niedziela, 20 grudnia 2015

Wigilijna creepypasta





Słyszałem od swego znajomego, że jego znajomy słyszał, że w ostatnią Wigilię, u – co tu dużo mówić; ekscentrycznej - rodziny Stanimirskich zabrakło uszek do wigilijnego barszczu.
- Nie mamy już uszek! - powiedziała pani Aldona Stanimirska, matka rodziny.
Wówczas jej mąż, pan Włodzimierz Stanimirski, o którym słyszałem, że jest zaburzony na umyśle i uważa się za … króla Polski, wziął nóż i … odciął sobie nim ucho. Jasne, że krew się polała i bardzo bolało. Kobiety i dzieci w krzyk. Pan Włodzimierz zaś wrzucił swoje ucho do barszczu, zamieszał w nim kciukiem, mamrocząc jakieś zaklęcia, których nie godzi się powtarzać. Wówczas, o zgrozo, jego ucięte ucho rozpadło się na wiele drobnych kawałków. Zamieniło się w przepyszne uszka z kapustą i grzybami; nie da się wykluczyć, że halucynogennymi. Żona wielce zadowolona ucałowała męża i krew przestała lecieć. Potem dziadek ulepił ucho z ludzkiego kału (nie zmyślam, tak donoszą wiarygodni świadkowie!), po czym przylepił je swemu synowi do głowy, a wówczas ucho z kału zamieniło się w prawdziwe ucho z ciała. W Noc Wigilijną cała rodzina Stanimirskich zajadała barszcz z zaczarowanymi uszkami, które bardzo wszystkim smakowały. Uszek zostało się tak dużo, że jeszcze w drug dzień świąt mój znajomy, który odwiedził Stanimirskich w ich leśnym domku gdzieś na Kurpiach, próbował tego barszczu i był nim zachwycony.


Wesołych Świąt życzy Slender Man ;). 



1 komentarz:

  1. To nie autentyk, w autentyku byliby ov Stanimirusy czy jakoś tak.

    OdpowiedzUsuń