Słyszałem
od swego znajomego, że jego znajomy słyszał, że w ostatnią
Wigilię, u – co tu dużo mówić; ekscentrycznej - rodziny
Stanimirskich zabrakło uszek do wigilijnego barszczu.
-
Nie mamy już uszek! - powiedziała pani Aldona Stanimirska, matka
rodziny.
Wówczas
jej mąż, pan Włodzimierz Stanimirski, o którym słyszałem, że
jest zaburzony na umyśle i uważa się za … króla Polski, wziął
nóż i … odciął sobie nim ucho. Jasne, że krew się polała i
bardzo bolało. Kobiety i dzieci w krzyk. Pan Włodzimierz zaś
wrzucił swoje ucho do barszczu, zamieszał w nim kciukiem, mamrocząc
jakieś zaklęcia, których nie godzi się powtarzać. Wówczas, o
zgrozo, jego ucięte ucho rozpadło się na wiele drobnych kawałków.
Zamieniło się w przepyszne uszka z kapustą i grzybami; nie da się
wykluczyć, że halucynogennymi. Żona wielce zadowolona ucałowała
męża i krew przestała lecieć. Potem dziadek ulepił ucho z
ludzkiego kału (nie zmyślam, tak donoszą wiarygodni świadkowie!),
po czym przylepił je swemu synowi do głowy, a wówczas ucho z kału
zamieniło się w prawdziwe ucho z ciała. W Noc Wigilijną cała
rodzina Stanimirskich zajadała barszcz z zaczarowanymi uszkami,
które bardzo wszystkim smakowały. Uszek zostało się tak dużo, że
jeszcze w drug dzień świąt mój znajomy, który odwiedził
Stanimirskich w ich leśnym domku gdzieś na Kurpiach, próbował
tego barszczu i był nim zachwycony.
Wesołych
Świąt życzy Slender Man ;).
To nie autentyk, w autentyku byliby ov Stanimirusy czy jakoś tak.
OdpowiedzUsuń