sobota, 4 maja 2013

Potop (ze zbioru ,,Dom'')



krab wełnistoszczypcy, krab wschodni ( Eriocheir sinensis ) – gatunek skorupiaka z rzędu dziesięcionogów ( sekcja Brachyura ). Dł. do 90 mm.; ciało owalne; szczypce pokryte kutykularnymi szczecinkami. Występuje w wodach słonawych i słodkich; pochodzi z Azji Wsch., do Europy zawleczony na początku XX w.; pospolity w Bałtyku, Odrze i Wiśle. [ Sz. B. ]
Czesław Jura ( red.) „Encyklopedia Biologiczna tom V Ją – Kr” Wyd. Opres




Bezpośrednia przyczyna opisywanych tu wydarzeń, miała miejsce w czasie letnich wakacji. Pewna bliżej nieznana rodzina, złożona z męża, żony i dwóch synów pojechała do Międzyzdrojów. Tam jeden z braci nawiązał kontakt z królową Bałtyku, Juratą.
-Wiecie co się stało? – pytał kolegów przy piwie jego starszy brat Mirosław – Władek spotkał taką „babę”, której „stary” ma cały Bałtyk dla siebie!
-Chyba należy do jakiejś organizacji międzynarodowej? – z powątpiewaniem pytali koledzy.
Również rodzicom nie było to obojętne.
-Patrz co ci twój głupi brat zabiera! Tyle pieniędzy i chyba też władzy nad państwami członkowskimi! Jak byś miał dobrego prawnika, to przy rozwodzie, zabrałbyś więcej „kasy”, niż cały Rząd RP, a nawet jemu samemu mógłbyś podbierać! – nalegali rodzice Mirka i Władka.
-A co mam robić jak on tylko za tą jedną chodzi? – wątpił starszy brat.
-Możesz go nawet zabić! – radzili rodzice. – Wyglądacie przecież identycznie i nawet głos macie podobny.
W nocy ojciec i matka przecięli młodszemu synowi gardło scyzorykiem gdy spał, po czym złożywszy ciało na podłogę rozpuścili je kwasem siarkowym. Ten sam los spotkał zakrwawioną pościel, zaś scyzoryk po wypłukaniu powędrował z powrotem do kieszeni ojca – mordercy. Następnego dnia, wyrodni rodzice zawiadomili policję o tajemniczym zniknięciu syna, aby uniknąć podejrzeń. Na całej wyspie Wolin zawisły kartki z wizerunkiem rzekomego zaginionego i obietnicą nagrody.
-Jak tylko pomyślnie przeprowadzi się sprawę rozwodową – mówiła matka – granice morskie państw nadbałtyckich, będziemy mogli mieć w... [ słowo nie nadające się do druku ]. Dawno chciałam jechać do Szwecji, a nie lubię biurokratycznych celników.
Tak więc Mirosław Majkowski, udając swojego brata Władysława stanął o brzasku, nad morzem oczekując spotkania z królową Bałtyku. Ujrzał wychodzącą z wody czarnowłosą kobietę w sukni z bursztynów – krwi jej siostry Mokoszy, którą ta wylała ożywiając swoje odbicie w lustrze, obecnie tą, która sprawuje rządy nad „Bałtas Jura”.
-Powinienem pokazać ci hotel, w którym mieszkamy – mówił oszołomiony, patrząc na ociekające wodą długie włosy i zwisające z uszu paciorki z drobnego, brązowego bursztynu.
Starszy brat Majkowski, starał się nie okazywać zmieszania, ale w rzeczywistości do rządzy A, doszły rządze B i C, zwiększając jego i tak już wielką nędzę duchową.
W wielkich, niebieskich oczach dojrzał niesamowite obrazy; oto ssaki i ptaki zamieniały się w gady, gady w płazy, a płazy w ryby. Dziwne zjawisko – toż to ewolucja kręgowców od końca! Spocony oderwał wzrok od jej wzroku i przeniósł go na koronę. Była to złota opaska, z której przodu wyrastał promień, zakończony czworokątem, w którym był szafir. Majkowski utkwił wzrokiem w klejnocie. Znów dopadły go niepokojące zwidy. Wśród gwiazd siedziała ciężarna kobieta, grzejąc się przed Słońcem jak przed ogniskiem. W dłoniach trzymała Wenus, a Mars kręcił się w jej włosach. Na łonie kobiety widniał napis: „Wejdź tam skąd wyszedłeś”. Sugestywny obraz. Złowrogi.
-Jeśli mnie zapraszasz, to czemu nie idziemy? – zaniepokoiła się królowa.
-Eeee... Zamyśliłem się... eee... ładnie dziś wyglądasz – tłumaczył się Mirosław.
Ubrał się i razem z Juratą poszedł w stronę hotelu, podczas gdy na piasku mały chłopiec pisał biblijne zdanie: „Oto krew brata twego Abla woła z ziemi...” Jurata i Mirek stanęli przed hotelem. Przedstawił ją swoim rodzicom, a potem oprowadził po wynajmowanych apartamentach.
-Oto mój pokój! – powiedział Juracie.
-A oto – odpowiedziała – łóżko twojego brata, którego zamordowałeś.
-O czym ty mówisz? – spytał przerażony.
-Jesteś o rok starszy od niego, zabiłeś go, nazywasz się Mirosław, a poślubić chcesz mnie tylko dla władzy, pieniędzy i zaspokajania swoich bydlęcych rządzy...
Przewrotny młodzieniec nie mógł wykrztusić ani słowa.
- ... a dowodem jest brak pościeli, została zniszczona kwasem siarkowym 0 ! – zakończyła Jurata. – A teraz wyślę twoje ciało, tam skąd wróciło. Przyszłość twojej duszy też maluje się w ciemnych barwach.
Po tych słowach władczyni, dotknęła jego klatki piersiowej i zbrodniarz przewrócił się na podłogę. Z niewyjaśnionych przyczyn, nie mógł złapać oddechu, ani nic powiedzieć. Szybko otwierał i zamykał usta, oraz wykonywał rozpaczliwe skoki całym ciałem. Jurata zamieniła się w mewę i odleciała ku swemu królestwu. Rodzice weszli do pokoju i zobaczyli, że ich syn leży na podłodze i nie oddycha. Lekarze badający jego zwłoki byli w szoku! – Mirek umarł, bo jego płuca zamieniły się w skrzela! Starszy lekarz postanowił zaprezentować wynik sekcji społeczności akademickiej; w tym celu odkupił zwłoki od rodziców ( nawet śmierć dzieci nie zmieniła ich postępowania! ), ale młodszy, dopiero dopuszczony do wykonywania zawodu asystent, odwiódł starego doktora powodowany zazdrością.
-To nienormalne, aby człowiek miał skrzela jak ryba! – perswadował.
-Właśnie dlatego ludzkość musi się o tym dowiedzieć! – kontrargumentował stary lekarz.
-O czym? Przecież to zwykła halucynacja. Pan zapewne śni na jawie, lub ma delirium! – insynuował bezczelnie młody karierowicz.
-Faktycznie. Coś ostatnio nie używałem alkomatu – stwierdził uczony starzec.
Mirka pochowano na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie. Prawdą okazało się to co widział w oczach i w koronie bałtyckiej królowej. Tymczasem prowadzący śledztwo krab wełnistoszczypcy pytając się hotelowych mrówek faraona dowiedział się, że winni śmierci narzeczonego Juraty byli też jego rodzice. W hotelu ich nie spotkała, zaś dowiedziawszy się, że wrócili do Szczecina postanowiła zalać im mieszkanie wodą, aby się utopili. Jednak komputer, na którym pisała wyrok na Majkowskich zaatakował wirus, który wyszedł z jej serca, toteż pluton egzekucyjny otrzymał niewłaściwy adres. Tym adresem był adres do Domu!




-Mamo! Tato! Wujku! Dziadku! Babciu! Braciszku! Ciociu! Norab, Midgard, Fenrir! – tego dnia Córka, która poszła do toalety, była bardzo podniecona.
Cała rodzina zbiegła się na jej wołanie.
-Co się stało? – spytał Tata. – Dlaczego się nie załatwiasz?
-Tatusiu – wybuchnęła Córka – w ubi... toalecie, jest taki pan z głową foki, ma na sobie tylko majtki i siedzi na ki... sedesie.
Wszyscy udali się do łazienki i spostrzegli, że Córka mówi prawdę.
-Nie bójcie się – uspokajał Dziadek – to Ox; istoty takie zamieszkiwały obecną Estonię ( Oxland) na długo przed obecnymi mieszkańcami. Słyszeli o nich już starożytni Rzymianie, udający się na północ po bursztyn, ale opisywali ich jako ryby z ludzkimi twarzami. Co ciekawsze w islandzkich wierzeniach ludowych, foki to morscy ludzie...
-W lodówce mamy śledzia, może chce się pan poczęstować? – zagadnęłą Hel.
Ox nie rozumiał po polsku, wypowiadał się w jakimś niezrozumiałym języku. Podarowanego mu śledzia zjadł i podziękował skinieniem foczej głowy.
-Powinniśmy iść z nim do Wyroczni Domowej i włączyć program „Translator” – powiedział Dziadek.
Tak zrobiono. Wyrocznia Domowa rozpoczęła realizację programu „Translator”.
„Język wypowiedzi: estoński. Tłumaczenie: Należę do dworu królowej Bałtyku, Juraty. W tym miesiącu spotkała ją wielka przykrość – pokochała śmiertelnego człowieka z waszego miasta, lecz jego brat i rodzice zabili go. Ta ukarała śmiercią jego brata, lecz o udziale niedoszłych teściów w zabójstwie, dowiedziała się gdy odjechali znad Bałtyku. Królowa skazała ich na utopienie we własnych mieszkaniach, ale pisała wyrok na komputerze, więc wirus trapiący jej serce pomylił adresy i zamiast adresu zbrodniarzy wskazał wasz adres. Jednoosobowy pluton egzekucyjny jest już w drodze do was, aby zalać wam mieszkanie. Jej Wysokość wysłała mnie, abym was ostrzegł. Dowiedziała się o grożącym wam niebezpieczeństwie i bardzo boleje z powodu błędnego wydruku w komputerze”
Blady strach padł na całą Rodzinę! Oto Dom ma być zupełnie niewinnie zalany wodą! Tylko Dziadek nie stracił „zimnej krwi”.
-Przepraszam, a jeśli może pan powiedzieć – zapytał – kiedy dokładnie przyjdzie pluton egzekucyjny?
-Mniej więcej za tydzień i trzy dni – odpowiedział zwierzogłowy stwór.
-To w środę – mruknął Dziadek. – Jak mamy się uchronić? – dodał głośniej.
-To chyba proste – kupcie sobie wielki ponton, wejdźcie do niego, załadujcie żywność, rośliny doniczkowe i po parze zwierząt każdego gatunku! – brzmiała odpowiedź – kara ( dla was niezasłużona) będzie trwała tydzień - zakończył rzeczowo Ox, po czym poszedł sobie. Mieszkańcy Szczecina myśleli, że nosił maskę.
Co było robić? Rodzina kupiła ogromny ponton i czekając w pełnym pogotowiu na feralną środę, wszyscy spali w pontonie, razem z molami i karaluchami. Atmosfera była nerwowa. Wreszcie nadeszła środa – mająca zapoczątkować cykl dni spod znaku kozła ofiarnego. Czy w Polsce policja działa naprawdę, aż tak „kiepsko”? Z samego rana zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Kak wasze zdrowje? – zapytał nagi mężczyzna pozbawiony skóry. – Dziwicie się moim wyglądem?
-Tak, bardzo – mówili przestraszeni Mama i Tata.
-Jestem Anatolij Rdzeniejew z jednoosobowego plutonu egzekucyjnego królowej Juraty – przedstawił się. – Państwo są zapewne tymi mordercami? – zapytał .
-Skąd!!!!!!! – wykrzyknęli wszyscy. – Gdy pańska mocodawczyni, pisała wyrok na komputerze, wirus pomylił adresy, my niewinni.
-Wierzę, nawet inaczej się nazywacie niż tamci, ale wiecie „prikaz to prikaz”.
-A w jaki sposób chce pan zatopić nam mieszkanie? – spytał Brat.
-To proste – odparł Rdzeniejew – jestem rdzą i niszczę żelazo. Zniszczę wam rury to zatoniecie, ale widzę, że już się zabezpieczyliście? Gratuluję!
Tymczasem Hel skradała się z mleczkiem do usuwania kamienia i rdzy z metalu.
-Odłóż to sobako – kazał Rdzeniejew – bo dam po pysku! – groził.
Hel odłożyła środek czyszczący.
-Słuchaj ojcze – szepnął Tata do Dziadka – nie wydaje ci się, że ten egzekutor wyszedł z Piwnicy i kolaboruje z Brudem?!
-Niw wiem co to jest Piwnica, ani Brud, ale służę tylko jednej pani. Nie bójcie się mojego wyglądu – uspokajał bezskóry, nagi człowiek. – Nie jestem szkodnikiem. Jestem „ekologiem” – nadgryzam statki wylewające zanieczyszczenia do wody – mówił.
-Widocznie statek, którym płynęliśmy w czerwcu był z godny z wymogami ochrony środowiska – szepnęła Mama do ucha Taty, głośniej zaś dodała – Może pan coś zje?
-Chętnie – przyznał Rdzeniejew.
Anatolij jadł łyżki, widelce, gwoździe, szpilki, igły, kombinerki, śrubokręty, śruby, a nawet monety. Początkowo myślał, że Celmar to deser dla niego, ale uszanował wolę gospodarzy zabrania go na ponton. Postanowiono uratować również Wyrocznię Domową. Gdy wszystko było już „zapięte na ostatni guzik”, kat przystąpił do „wymierzania sprawiedliwości”. Zamknął okna i odkręcił wszystkie krany, zatykając zlewy. Tłuczkiem do mięsa rozbił sedes, a następnie skonsumował krany i rury wodociągowe w Domu.
-Tylko się nie utopcie i nie przeziębcie! – radził Rdzeniejew.
-Do widzenia panu! – mówili Brat i Siostra.
Drzwi się zamknęły, a wody przybywało i przybywało. Najpierw zalało podłogę i cały dywan był mokry. Potem woda sięgnęła kostek, następnie kolan, wreszcie pasa, a ponton z wolna unosił się w stronę sufitu. Woda przekroczyła granicę ramion, szyji, ust, nosa, oczu, głowy, wreszcie po tygodniu sięgnęła sufitu. Wujek Aloś swoim Mjolnirem, zrobił dziurę w suficie i woda zalała strych, wypłukując go. Na szczęście udało się uratować synantropijne sowy i nietoperze przed zagładą. Wody stale przybywało, aż Wujek był zmuszony zrobić dziurę w suficie po raz drugi, po czym wszyscy; ludzie i zwierzęta usadowili się na pokrytym czerwoną dachówką dachu. H2O przestało przybywać, a nasi bohaterowie stracili rachubę czasu.
-Mam nadzieję, że Piwnicę też zalało i ten bydlak – Brud się wymył – marzyła Mama.
-A ja chciałabym, aby Kurz się zmył – zawsze mnie molestuje gdy go ścieram – mówiła Hel.
-Brud i Kurz są naszymi wrogami, ale nie powinniśmy im życzyć śmierci – mówiła Babcia.
-A dlaczego mamo? – spytały Mama i Hel.
-Bo co kto komu życzy, ten sam na to zasługuje – powiedział Dziadek.
Żywność kończyła się, podczas gdy na ulicy zaroiło się od strażaków, ubezpieczeniowców i hydraulików. Wezwali ich sąsiedzi, zaniepokojeni długim niewychodzeniem z Domu omawianej Rodziny, oraz tym, że Ogród przypominał fragment Biebrzańskiego Parku Narodowego. Strażacy otworzyli drzwi i wypuścili wodę z Domu, zaś hydraulicy z Pogotowia Wodnego naprawili uszkodzoną kanalizację ( w tym czasie , w wielu miejscach Szczecina zabrakło wody w mieszkaniach, a był to środek lata). Strażacy po drabinie sprowadzili Domowników na ziemię – akcja ratunkowa odbyła się na koszt Rady Miasta. Natomiast zaginione w czasie potopu skarby ( obrazy religijne, książki, pieniądze i biżuterię) odszukał nie kto inny, ale Swarszczur, który doświadczywszy miłosierdzia za kradzież zmienił się na lepsze i postanowił Rodzinie wynagrodzić wyrządzone niegdyś krzywdy.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz