,,Gdy jestem taki jak dziś - zły,
że pięści aż zaciskam,
to, chciałbym, wiecie, spotkać lwy,
lwy o drapieżnych pyskach.
Wyszedłbym z domu. Zatrzasnął drzwi,
nie mówiąc ani słowa,
Poszedłbym drogą, a obok - lwy
szłyby zielskami w rowach.
Skradałyby się, kładły na płask,
warczały, pełzły na brzuchach,
a ja bym widział ich złoty blask,
ich złote grzywy w łopuchach.
Tak byśmy drogą, polami szli,
one bokami, ja środkiem,
tacy zjeżeni, warczący, źli,
przez koniczyny, tymotki.
Szlibyśmy miedzą suchą wśród zbóż
i groblą, ścieżką mokrą,
aż do wieczora, gdy słońce już
chyli się za widnokrąg.
A wtedy - lwy te, jak złoty błysk
w niebo by wdarły się w skoku.
I każdy ległby wspierając pysk
w złotym, zachodnim obłoku.
Wolno, ze słońcem znikłyby
I nagle: cisza, spokój.
I ja bym nagle przestał być zły
w tym wielkim spokoju, w tym mroku.
Wróciłbym prędko: raz - dwa - trzy.
A mama: - To ty! Wreszcie!
Niepokoiły mnie te lwy,
Ale nareszcie - jesteś!
A ja: - Skąd mamo, o lwach wiesz?
A mama: - Bo i ja
czasem zła jestem. No i też
chcę wtedy spotkać lwa''
- Hanna Januszewska (1905 - 1980)
Pamiętam ten wiersz z lekcji języka polskiego w klasie czwartej :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz