piątek, 6 listopada 2015

Biwog i Sulimir

,,W Kraju Stepów Deneb opowiadał również o budzących zdumienie ludziach, zwanych Stuha. Z Enków najwięcej miłowali Mokoszę, […]. Ona dawała im zdolność latania, by mogli bronić wszystkich przed ałami, ażdachami, latawcami i innymi monstrami. Należeli do nich mężczyźni, kobiety, dzieci, a nawet zwierzęta. Pomagali im żmijowie […] i smoki powietrzne. W niektórych krajach nazywano ich sylfami'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''




Żmij Sulimir, przyjaciel człowieka Biwoga – wojownika ze wsi Šumavy, co walczył w Macedonii pod stanicą Boda z Kimerii, należał do zakonu stuha. Był to żmij wysoki i potężny, o głowie jaszczurczej, zębach smoczych, szponach orlich i ogonie wężowym, pokryty łuskowatą skórą barwy ciemnozielonej, którą mógł zrzucać jak liniejący wąż. Miał ludzki tułów i kończyny, zaś u ramion wyrastały mu błoniaste skrzydła, takie jakie mają smoki. W walkach z ażdachami używał Sulimir długiego miecza Siersza, przez złośliwych nazywanego mieczem katowskim, podczas gdy Biwog ruszał do boju z mieczem Sieczeniem, zdobytym na germańskich Markomanach i maczugą Krzywą. Obaj junacy zawarli przed laty braterstwo krwi i wymienili się nawęzami. Od tej pory związani zostali jednym z najsilniejszych przymierzy, mogli zawsze na siebie liczyć i wspólnie przemierzając bezdroża Sklawinii przeżyli mnóstwo przygód.


*





Była noc, gdy Sulimir odłączył się od swej drużyny, złożonej z innych rycerzy stuha. W blasku złotego Księżyca lawirował wśród wysokich i spiczastych jak iglicę szczytów Gór Kerczyńskich, gdzieś na podmokłych pustkowiach Wschodu. Polował na Wiję – skoropanę. Imieniem tym, skarżący się zakonowi stuha, pełni lęku antyjscy kmiecie określali żyjącą już setki lat, jasnozieloną skolopendrę dłuższą niż trzynaście krów ustawionych jedna za drugą, która miała głowę kobiety, zaś szczypce i odwłok – skorpiona. Słowianie bali się i nienawidzili jej, bo w bezksiężycowe noce wypełzała ze skalnych rozpadlin i wędrowała ku ludzkim zagrodom, by pożerać zarówno ludzi jak też ich zwierzęta. Uskrzydlony żmij z mogącym ciąć najtwardszą stal mieczem w dłoni, szukał kryjówki poczwary, sprawnie wymijając w locie kamienne kolce, którymi gęsto najeżona była ziemica Kerczan. Długo trwał jego niestrudzony lot. Sulimir śmiał się w twarz nie tylko śmierci, ale i zmęczeniu. Zaczarowane Góry Kerczyńskie były jednak daleko bardziej niebezpieczne niż sobie wyobrażał. Lawirując między szczytami począł słyszeć cichutką muzykę niby zawodzenie syreny. Śpiew ów był tak cichy, że nie słyszało go pozbawione małżowiny ucho żmija, jeno sam jego umysł. Osłabiało to jego uwagę, aż o mały nie zderzył się ze skałą. Niedługo potem zaczął słyszeć jak strzeliste skały dzwonią niby porcelanowe dzwony z katedry w Ys i coś mówią w prastarych językach, jeszcze starszych niż język starokrasny. ,,Bim – bam! Za – wróć! Bim – bam! Ucie – kaj!'' - dzwoniły i jęczały skały, aż pod wpływem ich głosu żmij Sulimir stracił orientację. Ogarnęło go wielkie znużenie. Zabłądził w gęstwinie kamiennych iglic, a wszystkie jego starania by się wydostać, okazały się daremne.
- Aradvi Sura Aredvi.... - czując nadchodzącą niesławną śmierć, stuha począł wzywać imienia Mokoszy, patronki swego zakonu.
Prosił tak żarliwie i ufnie jak tylko umiało jego szczere serce, a że było wolą Ageja, by jeszcze pożył, Mokosza miłująca zakon stuha stojąc na sinej chmurze spuściła złoty łańcuch o dziesięciu ogniwach. Żmij chwycił ten oręż walki z Čortami i jego mocą opuścił labirynt kamiennych iglic, niczym Tezeusz idący po nici Ariadny.
- Sława Mokoszy! - ryknął żmij donośnie niby smok, po czym odzyskawszy rześkość powrócił do obozu.
Wija – skoropana została osaczona przez Sulimira i innych rycerzy stuha następnej nocy kiedy tarczę Księżyca zakrył mrok. Poczwara otrzymała wiele ran, lecz uszła śmierci chroniąc się w pobliskim Morzu Ciemnym. Nigdy już nie powróciła do Gór Kerczyńskich, a po wielu wiekach zginęła z ręki Jerusłana Zalazarowicza i Rogdaja Mścisławicza.


*




Daligor z Gorca spłodził Miruna, ojca Sławuna, ojca Masława. W czasie gdy jego syn, Biwog z Šumavy razem ze żmijem Sulimirem, synem Hadyki przemierzał ziemię, które w erze trzynastej nazwano Bohemią, przyszło im obu walczyć z Rusytarzem (Rusitarius), sługą Tybalda, króla wąpierzy. Tenże Rusytarz był mężem nienaturalnie wysokim, o trzy głowy wyższym niż król Saul, a do tego bogatym w mięśnie niby byk, albo niedźwiedź. Gorący jak koń i wiecznie zlany potem, miał twarz czerwoną, a włosy płowe, długie i pozlepiane w kołtuny. Nosił czerwony kaftan, granatowe nogawice, niezmiernie długi miecz zwany Czulis i naszyjnik z trzydziestu zębów zabitych w boju junaków. Za rozkazu Tybalda chwytał maupy – nadrzewne zwierzęta wielkości lisów, pokryte puszystym, szarym futrem i mające zupełnie ludzkie twarze, a w szczególności ich młode, aby pod wpływem czarów i tortur zamieniały się w potwory walczące pod stanicami króla wąpierzy. Sulimir i Biwog natknęli się nań, gdy szedł przez las, rycząc na całe gardło sprośne, pijackie piosenki. Prowadził ze sobą dziesięć maup, zmuszonych do chodzenia na tylnych łapach i skrępowanych powrozami. Junacy postanowili je uwolnić. Rusytarz choć miał przypasany miecz niezwykłej długości, nie grzeszył odwagą, a tych witezi, którzy polegli z jego ręki, zabijał z zasadzki łamiąc wszelkie reguły honorowego pojedynku. Teraz zaś rzucił się na ziemię szepcząc jakieś zaklęcie, aż przybrał postać wielkiego, ziejącego ogniem, zielonego smoka. Gdy plunął strumieniem ognia w stronę Biwoga, ów zasłonił się tarczą i uderzył nią w paszczę smoka wybijając mu pięć zębów. Tarcza rozpadła się przy uderzeniu na drobne kawałeczki, bo smok był twardy niby odłam skały. Wtedy Biwog wykorzystując jego zaskoczenie wraził mu sztylet, zwany mizerikordią w oko, lecz nie zdołał mu przetrącić drogocennego kamienia drakolitu w czaszce. Smok szalejąc z bólu, załopotał błoniastymi skrzydłami i począł wzbijać się w niebo. Gdy odrywał się od ziemi, żmij Sulimir , który uśmiercił już wiele złych smoków, wskoczył przemienionemu Rusytarzowi na kolczasty grzbiet i jednym ciosem miecza ściął mu głowę. W tej samej chwili Biwog zatopił miecz w miękkim jak ciało ślimaka brzuchu potwora. Smok opadł na ziemię z nieopisanym hukiem wywracającym drzewa. Rusytarz, łowca maupich dzieci już nikomu nie zagrażał, a jego młodych więźniów obaj junacy rozwiązali i bezpiecznie odprowadzili do ich rodziców o małpich ciałach i ludzkich twarzach.


*

Gdzieś na ziemiach późniejszej Bohemii rycerze stuha zebrali się koło ogniska na Polanie Starodębskiej. Razem z nimi byli Sulimir i Biwog. Nad drużyną wojowników rozpościerało się gwieździste niebo, zaś w ich gronie rozbrzmiewały pieśni i opowieści, nad ogniem skwierczały tłuste kiełbasy, a z ręki do ręki przekazywano sobie byczy róg napełniony złocistym miodem. Sulimir, gdy nadeszła jego kolej, otworzył paszczę pełną rekinich zębów i szarpiąc szponiastymi palcami struny liry rozpoczął opowieść o tym jak wstąpił w szeregi stuha.
- Jestem synem ciemnozielonego żmija Hadyki i poślubionej mu, leśnej kobiety Zwisławy ze Swałęczy. W czternastej wiośnie życia od opuszczenia skorupki jaja, wracając do chaty z koszykiem pełnym malin, natknąłem się na wojów w lśniących zbrojach i skórach złocistych panter, jadących na białych koniach ze złoconymi rzędami. Padłem przed nimi na kolana, bo w swej dziecięcej niewiedzy myślałem, że to sami Enkowie. Ośmielony ich łagodnością, wypytywałem ich o wszystko co tylko przyszło mi do głowy, oni zaś wytłumaczyli mi, że nie są Enkami, lecz służą Enkom, a w szczególności Mokoszy jako stuha – latający wojowie, co bronią poczciwych istot przed ałami i ażdachami. Gdy odjechali, zapragnąłem stać się jednym z nich, lecz moja macierz nie chciała tego, bo mój ojciec był wojownikiem, co zginął w walce ze smokiem, wcześniej kładąc trupem niezliczone strzygi i czarownika Miedzianą Twarz – w czarne szaty odzianego i noszącego maskę z miedzi pokrytą hieroglifami. Jednak parę dnipo owym spotkaniu w lesie porwała mnie trąba powietrzna, która niosła mnie wiele staj, aż rzuciła przed chatę Šumuna – mistrza stuha, będącego naznaczonym licznymi bliznami Lynxem; człowiekiem z głową rysia, co w bitwie pod Brodovem stracił jedną rękę. Šumun przyjął mnie za swego ucznia i wiele lat bezlitośnie trenował, bym mógł zostać jednym z was. Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany dzień zakończenia nauki. Całą noc spędziłem na modłach w kącinie Mokoszy, od której otrzymałem smocze skrzydła. Następnie w grodzie Słowian, zwanym Karlava, książę Kuroš pasował mnie na rycerza i pozwolił wziąć udział w turnieju na swym dworze. Wtedy to ludzi napadły kery – latające straszydła o trupich czaszkach i rzuciłem się razem z innymi witeziami, aby je bić. Walcząc z nimi ocaliłem życie swemu mistrzowi. Gdy kery o stalowych szponach zostały wybite, książę Kuroš nadał mi herb Śmierciosiecz, wyobrażający na polu czarnym srebrną trupią czaszkę przeciętą na pół srebrnym ostrzem mieczowym.







*

Biwog poślubił dziewicę o imieniu Jeślica z Šumavy i miał z nią syna Šumina. Z jego krwi w erze trzynastej narodził się rycerz Biwoj – wielki bohater Bohemii i oblubieniec królowej Libuszy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz