,,Był sobie dziad i baba,
Bardzo starzy oboje,
Ona kaszląca, słaba,
On skurczony we dwoje.
Mieli chatkę maleńka,
Taką starą jak oni,
Jedno miała okienko
I jeden był wchód do niéj.
Żyli bardzo szczęśliwie
I spokojnie jak w niebie,
Czemu ja się nie dziwię,
Bo przywykli do siebie.
Tylko smutno im było,
Że umierać musieli,
Że się kiedyś mogiłą
Długie życie rozdzieli.
I modlili się szczerze,
Aby Bożym rozkazem,
Kiedy śmierć ich zabierze,
Zabrała dwoje razem.
- Razem! To być nie może,
Ktoś choć chwilę wprzód skona!
- Byle nie ty, nieboże!
- Byle tylko nie ona!
- Wprzód umrę, - woła baba,
Jestem starsza od ciebie,
Co chwila bardziej słaba,
Zapłaczesz na pogrzebie.
- Ja wprzódy, moja miła;
Ja kaszlę bez ustanku.
I zimna mnie mogiła
Przykryje lada ranku.
- Mnie wprzódy! - Mnie, kochanie!
- Mnie, mówię! Dośćże tego,
Dla ciebie płacz zostanie!
- A tobie nic, dlaczego?
I tak dalej, i dalej,
Jak zaczęli się kłócić,
Tak się z miejsca porwali,
Chatkę chcieli porzucić.
Aż do drzwi, puk, powoli:
- Kto tam? - Otwórzcie, proszę,
Posłuszna waszej woli,
Śmierć jestem, skon przynoszę!
- Idź babo, drzwi otworzyć!
- Ot to, idź sam, jam słaba,
Ja się pójdę położyć -
Odpowiedziała baba.
- Fi, śmierć na słocie stoi
I czeka tam nieboga!
Idź, otwórz z łaski swojej!
- Ty otwórz, moja droga.
Baba za piecem z cicha,
Kryjówki sobie szuka,
Dziad pod ławę się wpycha...
A śmierć stoi i puka.
I byłaby lat dwieście
Pode drzwiami tam stała,
Lecz znudzona, nareszcie,
Kominem wleźć musiała''
- Józef Ignacy Kraszewski (1812 - 1887)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz