna Kellu Symura, który niegdyś wraz z synem i Rdzeniejewem przyprowadził Przerośla do Nistu.
-Cześć, Lechu! - odparł poufale Ox, wnet jednak na znak szacunku skłonił się i dotknął czarnym wilgotnym nosem kolana króla.
-Nie płaszcz się - rzekł Lech, mimo, że pokłon oznaczał cześć nie tylko dla jego osoby. - Opowiadaj co się stało z twoim ojcem Kellu Symurem.
-Smętno mi - pokręcił głową Simi - Abö - mój ojciec zginął na ostatniej wojnie zabity przez księcia Tarasa.
-Rozumiem - ściszył głos Lech III i zapadła chwila ciszy.
Ongiś gdy za radą Evoliusza, król rozpętał wojnę przeciw Kościejowi, obaj Oxiowie przyjechali do Aplanu, aby go bronić. Ujrzeli okrucieństwo o jakim im się wcześniej nawet nie śniło. Gdy przedzierali się przez las pali, wyrosły na glebie znękanej pożogą, wypatrzył ich książę Taras Długa Kita i własnoręcznie uśmiercił Kellu Symura. Simi - Abö wywijał obsydianowym mieczem, aż do jego złamania, po czym dostał się do niewoli. Taras kazał go obedrzeć ze skóry na własnych oczach, choć prawdę mówiąc, jego oczodoły były puste. Oprócz Oxia w rezuńskiej niewoli było paru leśnych ludzi, odzianych w zielone płaszcze. Wśród nich był siwobrody starzec chodzący o lasce i gdy rezun miał zabić Kellu Simi - Abö'ego zaproponował, aby uciekał, a on zginie za niego. Syn Symura choć bał się bólu i śmierci odmówił. Tymczasem książę Taras rozkazał stracić ich obu jednocześnie. Podprowadzona więc leśnego starca i młodego Oxia. Rezun miał już obu torturować, gdy widok srtarca coś mu przypomniał. Był to jego ojciec. Kat nagle rozciął więzy jeńcom i kazał uciekać. Gdy książę powstał z tronu, pałając gniewem, rezun rzucił rzucił weń sztyletem przebijając dłoń. Taras Długa Kita wydał gniewny wrzask i rozpłynął się w płomieniach. Zabiła go dopiero południca Uriena. Leśni ludzie rozproszyli się wśród pali, ucieczką salwowali się też rezun, jego ojciec i Kellu Simi - Abö. Błąkając się musieli jeść korę i łyko z pali, a nawet chwytać żywiące się wiszącymi nań trupami wrony i kruki. Miał miejsce nawet kanibalizm... Po miesiącu tułaczki natrafili na oddział dowodzony przez Igora Lorenzkraffta, który wyciął leśnych ludzi w pień i wbił na pal ostatnich potomków Wałšana. Kellu Simi - Abö znów dostał się do niewoli i został przywieziony do Presnaulandu. Został niewolnikiem w dygnitarskiej rodzinie mającej biały pałac u wybrzeży dzisiejszej Holandii. Gdy nocą ze złotym łańcuchem na szyi błąkał się po plaży i płakał, dzieci jego pana odwiązały go. Następnie zobaczył wielką trójgłową fokę. Ta schyliła środkowy łeb, a nasz bohater wsiadł nań i został zawieziony do Oxlandu. Nie bał się, bo wiedział, że była to Ceta - foka Juraty; matki i królowej Morza Joldów.
To były przykre przeżycia. Ox otrząsnął się jak z wody i usłyszał pytanie.
-Co was sprowadza do Velehradu? - zadał je Lech III.
-Mam już dwadzieścia pięć lat i mogę rządzić w swoim szczepie - odparł Kellu - ale nie czuję się na to dojrzały. Chciałbym podróżować i gromadzić wiedzę o świecie, być takim jak Przerośl...
-Moja żona mówi, że trzeba być sobą - zaoponował król.
-Być może, - rzekł Kellu - ale i tak nie czuję się gotów grzebać w polityce. Władzę oddałem swojemu kuzynowi Čudanowi. A ty, dlaczego jesteś w Velehradzie?
-Wiesz, Kellu - odparł Lech III - król Rutysław zwołał międzyplemienną naradę. Ma być podobno nowa wojna - tym razem z ,,lwami pręgowanymi" z Białopola.
Obu przyjaciół przeszło się po mieście. Na targowisku Orkoseum (po polsku: Turzyn) widzieli myśliwych prezentujących wielkie, turze czaszki, a także Teutmana z oswojonymi gryfami. Jeden był czerwony, inny czarny, był szary ,,gryf Chytreygi", biały, brązowy, czarny z białą głową i rudy białogłowy. Wszystkie były piękne i łagodne. ,,Tatra, by chyba chciała wszystkie hodować" - zamyślił się Lech III. Nastepnie razem z Kellu Simi - Abö'em wstąpił do małej austerii ,,Pod Cetą" serwującej dania rybne, podstawę wyżywienia Oxiów. Kellu zamówił pasztecik z gastrolitami, a Lech III - węgorza. Cała obsługa miała focze głowy. Następnie król pokazał przybyszowi chram Welesa. Stamtąd poszli oglądać zachód Słońca nad Odirną. Zdążyli już zapomnieć o celu przybycia, gdy ujrzeli ognik. Przybrał postać rusałki i przemówił.
-Król Rutysław serdecznie i pokornie prosi swego brata Lecha III, o przybycie nad jezioro w celu wzięcia udziału w sesji wieczornej - brzeginka klęcząc na jedno kolano czekała na odpowiedź. Lech westchnął.
-Pójdę - topielica znów stałą się płomykiem i odleciała, a Kellu Simi - Abö poszedł za królem.
Rutysław znów siedział na tronie na środku jeziora, a dwóch wodników po jego bokach trzymało pochodnie. Zapalono ognisko, co dla wielu królów stało się okazją aby rozmawiać, pić piwo i piec kiełbaski, aż zrobił się zator. Doszło niestety do bijatyki i wyzwisk. Byli to monarchowie Europy, a zachowywali się jak współcześni pseudokibice.
-Proszę o spokój - bezradnie prosił Rutysław.
Kellu Simi - Abö wspominał swego kuzyna Čudana, a gdy oczyma wyobraźni ujrzał jego foczy łeb zagadnął go w myślach:
-Uciekałem od polityki, a polityka za mną! - śmiał się serdecznie, podczas gdy Rutysław tracił cierpliwość.
-Zilende kudelinieren!1 - na ten krzyk z jeziora wyszedł wodnik i chlusnął wodą z dzbana na ognisko. Królowie byli skonfundowani.
-Przepraszam z całego serca, że mi nerwy puściły... - tłumaczył się.
-Nerwy to niech ci Rgieł ukisi, a my kończmy swą robotę - zażartował król Oylandu.
Teraz znów było poważnie i do północy toczyły się ważne narady.

*
Rada Królów Europy obradowała bazowocnie jeszcze dwa następne dni. W końcu przyniesiono wielki worek z jasnymi i ciemnymi kamieniami, aby ustalić, kto pojedzie za Roxyzor w misji dyplomatycznej. Kto wylosował jasny otrzymywał misję, a kto wylosował ciemny zostawał w swoim państwie. Ustalono, że pojadą - Lech III, Rutysław (zapowiedział, że wyśle swojego syna Rutego) i ... Kellu Simi Abö. Ten bowiem cichaczem wkręcił się do losowania. Obrady zostały zakończone, a ci co wylosowali misję, powrócili do Nistu.



Rozdział IV

Tego dnia Tatrę i jej dzieci trapił smutek. Nad ranem wrócił Lech III z Rutysławem i dawno nie widzianym Kellu Simi - Abö'em. Radość z powrotu nie trwała długo. Po obiedzie padły słowa:
-Wybacz, znów się rozstaniemy; będę posłem, a moja misja za Roxyzorem - mówił Lech - ale będę o Was pamiętał - zapewniał.
-Dlaczego musisz nas opuścić? - zaniepokoiła się Tatra.
-Europie znów grozi wojna, tym razem z ,,lwami pręgowanymi" z Białopola.
-A dlaczego miałaby to być wojna z Białopolem, a nie z Tassilią? - spytała Tatra.
-Niejaki Ucław mieszkający teraz w Rokitnikim Siole zabił lwa w paski, jak on to mówił ,,tygrysa", a te zniszczyły osadę. Ucław uciekł i ostrzegł króla Rutysława o niebezpieczeństwie wojny. W Velehradzie wylosowałem udział w misji - opowiadał król Aplanu - ty jesteś na tyle dzielna, że mogłabyś ze mną jechać, ale dzieci - nie. Poza tym ktoś musi rządzić państwem, a tobie ufam najbardziej.
-Będziemy tęsknić... - królowa się zasępiła.
-Jeśli mogę coś powiedzieć - odezwał się nagle Kellu Simi - Abö - w Velehradzie rozmawiałem z czarnym koniem Welesa po końsku (!) i powiedział, że jeśli Lech III pojedzie do Azji to wróci żywy, a zwierzęcy Enkowie z Burus zaopiekują się wami tak, żę będziecie regularnie znać szczegóły wyprawy i nawet uczestniczyć w niej...
Lech ucałował Tatrę i kolejno żegnał się z każdym dzieckiem. Następnie wygłosił pożegnalne przemówienie do ludu Nistu i konno opuścił stolicę. Razem z nim na wschód skierowali się Rutysław i Kellu Simi - Abö. Ten ostatni po razmowie ze światynnym koniem był największym optymistą, aczkolwiek nie tłumaczył dlaczego. Gdy zniknęli za horyzontem i rogatkami miasta, Tatra zabrała ze sobą dzieci do lasu.
-Mamusiu, opowiadaj jak po raz pierwszy byłaś w Burus! - prosiła Anej Mari.
-Wsród błękitnych przestworzy lecieli dwaj królowie ptaków. Orzeł o białych piórach nazywał się Tinez i obok niego leciał czarny jak wrona orzeł Ridan - Tatra usiadła pod drzewem i opowiadała. - Orły patrzyły na ośnieżone pole, a gdy Tinez odgonił kruki, wrony i sroki, ujrzał mnię zamarzniętą i ludzkim głosem powiadomił Ridana. Byłam wówczas nieprzytomna; w mojej głowie kotłował się Kościej, przybycie do Burus, trójgłowy, niebieski szczur z Oska, ,,lwy pręgowane", ognisko. Tymczasem przybył wielki, biały ryś Deneb i zaniósł mnie do chaty Kurki.
-Mamo, a ja właśnie widzę tego Deneba - przerwał Przerośl - Żyrwak i wskazał ręką w krzaki.
Istotnie, wyszło z nich ogromne zwierzę. Był to muskularny, puszysty kot, wielki jak niedźwiedź. Miał szczątkowy ogon, czarne, sztywne włosy na czubkach uszu i bokobrody. Był biały w czarne cętki, miał niebieskie oczy, a w dodatku nosił koronę z płomieni. Na jego widok, Tatra powstała i podeszła, a on skokiem powalił ją na trawę. Lizał jej twarz różowym językiem, a ona śmiejąc się, targała mu kudły. Dzieci nie bały się i poczęły go głaskać. Wtem ryś wstał i odezwał się:
-Ovov mi mówił, że twój mąż udał się do Krainy Białych Pól paktować z Tygrysem - przemówił Deneb. - Jeśli chcesz, mogę się zaopiekować tobą i dziećmi, do czasu aż wróci. Oczywiście nie mogę go zastąpić, ale - przerwał na chwilę - nawet w Aplanie będziesz w niebezpieczeństwie.
-Dlaczego? - spytała Tatra.
-Jeszcze pod koniec życia Kościeja, Rykar mianował nowego króla wąpierzy w Burus. Nazywa się Naraicarot I; nienawidzi tej co zabiła Erydana i już jest bliski odkrycia faktu, że zrobiłaś to ty. Na sabacie w Alpenlandzie mówił: ,,Gdybym ją znał, to bym rozwlókł jej ciało do ostatniej fibry po całym kontynencie"! - mówił Deneb. - A wy? - zwrócił się do dzieci. - Jest takie przysłowie: ,,Ryś jako pies nie będzie służyć". A ja jestem rysiem, a mimo to chciałbym mieszkać z wami; czy zgadzacie się?
-Taaaaaak! - krzyknęły dzieci, choć Anej Tabiena szepnęła mu do kosmatego ucha:
-Pan coś ukrywa! - minął miesiąc.

*

Zapadł już wieczór i zbliżała się pora snu. Deneb kazał jednak wszystkim podejść do okna. Po chwili rozległ się pisk i matka z dziećmi i Enkiem ujrzała nietoperza. Był to borowiec wielki z niebieskim ognikiem nad głową. Legł na parapecie i rzekł.
-Nazywam się Sirrah i jestem Enkiem z Burus.
-Nie wiedziałem, że nietoperze mówią - szepnął Mieczysław.
-Znam wasze imiona i znam wędrówkę Lecha; będę wam codziennie wieczorem opowiadał - Tatra z radości ucałowała go w puchaty pyszczek. - Gdy przybyłaś do Burus po raka Estinusa nie spotkałem cię, bo była zima i spałem, ale potem inni Enkowie opowiedzieli mi o tobie. Zapewne chcesz abym dzisiaj opowiedział co widziałem? - mówił borowiec.
-Oczywiście - odrzekła uradowana królowa.
-A więc; Lech III, Rutysław i Kellu Simi - Abö opuścili Aplan i bez szczególnych przygód zagłębili się w Orland. Szli przez lasy i bagna; Boruta (Leszy) i Leśna Matka pozwolili im zobaczyć jak się miewa Ucław w Rokitnickim Siole. Pani lasów opiekuje się nim jak rodzonym synem, czarny lew Polesza jest mu wierny jak pies, ale on coś knuje i nie jest szczęśliwy w Trzcinowym Pałacyku. A oni pojechali do Oska i tam zostali Rutysław. Zamiast niego pojechał jego syn; książę Ruty. Już w Velehradzie król Orów marzył o takiej zamianie. Lech, Ruty i Kellu ruszyli w drogę, dzień popasali w osadzie smolarzy, a gdy ją opuścili... Spotkali tak zwaną ,,panią białopolską" - piękną kobietę w czerwonej sukni, która na ich widok zawołała: ,,Będziecie mieli owocowe buty"! - a potem szlus w knieje. Oxa to zaciekawiło i pobiegł za nią, aby prosić o tłumaczenie. Kellu biegł po jej śladach, aż natrafił na rosłego niedźwiedzia uzbrojonego w złotą rohatynę. Towarzyszyły mu wilki w łuskowych pancerzach. Niedźwiedź był nieufny i nie wierzył Lechowi i Rutemu, że mają misję i na potwierdzenie ich wysokiego urodzenia kazał im fikać kozły; zapomniałem powiedzieć, że panie białopolskie są złe i przynoszą nieszczęście. Gdy z posłów wyszły już siódme poty, niedźwiedź uwierzył im i zaprowadził nad Roxyzor. Ujrzeli tam zgliszcza osady o nazwie Oska Navłaja.
-,,To była kara dla morderców" - tłumaczył niedźwiedź, a ponieważ most na Roxyzorze był spalony, przewiózł Lecha III i Rutego na swoim grzbiecie. Kellu Simi - Abö jako Ox szalenie lubił wodę (zwłaszcza morską) więc przepłynął przepłynął rzekę kraulem, a na końcu przeprawiły się wilki unosząc kiścienie przymocowane do grzbietów. Jak już się znaleźli w Azji, nad leśnym jeziorkiem ujrzeli marmurowy pomnik. Przedstawiał on, jeśli można tak powiedzieć - ,,tygrysa" (będę używał tej nazwy bo jest poręczniejsza niż ,,lew pręgowany") ranionego dwiema strzałami. Posąg stał na okręgu wypalonej ziemi, a wokół były złożone cztery ludzkie czaszki.
-,,Tu jest miejsce śmierci i pochówku brata naszego namiestnika tygrysa Igaja" - tłumaczył niedźwiedź, a Ruty podszedł i ukląkł, publicznie przepraszajc wszystkie tygrysy za to morderstwo. Następnie razem z Lechem III i Simi - Abö'em nazrywał kwiatów, które położył pod stopy marmurowego tygrysa. Wzbudziło to uznanie eskorty, a gdy weszli nieco w dziewiczy las, spotkali namiestnika. Igaj, bo tak się ten tygrys nazywał, był wzruszony gestem posłów, choć od jakiegoś już czasu serdecznie nienawidził białych ludzi. Książę Ruty wyprosił nagle o pozwolenie pochówku ludzkich czaszek, a na miejscu gdzie obalono rzeźby Enków posadzona kiełkujący żołędź. Posłowie usiedli na leśnej murawie, a Igaj kazał im podać część własnej dziczyzny (specjalnie upieczoną na polanie), a także miód, orzeszki cedrowe, kawior i kumys. Synowi Kellu Symura przypadł w udziale surowy jesiotr nadziewany kawiorem, złowiony w Roxyzorze. Ja tak nie mówiłem o koniach, a to dlatego, że są oni w Azji bez koni, bowiem po opuszczeniu osady smolarzy ich wierzchowce zabił Dusiołek tak duży jak dorosły chłop! Potem chciał się dobrać do posłów, lecz nie wiedział co to za stworzenie: Ox? Przestraszył się biedak, człowieka z głową foki, a gdy ten się zbudził, zły gonił za dusiołem po lesie, jak wilk za zającem! A wracając do Białopolski... Książę Ruty filuternie się uśmiechnął, wstał i wyjął zza pazuchy... gąsior orskiej wódki. Powiedział, że to prezent Orlandu dla bratniej Krainy Białych Pól. Lech patrzał na to z trwogą w oczach, lecz Igaj przyjął podarunek. Gąsiorów było kilka, więc do degustacji przyłączył się misiek i wilki. Lech powiedział uprzejmie aby zachowali umiar, lecz zwierzaki upiły się. Wilki poczęły zagryzać się między sobą i topić w Roxyzorze. Niedźwiedź stał się wylewny i opowiedział jak kazał posłom fikać kozły, a ponieważ Igaj też był pijaniusieńki więc zapałał gniewem. Mimo protestów przybyszów rozkazał niedźwiedziowi, aby zjadł kiścienie. On posłusznie chrupał, a na deser miał zjeść złotą rohatynę. Gdy tylko ugryzł, poszły mu wszystkie zęby; odtąd podwładni musieli go karmić przeżutym pokarmem. Z kolei Igaj był tak zamroczony, że skoczył na posąg swego brata, zabitego przez Ucława i przewrócił go i połamał i razem z nim poturlał się do Roxyzoru".
Sirrah skończył opowieść, po czym pożegnany przez Tatrę i jej dzieci odleciał na wschód. Wszyscy położyli się spać, a we śnie uczestniczyli w opowiadanej historii. Było tak zawsze po opowiadaniu; czego nie było na jawie wynagradzał sen. ,,On posłusznie chrupał, a na deser miał zjeść złotą rohatynę"...



Rozdział V

,,Ojców [...] Dolina ojcowska i pobliskie doliny: sęspowska i betkowska należą dzięki swej malowniczości do najpiękniejszych zakątków w Polsce. Strome ściany dolin, wypłókane w kamieniu jurajskim, uderzają dziwacznością i rozmaitością kształtów, poza tem spotyka się tu niecodzienne okazy flory i fauny, nie mówiąc już o sławnych i niezwykle z archeologicznego i historycznego punktu widzenia ciekawych jaskiniach, których w O. i okolicy jest kilkadziesiąt, ze słynną i największą grotą Łokietka na czele. Poza tem posiada O. jeszcze ruiny starożytnego zamczyska, wybudowanego przez Kazimierza Wielkiego. [...] Groty ojcowskie były zamieszkane już w neolicie, za czasów historycznych miał się się chronić w nich w czasie walk z Czechami Władysław Łokietek, na którego pamiatkę Kazimierz W - ki miał tu zbudować zamek 'Ociec'. W 1787 zwiedzał O. i grotę Łokietka Stanisław August. Ok. 1860 założono w O. zakład wodoleczniczy, który jednak został zniszczony z całą wsią w czasie potyczki stoczonej tu przez powstańców w marcu 1863. Obecnie dzięki połączeniu z Krakowem rozwija się O. w szybkim tempie." - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 11 Moroksyt do Optyka".



Ojcowo (Fatryver) było krainą na południu Aplanu, czyli późniejszej Analapii. Leżało nad małą rzeczką Czterowodą (Te - y - aka) wypływającą z Montanii i rozgałęziającą się na cztery dopływy. Charakterystyczne dlań były liczne jaskinie - takie jak Jaskinia Hien, Lwów, czy Niedźwiedzi, nazwane tak od mieszkających w nich zwierząt. Słynęło też z dziwnych formacji skalnych, z których najwyższa, posiadającą kształt cylindrycznej rolki plastra nazywała się Plaster Kovaty (Playster Covatiner). Rósł tam gęsty, mieszany las, zwany Puszczą Białego Mamuta (Forestrus ov Mot Vakilis), a także znajdowało się ponure bagno - Mroczne Błota, w których mieszkał potwór Vrouga. Wreszcie na prawym brzegu Czterowody wznosiły się trzy wioski.
Oprócz Vrougi, postrachem Ojcowa był gigantyczny zaskroniec z Czterowody, pożerający ludzi i zwierzęta. Tych było sporo; mamuty i nosorożce włochate, tury i żubry, jelenie olbrzymie i szlachetne, sarny, łosie i renifery, zające, tarpany i suhaki (na polanach), tygrysy szablozębne i rysie, wilki, lisy, cyjony, rosomaki, niedźwiedzie jaskiniowe i brunatne, północne lwy i hieny, oraz owcowoły. W Czterowodzie żyły charakterystyczne dla Burus wielkie ryby (np. siedmiometrowe karpie). W Puszczy rosły (również buruskie i w ogóle wschodnioeuropejskie) grzyby wielkości wołów, a także tylko tu występujące brzozy ojcowskie. W sumie przyroda łączyłą w sobie cechy Wschodu i Północy Europy. Oprócz ludzi z osad: Patrit, Sospa i Betkovo, żyły tu krasnoludki, czarownice, ubierające się w długie, białe suknie rusałki i panujące nad nimi wodniki o śluzowatej, przepuszczalnej skórze i długich, białych włosach.
Ojcowo jako kraina historyczna wyodrebniło się w erze dziewiątej. Cieszyło się wówczas sporą autonomią. Z podobnych do żab wodników rekrutowali się wielcy wojownicy. Za panowania Anej II, Rykar skompletował armię olbrzymich potworów, zwanych Biesami i Čadami. Wyszły one w tym samym miejscu, w którym potem pojawiło się Morze Smoły i poczęły siać zniszczenie. Ojcowskie wodniki z wielkimi stratami pozabijały potwory na południowym wschodzie późniejszych ziem polskich. Ciała najeźdźców skamieniały tworząc pasmo górskie o nazwie ,,Bieszczady", z kolei miejsce największej hekatomby obrońców zostało nazwane ,,Rzeszów" (Mnogovo), ,,bo zginęły tam rzesze [wodników]'' - według ,,Obrazu świata".
Gdy królowa Tuva miała swój tron w Azji, trolle po zniszczeniu Wielkiego Księstwa Nordyckiego podbiły niemal cały Nürt. Nie mogąc zdobyc gór rządzonych przez Arktura, skierowały się na południe, przepływając wielkie, słodkie jezioro. Ojcowskie wodniki wyparły agresorów z powrotem do Nürtu. Pod koniec ery, królewna Vega (obecnie zamieszkała w Burus) chroniła się przed swą matką Goplaną III, właśnie w Ojcowie. W erze dziesiątej, jedna z córek Novalsa i Aivalsy, imieniem Kovata, zakochała się w podobnym do człowieka wodniku i utopiła się w jednym z jezior Velehradu. Została w ten sposób rusałką i wyszła za wodnika. Odtąd wielu ludzi, zafascynowanych erą dziewiątą topiło się w Jeziorze Kovaty, aby zostać topielcem, lub topielicą. Rusałka i wodnik wiele wędrowali, a gdy przybyli do Ojcowa, mąż na cześć żony nazwał miejscową formację skalną ,,Plastrem Kovaty". Gdy został wyssany przez wielką jak krowa pijawkę, Vrouga pod postacią mężczyzny zniewolił ją i zabrał do Mrocznego Błota. Dopiero zimą, gdy potwór wyszedł pewnej nocy na powierzchnię, Weles - pan podziemi uwolnił ją i dał Jarowitowi. Ten zaś umieścił Kovatę z powrotem na Wolinie, oraz przywrócił do życia jej męża - wodnika. W erze jedenastej Ojcowo stało się częścią Aplanu, podlegało księciu Południowej Visany. W czasie ostatniej wojny Lecha III z Kościejem zostało zajęte przez armię Soborowego Orlandu. W Jaskini Hien ukrywał się król razem z Tatrą i grupą uchodźców. Tu urodziły się ich dzieci, a złoty łańcuch Mokoszy odegnał Lochę i inne mamuny od maleństw. Zaskroniec z Czterowody wskazał Lechowi III drogę, którą Tatra udała się do Kościeja. W ostatnich czasach, od wyjazdu króla, potwór Vrouga częściej niż zwykle topił swą krainę we krwi...

*

Tatra rządziła w zastępstwie Lecha III. W Niście siedziała na tronie, słuchając poselstw, a przed nią utajniwszy koronę z ognia leżał Deneb, z którym bawiły się dzieci.
-Ja jestem Dusiołkiem z Orlandu - przedstawił się olbrzymi potwór, o grubych, krwawych łapach - i spotkała mnie krzywda. Była noc i jak mój stan nakazuje, wydusiłem konie trójce podróżnych. Potem chciałem odebrać życie im samym, lecz widzę, że jeden z nich to człek, z łbem szarym, wielkie, czarne oczy, wąsiska jak u żbika, a z pyska cuchnie mu rybą. Przestraszyłem się, bom nigdy takiego nie widział. On tu się obudził i gdy spostrzegł, żem wydusił konie, rzucił się na mnie z pięściami, a ja uciekałem. Krzyczał i gonił mnie, a wtedy zbudziło się dwóch ludzi i poznałem, że jednym z nich był następca tronu w Orlandzie - książę Ruty. Gdy uciekłem już od tej zwierzogłowej bestii, podsłuchałem rozmowy ptaków, dowiadując się, że razem z księciem wędruje król Aplanu, Lech III i Kellu Simi - Abö z Oxlandu. Przybyłem tu, bo wiem, żeś królową Aplanu i możesz wynagrodzić moją krzywdę. Ukarz, lub upomnij Lecha, że nie ukarał, lub nie upomniał tego oxyjskiego monstrum! - wężowy język z czarnego pyska trzepotał jak motyl.
-Znam waszą historię - powiedziała Tatra - bo opowiadał mi ją Sirrah. Zamiast na pomoc zasługujesz na karę.
-Ja dobrze robię - zaprzeczył Dusiołek - duszenie jest przyjemne, to sens mego życia. Zostałem obrażony i rządam satysfakcji. Jeśli nie uduszę Lecha, to uduszę ciebie, lub te dzieci! - wskazał bezskórym palcem.
Tatra słuchała blednąc i czerwieniejąc, a on coraz wyżej podnosił głos i chełpił się.
-Jak szedłem do ciebie, wydusiłem wielu twoich poddanych; zajrzałem do zwierzyńca i tam miałem radochę! Może teraz bym tą szyjkę wykręcił jak sznmatkę?! - wysunął czerwony język w stronę królowej, gotowej go zabić.
-On chce ciebie wpędzić w gniew, abyś mu uległa - tłumaczył Deneb, na którego głowie znów zapłonęła korona. - Nic mu nie odpowiadaj, tylko wyciągnij złoty łańcuch Mokoszy!
Tatra szybko spełniła rozkaz, a złote ogniwa rozbłysły niesamowicie. Dusiołek zakrył okrągły, czarny łeb paluchami, po czym wyjąc spłonął i przeniósł się do smoka Rykara. Ledwo królowa odetchnęła, gdy przyszli posłowie.
-Jesteśmy z Ojcowa - przedstawili się człowiek, krasnoludek i zielony wodnik.
-Stamtąd gdzie jest Jaskinia Hien - powiedziała Tatra.
-Tak, pani - potwierdził wodnik - i Mroczne Błota.
-Tam mieszka Vrouga - powiedział do Tatry Deneb.
-Kim jest Vrouga? - Tatra spytała posłów.
-To Čort - mówił człowiek - zawsze jest groźny, ale co jakiś czas opuszcza Mroczne Błota i chodzi po lądzie. Wówczas pożera i ludzi i zwierzynę, i wodniki i rusałki, krasnoludkiem nie pogardzi. Bezpieczny jest przy nim tylko zaskroniec z Czterowody, bo nawet czarownice giną w jego pazurach.
-Nie można go zabić; - żalił się krasnoludek - niedawno przybyli do nas z północy kraju leśni ludzie, uzbrojeni w łuki, oraz dowodzący nimi żmijowie. Wyglądał jak igielnik, lecz szedł, aż wszystkich posiekał pazurami. Przybył też olbrzymi Lynx z Orlandu, z maczuga i mieczem, i też zginął. Neurowie pływali po Mrocznych Błotach łódkami i mieli harpuny, ale zostali potopieni. Widziano jak nosił pięciu Oxiów i pięciu Wydrzan nabitych na pazury. Wówczas jeden silny wodnik rzucił weń głazem, lecz Vrouga kopnął kamień, tak, że ten w Patricie zmiażdżył pięć chat! Z Irlandii pochodziła sotnia rusałek, które utworzyły ścianę z płomieni, lecz jednym dmuchnięciem rozwiał je jak pył. Wojownik z wyspy Man nawet nie chciał słyszeć o walce, a gdy przybył olbrzym znad Araxu - krasnal miał łzy w oczach - Vrouga poszatkował mu stopę, a ten wyzionął ducha. Potwór był czerwony od krwi, a my spaliliśmy ciało olbrzyma, pełni przerażenia. Wyzwól nas od niego, pani! - wszyscy padli na twarze.
-Dlaczego uważacie, że ja mogłabym mu sprostać?! - spytała Tatra.
-Przecież to tyś pozbawiła nieśmiertelności Kościeja - wykrzyknął człowiek.
-Vrouga służy Rykarowi i jest wrogiem Ageja - włączył się Deneb - dlatego zostanie zwyciężony jego płomieniem. A kto go ostatecznie do niego zaniesie, nie jest najważniejsze. Czuję, że na długo czas zaznacie spokoju - posłowie uspokojeni wstali z podłogi i opuścili Nist.
Tatra zafrasowała się. Chciała pomóc swoim poddanym, choć opowieści o potworze przerażały ją. Deneb puszystą łapą wytarł jej łzę z policzka. Fale kosmicznego Oceanu czerwieniły się już, a biały ryś znaczącym gestem nadstawił grzbiet, jakby chciał powiedzieć: ,,Wsiadaj"! Tatra ucałowała i mocno uściskała dzieci, po czym znalazła się na Denebim grzbiecie. Mocno chwyciła za kudły i wyskoczyła przez okno. Zdziwiła się szybkim tempem jego biegu. Słońce wciąż zachodziło, gdy opuścili Nist. Ściemniać zaczęło się nad jeziorem Open - Vida, a im dalej kierowali się na wschód wzdłuż Virany, tym było ciemniej. Dzieci poszły już do łóżek, a chwila odpoczynku nastąpiła nad jeziorem Lyko. Deneb przyjrzał się Tatrze.
-Dzisiaj Sirrah znów przyleciał z Białopola do Aplanu, choć zwykły nietoperz potrzebowałby na to dużo więcej czasu. On i ja jesteśmy Enkami, więc możemy się szybko poruszać. Nie jestem władny zabić Vrougi, ty też nie - możemy jednak na długi czas go unieszkodliwić.
-A jak zginę, kto zaopiekuje się dziećmi? - niepokoiła się królowa.
-Nie stracą matki - uciął Deneb, po czym o pełni Księżyca dotarli do Ojcowa.
Tatra zsiadła z grzbietu Enka nad brzegiem Mrocznych Błot. Słychać było pohukiwane sów i kumkanie żab, oraz płacz ludzi. Tatra była wyczerpana i długą galopadą i głodem, teteż zasnęła. Deneb obudził ją trąceniem łapy. Otworzyła oczy i usłyszała ryk. W ciemnościach świeciły czerwone oczy.
-Vrouga! - miauknął Deneb i z rozjarzonymi oczami i koroną zerwał się na równe łapy.
Ociekający błotem Čort był wielki jak Arvot Baldas. Miał niedźwiedzi łeb, korpus i ogon, w miejscu uszu miał krowie rogi, a w miejscu rogów - krowie uszy. Przednie kończyny były ogromne i pięciopalczaste. Ich uzbrojenie stanowiły długie na łokieć, proste i obosieczne pazury. Kończyny tylne były podobne do ludzkich, lecz grube i owłosione; okrywały je czarne, skórzane buty.
-Štirrrrrrrchliśśśś paaa, kudelinierrrr Agejissstisss! 2 - Vrouga przemówił ludzkim głosem.
Tatra rzuciła weń zaostrzonym kamieniem, a Deneb zakrył ją swym ciałem. Potwór jednym machnięciem łapy poszatkował go, lecz buchnął płomień i ciało rysia - Enka się zrosło. Królowa wyjęła złoty łańcuch, lecz mieczowaty pazur uciął jej rękę i odtrącił w paprocie. Krzyknęła z bólu i opadła na trawę, a Čort z lubością uciął jej drugą rękę. Deneb drapnął pazurami po niedźwiedzim pysku i wytoczył zieloną krew. Tatra podpełzłą w paprocie i chwyciła złoty łańcuch w zęby i czołgała się z strone walczących. Deneb słabł, zas królowa klęknąwszy, potrząsnęła głową i łańcuch uderzył Vrougę w pysk.
-Cidia ysena rrrrrrrrrrrrynacyja!3 - krzyknął gdy złote ogniwa owinęły się wokół niego i wciągnęły w głąb Mrocznych Błot.
Od upływu krwi, Tatra straciła przytomność, lecz Deneb wziął ją do pyska, w łapy chwycił jej ramiona i zaniósł pod miejscową brzozę. Naciął korę pazurem i na głowę Tatry poleciała oskoła.
-Pij - rozkazał Deneb, a oskoła była lekiem; odcięte ramiona znów zrosły się z tułowiem. Była już zdrowa, a po całym zdarzeniu zostały tylko białe, pierścieniowate blizny, przez pewien czas świecące niczym poświata. Wtuliła się w Deneba i powróciła do Nistu.
Dzieci uradowały się, widząc, że ich mama wróciła. A było co opowiadać...
-Byłam w Ojcowie i walczyłam z Vrougą, gdyby nie Deneb, byłabym martwa. Teraz musimy pomóc rodzinom zabitych i rannych, a także powiedzieć im, aby się nie bali - wyjaśniła dzieciom.
-Jak dorośniemy, będziemy tacy jak ty, mamo - poważnie zapewnił Mieczysław.

*

Po śmierci Tatry i pojawieniu się węża Gorynycza, zaskroniec z Czterowody przyłączył się do niego i też siał zniszczenie. Gdy Belsk i Kallap ofiarą z własnego życia zamienili Gorynycza w pasmo górskie, jego ojcowski sługa zmienił się w drugi łańcuch, zwany ,,Prometem". Gdy Jurata zakończyła erę jedenastą zesłaniem potopu, woda wymyła Vrougę z Mrocznych Błot i niosła swym prądem. Po zakończeniu kataklizmu, potwór znalazł się daleko od domu (prawdopodobnie na Wolinie) i rozłączył się ze złotym łańcuchem Mokoszy. Pełen wściekłości ruszył z powrotem do Ojcowa i znów zamieszkał w Mrocznych Błotach. Już w czasie drogi powrotnej mordował co mu się nawinęło w zasięg pazurów. Tymczasem w Fatryver zamieszkali Słowianie i odbudowali zniszczone wioski. Vrouga stał się ich postrachem. Kiedy instytucja wielkiego państwa uległa zawieszeniu, wsiami Patrit, Sospa i Betkovo zaczął rządzić ród Taurovów (przez Polaków nazywanych: ,,Byczyńskimi"). Byli to udzielni władcy. ,,Ys ein tzay royek, priniceps, ina navetus grabus - ys tzay misterianus ov Taurov"4 - brzmiała dewiza drugiego z rodu, Lipina. Władysław z Taurova chciał rozszerzyć granicę swej włości do rzeki Visany, lecz pokonała go efemeryczna koalicja plemion słowiańskich i celtyckich pod wzgórzem Vovel. Oprócz Vrougi drugą zmorą Ojcowa stał się rozbójnik Rinkajzen ov Štafingaff o gęstej, krzaczastej brodzie czarnego koloru. Rinkajzen miał luksusową siedzibę w jaskini, wśród Puszczy Białego Mamuta i była to baza wypadowa, pozwalająca łupić całą krainę. Był bezwzględnym mordercą i pierwowzorem bajkowego Rumcajsa. Zamiast Hanki miał cały harem, a o żadnym Cypisku nie zachowały się wzmianki. Kres jego działalnności położył Stanisław Taurov - mimo pomocy samego Vrougi, Rinkajzen został złapany i wbity na pal. Był on ostatnim dziedzicem Taurova na zachodnim brzegu Czterowody. Jego pijana czeladź chętnie strzelała z łuku do lecących na miotłach czarownic. Te zaś zemściły się, wysadzając w powietrze Taurovo za pomocą wybuchowych eliksirów. Rocznicę śmierci ,,mordercy i plugawca" zawsze czciły uroczystym sabatem na skałach. Odtąd Ojcowem zaczęli rządzić naczelnicy wsi Patrit.
Vrougę zabił Ilja Muromiec (Iliyon Muromy) z Karačoru. W erze trzynastej, naczelnik wsi Patrit złorzył hołd Lechowi I Dalmackiemu i Ojcowo stało się częścią nowego państwa - Analapii. W ,,Obrazie świata'' jest napisane:

,,Fatryver leży w Analapii między Visclą na północy, a Montanią na południu".



1 Milczeć psy!
2 Śmierć tobie, psie Ageja!
3 Niewiasta moją klęską!
4 Nie jestem królem, księciem, ani nawet grafem - jestem panem Byczyńskim

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz