środa, 8 maja 2013

Powieść o królowej Tatrze cz. VII



Poniższy fragment pochodzi z powieści ,,Tatra cz. III Ona i on''



Rozdział I

,,Człowieka z duszą'' można rozpoznać nawet gdyby przebywał w karczmie razem z pijakami" - powiedział polski góral do kontrowersyjnego księdza Józefa Tischnera, dla niektórych zbyt lewicowego.
Płomienie Ageja oświetlały twarz modlącej się Kaztii, siostry Tatry. Mieszkańcy Nawi Jasnej lubili wyprawy na szczyt Wielkiego Dębu, na spotkania z Agejem i Enkami innymi niż Weles. Choć archipelag, na którym mieszkała, był krainą szczęścia, teraz nawet na nim gościł smutek. Jego powodem była wojna i zagłada Aplanu. Policzki orantki były uperlone łzami.
- Żadne z przedśmiertnych cierpień nie jest wieczne - mówił Agej ocierając kobiecie łzy płomieniem, a ona ufnie wtuliła się w ogień. - Kaztio! Nadchodzi koniec Kościeja i jego okrucieństw. Na jednym z sabatów w górach była teutmańska dziewczyna, która chcąc zostać czarownicą wzywała w moim imieniu piwo sąsiadów aby skisło. Wzywała też ducha Goplany III, aby nauczyłą ją rozpusty, lecz teraz duch nie chce od niej odejść i bardzo dręczy, ona zaś żałuje. Chciałbym abyś jej pomogła, aby ludzie wzywali mnie przez ciebie w udręczeniu przez złe duchy.
- Pomogę - poważnie odrzekła Kaztia.
Od razu ruszyła w drogę, ta jednak prowadziła przez Alpenland teutmański, gdzie po raz kolejny czarownice zebrały się na sabat. Nie mogąc ich wyminąć, a wiedząc, że wiedźmy żyły w nieprzyjaźni z jytnas, mocą Ageja przybrała postać pięknej brzozy, zakorzenionej w wierchu i ozdobionej złotymi listkami - drzewo to symbolizowało jej ciało. Ukryta między gałęziami srebrzysta gwiazda przedstawiała duszę, a zakwitłe w listowiu lilie to dziewictwo, które za życia miało stać się darem dla Bielskobiała. W blasku Srebroniowym ukazywały się coraz liczniej miotły i kije z siedzącymi na nich kobietami, które następnie siadały na śniegu. Jedna z nich wyciągnęła jedwabistą, szponiastą dłoń po gałązkę Kaztii, inna chciała dla siebie zagarnąć piękna gwiazdę spomiędzy konarów, jeszcze inna chciałą napić się oskoły, lecz zdziwione spostrzegły, że drzewko parzy. To sam Agej bronił jej swoim żarem, aż wiedźmy straciły nią zainteresowanie.
- Otus sie!1 - rozległy się szepty, gdy z wyciem wichrui dalekim odgłosem bitwy, nadleciały dwie mamuny trzymając tron trzeciej, pozbawionej skrzydeł. Postawiły tron na ośnieżonym szczycie. Siedziała na nim młoda i szczupła kobieta. Miała długie, rude włosy, a kły niczym wampirzyca. Na palcach dłoni i stóp srożyły się czarne, hakowate pazury na modłę ptaków drapieżnych. Od klatki piersiowej w dół nosiła jedwabną, czarną suknię, a zamiast piersi miała dwie wijące się żmije. Na kolanach trzymała swoją żywą maskotkę - ludzką głowę na pajęczych nogach ze stepów Orlandu.
- Witaj Locho! - jedna z czarownic upadła twarzą w śnieg i polizała stopy mamuny; kobiety co niegdyś zaprzedała się Rykarowi. Następnie Locha odebrała hołd od pozostałych wiedźm, a także od złych nocnic, wąpierzy, mamun, z których ust ściekała krew pożeranych niemowląt i od przybyłych z Nurtu trolli. Królowa Čortlandu wypiła beczkę wódki, a następnie oddała się młodemu królowi wąpierzy, który w Burus miał zająć miejsce Erydana. Inne istoty żeńskie poszły w jej ślady, a już wkrótce zaczęły się plotki.
- Wiecie co się stało? Šlezviga kaput. Przedwczoraj do jej sypialni wpełzł potwór z teutmańskiego jeziora z niedźwiedziami. Miał ci ja łeb koziorożca, ale z pyskiem minoga, łapy jak żaba, a reszta jego cielska była jak u węgorza. Jak wpełzł, bydle, to nagryzł skórę królowej i wyssał krew z flakami, mózg i te inne, a potem - szlus do wody! - opowiadała owa czarownica, która w Dyskotece Pana Dżeka Piętro Niżej wygłosiła absurdalny monolog do słonicy.
- Głupia! Takie żyją w Helgolandzie! - strofowała ją nocnica; podobna do niewiasty całej czarnej jak smoła.
- A kiep ze szczegółami! - żachnęła się pierwsza. - Kościej jak ujrzał wydrylowaną żonę, to bardzo płakał, bo powiadają, że ją miłował, choć poślubił dla królestwa Teutmanii, a potem ku jej czci tereny na południe od Jutii nazwał ,,Šlezvig Holsanicy".
- A ja wiem co się zdarzy w przyszłości! A nie powiem! - chwaliła się inna wiedźma, wiedząca to od Rykara, który dowiedział się tego od Ageja, zanim go zdradził.
- No powiedz, nie bądź tym co ryje!- nalegały nocnica i jej rozmówczni.
- Jak chcecie mojej opowieści to dajcie wina - gdy dostała, zaczęła dziwną historię. - Przeminie to era i następna, a wtedy będą takie kraje o dziwnych nazwach jak Polska i Niemcy. Razu pewnego w Niemczech powstanie wódz, którego nazwisko wymówione wspak, będzie po nowoludzku oznaczało mordercę. Napadnie on na Polskę i inne kraje i będzie mordował, oj, mordował, a pomagać będzie mu niejaki Stalin. On jednak zdradzi go, to znaczy Stalina i napadnie na jego kraj - chyba Rosję, albo inaczej nazwany. Stalin, jak się wnerwi to skopie rzyć temu Reltihowi, to znaczy Hitlerowi i rękoma Polaków wywali Niemców za Odirnę; przepraszam, chciałam rzec - Odrę. Niektórzy z nich porobią takie organizacje - będzie ich mało, ale narobią krzyku na cały kontynent. Będą chcieli szkodzić Polsce, ale nie wszyscy Niemcy będą jak oni. Patrzcie co zobaczyłam dzisiaj w źródle! - rzekła czarownica, a jej słuchaczki przysłuchiwały się i wpatrywały w wizję wielce zaciekawione.
,,Razu pewnego w Burus zamieszkją Bałtowie, a książę polski sprowadzi Niemców, aby z nimi walczyli. Niemcy owi, oszustwem przywłaszczą sobie te ziemie, wymordują Bałtów, zwanych Prusami, osiedlą się i przejmą nazwę Prusaków. Do rozbiorów będą oni ludnością o niemieckiej kulturze, lecz lojalną Polsce. Biały orzeł Tinez, który później stanie się godłem Polski, pochodzi z Burus - późniejszych Prus. Znajdzie się taki niemiecki dureń, co wywiedzie z tego wniosek, że polskie godło jest pochodzenia niemieckiego, a nie bałtyjskiego. Filut ten będzie należał do odpowiedniej organizacji i będzie ogłupiać Polaków. Jednak przez okno wleci do niego czarny orzeł Ridan, który będzie w godle Niemiec i otrzyma imię ,,Gapa". Szponami wykłuje mu oczy i powie: ,,A to ładnie tak kłamać i knuć, huncwocie"? Łgarz będzie przepraszał, a że szczerze pożałuje, Ridan zwróci mu wzrok, a Niemiec opuści swą organizację i będzie próbował żyć uczciwie''.
Ale wy macie za małe móżdżki, by to zrozumieć! - dodała czarownica i włączyła się do powszechnej orgii.
Zmęczona i ubrana Locha przysiadła się do młodego, kwiożerczego króla.
- A powiadają, moja perło, że mojego poprzednika przed laty ubiła jakaś dziewica. Gdybym ją znał, to bym rozwlókł jej ciało do ostatniej fibry po całym kontynencie! - mówił młody władca.
- Zuchwały jesteś, Naraicarocie I - mówiła mamuna. - Erydan był wielkim mocarzem, a ona jest Wybraną (łotkip) - wspiera ją Agej i wszyscy Enkowie, jest mądra i wytrzymała, ma nawet pokorę i miłosierdzie, czego nam nigdy nie stanie. Jest niebezpieczna dla całego Čortlandu. Rykar mi mówił, że będzie przyczyną zguby Grabiuka i samego Kościeja nieśmiertelnego. - dodała po chwili.
Sabat się kończył, a Kaztia usłyszawszy co czeka Kościeja, przybrała swą postać i świecąc jak gwiazda, niepostrzeżenie udała się wreszcie aby wyprosić uwolnienie od potępionego ducha Goplany III, po czym wróciła uspokojona do domu.
- Ty jako jytnas nie mogłaś zostać skrzywdzona, ale niejeden ze śmiertelników wiele by tam stracił - mówił Agej.



Rozdział II

,,Tam gdzie mleczne wody
Leci płomiennym jajem Płanetnik młody
Czule żegna się z dziewczęciem
Jeszcze czulej z Księżycem..."

Z niskiego, zadbanego budynku, pomalowanego na karmazynowo, dochodziły słowa pieśni. Niosły się one daleko, a wokół padał deszcz. Po rozmokłej drodze szedł dziwny pochód. Rosły, wąsaty mężczyzna prowadził swoją żonę w białej sukni, z długim rozpuszczonym włosem. Za nimi jechała na brunatnym niedźwiedziu czerwonowłosa rusałka, eskortowana przez dwa niedźwiedzie polarne z toporami w łapach. Orszak uzupełniali aplańscy cywile pozbawieni domostw.
- Gdybym wiedział, że to tak się skończy, to bym cię słuchał! - wzdychał były król Lech III. - Biedny Evoliusz! Kochałem go jak ojca! Mój biedny kraj! - tymczasem była królowa Tatra pocałunkiem chciała pocieszyć swego mocno już doświadczonego męża.

,,Wielorybie ogromny;
Bracie mój rodzony,
W Kosmosie pływasz,
Mokoszy tyś łożem"

Zgromadzeni za stołem Płanetnicy słuchali kolejnej piosenki, gdy drzwi się otworzyły i wewenątrz zaroiło się od uchodźców. Z nimi wkroczył Lech III.
- Pozdrawiam poddanych czcigodnego króla Ixovodrava - zaczął uprzejmie - i przepraszam za najście. Jestem byłym królem Aplanu; mój kraj jest teraz podzielony między berła Kościeja, a Wieńczesława II Czerwono - Czarnego. Razem ze swoją żoną Tatrą, przyjaciółmi: Ruta, Arvotem Baldasem, Gotardem Urmeierem i Wilsonem Eaneawattem, oraz tymi nieszczęśliwymi - wskazał ręką na uchodźców - proszę o schronienie.
Płanetnicy spojrzeli po sobie, po czym wezwali jakiegoś człowieka.
- Panie, jestem karczmarzem i obsługuję szacowenych gości z Księżyca - powiedział. - Ta austeria nazywa się ,,Pod Wołem u Pala", zgadzam się, aby była waszym schronieniem - wówczas wkroczyłą rusałka z trzema niedźwiedziami.
- Dawno nie rozmawiałem z ojcem - przy posiłku rozmyślał Lech III - ciekawe kiedy wróci z Księżyca?
- Martwi mnie, dlaczego król Ixovodrav nie pomaga nam? - zamyśłiła się Tatra, a Ruta była zajęta tylko serem i twarogiem. Podobnie niedźwiedzie i większość szarych ludzi.
Niektórzy Płanetnicy próbowali się rozerwać rozbijając gliniane naczynia o głowę, aż unosiły się chmurki tęczowej krwi, lub pijąc wino z obuwia. Nastrój był jednak ponury.
- Moja żona jest południcą, ale jest dobra - mówił karczmarz do przybyłych, gdy jasnooka blondynka o bladej cerze, z lekka odbijającej blask Srebroniowy, układała na podłodze maty i skóry dla gości.
Była już noc i niosło się wycie napasłych ludzkimi ciałami wilków. Gotard Urmeier i Wilson Eaneawatt wyszli na zewnątrz, by pilnować gospody. Po nich, wartę mieli pełnić Ruta i Arvot Baldas. Wtem oba białe niedźwiedzie przewróciły się na trawę i zrosiły ziemię krwią. W ich piersiach sterczały długie, ciężkie włócznie. Drzwi pogrążonej we śnie austerii zostały wyważone i w ,,Pod Wołem u Pala" zaroiło się od czarno ubranych rezunów.
- Izoprofiet' Taras Długa Kita przynosi wam śmierć wszy! - zakrzyknął jeden z nich rozpoczynając mordowanie śpiących tułaczy.
Płanetnicy odkryli, że ich ,,jaja płomieniste" zostały ukradzione. W mroku zalśniły cztery oczy. To wkroczył sługa księcia Tarasa; żmij Kąsacz o wąskim pysku, długim, cienkim ogonie, ludzkich, szponiastych rękach i nogach i ciemnozielonej, przechodząej w czarną skórze. Wysuwał triumfalnie widełkowaty język z pyska zbrojnego w zęby jadowe, a w dłoni trzymał sztylet. Razem z nim przybył specjalny wysłąnnik Kościeja, znany nam już Uszak. Był uzbrojony w obsydianowy miecz.
- Ta suka zawsze gryzłą nogi naszych panów idących ku zwycięstwu! - Uszak schwytał uzbrojoną w pazury łapą ramię rozbudzonej władczyni i wskazał ją Kąsaczowi. Ruta i Arvot Baldas musieli odpierać ataki rezunów i nie mogli pomóc. Kąsacz przyglądał się ciwekawie Tatrze i obmyślał jakąś straszną śmierć dla niej. Ona zaś kaleczona pazurami oprawców milczała co doprowadzało ich do wściekłości.
- Najpierw naszą Myszkę udusimy, czy zatrujemy? - pytał się Kąsacz trzymając pokrytą łuską dłoń na jej podbródku, gdy nieoczekiwanie usłyszał świst i ujrzał rysią głowę Uszaka leżącą na podłodze.
- Zakręt! - syknął i błyskawicznie wbił Tatrze sztylet pod pachę, aż przebił ramię.
- Lechu! - Tatra rzuciła się na szyję mężowi, a ten w oka mgnieniu poszatkował żmija; jego łeb jeszcze długo kłapał szczękami, a ogon, ręce i nogi rzucały się jak ryby w sieci.
Topielica i jej przyjaciel przełamali napór rezunów. Lech III chciał wyprowadzić ukochaną z karczmy, lecz oto przyszli nowi napastnicy.
- Nie mogę uciekać, Lechu - mówiła - jako królowa Aplanu muszę bronić swoich poddanych! - opierając się małżonkowi chwyciła obsydianowy miecz i ze sztyletem w ramieniu zastawiła sobą drzwi. Była jednak wyczerpana brakiem snu, trudami tułaczki i utratą krwi, toteż upadła na kolana, a Lech czuwał przy niej. - Ty uciekaj, ale ja zostanę - radziłą swemu obrońcy, lecz ten wolał, aby jego krew po przelaniu zmieszałą się z krwią żony. Nagle - rezuni z dzikim wrzaskiem uciekli przez okna. Co było tego przyczyną?


*


- Kim jestem?! - na widok męża i żony; człowieka i południcy zawołał srogi upiór; ubrany w czarne szaty mąż, zamiast głowy mający czerwoną czaszkę z białym końskim ogonem, a imię jego: Taras Długa Kita.
- Równy wieprzom!2 - odpowiedziała południca celując z łuku w serce potwora.
Trafiła doń kilka razy, lecz nie mogła zabić.
- Dość tego, środkowy palcu dnia! - zawył książę i ruszył na południcę z nastawionym na sztorc mieczem.
Karczmarz zasłonił ją sobą a siebie tarczą. Choć upadły upiór zwany ażdachą, uderzył z imptetem nosorożca, albo bawołu - nie zdołał zabić człowieka. Zaczął go wściekle siec, lecz słabł z akażdym uderzeniem. Wreszcie opadł na trawę, a karczmarz uciął jego czerwoną czaszkę z karku. Dusza Tarasa po przebiciu kołem, z wielkim rykiem i w płomieniach udała się pod Korzenie Wielkiego Dębu, do smoka Rykara.
- Tą czaszkę możemy zanieść w poselstwie do króla Wieńczesława! - zaproponowała południca, a w austerii Lech III trzymał w rękach zimniejące ciało żony.




Rozdział III

- Krukkkkkkkkkkrww!!! - piejący kogut przepłoszył wąpierze i ogłosił nowy dzień.
Na zlanej wczorajszym deszczem łące zapłonęły stosy pogrzebowe. Kremacji poddano ciała ludzi i Płanetników, zdekapitowanego Uszaka i usieczonego Kąsacza, a także zabitych włóczniami Gotarda Urmeiera i Wilsona Eaneawatta. Arvot Baldas płakał jak bóbr, gdy płomienie lizały ich białe futra, a Ruta głaskała jego kudły usiłując go pocieszyć. ,,Jaj płomienistych" nie udało się odzyskać - rezuni je ukradli i polecieli w nieznane miejsce. W gospodzie Lech III klęczał i próbował obwiązywać gałgankami ciało żony, z którego razem z krwią sączyło się życie. Krew wypłynęła z ciała Tatry tak obficie, zę już wypłukała świadomość.
- Ja jestem wraczem - znienacka rzekł jakiś stary tułacz o imieniu Żyrwak - zrób mi miejsce, panie.
Król uczuł wielką wdzięczność, a wracz wyprosiwszy go rozpoczął operacyjnie usuwać sztylet z rany. Ówczesne operacje były bardzo krwawe, prowadzono je w niehigienicznych warunkach i rzadko kończyły się powodzeniem. Całą podłoga była pokryta krwią. Wreszcie po trzech godzinach Tatra mogła wyjść z ręką na temblaku. Już podczas operacji odzyskała przytomność i zmuszała się aby nie krzyczeć - środkami znieczulającymi były wówczas napoje alkoholowe. W żyłąch zostało jej tylko pół litra krwi: przeżyłą jednak, bo swej krwi użyczyły jej Ruta i żona karczmarza. Ówczesne transfuzje przypominały rosyjską ruletkę - zwłaszcza, że dawcami często były zwierzęta. Krew rusałek, południc i nocnic miała tę niezwykłą właściwość, że można ją było przetoczyć każdemu człowiekowi. Niektórzy powiadali, że człowiek z krwią rusałki lub wodnika upodobni się do swego dawcy, jednak nie było to prawdą, przynajmniej w przypadku Tatry.
- Dajcie jej jeść! - rozkazał Lech III widząc swoją żonę żywą, lecz po najściu rezunów, wygnańcy musieli jeść żaby i dżdżownice z łąki.
- Współczujemy wam, ludzie i jeśli powrócimy do Kinperokabadu, poprosimy naszego króla Ixovodrava o pomoc dla was - zapewniali Płanetnicy, po czym szczęśliwi z zakończenia złęj przygody, wzlecieli w niebo, mając nadzieję, że ich bracia zawiozą ich do ojczyzny.
- Jak możemy Ci się odwdzięczyć? - na kolanach Tatra i Lech III pytali się wracza.
- Taras Długa Kita zabił mi ostatnich wnuków - mówił Żyrwak - życia im nie zwrócisz, a czego innego bym nie chciał. Niedługo do nich dołączę i nie chcę tylko zmarnować tego życia co mi zostało.
Byli król i królowa Aplanu, Ruta, Arvot Baldas i pięciu przeżyłych wygnańców wyruszyło w dalszą drogę. Południca chciała im zaproponować azyl w Pałącu Złotym Pory Południa, w którym się urodziła. Był to złoty zamek wyrastający z dna Kosmicznego Oceanu, poza godziną dwunastą niewidzialny i zamieszkany przez jej siostry. Należała do tych, które służyły Agejowi, lecz były i takie co wybrały Rykara (w Montanii jedna z nich zabiła mężczyznę, a potem pomylono z nią Tatrę). Te ostatnie mogły wymordować, lub wydać najezdnikom tych co by się schronili. ,,Lepiej im o tym nie powiem" - południca pomyślała z goryczą. Wygnańcy zaś udali się do krainy zwanej Ojcowem lub po starokrasnemu - ,,Fatryver". Schronili się w jednej z jaskiń o nazwie Jaskinia Hien, żyły tam bowiem, obecnie wymarłe - hieny północne. Po przespaniu pierwszej nocy, a raczej dnia w ich sąsiedztwie, ludzie zyskali zaufanie zwierząt i nie byli atakowani.
Poznane wcześniej małżeństwo, zgodnie z postanowieniem, przekazało czaszkę księcia Tarasa królowi Wieńczesławowi, a gdy ten próbował zabić obu posłów, południca ścięła go mieczem i zabrałą męża z niebezpiecznego miejsca. Orowie pozbawieni króla zaczęli walczyć między sobą.
Tymczasem w Jaskini Hien, Lech III opiekował się żoną, której ramię było już zdolne do ruchu. Kiedy spał, ujrzał jak Mokosza pochyla się nad nią i rzecze:
- Niepłodność wzięłaś z matki, aby wypróbowana została miłość między tobą a Lechem. Teraz jednak zostanie ci odjęta. Weź to jako dar dla niego - po tych słowach Enka zdjęła swój złoty łańcuch z pasa i owinęła nim Tatrę, po czym zniknęła.
- Czy chciałbyś pamietać jak się urodziłeś? - po obudzeniu zapytała męża - Bo ja raz pamiętałam - król ujrzał złoty łańcuch i na jego widok upadł na twarz.



Rozdział IV

Po śmierci Wieńczesława Kościej wmieszał się w walki książąt orskich i zwyciężywszy wszystkich, stworzył imperium sięgające od Rininu po Roxyzor. Jego wojska zajęły też Ojcowo, wcześniej okupowane przez Orów, lecz nie mogły wytropić wygnańców w Jaskini Hien. Ta i inne jaskinie stały się miejscem azylu dla miejscowej ludności, płazokształtnych wodników i podległych im rusałek. Wygnańców ktoś szpiegował. Tymczasem Tatra poczęła i po dziewięciu miesiącach spędzonych pod opieką Mokoszy i Lecha III urodziła trzy dziewczynki i trzech chłopców. U obu płci jedno dziecko było białe, drugie czarne, trzecie żółte, co wszystkich wprawiło w zdumienie. Coś podobnego ma miejsce u lampartów - czarna samica może mieć cętkowane młode lub na odwrót. Hieny północne nie robiły im krzywdy, a wszystkie sześć niemowląt było jednakowo kochanych przez rodziców. Razem z matką i ojcem było ich siedem, bo Tatra i Lech to,,dwie dusze w jednym ciele". Mokosza razem z miejscowymi kobietami i zwierzętami pomagała w opiece nad nimi. Słowiańska encyklopedia ,,Obraz świata" z lat 469 - 480 podaje tu wzmiankę o córce Mokoszy (lub jej przydomku!) Dziecileli, lecz ta półlegendarna postać żyła w erze dwunastej, a nie jedenastej.
- Jak je nazwiemy? - pewnego razu zapytał się Lech III.
- Te o skórze naszych prarodziców, Novalsa i Aivalsy będą się nazwać Mari i Roxyzorion, - Tatra nazwała dzieci żółte - te o barwach Welesa będą Afaraka i Przerośl...Toreń? Ten będzie się nazywał Przerośl Żyrwak, a białe nazwiemy - Anej i Mieczysław. Jak się podobają?
- Piękne - odparł Lech III - chciałbym tylko, aby córki nazywały się Anej Tabiena, Anej Mari i Anej Afaraka - czy możesz to zrobić?
- Mogę - odpowiedziała Tatra i ucałowała męża.
- I jeszcze zamiast ,,Roxyzorion", bardziej mi się podoba, hmm Burus.
Wszystkie dzieci; Mieczysław i Anej Tabiena, Burus i Anej Mari, Przerośl Żyrwak i Anej Afaraka, spały wtulone w kudły oswojonych hien, a tuż przy nich spali ich rodzice. Tymczasem do groty bezszelestnie weszły kobiece postaci. Dwie były uskrzydlone, a trzecia nie. Wszystkim świeciły się żółte i zielone oczy, oraz syczały żmije wyrastające z klatek piersiowych. ,,Jedzmy"! - ich przywódczyni wskazała na śpiące dzieci. Jednak Tatra nadal nosiła z nabożnością złoty łańcuch Mokoszy o pięćdziesięciu ogniwach. Zaświecił on silnym blaskiem, który skrzydlate mamuny z okrzykiem ,,Locho! Ratuj!" strącił pod Korzenie Wielkiego Dębu, a samą Lochę powalił na ziemię. Hieny północne zaczynały już powracać z łowów, ich i ludzkie dzieci poczęły płakać żałośnie, a Tatra zerwała się na równe nogi. Locha uciekła.
- Na twoje dzieci napadły mamuny - tłumaczyła Mokosza - ale to było ich klęską - pokazała złoty łańcuch. - Agej mówił, ze jeśli zostaniesz jytnas, to też będziesz walczyć z istotami mordującymi dzieci.
- Gdy przeminą ery, sprawię, że więcej dzieci będzie przezywać swoje narodziny - powiedział jej mąż Świętowit, po czym obaj Enkowie zniknęli.
Locha zaś udała się na Zachód, aby w Likostopolis powiadomić Kościeja o miejscu pobytu Tatry i Lecha III.



Rozdział V

Lato trwało, a w miarę jak Locha podróżowała na Zachód z Aplanu przez Teutmanię, w mijane rodziny wstępowała żałoba. Ginęło mnóstwo dzieci, tudzież wiele kobiet roniło i umierało przy porodzie. W ślad za swoją panią podążała coraz grupka mamun, czarownic, strzyg i wąpierzyc. Wreszcie Locha zaszła do Likostopolis gdzie przyjął ją Kościej.
- Coście wyszpiegowały? - zapytał król.
- Lech III i Tatra zamieszkali w Ojcowie, w Jaskini Hien, razem ze zwierzętami i wygnańcami - Kościej gniewał się, że wcześniej ich nie odnalazł - Tatra urodziła sześcioraczki; chłopców i dziewczynki o kolorze miodu, śmietany i jagód - Locha odsłoniła szpilkowate zęby, a na wężowe piersi poleciała ślinka.
- Łżesz szmato! - oburzył się władca. - Człowiek to nie pantera, aby tak było!
- Nie wierzysz? - zamyczała Locha. - To spójrz do swojej kryształowej czaszki - Kościej spojrzał i przekonał się, że była to prawda.
- To niepojęte - wymamrotał - ,,Muszę ich wszystkich rozgnieść jak robactwo"! - dodał w myśli.
- Chciałam zjeść jej potomstwo, ale miała - mamuna trwożnie ściszyła głos - złoty łańcuch Mokoszy; postrach Čortlandu i samego Rykara!
Zapadło krótkie milczenie. Locha objęła okryte skórą łopatki Kościeja i prosiła.
- Tyle napracowałam się dla ciebie, to może teraz w nagrodę użyczysz mi swego nasienia? - oczy błyszczały jej lubieżnością.
- Spłyń - warknął właściciel wielkiego gineceum, który po śmierci Šlezvigi na długi czas zaniechał rozpusty.
Tymczasem sługa oznajmił przybycie dawno niewidzianego posła.
- Panie, pragnie ciebie widzieć książe Ixlavok, syn księżycowego króla Ixovodrava - Kościej kopniakiem wygonił Lochę, która przeklinając go i życząc mu rychłej utraty nieśmiertelności opuściła Likostopolis. Potem dał ręką znak by wprowadzić posła.
Wszedł młody Płanetnik o niebieskiej skórze, ubrany w piękny, zielony kontusz wyszyty gwiezdnikami i o czarnej, podgolonej czuprynie.
- Ja nie wiem czy bardziej mam nienawidzić ścierw żeńskich, czy męskich, ale ty należysz do tych ostatnich - arogancko przywitał go Kościej.
- Mój król i ojciec, Ixovodrav wypowiada wam wojnę i to samo chce ci przekazać król - ojciec czcigodnego Lecha III, Opplan - mówił spokojnie Ixlavok. - Właśnie przysłał ,,jaja płomieniste'' do ochrony zacnej królowej Tatry i jej dzieci.
- Zakręt, zakręt... - Kościej zaciskał pięści i szeptał przekleństwo. - Czy już się wygadałeś parchu?! - kipiał złością.
- Chcę jeszcze przekazać, że jako następca tronu wydałem rozkaz, że każdy kto tknie Rutę, zostanie tak ukarany, iż trzeba mieć łeb wielki jak Księżyc, aby to sobie wyobrazić - zagroził książę, nadal panując nad emocjami.
- To teraz zabieraj swoją rzyć na Księżyc, albo ci wydłubie oko! Tym palcem! - pokazał mu środkowy.
Książę Ixlavok opuścił pałac i wsiadłwszy do ,,jaja płomienistego" skierował się na wschód.
- Myślałem, że dam mu w mordę! - pożalił się niewidomemu starcowi z długą, siwą brodą.
- Ale nie zrobiłeś tego i chwała ci za to - mówił starzec. - Cieszę się, że twój ojciec zlitował się wreszcie, a i ja nie jestem bez winy. Zanim umrę, chcę naprawić swoje zaniedbanie... - wiele innych myśli nurtowało w głowie sędziwego człowieka. ,,Czy pprzysłana im ochrona okaże się skuteczna? Czy Kościej znów zacznie sporządzać ogromne strzały z gwiezdnikowymi grotami? Czy mój syn pamięta o mnie jeszcze? Tyle lat się nie widzieliśmy".


*


- ,,Jak wielkim jest Agej, pan Wilgotnej Ziemi i Sinego Morza!" - przed Jaskinią Hien wykrzyknął wygnany król na widok swego ojca Opplana, wychodzącego z ,,jaja płomienistego", trzymanego za rękę przez królewicza Płanetników.
- On z dziedziny nocnic wydobywa światło, a z łona ziemi - twory rozliczne. -wzruszony odpowiedział Opplan. Ojciec i syn padli sobie w ramiona i długo płakali, a następnie Lech zawołał Tatrę, a ta rzuciła się starcowi na szyję ze słowami.
- On jest mocą, On jest życiem, On jest mądrością, On twój Pan okręgu Ziemi! - a potem wszyscy z Rutą i Arvotem Baldasem dośpiewali:
- On Kościeja ma za szarańczę, srogiego Amosowa i Krwawego Burka ważył za nic, a Rykar jest przy Nim jak niemowlę!
- Wiele się zmieniło! - powiedział Opplan.
- Mamy wreszcie dzieci - powiedział Lech i zaczął swemu ojcu pokazywać wnuków i wnuczki, a ten się cieszył i całował je.
- Wiesz, synu; sam Agej mi mówił, abym udał się do ciebie. On nie chce być murem oddzielającym mnie od dzieci. Często chce sprawdzać nas w miłości do innych - mówił Opplan, a następnie schwytał idącą wśród traw mówiącą czajkę i wysyłając ją do Likostopolis, mówił do niej, aby następnie przekazała to Kościejowi.
- Kościeju! Król Ixovodrav, mój syn Lech III i ja wzywamy cię na decydującą bitwę nad górnym biegiem Visany, wzywamy cię na sąd Ageja i Enków. Niech rozsądzi ona o tym, kto będzie panował na wschód od Odirny i oszczędzajmy krew swoich poddanych!
- Trzymam sztamę parchy - od niechcenia rzucił król czajce.
Po obu stronach zapadła decyzja o Wielkiej Bitwie Visańskiej. Nazajutrz rano Tatra zobaczyła Rutę aportująca oszczep Arvotowi Baldasowi.

1 Oto ona!
2 Izoprofiet' znaczy ,,równy wieszczom"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz