sobota, 4 maja 2013

Atyrma


-Proszę kochanego pana, oto pańska recepta – powiedział znajomy lekarz, który robił Dziadkowi badania na cukrzycę.
-Dziękuję panie Starakowski – powiedział Dziadek – widzi pan doktor , jak to mówią „starość nie radość”.
-Zwracam uwagę, że cukrzyca nie jest żadną koniecznością – dopowiedział Starakowski – słuchaj pan moich zaleceń, a nie zachorujesz na nią – nie spożywaj za dużo cukru, więcej się ruszaj, nie pij, nie pal...
-Moim zdaniem palenie to „kretyństwo”. Picie alkoholu też. Jeszcze gdy mieszkałem w Brodnicy to gdy moja babcia wróciła ze szpitala, ( do którego się dostała z powodu palenia, bo się jakieś „niteczki” wokół serca zerwały) i chciała zapalić, to wie pan co zrobiłem? – pytał Dziadek. – Z pełną determinacją włożyłem babcinego papierosa do herbaty!
-Brawo! Gratuluję pańskiego stosunku do zdrowia! – wykrzyknął lekarz.
-O tym się dużo nie mówi, ale palenie przyczynia się do głodu, bowiem uprawy tytoniu niepotrzebnie zajmują ziemię, na której można by uprawiać inne rośliny, a co za tym idzie wielu ludzi głoduje. Nie mówię tu już o tym, że człowiek paląc oddaje się w niewolę szaleńca... Przemysł tytoniowy powinien być potępiony na równi z nazizmem i komunizmem, bo też przyczynia się do śmierci milionów niewinnych ludzi – powiedział Dziadek.

-Nigdy nie rozmawiałem z mądrzejszym pacjentem – pochwalił doktor Tytus Starakowski.
-Też jestem śmiertelny, panie doktorze. A lekarstw pan wypisał, że, że... chce pan dostać za to „Nike” czy „Nobla”? A może „Pulitzera”, za te skrzydlate słowa z recepty? – żartował Dziadek.
-A wiesz pan, panie Kujawski, że szkoda, że panaceum , taki lek na wszystkie choroby nie istnieje? spytał dr. Starakowski. – Wtedy nikt by nie żartował, że piszę powieść o farmaceutach! – zakończył. – Oczywiście to tylko marzenie – dodał.
-Nic nie wiadomo – zaoponował Dziadek – kiedyś loty kosmiczne też pozostawały w sferze marzeń.
-To prawda, ale porównanie nie jest żadnym argumentem. W Polsce mimo stale rosnącego bezrobocia, są dwie grupy, którym nie grozi ono. Są to księża, bowiem Bóg obdarowuje powołaniami w każdej porze, bo jest ponad czasem, a Jego miłość uniwersalną – mówił lekarz. – A drugą grupą jesteśmy my, lekarze, albowiem co roku pojawiają się nowe choroby, co jedną wyleczymy, już mamy 10 nowych paskudztw. Poza tym – ciągnął – sama idea panaceum jest mitem, ponieważ jak mówił Paracelsus: „Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, bo tylko dawka czyni truciznę” – zakończył dr. Starakowski.
-Mimo wszystko spróbuję... – powiedział nieśmiało Dziadek.
-Z pana to jest kawalarz, panie Kujawski! Ale jak panu się uda, to dam panu – 10 zł i worek kartofli! – śmiejąc się zakończył lekarz.
-Umowa stoi – odparł Dziadek.
-Miło mi się z panem gawędzi, ale inni pacjenci czekają – zakończył doktor.
Panowie się pożegnali, po czym Dziadek wrócił do Domu. Wszyscy siedzieli przed Wyrocznią Domową, której zadano pierwsze pytanie:
-Z czego zrobić panaceum?
-Stułbia płowa ( Hydra vulgaris), stułbia zielona ( Hydra viridis)... – odpowiedział telewizor.
-Rozumiem. Co dalej? Czym i jak ma się odbyć produkcja? – zapytał Dziadek.
-Sport i zbrodnia, światło dla parku z dinozaurami, wygnane zostało.
-„Służy do grania, a nie do zabijania” – powiedziała Hel.
-A myślałem, że tylko ja umiem tu myśleć – pochwalił Dziadek. – Oto całościowa interpretacja:
Panaceum zrobimy z wody, po grecku „hydor”. Pojedziemy nad Bałtyk ( Bałtas Jura, po litewsku – Białe Morze) i będziemy używać kijów baseballowych do bełtania wody. Uzyskana piana to będzie Atyrma – Woda Życia.
Jak uradzono tak zrobiono – cała rodzina, łącznie ze zwierzętami wyjechała do Świnoujścia. Wszyscy zabrali kije baseballowe, do bełtania morza ( Midgard trzymał swój kij w pysku). Pomysł zatwierdzono na posiedzeniu Rycerzy Prostokątnego Stołu, któremu przewodził „król” Tata, a Dziadek był jego doradcą.
-XIV Zjazd Domowy Rycerzy Prostokątnego Stołu, trzyosobowych dwójek, dwuosobowych trójek, okrągłych kwadratów i czterystoosobowych tandemów – uchwala wyprawę do Świnoujścia w celu uzyskania Atyrmy, którą Dziadek zamierza zastosować jako panaceum – mówił Tata. – Z obecnych uchwał wynika, że akcję powinniśmy przeprowadzić wczesnym ranem, aby nas nie zamknęli w zakładzie psychiatrycznym w Tworkach. Uzyskany lek, będziemy przechowywać w butelce. Jak okaże się skuteczny, będziemy udzielać go bezpłatnie, aby wszyscy potrzebujący mogli skorzystać. Nie róbmy tego dla sławy! A więc: na Dworzec Centralny wszyscy, kije baseballowe w dłoń i nad Bałtyk goń, goń, goń...
Salwy oklasków przerwały wypowiedz Taty. Nad Bałtykiem cała Rodzina wyciągnęła kije i zaczęła pracowicie tłuc wodę i zbierać pianę. Nawet Norab wszedł do morza i wyobrażał sobie, że jest tarajem, tygrysem, lub jaguarem i, że nie boi się wody. Nasi bohaterowie zebrali już dużo leczniczej pianki, ale Dziadek uznał, że jeszcze powinni popracować. Tymczasem poranek się kończył i zaczęli przychodzić pierwsi plażowicze.
-O widzę fanów „Pogoni”! – ktoś wykrzyknął. – Myślałem, że nawet na plaży noszą swoje szaliki, ale chyba się pomyliłem.
-Ależ Heniu, nie wszyscy kibice są przecież chuliganami! – strofowała męża żona.
-Hej wy! – zakrzyknął z bliska jakiś otyły, czerwononosy, wąsaty mężczyzna z żoną i małymi dziećmi. – Kogo wy bijecie? Miłośnika „Widzewa Łódź”, czy może „Lecha Poznań”? – zagadnął bezczelnie.
-„Wisły Kraków”! odpowiedziała Hel.
-Moja córka tylko żartuje – sprostował Dziadek – my tylko prowadzimy eksperyment naukowy.
-A mi się widzi, że nielegalnie ryby łowicie tymi kijami! Kłusownicy jesteście!
-Robimy panaceum – sprostował Tata.
-Nie rozśmieszajcie mnie, proszę! Czy ten pan Ceum ma się urodzić z wody, czy raczej ma mieć wodę z mózgu?!
-Panaceum to lekarstwo na wszystkie choroby – wyjaśnił uprzejmie Tata.
-Może fabrykujecie leki homeopatyczne? – zaciekawił się ojciec rodziny.
-Oj, panu się „zbiera”! – wykrzyknął Wujek Aloś z Elbląga. – My jesteśmy normalną, katolicką rodziną, a za te oszczerstwa powinien pan siedzieć w Piwnicy do końca życia. Strzykawka powinna kłuć pana w ten plugawy język, a Kał wchodzić do pańskiej niewyparzonej gęby, a im więcej zwymiotuje, tym więcej trzeba będzie łykać! – zakończył tyradę.
-Synu – strofował Dziadek – nie bądź wulgarny!
-Patrzcie go sadystę – szepnął mąż do żony – mógłby zostać doradcą Dantego.
-Dlaczego to ma być oszczerstwo – spytała żona chamskiego mężczyzny – przecież to dobrze, jak się komuś ratuje życie?
-A może pani myśli, że cel uświęca środki? – zapytała Mama.
-A czemu nie? – spytał czerwononosy blondyn.
-No przepraszam – wtrącił Dziadek – czy np. gdyby zabić Balcerowicza, aby Polacy nie marli z głodu, to myśli pan, że tak wolno?!
- A dlaczego nie?
-Bo wszyscy ludzie są stworzeni na obraz i podobieństwo Boże i zostali odkupieni najdroższą Krwią Chrystusa na Krzyżu! – tłumaczył Dziadek. – Dlatego nie wolno zabijać nawet Balcerowicza.
-Państwo są zapewne z Torunia – zasugerował podchmielony człowiek – bo w Toruniu mieszka ksiądz, który tak uczy.
-Nie, ze Szczecina, ale ten ksiądz nie mówi nic sprzecznego z nauczaniem Kościoła, a poza tym sumienie i rozum ma pod czaszką, a nie pod szklanym ekranem jak wielu innych Polaków, wydających wyroki bez sądu na wszystkich, którzy myślą inaczej niż oni, którzy mają władzę. – celnie zripostowała Hel. – Oczywiście on też popełnia błędy jak wszyscy; mówię tu o tzw. „chrześcijaństwie przeżyciowym”, uznającym za wartościowe tylko pozytywne doznania religijne i o niemiłosiernym postąpieniu z dziennikarzem z „Trybuny”, bowiem każdy człowiek niezależnie od tego w co wierzy ma prawo bać się bezrobocia, tak jak boi się śmierci .Odnośnie „chrześcijaństwa przeżyciowego”, w popierającej go gazecie zaistniał piękny wyjątek:

,,Tak naprawdę nie można w życiu chrześcijanina oddzielać tego, co świeckie, i tego, co religijne, Boże. Jezus uświęca całe nasze życie. Codzienność i świętowanie, trud pracy i modlitwy, płacz i smak porażki, radość i ludzką nadzieję. Wszystko. Dla Niego nie ma wzniosłych i niewzniosłych rejonów naszego życia. Takich, gdzie można Go zaprosić i gdzie nie wypada Mu wejść''.

-No dobrze, ale co jest złego w homeopatii? – zapytała żona opilca.
-Bo jest to „robienie wody z mózgu”! – powiedziała Babcia. – Namydli się choremu człowiekowi oczu, że to coś działa, a to „bujda na resorach”. To nie działa, a jeśli nawet to autosugestia, albo złamanie pierwszego przykazania grożące opętaniem! – zakończyła.
-Poza tym – dodał Dziadek – współczesna medycyna szarlatańska, sprzedawana często pod szyldem „naturalnej” ( najlepsza jest komplementarna) znakomicie leczy portfele z nadmiaru pieniędzy, wywołującego chorobę, zwaną „bogactwem”. Na dodatek Hahnemann, który stworzył homeopatię był masonem i spirytystą.
-I co w tym złego? – spytał plażowy opilec. – Ja lubię spirytus!
- O tym się nie mówi, ale masoni w Meksyku i w Portugalii poczynali sobie nie lepiej niż naziści w Niemczech, a bolszewicy w Związku Radzieckim – powiedział Dziadek. – Dodatkowo ogłupiają ludzi różnymi „bzdetami”, z których „New Age” jest najnowszą zbijając na tym dużo pieniędzy i są chorzy z nienawiści do Kościoła niczym czterystu J. Urbanów i sześciuset R. Kotlińskich.
- Człowiek się męczy jak z wami gada – machnął ręką wielbiciel chmielowego napoju. – Jak słucham o waszej Piwnicy, gdzie się człowiekowi wpycha Kał do gęby, to aż mi się lodów odechciało, ale „gadane” co niektórzy z was mają, nie zaprzeczę – myślał o Hel, ale nie chciał aby żona była zazdrosna. – Mam nadzieję, że wasz pan Ceum będzie umiał leczyć choroby psychiczne... – zakończył szyderczo.
-No, nie tego nie zdzierżę! – zakrzyknął Wujek Aloś. – Nie dość, że pan nie pomoże, to jeszcze przeszkadza i wyzywa nas od pseudokibiców, kłusowników, szarlatanów, masonów, sekciarzy, a teraz jeszcze od umysłowo chorych! Fenrir! Bierz tego dziada, bo jest nudny, jak flaki na oleju! – zakomenderował nie zdając sobie sprawy z tego co powiedział.
Posłuszny pies wyszedł z wody i rzucił się na opoja przegryzając mu tętnicę szyjną. Piasek poczerwieniał, matka z dziećmi w krzyk i płacz, a że przyszło więcej ludzi, bo już było wczesne południe, ogarnęła ich panika. Padały krzyki „Mordercy”!, ktoś dzwonił na policję, a nasi bohaterowie zbledli z przerażenia.
-Ja.... ja.... ja..... ja.......... nie chciałem go za... za... bić! Nie myśśślałeem co, co ro...ro... bię! Buuuuuuu! – płakał Wujek Aloś z Elbląga.
-Jaja są w kurniku – powiedział Dziadek – i nic tobie nie pomogą.
-Ale ja nie wytrzymałem, on tak mnie „wnerwił”, że mnie nerwy puściły, ale ja nie chcę być mordercą! Buuuuu!
- Już rzęzi, ale jeszcze żyje – uspokoił Dziadek. – Jeśli żałujesz swojej nierozwagi, weź Atyrmę i oblej nią krwawiące miejsce – wypróbujemy czy działa i czy nie ma skutków ubocznych.
Wujek Aloś rzetelnie spełnił co mu Dziadek nakazał. Wynik przerósł oczekiwania; człek wstał i krzyczał:
-Ratunku! Ratunku! Zabierzcie tego psa!
Jego żona i dzieci były w szoku – wszak po przegryzieniu tętnicy nie została nawet blizna, co ciekawsze – nos niedoszłego denata stracił czerwone zabarwienie.
-To cud! – krzyczeli jedni,
-Skutek hipnozy! – drudzy,
-To sen! – trzeci i szczypali się nadaremno,
-Ktoś tu kręci film sensacyjny! – czwarci,
-Pokazy sztuczek czarodziejskich! – inni,
-To jacyś sekciarze! – jeszcze inni,
-Kosmici! – bez komentarza,
-To jakiś pokaz niekonwencjonalnej medycyny! – następni,
Czy wiesz gdzie ostatnio położyłem alkomat? – pytał mąż żony,
Ktoś w hotelu dał nam narkotyki! – jeszcze następni,
Przepraszam, jak się dostać do psychiatry?
Od takich wypowiedzi było głośno na całej plaży. Tymczasem przyjechał radiowóz policji.
-Przepraszam – powiedział policjant – kto jest poszkodowany?
- Ja – powiedział niedoszły denat – ten facet kazał temu brytanowi, aby mi przegryzł gardło, i wyszło z wody takie bydle, duże z zębami, przegryzło mi gardło, aż tu na piasku krew leży...
Policjanci patrzyli z niedowierzaniem, bowiem zeznający nie miał nawet najmniejszej blizny na szyii. Na piasku i pysku Fenrira też już nie było krwi.
- Czy to prawda? – zwrócili się do rodziny Kujawskich.
- O, o, prawda, panie władzo – mówił niedoszły morderca. – Kazałem Fenrirowi, aby brał tego dziada, bo mnie „wcukrzył”, ale nie myślałem aby go zabić. Potem Dziadek dał mi Atyrmę, czyli panaceum i on choć już rzęził przeżył.
-Bo ja się założyłem z lekarzem rodzinnym, panem Tytusem Starakowskim, że wynajdę lek uniwersalny – powiedział Dziadek.
Po krótkiej naradzie dowódca policjantów stanął na środku plaży i przemówił.
-Szanowni obywatele! Wiem, że lubicie opaleniznę, ale nadmiar słońca szkodzi i min. można się nabawić udaru słonecznego, czego byliśmy wszyscy świadkami przed chwilą. Proponuję, aby zamiast bez przerwy tylko leżeć jak na patelni, a potem mieć majaki, pójść do wody, lub do cienia, aby uniknąć podobnej sytuacji. A jeśli następnym razem, zechcecie wezwać nas, upewnijcie się, czy zagrażające wam niebezpieczeństwo jest prawdziwe, czy wyimaginowane. Wiecie na pewno, że mamy „całe miasto na głowie”, więc dobrze się zastanówcie, ile może kosztować podobny głupi kawał. A teraz żegnamy obywateli i życzymy miłego odpoczynku.
Po tych słowach policja odjechała. Nasi bohaterowie ubrali się i czym spiesznie udali do Szczecina ( po drodze Córka uzdrowiła Atyrmą użytkownika wózka inwalidzkiego, naprawiła stłuczoną butelkę, a nawet przywróciła do życia kota). W pociągu Dziadek pouczał Wujka Alosia.
-Bo wiesz, twoją wadą jest – mówił – to , że najpierw zrobisz, a potem pomyślisz. A to tak nie trzeba, ale odwrotnie – najpierw pomyśleć, a potem zrobić.
Wujek Aloś z Elbląga bardzo żałował swojej wpadki.

Po powrocie do Szczecina, Dziadek ofiarował Atyrmę swojemu lekarzowi i... wygrał zakład. Rodzina zrezygnowała z opatentowania leku, aby wszyscy mieli do niego dostęp jak najszybciej.
Niestety, pierwsze prawdziwe panaceum wywołało zawiść firm farmaceutycznych ( nazw nie wymienię) bojących się bankructwa. Ostatecznie dr. Starakowski zginął w wypadku samochodowym, zaś do Domu wtargnęła brygada antyterrorystyczna; mieszkanie zdemolowała, a rodzinę pobiła grożąc, że zabije gdy cokolwiek powie. Cały zapas Atyrmy został skonfiskowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz