,,W Kraju Stepów Deneb opowiadał również o budzących zdumienie ludziach, zwanych Stuha. Z Enków najwięcej miłowali Mokoszę, […]. Ona dawała im zdolność latania, by mogli bronić wszystkich przed ałami, ażdachami, latawcami i innymi monstrami. Należeli do nich mężczyźni, kobiety, dzieci, a nawet zwierzęta. Pomagali im żmijowie […] i smoki powietrzne. W niektórych krajach nazywano ich sylfami'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''
Żmij
Sulimir, przyjaciel człowieka Biwoga – wojownika ze wsi Šumavy,
co walczył w Macedonii pod stanicą Boda z Kimerii, należał do
zakonu stuha. Był to żmij wysoki i potężny, o głowie
jaszczurczej, zębach smoczych, szponach orlich i ogonie wężowym,
pokryty łuskowatą skórą barwy ciemnozielonej, którą mógł
zrzucać jak liniejący wąż. Miał ludzki tułów i kończyny, zaś
u ramion wyrastały mu błoniaste skrzydła, takie jakie mają smoki.
W walkach z ażdachami używał Sulimir długiego miecza Siersza,
przez złośliwych nazywanego mieczem katowskim, podczas gdy Biwog
ruszał do boju z mieczem Sieczeniem, zdobytym na germańskich
Markomanach i maczugą Krzywą. Obaj junacy zawarli przed laty
braterstwo krwi i wymienili się nawęzami. Od tej pory związani
zostali jednym z najsilniejszych przymierzy, mogli zawsze na siebie
liczyć i wspólnie przemierzając bezdroża Sklawinii przeżyli
mnóstwo przygód.
Była
noc, gdy Sulimir odłączył się od swej drużyny, złożonej z
innych rycerzy stuha. W blasku złotego Księżyca lawirował wśród
wysokich i spiczastych jak iglicę szczytów Gór Kerczyńskich,
gdzieś na podmokłych pustkowiach Wschodu. Polował na Wiję –
skoropanę. Imieniem tym, skarżący się zakonowi stuha, pełni lęku
antyjscy kmiecie określali żyjącą już setki lat, jasnozieloną
skolopendrę dłuższą niż trzynaście krów ustawionych jedna za
drugą, która miała głowę kobiety, zaś szczypce i odwłok –
skorpiona. Słowianie bali się i nienawidzili jej, bo w
bezksiężycowe noce wypełzała ze skalnych rozpadlin i wędrowała
ku ludzkim zagrodom, by pożerać zarówno ludzi jak też ich
zwierzęta. Uskrzydlony żmij z mogącym ciąć najtwardszą stal
mieczem w dłoni, szukał kryjówki poczwary, sprawnie wymijając w
locie kamienne kolce, którymi gęsto najeżona była ziemica
Kerczan. Długo trwał jego niestrudzony lot. Sulimir śmiał się w
twarz nie tylko śmierci, ale i zmęczeniu. Zaczarowane Góry
Kerczyńskie były jednak daleko bardziej niebezpieczne niż sobie
wyobrażał. Lawirując między szczytami począł słyszeć cichutką
muzykę niby zawodzenie syreny. Śpiew ów był tak cichy, że nie
słyszało go pozbawione małżowiny ucho żmija, jeno sam jego
umysł. Osłabiało to jego uwagę, aż o mały nie zderzył się ze
skałą. Niedługo potem zaczął słyszeć jak strzeliste skały
dzwonią niby porcelanowe dzwony z katedry w Ys i coś mówią w
prastarych językach, jeszcze starszych niż język starokrasny.
,,Bim
– bam! Za – wróć! Bim – bam! Ucie – kaj!''
- dzwoniły i jęczały skały, aż pod wpływem ich głosu żmij
Sulimir stracił orientację. Ogarnęło go wielkie znużenie.
Zabłądził w gęstwinie kamiennych iglic, a wszystkie jego starania
by się wydostać, okazały się daremne.
-
Aradvi Sura Aredvi.... - czując nadchodzącą niesławną śmierć,
stuha począł wzywać imienia Mokoszy, patronki swego zakonu.
Prosił
tak żarliwie i ufnie jak tylko umiało jego szczere serce, a że
było wolą Ageja, by jeszcze pożył, Mokosza miłująca zakon stuha
stojąc na sinej chmurze spuściła złoty łańcuch o dziesięciu
ogniwach. Żmij chwycił ten oręż walki z Čortami
i jego mocą opuścił labirynt kamiennych iglic, niczym Tezeusz
idący po nici Ariadny.
-
Sława Mokoszy! - ryknął żmij donośnie niby smok, po czym
odzyskawszy rześkość powrócił do obozu.
Wija
– skoropana została osaczona przez Sulimira i innych rycerzy stuha
następnej nocy kiedy tarczę Księżyca zakrył mrok. Poczwara
otrzymała wiele ran, lecz uszła śmierci chroniąc się w pobliskim
Morzu Ciemnym. Nigdy już nie powróciła do Gór Kerczyńskich, a po
wielu wiekach zginęła z ręki Jerusłana Zalazarowicza i Rogdaja
Mścisławicza.
Daligor
z Gorca spłodził Miruna, ojca Sławuna, ojca Masława. W czasie gdy
jego syn, Biwog z Šumavy
razem ze żmijem Sulimirem, synem Hadyki przemierzał ziemię, które
w erze trzynastej nazwano Bohemią, przyszło im obu walczyć z
Rusytarzem (Rusitarius),
sługą Tybalda, króla wąpierzy. Tenże Rusytarz był mężem
nienaturalnie wysokim, o trzy głowy wyższym niż król Saul, a do
tego bogatym w mięśnie niby byk, albo niedźwiedź. Gorący jak koń
i wiecznie zlany potem, miał twarz czerwoną, a włosy płowe,
długie i pozlepiane w kołtuny. Nosił czerwony kaftan, granatowe
nogawice, niezmiernie długi miecz zwany Czulis i naszyjnik z
trzydziestu zębów zabitych w boju junaków. Za rozkazu Tybalda
chwytał maupy – nadrzewne zwierzęta wielkości lisów, pokryte
puszystym, szarym futrem i mające zupełnie ludzkie twarze, a w
szczególności ich młode, aby pod wpływem czarów i tortur
zamieniały się w potwory walczące pod stanicami króla wąpierzy.
Sulimir i Biwog natknęli się nań, gdy szedł przez las, rycząc na
całe gardło sprośne,
pijackie
piosenki. Prowadził ze sobą dziesięć maup, zmuszonych do
chodzenia na tylnych łapach i skrępowanych powrozami. Junacy
postanowili je uwolnić. Rusytarz choć miał przypasany miecz
niezwykłej długości, nie grzeszył odwagą, a tych witezi, którzy
polegli z jego ręki, zabijał z zasadzki łamiąc wszelkie reguły
honorowego pojedynku. Teraz zaś rzucił się na ziemię szepcząc
jakieś zaklęcie, aż przybrał postać wielkiego, ziejącego
ogniem, zielonego smoka. Gdy plunął strumieniem ognia w stronę
Biwoga, ów zasłonił się tarczą i uderzył nią w paszczę smoka
wybijając mu pięć zębów. Tarcza rozpadła się przy uderzeniu na
drobne kawałeczki, bo smok był twardy niby odłam skały. Wtedy
Biwog wykorzystując jego zaskoczenie wraził mu sztylet, zwany
mizerikordią w oko, lecz nie zdołał mu przetrącić drogocennego
kamienia drakolitu w czaszce. Smok szalejąc z bólu, załopotał
błoniastymi skrzydłami i począł wzbijać się w niebo. Gdy
odrywał się od ziemi, żmij Sulimir , który uśmiercił już wiele
złych smoków, wskoczył przemienionemu Rusytarzowi na kolczasty
grzbiet i jednym ciosem miecza ściął mu głowę. W tej samej
chwili Biwog zatopił miecz w miękkim jak ciało ślimaka brzuchu
potwora. Smok opadł na ziemię z nieopisanym hukiem wywracającym
drzewa. Rusytarz, łowca maupich dzieci już nikomu nie zagrażał, a
jego młodych więźniów obaj junacy rozwiązali i bezpiecznie
odprowadzili do ich rodziców o małpich ciałach i ludzkich
twarzach.
*
Gdzieś
na ziemiach późniejszej Bohemii rycerze stuha zebrali się koło
ogniska na Polanie Starodębskiej. Razem z nimi byli Sulimir i Biwog.
Nad drużyną wojowników rozpościerało się gwieździste niebo,
zaś w ich gronie rozbrzmiewały pieśni i opowieści, nad ogniem
skwierczały tłuste kiełbasy, a z ręki do ręki przekazywano sobie
byczy róg napełniony złocistym miodem. Sulimir, gdy nadeszła jego
kolej, otworzył paszczę pełną rekinich zębów i szarpiąc
szponiastymi palcami struny liry rozpoczął opowieść o tym jak
wstąpił w szeregi stuha.
-
Jestem synem ciemnozielonego żmija Hadyki i poślubionej mu, leśnej
kobiety Zwisławy ze Swałęczy. W czternastej wiośnie życia od
opuszczenia skorupki jaja, wracając do chaty z koszykiem pełnym
malin, natknąłem się na wojów w lśniących zbrojach i skórach
złocistych panter, jadących na białych koniach ze złoconymi
rzędami. Padłem przed nimi na kolana, bo w swej dziecięcej
niewiedzy myślałem, że to sami Enkowie. Ośmielony ich
łagodnością, wypytywałem ich o wszystko co tylko przyszło mi do
głowy, oni zaś wytłumaczyli mi, że nie są Enkami, lecz służą
Enkom, a w szczególności Mokoszy jako stuha – latający wojowie,
co bronią poczciwych istot przed ałami i ażdachami. Gdy odjechali,
zapragnąłem stać się jednym z nich, lecz moja macierz nie chciała
tego, bo mój ojciec był wojownikiem, co zginął w walce ze
smokiem, wcześniej kładąc trupem niezliczone strzygi i czarownika
Miedzianą Twarz – w czarne szaty odzianego i noszącego maskę z
miedzi pokrytą hieroglifami. Jednak parę dnipo owym spotkaniu w
lesie porwała mnie trąba powietrzna, która niosła mnie wiele
staj, aż rzuciła przed chatę Šumuna
– mistrza stuha, będącego naznaczonym licznymi bliznami Lynxem;
człowiekiem z głową rysia, co w bitwie pod Brodovem stracił jedną
rękę. Šumun
przyjął mnie za swego ucznia i wiele lat bezlitośnie trenował,
bym mógł zostać jednym z was. Wreszcie nadszedł długo
wyczekiwany dzień zakończenia nauki. Całą noc spędziłem na
modłach w kącinie Mokoszy, od której otrzymałem smocze skrzydła.
Następnie w grodzie Słowian, zwanym Karlava, książę Kuroš
pasował mnie na rycerza i pozwolił wziąć udział w turnieju na
swym dworze. Wtedy to ludzi napadły kery – latające straszydła o
trupich czaszkach i rzuciłem się razem z innymi witeziami, aby je
bić. Walcząc z nimi ocaliłem życie swemu mistrzowi. Gdy kery o
stalowych szponach zostały wybite, książę Kuroš
nadał mi herb Śmierciosiecz, wyobrażający na polu czarnym srebrną
trupią czaszkę przeciętą na pół srebrnym ostrzem mieczowym.
*
Biwog
poślubił dziewicę o imieniu Jeślica z Šumavy
i miał z nią syna Šumina.
Z jego krwi w erze trzynastej narodził się rycerz Biwoj – wielki
bohater Bohemii i oblubieniec królowej Libuszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz