wtorek, 21 maja 2013

Turupit




Tak jak niegdyś Rykar, tak teraz Gorynycz usiłował zniszczyć świat pchając jego mieszkańców do wojen. Jego słudzy, nad rzeką Odirną i Morzem Srebrnym rozpętali zaciekły bój między leśnymi ludźmi, a niedźwiedziami. Dotąd leśni ludzie żyli w przyjaźni z wszystkimi mieszkańcami puszczy, prócz straszydeł, teraz zaś usiłowali zabić każdego napotkanego niedźwiedzia, a ponieważ podejrzewali, że miejscowy król tych zwierząt; Bartas Medeve jest panem wszystkich leśnych zwierząt, od strzał i ostrzy włóczni ginęły sarny, ptaki, zające, lisy, dziki... W odwecie potężne, kosmate łapy masowo gruchotały czaszki i kręgosłupy, niedźwiedzie zabijały żmijów, a nawet ludzi z siół, podejrzewanych o sprzyjanie potomkom Rucława i Ayisaki. Ku wściekłości Gorynycza, wojnę zakończył niedźwiedzi książę Arvot Marucha, ratujący tonącą w Odirnie, ośmioletnią córkę króla leśnych ludzi. Pokój upamiętniały odtąd tańce ludzi w niedźwiedzich skórach i coroczny zwyczaj wypuszczania w knieje niedźwiadka wychowanego wśród ludzi.
Po wojnie wzrosłą liczba plemion w lasach nad Odirną, a nie jeden leśny maż wziął za żonę niewiastę z siół Varpno i Varnovo (Velehrad został zniszczony przez potop; odbudowała go córka Czarnogłowa, Sedina, zwana Wielką . Nie tylko odbudowała gród, ale i przywiodła go do świetności, dlatego, za zgodą samego Welesa, jego nazwę zmieniono na Sedinum; obecnie w jego miejscu wznosi się Szczecin). Wracając do naszej historii... Zebrał się wiec, na którym postanowiono, że część leśnego plemienia Dziwiczów (za patronkę mającego Dziwicę) zbuduje tratwy i łodzie, aby poszukać nowych ziem do zasiedlenia. Jak ustalono tak zrobiono – plaże powoli znikaly leśnym ludziom i żmijom z oczu, a przed nimi otwierało się wielkie nieznane. Potwory morskie nie atakowaly podróżnych, bo Dziwica prosiła Juratę o opiekę nad swym ludem. Raz jednak, samemu zajmujący łódź Mszczuj z Varpna; chłop, który zamieszkał w lesie, by dzielić życie swych przyjaciół został zaatakowany. Za kark złapały go podobne do człowieczych ręce i dalejże! – ciągnąć w głębinę. Należały do brunatnego, morskiego potwora o oślich uszach, zagiętych do przodu kozich rogach, gadziej łusce, papuzim dziobie, błoniastych skrzydłach i kudłąch pod pachami. ,,Na pomoc’’! – wrzasnął varpnianin. Wnet w pobliżu zaroiło się łodzi i tratw. Mądry Turupit, (syn niewiasty z Dravska, do piętnastego roku życia wychowywany przez wilki), oburącz schwycił uszy potwora i pociągnął z całej sily. Ten puścił Mszczuja z Varpna, który wpadł do wody, za to rzucił się na Turupita, broniącego się włócznią. Drewno chrupnęło w dziobie bestii, lecz Turupit z całej siły uderzył ją kułakiem w klatkę piersiową. Potwór ryknął, lecz inni leśni ludzie poczęli strzelać z łuków, więc dał nura, łapiąc za rękę Mszczuja z Varpna i usiłując utopić. Turupit również zanurkował, gdy wtem ujrzał niezwykły widok. Lew bez grzywy, pokryty łuskami jak karp i majacy rybie skrzela, zabił morskiego potwora, obficie krwawiącego na zielono, zaś niedoszłego topielca chwycił za kark jak lwiątko i złożył w łodzi. ,,Podziękujcie Juracie’’! – zwierz przemówił ludzkim głosem, po czym zniknął z oczu. Po miesiącu, leśni ludzie wylądowali u wybrzeży krainy zwanej Svamią (Suomi). Tam umarł dotychczasowy wódz plemienny, a jego następcą wybrano Turupita w uznaniu jego mądrości i ofiarności. Oczom podróżnych ukazał się gęsty las, pełen dzikich zwierząt, lecz nie było tam ani jednego człowieka.
- To będzie nasz dom, nie mniej piękny od tego nad Odirną! – rzekł Mszczuj z Varna, a poznana przez niego w trakcie żeglugi morska rusalka, znajaca te tereny, ostrzegł przed srogą zimą.
Jednak część przybyszów pochodziła z siół o domach z kamienia i cegły i nie chciała mieszkać w puszczy. Gorynycz ucieszył się czując zapowiedź rozlewu krwi. Turupit wiele wędrował po pustkowiach Svamii i odkrył, że mieszkały już tam istoty rozumne. Spotykał rusałki i wodniki, krasnoludki i istoty wcześniej sobie nie znane – elfy. Były podobne do motyli, a trochę do ludzi, lecz tych znacznie przewyższały pięknością. Miały złote włosy, motyle skrzydla, kolorowe, zdobione opiłkami złota i srebra stroje. Mieszkały w lasach i na łąkach, gdzie wśród kwiatów miały strzeliste domki jakby utkane z mgły. Domki krasnali łatwo było przez nieuwagę rozdeptać, bo były zrobione zkory, patyków, liści i mchu, ocienione grzybami. Domem rusałek i wodników były jeziora i stawy, wykroty i korony drzew, a nawet stare nory borsucze. Widząc to wszystko, wódz plemienia Dziwiczów pomyślal o sporze o to, jak ma się zagospodarować nową ziemię. Gdy zebrał się wiec, przemówił:
- Wędrując po svamijskich pustkowiach widziałem domostwa jego mieszkańców nie będących ludźmi, ni zwierzętami. Sposób w jaki gospodarzą na tej ziemi nie niszcząc jej, nie jest sposobem leśnych ludzi, bo budują domy, lecz nie jest też sposobem ludzi z siół, bo ich domy są tu takie jakby były drzewami, lub kamieniami. Dlaczego my; ludzie z lasu i ludzie z siół nie moglibyśmy zbudować leśnego sioła? – na początku wszyscy kręcili nosami, lecz gdy przekonali się od samych elfów, że ,,leśna wieś’’ nie jest pomysłem chybionym, zbudowali drewniany gród, zabezpieczony przed ogniem danym przez karły inkarytem, który nazwali Turku na cześć mądrego Turupita. Po wielu latach, już w erze trzynastej, gród ten został pierwszą stolicą Finlandii.



*
Turupit umarł w wieku osiemdziesięciu lat otoczony miłością całej ,,leśnej wsi’’ i okolic, zaś starym już Mszczujem z Varpna opiekował się jego syn, rybak Vorupit. Jego córka Sygryda, licząca siódmą wiosnę życia zachorowała i leżała w łóżku. Pewnego razu, gdy wypłynął na morze, bardzo długo nie mógł nic złowić. Wreszcie w sieci znalazły się jedynie dwie szprotki; znak, ze jakiś dziwny stwór ostrzega człowieka. Rybak ponownie zarzucił sieci i znalazł w nich dwie dziewczynki z rybimi ogonami, ociekające wodą i łzami. Zadowolony zabrał je do chaty i wrzucił do zalanej wodą piwnicy, za pokarm dając im chleb i ryby. Przenosił syrenki do pokoju córki, aby śpiewem koiły jej cierpienie. Siostry Anej i Ayisaca, bo tak się się nazywały, śpiewały pieśni tak smutne, że łzy ciekły z oczu wszystkich żywych istot wokoło, tak piękne, że milkły słowiki, niekiedy tak pełne radosnej nadziei, iż przez nikogo nie kochany dziad, który chciał się powiesić, zrezygnował z samobójstwa. Morskie historie zawarte w tych pieśniach, do dzisiaj żyją w ludowej tradycji Finów.
- Agej dał nam głos przewyższający słowiki, ale i wytrwałość żółwic skłądajacych jaja na plaży, byśmy się nie leniły i rozwijały swe zdolności – mówiła zauroczononej Sygrydzie starsza siostra, Anej o płowych włosach. Młodsza od niej Ayisaca miałą włosy brązowe, lekko pofalowane, niczym Leśna Matka. Anej miała dziwne oczy; raz były modre jak klejnoty Juraty, innym razem zaś czarne jak czeluść Čortieńska. Dziewczynka zaprzyjaźniłą się z syrenimi dziećmi, lecz te tęskniły do morza, a ich skargi dotarły do morskiej Enki, Juraty.
Vorupit suszył sieci na plaży, gdy zobaczył czarnowłosa panią w ognistej koronie, trzymającą bursztyn, a wiatr unosił fałdy jej sukni z morskiej piany, naszywanej perłami. Oniemniał na ten widok, a cud niewiesci dotknął białą dłonią jego serca i rybak padł na kolana , a potem na twarz. Płakał jak bóbr i skręcał się jak ryba wyjęta z wody. Jurata znów dotknęła jego serca i przestał się miotać.
- Uczułeś ból rodzicieli syrenek, które złowiłeś – objaśniła.
- Wybacz, Aredvi Maris, mojka córka choruje i ktoś musiał ją pocieszyć – tłumaczył rybak.
- Sygryda wyzdrowiała – rzekła Jurata. – Ty zaś wypuść syrenki do morza.
Na spotkanie Vorupita wybiegłą z chaty jego rzeczywiście zdrowa córka. Rybak wypuścił Anej i Ayisakę, na drogę dając im pieczone prosię. Sygryda tęskniła za nowymi przyjaciółkami, a one z anią. Wkrótce zostałą okeanidą i mogła je odwiedzać do woli. Wiele lat później zostałą żoną morskiego wodnika i tu baśń się urywa. Wracajać do Turupita, po śmierci niektórzy poczęli czcić go jako boga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz