niedziela, 25 lutego 2018

,,Upiór Południa. Pamięć Umarłych''










W lutym 2018 r. przeczytałem drugi tom tetralogii dark fantasy ,,Upiór Południa'' Mai Lidii Kossakowskiej zatytułowany ,,Pamięć Umarłych'', w którym uwidacznia się inspiracja prozą amerykańskiego pisarza Williama Faulknera (1897 – 1962) i starymi westernami. W powieści można również dostrzec podobieństwo do ,,Mistrza i Małgorzaty'' Michaiła Bułhakowa.








Akcja rozgrywa się w podczas upalnego sierpnia w XIX wieku, krótko po zakończeniu wojny secesyjnej (1861 – 1865), za życia słynnego rewolwerowca Jessego Jamesa (1847 – 1882) na Dzikim Zachodzie – w małym miasteczku High Hill w okolicach Nowego Orleanu (stan Luizjana).








Głównym bohaterem jest zmęczony życiem szeryf Joseph Barlow, razem ze swym zastępcą Tomem Ribbsem i dwoma młodymi pomocnikami: Fredem i Zackiem strzegący sprawiedliwości w High Hill. Jest to bohater pozytywny; prawy człowiek kierujący się honorem i kochający ojciec. Niestety jego żona Helen zachorowała i zmarła w męczarniach, a teraz ciężka choroba dręczyła jego córkę Mary. Umierająca dziewczynka przyjaźniła się z łaciatym kotem Panem Bobbym, którego pewnego razu rozszarpał czarny pies sąsiadów... (znów odzywa się sympatia Kossakowskiej do kotów ;).








Życie szeryfa zmieniło się gdy napotkał na swej drodze rewolwerowca Ralpha Hitchcomba. Burmistrz miasteczka, Henry Statford wraz z synem Joshem wynajął Hitchcomba co zabicia Samuela Benbowa, aby zdobyć obfitującą w ropę naftową ziemię jego ojca Zebediasza. Gdy rewolwerowiec wykonał zadanie, zleceniodawcy otruli go trutką na szczury, a potem dobili. Szeryf Barlow znalazł jego zwłoki na pustyni i pochował je. Hitchcomb trafił do piekła, gdzie dusze rewolwerowców stanowiły rodzaj swoistej arystokracji. Jako upiór powrócił do High Hill, aby wyrównać rachunki. Hitchcomb był stary, wysoki i chudy. Miał niepokojące, niebieskie oczy przypominające wodę w zimnym strumieniu, które potrafiły upodabniać się do świecących zielono chińskich lampionów. Upiór rewolwerowca był odporny na ogień i potrafił przechodzić przez ściany. Umiał zamieniać się w człowieka – karabin o ciele z żelaza i drewna. Tak za życia jak i po śmierci, Hitchcomb, poszukiwany w kilku stanach, był okrutny i cyniczny – potrafił zabijać ludzi dla kaprysu jak też krwawo się mścić. Równocześnie miał znacznie więcej honoru od chciwego burmistrza Statforda i jego syna, których zabił. Chcąc się odwdzięczyć szeryfowi za godny pochówek zaopiekował się jego umierającą córką. Najpierw zwrócił jej z zaświatów ukochanego kota, potem pozbawił ją strachu, który przybrał postać stawonoga o ostrych pazurach (mnie osobiście stworzenie z ilustracji Dominika Brońka przypomina nieco eurypterusa), a na pożegnanie uleczył ją z choroby.
Trudno mi oprzeć się wrażeniu pewnego podobieństwa Hitchcomba do Wolanda – karzącego złych ludzi demona, który ,,zła pragnąc, czyni dobro'' (odsyłam do posta: ,,Michaił Bułhakow''). Szeryf Barlow był mu wdzięczny za uleczenie córki i co roku jeździł z nią na pustynię, aby pielęgnować grób rewolwerowca. Wierzył, że to tak naprawdę Bóg ,,piszący prosto na krzywych liniach'' posłużył się Hitchcombem, by uratować Mary.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz