środa, 19 września 2018

Żelazen









Był XX wiek od czasu gdy Słowo stało się ciałem i mieszkało między nami. O dawnej Analapii już mało kto pamiętał. Odkąd Mieszko I Oświeciciel przyjął chrzest, jej miejsce zajęła Polska. Tymczasem za Islandią, za Grenlandią, za wzburzonymi falami, które ongiś zakryły Atlantydę, w wielkim mieście wielkich Stanów Zjednoczonych, odbywał się konwent miłośników fantastyki, na który przybyło wielu uznanych autorów. Jeden z nich nazywał się Roger. Roger Zelazny.
- Hej! Zawsze chciałem cię spytać czemu nosisz takie dziwne nazwisko – walnął prosto z mostu jeden z fanów pisarza; młody chłopak w jeansowej kurtce o twarzy gęsto usianej pryszczami.
- Mój ojciec przybył z Polski. Zelazny to polskie nazwisko – objaśnił spokojnie pisarz.








- A czy ta cała Polska to nie przypadkiem kraj nazistów, którzy urządzili Żydom Holokaust? - z głupia frant spytał młody Żyd z Nowego Jorku.
- Wręcz przeciwnie – zaprzeczył Roger Zelazny. - Długo można by mówić o Polakach mordowanych przez nazistów i jeszcze ratujących Żydów przed strasznym losem…
- Dobra, ale czemu Polacy noszą takie dziwne nazwiska? - drążył temat pryszczaty posiadacz jeansowej kurtki.
- Założycielem mojego rodu był słowiański wojownik Żelazen, którego imię oznacza ‘mocnego jak żelazo’ i tak jak żelazo mającego moc zwyciężać demony przez Słowian nazywane Čortami – rozpoczął swą opowieść Roger Zelazny.









- To ktoś taki jak Iron Man? - spytała ruda dziewczyna lubiąca komiksy.
- Każda epoka ma swoich herosów – potwierdził pisarz. - Żelazen żył w starożytności, w czasach Juliusza Cezara, w słowiańskim królestwie nazywającym się Analapia; była to bowiem taka pogańska Polska a rebours. Pochodził z rodu Vojen – thala; wojownika o nadludzkiej sile władnego przybierać postać tygrysa. Tak jak jego antenaci, Żelazen wędrował po świecie walcząc z potworami i poszukując skarbów.








- To całkiem jak Conan – uśmiechnął się od ucha do ucha młody Murzyn w okularach. - Ciekawe czy się znali?
- Z tego co pamiętam Conan miał do czynienia z niejakim Olgierdem Władysławem – przypomniał sobie jego kolega pochodzenia chińskiego, lecz rudowłosa miłośniczka komiksów uciszyła ich nerwowym syknięciem.








- Żelazen ubił wiele straszydeł – kontynuował Roger Zelazny – takich jak smoki, wilkołaki, wampiry czy Walenty; złośliwy demon mający postać ludzkiej stopy, sprowadzającej śmierć na swoich właścicieli. Za swoje czyny otrzymał od Leszka I Wyścigowego, króla Analapii majątek ziemski i herb Walens przedstawiający żelazną stopę, bowiem pod odcięciu sobie stopy opętanej przez Walentego, rycerz musiał używać żelaznej protezy. W swoim majątku natrafił na opuszczony od lat modrzewiowy dworek pośród gęstego lasu. Zapuścił się w jego wnętrze przyświecając sobie pochodnią. ,,A nuż czekają tam na mnie zaklęte krocie?’’ - pomyślał z nadzieją. Istotnie, pod gnijącym i toczonym przez korniki dachem, na porośniętym mchem klepisku walały się rozrzucone w nieładzie złote monety pamiętające jeszcze czasy pierwszego imperium Sarmatów. W mroku pełnej zgnilizny i wilgoci izby czekał na Żelazena olbrzymi but z czerwonej skóry zdartej z tura o złotych rogach. But ten był nieco większy niż bywają ludzie i żywy. Groźnie szczerzył na Żelazena zęby ze złotych gwoździ i powarkiwał jak wściekły pies.









- Kamasz, do szewca! - niezbyt mądrze zawołał Żelazen, bowiem dotąd myślał, że demon o imieniu Kamasz to tylko takie bajanie starych bab – słuchająca pisarza feministka skrzywiła się na ten słowa.. - Tymczasem Kamasz przybrał postać wąsatego wojownika o złotych kłach, odzianego w czerwony kontusz.
- Bijmy się o te monety! - zakrzyknął, a Żelazenowi nie trzeba było dwa razy tego powtarzać. Dobył miecza z damasceńskiej stali i ranił nim ciężko Kamasza. Demon upadł na skrzypiącą podłogę i prosił, aby go dobić. Gdy Żelazen zadał mu cios łaski, stanęło przy nim dwóch Kamaszów, z którymi musiał walczyć. Szybko zrozumiał, że drugi cios miast zabić demona, zwiększa jego siły.
- Straszne! - jęknęli chłopak i dziewczyna. - Jak to się skończyło? - Roger Zelazny zrobił krótką przerwę na wypicie kubka wody mineralnej i dokończył.
- Mój przodek pokonał Kamasza unosząc go w powietrze i dusząc. Następnie podpalił nawiedzone dworzyszcze. Wcześniej pozbierał walające się na jego podłodze monety i zabrał je ze sobą. Gdy rano im się przyjrzał, okazało się, że były to zeschłe liście…
Konwent fantastów dobiegł już końca. Uczestnicy spotkania z Rogerem Zelaznym wrócili do domów pełni uznania dla bogactwa jego wyobraźni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz